Jaki był rok 2017? Z pewnością możemy stwierdzić, że był bogaty w różnorakie imprezy i pod tym kątem był to wspaniały rok. Pewnie były jakieś potknięcia, lecz przecież nie ma dróg idealnych; zdarzały się smutki, ale takie jest już życie; zostały jakieś niespełnione marzenia, ale zawsze jakieś zostają - marzenia muszą być, bo jakież byłoby życie bez nich. Trudno w to uwierzyć, ale... na szlakach turystycznych spędziliśmy w 2017 roku... nie do wiary... 74 dni. To niezwykłe, wspaniałe dni spędzone blisko przyrody, a większość z nich w gronie wspaniałych ludzi. Łącznie uczestniczyliśmy w 42 różnego rodzaju wyjazdach, jedno i wielodniowych. W tych grupowych wzięło udział 2162 turystów (licząc na zasadzie wielokrotności) !
Jednodniowe wyjazdy to przede wszystkim Główny Szlak Beskidu Wyspowego, który pokonujemy pod hasłem „Tropem Rysia po Beskidzkich Wyspach”. To projekt, który podzieliliśmy na 18 jednodniowych etapów. Rozpoczęliśmy go listopadzie 2016 roku. W roku 2017 pokonaliśmy 6 etapów i mamy ich obecnie zaliczonych 7. Beskid Wyspowy to kraina z uroczymi zakątkami, niezmąconą przyrodą i ludźmi żyjącymi w zgodzie z jej naturalnymi prawami. Po tych górach można wędrować dniami i nocami, albo też po prostu udać się na krótki, weekendowy wypad za miasto. W scenariusz przemierzania Beskidu Wyspowego wpisujemy czas na obcowanie z beskidzką przyrodą i biwak przy ognisku w grupie ludzi wrażliwych na piękno naturalne. Czasem spotka nas tam coś niespodziewanego, ale miłego, tak jak w grudniu na Mogielicy, gdy zagościł wśród nas człek z siwą brodą, ten taki co zawsze, co rok przynosi wór prezentów dla wszystkich dobrych ludzi.
|
7.01.2017 - mroźna Potaczkowa (-22 stopni Celsjusza). |
|
18.02.2017 - Luboń Wielki. |
|
18.03.2018 - Szczebel. |
|
27.05.2017 - Lubogoszcz. |
|
4.11.2017 - pożegnanie dnia na Ćwilinie. |
|
9.12.2017 - spotkanie ze Świętym Mikołajem na Mogielicy. |
W innym cyklu wycieczek celem były góry nam najbliższe z racji miejsca zamieszkania, przez które wytyczono Małopolski Szlak Papieski. Większość gór przemierzamy absolutnie nie na wyścigi, nie na czas, czy punkty. Te leżące na przebiegu Małopolskiego Szlaku Papieskiego traktujemy szczególnie w taki sposób. Zwalniamy tempo wędrówki, bo świat przyrody i górski krajobraz są zbyt piękne, aby ot tak po prostu przebiec obok nich obojętnie. Czas biegnie oczywiście nieubłaganie do przodu, ale nie chcemy go prześcignąć, lecz oddać się mu, by zostało nam po nim jak najwięcej pięknych wspomnień i przeżyć. W spokojnej i refleksyjnej atmosferze pokonujemy kolejne etapy Małopolskiego Szlaku Papieskiego. Z trasy głównej tego szlaku pozostało nam już tylko 4 etapy, które zamierzamy pokonać w 2018 roku. Z dziesięciu różnej długości tras wariantowych ukończonych w całości mamy już 6. W 2017 roku przemierzaliśmy 3 etapy trasy głównej oraz 8 etapów tras wariantowych. Wędrowaliśmy po Tatrach, Podhalu, Gorcach, Beskidzie Wyspowym oraz Beskidzie Żywieckim. Każda z tych wędrówek przyniosła coś swoistego i niepowtarzalnego, bez wyjątku: to urzekająca piękna aura zimowych Tatr, to olśniewająca panorama Tatr z Podhala, czy klimatyczne Gorce, wyciszony Beskid Wyspowy, albo najwyższy szczyt Beskidu Żywieckiego, w którym spotkało nas coś wyjątkowego. W jedną z ciepłych sierpniowych nocy ruszyliśmy na Babią Górę, by w blasku księżyca doświadczyć piękna gór i spotkać się z czarodziejką Naturą. Mrugały do nas nie tylko gwiazdy na niebie, ale również migotały światełka wiosek w dolinach. Na szczycie, gdy szarówka nocy zaczęła ustępować, doświadczyliśmy ekscytującego spektaklu widzianego na żywo. Na samym wierzchołku Diablaka uczestniczyliśmy w akcie pojednania się z naturą. Natura sama opowiedziała o pięknym świecie.
|
25.02.2017 - Morskie Oko. |
|
6.05.2017 - Mogielica. |
|
11.08.2017 - powitanie dnia na Babiej Górze. |
Mówiąc o Tatrach myśli się o wysokich grzbietach, graniach i szczytach. To jednak nie prawda, że tylko on wabią. W roku 2017 niezwykłym zainteresowaniem cieszyły się wyjazdy w tatrzańskie doliny. Niezapomniany 1 kwietnia, kiedy ruszyliśmy do Doliny Chochołowskiej w poszukiwaniu tatrzańskich symptomów wiosny, w ogromnej grupie 102 duszyczek pragnących doznać piękna natury. Niektórzy z nich przybyli na ten jeden dzień z daleka: z Wrocławia, a nawet z Wiednia. Do grupy dołączyła również niemała gromadka dzieci, która dzielnie przemierzyła kilometry najdłuższej doliny polskich Tatr. Była to urocza wycieczka, cudowna jak oddech wiosny, jak szafranowe pola.
|
1.04.2017 - szafranowe pola w Dolinie Chochołowskiej. |
|
1.04.2017 - Dolina Chochołowska. |
Tak liczna grupa pojawiała się nie jedyny raz podczas naszych wędrówek, bo największej goryczy doznajemy, jeśli z braku miejsca w autokarze musimy kogoś zostawić. Dlatego, gdy tylko są takie możliwości organizujemy odpowiedniej wielkości transport i jedziemy. Tak stało się w czasie Wielkiej Majówki w Bieszczadach, gdzie mieliśmy odpowiednią ku temu bazę noclegowo-żywieniową. Tak też było w październiku na Hali Krupowej, gdzie uzbierała się nam potężna 114-osobowa grupa, uhonorowana Pucharem Marszałka Województwa Małopolskiego - najwyższym trofeum odbywającego się tam wówczas zlotu turystycznego. Najważniejszy jednak nie był puchar, który zdobywaliśmy już bodaj po raz piąty z rzędu organizując grupy pod różną egidą, lecz turystyczne braterstwo, wykluczające wokół siebie jakiekolwiek ideologie, a propagujące prawdziwie żywą ideę wspólnego wędrowania, w tym rodzinnego, gdzie dzieci znajdują swoje miejsce oraz odnajdują radość i satysfakcję. To nie jedyna impreza, w której uczestniczyła liczna grupa dziecięca, ale tutaj liczyła aż 28 uśmiechniętych młodych osób. Tamtego dnia stało się też coś, czego nie spodziewaliśmy się, co było bardzo wzruszające: mnóstwo niezwykłych prezentów od Was, a przede wszystkim od dzieci. Do tego te wyjątkowe, ciepłe słowa życzeń… Dziękujemy jeszcze raz z całego serca i po raz wtóry obiecujemy, że dopóki będziecie chcieli jeździć z nami, będziemy działać, bo dla takich fantastycznych ludzi warto to robić.
|
24.06.2017 - Dolina Kościeliska. |
|
24.06.2017 - Dolina Kościeliska i podziemia Tatr. |
|
1.10.2017 - Promyki Słońca na Hali Krupowej. |
Do większych przedsięwzięć należy Główny Szlak Beskidzki, który przemierzamy obecnie w solidnej, pięćdziesięcio kilkuosobowej grupie. Przemierzyliśmy już dystans od Wołosatego do Kątów, który kwalifikuje do uzyskania brązowej odznaki GSB przyznawanej przez Centralny Ośrodek Turystyki Górskiej PTTK. Do odznaki tej zweryfikowanych zostało 25 osób z grupy, którzy nie opuścili ani jednego wyjazdu (pozostałym brakuje jakiegoś fragmentu szlaków, zatem zapewne uzyskają taką odznakę podczas kolejnego wyjazdu). Osobiście cały ten szlak pokonujemy już po raz trzeci. Coś jest na nim co magnetycznie przyciąga , jakaś tęsknota skłaniająca do powrotu. Idąc nim po raz kolejnych odtwarzamy stare doznania, ale w końcu odnajdujemy więcej czasu na zobaczenie czegoś, czego jeszcze nie widzieliśmy, a znajduje się blisko tego szlaku. To inny niż do tej pory styl pokonywania tego Głównego Szlaku Beskidzkiego, na którym stwarzamy możliwości prawdziwie towarzyskiego spotkania, również po zakończonej trasie górskiej. Gdy wieczór nadchodzi, zaczyna się dziać coś ciekawego: prelekcja, pogawędka, ognisko, koncert, poezja, muzyczne party – słowem wędrówka przeplata się ze znakomitą zabawą w wyśmienitym towarzystwie osób, którzy podjęli trud pokonania tego najdłuższego górskiego szlaku w Polsce. Dobra zabawa, to oczywiście zasługa każdego uczestnika tej etapowej wyprawy. Wiele osób udzielało się i pracowało nad tym, aby każda z wypraw na GSB była dla nas wszystkich czasem cennym, do którego będzie nam tęskno. To powoduje, że dni każdego wyjazdy zbyt szybko przelatują, ale w roku 2018 jedna z kolejnych wypraw będzie 5-dniowa, a więc może czas nam nie zleci aż tak szybko ;) Trzy dni to za mało, bo człowiek ledwie się rozpakuje, a już następnego wieczoru musi myśleć o spakowaniu.
|
29.04.2017 - Połonina Wetlińska. |
|
30.04.2017 - koncert poezji śpiewanej w Rzepedzi. |
|
20.10.2017 - Iwonicz-Zdrój. |
„Bo przecież trzy razy to za mało” - pod takim hasłem udaliśmy się po raz czwarty do Słowackiego Raju. Wydawało się nam, że trzykrotny wyjazd do Słowackiego Raju nasyci nas i wystarczy na pewien czas, ale ledwie wróciliśmy do kraju z ubiegłorocznej wyprawy do Słowackiego Raju, a ekipa już zmontowała się do kolejnego wyjazdu. I to nie dlatego, że pojawiło się nowe wyzwanie, czyli via ferrata w wąwozie Kyseľ. Zaliczyliśmy ją tego roku, spodobała się bardzo wszystkim. Przemierzyliśmy już niemal wszystkie wąwozy Słowackiego Raju i... w dalszym ciągu nie odpuszczacie. To bardzo miłe, choć też zaskakujące słyszeć: - Nie możecie nie zrobić Słowackiego Raju w przyszłym roku! – po czym ktoś dodaje – i trzy dni to za mało, powinien być to wyjazd czterodniowy. No więc czekamy na potwierdzenie terminu z bazy w Nowej Wsi Spiskiej i jedziemy. Będzie oczywiście Kyseľ po raz wtóry i inne największe atrakcje Słowackiego Raju, a może uda się coś zrobić ze skrawków tej krainy, których jeszcze nie było. Będąc ostatniego razu w Słowackim Raju nie spodziewaliśmy się niemal stuprocentowej frekwencji na via ferracie. Niektórzy z pewnością musieli przełamać lęki, lecz pokonawszy stalową drogę poczuli, że to całkiem fajna forma aktywności. Propozycje kolejnych via ferrat już pojawiły się w 2018 roku, a przymierzamy się do kolejnych. Czy jesteście na to gotowi! Pamiętajcie, że tam trzeba mieć odpowiedni sprzęt już ze sobą (nie da się go na miejscu pożyczyć, jak na Słowackim Raju).
|
8.07.2017 - Słowacki Raj. |
W roku 2018 zakończyliśmy jeden z większych projektów pn. „Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni”. Oj, kiedy coś się kończy jest radość, ale też pojawia się smutek i nostalgia. Wszystko zaczęło się z końcem lata 2015 roku. Wówczas zaczęliśmy przemierzać Łemkowszczyznę przez wszystkie pory roku. Chcieliśmy poznać Łemkowską krainę, wszerz i wzdłuż. Nie tylko przejść i zaliczyć wytyczone trasy, ale przede wszystkim spotkać się na żywo z łemkowską kulturą (oczywiście na tyle, na ile można, bo przecież wysiedlenia opustoszyły Łemkowszczyznę zupełnie). Projekt „Niech wiatr gra o Łemkowyni” realizowaliśmy z grupą pasjonatów łemkowszczyzny pod różną egidą organizacyjną, a ten ostatni etap już własnym sumptem. Dzięki temu finał projektu zakończyliśmy dokładnie tak jak o tym marzyliśmy. Cały projekt „Niech wiatr gra pieśń o Łemkowyni” zajął nam 15 dni wędrówki po starej Łemkowszczyźnie o każdej porze roku, nie bacząc na upały, chłody, deszcze, czy wiatry. Poznawaliśmy przyrodę i przywoływaliśmy kulturę zaginionej krainy - tak to napisaliśmy na certyfikatach uczestników projektu, które mieliśmy zaszczyt im wręczać. Spoglądamy na mapę naszych wędrówek naniesioną na pamiątkowe certyfikaty i wciąż nie dowierzamy ileż tam jest naniesionych odwiedzonych miejsc i obiektów. Trudno uwierzyć, że w ciągu tych piętnastu dni tyle udało się zwiedzić i zobaczyć, spotkać ciekawych ludzi, a przecież w trakcie tych wyjazdów był też czas na biesiadę i zabawę. Mimo wszystko udało się to jakoś tak ułożyć i scalić, że nie była to wędrówka ukierunkowana na wysiłek, lecz bardziej na wspólne przeżywanie oraz bycie razem. To wszystko udało się zrobić dzięki wytrwałym uczestnikom, których uśmiechnięte twarze oglądamy na licznych fotografiach. W pięciu trzydniowych wyjazdach na Łemkowszczyznę uczestniczyło łącznie 216 osób na zasadzie wielokrotności, a personalnie uczestniczyło w nich 115 osób. Wieczór wspominkowy, wieczór podsumowań, wieczór radosnych śpiewów - taki był pierwszy wieczór w Zdyni, w której w tym samym czasie odbywała się Łemkowska Watra, do której ostatniego popołudnia, wieczoru i nocy dołączyliśmy. Ta droga przez Łemkowszczyznę szczęśliwie doprowadziła nas do końca, do zaplanowanego celu. Pewien rozdział został zamknięty, szczególny i wyjątkowy. Z głębi ducha odzywa się jakaś pustka, tak jakbyśmy pożegnali kogoś, kogo bardzo lubiliśmy.
18-20 wrzesień 2015
WSCHODNIA ŁEMKOWSZCZYZNA |
|
16-18 październik 2015
ZACHODNIE KRAŃCE ŁEMKOWSZCZYZNY |
|
29-31 styczeń 2016
ŚRODKOWA ŁEMKOWSZCZYZNA |
|
22-24 kwiecień 2016
WSCHODNIE KRAŃCE ŁEMKOWSZCZYZNY |
|
21-23 lipiec 2017
ZACHODNIA ŁEMKOWSZCZYZNA |
|
|
22.07.2017 - Zdynia. |
Pojawiły się jednak nowe projekty wypraw - Korona Beskidu Niskiego i Korona Bieszczadów. Już ruszyliśmy z nimi. Niedawno, w listopadzie zakończyliśmy pierwszy etap Korony Bieszczadów, a wciąż w głowach siedzi nam jego magia - nie tylko te odwiedzone najdziksze obszary Bieszczadów, ale również dwa czarodziejskie wieczory, których opis powinien zaczynać tak: „Za górami, za rzekami dawno, dawno temu…” - czy wydarzyły się to naprawdę? Trudno w to uwierzyć. A jednak oprócz wspomnień pozostał po nich niezwykły dokument - „Paszport do Krainy Wróżb i Magii” z wklejkami potwierdzającymi udział w magicznych katarzynkowo-andrzejkowych wieczorach oraz certyfikaty naładowania pozytywną energią. Tamtych wieczorów pojawiły się magiczne moce, które opowiadały przyszłość. Pojawiły się wraz z uroczymi czarodziejkami i niezwykłym czarodziejem, którzy przybyli specjalnie i przekazywali wróżby szczęścia, spełnienia, jak również życiowej niespodzianki. To było niesamowite. Tańczyły gwiazdy na sklepieniu sali, a my tańczyliśmy pod nimi w różnych rytmach - szampańska zabawa, szkoda, że tylko do północy, ale rano czekały nas oczywiście góry. Musi być czas na zabawę, ale też na odpoczynek przed górską wędrówką.
|
24-26.11.2017 - Wieczór magii i wróżb w Rzepedzi. |
|
|
24-26.11.2017 - Rzepedź. |
Nie tylko góry lubimy, nie tylko górska wędrówka nas pasjonuje. Uwielbiamy również wodne szlaki, których falujący nurt skrzy się odbijanym blaskiem słońca, niosąc radość z czasu wspominanego, czasu beztroskiego dzieciństwa. Przygodę z kajakarstwem zaczynaliśmy niedawno, bo w 2016 roku, kiedy spływaliśmy Wieprzem. W roku 2017 zaproponowaliśmy dwa wyjazdy, tym razem nad Tanew. Co prawda niski stan wód zmusił nas do zmodyfikowania planów ostatniego wyjazdu, ale i tak przepłynęliśmy łącznie taki dystans, który wystarczył kilkunastu osobom z grupy do uzyskania Turystycznej Odznaki Kajakowej PTTK. Każdy z tych spływów pozostawił cudne wspomnienia i słoneczną opaleniznę. Zatopiliśmy się podczas nich w roztoczańskiej przyrodzie, w oazie ciszy i spokoju. Mamy wszystko, aby odpocząć. No i (co nie jest błahostką) na każdym ze spływów gościł u nas czcigodny Neptun ze swoją Świtą. Zostali oni z pewnością żywi w pamięci neofitów, przechodzących rytualny chrzest wodniacki, dzięki któremu weszli w szeregi naszej wodniackiej braci. Były to dla wszystkich chwile ogromnie radosne, wesołe, a może nawet wzruszające w wyniku nostalgii wspomnień starych czasów wodnych wilków, takich jak nasz poczciwy Topograf.
|
3.06.2017 - Kraina nad Tanwią. |
|
2.09.2017 - Wywłoczka. |
Jaki planujemy kajakarski rok 2018? Postawiliśmy na jeden dłuższy, kompleksowy wyjazd. Celem naszym są Mazury i jedna z najpiękniejszych rzek nizinnych w Europie – nazywa się ona Krutynia. To stosunkowo odległy region Polski, ale plan zagospodarowany został na 8 dni; zarówno na kajaki, ale też plażowanie, biesiadowanie przy ognisku, spotkanie z miejscową kulturą i zapewne coś jeszcze... Ten wyjazd traktujemy, jak wyjazd wczasowy, wszak planujemy go na sezon urlopowo-wakacyjny, a właściwie końcówkę sezonu, kiedy na Krutyni nie powinno być już tłoczno, a i burze nie są wówczas tak częste i zaskakujące jak wcześniej. Praktycznie wszystko zostało już dopięte na ten wyjazd i pozostało już tylko zamówić dużo słońca.
|
3.06.2017 - Kraina nad Tanwią. |
Tymczasem jest zima. Jesteśmy teraz w Bieszczadach. Czas sylwestrowo-noworoczny spędzamy wśród turystycznych przyjaciół. Dzielimy go na szlakach i na wspólnej zabawie. Cóż więcej można chcieć. Byliśmy niespełna rok temu tutaj, kiedy zauroczyła nas piękna zimowa aura, ale zarazem zaskoczyła (tak jak drogowców;). Z trzydniowego zaplanowanego programu zrealizowaliśmy wówczas jeden dzień. Plany na pozostałe dwa dni musieliśmy zmodyfikować. Można by powiedzieć, że tamta zimowa wyprawa w Bieszczady zakończyła się wynikiem 2:1 dla zimy, lecz chyba nikt wówczas nie czuł jakiejkolwiek goryczy porażki. Swego rodzaju fortel wobec zaskakującej aury sprawił, że program zapełnił się innymi pociągającymi atrakcjami, optymalnymi na istniejące warunki, pozwalającymi ominąć strefy silnych wiatrów, zaspy i ślizgawicę na drodze, wobec której nawet łańcuchy na kołach autokaru były bezsilne. Bo na takich wyprawach najważniejsza jest jedność całej grupy, zespolenie i ciągła współpraca w pokonywaniu trudności, a także odpowiedzialność „jeden za wszystkich, wszyscy za jednego”. W pojedynkę, czy w mniejszej grupie trudno byłoby sprostać trudnościom, jakie pojawiły się na zawianych szlakach. Grupa bez problemu poradziła sobie nawet ze zbójami w ciemnym lesie ;) I oto w tym wszystkim chodzi, w całej tej turystycznej bandzie wspaniałych ludzi, która współpracuje tak, aby zaiskrzyły i zgrały się wszystkie elementy układanki odpowiedzialne za magię każdej wycieczki.
|
14.01.2017 - kulig w Dwerniku. |
|
14.01.2017 - napad zbójów. |
|
15.01.2017 - Tarnica. |
|
15.01.2017 - Wołosate. |
To tylko fragmentaryczne i wycinkowe wspomnienie tego co robiliśmy w roku 2017 i do czego będziemy żywo wracać wspomnieniami. Można by o nich wiele, wiele pisać, ale lepiej spotkać się i poopowiadać o nich wspólnie. Chcieliśmy tylko króciutko podsumować miniony rok, ale trochę się rozczuliliśmy za czasem minionym.
Dziękujemy wszystkim ludziom dobrego serca, cudownym duszom za pomoc i zaangażowanie w realizacji marzeń całego zespołu, któremu przypisuje się różne nazwy (Promyki Słońca, Grupa „Zanim znów wyruszysz w góry”, czy po prosu mówi o nim „nasz klub”). Być może tak jest najlepiej (przynajmniej na razie), bo najlepsze zespoły nie tworzą organizacyjne ramy, ale duch i serce, a przede wszystkim niezakłamana, zwyczajna ludzka przyjaźń. Wszystkim takich przyjaciół życzymy.
Wszystkim życzymy również wszystkiego najlepszego, spełnienia nie tylko na turystycznych szlakach, ale również spełnienia siebie – bo to ważnie w życiu człowieka. I ani jednej zmarnowanej chwili nikomu nie życzymy, bo życie biegnie, czas ucieka i nie można go marnować, ani życia, ani czasu.
Ja też Wam dziękuje za wspaniałe chwile w 2017 roku i życzę sukcesów w tym co lubicie robić dla naszej rodziny turstycznej
OdpowiedzUsuń