O godzinie 7.30 jesteśmy pod Bufetem Rohackim (słow. bývalá Ťatliakova chata; 1380 m n.p.m.). Otworzą go za pół godziny. Chwilkę rozmawiamy z kierowcą. Dziesięć minut później ruszamy szlakiem niebieskim do Doliny Smutnej, mijając głaz z tablicą upamiętniającą Jána Ťatliaka - pioniera turystyki górskiej. Kamienną dróżką maszerujemy ku najwyższym krańcom Doliny Rohackiej (słow. Roháčska dolina). Chłodny cień jeszcze zalega w dolinie, ale już w górnych partiach, w Dolinie Smutnej (słow. Smutná dolina), będącej przedłużeniem Doliny Rohackiej jest jaskrawo od promieni słońca.
Z lewej chyli się nad nami ściana Rohacza Ostrego (słow. Ostrý Roháč; 2088 m n.p.m.). Spogląda na nas Rohacki Koń znajdujący się nieco poniżej wierzchołka granitowego giganta. Z kolei przed nami zionie w nas grozą przepaścistych ścian Rohacz Płaczliwy (słow. Plačlivý Roháč; 2125 m n.p.m.). Około godzinie 8.10 mijamy rozstaj szlaków - Rázcestie v Smutnej doliné (1527 m n.p.m.) skąd odchodzi zielony szlak nad malownicze Rohackie Stawy (słow. Roháčske plesá). My zaś podążamy w górę Doliny Smutnej, której dno jest zielone, choć osaczona jest ciemnymi, granitowymi ścianami.
Wchodzimy w obszar doliny silnie nasłoneczniony, przynajmniej w tym momencie porośnięty gęsto miłosną górską (Adenostyles alliariae). Swą piękną nazwę roślina ta zawdzięcza sercowatemu kształtowi dużych liści, a także tym, że rośnie w górach. Jest zaliczana do najwyżej rosnących ziołorośli karpackich. W obfitości miłosnej górskiej ginie wyniesiony na długich łodygach żółtobarwny starzec górski (Senecio subalpinus), zwany niekiedy starcem subalpejskim. Może nawet umknął by naszej uwadze, gdyby nie lubiły przysiadać na nim rusałki pawiki (Inachis io) z pawimi okami na krwistoczerwonych skrzydłach. Motyl ten po mistrzowsku opanował sztukę kamuflażu chroniąca go przed drapieżnikami. Składając do siebie skrzydła może udawać uschnięty liść. Jednak, jeśli ktoś do niego zbyt blisko się zbliży rozkłada skrzydła, pokazując wielkie oczy, którymi stara się odstraszyć napastnika.
Opuszczamy powoli obszar kosodrzewiny i ziołorośli. Otoczenie wyżej jest bardziej surowe, choć zielonych muraw pośród złomisk i piargów nie brakuje. Na zboczach bocznego grzbietu odchodzącego od Trzech Kop pasą są kozice. Jedna z nich wyraźnie podkreśla to, że jest szefem stojąc sztywno z wysoko podniesioną głową na najwyższej skale. Z lewej pod Rohaczem Płaczliwym dochodzi stukot staczającego się kamienia, słychać rozmowę niesioną z dali. Góry mają specyficzną akustykę. Czasem z miejsca oddalonego zaledwie kilkadziesiąt metrów nie słychać nawet wołania o pomoc, a czasem z odległości wielkiej wiatr niesie szepty. W końcu wypatrujemy czyje głosy słyszymy z oddali - to grupka podążającą w dół dziką ścieżką ze Smutnej Przełęczy.
Po drugiej stronie przełęczy mamy zieloną Dolinę Żarską (słow. Žiarska dolina), zgoła odmienną, znacznie bardziej zieleńszą od tej, którą podchodziliśmy, zawalonej granitowym gruzowiskiem. Z lewej ponad doliną wznosi się masyw Barańca (słow. Baranec, Veľký vrch; 2185 m n.p.m.), trzeci co do wysokości szczyt Tatr Zachodnich. Nieco za nim w odchodzącej grani zarysowuje się spiczasty wierzchołek Szczerbawego (słow. Štrbavy, 2149 m n.p.m.). A w dolinie widzimy czerwony dach Schroniska Żarskiego (słow. Žiarska chata; 1280 m n.p.m.). Dolina Żarska wychodzi na Liptów, krainę którą od południa zamykają Niżne Tatry.
Po krótkim odpoczynku zaczynamy wspinać się granią w kierunku Trzech Kop. Szlak obsuwa się pod nogami poryty skalnym gruzem. Nie ma jednolitej ścieżki, tylko skały. Przed nami garb tworzony przez Smutne Turniczki, który obchodzimy z lewej, czyli od strony Doliny Żarskiej niekiedy pomagając sobie rękoma. Odtąd w wielu miejscach nasza górska „przechadzka” będzie miała elementy wspinaczkowe. Dlatego złożone kije trekkingowe przyczepiliśmy do plecaka już na Smutnej Przełęczy.
Do góry pniemy się szybko. Widoki rozrastają się w oczach. O godzinie 10.20 stajemy na pierwszej z Trzech Kop (słow. Tri kopy), najwyższej z nich Przedniej Kopie (słow. Prvá kopa: 2136 m n.p.m.). Południowe zbocza opadają spadziście na Wielkie Zawraty (słow. Veľké Závraty), po przeciwnej stronie zaś są przepaścią w niewidoczną otchłań. Tak w zasadzie wygląda grań, aż do Banówki.
Wierzchołek Przedniej Kopy opuszczamy wchodząc na jej południowo-zachodnie stoki. Zejście prowadzi po litej skale ubezpieczonej łańcuchem. Na linię grzbietową wracamy po pokonaniu skosem ułożonej płyty. Za płytą opuszczamy się w dół w dalszym ciągu będąc przy łańcuchu.
Szybko przechodzimy wąskie siodełko przełęczy i mamy kolejny łańcuch rozwieszony zakosami na ściance kolejnej kopy. Przemieszczamy się najpierw w prawo, potem w lewo po skalnych gzymsach, następnie kilka metrów do góry i o godzinie 10.50 jesteśmy na wierzchołku Drobnej Kopy (słow. Druhá kopa; 2090 m n.p.m.). Krótki postój i spojrzenie na pięknie prezentująca się stąd Dolinę Rohacką. Za Doliną Rohacką wznosi się odosobniona Osobita (słow. Osobitá; 1687 m n.p.m.), a jeszcze dalej za mgłą widoczna jest poczciwa Babia Góra (słow. Babia hora; 1725 m n.p.m.). Na niebo napłynęło kilka drobnych, malowniczych obłoczków. Wydają się stać w miejscu nieruchomo. Na szczycie można wyczuć jedynie delikatne powiewy, które nawet trochę nie studzą emocji wysokogórskiego spaceru i panującej wysokiej temperatury. Grań, na której gościmy przypomina Orlą Perć.
|
Południowo-zachodnia strona Przedniej Kopy. |
|
Przejście na płytę. |
|
Na płycie. |
|
Trawers ściany Drobnej Kopy. |
|
Końcowe łańcuchy na Drobnej Kopie. |
|
Pod wierzchołkiem Drobnej Kopy. Z tyłu widać Przednią Kopę. |
|
Drobna Kopa (słow. Druhá kopa; 2090 m n.p.m.). |
|
Dolina Rohacka z Drobnej Kopy.
W centrum widać Osobitą. |
|
Szeroka Kopa i Hruba Kopa (z tyłu) widziana z Drobnej Kopy. |
Drobną Kopę opuszczamy wchodząc w krótki komin, który niweluje na chwilę otaczającą ekspozycję. Poniżej niego przechodzimy, właściwie w obrębie siodła przełączki przed trzecią turnią, ścieżka szlaku przemyka po południowej stronie. Forsujemy Szeroką Kopę (słow. Tretia kopa; 2090 m n.p.m.). Jest znacznie łatwiej. Południowe stoki Szerokiej Kopy, po których idziemy nie są tak urwiste, jak wcześniej pokonywane. Bez większych trudności o godzinie 11.05 przechodzimy przez jej wierzchołek i od razu schodzimy, również bez większych trudności. Przed nami podejście na Hrubą Kopę.
|
Komin w Drobnej Kopie. |
|
Stawy Rohackie z widoczne ze stoków Drobnej Kopy. |
|
Zbocze Szerokiej Kopy (słow. Tretia kopa) z widokiem na Hrubą Kopę.
Z lewej widać skalisty Jałowiecki Przysłop. |
|
Przełęcz Hruba Przehyba przed Hruba Kopą.
W tle widoczna Szeroka Kopa. |
Podejście na Hrubą Kopę jest łatwe i łagodne. Zwyczajna górska ścieżka, na której można odsapnąć od przepaści, choć może nie od przestrzeni, która nas otacza. A w dali Doliny Rohackiej wypatrujemy polanę Zwierówkę z kilkoma budynkami, a wśród nich naszą chatę, w której spędziliśmy ostatnią noc i do której musimy dotrzeć dzisiaj na kolejną. Zrobiło się nam na moment tęskno za jej klimatem i miło spędzonym wieczorem. Mamy nadzieję na podobny wieczór dzisiaj. Zakwaterowanie w Chacie na Zwierówce pozwoliło nam odciążyć znacznie ekwipunek górski. To co jest nam niepotrzebne, a więc m.in. stroje wieczorowe, szlafroki kąpielowe, garderobę do spania... zaskakujemy prawda, ha, ha, ha, to tak oczywiście żartem, ale tak naprawdę zostawiliśmy tam parę rzeczy, takich jak zapasowe ubranie, mydło, szampon itp. Jest nam dzięki temu znacznie lżej, choć zapas wody jeszcze trochę waży.
|
Podejście na Hrubą Kopę. |
|
Polana Zwierówka (słow. Zverovka). |
Hrubą Kopę, zwaną niekiedy Basztą (słow. Hrubá kopa; 2166 m n.p.m.) zdobywamy o godzinie 11.15. Jest dość rozłożysta w porównaniu do wcześniejszych szczytów, czy też tych, które są jeszcze przed nami. Jej północne ściany stromo opadają na Wielkie Zawraty (słow. Veľké Závraty), stanowiące górną część Doliny Żarskiej. Bardziej strome ściany Hrubej Kopy północne opadają do polodowcowego kotła Doliny Spalonej (słow. Spálená dolina).
Na wschodzie strzępią się Rohacze, za nimi piętrzy się Wołowiec. W dali na północnym wschodzie widzimy pik Wielkiego Giewontu wyrastający zza Czerwonych Wierchów. Na lewo rozkładają się białawe wapienie Kominiarskiego Wierchu, a jeszcze bardziej na lewo po drugiej stronie Doliny Chochołowskiej mamy Bobrowiec (słow. Bobrovec; 1663 m n.p.m.). Bliżej trochę niższy Grześ (słow. Lúčna; 1653 m n.p.m.), połączony Długim Upłazem (słow. Dlhý úplaz) z Rakoniem (słow. Rákoň; 1879 m n.p.m.). Z kolei na wschodzie widzimy ciąg dalszy naszego spaceru, niesamowity, ostry grzebień skał wygięty na północ nad Spaloną Dolinę, na którą wznosi się z niewątpliwą przepaścistością. Stoki południowe, choć są zdecydowanie mniej poszarpane, pokryte nieco murawami, również mrożą krew w żyłach znaczną stromością.
|
Hrubą Kopa (słow. Hrubá kopa; 2166 m n.p.m.). |
Do skalnego grzebienia prowadzi nie głęboka, choć znacznie dłuższa niż dotąd, Przełęcz nad Zawratami (ok. 2050 m n.p.m.). Położona w ostrej grani opada ścianą mającą około 200 metrów wysokości do Doliny Spalonej. Jednak przejście przez nią prowadzi wygodną ścieżką, na której przysiadła górówka.
|
Górówka. |
Przed nami skalny grzebień Banówki. Za skalnym grzebieniem widać Banówkę (słow. Baníkov; 2178 m n.p.m.), od której na południe odchodzi grzbiet z kulminacją Jałowieckiego Przysłopu (słow. Jalovecký príslop, Príslop; 2142 m n.p.m.). Na prawo od Banówki wznosi się piramidalny Pachoł (słow. Pachoľa; 2167 m n.p.m.), od którego grzbiet odchodzi do wznoszącej się bardziej na północy Spalonej Kopy (słow. Spálená; 2083 m n.p.m.). Za Spaloną Kopą widzimy Salatyn. Za nimi okiem sięgamy na Brestową, do której sięgnąć zamierzamy dzisiejszym spacerem.
|
Panorama od strony Przełęczy nad Zawratami.
(kliknij aby powiększyć) |
|
Widok na Dolinę Żarską. |
|
Pierwsze skalne czuby na grzbiecie Banówki. |
|
Pierwsza czuba w w skalnym grzebieniu. |
Zbliżamy się do skał znajdujących się po drugiej stronie Przełęczy nad Zawratami. Co raz wyraźniej wyodrębnia się z nich skalna czuba po której wchodzimy przytrzymując się łańcucha, a za nią mamy charakterystyczną Igłę (słow. Baníkovská ihlá), którą omijamy od południowej strony. Za Igłą wspinamy się po łańcuch na strzępiasty grzebień skał. Odtąd skupienie musi być wyjątkowe, bo idziemy po silnie eksponowanym i przepaścistym odcinku. Czerwony szlak wprowadza na samiuśki ostry grzebień. Mając jednak na uwadze ambitny plan na dzisiaj i spostrzeżenia po ostatniej wędrówce tędy decydujemy się na boczną nieznakowaną ścieżkę, która przeprowadza nas szybko południową stroną tuż pod skałami grani. Dzięki niej coś na pewno zyskaliśmy na czasie.
Wygodna (co nie znaczy, że nie eksponowana) nieznakowana ścieżka niestety nie prowadzi przez całą długość grzebienia. Chcąc nie chcąc musimy w końcu wyjść na jego ostrze i zmierzyć się z nim, choć trochę. Jest on silnie podcięty na północną stronę. Dopiero, gdy przejdziemy na stronę tej przepaścistej ściany możemy zobaczyć po czym szliśmy przed momentem. Przechodzimy kawałek po północnej stronie grani, po wąskiej półce ubezpieczonej łańcuchem, a potem wracamy na południowa stronę. Idziemy małą chwilkę krótką ścieżką i wracamy na ostrze wyjątkowo emocjonującej grani z rozwieszonym łańcuchem. Po pewnym czasie łańcuch sprowadza nas nieco niżej, wydaje się, że na jakąś łatwiejszą ścieżkę. Łatwej ścieżki jednak żadnej nie ma, lecz ponownie przechodzimy na ciemną, północną stronę grani przez szczerbę i w silnej ekspozycji schodzimy po skałach na półkę. Przesuwamy się po półce dalej do przodu, po czym wracamy na ostrze grani. Przed nami już na pewno bezpośrednie podejście na szczyt Banówki. Po krótkim odsapnięciu ruszamy do góry. Po kilku minutach stajemy na szczycie.
|
Droga na czubę. |
|
Na skalnym grzebieniu. |
|
Przejście na północna stronę grani. |
|
Na północnej ścianie. |
|
Odpoczynek. |
|
Tuż przed szczytem. |
Jest godzina 12.40. Przejście od Hrubej Kopy zajęło nam 1 godzinę i 25 minut, a więc około 20 minut więcej niż czasy podawane na mapie, dłużej choć uprościliśmy sobie wędrówkę wybierając wygodniejsze i mniej wymagające obejście fragmentu szlaku. Od Smutnej Przełęczy przejście zajęło nam 3 godziny 10 minut. To tylko potwierdza trudność szlaku, tym bardziej, że nie byliśmy przyblokowani zatorami ze strony innych turystów, a nasze odpoczynki nie były długie.
Na Banówce (słow. Baníkov; 2178 m n.p.m.) zasiadamy na ciasteczkową przekąskę. Teraz dopiero czujemy, że wiatr jest znacznie silniejszy niż dotąd. Nie zawracaliśmy na niego dotąd uwagi, co chyba sprawiła potężna dawka emocji i skupienie w jakim pokonywaliśmy grań. Teraz nieco ochłonęliśmy (tak troszeczkę, bo emocje wciąż siedzą w nas).
|
Banówka (słow. Baníkov; 2178 m n.p.m.). |
O godzinie 13.00 zaczynamy schodzić ze szczytu Banówki zielonym szlakiem na południe. Dołem widać tam skalistą przełęcz za którą wznosi się Jałowiecki Przysłop (słow. Jalovecký príslop, Príslop; 2142 m n.p.m.). To nasz boczny cel, który przy okazji graniowej wędrówki zamierzamy zaliczyć. Leży na ciągu bocznej Grani Rosochy, która odbiega na południe od Banówki. Zejście z Banówki jest nieco szutrzaste, jak potocznie mówimy o dróżkach pokrytych drobnym materiałem skalnym, na którym można łatwo ujechać. Bliżej siodła przełęczy jest wygodnie, szlak przeprowadza przez skałki tworzące garby po stronie zachodniej. W miarę zbliżania się do celu robi się bardziej skaliście, szlak w niektórych miejscach jest zerwany. Szybko pokonujemy również końcowe ostrzejsze podejście i o 13.20 jesteśmy na szczycie Jałowieckiego Przysłopu. Odpoczywamy 15 minut podziwiając dość ciekawą panoramę. Siadamy na kamieniach mając przed sobą Baraniec (słow. Baranec, Veľký vrch; 2185 m n.p.m.). Między nami a Barańcem jest głęboka dolina. Nie widzimy jej dna, jedynie ujście po południowej stronie. Jest tam Żarska Chata, która w pierwotnych planach miała dać nam dzisiaj schronienie na noc, ale w związku z tym, iż nie mieli już wolnych miejsc założyliśmy bazę na Zwierówce. Z lewej strony widzimy przebytą do tej pory grań. To z grubsza dopiero połowa drogi.
|
Jałowiecki Przysłop (słow. Jalovecký príslop, Príslop; 2142 m n.p.m.). |
Wracamy na Banówkę tą samą drogą. Przechodzimy przez jej wierzchołek po raz drugi dzisiejszego dnia o godzinie 14.00 i schodzimy na Banikowską Przełęcz, za którą wznosi się Pachoł. Zejście na Banikowską Przełęcz wymaga uwagi. Znajduje się na nim dużo drobnego miału, gdzie pomaga podpora rozłożonych kijów trekkingowych, ale też są krótkie fragmenty skałkowe, na których przydaje się uchwyt lub podpórka dłoni. O godzinie 14.30 przechodzimy przez przełęcz i wchodzimy na stok Pachoła.
|
Banówka widziana ze stoku Jałowieckiego Przysłopu. |
|
Banikowska Przełęcz, a za nią Pachoł. |
Podejście na Pachoła od strony Banikowskiej Przełęczy osuwa się pod nogami. Jest kamieniste. Wije się w górę niewielkimi zakosami. Słyszymy w pewnym momencie świst, ale nie świstaczy. Dociera do nas z góry, z powietrza. Zerkamy na południe, gdzie znad naszych głów oddala na szybowiec. Zakreśla koła swym torem lotu, wraca do nas i zawraca nad Grań Rosochy. Można by rzec, że wiatr go nosi z fantazją. Wspinamy się dalej, a po chwili z naprzeciwka pojawiają się znajomi z wczorajszego dnia. nigdy nie odmawiamy sobie pogawędki z sympatycznymi ludźmi. Szkoda, że nie idziemy w tą samą stronę.
|
Podejście na Pachoł. |
|
Pod chmurami pojawił się szybowiec. |
Pachoł (słow. Pachoľa; 2167 m n.p.m.) zdobywamy o godzinie 15.00. Tam spotykamy kolejnych ludzi, z którymi pogawędka nie może się skończyć. Do tego znów wspaniała panorama. Patrzymy ile nam zostało drogi do końca. Widać stąd Spaloną Kopę (słow. Spálená; 2083 m n.p.m.) i odchodzącą od niej długą grań pełną skalnych garbów, która prowadzi na Salatyny. Dalej widać 3-kilometrowy grzbiet Skrajnego Salatynu (słow. Predný Salatín), który schodzić mamy do doliny.
Żegnamy poznanych znajomych, zaczynamy schodzić o godzinie 15.30 na Spaloną Przełęcz (słow. Spálené sedlo; 2055 m n.p.m.). Grań schodząca na przełęcz jest wąska, pokryta skalnym rumoszem. Z prawej grań opada do górnych partii Doliny Spalonej, zaś po lewej, zachodnie stoki ostro obrywają się do surowego kotła polodowcowego nazywanego Głębokim Workiem lub Kieszenią (słow. Vrece). Zejście jest ostre, często wymaga użycia rąk. W środkowej części pojawia się wydeptana ścieżka. Odpoczną na niej nasze kolana. Wkrótce jednak zaczyna się podejście na Spaloną Kopę. Nie ma stromizny, ale pojawia się rumosz. Chyba przez moment idziemy poza znakowanym szlakiem po tym rumoszu, na którym widoczne są ślady intensywnego chodzenia.
|
Spalona Kopa (słow. Spálená; 2083 m n.p.m.). |
|
Widok z Pachoła na Salatyny. |
|
Grzbiet Skrzyniarek widziany z Pachoła. |
|
Widok z Pachoła na Spaloną Kopę. |
|
Zejście z Pachoła na Spaloną Przełęcz. |
|
Spalona Przełęcz (słow. Spálené sedlo) i widok na Spalona Kopę. |
|
Banówka widziana ze Spalonej Przełęczy. |
O godzinie 16.15 osiągamy jedną z kulminacji Spalonej Kopy (słow. Spálená; 2083 m n.p.m.). Nie ma pewnością skąd taka nazwa góry. Prawdopodobnie pochodzi od stosowanego w dawnych czasach sposobu powiększania terenów wypasowych przez wypalanie kosówki. Pokryta jest częściowo kamieniami, ale w znacznej części porośnięta jest trawami. Na wierzchołku góry wyróżnić można łącznie trzy niewybitne kulminacje. Która jest właściwa - zastanawiamy się. Po chwili wchodzimy na bardziej rozległą kopułę porośniętą w większości trawami. Wydaje się być niższa od wcześniejszej.
Na niebie pojawiło się więcej obłoków i choć błękitu wciąż przewaga, chmury od jakiegoś czasu zasłaniają nam słońce. O godzinie 16.20 stajemy na wprost ciągu Skrzyniarek. Z tej perspektywy Salatyn widoczny na końcu wydaje się być nieodległy. Jednak na poszarpanej grani czeka nas zapewne wiele zejść i podejść, które wydłużają dystans. Ruszamy.
|
Spalona Kopa (słow. Spálená; 2083 m n.p.m.). |
|
Na drugim wierzchołku Spalonej Kopy. |
Kopułę szczytową Spalonej Kopy opuszczamy początkowo łagodnie po murawie. Szybko jednak grań zwęża się i wyostrza. Ścieżki często rozwidlają się, jedna wprowadza na skalne wypiętrzenie, druga przechodzi bokiem po stromym stoku. Znaki szlaku nie zawsze są dobrze widoczne. Stajemy wtedy przed wyborem - wchodzić na skałki, czy przejść bokiem, gdzie być może jest łatwiej i szybciej, choć nigdy nie ma pewności, jak jest tam dalej. Czy nie będziemy wracać do miejsca wyboru. Na Skrzyniarkach jest kilka łańcuchów, które ułatwiają trudniejsze przejścia skalne. Skrzyniarki w wielu miejscach wymagają stosowania prostych elementów wspinaczkowych. Stoki, jak tez cała grań wystawiają nas nader często na ekspozycję. Trasa jest jednak bardzo urozmaicona i nie można się na niej nudzić. Największe ekspozycje występują po stronie północnej, czyli od strony Dolina Zadniej Salatyńskiej (słow. Zadná Salatínska dolina). Tamtędy tez prowadzą przejścia chyba najbardziej emocjonujące Oczywiście czujemy już trochę zmęczenie i uwagę skupiamy głównie na bezpieczeństwie, czyli na to co mamy pod nogami, aby nie potknąć się i nie poślizgnąć na miałkiej ścieżce.
|
Za nami szczyt Spalonej Kopy. Z prawej widoczny skalny grzebień Banówki. |
|
Widok ze Skrzyniarek na Spaloną Przełęcz i Pachoł. |
|
Dolina Zadnia Salatyńska (słow. Zadná Spálená dolina, Zadná Salatínska dolina). |
|
Widok na Przełącz pod Dzwonem spod turni Dzwon (słow. Zvon).. |
|
Emocjonująca ściana w turni Dzwon (słow. Zvon). |
|
Zadnia Salatyńska Przełęcz, zwana też Przełęczą pod Dzwonem (słow. Sedlo u Zvonu, sedlo Skriniarok) |
|
Widok na Spaloną Kopę i Pachoł oddzielone Spaloną Przełęczą.
Poniżej Dolina Głęboka (słow. Hlboká dolina) |
|
Salatyńska Kopa. |
Zielone murawy Salatynów są co raz bliżej. Powoli zbliżamy się do nich. Tymczasem na południowym wschodzie, gdzie stoi dumny Pachoł pojawił się księżyc. Choć wschodzi i zachodzi o bardzo zróżnicowanych godzinach (również w dzień), to zwykle kojarzy się z nocą. Noc zbliża się nieuchronnie. Liczymy godziny, obliczamy o której będziemy w schronisku i wychodzi nam, że chyba bardzo późno. Chcielibyśmy, aby zostawili nam coś do jedzenia, ale nie możemy się dodzwonić do schroniska. Cieszymy się jednak przede wszystkim tą bieżąca chwilą, a raczej niezwykle pięknymi chwilami, które następują jedną po drugiej. Góry wyglądają teraz zupełnie inaczej niż o poranka, niż w południe, czy we wczesne popołudnie. Granitowe ściany zdają się czerwienić od blasku odbijanych promieni słońca zniżającego się do horyzontu. Nie ma chyba w górach już nikogo. Od Pachoła nikogo nie spotkaliśmy na szlaku. Nasłuchujemy ciszę, lecz nie dochodzą do nas żadne dźwięki. To dziwne i niezwykłe. Niejakie uczucie samotności i pustki nas ogarnia, jesteśmy sami na grani.
Mamy wrażenie, że pokonanie Skrzyniarek znacznie przeciągło się w czasie. Jest godzina 17.45, a więc... jednak nie przeciągło się, bo jesteśmy praktycznie w mapowym czasie na bezpośrednim podejściu masywu Salatynów.
Salatyny są pokryte rozległymi murawami. Są niczym romantyczne bieszczadzkie połoniny. Salatyny to zupełnie inna bajka, inny krajobraz gór, kontrastujący z tym, który zostawiamy już za sobą. Na północnym wschodzi widzimy wał grzbietu bocznego Zadniego Salatyna (słow. Zadný Salatín) odchodzący Małego Salatyna, na który wspinamy się teraz. Zadni Salatyn oddziela surową Zadnią Salatyńską Dolinę od Doliny Salatyńskiej (słow. Salatínska dolina), w której widoczna jest infrastruktura znanego ośrodka narciarskiego Spaléná.
|
Wał grzbietu bocznego Zadniego Salatyna (słow. Zadný Salatín). |
|
Stok Małego Salatyna z widokiem na Spaloną Kopę, i Pachoł. |
O godzinie 18.00 osiągamy wierzchołek Małego Salatyna (słow. Malý Salatín; 2046 m n.p.m.). Cały masyw Salatyna posiada łącznie 6 wypiętrzeń, ale zazwyczaj na mapach zaznaczane są tylko dwa. Na szczycie Małego Salatyna jest rozdroże, z którego odchodzi szlak do Parzychwostu (słow. Parichvost; 1148 m n.p.m.). Odpoczywamy na Małym Salatynie korzystając z jego zielonej murawy. Uroczo. Mały Salatyn i Salatyn były dawniej terenami pasterskimi należącymi do hali Salatyn. Wypasano na nich bydło z Doliny Jałowieckiej. Właśnie od nazwy tej hali nazwano później sąsiednie grzbiety i przełęcze.
|
Mały Salatyn (słow. Malý Salatín; 2046 m n.p.m.). |
|
Pośrednia Salatyńska Przełęcz i Salatyński Wierch. |
|
Południowa grań Siwego Wierchu. |
Przejście na sąsiadujący szczyt wiedzie przez niewielką Pośrednia Salatyńska Przełęcz znajdująca się na wysokości 2012 m n.p.m. Przejście na Salatyński Wierch, zwany zwykle krótko Salatynem (słow. Salatín, Salatínsky vrch; 2048 m n.p.m.) zajmuje nam około 10 minut. Z kopulastego Salatyna widoki są rozległe i obejmujące znaczną część szczytów Tatr Zachodnich. Nie chce się już iść dalej. Najchętniej rozłożylibyśmy tutaj namiot i zostali na noc, lecz to tylko marzenie. Dzień zbliża się już ku końcowi. Słońce nie praży już tak jak o poranku, jest nisko, lecz wciąż pilnuje cudownej aury, która teraz późnym popołudniem najbardziej raduje wyśmienitością. Czujemy oczywiście duże zmęczenie, choć to tylko nieśpieszny górski spacer, lecz który to już z kolei dwutysięcznik mamy za sobą? Ktoś liczył.
|
Krótkie podejście na Salatyński Wierch. |
|
Salatyński Wierch (słow. Salatín, Salatínsky vrch; 2048 m n.p.m.). |
|
Widok z Salatyńskiego Wierchu w stronę Osobitej. |
|
Widok z Salatyńskiego Wierchu w stronę Spalonej Kopy. |
O godzinie 18.30 zaczynamy schodzić z kopuły Salatyńskiego Wierchu, trochę smutni, choć do końca nie wiemy dlaczego… czy dlatego, że już musimy opuszczać te malownicze granie, czy też dlatego, że możemy nie dostać dziś kolacji. Stok zaczyna być coraz bardziej stromy. Wkrótce zaczynamy zmagać się z ostrym zejściem na Skrajną Salatyńską Przełęcz (słow. Salatínske sedlo; 1870 m n.p.m.). Przez siodło przełęczy przechodzimy o godzinie 19.00 i zaczynamy podejście na Brestową.
|
Salatyński Wierch. |
|
Opuszczamy Salatyński Wierch. |
|
Brestowa widziana ze stoków Salatyńskiego Wierchu. |
|
Kozice zbiegające do Salatyńskiej Doliny. |
Na urwiste północne stoki Brestowej wyszły kozice na wieczorny żer. Chyba są zaskoczone, że o tej porze ktoś jeszcze wędruje tędy. Spłoszył je odgłos naszych kroków po kamienistej ścieżce. Pomknęły w dół po skałach i piargach, umknęły naszym oczom. O godzinie 19.15 zdobywamy Brestową (słow. Brestová; 1934 m n.p.m.). Na południowym zachodzie w oślepiającym blasku słonecznym widać rysy Siwego Wierchu, położonego w pobliżu zachodniego końca głównej grani Tatr. Z drugiej strony, gdzie czeka na nas przytulne schronisku świetnie widać pobliską Osobitą (słow. Osobitá; 1687 m n.p.m.), a jak się rozejrzeć wokół zobaczymy całą Dolinę Rohacką z wznoszącymi się nad nią szczytami, w tym z tymi, które dzisiaj przebyliśmy. Ten widok, to wspaniałe przeżycie przywołujące obrazy dnia od samego poranka, po chwile obecną. Tak sobie mówimy do siebie:
- Szkoda, że nie możemy już dalej wędrować ku zachodzącemu słońcu.
- Szkoda, ze musimy schodzić, bo moglibyśmy stąd zobaczyć cudowny zachód słońca.
|
Brestowa (słow. Brestová; 1934 m n.p.m.). |
Zostało nam już tylko zejście, dodać trzeba, że dość długie. Znak podaje nam dwie godziny z kwadransem. Skoro już musimy schodzić, to od teraz staramy się robić to szybko w przeciwieństwie do dotychczasowego tempa. Ruszamy o godzinie 19.20. Dróżka szlaku przez grzbiet Skrajnego Salatyna, zwanego też Przednim Salatynem (słow. Predný Salatín) jest w miarę wygodna. Trochę wolniej idziemy tylko na początku przy zejściu z kopuły Brestowej, potem już możemy szybko maszerować, bo szlak przez grzbiet biegnie przeważnie płasko. Wkrótce wchodzimy w obszar niskiej kosodrzewiny, gdzie ku zaskoczeniu mijamy turystę podążającego w górę grzbietu. Pewnie ma ciepły śpiwór, a może namiot i zostanie na noc na Salatynie oczekując następnego dnia i wschodu słońca.
|
Dróżka szlaku na grzbiecie Skrajnego Salatyna. |
|
Główna grań Tatr Zachodnich od Wołowca po Hrubą Kopę w czerwieni zachodzącego słońca. |
O godzinie 20.05 osiągamy dolny koniec grzbietu z polanką otoczoną kosodrzewiną i ławeczką na środku. Odpoczywamy chwilkę, bo dalsze zejściu jest bardzo strome i tym samym męczące. A czerwieniejące słońce zbliża się do horyzontu na tle bezchmurnego zachodniego nieba. To fantastyczna chwila, która nie trwa długo. Urzekający zachód słońca i koniec dnia. Pojawia się szarówka, niebawem otacza nas mrok, który tutaj w górach nadchodzi szybciej niż na nizinach. Schodzimy oświetlając sobie drogę światłem czołówek. Jest wspaniale, choć wszystko ginie w mroku lasu, przez który prowadzi nas teraz szlak.
|
Polanka na grzbiecie Skrajnego Salatyna. Stąd żegnamy cudowny dzień. |
Krainę mroku rozcinamy strugami światła czołówek. Gdzie się podział ten księżyc, który wzeszedł popołudniem? Może to korona gęstego las nam go zabiera. Po jakimś czasie przecinamy płaj. Niedługo później dobiega nas odgłos strumienia. Zbliżamy się do potoku spływającego Spalonym Żlebem (słow. Spálený žlab), do którego sami wchodzimy za znakami szlaku. Idziemy dalej zarośniętą przecinką lasu wzdłuż potoku. W toni mroku widać już przeciwległe zbocze, przed którym jest nasza Rohacka Dolina. Zbliżamy się do niej powoli. W końcu wpadamy na trasę nartostrady. Szlak jedna wraca do lasu, a właściwie na jego skraj i prowadzi wzdłuż nartostrady na parking ośrodka narciarskiego. Na parkingu opuszczamy szlak i dalej szosą przecinamy Rohacki Potok, mijamy hotele, a parę minut później wchodzimy na polanę Zwierówka. W progi schroniska wchodzimy o godzinie 21.45.
Jeść już nic nie dostaniemy. Kuchnia już nieczynna. W bufecie można kupić zimne piwo i lody, jeszcze tylko przez piętnaście minut. Nie zastanawiamy się ani minuty. Kupujemy jedno i drugie, bo jedno i drugie ma wiele kalorii, których zapewne mnóstwo spaliliśmy dzisiaj. To jednak dziwne, że nie czujemy głodu, może to wpływ zmęczenia, a może radość wspaniałego dnia.
Gratulacje, jestem pełen podziwu. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńWspaniała wyprawa. Piękne zdjęcia.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.