Gdy najruchliwszy szlak tatrzański przycicha robi się jakoś dziwnie nieswojo, jakbyśmy byli nie tam, gdzie chcieliśmy być, gdzie jesteśmy faktycznie. Ledwie jakieś szmery tylko słychać do strony potoku, który zdaje się również przysypiać. Idziemy w górę samym środkiem traktu, na którym nie słychać stukających kopyt koni zaprzęgniętych do furek; nikt nie komenderuje wiśta, czy wio. Cała dolina jakby zamarła, albo wymarła. Jeno duchy może leśne gdzieś się już tylko szwendają, lecz po cichutku tak, aby nie zmącić wszechogarniającego spokoju. Z wolna zapada szarówka, lecz szczyty granitowych grzebieni wzbijających się ponad jeziorem w bezchmur przestworzy długo jeszcze żarzą czerwienią. W końcu nocny latarnik pierwszą gwiazdę zapala nad nimi, potem kolejne. Cisza wieczorna zamyka Tatr ramiona... Pod gwiazdami zupełna ciemność już zapadła, a tylko płomień świecy migocącej na werandzie wskazuje drogę do schroniska duszy, która dzisiaj w Tatrach niespodziewanie wydobyła się ze swego ziemskiego żywota.
Rozmiłowana, roztęskniona,
Hen! od wieczornej idzie zorzy
Zamykać Tatry w swe ramiona.
Płonie kamienna Tatr korona,
A cisza siada między granie,
Rozleniwiała, rozmarzona.
Pomrok ogarnia skalne ławy,
A od nich płynie do stóp ciszy
Li jednostajny szmer siklawy.
Rozmiłowana, roztęskniona,
Schodzi powoli od miesiąca
Zamykać Tatry w swe ramiona.
(Jan Kasprowicz, Cisza wieczorna, wybrane fragmenty)
Było miło Was spotkać na trasie:) pozdrawiam
OdpowiedzUsuńPozdrawiamy i do następnego spotkania :)
Usuń