Pięć po ósmej dojeżdżamy do Palenicy Białczańskiej. Jest to polana leżąca w Dolinie Białki, która stanowi punkt końcowy dla ruchu zmotoryzowanego na Drodze Oswalda Balzera, wiodącej z Zakopanego do Morskiego Oka. Dawniej stały tu szałasy pasterskie górali z Białki Tatrzańskiej. Od 1962 roku znaczny obszar polany zajmuje parking mogący pomieścić do 850 samochodów osobowych. Parking znajduje się przy najliczniej uczęszczanym wejściu do Tatrzańskiego Parku Narodowego. Stoi na nim dzisiaj wiele samochodów osobowych, ale ruchu turystycznego nie widać. Droga do Morskiego Oka jest w tym momencie pusta.
W przeciwieństwie do TANAP-u (Tatranský národný park), wstęp do Tatrzańskiego Parku Narodowego znajdującego się po stronie polskiej jest płatny. Stajemy, zatem w kolejce. Idzie szybko, bo obsługa kasowa widząc dużą grupę uruchamia drugie okienko. Zaraz za kasami robimy pamiątkowe zdjęcie grupowe, póki jeszcze wszyscy są niezmordowani trudami wędrówki, uśmiechnięci i zadowoleni (ha, ha, ha - to oczywiście żart, bo prawdziwe zadowolenie zapewne przed nami, gdyż urok doliny, którą mamy zobaczyć jest bezprecedensowy).
TRASA:
Palenica Białczańska (984 m n.p.m.)
Wodogrzmoty Mickiewicza (1100 m n.p.m.)
Dolina Roztoki (1435 m n.p.m.)
Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1672 m n.p.m.)
Rozstaj pod Kozim Wierchem (1710 m n.p.m.)
Kozi Wierch (2291 m n.p.m.)
Rozstaj pod Kozim Wierchem (1710 m n.p.m.)
Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich (1672 m n.p.m.)
Dolina Roztoki (1435 m n.p.m.)
Wodogrzmoty Mickiewicza (1100 m n.p.m.)
Palenica Białczańska (984 m n.p.m.)
OPIS:
Zatem podążamy śpiesznie w górę Doliny Białki. Dolina Pięciu Stawów Polskich znajduje się gdzieś wysoko przed nami, a przed nią mamy do przejścia inne doliny m.in. wspomnianą Dolinę Białki. Szlak wiedzie szosą, po której niegdyś (w czasach PRL-u) kursowały nawet autobusy. Dojeżdżały wówczas prawie nad Morskie Oko, na polanę Włosienica. Ostatni autobus wiózł tędy turystów w 1988 roku, kiedy część drogi zjechało w dół wraz z powstałym osuwiskiem. Drogę naprawiono, ale do autobusów już nie powrócono. Obecnie nad Morskie Oko można dostać się pieszo, albo fasiągiem. Do pokonania jest 8 km w jedną stronę. Nasz cel znajduje się jednakże w sąsiedztwie Morskiego Oka. Przechodzimy mostem nad Waksmundzkim Potokiem, zasila Białkę płynącą z lewej szerokim korytem, przesączając się przez jasne kamienie (stąd też słowacka nazwa tego cieku Biała Woda). Zaraz za mostem szosa skręca w prawo, następnie w lewo i tymi dwoma zakosami wynosi nas nieco wyżej. Dawniej szlak wiódł od mostu nad Waksmundzkim Potokiem dalej prosto do Schroniska w Roztoce. Droga tego szlaku istnieje do dzisiaj, ale jest zamknięta dla ruchu turystycznego, stanowiąc obecnie wyłącznie drogę dojazdową do tego schroniska.
Idziemy mając teraz po prawej wzrastające stoki grzbietu Wołoszynów, z lewej zaś pojawiają się widoki w głąb doliny Białej Wody, gdzie wypatrzeć można owinięty chmurami masyw Gerlacha, tatrzańskiego i karpackiego króla. Nie ma w całych Karpatach wyższego szczytu od niego. Niebawem z prawej wyskakuje do nas czerwony szlak z Toporowej Cyrhli, z najwyżej położonej dzielnicy Zakopanego. Czerwony szlak, którym podążamy splata się razem z tym z Toporowej Cyrhli i dalej już jedną czerwoną nitką prowadzą do Morskiego Oka. To wyjątek, że trzy szlaki tego samego koloru schodzą się do jednego miejsca. Jednakże ten zdecydowanie mniej uczęszczany szlak z Toporowej Cyrhli sięga początkami pierwszego znakowanego szlaku turystycznego w Tatrach. Nie pokrywa się dokładnie z tym historycznym, a z pewnością z obecną Drogą do Morskiego Oka, której wówczas w ogóle nie było, lecz była to odrębna ścieżka, która przechodziła m.in. przez schronisko w Starej Roztoce. Szlak ten wyznakował w 1887 roku krakowski malarz i znawca gór - Walery Eljasz-Radzikowski, przy współpracy z Towarzystwem Tatrzańskim, które dostarczyło mu farby i tragarza. Oznaczał szlak czerwonymi znakami, podążając z Jaszczurówki przez Polanę Waksmundzką do schroniska w Starej Roztoce i dalej do Morskiego Oka.
|
Wodogrzmoty Mickiewicza. |
O godzinie 8.55 przechodzimy most nad potokiem Roztoki, który tutaj spływa kaskadami zwanymi Wodogrzmotami Mickiewicza (słow.
Mickiewiczove vodopády). Kiedyś poprzez system mostków i schodów Wodogrzmoty Mickiewicza były udostępnione w szerszym zakresie. Z wyodrębnionych kaskad Wodogrzmotów Mickiewicza z mostu najlepiej widoczny jest Pośredni Wodogrzmot. Dolny Wodogrzmot znajduje się pod nim, zaś Górny Wodogrzmot jest prawie niewidoczny. Nazwa tych wspaniałych wodospadów (o tej porze roku skutych lodem) wzięła się od huku, jaki wydaje spadająca woda, zwłaszcza po dużych opadach. Z kolei imię naszego wieszcza otrzymały z inicjatywy Towarzystwa Tatrzańskiego w 1891 roku, w rok po sprowadzeniu jego prochów na Wawel.
Zaraz za mostem po lewej mamy duży plac parkingowy, nieużywany obecnie. W latach 80-tych istniał tu przystanek autobusów dojeżdżających do Morskiego Oka, gdzie funkcjonował wówczas najwyżej położony przystanek autobusowy w Polsce. Tuż za mostem szosę przecina zielony szlak biegnący z pobliskiego Schroniska w Dolinie Roztoki do Doliny Pięciu Stawów Polskich. Kierując się jego znakami opuszczamy Drogę do Morskiego Oka. Wchodzimy do lasu na większą stromiznę, po której ścieżka szlaku kilkakrotnie schodzi się i rozchodzi z drogą dla pojazdów terenowych. Jest to droga zaopatrzeniowego Schroniska PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. Dowóz zaopatrzenia do tego schroniska odbywa się trzy etapowo. Najpierw towary przewożony są Drogą do Morskiego Oka do Wodogrzmotów Mickiewicza, gdzie przeładowywane są na pojazdy terenowe. Takim pojazdem towary przewożone niemal pod próg Doliny Pięciu Stawów Polskich, skąd towary znów są przeładowywane, tym razem na linową kolejkę towarową, którą wyciągane są już wprost pod budynek schroniska.
Po niedługim podejściu droga przez dolinę wyrównuje się, a nawet obniża się ku łożysku, aby drewnianym mostem przejść na drugą stronę koryta potoku Roztoka. Przed nami uwidacznia się jednak wysoka ściana stawiarska, czyli próg Doliny Pięciu Stawów Polskich. Z lewej strony doliny wznosi się Roztocka Czuba (1426 m n.p.m.) porośnięta lasami limbowo-świerkowymi z domieszką modrzewia, z prawej wznosi się grań Wołoszynów.
|
Dolina Roztoki. |
|
Potok Roztoka. |
|
Dolina Roztoki i widok na Świstową Czubę. |
Szlak wiedzie już cały czas wspomnianą drogą zaopatrzeniową. Głownie lasem. Stopniowo, ale łagodnie nabieramy wysokości. Niebo pozbywa się chmur i soczyście błękitnieje. W dolinie mamy jeszcze chłodny cień, ale granitowe wierzchołki z jaskrawością odbijają z powrotem ku górze promienie słońca. O godzinie 9.40 przecinamy polankę Nowej Roztoki. Niegdyś było to miejsce wypasania krów i stała szopa. Obecnie stoi odremontowany szałas, który w razie niepogody może służyć jako schronienie. Zaraz za polaną skręcamy w lewo i przecinamy Roztokę przechodząc jednym z dwóch dostępnych mostków (od zeszłego roku jeden z nich jest zerwany). Za mostem szlak podrywa się na chwilę wchodząc wyżej stromym stokiem Świstowej Czuby, po czym skręca w prawo. Dalej łagodnym trawersem podążamy ku początkowi doliny. Las zaczyna niebawem przerzedzać się.
|
Nowa Roztoka. |
Między dróżką szlaku i brzegiem szumiącej Roztoki leży charakterystyczny granitowy głaz zwany Dziadulą. Potok Roztoki prawie dotyka tutaj naszej dróżki. Wchodzimy w otoczenie kosodrzewiny i innej niskiej roślinności krzewiastej, w której ginie z naszych oczu potok Roztoka. Z prawej strony widzimy wyniosłe zbocza Wołoszynów, a dalej wysoko zawieszoną Buczynową Dolinkę otoczoną grzebieniem Orlej Perci, od Buczynowych Turni poprzez Granaty, a skończywszy na widocznej przed nami Buczynowej Strażnicy, za którą schowany jest Kozi Wierch. Przed nami piętrzy się już wysoką ściana stawiarska, pod którą kończy się Dolina Roztoki. Zaraz za wyciągiem towarowym jest rozstaj szlaków, skryty obecnie pod śniegiem. Zimą droga na próg doliny ma jednak inny przebieg, gdyż obie letnie drogi prowadzą przez teren zagrożony lawinami. Mijamy dolną stację wyciągu towarowego do schroniska PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich i odbijamy na lewo. Od razu podchodzimy stromo, ale z jeszcze większą stromizną zmagamy się dopiero po chwili. Stromizna jest niebagatelna tak bardzo, ze niektórzy zaczynają zastanawiać się jak tędy będą schodzić. Po mozolnej, ale krótkiej wspinaczce o godzinie 11.00 wchodzimy na rozsłonecznione piętro Doliny Pięciu Stawów Polskich.
|
Widok w stronę wylotu Doliny Roztoki. |
|
Wspinaczka na próg Doliny Pięciu Stawów Polskich. |
|
Balony. |
|
|
Buczynowa Dolinka, a wokół niej grań z Orlą Percią. |
|
Okolice Przełęczy Krzyżne. |
|
Nawiane warstwy śniegu. |
Cała Dolina Pięciu Stawów Polskich pokryta jest nieskazitelną bielą. To nie jest normalne, ale w taką pogodę nie ma tutaj wielu odwiedzających. Zwykle w słoneczny weekend trudno jest znaleźć miejsce w jadalni schroniska, ale dzisiaj chyba wielu turystów nie wierzyło w tak wyborną aurę. Trzeba przygotować się do dalszej drogi, więc nie gościmy w schronisku zbyt długo. Część osób wybiera się w głąb doliny na Zawrat, ale są też śmiałkowie, którzy chcą zdobyć Kozi Wierch. Wiele osób już ruszyło do ataku – takie mamy informacje od mijanych osób. Niektórzy, którzy nocowali w schronisku próbowali wejście na Kozi Wierch wczoraj i przedwczoraj, ale porywisty wiatr zmuszał do odwrotu. Śnieg na stokach południowych jest generalnie przewiany, lecz gdzieniegdzie w zagłębieniach można wpaść do niego po kolana.
Zimowa ścieżka od Schroniska PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich przedeptana jest prosto przez stawy skute lodem. Po przejściu przez północny skraj Wielkiego Stawu Polskiego idziemy wprost w okolice Szerokiego Żlebu wklęśniętego w południowy stok Koziego Wierchu. Ograniczony jest z dwóch stron szerokimi grzędami. Szeroki Żleb ze względu na podatność lawin nie jest wykorzystywany tak jak latem do wejścia na szczyt Koziego Wierchu. W zimie bezpieczne drogi prowadzą owymi grzędami, zwykle prawą (spoglądając z dołu), schodzącą od Koziego Muru. Tym razem jednak pierwsi wspinający się wybrali lewą grzędę, a więc nie zastanawiamy się długo, skoro jest tam już wydeptana ścieżka. Porównamy sobie tą drogę, z której jeszcze nie korzystaliśmy do sąsiedniej, po drugiej stronie żlebu. Mijając żleb widzimy w nim spore nawisy śniegu wdmuchane od prawej strony. To zapewne one wzbudzały obawy i ukierunkowały decyzję wchodzących na szczyt lewym obramowaniem żlebu.
|
Przed schroniskiem. |
|
Szpiglasowy Wierch. |
|
Pod Kozim Wierchem. |
|
Łagodny początek podejścia na Kozi Wierch. |
|
Wiatr zdmuchuje puch ze skalnego żebra. |
|
Balon nad Szpiglasowym Wierchem. |
|
W stronę szczytu. |
U stóp góry zbocze jest łagodne. Śnieg miękki, kopny, trochę niewygodny, bardziej męczący. Wydeptana ścieżka trochę zygzakuje między skałami wystającymi spod śniegu. Z prawej rośnie widok na Tatry Bielskie i zachodnie szczyty Tatr Wysokich. Za nami, po drugiej strony doliny rozciąga się grzbiet Miedzianego, który niegdyś posłużył za plener największego polskiego obrazu jaki kiedykolwiek powstał – Panoramy Tatr. Niestety, poza dwoma małymi szkicami nie zachował się ani skrawek tego obrazu. Nie przyniósł oczekiwanego sukcesu, być może, dlatego, że wystawiany był ludziom, którzy nie rozumieli gór i nie czuli ich pociągu, nie byli nimi zarażeni i nie mieli możliwości rzeczywistego zobaczenia ich piękna. Za rozłożystym Miedzianym i Opalonym Wierchem pokazuje się od lat podziwiany przez nas plener granitowych grzebieni Tatr. Pięknie stąd prezentują się Tatry Wysokie. Na prawo od Szpiglasowego Wierchu wyłania się Grań Hrubego, a zza niego wysuwa się Krywań. Dalej w prawo, w dali za liptowską równiną rozciąga się grzbiet Niżnych Tatr. Widać stąd fragment ich grzbietu, ale jakże wciągający najwyższymi wierzchołkami – Dziumber, Chopok, Deresze.
|
Wśród skałek. |
|
Podejścia ciąg dalszy. |
|
Ze stoków Koziego Wierchu. |
|
Trawers przed największą stromizną (widoczna na końcu trawersu). |
Pokonujemy z zacięciem wystające skałki, aż raki zgrzytają rysując skałę. Powyżej znów szeregiem wąskich zakosów nabieramy dynamicznie wysokości. Za nami połowa drogi, minęła 13.30, gdy na naszej drodze na szczyt stają gołe skały. Skręcamy w stronę Szerokiego Żlebu i trawersujemy śnieżne zbocze tuż pod tymi skałami. Trawers doprowadza nas do wąskiego przejścia między skałami. Wkuwamy się rakami i czekanem do śniegu (szkoda, że nie jest bardziej zmrożony). Jest bardzo stromo. Ludzie schodzą tędy w dół przodem do stoku. Napieramy w górę zbocza. Za nami miejsce, z którego rozpoczęliśmy pokonywać tą stromiznę zaczyna kojarzyć się z urwiskiem. Znajdujący się przed nami stok nieco łagodnieje. Wydaje się, że wchodzimy już na wierzchołek góry, ale wkrótce okazuje się, że jest to tylko nieduże wypłaszczenia krótkiego grzbieciku odchodzącego spod wierzchołka. Chwila oddechu i ruszamy tym grzbiecikiem, a następnie wchodzimy w trawers sporej stromizny. W ten sposób przechodzimy na drugą stronę wierzchołka, niemal na sam początek Szerokiego Żlebu. Tuż pod granią szlak ostrym zakosem zmienia kierunek i wprowadza już łatwą ścieżką na szczyt Koziego Wierchu (2291 m n.p.m.). Wybija godzina 14.00.
|
|
Kolejny trawers znajdujący się bezpośrednio pod szczytem. |
|
Widok z podszytowych stoków Koziego Wierchu na fragment Niżnych Tatr. |
|
|
Tatry Wysokie. |
|
Przed wierzchołkiem. |
|
Na Kozim Wierchu. |
Uff, zmordowaliśmy się nieco! Wyśmienita pogoda utrzymuje się. Powietrze znacząco przejrzyste sprzyja głębokości cudownej panoramy rozciągającej się z wierzchołka góry. Do okazałego widoku Tatr Wysokich i Tatr Bielskich dołączają teraz Tatry Zachodnie, wydające się być odległymi, bo dzieli nas od nich jeszcze grań Orlej Perci z Kozimi Czubami, Zmarłą Turnią, Zmarzłymi Czubami, Małym Kozim Wierchem, Zawratową Turnią, Niebieską Turnią, Gąsienicową Turnią i Świnicą. Na prawo od niej mamy grzbiet Kościelca, z dalej Giewontu. Między Giewontem i Kościelcem widoczny jest Kasprowy Wierch z kopułką stacji meteo budynkiem górnej stacji kolejki. W dali horyzontu jawi się Babia Góra z pasmem Policy, a na lewo od nich Pilsko.
Wierzchołek Koziego Wierchu nie jest duży, ale nie ma dzisiaj problemu ze znalezieniem sobie na nim miejsca. Dobrze jest przysiąść na nim po raz kolejny... jeszcze rok nie minął, a to z naszej strony już czwarta wizyta na Kozim Wierchu. Była zima, potem dwa razy lato, a teraz powtarzamy wejście zimą, ale inną drogą, chyba troszkę trudniejszej ze względu na podwierzchołkowe stromizny. Posiady na szczycie Koziego Wierchu kończymy o godzinie 14.45. Trzeba go opuścić, bo o tej porze roku dzień skończy się szybko.
|
Widok w stronę Świnicy. |
|
Widok w stronę Kościelca, Kasprowego Wierchu i Giewontu.
W dali horyzontu widoczna Babia Góra. |
|
Za Świnicą widoczne są Tatry Zachodnie. |
|
Mały Kozi Wierch (poniżej), dalej Zawratowa Turnia, Niebieska Turnia, Gąsienicowa Turnia i Świnica. |
|
Miedziane. Dalej po lewej Rysy i Wysoka, z prawej Mięguszowieckie Szczyty i Cubryna. |
|
Na Kozim Wierchu. |
|
Wielki Staw Polski i Miedziane. |
|
Ze szczytu Koziego Wierchu na wschód. |
|
Ponad Doliną Pięciu Stawów Polskich. |
|
Plener na Tatry Wysokie. |
Zejście jak wszyscy wiemy zawsze sprawia większe trudności niż wejście po stromiznach. Drogę znamy, śnieg nie zmienił konsystencji mimo nasłonecznienia. Po kilku minutach jesteśmy na grzbieciku poniżej szczytu, skąd ładnie widać Świnicę i Tatry Zachodnie. Nad słowackimi krainami pomiędzy Tatrami i Niżnimi Tatrami pojawiła się powabna mgiełka, bądź welon silnie rozciągniętych chmur. Na stronę polską czyste niebo zachwyca po kres horyzontu. Schodzimy dalej zbliżając się do najbardziej stromego odcinka drogi. Kroczymy bokiem, francuskim krokiem, a gdy docieramy do kluczowego momentu trzeba obrócić się przodem do stoku. Wchodzimy między wystające skałki. Śnieg jest grząski, co nie ułatwia zejścia. Gładka skała w końcówce również nie rozpieszcza, ale udaje się znaleźć na niej punkty oporu dla zębów raków. Teraz trawersem w prawo powoli przechodzimy ponad Szerokim Żlebem i dalej już bez większych trudności zmierzamy w dół. Od czasu naszego podejścia dolna część zbocza zmierzwiła się różnymi ścieżkami i śladami skiturowców. Jedni schodzą prosto w dół, inni zjeżdżają na pośladkach, albo łagodzą stromiznę schodząc zakosikami.
|
|
|
Trawers podszczytowy z Koziego Wierchu. |
|
Widok na Świnicę, Zawratową Turnię, Mały Kozi Wierch. |
|
Jeszcze jedno spojrzenie na zachód. |
|
|
Jeszcze raz popatrzmy na panoramę Tatr Wysokich i Tatr Bielskich. |
|
|
|
Na najbardziej stromym odcinku. |
|
Spojrzenie w stronę Niżnych Tatr. |
|
|
Ostatnie wystające skałki. |
|
Widok na Grań Hrubego. |
|
Kierujemy się już w stronę progu Doliny Pięciu Stawów Polskich. |
|
Kozica. |
Około godziny 15.45 na łagodnych stokach podnóża Koziego Wierchu skręcamy na lewo. Kierujemy się w stronę schroniska. Kilka minut po szesnastej docieramy do niego. Słońce zaczyna chować się już za Walentkowy Wierch, ale odpocząć trzeba przed zejściem do Doliny Roztoki. W schronisku panuje umiarkowany ruch. Spotykamy w nim Michała, z którym spotkaliśmy się, w zeszłym roku na Kościelcu. Niesamowite, że zapamiętał kolor naszej liny.
Przetrącamy coś na ciepło, wypijamy po kubku herbaty. Przepakowujemy plecaki, ale raki ubieramy z powrotem na buty. Zejście z „Piątki” do Roztoki jest naprawdę bardzo strome. O godzinie 16.50 wychodzimy ze schroniska. Słońce schowało się już za grań. Obchodzimy Niżnią Kopę i zaczynamy sukcesywnie, choć bardzo powoli obniżać się ku Dolinie Roztoki. Zapada szarówka, która w górach bardzo szybko przechodzi w mrok.
|
|
Schronisko PTTK w Dolinie Pięciu Stawów Polskich. |
|
Dolina Pięciu Stawów Polskich. |
|
Słońce schowało się już za granią. |
|
Widok na Wielką Siklawę. |
O godzinie 17.25 trudności mamy za sobą. Trzeba schować raki, które dalej nie będą potrzebne, ale musimy wyjąć czołówki. Ruszamy żwawo ku ujściu doliny. Droga szybko nam przemija. Chyba jesteśmy ostatnimi turystami, którzy schodzą z „Piątki”, jednakże, gdy wpadamy na szosę spotykamy jeszcze osoby schodzące od Morskiego Oka. Kilkanaście minut po dziewiętnastej docieramy na parking w Palenicy Białczańskiej, na której o dziwie: stoi jeszcze wiele busów z Zakopanego oczekujących na turystów schodzących z gór. My mamy swój autokar, w którym oczekuje nas wspaniała grupka innych turystów, gotowych do powrotu z gór, choć niekoniecznie chcących to zrobić, bo góry były dzisiaj dla nas bajecznie piękne.
Pozdrowienia z Tatr
O Jezusie naprawdę jestem godna podziwu dla Ciebie i ekipy. Niesamowity wyczyn. Ja w zimie byłam jedynie na Diablaku i taką mi dał nauczkę że hej. Na całe życie zapamiętam tamto wyjście. A tu naprawdę daliście radę. Szacun wielki. Pięć Stawów w zimie wygląda bosko. Myśmy z mężem byli latem i też było cudownie. Świetna relacja, zdjęcia powalające.
OdpowiedzUsuń