Trasa przez Bliźniaki wpadała nam w oko, kiedy niedawno gościliśmy na Groniu Jana Pawła II. Spoglądaliśmy z tego szczytu dość długo w tę stronę, podziwiając dalekosiężną panoramę pomiędzy Andrychowem a Wadowicami, ale też na niewybijające się pasemko ciągnące się na północnych obrzeżach Beskidu Małego. Widząc za jego wschodnim krańcem Wadowice nie trudno domyśleć się, iż są to góry, w których przyszły papież zaczynał swoją górską fascynację. Tam też w dolinie Skawy mieszkał bodaj największy piewca Beskidu Małego - Emil Zegadłowicz, którego poezja wyrastała na tle tych gór. Warto byłoby się tamtędy kiedyś przejść - pomyśleliśmy - by posłuchać tamtejszego wiatru i szelestu liści drzew. Było to niedawno, w kwietniu tego roku i nie spodziewaliśmy, że realizacja tego bardziej marzenia niż planu nastąpi już w czerwcu tego samego roku. Zaistniała jednak mobilizująca okoliczność; otóż 4 czerwca 2013 roku rodzina znanego nam miłośnika gór, „Świtaka” i świetnego fotografa powiększyła się o dwóch nowych członków, a jakże - bliźniaków Tomka i Grzesia. Szczęśliwej rodzinie dedykujemy dzisiejszy wypad w góry. Nie przypadkiem już rankiem podczas pobytu w gorzeniowskim dworku u Zegadłowiczów, odszukaliśmy w parku dwa okazałe bliźniacze cyprysy groszkowe, a teraz zmierzamy na Bliźniaki Beskidu Małego.
TRASA:
Gorzeń Górny
Iłowiec (477 m n.p.m.)
Łysa Góra (554 m n.p.m.)
Bliźniaki (564 m n.p.m.)
Kaczyna/Za wodą (361 m n.p.m.)
Kokocznik (512 m n.p.m.)
Inwałd
OPIS:
Pobyt w
Muzeum Emila Zegadłowicza w Gorzeniu Górnym kończymy kilka minut po jedenastej. Żegnamy się z zacisznym dworkiem. Po wyjściu na drogę skręcamy w lewo, a po kilkunastu metrach na rozwidleniu dróg wybieramy lewą odnogę i wspinamy się po stoku Grapy, zwanej Grodziskiem. Przypuszcza się, że ta druga nazwa może pochodzić od stojącego na wzniesieniu grodziska, ale jego istnienie nie jest pewne. Szybko wychodzimy spod osłony lasu, który częściowo porasta stoki Grapy. Zaraz potem, pod budynkiem szkoły podstawowej w Gorzeniu Górnym droga znów rozwidla się, a my po raz wtóry skręcamy na lewą odnogę. Za niedługo droga skręca 90 stopni w prawo. Zbocze ma bardzo łagodne nachylenie, a droga wiedzie pośród pól i łąk. Mijamy kilka domostw w sąsiedztwie których rosną grupki drzew owocowych. Przy drodze rośnie wiele popularnych kwiatów. Okolica zaczyna nas olśniewać, a wspaniała panorama skraju Beskidu Małego i rozciągającego się dalej Pogórza Wielickiego oczarowuje coraz bardziej.
|
Na stoku Grodziska. |
Na północy doskonale prezentuje się Goryczkowiec (375 m n.p.m.) zwany potocznie Dzwonkiem, co pewnie związane jest ze stojącą niegdyś na nim dzwonnicą, która miała podobno moc odpędzania burz. Otwarte zbocza Dzwonka, pokryte gęstą siecią ścieżek z pewnością gwarantują mnóstwo wrażeń. Dochodzimy do drogi, przy której stoi drewniany krzyż. Skręcamy na nią w lewo i idąc trawersujemy zbocze Iłowca, porośnięte powyżej nas lasem.
|
Goryczkowiec, Dzwonek (375 m n.p.m.). |
|
Widok na Pogórze Wielickie. |
|
Jaroszowice. Kościół pw. Św.Izydora. |
|
Klecza Dolna. Kościół pw. Św.Wawrzyńca. |
|
Kosaciec syberyjski (Iris sibirica L.). |
|
Łubin (Lupinus L.). |
|
Koza domowa (Capra aegagrus hircus). |
|
Stoki Iłowca. Kapliczka na osiedlu Pagórek należącym do wsi Ponikiew. |
Po lewej, po drugiej stronie doliny Skawy okazale prezentuje się Jaroszowicka Góra (544 m n.p.m.). Mijamy kolejne domostwa, następnie murowano-drewnianą kapliczkę otoczoną zielenią i kwiatami, za którą szlak odbija na prawo wchodząc ostrzej na zbocze Iłowca. Jesteśmy na osiedlu Pagórek należącym już do wsi Ponikiew. Drogę obrastają zarośla, ale jest ona szeroka i wygodna. Zarośla te są niezbyt wysokie i przed skrętem w prawo w kierunku lasu znów mamy widok na Jaroszowicką Górę, a także na dolinę Skawy, gdzie widoczna jest budowana zapora na tej rzece w Świnnej Porębie.
Przed wejściem do lasu idziemy chwilkę skrajem polany pełnej łąkowych kwiatów. Na południowym wschodzie pokazuje się nam wzniesienie, które wieńczy kościół pw. Matki Bożej Pocieszenia w Świnnej Porębie. Widać też najdalej wysunięte na wschód wzniesienie Beskidu Małego - Upalenisko (433 m n.p.m.), które zaczęto tak nazywać, od czasu, kiedy spalono na nim, na stosie, za czary kobietę o nazwisku Sikonionka. Na stokach Upaleniska stoi kościół pw. św. Wojciecha. Wybudowano go w 1868 roku w miejscu wcześniejszej świątyni z 1359 roku, która z kolei zbudowana została w miejscu jeszcze wcześniejszej, przysposobionej z istniejącej pogańskiej świątyni, co stało się zaraz po przyjęciu chrześcijaństwa być może z rąk samego św. Metodego albo jego uczniów. Mucharz lokowany był w roku 1254, ale jego dzieje sięgają czasów znacznie dawniejszych i związane są prawdopodobnie z okresem istnienia Państwa Wiślan. Po chrystianizacji Mucharz i jego świątynia stały się ośrodkiem parafialnym, obejmującym m.in. Wadowice, a sięgającym aż Nadwiśla z Zatorem i Babiej Góry z drugiej strony.
|
Jaroszowicka Góra (544 m n.p.m.). |
|
Przełom rzeki Skawy. Z prawej widać budowaną zaporę. |
|
Świnna Poręba. Kościół pw. Matki Bożej Pocieszenia.
|
|
Mucharz. Kościół pw. Św.Wojciecha z 1868 roku. |
Z początkami chrześcijaństwa na tych ziemiach wiąże się pewna legenda o drzwiach kościoła w Mucharzu, znana doskonale mieszkańcom Mucharza i okolic, przekazywana z pokolenia na pokolenie. Wtedy tutejsze okolice porastał jeszcze stary karpacki las. Pewnego wieczora, tuż po zmierzchu proboszcz mucharskiej parafii, tak jak co dzień po pracowitym dniu odmawiał brewiarz pod starą lipą. Aż tu nagle lipa zaczęła gadać. Po chwili jednak proboszcz zorientował się, że to nie lipa gada, a dwa biesy, które o czymś rozprawiały. Okazało się iż czarty planowały niebywałą intrygę, o jakiej jeszcze nikt nie słyszał. Otóż jeszcze tego wieczoru jedna z nałożnic Lucyfera miała udać się do Rzymu i uwieść papieża. Proboszcz usłyszawszy to osłupiał i dalej siedział pod lipą bezradnie - droga do Rzymu przecież daleka i niewiele czasu zostało by przestrzec papieża. Niebawem jednak udało mu się oprzytomnieć, a pomyślawszy „przecież czarta czarcim sposobem...” zebrał się w sobie i wyskoczył nagle zza lipy. Biesy osłupiały widząc księdza, a ten nie dając im czasu do namysłu, pewnym głosem rozkazał: „Natychmiast zanieście mnie do Rzymu, do papieża!”. Biesy czuły respekt przed modlitwą i mszałem, dlatego posłusznie, aczkolwiek nieco niechętnie zerwały drzwi frontowe z kościoła i posadziły na nich proboszcza. W ten sposób przenosiły go do Rzymu, niemal w ostatniej chwili, by uprzedzić papieża o niecnym planie. Dzięki proboszczowi z Mucharza kościół i wiara zostały uratowane. Biesy nie mogły sobie darować tego co zrobiły, a że musiały jak wszystkie inne nieczyste moce wrócić przed północą do piekła, nie protestowały, gdy proboszcz kazał im jeszcze odnieść się z powrotem do Mucharza i odstawić drzwi kościelne na swoje miejsce. Jednak owe drzwi zawisły już na jednym haku, bowiem gdy diabły je wieszały wybijała już dwunasta i diabły w pośpiechu musiały wrócić do piekła. I tak przez lata owe drzwi wisiały przy wejściu do mucharskiego kościoła, aż w końcu zostały przeniesione do kościelnej wieży, gdzie można je dziś zobaczyć i podziwiać odciśnięty na nich czarci pazur.
W ostatnich latach Mucharz zmienia się bezpowrotnie w związku z budową zapory na Skawie w Świnnej Porębie - zburzono domy, rozebrano linię kolejową, wycięto drzewa i wyrównano teren. Budowa zapory w Świnnej Porębie jest jednym z najdłużej powstających projektów hydrotechnicznych. Jej budowę rozpoczęto w 1986 roku, ale wygląda na to, że już za rok wzniesienia Upaleniska mogą zostać otoczone sztucznym jeziorem. Jeśli chcemy zobaczyć to co niebawem zmieni się na zawsze, to trzeba się spieszyć, tak jak to zrobił nasz znajomy „świtak” Michał utrwalając dla potomności w foto artykule „
Świnna Poręba - zbiornik retencyjny”.
|
Stoki Iłowca. Polana na skraju lasu. |
|
Wyka ptasia (Vicia cracca L.). |
Popatrzyliśmy sobie co nieco na widoki, ale Bliźniaki wciąż na nas czekają. Z urokliwej polanki wkraczamy więc do lasu. Ścieżka niezbyt dużym nachyleniem pnie się ku szczytowi Iłowca wiodąc płytkim wąwozikiem. Las jest mieszany, a drzewostan dodatkowo przemieszany jest drzewami starymi i młodymi. Tudzież przecinamy malutką śródleśną polankę, a za polanką na naszej ścieżce leży sobie padalec i udaje, że jest martwy. Dzięki temu możemy przyjrzeć mu się dokładnie. Przypomina węża, ale oczywiście nim nie jest. Posiada szkliste, miedziane zabarwienie. Jego głowa właściwie nie odgranicza się od tułowia, a ogon kończy się niewielkim kolczastym wyrostkiem. Nie chcemy go wystraszyć, nie chcemy by poczuł się zagrożony i tym samym odrzucił ogon podczas ucieczki. Nieruchawymi oczyma obserwuje nas bacznie, aż chyba czuje, że dobrzy z nas ludzie i spokojnie przepełza na drugą stronę ścieżki. A my idziemy dalej w górę i po 5 minutach, dokładnie o godzinie 12.00 osiągamy szczyt Iłowca (477 m n.p.m.).
|
Podejście na Iłowiec. |
|
Padalec zwyczajny (Anguis fragilis). |
|
Iłowiec (477 m n.p.m.). |
Szczyt Iłowca jest całkowicie zalesiony. Od razu z niego schodzimy. Z nieokreślonej strony dociera do nas odgłos odległego wyładowania atmosferycznego. Szkoda byłoby kończyć wycieczkę. U nas słoneczko jasno świeci, choć na niebo napłynęły chmurki. Zresztą co chwila mijamy jakąś boczną ścieżkę, schodzącą z grzbietu to na lewo, to na prawo - jest gdzie uciekać przed burzą. Do wiosek, gdzie można się schronić jest bardzo blisko.
Szlaku naszego dotykają też wąskie przecinki leśne schodzące w dół stoku, odsłaniające drobne widoczki. Jednak generalnie jest to leśna wędrówka. Las jak wspominaliśmy mieni się różnorodnością. Na drzewie mijamy zawieszoną śliczną kapliczkę z Matką Boską w wewnątrz, kolejną zresztą przy szlaku. Jest dokładnie tak jak pisał Emil Zegadłowicz w „Balladzie o czwartym powsinodze beskidzkim świątkarzu”:
|
Kapliczka przy szlaku między Iłowcem i Łysą Górą. |
– bożą się i kapliczą
wierzby i topole –
przychyla się do stóp ich
bławatami pole –
– rozwidlają się drogi
całe i niecałe –
pod skrzyżowanie ino
na tę bożą chwałę –
– kapliczki uwieńczone
jakby na wesele –
Bóg swe serce człowieczy
w drzewinowym ciele
Ścieżka łagodnie faluje w górę i w dół, ptaki świergocą lub śpiewają, aż tu z południowego zbocza dociera do nas nieregularna mieszanka odgłosów: „chrrym”, a może raczej „chrrum”. To jest dzik (Sus scrofa), a jak rzekł Brzechwa:
Dzik jest dziki, dzik jest zły,
Dzik ma bardzo ostre kły.
Kto spotyka w lesie dzika,
Ten na drzewo szybko zmyka.
Po odgłosach dochodzących z zarośli młodnika zorientować się nietrudno, że tych dzików jest tu kilka, być może to locha z warchlakami. Dobrze, że nie zaskoczyliśmy ich nagłym najściem. Drzew mamy tu bez liku, ale lepiej spokojnie oddalić się. Dziki zapewne wyczuły już naszą obecność, a dla pewności rozmawiamy głośniej uświadamiając im swoją obecności, bo dzik to też płochliwe stworzenie o ile nie czuje się zagrożony. Dla lasu dziki są istotnie pożytecznymi zwierzętami, ze względu na swoją niewybredność. Ich menu jest bardzo bogate, a znajdują się na nich m.in. martwe zwierzęta oraz larwy szkodników. W poszukiwaniu żywności intensywnie ryją w ziemi, co widać nawet przy naszym szlaku. Tak zryte miejsca nazywa się buchtowiskami. Jednak dziki to też utrapienie, gdy wyrządzają szkody w uprawach, a szczególnie tutaj, co zasłyszeliśmy od tutejszych mieszkańców.
Maszerujemy dalej. Wtem na szlaku mamy kolejny okaz padalca zwyczajnego (Anguis fragilis), choć od ostatniego spotkania z przedstawicielem tej nietypowej jaszczurki nie minęło jeszcze 30 minut. Robimy kolejną sesję fotograficzną, zanim ten zdecyduje się oddalić w zarośla przy ścieżce.
|
Padalec zwyczajny (Anguis fragilis). |
Przyjemnym spacerkiem o godzinie 12.45 przechodzimy przez wierzchołek Łysej Góry (554 m n.p.m.). Stąd mamy stromsze, no raczej dość strome, lecz krótkie zejście. Potem jeszcze chwilkę prawie płasko przecinając trawiastą polankę i po 10 minutach od szczytu jesteśmy na rozstaju pod Łysą Górą (510 m n.p.m.), na którym dołącza do nas niebieski szlak z Wadowic.
|
Łysa Góra (554 m n.p.m.). |
|
Zejście z Łysej Góry. |
|
Nachylenie zachodniego zbocza Łysej Góry. |
|
Polana pod Łysą Górą. |
Znajduje się tutaj kapliczka postawiona w 1946 roku przez ks. Stanisława Waltera z Choczni na miejscu wigilijnej mszy polowej odprawionej dla partyzantów w 1947 roku. Obok stoi krzyż oraz obelisk postawiony 29.05.2005 roku przez mieszkańców wsi Zawadka, a poświęcony Janowi Pawłowi II - „niestrudzonemu pielgrzymowi do serc ludzkich, który w czasach swojej młodości wędrował tym szlakiem”. Korzystając z drewnianych ław i ławeczek odpoczywamy oraz zjadamy mały posiłek.
|
Rozstaj pod Łysą Górą (510 m n.p.m.) z kapliczką, krzyżem i kamiennym obeliskiem. |
Po kwadransie ruszamy dalej. Niebieski szlak towarzyszy nam niedługi czas. Słoneczną przecinką w kilka minut docieramy do Przełęczy Czesława Panczakiewicza (510 m n.p.m.). Tutaj niebieski szlak odbija do wsi Ponikiew i dalej wiedzie na Groń Jana Pawła II. Zaś żółty szlak z Przełęczy Czesława Panczakiewicza prowadzi dalej grzbietem naszego pasemka Bliźniaków mijając jodły, buki i jawory oraz przecinając kolejne polanki.
Na jednej z polanek po źdźbłach trawy spacerował sobie chrząszcz niejaki Morsznik czerwony (Stictoleptura rubra), a raczej niejaka bo to samiczka o pięknym, wyrazistym czerwonym zabarwieniu. Jeszcze takiego owada nie widzieliśmy, choć to raczej pospolity gatunek.
Wokół lata mnóstwo różnych owadów, najczęściej są to pszczoły, motyle i ważki, ale przydrożne polanki obfituje też w wiele innych gatunków owadów, tyle, że wszystkim zachciało się dziś latać i żaden z nich do tej pory nie chciał przysiąść by pokazać się nam dokładnie. Jednak najpospolitszym owadem tego lasu jest zdaje się mrówka rudnica (Formica rufa). Przy naszym szlaku minęliśmy już co najmniej kilkanaście mrówczych kopczyków, a kopczyk taki to zaledwie dach całego mrowiska, które może sięgać w głąb ziemi nawet 2 metrów. Stanowią ważny element leśnego ekosystemu, są jego czyścicielami, objętymi przez człowieka ochroną.
|
|
|
Morsznik czerwony (Stictoleptura rubra). |
Zmierzając na Bliźniaki pokonujemy najpierw nie nazwaną lokalną kulminację grzbietu, i po krótkotrwałym zejściu rozpoczynamy strome podejście pierwszego z wierzchołków Bliżniaków. Z daleka wyglądało ono na dość forsowne i owszem nachylenie było dość duże, ale poszło jak z płatka. Przy okazji natknęliśmy się na stanowisko Bodziszka cuchnącego (Geranium robertianum L.), który zawdzięcza swoją nazwę emitowanemu zapachowi, szczególnie intensywnemu po roztarciu liści. Dlatego nie ma się co dziwić, że nazywany jest też bodłym śmierdzielem. Jednak mimo takich cech jego ziele od dawna stosowano na gojenie ran i wrzodów, a także do leczenia chorób układu pokarmowego.
|
Bodziszek cuchnący (Geranium robertianum L.). |
O godzinie 13.40 zdobywamy wschodni, wyższy wierzchołek Bliźniaków (564 m n.p.m.) zwany Giermotką. To najwyższa kulminacja dzisiejszej wędrówki. Zaś po pokonaniu niedużej przełączki z polaną osiągamy niższy, zachodni wierzchołek Bliźniaków. Zejście z Bliźniaków robi się naprawdę bardzo strome, a szczególnie po skręcie szlaku na południe. Jednak wcześniej tuż pod wierzchołkiem olśniewa nas fantastyczna południowa panorama, a wszystko przez wyciętą połać na północnym stoku. Ta wspaniała panorama Pogórza Śląskiego i Wielickiego zatrzymuje nas na parę minut.
|
Bliźniaki (564 m n.p.m.). |
U stóp mamy Chocznię, a na północnym zachodzie Inwałd. Trudno wymienić wszystkie wioski, jakie widoczne są do horyzontu, gdzie wypatrzeć można mimo zaniesionego pyłem powietrza tak odległe obiekty, jak Elektrociepłownię w Jaworznie, Kopalnia Węgla Kamiennego w Oświęcimiu, Klasztor i Kościół OO.Bernardynów w Alwerni, i wiele, wiele innych. Stoimy nieco osłupiali fenomenalnym widokiem, i zastanawiamy się jakże ogromna dal musi się stąd ciągnąć, gdy powietrze jest bardziej klarowne np. o świcie lub zimową pora.
|
Panorama pod szczytami Bliźniaków. |
|
Panorama ze stoku Bliźniaków na południe. |
|
Panorama ze stoku Bliźniaków na południowy zachód. |
|
Panorama ze stoku Bliźniaków na południowy wschód. |
|
Panorama ze stoku Bliźniaków. |
|
Inwałd. Kościół pw. Narodzenia Najświętszej Maryi Panny. |
|
Inwałd. Park Miniatur, a za nim Park Średniowieczny. |
|
Tutaj za wzniesieniem Kuwik (373 m n.p.m.) widać Park Rozrywki Dinolandia w Inwałdzie. |
|
Wielki Dział (377 m n.p.m.), a za nim Mały Dział (366 m n.p.m.) z niższym masztem antenowym.
W dali po prawej widać Budynek szybu KWK „Janina” w Libiążu. |
|
Chocznia. Kościół pw. Narodzenia św. Jana Chrzciciela.
Powyżej widać Tomice z kościołem pw. św. Joachima i Anny. |
|
Wiatrak z turbiną w Choczni. |
|
W centralnej części fotografii widać klasztor i kościół pw. Stygmatów św. Franciszka z Asyżu w Alwerni.
Bliżej nieco z prawej białe silosy wytwórni pasz w Spytkowicach. |
|
Elektrownia Jaworzno III. |
|
Oświęcim z wyniosłym budynkiem szybu kopalni węgla kamiennego „Piast”. |
Tak jak wspomnieliśmy z Bliźniaków schodzimy ostro w dół. Stromość szlaku zaskakuje, szczególnie zaraz po tym jak szlak nagle skręca na południe i wprowadza do głębokiego jaru. Jar ten i jego okolice porośnięte jest pięknym bukowym lasem. Pod koniec ścieżka robi się troszkę błotnista, ale wkrótce wstępuje na płaską drogę leśną przy jednym z dopływów Choczenki. Po chwili mijamy dom i o godzinie 14.30 wychodzimy na asfaltową szosę, która rzec by można łączący wioskę Kaczynę położoną na południu w głębi doliny ze światem. Kaczyna założona na prawie wołoskim w drugiej połowie XVI wieku otoczona jest niemal ze wszystkich stron górami. I właśnie na południe, w głąb doliny szlak nas prowadzi, wzdłuż szosy i potoku Choczenka.
|
Początek stromego zejścia z Bliźniaków. |
|
Zejście z Bliźniaków. |
|
W leśnym jarze. |
|
Wąwóz. |
|
Przy jednym z dopływów Choczenki. |
Po naszej lewej stronie mamy kilkunastometrowej wysokości okrywkę fliszu karpackiego z wyrazistymi warstwami piaskowców i łupków. Niebawem przekraczamy mostem Choczenkę i na wysokości przystanku autobusowego „Kaczyna Kamieniołom”, w miejscu oznakowanym „Kaczyna - za wodą” (361 m n.p.m.) szlak schodzi z szosy na prawo, na szutrową drogę. Idziemy tą drogą bardzo krótko, bo szlak szybko schodzi z niej na prawo, by szerokimi zakosami piąć się po zboczu. W lesie przeważają buki. Po około 20 minutach podejścia ścieżka wyraźnie traci na nachyleniu – jesteśmy na grzbiecie góry. Zaś o godzinie 15.00 docieramy na szczyt Kokocznika (512 m n.p.m.).
|
Odkrywka fliszu karpackiego w Kaczynie. |
|
„Kaczyna - za wodą” (361 m n.p.m.) - na tą drogę szlak odbija z szosy. |
|
Na grzbiecie Kokocznika. |
|
Kokocznik (512 m n.p.m.). |
Przed nami Ostry Wierch (549 m n.p.m.). Widać go między drzewami, ale szlak nie prowadzi na jego wierzchołek, tylko obchodzi go leśną drogą od południa. Po 10 minutach marszu od szczytu Kokocznika mijamy zawieszoną na drzewie tabliczkę ze strzałką kierującą na nieoznakowaną ścieżkę wiodącą na szczyt Ostrego Wierchu. Skorzystamy z niej innym razem. Natomiast zastanawiamy się czy iść dalej do Andrychowa, czy za żółtymi znakami naszego szlaku schodzić do Inwałdu. Chwilę zastanowienia przerywa radość ze znaleziska: pierwsze grzyby w tym roku - no to będzie jajecznica.
Po łagodnym opuszczeniu stoków Ostrego Wierchu docieramy do skrzyżowania i polany o nazwie „Panienka”. Mamy tu dwie kapliczki, a nawet trzy bo dwie z nich wiszą na tym samym dębie jedna pod drugą. Zaś na skraju polany mamy dużą murowaną kapliczkę z płaskorzeźbą przedstawiającą św. Huberta i św. Franciszka postawioną 3.11.2000 roku. Do tego uroczego miejsca przychodzi również zielony szlak z Leskowca i biegnie dalej wspólnie z naszym żółtym, który zakręca tu w prawo.
|
Polana „Panienka” z kapliczkami. |
|
Między Panienką i Wapienikiem. |
|
Tutaj żółty szlak zaczyna schodzić do Inwałdu. |
O godzinie 15.40 docieramy do miejsca, gdzie żółty szlak odbija w prawo na strome zbocze, zaś zielony prowadzi dalej prosto przez Wapienicę (531 m n.p.m.), Kobylicę (491 m n.p.m.) i Pańską Górę (432 m n.p.m.) do Andrychowa. Na drzewie pod strzałkami szlaków wisi kolejna kapliczka, a właściwie taka miniaturowa kapliczunia z Matką Boską przyozdobiona malutkim bukiecikiem kwiatów.
No ale dokąd dalej? - zastanawiamy się. Dylematu naszego nie rozstrzyga przechodząca para turystów, bo i owszem tu i tu atrakcyjnie jest wędrować. Jednak tak sobie myślimy: przecież kiedyś będziemy szli na Leskowiec, bo przecież już w głowach mamy obmyśloną eskapadę na nockę, by popatrzeć ze szczytu na zachód i wschód słońca. Jakimś szlakiem będziemy musieli wtedy iść i czemu nie miałby to być zielony z Andrychowa. A więc wybór dokonany: zielony zostawiamy sobie na inny czas, a schodzimy żółtym do Inwałdu.
Na początku żółty szlak dość ostro schodzi po leśnym zboczu. Po 5 minutach przechodzimy przez placyk do którego dochodzi szutrowa droga. Dalej lasem w dół, ponad jarem, gdzie mijamy po prawej drewniany krzyż. Wchodzimy do małego, wąskiego wąwozu i po chwili jesteśmy już na skraju lasu, skąd widać okolice wzniesienia Kuwik (373 m n.p.m.), znajdującego się pomiędzy Inwałdem i Chocznią Górną. Mija godzina 16.05. Szlak wiedzie nas pośród inwałdzkich pól i łąk. Słyszeliśmy różne historie o Inwałdzie, w tym o zbójcach, którymi dowodziła legendarna Maronka. Siedzibę swoją, gdzie ukrywali zrabowane skarby mieli podobno w jednej z jaskiń w wąwozie prowadzącym z Inwałdu do Zagórnika. Nikomu jednak nie udało się ich odnaleźć, a jedynie, wydobyto sławny, biały wapienny kamień inwałdzki.
|
Strome zejście do Inwałdu. |
|
Na zejściu do Inwałdu. |
|
Prz drewnianym krzyżu. |
|
Widok na północny wschód po wyjściu z lasu. |
|
Zbliżenie na północny wschód, na wzniesienie Kuwik (373 m n.p.m.). |
Do inwałdzkich historii jeszcze kiedyś wrócimy. Tymczasem przecinamy linię kolejową, a za przystankiem kolejowym idziemy już przez wioskę wąską asfaltówką. Na kolejnych skrzyżowaniach dróg skręcamy w lewo, a potem w prawo i wkrótce obok pałacu z XIX wieku szczelnie otoczonego murem i zespołem parkowym, wychodzimy na drogę krajową nr 52. Na prawo mamy przystanek autobusowy, gdzie o 16.25 kończymy przyjemną wędrówkę.
Żółty szlak pomiędzy Gorzeniem Górnym a Inwałdem można polecić wszystkim, nawet osobom o słabszej kondycji fizycznej. Pozwala na lekką, leśną wędrówkę pośród uroczych przydrożnych kapliczek i krzyży. Liczne polany są wspaniałym miejscem na odpoczynek, a niektóre z nich są w stanie oczarować wspaniałą panoramą, nie mniej atrakcyjną niż te z wyższych beskidzkich szczytów. Zaś na całym szlaku odszukamy nadzwyczajny spokój, bo pasmo Bliźniaków będące w cieniu pobliskiego Leskowca jest rzadko odwiedzane.
Wspaniała wycieczka, piękne lasy, widoki, okazy fauny i flory! Pozdrawiam :)
OdpowiedzUsuńJak zwykle niezwykle starannie opisana trasa wycieczki. Doskonałe zdjęcia są zachętą do powtórzenia jej przez czytających. To przykład, że i w niezbyt wysokich pasmach górskich można znaleźć ciekawe szlaki turystyczne. Bardzo ładne panoramy.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.
Bardzo urozmaicona wycieczka. Tej trasy w ten sposób jeszcze nie zrobiłem, ale zachęta wspaniała.
OdpowiedzUsuńDzięki za relacje. :)
Kolejna super relacja okraszona dużą ilością zdjęć, które tak lubię. :) Nie ma to jak relaks po pracy z kubkiem herbaty w ręce i Waszym blogiem. I like it! :)
OdpowiedzUsuńA my nie możemy się już doczekać kiedy odwiedzimy Twoje góry.
UsuńCiekawa wycieczka. Pogoda się udała. Teraz widzę, takie niższe górki. :)
OdpowiedzUsuńWspaniałe zdjęcia, widoki zapierają oddech:) Pozdrawiam
OdpowiedzUsuńGdzie w Inwaldzie zaczyna się ten szlak?
OdpowiedzUsuń