Przełęcz Żebrak (816 m n.p.m.) Jaworne (992 m n.p.m.) Wołosań (Patryja) (1071 m n.p.m.) Sasów (1010 m n.p.m.) Berest (942 m n.p.m.) Osina (963 m n.p.m.) Hon (820 m n.p.m.) Bacówka PTTK „Pod Honem” (657 m n.p.m.) Cisna (562 m n.p.m.)
OPIS:
Wracamy w gąszcz puszczy karpackiej
ostoi zwierzyny dzikiej.
Natrafić w niej można na niedźwiedzia i wilka,
łatwo też spotkać żubrów stadka.
Przez las sączy się chmura niska
i widać tylko to co z bliska,
jednak nadzieja nasza taka
by nie spotkać dzisiaj drapieżnika.
Wnet przez szczyt Jaworne przechodzimy,
za niedługo i najwyższy Wołosań już za nami.
Potem kilkoma śródleśnymi polankami,
Sasów, Berest, a za Berestem mamy nareszcie,
pierwsze śliczne widoki – wreszcie;
gdzie widzimy przez szeroką leśną przecinkę
Matragonę i Hyrlatą, a w dole płynącą Solinkę.
A po przerwie pokonujemy jeszcze parę garbów,
szukając przy okazji w ściółce grzybów.
Kończąc tą wędrówkę zatrzymujemy się pod Honem,
w bacówce, gdzie posilamy się jadłem przepysznym.
Zimowity już zakwitły na łące przed Cisną
zwiastując nam zimę wczesną;
czy tak będzie, kto to wie - wkrótce zobaczymy
czy czerwony szlak przed zimą skończymy.
~~Dorota
Główny Szlak Beskidzki
|
etap 24
| |
Przełęcz ŻebrakCisna
|
15,3 km
|
Nie opuszczamy karpackiej puszczy. Noc spędziliśmy pod grzbietem Wysokiego Działu w Woli Michowej nad Osławą, goszcząc u legendarnego bieszczadnika, znanego jako „Kiju”( Wojtek Gosztyła). Wola Michowa była lokowana jako własność królewska w roku 1546. Około 1730 roku otrzymała prawa miejskie, ale niedługo potem utraciła je po klasyfikacji austriackiej w roku 1772. Wieś bardzo ucierpiała podczas działań wojennych, a podczas powojennych wysiedleń wyludniono ją zupełnie. Zaczęła się odradzać dopiero w latach 60-tych XX wieku, kiedy pojawili się tutaj nowi osadnicy.
Przełęcz Żebrak - powrót na czerwony szlak. |
W otchłań karpackiej puszczy wracamy o godzinie 9.00. Kontynuujemy wczoraj rozpoczętą wędrówkę przez Pasmo Wysokiego Działu, z Przełęczy Żebrak położonej na wysokości 816 m n.p.m. Jej nazwę przypisuje się pewnemu żebrakowi, który wędrował tędy zimową porą z Woli Michowej do położonego po drugiej stronie przełęczy Rabe. Nieopodal przełęczy zamarzł, gdy usiadł w lesie by odpocząć. Stało się to około 1 km poniżej przełęczy w stronę Woli Michowej, gdzie obecnie znajduje się plac załadunku drewna. W okresie między wojennym stał tam krzyż, przy którym każdy przechodzący wędrowiec zostawiał kromkę chleba, albo przynajmniej patyk. Zwyczaj ten był powszechny wśród okolicznych mieszkańców.
Dzisiejszego dnia las Wysokiego Działu zachodzi mgłą, a właściwie niskimi chmurami. W Woli Michowej położonej na wysokości około 560 m n.p.m. były one ponad naszymi głowami, ale tu wraz z nami przechadzają się po lesie. Po pokonaniu małej skarpy nad szosą przechodzącą przez przełęcz spokojnie maszerujemy ku pierwszym wypiętrzeniom grzbietowym. Dobrze oznakowana leśna ścieżka prowadzi nas pomiędzy gęsto rosnącymi bukami.
Dość często nadarza się tutaj możliwość zobaczenia żubrów żyjących na wolności. W 1963 roku zostały one introdukowane w Bieszczadach. Wypuszczono wówczas na wolność kilka sztuk żubrów. Dzisiaj jest ich w Bieszczadach około trzy setki. Spotkać je można niespodziewanie na ścieżce szlaku, tak to zdarzyło się nam w lipcu ubiegłego roku. Jednak dzisiaj przez leśne ostępy Bieszczadów wędruje nas większa grupa. Taka gromada skutecznie odstrasza zwierzynę leśną, w tym również drapieżniki jak wilki i niedźwiedzie, które również świetnie czują się w bieszczadzkich lasach.
Na pierwsze wypiętrzenie grzbietowe. |
Przed samym szczytem Jaworne (992 m n.p.m.) wspinamy się parę minut bardziej stromo, by zdobyć go o godzinie 9.50. Czerwony szlak skręca na szczycie 90 stopni w prawo. Zaraz za szczytem ścieżka szlaku przebija się przez wystające z grzbietu wychodnie piaskowców ciśniańskich. Po 10-15 minutach mijamy polankę położoną na północno-wschodnim zboczu, ale nic z niej nie widać poza bielą osiadłej na nim chmury. Przez chwilkę bukowy las urozmaicają grupki świerków. Wśród takich drzew lubią przebywać niedźwiadki, ale omijają one ludzkie szlaki. Nie mniej odnotowano parę spotkań niedźwiedź vis a vis człowiek również na szlakach turystycznych. Niedźwiedzia, nawet bardzo dużego trudno jest wypatrzeć nawet przy dobrej widoczności, a co dopiero dziś. Z pozoru wyglądają na ociężałe, a faktycznie potrafią poruszać się bezszelestnie z gracją, a gdy trzeba są bardzo szybkie. Dlatego lepiej mieć oczy szeroko otwarte by w razie potrzeby w porę spokojnie się wycofać.
Końcowe podejście na szczyt Jaworne. |
Jaworne (992 m n.p.m.). |
Wychodnie piaskowców ciśniańskich na Jaworne. |
Powalone drzewo na grzbiecie Jaworne. |
Próchniejący konar. |
Polna na zboczach Jaworne - dziś nic z nie nie zobaczymy. |
O godzinie 10.15 mijamy czarne znaki, które odchodzą do Kołonic i dalej do wsi Jabłonki, skąd z kolei pną się na Łopiennik (1069 m n.p.m.). Z Jabłonkami wiązane są wydarzenia z 28 marca 1947 roku, kiedy (wg oficjalnej wersji) na terenie już wysiedlonych i zniszczonych Jabłonek zginął gen. Karol Świerczewski, jadący na inspekcję garnizonu w Cisnej, w potyczce z sotniami „Chrina” i „Stacha” z Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA). Obecnie w Jabłonkach stoi modernistyczny Pomnik Generała Karola Świerczewskiego Waltera z 1962 roku.
W drodze na Wołosań. |
Wędrujemy dalej przez mgliste ostępy karpackiej puszczy. Na grzbiecie Wysokiego Działu buki nie są już tak wysokie i wysmukłe jak wcześniej. Czasem mijamy dziwnie powyginane lub poskręcane konary. Znów przechodzimy przez jakąś polankę pokrytą mgłą.
Liczyliśmy tego dnia na wysyp grzybów, jednak przy szlaku udaje się znaleźć tylko kilka sztuk jadalnych. Częściej jednak widzimy trujące i niejadalne, a także takie, których nie znamy - jak te drobne białe grzybki rosnące na drzewie.
Szlak na Wołosań przez mgliste ostępy karpackiej puszczy. |
Szlak wciąż piętrzy się łagodnie i wkrótce, o godzinie 11.00 zdobywamy najwyższy szczyt Wysokiego Działu - Wołosań, zwany Patryją, mający 1071 m n.p.m. Na kamieniu zasiadamy, na krótki odpoczynek przy kubku herbaty.
Wołosań, zwany Patryją (1071 m n.p.m.). |
Schodząc ze szczytu przechodzimy prze kolejną polankę. Przez chwilę blask słoneczny, który ledwie przebił się mgłę, pada na jej trawiaste łany. Potem kolejna polanka, a szlak zakręca bardziej na wschód. Znów przecinamy polankę, a powietrze robi się nieco bardziej przejrzyste. Oglądamy się za siebie, by spojrzeć na lesisty Wołosań.
Polana na zejściu z Wołosania. |
Wołosań za nami. |
Od szczytu Wołosania przecinamy kilka polan, a nad tą poprzedzającą podejście na wzniesienie Sasów ukazują się delikatne błękitne prześwity. Jakże swobodnie przechodzimy przez tą i przez wcześniejsze polany. Latem ścieżka ginie w porastających ją wysokich zielonych trawach, a dziś jest ona wyrazistą rysą w brązowiejącej murawie. Jakże inne wrażenia towarzyszą tej wędrówce, w porównaniu do tej letniej. Choć szlak nie jest nam obcy mieni się innością - wczesnojesienną estetyką.
O godzinie 11.35 przechodzimy przez Sasów na którym rośnie stare drzewo z ogromną dziuplą, bynajmniej nie przez ptaka wydziobaną. Na południe od szczytu Sasów ciągnie się niewielki grzbiet Feliszówki.
Polanka przed Sasowem. |
Sasów (1010 m n.p.m.). |
Idziemy dalej grzbietem, pokonując kolejne niewielkie wypiętrzenia. Szlak częściej jednak obniża się. Buki nabierają wzrostu i smukłości, po czym znów są niższe i nienaturalnie powyginane. Pośród wysokich buków pojawiają się młode, rozłożyste świerki. Na tym fragmencie nie ma wysypu polan, jak po zejściu z Wołosania.
Berest (942 m n.p.m.). |
Jednak zaraz za Berestem (942 m n.p.m.), który przechodzimy o godzinie 12.10 jest takie miejsce, z którego mamy wspaniały widok na południowy zachód, na rozświetlaną promieniami słonecznymi dolinę Solinki. Wciska się ona pomiędzy dwa górskie masywy. Z lewej strony doliny Solinki wznosi się potężny masyw na którym wyróżnić można trzy wierzchołki, od południa wymieniając: Rosocha (1084 m n.p.m.), Hyrlata (1103 m n.p.m.) i Berdo (1041 m n.p.m.). Zaś po prawej stronie doliny mamy mniej masywną Matragonę (990 m n.p.m.), czyli można by powiedzieć „wilczą jagodę”, bo tak właśnie należy tłumaczyć jej wołoską nazwę (rum. mătrăgună). Około 1 km na południowy zachód widać drugi, niższy wierzchołek Matragony sięgający 903 m n.p.m.
W dolinie nad Solinką leży wioska Żubracze, wołoska wioska lokowana w 1552 roku, która w 1946 roku została zupełnie spalona przez UPA. „Jest ostatnią wsią pod samym Beskidem. Leży w tak nieprzystępnym wertepie i pomiędzy tak ogromnymi borami, że jeszcze dziś można by tego nazwać odważnym, kto by sobie ją obrał na stałe zamieszkanie” - pisał o niej Zygmunt Józef Erazm Kaczkowski, XIX-wieczny polski powieściopisarz i poeta, syn zarządcy majątku Aleksandra Fredry w Cisnej.
Dolina Solinki (widok z polany pod Berestem). Z lewej wznosi się masyw Hyrlatej, a z prawej Matragona. |
Na polance pod Berestem spotykamy owada o nader interesującym wyglądzie. Jest to Wtyk straszyk (Coreus marginatus) - gatunek owada z rzędu pluskwiaków o skórzastym korpusie. Jest to jeden z najpopularniejszch pluskwiaków w naszym kraju. Jego przysmakiem są szczawie z których wysysa soki. Jego kształt i ubarwienie to świetny kamuflaż. Zapewne nie wypatrzylibyśmy go, gdyby nie spacerował po jasnopopielatej korze buka.
Wtyk straszyk (Coreus marginatus). |
Po przerwie o godzinie 12.35 ruszamy dalej i piętnaście minut później przechodzimy przez Osinę (963 m n.p.m.). Za Osiną szlak wyraźnie i ostro obniża się po zboczu. Ostrożne zejście zajmuje nam kilka minut. Dalej idziemy lekko falującym grzbietem, aż o godzinie 13.20 zdobywamy ostatni szczyt na naszej trasie - Hon mający 820 m n.p.m.
Zejście z Osiny. |
Zejście z Osiny. |
Hon (820 m n.p.m.). |
Po drugiej stronie szczytu Hon, szlak skręca nagle w lewo na północny wschód, po czym dość ostro sprowadza do doliny Solinki. Szczególnie stromo jest pod wyciągiem narciarskim z trasą zjazdową o długości 700 m i deniwelacji 130 m.
Szlak pod wyciągiem narciarskim na zboczach Hona. |
Na końcu stromego zejścia skręcamy w lewo i już widzimy znaną w Bieszczadach i nie tylko - Bacówkę PTTK pod Honem położoną na wysokości 663 m n.p.m. Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów przez kępę chaszczy i o godzinie 13.40 jesteśmy w progach klimatycznej bacówki. Zawiewa tu równie wspaniałą gościnnością, jak rok temu kiedy tutaj spaliśmy. Już wtedy zastanawialiśmy co przesądza o urokliwości tego miejsca. Zapewne wystrój bacówki wytwarza swoistą aurę, ale decyduje o tym także zapał gospodarzy, którzy sami są rasowymi wagabundami. W Bacówce pod Honem znajdziecie nie tylko schronienie, wygodne spanie i pyszną strawę, ale też bogatą ofertę imprez literackich, muzycznych, świątecznych i wiele, wiele innych nacechowanych podróżniczo-turystycznymi klimatami. A i jeszcze jedno: na grzbiecie Wysokiego Działu grzybobranie nie było obfite, ale jedno wiemy - tego dnia najpyszniejsze rydze "wyrosły" w Bacówce pod Honem.
Jeszcze tylko kilkadziesiąt metrów przez kępę chaszczy... |
...i jesteśmy pod Bacówką. |
Bacówka PTTK pod Honem. |
I tak zasiedzieliśmy się nieco w schroniskowych ścianach, a tu iść trzeba, bo przecież w Cisnej mamy umówiony autokar. Wychodzimy więc o godzinie 14.40 i schodzimy do tej miejscowości. Zaraz pod schroniskiem ciągnie się wąska szosa, która prowadzi do głównych ciągów komunikacyjnych Cisnej.
Na wprost widzimy wzniesienia: Mochnaczki (777 m n.p.m.) i po jej lewej Ryczywół (728 m n.p.m.) z wieżą przekaźnikową. Za nimi pokazują się szczyty masywu Czerniny zaliczanego do Pasma Łopiennika i Durnej. Zaś dalej mamy niewidoczne stąd połoniny. Podążać będziemy ku nim, ale nieco okrężną drogą dotykając granicy polsko-słowackiej. To jednak plan na jutrzejszy dzień.
Szosa do Cisnej odchodząca do Bacówki PTTK pod Honem. |
Niespodziewanie przy szosie w przydrożnych trawach dostrzegamy różowo-liliowe kwiaty Zimowita jesiennego (Colchicum autumnale). Mówi się o nich: zwiastuny zimy - w surowym bieszczadzkim klimacie zapewne wcześniej ona przychodzi. Są podobne do krokusa i często jest z nim mylony. Jednak rozwija się zupełnie inaczej: rozkwita jesienią, ale liście wypuszcza dopiero w marcu, które w czerwcu zasychają. Występuje w niższych obszarach górskich naszych Karpat i Sudetów, a także rzadziej na nizinach podgórskich. W Polsce Zimowit jesienny jest rośliną objętą ścisłą ochroną gatunkową.
Na pastwiskach dorosłe bydło i konie omijają go wyczuwając instynktownie, że roślina ta jest trująca, a nawet silnie trująca. Zawarty we wszystkich częściach rośliny alkaloid nie szkodzi owcom i kozom, ale ich mleko po takim menu nie nadaje się do spożycia, bo staje się również trujące. Nawet woda w wazonie, w której trzymane były zimowity jest trująca. A zatrucia zimowitem są ciężkie i tym niebezpieczniejsze, iż objawy zatrucia występują dopiero po kilku godzinach (u ludzi po 4-6 godzinach): drętwienie i pieczenie w ustach, trudności w przełykaniu, mdłości i wymioty, ostra biegunka (czasami krwawa), obniżenie temperatury ciała i ciśnienia krwi, w nawet paraliż i śmierć na skutek niewydolności układów oddechowego lub krążenia.
Zimowit jesienny (Colchicum autumnale). |
Szosa spod bacówki doprowadza nas do drogi wojewódzkiej nr 893, przed znajdujący się przy niej przystanek autobusowy. Skręcamy tutaj w prawo. Dochodzi godzina 15.00. Podążamy teraz wzdłuż drogi wojewódzkiej nr 893 i mijamy m.in. Kościół św. Stanisława Biskupa, Centrum informacji turystycznej działające w budynku remizy strażackiej. Tak dochodzimy do drogi wojewódzkiej nr 897. Przed skrzyżowaniem schodzimy już z czerwonego szlaku. O godzinie 15.00 kończymy wędrówkę, a pozostały czas poświęcamy na Cisną.
Cisna została założona w 1552 roku na prawie wołoskim. Jak wiele innych wsi w okolicy była wówczas własnością rodziny Balów. Później w wyniku różnych koligacji rodzinnych, czy sprzedaży dóbr Cisna wielokrotnie zmieniała swoich właścicieli. W 1790 roku Cisnę odziedziczył Jacek Fredro, ojciec znanego wszystkim komediopisarza i poety Aleksandra. Cisna przeobraziła się wówczas w ruchliwą osadę przemysłowo-handlową, dzięki zorganizowanej przez Fredrę hucie żelaza i zakładowi metalurgicznemu, w którym wyrabiano m.in. krzyże nagrobne, piece żelazne, narzędzia, drobne przedmioty użytkowe.
Szosa spod bacówki doprowadza nas do drogi wojewódzkiej nr 893. |
Kościół św. Stanisława Biskupa. |
Niestety działania I i II wojny światowej dokonały ogromnych zniszczeń wsi. Również w latach powojennych mieszkańcy Cisnej byli nierzadko bestialsko nękani przez oddziały UPA. W miejscu najkrwawszych mordów stoi obecnie pomnik poświęcony „Poległym w walce o utrwalanie władzy ludowej”.
Pomnik „Poległym w walce o utrwalanie władzy ludowej” w Cisnej. |
Widok z tarasu przed pomnikiem. |
W obecnych czasach Cisna jest miejscowością uzdrowiskową, a także miejscem skupiającym miłośników Bieszczadów oraz bieszczadzkich artystów. Cisna przyciąga dziś przybyszów z różnych zakątków, nie tylko wędrujących Głównym Szlakiem Beskidzkim. Każdy znajdzie tu coś dla siebie.
Restauracja „Siekierezada”. |
Z tych wierszowanych wstępów Doroty mógłby powstać bardzo fajny tomik! :) Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńPojechałoby się w Bieszczady znowu, oj pojechało... :)
OdpowiedzUsuńCiekawostka z tymi żubrami :) Mi kiedyś, wędrując przez bieszczadzkie lasy udało się spotkać stado Konika polskiego, który też tam żyje na wolności. Widok tych pięknych zwierząt wolno biegających sobie po polanie "na końcu świata" zapamiętam na długo :)
Lasy w takiej jesiennej szacie wyglądają kapitalnie!
OdpowiedzUsuńŚwietny opis i , zdjęcia ehh te Bieszczady. ze swojej strony zapraszam na swój blog http://www.iopodrozach.blogspot.com/ ale ostrzegam ja dopiero raczkuje z opisami:)
OdpowiedzUsuńŚwietna relacja, Cisna wspaniała miejscowość.
OdpowiedzUsuńWspaniale się czytało i wędrowało z Wami po jesiennych górach Bieszczad. Dobrze, że niedźwiedzi nie było :). Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńTakie mgliste dni są najbardziej urokliwe. Trasa wygląda na ciekawą.
OdpowiedzUsuń