2
Beskid Sądecki, Pieniny
ZACHODNIE KRAŃCE
ŁEMKOWSZCZYZNY
dzień 4 rozdział 9
Zabudowa łemkowskich wsi sięgała w nich grzbietów gór. Po 1947 roku, gdy wysiedlono stąd Łemków, sprowadzona polska ludność wolała zajmować domy stojące w dolinach, a nie te w wyżej położonych przysiółkach. Stąd też domy z górnych przysiółków zostały szybko rozebrane. Zniknęły łemkowskie obejścia, a prowadzące do nich drogi wkrótce obrosły trawami lub zarosły lasem.
TRASA:
Wojkowa Kamienny Horb (słow. Kamenný hrb; 826 m n.p.m.) Pusta (867 m n.p.m.) Wysoka Horka (764 m n.p.m.) Rezerwat przyrody „Okopy Konfederatów Barskich” Muszynka
Stoją nad nami chmury. Może rozgoniłby je magiczny dzwon cerkiewny z Powroźnika, ale przecież to niegroźne białe chmurki, bez kropli deszczu. Jesienne smugi mgieł płożą się po łemkowskich łąkach, lasy parują.
Góry Leluchowskie kojarzą się najczęściej z niewielką miejscowością Leluchów (łemk. Лeлюхiв): „W Leluchowie - miła zaczyna się koniec świata” śpiewa grupa Stare Dobre Małżeństwo. Leluchów jednak od tamtych czasów, kiedy powstawała ta piosenka znacznie się zmienił. Po otwarciu granicy polsko-słowackiej miejscowość stała się gwarna, opętana granicznym handlem. Dawny spokój zaginął w targowym tłoku. Ten koniec świata we współczesnych czasach przesunął się bardziej na wschód do Dubnego (łemk. Дубне), czy Wojkowej (łemk. Войкова).
Prawdopodobnie już w XIII wieku w dolinie potoku Wojkowskiego istniała osada przy strażnicy granicznej. Kto wie, być może nazwa Wojkowa wzięła się właśnie od wojów stacjonujących w strażnicy. Jednakże obecna wieś Wojkowa lokowana była na surowym korzeniu w 1595 roku. Jej osadźcą był niejaki Homa Powroźnicki z Powroźnika.
Góry Leluchowskie. Łąki nad Wojkową. |
Wojkowa leży na wysokości około 550 m n.p.m. pośród malowniczych wzniesień, pokrytych tak jak za czasów łemkowskich, polami i pastwiskami. Sięgają one dość wysoko, wchodząc nawet na grzbiety. Łemkowie zostali stąd przesiedleni na ziemie zachodnie w latach 1945-1947. Zostały tu jeszcze po nich łemkowskie chaty, spichlerzyki, czy kapliczki i kamienne krzyże. Ukryta wśród drzew stoi również cerkiew św. św. Kosmy i Damiana z 1790 lub 1792 roku, wybudowana po tym, gdy pierwsza świątynia została strawiona przez pożar. W jej wnętrzu zachował się ikonostas, tak samo stary jak cerkiew, bo wykonany w okresie jej wznoszenia. Po II wojnie światowej została przemianowana na kościół rzymskokatolicki.
O godzinie 12.45 rozpoczynamy podejście na graniczny grzbiet Gór Leluchowskich. Podejmujemy w Wojkowej żółty szlak, który przychodzi tu od zachodu z Muszyny przechodząc m.in. szczyt Dubne (904 m n.p.m.). Żółtym szlak kieruje nas z szosy na polną dróżkę. Pnie się ona ku granicznemu grzbietowi, skąd spływają źródliskowe cieki Wojkowskiego Potoku. Po 15 minutach łagodnego podejścia osiągamy polsko-słowacką granicę. Żółty szlak skręca tu w lewo biegnąc dalej linią graniczną, wspólnie ze słowackim czerwonym szlakiem. Jest tu też drogowskaz wskazujący drogę do „Królewskiej Studni”, w przeciwną stronę niż nasza docelowa Muszynka, ale te kilkanaście minut chyba możemy poświecić na zobaczenie tego obiektu.
Dolina Potoku Wojkowskiego z polsko-słowackiej granicy. |
Idziemy zatem linią graniczną na południe i tuż przed lasem za stojącym tu drogowskazem wchodzimy na stronę słowacką, gdzie widoczna jest okazała drewniana wiata z napisem „OZ - Kráľova studňa”. „Królewską Studnię” znajdujemy kilka kroków dalej na południe od wiaty. Można do niej zejść ścieżką przez zagajnik, albo idąc powyżej zagajnika, a potem po stopniach w dół. Studzienka obudowana jest kamieniami i zadaszona drewnianą nadbudową. Pod daszkiem widzimy napis „Lenartov-2009”. Lenartov to nazwa pobliskiej wioski słowackiej.
Z „Królewską Studnią” związana jest legenda dotycząca XIX-wiecznej figury Matki Bożej z kapliczki w Wojkowej, która podobno stoi w miejscu, gdzie objawiła się Matka Boża. Figurę tą ponoć dwukrotnie ustawiano przy „Królewskiej Studni”, ale za każdym razem sama wracała do Wojkowej, do kapliczki.
Drewniana wiata „OZ - Kráľova studňa”. |
Kapliczka nad Królewską Studnią.
|
Wracamy pod wiatę, zatrzymujemy się chwilkę podziwiając widoki - niezwykle malownicze, wbrew zachmurzeniu. Stoimy w miejscu, koło którego przechodził ongiś szlak, którym ludność z Muszyny jeździła do Bardejowa i Preszowa na jarmarki. „Królewska Studzienka” stanowi pozostałość po tym szlaku.
Trzeba wiedzieć, że po stronie słowackiej ciągnął się również wąski pas Łemkowszczyzny, choć po tamtej stronie granicy nie była znana nazwa „Łemko”. Tamtejsza ludność określana była mianem Rusinów, bądź Rusnaków, ale pod względem etnicznym, kulturowym, językowym i religijnym była to ta sama ludność co po polskiej stronie. Uprawiali oni pola po obu stronach granicy, po obu stronach granicy mieli też swoje rodziny. Łemkowie z Wojkowej bez problemów komunikowali się ze swoimi pobratymcami mieszkającymi na południowych stokach gór, a ci z południowych z tymi na północnych.
Królewska Studnia. |
O godzinie 13.20 wracamy na granicę państwową, a potem do żółtego szlaku, który biegnie dalej linią graniczną. Przebieg tego szlak ulegał zmianom. Na drzewach spotkać można jeszcze stare znaki, a nowe są wymalowane dość rzadko. Można się łatwo pogubić, ale dopytujemy miejscowego i ten pokazuje nam którędy szlak biegł po staremu, a którędy po nowemu. Od słupka granicznego nr 279/2 kończą się otwarte przestrzenie łąk i polan, o godzinie 13.55 wchodzimy do lasu, gdzie przebieg granicy oraz szlaku są już niewątpliwe.
Widok spod wiaty na stronę polską. |
Dolina Wojkowej. Widoczna cerkiewna wieża. |
Przed wejściem do lasu. |
W lesie dominuje zieleń, ale jesienne przebarwienia są już dobrze widoczne. Szlak prowadzi nas od teraz cały czas mieszanym lasem pokonując kolejne grzbietowe wzniesienia. Pierwszym jest Kamienny Horb. Podchodzimy go łagodnie. Niespostrzeżenie przestrzeń między drzewami wypełnia mgła. Las zionie dzikością. Składa się głównie z młodych drzew, nierzadko dziwnie poskręcanych, przybierających zadziwiające kształty. Wyłaniające się z mgły straszą samotnych wędrowców. Kilka minut po czternastej osiągamy wierzchołek Kamienny Horb (słow. Kamenný hrb; 826 m n.p.m.). Zatrzymujemy się na chwilę, oczekując aż do grupy dołączy ostatni wędrowiec. Jeszcze chwilkę czekamy, rozmawiamy.
Kamienny Horb (słow. Kamenný hrb; 826 m n.p.m.). |
Runo leśne pokrywa już paleta kolorowych liści. |
Runo leśne pokrywa już paleta kolorowych liści. Porośnięte jest też zielonymi pnączami, wszystkie te barwy lśnią od skroplonej wilgoci. Niemal na całej długości grzbiet po którym przemieszczamy się jest bardzo wąski. Opada niknącymi w mgle stokami na lewo i na prawo. Ta mgła być może kamufluje też dzikiego zwierza, obserwującego nas bacznie i z zaciekawieniem. Wiemy, że jako przedstawiciele ludzkiego gatunku jesteśmy rzadkimi gośćmi na tym terenie, a ten bezludny obszar z samorzutnie rozrastającym się lasem przypomina nieodległy Beskid Niski. Nie zawsze jednak tak tu było.
Las zionie dzikością. |
Powalony buk. |
Za czasów Łemków Góry Leluchowskie były intensywnie użytkowane, pokryte uprawami i licznymi polanami, siecią dróg grzbietowych. Trudno sobie wyobrazić wygląd tejże okolicy z połowy ubiegłego wieku. Jak uwierzyć, że kiedyś to wszystko wyglądało inaczej. Wschodnia część Gór Leluchowskich jest zdecydowanie bardziej oddana łasce przyrody, niż bardziej znana, uczęszczana część zachodnia znajdująca się między Leluchowem i Muszyną. Jesteśmy tutaj samotną grupą, przemierzającą całkowite bezludzie, na którym szelest deptanych liści brzmi jak orkiestra w cichym pustkowiu. Minęły już lata od wyjazdu dawnych gospodarzy, cisza zamieszkała tu na stałe i mąci ją nawet cicha rozmowa z towarzyszem wędrówki.
Zadziwiające drzewa. |
O godzinie 14.45 wchodzimy na kolejną grzbietową kulminację, gdzie z ziemi wystaje stary znak graniczny, a obok w podobny betonowy słupek z pozostałością po wbetonowanej stalowej rurce. Kulminacja ta wydaje się być najwyższym punktem na naszej trasie, ale nim nie jest. Grupa zwiera tutaj szyki, po czym schodzimy na niewielkie siodło. Dopiero za nim mamy oczekiwany szczyt.
Kulminacja poprzedzająca szczyt Pustej. |
Siodełko przed Pustą. |
Pusta mająca 867 m n.p.m. jest najwyższym punktem na naszej dzisiejszej trasie. Wchodzimy na nią o godzinie 15.05. Stoi na niej słowackie oznakowanie szczytu. Od Królewskiej Studzienki przeszliśmy 5,5 km dystansu. Do odejścia żółtego szlaku od granicy pozostało nam 3,4 km.
Pusta (867 m n.p.m.). |
Szlak dalej wiedzie nas przez las zionący tajemnicami. Ma coś z niepojętej ludzkim umysłem mistyki, jak niezbadany obszar na granicy rzeczywistości i fantazji. Wkrótce wyraźnie obniżamy pułap. Mgła niknie, a może raczej chmurę zostawiamy w górze. Las staje się czytelniejszy, a droga przejrzysta, a nawet bardziej płaska. Czy to jest ten sam las co przed chwilą, czy też może nieświadomie ocknęliśmy się z ułudy, czy też zbudziliśmy ze snu? Jeśli to był wytwór wyobraźni, to czy mógłby być to omam zbiorowy. Jeśli to miałby być sen, to w pamięci powinnyśmy zachować tylko ostatnie jego chwile. A przecież wszystko pamiętamy od początku do końca, moment kiedy weszliśmy do tego mrocznego lasu, te dzikością opętane drzewa, bezkresną cichość głuszy leśnej, i chwilę, kiedy ją opuściliśmy, jakbyśmy spędzili czas w innym wymiarze przestrzeni i czasu.
Za Pustą. |
Las staje się czytelniejszy, a droga przejrzysta. |
Las między Pustą i Wysoką Horką. |
Jeszcze jakaś mała mgiełka przed nami przeszła ponad naszą drogą, a chwilkę później przechodzimy przez Wysoką Horkę (764 m n.p.m.), a zaraz za jej szczytem idziemy skrajem polany ścielącej się po słowackiej stronie z kilkoma świerkami wyrastającymi pojedynczo. Znów wchodzimy do lasu ogarniętego niezmiernie delikatnym woalem. Przeskakujemy powalonego buka. Szlak wydaje się nie mieć końca.
Ten młody las wydaje się być tu od zawsze, ale przecież dopiero co zajął te tereny. W dzisiejszych czasach to raczej człowiek wysysa ducha lasu, a tutaj odwrotnie, las pochłania to co kiedyś należało do ludzkich siedzib.
Jeszcze jakaś mała mgiełka ponad naszą drogą. |
Polana za szczytem Wysokiej Horki. |
Znów wchodzimy do lasu ogarniętego delikatnym woalem. |
Godzina 16.20. Jest odejście żółtego szlaku od granicy, nieco ukryte wśród drzew. Nie przegapiamy go. Graniczny szlak słowacki zmierza na Przełęcz Tylicką, gdzie jest koniec Beskidu Sądeckiego, a jednocześnie na początek Beskidu Niskiego. My za żółtymi znakami odchodzimy od granicy. Z ukłonem pod nisko opuszczonymi gałązkami wchodzimy w szpaler młodych świerków, po czym nieco w lewo na ścieżkę, aż pod stare okopy.
Ostatnie metry przed odejściem żółtego szlaku od granicy. |
W okresie 1769-71 na obszarze Łemkowszczyzny toczyły się walki między konfederatami barskimi i wojskami rosyjskimi. Był to czas zbrojnego ruszenia polskiej szlachty przeciwko rosyjskim wpływom w Rzeczypospolitej, a przede wszystkim w obronie wiary katolickiej i niepodległości. Osłabione wówczas państwo polskie pod względem finansowym, jak też pod względem obronnym (słaba armia) było narażone na zaborcze zapędy Imperium Rosyjskiego. Zewnętrznej ingerencji w interesy państwa polskiego sprzyjała uległość polskiego króla Stanisława Poniatowskiego wobec Rosji. Efektem były ustawy sprzyjające interesom Rosji, a doszło nawet do tego, iż jej wojska mogły swobodnie przemieszczać się po terytorium Rzeczypospolitej, jak po swoim kraju. Stąd w lutym 1768 roku szlachta polska zawiązała związek zbrojny w twierdzy Bar na Podolu, zwany konfederacją barską, który miał przeciwstawić się ingerencji rosyjskiej w sprawy polskie, a siłą rzeczy również przeciwko uzależnionemu od Rosjan polskiemu królowi.
Konfederaci barscy organizowali obozy wojskowe, gdzie mogli przygotowywać się do prowadzonych akcji zbrojnych. Wybór miejsc na takie obozy nie był przypadkowy. Góry stanowiły obszar samoistnie obronny. Na obozy wybierano trudnodostępne zbocza gór, w sąsiedztwie przełęczy, przez które przebiegały drogi na południe. Obozy konfederackie ciągnęły się zatem wzdłuż całego pasma granicznego Beskidu Niskiego od rejonu przełęczy Tylickiej, zaczynając od Muszynki, a kończąc na Radoszycach w dolinie Osławicy.
Te stare okopy do których dotarliśmy, a właściwe pozostałość po nich, to okopy konfederatów barskich. Tworzą one szaniec na stokach wzniesienia Jawor ponad drogą z Muszynki na Przełęcz Tylicką. Mają kształt nieregularnego trójkąta, okalającego około 8,4 ha powierzchni, w którym mogło stacjonować około 4000 żołnierzy. W obozie nad Muszynką stacjonowały oddziały z ziemi krakowskiej i sandomierskiej. Przewinął się w nim również dowódca konfederacji Kazimierz Pułaski. Ślady wskazują, iż obóz otoczony był ziemnym wałem obronnym o wysokości dochodzącej 2 metrów, a także szeregiem innych ziemnych fortyfikacji, być może wzmocnionych drewnem. Na ich linii znajdowało się stanowisko artyleryjskie.
Okopy konfederatów barskich. |
Trudno ocenić konfederację barską tutaj na Łemkowszczyźnie. Konfederaci bronili swojego kraju i narodu i z tego powodu nierzadko konfederację barską uważa się za pierwsze polskie powstanie narodowe. Obrona niepodległości to szczytny i chlubny cel. Trzeba jednak mieć też na uwadze to, że działania militarne niemal zawsze mają tragiczne następstwa względem mieszkańców ziem na których są one prowadzone. Łemkowszczyzna z pewnością nie była pod tym względem inna, choć różnie pisana jest historia na ten temat. Konfederacja barska bez wątpienia była zrywem wolnościowym i jak każda wojna z pewnością uderzała w rdzennych mieszkańców Łemkowszczyzny, przekładała się na kontrybucje, grabieże, zniszczenia. Tak to już jest podczas każdego zbrojnego konfliktu i nic na to nie poradzimy. Trzeba zawsze szanować prawdę o ile ta jest znana, a jeśli jest niepewna podchodzić do niej z rozwagą.
W 1963 roku pozostałości okopów po konfederatach objęto ochroną rezerwatową pn. „Okopy Konfederatów Barskich”. Rezerwat obejmuje obszar 2,26 hektara i jest częścią Popradzkiego Parku Krajobrazowego.
Szlak przeprowadza nas przez teren rezerwatu. Mijamy obelisk z tablicą, na której widzimy w rogu logo PTTK, a obok niego napisy: „Okopy Konfederatów Barskich 1768-72”, „Tablica ufundowana z okazji 600-lecia Tylicza 1363-1963”. Chwilę potem opuszczamy okopy konfederatów barskich. Szlak wiedzie przez parę chwil zarośniętymi łąkami, po czym wychodzi na otwarte stoki z malowniczym pejzażem. Przed nami dolina Muszynki. Za dolina ciągnie się w bezkres Beskid Niski. Przez dolinę biegnie szosa - droga krajowa nr 75, która prowadzi na Przełęcz Tylicką do przejścia granicznego na Słowację. Jest to stary trakt. Za Galicji panował na nim duży ruch. Na Węgry wożono tędy korę świerkową i dębową do garbowania skór, a z przeciwnej strony pędzono stada wołów na targ do Tylicza. W czasie II wojny światowej wiódł tędy szlak kurierski.
Obelisk „Okopy Konfederatów Barskich 1768-72”. |
Dolina Muszynki. W dali widać Busov (1002 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Beskidu Niskiego. |
W dolinie Muszynki widać zabudowania wsi Muszynka, lokowanej już w 1356 roku na prawie niemieckim przez króla Kazimierza Wielkiego. W XIV i XV wieku jako wieś położona przy trakcie handlowym miała istotne znaczenie. Została zniszczona w 1474 roku podczas najazdu węgierskiego, a w XVI wieku ponownie zasiedlona przez napływającą tu pasterską ludność Wołochów. Wówczas przeprowadzono ponowną lokację tym razem na prawie wołoskim.
Schodzimy do szosy. Docieramy do niej o godzinie 16.50. Tutaj kończy się znakowany szlak. Skręcamy w lewo i po około 500 metrów dochodzimy pod cerkiew pw. św. Jana Ewangelisty w Muszynce. Z zewnątrz nie wygląda na starą, ale liczy już ponad 300 lat - zbudowana została w 1689 roku. Była później przebudowywana. W jej wnętrzu znajduje się XVIII-wieczny ikonostas, a po jego bokach dwa ołtarze. Po prawej w południowym ołtarzu z końca XVII wieku znajduje się obraz Matki Boskiej z Dzieciątkiem, po lewej w północnym XVIII-wiecznym ołtarzu z rzeźbami świętych Piotra i Pawła znajduje się obraz św. Barbary, pochodzący z czasów konfederacji barskiej. Ponoć obraz ten stał w ołtarzu polowym, w centrum szańców barskich nad Muszynką.
Widok na wieś Muszynka. |
Cerkiew pw. św. Jana Ewangelisty w Muszynce. |
Wnętrze cerkwi w Muszynce. |
W Muszynce kończy się nasza wędrówka po Górach Leluchowskich, których dzieje zasłania woal upływającego czasu. Od wysiedleń mieszkających tu Łemków w 1947 roku nikną nieużytkowane polany na grzbietach i stokach tych gór, zarastają lasem. Znikły szałasy i zabudowania, jedynie cerkwie we wsiach, w dolinach, tkwią chronione jak koronni świadkowie historii, którą na nowo odkrywamy.
No tak, Leluchów jest najczęściej kojarzony z tym regionem. Bardzo ciekawy artykuł ;) Nieczęsto można o tych okolicach poczytać.. ;)
OdpowiedzUsuńBardzo fajnie napisane. Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuń