Wyprawę rozpoczynamy o godzinie 9.45 przy Tatrzańskiej Drodze Młodości w miejscu zwanym Trzy Źródła (słow. Tri studníčky), na wysokości 1140 m n.p.m. Celem naszym jest szczególna atrakcja Tatr po stronie słowackiej – Krywań (słow. Kriváň). To wyniosły szczyt osiągający wysokość 2495 m n.p.m., który od 1935 roku jest narodową górą Słowaków. Niestety wokół unosi się mgła, siąpi deszczem i powiewa chłodem. Warunki nie są trudne, przynajmniej na tej wysokości, ale wyżej jak można się spodziewać będą mniej sprzyjające. Wyruszamy jednak z nadzieją poprawa aury w ciągu dnia, którą przecież zapowiadają prognozy pogody.
Trzy Źródła (słow. Tri studníčky), 1140 m n.p.m. |
Trzy Źródła, słow. Tri Studníčky (1140 m n.p.m.) Rozdroże pod Krywaniem, słow. Rázcestie w Krivanskom žľabe (2120 m n.p.m.) Rozdroże przy Jamskim Stawie, słow. Rázcestie pri Jamskom plese Biały Wag, słow. Podbanské Biely Váh (1220 m n.p.m.).
OPIS:
Hej Krywaniu wysoki!
Szlak wiedzie nas przez las, ale dziś jego zadrzewienie niknie we mgle. Szybko wchodzimy na zbocza wzniesienia Gronik (słow. Grúnik, 1576 m n.p.m.), leżącego na końcu tzw. głównej grani odnogi Krywania (słow. Hlavná os hrebeňa Kriváňa). Szlak często wije się tu krótkimi i częstymi zakosami.
Ścieżka wchodzi teraz na obszar, na którym dominuje krajobraz kataklizmu. Wokół nas tylko masa poprzewracanych drzew i wystających z ziemi kikutów. To efekt występujących wiatrołomów. W miarę szybko nabieramy wysokości, a widoki wciąż te same - drzewa niknące we mgle. Nic to nie szkodzi, bo radość znajdujemy w samej wędrówce, ale nie tylko, bowiem ścieżkę naszą otula piękna roślinność skąpana wiosennymi kroplami. Czuć tu jeszcze wiosnę, choć jesteśmy już u jej schyłku - wszak dziś mamy ostatnią niedzielę astronomicznej wiosny. Gdybyśmy mieli lepszą przejrzystość powietrza zapewne uwagę kierowalibyśmy na rosnące przed nami granie Tatr Wysokich, ale co tam - nikt z tego powodu nie biadoli, bo mimo wszystko warunki mamy prawdziwie turystyczne. Może ktoś ma inne zdanie?... Nikt się nie odzywa? No cóż tacy już jesteśmy. Póki warunki są takie, że pozwalają wędrować po górach, to po prostu wędrujemy. A gdy zakończymy tą wędrówkę, wracamy i zasiadamy w domowym zaciszu, gdzie w ciepłych bamboszach rozmyślamy o następnej wędrówce.
Roślinność skąpana wiosennymi kroplami
O godzinie 10.30 przechodzimy obok znaku informującego o znajdującym się w pobliżu szlaku bunkrze partyzanckim - tylko o jedną minutę od naszego szlaku. Kusząca propozycja, ale myślami jesteśmy dziś przy Krywaniu. Trudno ocenić jak daleko jesteśmy. Nie widać w ogóle szczytów, ani oddalających się dolin. Ach ta aura, a tyle słyszeliśmy o pojawiających się na tej trasie ładnych widokach. Zaczyna pojawiać się kosówka, rzedną wysokie drzewa, co uświadamia nam, że jesteśmy już dość wysoko. Krywań pewnie z każdą minutą rośnie przed nami, ale tego nie widzimy.
Stroma ścieżka wciąż pnie się do góry, wysoką kosodrzewinę zastępuje stopniowo coraz niższa, tu i ówdzie pojawiają się liczniejsze głazy skalne. Nieco wzmaga się chłód i powiewy wiatru. Na kilkanaście minut przed południem mgła rozpływa się trochę, albo po prostu sami wychodzimy ponad nią. Trudno się zorientować, ale teraz dopiero zaczynamy dostrzegać zarysy skalnych zboczy krywańskiej grani. Za nami coraz wyraziściej widać Krywańską Kopę. Pogoda chyba poprawia się i to dość szybko. Zatrzymujemy się na chwilę, bo nacieszyć oczy. Mgła odpływa, ukazuje się nieodległy już Wielki Żleb Krywański (słow. Veľký žľab), a nawet płynąca w nim struga Bielańskiej Wody.
Z optymizmem zaczynamy patrzeć na dalszą wędrówkę, ale tylko na chwilę, bo niebawem zaczyna padać śnieg z deszczem a potem śnieg. Robi się dokuczliwie zimno. Przydają się rękawiczki, choć nie na długo, bo szybko mokną.
Trawersujemy dość stromą ścianę Wielkiego Krywańskiego Żlebu. Szlak jest teraz wyjątkowo pasjonujący, ale ostateczne wrażenie psuje nieznośna pogoda. O godzinie 12.30 dochodzimy do Rozdroża w Krywańskim Żlebie (słow. Rázcestie w Krivanskom žľabe), gdzie nasz zielony szlak kończy się dochodząc do niebieskiego prowadzącego na grzbiet Krywania, oraz jego szczyty. Stoimy już na wysokości 2120 m n.p.m.
Na Rozdrożu w Krywańskim Żlebie (2120 m n.p.m.). |
Część wędrowców z naszej grupy od razu rusza w górę, ale są też tacy, którzy po namyśle rezygnują z wyjścia na wierzchołek. A co z nami? Warunki atmosferyczne pozwalają bezpiecznie zdobyć szczyt, choć są bardzo nieprzyjemne. Z plecaków wyciągamy termos z ciepłą herbatą. Zastanawiamy się, co robić dalej. Szczyt Krywania w zasięgu ręki, pozostało do niego tylko około 40 minut, ale jest zimno, trochę wieje, a na grani na pewno jeszcze bardziej. Ela do tej pory dzielnie znosi trudy wędrówki, ale zaczyna narzekać na marznące dłonie. Alicja chyba też. No cóż... zatem decyzja może być tylko jedna - odwrót! Czujemy jakieś wewnętrzne rozgoryczenie, które każdy przeżywa na swój sposób. W końcu tak wysoko już byliśmy, ale rozsądek musi być silniejszy. Iluż słynnych zdobywców musiało tak samo postąpić. Teraz już wiemy co czuli w takiej sytuacji. Szczyt pozostawiamy dziś bardziej odpornym na panujące warunki. Od naszych współtowarzyszy dowiemy się jak było na szczycie, ale oczywiście to nie to samo, jak być i zobaczyć samemu. Schodzimy na dół. Nie ma oczywiście co ukrywać, że w duchu pozostanie pewien niedosyt.
Hej Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Płyną, lecą spod ciebie potoki!
Tak się leją moje łzy, jak one,
hej łzy moje, łzy niezapłacone...
Hej Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Płyną, lecą nad tobą obłoki!
Tak się toczy moja myśl, jak one,
hej te myśli, te myśli stracone...
Hej Krywaniu, Krywaniu wysoki!
Idzie od cię szum lasów głęboki,
a mojemu idzie żal kochaniu,
hej Krywaniu, Krywaniu, Krywaniu!...
(~Kazimierz Przerwa-Tetmajer)
Trawers Pawłowego Grzbietu (z lewej góruje Krywań). |
Schodzimy niebieskim szlakiem do Białych Wag. Idziemy kamienną ścieżką na południe trawersując zbocze Pawłowego Grzbietu. W miarę oddalania się od Wielkiego Krywańskiego Żlebu pogoda przestaje być uciążliwa. W okolicach końca tego grzbietu pojawiają się przed nami niewiarygodny festiwal chmur. Płyną ławica za ławicą, raz kłębiaste, raz postrzępione, jaśniejsze i ciemniejsze, pęczniejąc lub rozpływając się. Całe widowisko odbywa się na różnych pułapach: przed nami, ale też powyżej i poniżej nas. Nieprawdopodobne co się tu dzieje!
Płynące ławice chmur
Cały czas schodząc w kierunku płynących chmur stopniowo zespalamy się z nimi. Wchodzimy w pas leśny Doliny Ważeckiej (słow. Važecká dolina). Niedługo potem z lewej dobiega szum płynącego potoku, jednego z dopływów głównego cieku wodnego Doliny Ważeckiej. O godzinie 14.25 dochodzimy do Rozdroża przy Jamskim Stawie (słow. Rázcestie pri Jamskom plese), gdzie na kilka minut łączymy się z czerwonym szlakiem Magistrali Tatrzańskiej. Potem niebieski odbija i znów kieruje nas na południe. Teraz idziemy przez teren potężnych świerków przetrzebiony niedawnym kataklizmem. Mnóstwo tu zdruzgotanych, poprzewracanych drzew i sterczących kikutów. Szlak często zagłębia się w wysokiej trawie. O godzinie 14.40 przechodzimy mostkiem nad Wielkim Złomiskowym Potokiem (słow. Veľký zlomiskový potok) - głównym ciekiem wodnym Doliny Ważeckiej.
Przejście nad Wielkim Złomiskowym Potokiem. |
Teren przetrzebiony niedawnym kataklizmem. |
Biały Wag (1210 m n.p.m.) - widok w kierunku południowym na Niżne Tatry. |
O godzinie 15.20 osiągamy Biały Wag (słow. Podbanské Biely Váh, 1210 m n.p.m.) Z żalem oglądamy się na masyw Krywania. Chciałoby się pogrozić mu palcem, ale poprzestajemy tylko na nostalgicznym westchnieniu: Ej! Ty Krywaniu niezdobyty! Gratulujemy innym jego zdobycie.
O wyznaczonej godzinie wyjeżdżamy ze Słowacji. Robi się naprawdę bardzo ładna pogoda... szkoda, że tak późno. Krywań nie dał nam dziś pięknych widoków, ale... dała nam je nasza polska ziemia. Wystarczy spojrzeć na poniższe fotografie. I tak na zakończenie, z szacunkiem do gór powiedzieć trzeba, że odrobina niezadowolenia pozostawiona na krywańskich zboczach, wcale nie przyćmiła wielu innych pozytywnych odczuć i wrażeń, płynących z bliskości pięknej dzikiej przyrody, niesamowitych widoków udekorowanych czarownymi chmurami, a także wspaniałych kompanów w wędrówce. Do zobaczenia znów na szlaku.
Tatry z polskiej ziemi
Giewont. |
Podejmowanie decyzji o odwrocie jest zawsze trudne...Trzymam kciuki za następną wyprawę na Krywań, pogoda na pewno Wam wtedy dopisze!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!