Wola Piotrowa lokowana została na początku XVI wieku na ówczesnych gruntach wsi Bukowsko. Najstarsze wzmianki o wiosce Pyothrowa Wolya sięgają 1526 roku. W 1552 roku mieszkało w niej 17 rodzin. Z biegiem lat wieś powiększała się, stawała się liczniejsza. W 1898 roku liczyła 335 mieszkańców, natomiast w 1936 roku już 457, w większości byli to Łemkowie wyznania greckokatolickiego. Po 1944 roku nastąpiły pierwsze przesiedlenia mieszkańców (początkowo dobrowolne, potem pod wpływem agitacyjnych nacisków) na ówczesną USSR (obecna Ukraina). Niedługo później wobec ludności, która pozostała nadeszły kolejne, przymusowe przesiedlenia na tzw. ziemie odzyskane. Było to podczas Akcji „Wisła”, po której wieś praktycznie przestała istnieć. Mieszkańcy zniknęli, a opustoszałe zabudowania zostały rozebrane i przeniesione do okolicznych wiosek spalonych przez UPA. Obszar wsi zaczął zarastać, pokrywając jej pogorzeliska, wchłaniając sady i pastwiska. W zimie 1966/67 pojawili się tutaj wspomniani już wcześniej ludzie ze Śląska Cieszyńskiego, a konkretnie z Zaolzia. Postanowili zapuścić tutaj korzenie i w ten sposób powstawać zaczęła współczesna Wola Piotrowa.
Za żółtymi znakami szlaku ruszamy w góry, które wynoszą się ponad wsią. To Pasmo Bukowicy, ciągnące się od doliny Osławy ku dolinie Wisłoka. Pokrytą śniegiem drogą podążamy wpierw przez zagajniki. Droga wykręca na prawo, potem w lewo i wychodzi na otwarte tereny. Z lewej widzimy już cel, najwyższy szczyt pasma o nazwie Tokarnia, łatwy do zidentyfikowania poprzez stojący na nim maszt antenowy telefonii komórkowej. Mieszkający tu Łemkowie nazywali ten szczyt Magurą, co oznaczało w ich języku górę, jak też wzgórze.
|
Słońce nad Pasmem Bukowicy. |
|
Widok na dolinę wsi Wola Piotrowa. |
|
Droga ze wsi. |
Przy naszej drodze rosną młode drzewa, krzewy. Stoją w ciszy okolicy, ale nie w bezruchu, bo wiatr znajduje sobie dzisiaj tędy przejście. Rozrywa kłębiastą warstwę chmur, przepychając je z zachodu na wschód. Tuż ponad obielonymi pastwiskami wiatr przenosi śnieżny pył. Jednak daleko jeszcze do zimowej kurzawy. Ogarniający nas spokój wydaje się być ponad naturalnym zjawiskiem. Można tutaj doznać samotności, specyficznej pustki.
Przez Pasmo Bukowicy przechodzi Główny Szlak Beskidzki, ale nie jest zbytnio uczęszczanym grzbietem, a w szczególności, gdy trwa zimowy czas. Żywej duszy nie widać, a tylko zajęcze tropy przecinają naszą drogę. Nie liczymy nawet trochę, abyśmy spotkali tu dzisiaj innego turystę, choć aura jest niczego sobie. Droga wyrównuje się. Grzbiet pasma jest właśnie taki na całej rozciągłości – wyrównany z niewybijającymi się szczytami. Za nami ładnie się prezentuje widok na Pogórze Bukowskie. Ze względu na widoki i rozciągające się po grzbiecie łąki góra zwana bywa połoniną Beskidu Niskiego. Pod przełęczą śnieżna droga rozwidla się. Skręcamy w lewo, by płaskim trawersem wstąpić na szeroki grzbiet wznoszący się łagodnie ku szczytowi. Idziemy teraz ledwie widoczną ścieżyną, wydeptaną w śniegu przez kogoś, kto były tu przed nami. Na wymiecionym wiatrem śniegu widoczne są ślady śnieżnego skutera.
|
Tropy na śniegu. |
|
Podejście na szczyt.
W tle widoczne zalesione wypiętrzenia Wilcze Budy i Bukowicy. |
Podejście jest przyjemne, i choć w ogóle nie jest męczące zatrzymujemy się, a obejrzawszy się za siebie dostrzegamy na horyzoncie widok niespodziewany. Tyleż razy byliśmy tutaj i nigdy nie widzieliśmy stąd Tatr. To niezwykle fascynujący punkt naszych spojrzeń. Dzisiaj powietrze jest wyjątkowo przejrzyste. Tatry widać wyśmienicie, choć oddalone są stąd o 150 kilometrów. Wiatr już przewiał znaczną część chmur z zachodu i z północny. Już za niedługo odsuną się zupełnie i odsłoni się niebo i słońce.
O godzinie 11.00 docieramy na szczyt. Tokarnia (779 m n.p.m.) stanowi najwyższy punkt w Paśmie Bukowicy. Znajdujemy się w niewysokich górach, ale o znakomitych walorach krajobrazowych. Na wiosnę i w lecie dopisalibyśmy do nich dodatkowo walory przyrodnicze, bo rozległe łąki pokrywające Tokarnię zapełniają się różnorodnością ziołorośli i kwiatów. Grzbiet opada w kierunku południowo-wschodnim do doliny Płonki, do nieistniejącej wioski łemkowskiej Przybyszów. Tam też niedaleko jest drugi wierzchołek góry ukryty w młodym lesie, zwany dawniej Wierchem Mendla (776 m n.p.m.). Na północny zachód grzbiet ciągnie się jeszcze około 10 km, kulminując niewybitnie szczytami Wilcze Budy (758 m n.p.m.), Smokowiska (748 m n.p.m.), Skibice/Zrubań (776 m n.p.m.) i kilkoma innymi jeszcze.
|
|
Widok w stronę Tatr. |
|
Tokarnia (778 m n.p.m.). |
|
|
Widoki z Tokarni na północ, na Pogórze Bukowskie. |
|
Maszt antenowy na Tokarni. |
|
Na polanie szczytowej. |
|
Opuszczamy szczyt. |
Szczyt opuszczamy o godzinie 11.30. Wchodzimy na przełęcz pod Tokarnią, najpierw tą samą ścieżką do rozwidlenia dróg, a potem na grzbiet traktem odchodzącym na prawo, tak jak prowadzą czerwone znaki Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na przełęczy znaki tego szlaku odchodzą w prawo i wiodą dalej ciągiem grzbietu pasma na północny zachód, gdzie w nieodległej dali przy drodze widać stojąca wiatę turystyczną. My zaś kierujemy się na zaśnieżoną, w ogóle nieprzedeptaną przez nikogo wcześniej drogę schodzącą łagodnie na południowy zachód. Śniegu jest po kolana, ale to i tak niedużo jak na Beskid Niski o tej porze roku. Beskid Niski przyzwyczaił nas do tego, że w lutym śniegu może być dosłownie po pas.
|
Dróżka ze szczytu. |
|
Z widokiem na Kamień nad Jaśliskami (z lewej). Na wprost mamy Tatry. |
|
Dróżka ze szczytu Tokarni. |
|
Na północny zachód. |
|
Zagajniki w partiach szczytowych. |
|
Grupki niedużych drzewek. |
|
|
W drodze na przełęcz. |
|
|
Pod przełęczą. |
|
Przełęcz pod Tokarnią. |
|
|
|
Początek zejścia do Wisłoka Wielkiego. |
|
Tablica ostrzegawcza "Uwaga niedźwiedzie". |
Po paru minutach schodzenia opuszczamy otwarte przestrzenie i wchodzimy do lasu. Droga jest szeroka i las nie zabiera nam ożywiających promieni słońca znad głów. Mijamy ostrzeżenie przed niedźwiedziami, ale mamy nadzieję, że śpią teraz, a jeśli nie, to liczymy na to, że nie lubią zbliżać się do ludzi. Oprócz nich w lasach Bukowicy żyją wilki, żbiki i rysie. Osacza nas spokój i cisza wyjątkowa, typowa dla Beskidu Niskiego. Drzewa baśniowo lśnią w słońcu jaskrawą bielą. Śnieg jest na nich ozdobą. Przecinamy majdan ze składowanym drzewem. W śniegu widać odciśnięte ślady opon, zataczające krąg – pojazdy służb leśnych zawracają na tym śródleśnym placyku. Poniżej nie musimy już przecierać szlaku. Warstwa śniegu zmniejsza się i idziemy odciśniętą koleiną. Wkrótce opuszczamy urokliwy las.
|
Tropy. |
|
Obielone drzewa. |
|
Majdan. |
|
Droga do wsi. |
|
Zaspa. |
Wchodzimy do doliny potoku Maleniwka. Podążamy dalej drogą w kierunku ujścia doliny. Poniżej leśniczówki droga jest pokryta asfaltem. Z prawej mijamy stary krzyż przydrożny, potem kolejny z wyrytym rokiem na betonowym cokole „1910”. Współczesna osada powstała się w czasach Kazimierza Wielkiego, który w 1361 roku nadał dolinę u źródeł Wisłoka rycerzom Piotrowi i Pawłowi Balom. Lokowana była około 1539 roku. Oprócz ludności łemkowskiej zamieszkiwali w niej żydzi. W XIX wieku Wisłok dzielił się na dwie wsie Wisłok Górny i Wisłok Dolny. Od listopada 1918 roku do stycznia 1919 roku wchodziła w skład Republika Komańczańskiej, utworzonej przez Łemków. Na początku istnienia Republiki Komańczańskiej był nawet siedzibą jej władz. Po II wojnie światowej ludność wsi została wysiedlona, a pamiątką po niej pozostała piękna drewniana cerkiew, obecnie obrządku rzymskokatolickiego, ale nosząca pierwotne wezwanie św. Onufrego.
|
Izwór. |
|
Chyże. |
O godzinie 13.15 docierają pierwsze osoby z naszej grupy do autokaru stającego w bocznej drodze odchodzącej od szosy. W okolicy stoją zachowane stare chyże łemkowskie. Potok Maleniwka zasila tutaj potok Izwór, który po drugiej stronie szosy zasila wody Wisłoka. Czekamy na ostatnich wędrowców, którzy docierają półgodzinki za nami. Mieliśmy już odjeżdżać, gdy niespodzianie pojawia się Andriej Karim, znany bieszczadzki zakapior. Zostajemy tutaj jeszcze chwilę wysłuchując jego historii. Potem wyjeżdżamy napojeni ciszą i spokojem, nastrojeni do tego, aby otworzyć drzwi Karnawałowi! Toż to zabawy czas!
Cudne te nasze Beskidy. Kiedyś dotrę i do Niskiego. Niesamowite widoki. Tatry jak zawsze olśniewające, w zimie najlepiej widoczne. Dużo chodzicie, widzę po postach. To piękna pasja. Moje dziewczyny też mają już wychodzone bo od malutkiego je zabieramy na górskie wędrówki. Póki co w Beskidy, gdy podrosna weźmiemy je w Tatry. Raz tylko były z nami w Tatrach, w Dolinie Gąsienicowej. Szliśmy przez Boczań. Były w Gorcach i w Sądeckim i w Pieninach.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie z Krakowa