Twoja przystań przed kolejną wędrówką i dziennik turystycznych przedsięwzięć.

Przez Lodową Przełęcz

Rześkim chłodem oblewa nas poranek w Tatrzańskiej Jaworzynie. Jakiż to kontrast poranka do poranka sprzed kilku dni wcześniej, kiedy słońce czyniło nam wręcz hiszpańskie temperatury. Jest dopiero godzina siódma rano. Słońce jest jeszcze zbyt leniwe, aby rozgrzać powietrze. Dajmy mu jednak czas, nie spieszy się nam do tych upałów, bo przed nami długa droga i niemałe przewyższenie do pokonania.

Ruszaliśmy stąd w drogę zeszłego roku na piękną wędrówkę wzdłuż Tatr Bielskich na południową stronę głównej grani Tatr. To samo zamierzamy zrobić również dzisiaj, lecz inną, dłuższą i bardziej forsowną drogą, wiodącą przez jedną z najdłuższych tatrzańskich dolin. Ponoć jest piękna i powabna, szczególnie teraz, gdy nad górskimi łąkami unosi się uwodzicielski zapach kwiatów i ziół.

TRASA:
Tatranská Javorina (1004 m n.p.m.) Pod Muráňom (1083 m n.p.m.) Lodowa Przełęcz (Sedielko; 2376 m n.p.m.) Rázcestie pod Sedielkom (2040 m n.p.m.) Téryho chata (2015 m n.p.m.) Zamkovského chata (1475 m n.p.m.) Rázcestie pri Zamkovského chate (1475 m n.p.m.) Nad Rainerovou chatou (1321 m n.p.m.) Hrebienok (1285 m n.p.m.) Starý Smokovec (1024 m n.p.m.)

Jaworzyna Tatrzańska ogarnięta jest jeszcze cieniem. Słońce znajduje się jeszcze zbyt nisko, aby wrzucić tu swe promienie. Początek naszego szlaku znajduje się na wysokości 1000 m n.p.m. przy zakręcie drogi do Łysej Polany. Po drugiej stronie drogi ponad drzewami widać stąd wieżyczkę pobliskiego kościółka św. Anny. Stoi zaraz na skraju Maćkowej Polany, która kiedyś była własnością rodu Ganobów z pobliskiej, polskiej miejscowości Jurgów. Maćkowa Polana rozciąga się przez wypłaszczony grzbiet wzgórza Chowańców Wierchu. W 1977 roku rząd Czechosłowacji wybudował na niej komfortowy hotel „Poľana”, którą później Słowacy przechrzcili na „Kolowrat”. Stoi tam też piękny zabytkowy pałac myśliwski „Hohenlohe”. Mieszkał w nim książę Christian Kraft Fürst von Hohenlohe-Öhringen ze swoją żoną, polską artystką Otílią Lubraniec-Dambską. Historia tutejszej osady silnie związana jest właśnie z jego osobą. Polacy zwykli z mniejszą przychylnością wspominać postać pruskiego księcia Hohenlohe niż Słowacy, mając w pamięci słynny spór o Morskie Oko, który Hohenlohe ostatecznie przegrał przed sądem polubownym w Grazu z hrabią Władysławem Zamoyskim. Gdyby jednak przyroda umiała mówić, ciekawe co by powiedziała o Hohenlohe, szczególnie ta znajdująca się w Dolinie Jaworowej, do której wchodzimy.

Jednym z ostatnich zabudowań Tatrzańskiej Jaworzyny, które mijamy, jest leśniczówka, za którą rośnie grupa jaworów. Droga jest asfaltowa, aż do mostu nad Jaworowym Potokiem, a więc przemierzamy ją szybkim tempem. Zbliżamy się do wartkiego nurtu Jaworowego Potoku (słow. Javorinka), którego dno wyłożone jest potężnymi głazami. Wtem otwiera się nam widok na Murań (słow. Muráň, 1890 m n.p.m.), pierwszym od zachodu wybitny szczyt Tatr Bielskich, prezentujący się stąd zupełnie inaczej niż z drugiej strony, gdy jedziemy do słowackiego Żdziaru (słow. Ždiar). Dostępu do jego szczytu bronią urwiste i niedostępne ściany. Prowadzą nimi najtrudniejsze drogi wspinaczkowe, aczkolwiek jest ponoć jedno łatwe dojście do Jagnięcej Zagrody (słow. Jahňacia záhrada), czyli na trawiasto-kosówkowy upłaz po północno-wschodniej stronie Murania. Było ono wykorzystywane w XIX wieku przez pasterzy, którzy wynosili nim na własnych plecach jagnięta do wypasu, gdy w Tatrach trudno już było o miejsce dla nich.

Wzdłuż Jaworowego Potoku.

Dochodzimy do miejsca, gdzie dolina rozszerza się.

Niebieski i zielony szlak wiodą na początku wspólnie tą samą drogą, aż do rozstaju pod Muraniem. Tu przez kładkę odchodzi na drugą stronę Jaworowego Potoku ścieżka szlaku niebieskiego. Prowadzi przez Polanę pod Muraniem, dalej na Przełęcz pod Kopą, za którą schodzi do Doliny Białej Wody Kieżmarskiej. Był to temat innej historii, która niedawno przytrafiła się nam również. Dzisiaj podążamy dalej za zielonymi znakami szlaku wzdłuż Jaworowego Potoku, wciąż bardzo łagodnie w górę doliny. Jaworowy Potok jest głównym ciekiem naszej doliny. Dotrzeć zamierzamy w pobliże jego źródła, czyli Żabiego Stawu Jaworowego, a więc w najwyższe partie Doliny Jaworowej, a potem oczywiście jeszcze wyżej. To bardzo długa dolina, ale nigdy nie wybudowano w niej schroniska turystycznego. Stały za to szałasy pasterskie i szopy, a także domki myśliwskie. Pasterstwo w Dolinie Jaworowej istniało od XVI wieku, a wypasali w niej górale z Jurgowa, ale także z Czarnej Góry, Rzepisk, Łapsz Wyżnich, Lendaku i Białej Spiskiej. Znacznie zostało ograniczone, gdy w 1879 roku ziemie te zakupił książę pruski Christian Hohenlohe, który następnie urządził w Tatrach Jaworzyńskich wielki zwierzyniec, ogrodzony płotem, którego resztki można jeszcze odnaleźć do dziś. Sprowadził do niego również obce gatunki zwierząt jak np. koziorożce z Alp, jelenie z Kaukazu i Ameryki, czy żubry i bizony. W 1887 roku Hohenlohe zakazał wstępu na teren zwierzyńca turystom, dopuszczając do ruchu turystycznego jedynie dwa szlaki: na Polski Grzebień i na Przełęcz pod Kopą. Dla siebie książę wybudował na Maćkowej Polanie pałacyk myśliwski, a pod koniec XIX wieku z myślą o tutejszej ludności postawił drewniany katolicki kościółek św. Anny, choć sam był ewangelikiem. Po śmierci Christiana Hohenlohe jego majątek przeszedł na własność siostrzeńca, Augusta Hohenlohego, który w roku 1935 odsprzedał Tatry Jaworzyńskie państwu czechosłowackiemu. Tatry Jaworzyńskie były od zakończenia I wojny światowej terenem spornym między Polską a Czechosłowacją i weszły na krótko w obszar II RP pod koniec listopada 1938 r. Po II wojnie światowej weszły w skład Czechosłowacji, a od 1993 roku - Słowacji.

Przecinamy nieduży lasek.

Po minięciu mostka nad Jaworowym Potokiem podążamy szeroką drogą utwardzoną kamieniem. Wnet wchodzimy w wątły, niewielki las, lecz otoczenie drzew nie zabiera widoków na okolicę. Szybko przechodzimy ten nieduży drzewostan, za którym szeroka dolina jest bardzo szeroka. W tym miejscu schodzą się dwie duże doliny: po lewej widzimy ujście Doliny Zadnich Koperszadów (słow. Zadné Meďodoly), którą podziwialiśmy podczas wspomnianej zeszłorocznej wędrówki. Łączy się ona z Doliną Jaworową, którą dzisiaj przemierzamy. Podążamy jej łożyskiem na południe, gdzie w dali piętrzy się ponętnie główna grań Tatr. Trudno oderwać nam oczy od skalistych kolosów. Na wprost nas uwagę skupia potężny masyw Lodowego Szczytu, trzeci co do wysokości szczyt Tatr, poetycki symbol surowości, ale też potęgi i piękna natury.
O Wierchu, ty Wierchu Lodowy!
I znowu się zwracam do ciebie,
Olbrzymie, rozbłękitniony
Na tym błękitnym niebie.
(…)
Zda mi się, że nieraz się pytasz,
Skąpan w światłościach południa,
Czy jeszcze jest coś w moim wnętrzu,
Co drogę mi w słońce utrudnia.
(…)
Czuję, że dzisiaj mi skrzydła
Potrójnie się wzmogły, poczwórnie,
Żem gotów na lot się odważyć
Nad te podniebne turnie.

(fragmenty z Księgi ubogich XV Jana Kasprowicza)

Mamy przed sobą mistyczny majestat Tatr, który jest jak remedium na codzienne troski życia, inspirujący i zachęcający do spojrzenia na życie z jeszcze innej perspektywy. Idziemy wciąż do odległej grani, tam w stronę słońca, oddając się w pełni urokowi naszej wędrówki.


Tu schodzą się dwie doliny.

Nie tylko potężny masyw Lodowego Szczytu uwidacznia się przed nami. Na lewo za lesistym Upłazem widoczne są szczyty największego skupiska tatrzańskich kolosów, takich jak Łomnica, czy Durny Szczyt, a na lewo od nich lepiej widoczne Kołowy Szczyt i Kieżmarski Szczyt. Okazale widoczny jest Jagnięcy Szczyt, czyli ten do którego mamy sentymentalną słabość. Cudnie zaczyna się dzisiejsza wyprawa w Tatry.

Ścieżka oddala się nieco od Jaworowego Potoku podchodząc wyżej na zbocze Suchego Wierchu Jaworowego (słow. Veľký Baboš; 1523 m n.p.m.). Wchodzimy w zagajniki i znowu przechodzimy przez nieduży obszar lasu, w którym znajduje się wiata i źródełko z wodą pitną. Jest gorąco, można w nim uzupełnić zapasy wody. Za źródełkiem ścieżka szlaku nieco obniża się przechodząc przez młode zbiorowiska świerków, będące zapewne zalążkiem przyszłego lasu. Wtem strzałka nakazuje nam skręt w prawo, wyżej na zbocze, gdzie łagodna dróżka przeistacza się w górską ścieżkę, na której kamienie wygrzewają się w słońcu. Po lewej zalesione zbocze stromo opada w nurt Jaworowego Potoku. Pokonujemy kolejne metry przewyższenia. Szybko dostajemy zadyszki. Trzeba zwolnić, a wcześniej złapać i wyrównać oddech. Zatrzymujemy się na wysokości chatki TANAP-u słabo widocznej od naszego szlaku. Za nami 6,5 km. Tyle przeszliśmy od Tatrzańskiej Jaworzyny, a zbliża się dopiero 8.30. Spoglądamy za siebie, gdzie widzimy intrygujący fragment grani Tatr Bielskich, bo przecież nie mamy często okazji spoglądać na nią z tej strony.

Skały na stokach Suchego Wierchu Jaworowego (słow. Veľký Baboš).

Widok na Tatry Bielskie.

Przechodzimy przez roślejszy las świerków, lecz bardzo widny. Drzewa rosną w nim niezbyt gęsto, lecz z poszyciu zagęszcza się młodnikami. Dalej skupiska mchów, a zaraz za nimi napływa ku nam zapach ziołorośli. Przechodzimy sporą polanę na zboczach Szerokiej Jaworzyńskiej (słow. Javorinská Široká; 2211 m n.p.m.), która jest epicentrum tych zapachów. Jednak jak się niebawem okazuje nie jest to jedyna zakwiecona górska łąka ma naszej trasie. Im bliżej jesteśmy Jaworowego Potoku, tym barwniej jestna kwietnych łąkach. Przed nami ogromna ściana Jaworowego Muru jest już bardzo blisko, choć tak naprawdę nie jesteśmy jeszcze tego pewni. W górach wzrok może mamić w ocenie odległości, a tym bardziej w tak pięknym zakątku, który właśnie teraz się nam ukazał.

A my przecinamy polankę pełną kwiecistych ziołorośli...












Zarastająca polanka.

Znowu spoglądamy za siebie na intrygujące Tatry Bielskie.

Nagle ściezka naszego szlaku zbliza nas bezpośrednio
nad krystaliczne wody Jaworowego Potoku.
Nad potokiem jest jak w raju. Rajska pogoda, wokół nas rajski ogród i orzeźwiający chłód unoszący się ponad bystrzami potoku. Nad jego nurtem chylą się łany kosodrzewiny, w których niknie, by zaraz dalej jawić się nam z powrotem. Wokół jest bardzo zielono, po lewej i po prawej, i przez nami, gdzie piętrzy się skalna ściana zdając się być nie do przejścia. Dolina skręca przed nią na lewo. Tuż przed nami jest kładka przerzucona nad Jaworowym Potokiem. Zmoczyłoby się w nim strudzone stopy, ale czy jest na to czas. Wydaje się, że tak, bo dochodzi dopiero godzina dziesiąta. O tak, może właśnie tutaj zróbmy sobie przerwę. Tak tu ślicznie, jak nigdzie indziej. Woda potoku szemrze przyjemną senną melodię, a słońce otula ciało ciepłą pieszczotą. Na zachodzie, śliczną nitką wodospadów srebrzących się w promieniach słońca, spływa Żabi Potok Jaworowy . To krótki ciek, wypływający z niewidocznego stąd Małego Żabiego Stawu Jaworowego (słow. Malé Žabie pleso Javorové), który zasila Jaworowy Potok. 

Jaworowy Potok.

Potężny Jaworowy Mur wyrósł przed naszymi oczyma, już wtedy, kiedy las świerkowy zastąpiony został bujnymi kosodrzewinami z pojedynczo rosnącymi pięknymi okazami limb. Zamyka on Dolinę Jaworową od północy.  Współtworzą go urwiska Jaworowego Szczytu (słow. Javorový štít), Małego Jaworowego Szczytu (słow. Malý Javorový štít) i Jaworowych Turni (słow. Javorové veže), które rozciągają się na długości blisko 2 km i osiągają do 450 metrów wysokości. Jaworowy Mur należy do najpotężniejszych i najwspanialszych tego typu formacji w Tatrach. Wzdłuż Jaworowego Muru zmagamy się z najbardziej stromymi odcinkami podejścia na Lodową Przełęcz.

Przed nami rośnie ściana Jaworowego Muru, a nad Jaworowym Potokiem mamy kładkę.

Odpoczynek nad Jaworowym Potokiem.

Prezentacja Jaworowego Potoku z drewnianej kładki.

Wiemy, że już za niedługo będzie znacznie trudniej i dolina wyciśnie z nas ostatnie poty. Wszędzie o tym piszą. Odległość do głównej grani to tylko 3 km, ale 850 metrów przewyższenia na tym dystansie nie brzmi zbyt optymistycznie ani zachęcająco. O godzinie 10.20 zbieramy się do dalszej drogi. Przemierzamy kolejne obszary łąk i ziołorośli. Ścieżka powoli zakręca wraz z łożyskiem doliny na lewo, gdzie wkrótce ukazuje się na wysoki próg doliny. Zaczynamy trudniejszy odcinek, który stromizną przeniesie nas w wyższe partie Doliny Jaworowej, na piętro nazywane Zadnią Doliną Jaworową.




Po drugiej stronie potoku wciąż przemierzamy rozległe ziołorośla.


Wkrótce mijamy pierwsze skalne rumosze.

Wzrasta również nachylenie łożyska doliny.

Skrawek zlodowaciałego płata śniegu.

Próg doliny, który musimy pokonać. Tu szlak prowadzi w lewo na zbocze Suchej Grani.

Przed progiem doliny.

Ze zbocza Suchej Grani.
Przed nami piętrzą się progi Zadniej Jaworowej Doliny (słow. Zadná Javorova dolina), które jawią się wysokogórskim krajobrazem. Na zboczach podejścia trawy z każdym metrem wysokości stają się skromniejsze. Zielona łąka zastępowana jest szaro popielatym rumoszem skał. Zmienność górskiego krajobrazu jest zaskakująca. Urwisty próg uskoku doliny obchodzimy od lewej, kierując się na zbocze Sobkowej Grani znanej również pod nazwą Sucha Grań (słow. Suchý hrebeň). Nazwa Sobkowa Grań wywodzi się od imienia Sobek, będącego góralskim zdrobnieniem imienia Sebastian, które miał nosić jakiś myśliwy, który niegdyś zapuszczał się tutaj. Grań ta jest odgałęzieniem od Lodowego Szczytu (słow. Ľadový štít). Z prawej mamy Jaworowy Mur podparty rozległymi piargami, z których co pewien czas można usłyszeć niepokojący odgłos spadających bądź staczających się kamieni. Być może to kozice strącają je, wszak zdarza się to często. Nie raz widzieliśmy to w Tatrach, dlatego warto mieć kask na głowie, choć i on może być nie wystarczający, szczególnie, gdy kamienie lecą z dużym impetem. Tymczasem nad Jaworowym Szczytem rozciąga się pierzasta chmurka nabierając kształtu anioła unoszącego się na błękitach. Jeden wyjątkowy obłok na niebie i żadnego więcej. To niezwykłe, gdyż prognozy zapowiadały większe zachmurzenie. Jest gorąco. 

Anił nad Jaworowymi Szczytami.

Już powyżej progu doliny.

Żabi Staw Jaworowy (słow. Žabie pleso Javorové; 1886 m n.p.m.).

Wielka wanta w Żabim Stawie Jaworowym.

Wspinamy się powoli na morenę ponad Żabi Staw Jaworowy. Wkrótce widzimy go w zagłębieniu po prawej. Żabi Staw Jaworowy (słow. Žabie pleso Javorové) położony jest na wysokości 1886 m n.p.m. W latach 60-tych XX wieku (wg pomiarów TANAP-u) jezioro to miało powierzchnię 1,11 ha, wymiary 197 × 80 m i głębokość około 15,2 m. Leży na dnie karu, czyli w zagłębieniu cyrku polodowcowego u podnóży monumentalnych ścian Jaworowych Szczytów, okrytych piargami, które regularnie zsuwają się do jeziora. Tam na jednej ze skał znaleźć można pamiątkową tabliczkę, umieszczoną w 1911 roku, która upamiętania Stanisława Szulakiewicza i Klimka Bachledę, który 6 sierpnia 1910 roku spieszył mu z pomocą, próbując pokonać północną ścianę Małego Jaworowego Szczytu.

Tego dnia w Tatrach zapanowały fatalne warunki pogodowe. Uwięziony na ścianie Szulakiewicz zmarł od ran, zimna i wyczerpania, być może jeszcze przed akcją ratowników. Klimek wspinał się wyżej pomimo zarządzonego przerwania akcji ratowniczej. Ratownicy wycofali się, w miedzyczasie słyszeli łoskot zsuwających się kamieni, ale nie wiedzieli co się stało. Nikt nawet nie myślał, że mogło stać się coś złego, bo wszyscy wiedzieli, że Klemens znał Tatry jak własną kieszeń. Dopiero przy trzeciej próbie 8 sierpnia udała się ratownikom dotrzeć do Szulakiewicza, ale kolejne załamanie pogody uwięziło ich na skalach. Ciało udało się im znieść dopiero następnego dnia. Jednak wciąż nic nie było wiadome o losie Klimka Bachledy. Nikt nie wierzył, że mogło wydarzyć się najgorsze, gdyż wszyscy wiedzieli, że Klemens znał doskonale każdy zakątek Tatr i mieli nadzieję, że zszedł inną drogą na drugą stronę grani. Jednak kilku dniowy okres nieobecności Klimka w Zakopanem zaczął potwierdzać, to najgorsze co mogło się wydarzyć. Jednak ciągły deszcz, silny wiatr i gęsta mgła uniemożliwiały dotarcie pod ścianę Małego Jaworowego Szczytu. Ciało Klimka zostało odnalezione dopiero w sobotę 13 sierpnia, ale dopiero 15 sierpnia udało się ratownikom znieść je ze żlebu i złożyć do trumny. Klemens Bachleda był pierwszym polskim ratownikiem górskim, który zginął tragicznie, spiesząc na ratunek człowiekowi w Tatrach. Pogrzeb Klimka odbył się 17 sierpnia 1910 w Zakopanem, gdzie został pochowany na tamtejszym nowym cmentarzu. Na wielkim kamieniu nagrobnym umieszczony jest napis: „Poświęcił się i zginął”. Klemens Bachleda nazywany był Orłem Tatr i królem przewodników tatrzańskich. Jego życie wpisało się w historię Tatr. Jego życie i śmierć wciąż wywołują dyskusje na temat granic powinności i poświęcenia w górach. Wielu artystów nawiązało do jego postaci w swoich utworach. Jego życie stało się głównym motywem do napisania „Księgi Tatr” przez Jalu Kurka, publikacji, która chyba najpiękniej i najtrafniej ukazuje postać Klimka, choć jej autor zastrzega, żeby nie traktować w całości jego powieści jako źródła faktów historycznych, które przeplatają się z wymyśloną fabułą. Co prawda książka ta od wielu lat nie jest dostępna w księgarnia, gdyż nie ma wznowień ze względu na zawiłości praw autorskich, ale ją napotkać w antykwariatach wraz z jej kontynuacją zatytułowaną „Księga Tatr wtóra”. Warto sięgnąć po obie książki. Mówi się, że to lektura obowiązkowa dla wszystkich miłośników Tatr.

Przed ścianą Jaworowego Szczytu. Po prawej Mały Jaworowy Szczyt.

Zadarta ściana Małego Jaworowego Szczytu. 

Podchodzimy bliżej ponad kar Żabiego Jaworowego Stawu. Wzrokiem penetrujemy skały Małego Jaworowego Szczytu, a głownie Jaworowego Szczytu, który wznosi się bezpośrednio ponad jeziorkiem. Żabi Staw Jaworowy był świadkiem jeszcze innej tragedii, tajemniczej i zagadkowej. Wydarzyła się ona 15 lat po tragedii na Małym Jaworowym Szczycie. Do dzisiaj jest źródłem różnych teorii oraz wciąż uchodzi za niewyjaśnionym do końca wypadkiem w Tatrach.

Otóż 3 sierpnia 1925 roku 46-letni warszawski prokurator, Kazimierz Kasznica, wybrał się na wycieczkę ze swoją rodziną - młodszą o osiem lat żoną Walerią oraz nastoletnim synem. W planie mieli przejście tej samej trasy, która przemierzamy dzisiaj my, choć w przeciwnym kierunku. Najpierw dotarli do Chaty Téryego, w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich. W schronisku spotkali grupę czterech młodych, doświadczonych i utalentowanych taterników: Jana Szczepańskiego, jego brata Alfreda Szczepański oraz Stanisława Zaręmbę i Ryszarda Wasserbergera. Znani byli z nieprzeciętnych zdolności wspinaczkowych, jak również mocnego charakteru. Tego dnia pogoda nie nastrajała optymizmem. Kasznica, który bądź co bądź nie był zaprawiony w tatrzańskich wędrówkach, postanowił poradzić się doświadczony taterników. Zaczął podpytywać o drogę na Lodową Przełęcz, aż w końcu poprosił, czy mogliby dołączyć do nich. Wasserberger zgodził się bez namysłu; był zawsze opiekuńczy, służył zawsze pomocą mniej doświadczonym turystom. Pogoda jednak wciąż była fatalna. Niezwykle silny wiatr i zacinający deszcz nie odstraszył wędrowców i ruszyli na Lodowa Przełęcz około wpół do dwunastej.

Kasznica miał słabą kondycję, a jego okulary cały czas zalewał deszcz. Szli bardzo wolnym tempem, co zaczęło irytować młodych taterników. Rozpoczęła się dyskusja między nimi związana ze ślimaczym marszem grupy. Kasznicowie pokonywali kolejne odcinki szlaku dwukrotnie wolniej od przeciętnego czasu ich przejścia. Mając to na uwadze, jak również brak u Kaszniców umiejętności, które były konieczne do przetrwania w trudnych warunkach, powinni już wtedy zawrócić, lecz postanowiono inaczej. Miało być losowanie, kto z młodych taterników zostanie z rodziną Kaszniców, podczas gdy pozostali będą mogli iść dalej swoim własnym tempem, jednak Wasserberger poczuwając się do odpowiedzialności za Kaszniców (w końcu to on zgodził się, aby do nich dołączyli) stwierdził, że on sam doprowadzi ich do Zakopanego. Rozdzielili się na wysokości Lodowego Stawku.

Nie było jakichkolwiek oznak do poprawy warunków pogodowych, a najgorsze załamanie pogody czekało po wejściu na Lodową Przełęcz. Wasserberger z rodziną Kaszniców miał stanąć na niej dopiero około godziny 15.30 (wg relacji Kasznicowej). Na przełęczy uderzył w nich grad i potężny wicher o huraganowej sile. Wasserberger nawoływał do szybkiego opuszczenia przełęczy i zejścia niżej do Doliny Jaworowej, słusznie rozumując, że niżej wiatr będzie słabszy. Podczas zejścia młody Kasznica zaczął skarżyć się, że traci oddech. Matka wzięła od chłopca plecak, zaś Wasserberger pomagał mu iść. Około godziny czwartej dotarli w pobliże Żabiego Stawu Jaworowego. Gdy wydawało się, że najgorsze mają już za sobą, stary Kasznica usiadł nagle na kamieniu oznajmiając „Jestem bardzo zmęczony… Dalej iść nie mogę…” Kasznicowa odruchowo zwróciła się o pomoc do Wasserbergera, a ten odpowiedział „Czuję się także bardzo słaby…”. Sytuacja ta był zupełnie niepojęta dla 38-letniej Kasznicowej, a zarazem przerażająca. Z trudem doprowadziła ledwo trzymającego się na nogach taternika za głaz, a także swojego 12-letniego syna, który miał ich chronić od wiatru. Mężczyźnie podała koniak, a synowi - trochę czekolady. Potem wróciła do półprzytomnego męża, który został na ścieżce. Miał na chwilę odzyskać świadomość umysłu, ale nie był w stanie wstać o własnych siłach. Przełknął kilka kropel koniaku, który podała mu żona, po czym skonał. Kobieta wróciła do syna, ale okazało się, że on również nie żyje. Wasserberger miał ponoć jeszcze siłę wstać i przejść kilka kroków w dół - jednak chwilę później upadł i zmarł.

Tą tragedię przeżyła tylko Kasznicowa, choć pozostała w Tatrach przy zwłokach syna, męża i młodego taternika przez kolejne 37 godzin. Od wychłodzenia uratowała ją maszynka spirytusowa i koc. Dopiero 5 sierpnia 1925 roku zeszła do Tatrzańskiej Jaworzyny, gdzie spotkała naczelnika TOPR-u, Mariusza Zaruskiego. Po zwłoki ruszyła ekspedycja. O tym tragicznym wydarzeniu dyskutowano w całym kraju. Nie schodziło z pierwszych stron gazet, które snuły różne teorie, próbując ustalić co tak naprawdę zabiło trzy osoby, przede wszystkim jak to możliwe, że zmarł młody, silny i doświadczony Wasserberger, a przeżyła Kasznicowa? Żadna z tych teorii nie sprawdzała się , gdyż w każdej był kontrargument. Wykazano, że zmarli nie zostali otruci, jak wcześniej przypuszczano. Gdyby zabić miało ich jakieś zjawisko pogodowe, to jak to możliwe, że Kasznicowa to przeżyła, kiedy cały czas była wśród zmarłych osób? Spośród wszystkich hipotez może ta jedna współczesna może być wyjaśnieniem tej zagadki. Mówi ona o próżni powietrznej, która potrafi się wytworzyć w górach przy silnym wietrze, powodując niedotlenienie dla ludzkiego organizmu. Raczej już nie ma szans na jednoznaczne wyjaśnienie tej tragedii. Upłynęło od niej zbyt wiele czasu.

Wróćmy do naszej wędrówki…

Po krótkiej przerwie o godzinie 12.00 opuszczamy okolice Żabiego Stawu Jaworowego. Ścieżka zaczyna prowadzić na drugi stromy uskok doliny przez obłe głazy, potem przez rumowiska skał, rozcinające pola wysokogórskich traw, znad których unosi się zapach lipcowych górskich kwiatów, choć nieporównywalnie mniej intensywny niż w dolnych partiach doliny. Osiągamy kolejne krótkie wypłaszczenie z bulą od strony górującego Jaworowego Szczytu. Dalej za nim, za Jaworową Przełęczą (słow. Javorové sedlo) wznosi się Ostry Szczyt (słow. Ostrý štít, 2360 m n.p.m.), który długo uchodził za niedostępny, aż do 1902 roku, kiedy został po raz pierwszy zdobyty, właśnie od widocznej stąd, północnej strony. Dobry jest stąd również ogląd na Jaworowy Szczyt i dalsze, które już ewidentnie zostawiamy za sobą. To ostatni oddech przez ostatecznym podejściem na Lodową Przełęcz, która stąd jest już dobrze widoczna.

Kolejny uskok Zadniej Doliny Jaworowej. Przecinamy rumosz.

Tutaj przechodzimy po wygładzonych głazach.

W drodze na najwyższe piętro doliny.

W górnej części doliny jest zielony płaskowyż.

Na skraju niewysoka bula z ekscytującym widokiem na ściany Jaworowego Muru.

Jaworowy Mur.

Stąd widzimy również nasz główny cel: Lodową Przełęcz.

Wejście z Doliny Jaworowej na Lodową Przełęcz (słow. Sedielko) 2372 m n.p.m. jest wyprawą wymagającą dobrej kondycji, ale wędrówce tej nie brakuje urody i dzikości, bo taka jest właśnie Dolina Jaworowa - piękna i dzika, a przy tym często bezludna. Przed nami ostateczne podejście. Najpierw przez skalny rumosz, pełen drobnego materiału skalnego. Podłoże takie nie jest stabilne, a przy tym zawsze siedzi w głowie jakaś obawa, że coś tam u góry może uwolnić się, jakiś głaz. Najlepiej przechodzić takie obszary bez zastanawiania się, bez zatrzymywania się.

Na zboczach pod przełęczą napotykamy na rozległe piargi.

Wejście w płytkie koryto żlebu.

Spływa tędy niewielki ciek wodny.

Zakosami wchodzimy w płytki żleb z wątłym ciekiem. Wchodzimy do niego po skałce z gzymsikiem, w sumie świetnie urzeźbionym do przejścia bez jakikolwiek większych problemów. Choć żlebik jest niepozorny, to widać, że czasem lubią się nim staczać głazy, zapewne w czasie większych opadów deszczu, czy po zimowych roztopach. Za ciekiem po skałkach wspinamy się nieco ostrzej w górę, a w międzyczasie zza Jaworowego Muru pokazują się nam granie dotąd zasłaniane przez niego, znane z wielu innych tatrzańskich wędrówek po polskiej stronie, a to z otoczenia Morskiego Oka czy Doliny Pięciu Stawów Polskich. Pod przełęczą pokonujemy ostatnie zakosy przez skalne rumosze.

Postój powyżej żlebu.

Wspinamy się wyżej zakosami.

Lodowa Przełecz (słow. Sidielko; 2372 m n.p.m.).

O godzinie 14.15 osiągamy Lodową Przełęcz, najwyższy punkt na naszej dzisiejszej trasie położony na wysokości 2372 m n.p.m. Miło jest znowu tutaj dotrzeć. Obudziły się nasze wspomnienia sprzed lat, kiedy zmierzaliśmy na nocleg do Zbójnickiej Chaty.

Lodowa Przełęcz (słow. Sidielko) jest najwyżej położoną przełęczą w Tatrach, na którą prowadzi znakowany szlak turystyczny. Mamy z niej dobry ogląd na Jaworowy Mur, ale dolina, którą przemierzaliśmy niknie za zakrętami jej łożyska w swojej otchłani. Jej przejście przyniosło nam wiele satysfakcji oraz doznań pięknej tatrzańskiej przyrody. Lodowa Przełęcz, jak każda, coś rozdziela i łączy. Ta łączy Dolinę Jaworową z Dolinką Lodową. Rozdziela Lodową Kopę (słow. Malý Ľadový štít; 2602 m n.p.m.) wznoszącą się po północnej stronie od Małego Lodowego Szczytu (słow. Široká veža; 2462 m n.p.m.) po południowej stronie. Nazewnictwo tych szczytów w polskim i słowackim języku może powodować pewne zamieszanie, ale tak to czasami bywa w Tatrach. Z Lodowej Przełęczy zaczyna się też nieoznakowana droga na Lodowy Szczyt, wiodąca przez Lodową Kopę, dostępna oczywiście z przewodnikiem z tatrzańskimi uprawnieniami.

Widok w stronę Doliny Jaworowej.

Po drugiej stronie przełęczy krajobraz jest bardziej hermetyczny i surowy. Wśród rumoszu dolinki szarość ledwie przebarwia się zielenią skąpych traw. Emanuje z niej surowość, w centrum której oko skupia się na oczku niedużego jeziorka.

Widok w stronę Dolinki Lodowej.

Spora część drogi jest już za nami, ale wciąż nie mało dystansu pozostało przed nami, choć z górki, to nie koniecznie szybko i łatwo, jak okazuje się po chwili. O godzinie 14.40 zaczynamy schodzić z Lodowej Przełęczy. Na początku mamy krótki ciąg łańcuchów. Uwaga - jedna kotwa pod koniec tego łańcucha jest wyrwana ze skały i w efekcie zrobił się tam dość długi luźny ciąg tego łańcucha. Trzeba uważać, aby kogoś nie wytrącić z niego. Zejście jest strome i pokryte bardzo miałkim materiałem skalnym. Nie mniej technicznie nie sprawia większych problemów. Oczywiście w przypadku deszczu, śniegu, czy oblodzenia zejście tędy może być bardzo trudne. Jednak również w idealnych warunkach pogodowych (dzisiaj takie mamy) trzeba bardzo uważać, bo szlak jest zaskakująco kruchy. Poza tym jakby od kilku lat w ogóle nie odnawiany. Spróchniałe i połamane drewniane bale, które niegdyś podtrzymywały chodnik i stopnie obecnie są w stanie opłakanym. Zejście przez to jest uciążliwe i powolne z ostrożności. W miarę obniżania się zakosy po rynnie odchodzącej od przełęczy są szersze, a w dole widoczne jest co raz bliżej oczko Lodowego Stawu. Czasami nawet w lecie można zobaczyć na nim krę. Dzisiaj lśni w słońcu jego tafla. Zaprasza do odwiedzin. Kocioł Lodowego Stawu osiągamy o godzinie 15.10.

Spojrzenie na Lodową Przełęcz.

Początek zejścia do Dolinki Lodowej.

Zniszczone umocnienia szlaku pod Lodową Przełęczą.

Zakosy po piargach.


Lodowy Staw coraz bliżej.

Przed kotlinką ścieżka szlaku ginie wśród skalnego rumoszu.

Lodowy Staw (słow. Modré pleso; 2157 m n.p.m.) jest najwyżej położony stałym jeziorem tatrzańskim. Ma powierzchnię 0,4 ha, wymiary 73 × 73 m i głębokość ok. 4,5. Ulokowany jest w niedużej Dolince Lodowej (słow. Dolinka pod Sedielkom). Jej nazwa pochodzi właśnie od tego, że często długo po zimie zalega w niej śnieg i lód. Poniżej Lodowego Stawu mamy rozdroże szlaków Rázcestie pod Sedielkom (2040 m n.p.m.) skąd rozchodzą się ścieżki na Lodową Przełęcz i słynną Czerwoną Ławkę, która w ostatnich latach wzbogaciła się o via ferratę. Niedawno mieliśmy przyjemność sprawdzić ją i podzielić się wrażeniami.

Lodowy Staw (słow. Modré pleso; 2157 m n.p.m.).

Widok na Lodową Przełęcz.

Stopnie przed węzłem szlaków w Dolince Lodowej.

Węzeł szlaków w Dolince Lodowej.

Taternicy na skałach powyżej Żółtej Ławki.

Na południu dominuje Pośrednia Grań (słow. Prostredný hrot; 2439 m n.p.m.).
Z prawej Żółty Szczyt (słow. Žltá veža; 2387 m n.p.m.).

Widok na Czerwoną Ławkę, również popularny cel tatrzańskich wycieczek
dostępny z Dolinki Lodowej.

Od rozdroża pod Sedielkom kierujemy się na lewo w stronę zbocza Lodowej Grani (słow. Ľadovy hrebeň). Krótki grzbiet Lodowej Grani odchodzi od Lodowej Kopy i oddziela surową Dolinkę Lodową od bajecznie malowniczej Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Szlak przeprowadza nas łukiem tuż za bulą Pięciostawiańskiej Kopy (słow. Pfinnova kopa), kończącej ten grzbiet. Słowacka nazwa buli odnosi się do Jozefa Pfinna, inżyniera kolejnictwa oraz propagatora turystyki tatrzańskiej z przełomu XIX i XX wieku, który zasłynął z kontrowersyjnego pomysłu budowy kolejki zębato-linowej na Rysy. Po drugiej stronie Pięciostawiańskiej Kopy dochodzimy na szczyt skalnej rysy, w której pomocą służy kolejny ciąg łańcuchów.

Zerwany fragment ścieżki szlaku na stoku Pięciostawiańskiej Kopy (słow. Pfinnova kopa).

Dolina Pięciu Stawów Spiskich (słow. kotlina Piatich Spišských plies) jest świetnym miejscem na dłuższy odpoczynek po wyczerpującej wędrówce. W otoczeniu malowniczych stawów stoi Schronisko Téryego (2015 m n.p.m.), do którego docieramy o godzinie 16.15. Zatrzymujemy się w nim półgodzinki przy szklaneczce orzeźwiającego bezalkoholowego. Téryho chata jest najwyżej położonym schroniskiem w Tatrach czynnym przez cały rok, a wyżej położone jest jedynie Schronisko pod Wagą, otwarte tylko w sezonie letnim. Zostało zbudowane w 1899 roku, a jego inicjatorem był Ödön Téry – taternik, znany jako zdobywca okolicznych szczytów oraz traser dróg. Obecny wygląd schroniska jest rezultatem modernizacji przeprowadzonej w latach 1984-1986.

Co się zaś tyczy się tutejszych stawów, to Dolina Pięciu Stawów Spiskich jest typowym kotłem polodowcowym, ale zbudowanym ze skał bardzo ogładzonych przez lodowiec. Są to najsilniejsze, a zarazem najbardziej widoczne ogładzenia na skałach w całych Tatrach. Te obłe głazy nazywane są mutonami. I oczywiście dolina zawdzięcza swoje piękno rozlokowanymi tu stawami polodowcowymi. Nazwa doliny mówi o głównych pięciu stawach. Jednak oprócz nich w jej górnych partiach znajduje się okresowy Barani Stawek położony tuż u stóp masywu Baranich Rogów (słow. Baranie rohy, 2530 m n.p.m.). Spośród wszystkich stawów doliny najwyżej położonym jest Zadni Staw Spiski (słow. Vyšné Spišské pleso, 2022 m n.p.m.), zaś największym jest Wielki Staw Spiski (słow. Veľké Spišské pleso, 2014 m n.p.m.). Najbliżej schroniska znajduje się Pośredni Staw Spiski (słow. Prostredné Spišské pleso, 2013 m n.p.m.). Na skraju progu doliny znajduje się Mały Staw Spiski (słow. Malé Spišské pleso, 2000 m n.p.m.). Ostatni ze stawów Niżni Staw Spiski (słow. Nižné Spišské pleso, 2000 m n.p.m.), wysunięty najbardziej na południe i znajduje się w kotlince za schroniskiem.

Dolina Pięciu Stawów Spiskich z Pięciostawiańskiej Kopy.

Dolina Pięciu Stawów Spiskich z Pięciostawiańskiej Kopy.
Po prawej widzimy Łomnicę.

Obserwatorium astronomiczne na szczycie Łomnica (słow. Lomnický štít).

W ścianie masywu Łomnicy.

Zejscie z łańcuchem.

Pośredni Staw Spiski (słow. Prostredné Spišské pleso, 2013 m n.p.m.).

Dolina Pięciu Stawów Spiskich.

Schronisko Téryego (2015 m n.p.m.).

Wygładzone głazy (mutony) w Dolinie Pięciu Stawów Spiskich.

Na progu Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Widok na Dolinę Małej Zimnej Wody.

Z Doliny Pięciu Stawów Spiskich wypływa potok Mała Zimna Woda (słow. Malý Studený potok). Będzie nam on towarzyszył przez znaczą część naszej dalszej drogi. Opuszczamy piękną Dolinę Pięciu Stawów Spiskich. Zielony szlak kieruje nas w stronę 180 metrowego urwiska tzw. Żółtej Ściany (słow. Žltá stena). Przed tą skalną ścianą schodzimy niżej długimi zakosami po piargach Żółtej Ściany, które są jedyną możliwością zejścia poniżej potężnego i urwistego progu Doliny Pięciu Stawów Spiskich. Dalej przechodzimy pod rozpływającymi się nitkami Złotej Siklawy, spływającej po wysokich ścianach stawiarskich, zwanych Złotymi Spadami. Złota Siklawa spada kaskadami z nachylonej pod kątem 45° wysokiej płyty skalnej.
Prześliczny widok! Z ogromnej, więcej może niż stosążniowej wysokości, spływa miejscami w kilkoro rozdzierzgniona wstęga, bielsza od najbielszego śniegu, cudownie odbijająca od szczerniałego granitu”. 
Mariusz Łomnicki, 1865 r.

Złote Spady.

W ten sposób wchodzimy do usłanej zielonościami Doliny Małej Zimnej Wody (słow. Malá Studená dolina). Unosi się nad nią zapach traw pełnych ziół. Maszerujemy wygodnym, kamiennym chodnikiem, nieco powyżej łożyska doliny. Na końcu doliny mamy las, w którym skrywa się popularne wśród turystów schronisko, szczególnie łatwo dostępnego od strony Starego Smokowca, do którego zmierzamy. Docieramy do niego o godzinie 18.10. Ostatnimi czasy mamy w zwyczaju cieszyć się pikanterią smaków zupy rodem z Czech, znaną jako Česneková polévka. No cóż, również i dzisiaj musieliśmy zatrzymać się za przyczyną naszej słabości do tej potrawy. Tak naprawdę, będzie ona głównym posiłkiem dnia. Poza tym przyjemnie jest tutaj odpocząć (w tym roku to już chyba po raz czwarty). Chata Zamkowskiego (słow. Zamkovského chata) przeszła ostatnio rewitalizację. Powiększona została sala jadalni, a z jego tyłów zniknął budynek, w którym organizowane były dodatkowe miejsca noclegowe dla turystów.

Przed Chatą Zamkowskiego (słow. Zamkovského chata).

Spod Chaty Zamkowskiego o godzinie 18.50 zaczynamy schodzić do jeszcze niższej części doliny, tam, gdzie schodzi się ona z Doliną Staroleśną (słow. Veľká Studená dolina). To już łatwy spacerek. Za niedługo mijamy zawsze atrakcyjnie prezentujący się Wodospad Olbrzymi (słow. Obrovský vodopád), za którym zaraz dalej przechodzimy mostkiem nad Staroleśnym Potokiem (słow. Veľký Studený) wypływającym z Doliny Staroleśnej. Staroleśny Potok jest głównym ciekiem Doliny Staroleśnej, który poniżej naszego mostka łączy się z Małą Zimną Wodą. W ten sposób tworzy się potok Zimna Woda (słow. Studený potok), znany z Wodospadów Zimnej Wody, które od kilku lat systematycznie odwiedzamy podczas organizowanej tradycyjnej przechadzki w okresie zimowym, wtedy, kiedy na Hrebienoku prezentowana jest Tatrzańska Świątynia Lodowa.

Szlak z prześlicznym widokiem na dolinę Popradu. 

Wodospad Olbrzymi (słow. Obrovský vodopád).

Widać Rainerową Chatę (słow. Rainerova chata).

Dolina Popradu i miasto Poprad.

Za mostkiem nad Staroleśnym Potokiem, około 150 metrów od rozdroża szlaków stoi Rainerowa Chata (słow. Rainerova chata). Obiekt, który stanowi pozostałość po dawnym schronisku górskim. Obecnie jest to najstarszy tego typu budynek w Tatrach. Nie oferuje już noclegów, ale przekąski i picie, a także pamiątki. Zbliża się wieczór, a więc pewnie jest już zamknięty. Zmierzać musimy prosto na Hrebienok, wygodnym szlakiem Magistrali Tatrzańskiej. Słońce chowa się już za zachodnimi graniami. Nie widać już jego tarczy, choć dolina Popradu jest intensywnie rozświetlana jego promieniami.

Stary Smokowiec.

O godzinie 19.50 przechodzimy przez opustoszały Hrebienok. Nikogo już tu nie ma. Restauracje puste i pozamykane. Jakiś impuls smutku przeszedł obok nas, że fantastyczny dzień właśnie nam przemija. Za takimi dniami tęskni się silnie, są one najpiękniejszą ozdobą życia. Za niedługo wchodzimy na uliczki Starego Smokowca. Pierwsze oznaki szarówki rozpraszane są światłami latarni ulicznych. Tu też jest już pustawo i cichuteńko, choć to dopiero godzina 20.00. Dziwny jest ten wieczór, nastrajający spokojem i pewnego rodzaju błogością. Tak, oczywiście, że jesteśmy zmęczeni, bo była to długa i wyczerpująca wędrówka, aczkolwiek to przyjemne zmęczenie i wyczerpanie. Niesie nas duch radości i satysfakcji – dzień dostarczył nam wielu wspaniałych wrażeń. Mówi się, że dla takich dni warto żyć.

Zapada zmrok, gdy wyjeżdżamy ze Starego Smokowca. Chciałoby się jeszcze pogadać o tym wszystkim, co nas dzisiaj spotkało, wspomnieć każdą minutę tej cudownej wędrówki, ale… oczy same zamykają się do snu. Dobranoc wszystkim.


Udostępnij:
Location: Dolný Smokovec 63, 059 60 Vysoké Tatry, Słowacja

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas