Niedźwiedzie śpią już w gawrach utulone białym puchem. Chociaż to dopiero
pierwsze śniegi pokryły Tatry, to wyglądają one już iście zimowo. Zima
jeszcze ma wiele do zrobienia i z pewnością niebawem utopi pod śniegiem
wszystkie tatrzańskie ścieżki. Zawiesiste chmury już stoją nad nimi, jak też
i całą okolica, czekając na rozkaz, czy może na przyzwolenie natury, aby
sypnąć kolejne warstwy śniegu. Póki jednak jeszcze tego nie zrobią, może uda
się nam odszukać pewne jeziorko, koło którego przechodziliśmy dotąd
bez większego zainteresowania.
TRASA:
Wierch Poroniec (1101 m n.p.m.)
Rusinowa Polana (1210 m n.p.m.)
Czerwone Brzeżki (1215 m n.p.m.)
Wołoszyński Stawek (1245 m n.p.m.)
Polana Pod Wołoszynem (1250 m n.p.m.)
Rówień Waksmundzka (1405 m n.p.m.)
Gęsia Szyja (1489 m n.p.m.)
Rusinowa Polana (1210 m n.p.m.)
Wierch Poroniec (1101 m n.p.m.)
OPIS:
Przyjeżdżamy na Wierch Poroniec o godzinie 9.30 z niedużą, aczkolwiek bardzo
wesołą grupką wielbicieli tatrzańskich wędrówek. Niewielki parking jest pusty,
mimo późnej pory, mimo przyjemnej aury, mimo soboty. Dróżka wiedzie stąd
szeroka, przez zagajniki i las, na połaci którego chyba przeważają wiatrołomy.
Idziemy powoli, nie musimy się spieszyć, bo choć dzień krótki to i też plan
naszej wycieczki nie jest długi, aczkolwiek daleko mu do banalności. Obejmuje
kilka pięknych miejsc znajdujących się na przedpolach granitowych grani, a
ścieżka nasza jest nader urozmaicona zarówno pod względem krajobrazowym, jak
też względem urzeźbienia terenu przez który przechodzi.
|
Wierch Poroniec, początek szlaku.
|
I tak też po niespełna godzinie z łagodnego podejścia przechodzimy do
krótkiego zejścia z Gołego Wierchu (1206 m n.p.m.). I wtedy też las się
kończy, i pokazuje się nam grań Wołoszyna wznosząca się ku ciężkim chmurom. Z
ich ciemnej zawiesistości jaśnieją rąbki rozjaśnione przez izolowane słońce,
znajdujące się w przestrzeni powyżej nich. Kto wie, może skalista grań
Wołoszyna przebija się przez chmury do tej krainy. Nam stąpającym po
ośnieżonej ziemi ze wszystkich turni i szczytów na tej grani ledwie pokazuje
się Turnia nad Dziadem (1901 m n.p.m.), skrajna jej kulminacja. Znacznie
bliżej po prawej wznosi się zalesiony garb i choć niewysoki, to również jego
wierzchołek topi się z chmurach. Opadający ku nam stok tego garbu od pewnego
miejsca pozbawiony jest lasu. Rozszerza się rozległą Rusinową Polaną, o której
pisano w królewskich dokumentach już bardzo dawno temu, bo w 1698 roku, kiedy
polana ta została wytworzona dla osady pasterskiej. Polana ta była na tyle
nisko położona, że stanowiła zimowisko dla owiec, które żywiły się przez zimę
sianem zmagazynowanym w stojących tutaj szopach. W połowie XX wieku stało na
niej około 20 obiektów pasterskich, szop i szałasów, zamieszkiwanych zimą
również przez ludzi. Po utworzeniu Tatrzańskiego Parku Narodowego zaprzestano
na niej wypasu, ale powrócono do niego w 1981 roku. W sezonie wypasowym
funkcjonuje tutaj bacówka.
|
Przed nami Rusinowa Polana.
|
|
|
Dolina Białej Wody w chmurach.
|
Polana Rusinowa to dogodne miejsce do odpoczynku, czy dłuższego relaksu, jak
też do podziwiania ładnych widoków na Tatry. Mnóstwo na niej ławek z ławami,
ustawionych tak, aby podczas odpoczynku móc napawać się górskim widokiem.
Kilka minut drogi stąd znajduje się ciekawy obiekt – Sanktuarium Maryjne na
Wiktorówkach, nazywane również jako Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr lub Matki
Bożej Jaworzyńskiej, którego powstanie owiane jest legendą pasterki z
Rusinowej Polany Marysi Murzańskiej. Jej historię opisujemy, gdy szliśmy
Lasem Wiktorówki na Gęsią Szyję.
|
Rusinowa Polana. |
|
Szałas na Rusinowej Polanie.
|
|
Na Rusinowej Polanie.
|
Tymczasem dochodzi u nas godzina jedenasta. Schodzimy z polany w stronę Doliny
Waksmundzkiej, wpierw niebieskim szlakiem, lecz po krótce tuż przed lasem rozstajemy się
z nim, gdy odchodzi na węźle szlaków do Palenicy Białczańskiej, a my przecież nie
chcemy jeszcze kończyć naszej wycieczki. Wszak nie jesteśmy nawet w
połowie zaplanowanej trasy. Na węźle tym podejmujemy czarny szlak, który
prowadzi przez moment po wyboistej, kamiennej dróżce, poprzez rosły las
świerkowy. Ten las niespodziewanie znika, gdy schodzimy ku dolince usłanej
wiatrołomami. Przez wartki Waksmundzki Potok przerzucono w niej drewniany
mostek. Bez niego z pewnością nie przeszlibyśmy dalej.
|
|
Mostek nad Waksmundzkim Potokiem.
|
Za mostkiem ścieżka podrywa się na moment w górę. Potem przez chwilkę znów
idziemy lasem. Za lasem zostajemy olśnieni blaskiem lśniących chmur, gdyż
słońce zdaje się odnalazło w nich szczeliny, przez które ukazują się nam
błękity. Z bezleśnego zbocza po lewej wypatrzeć można Drogę do Morskiego Oka,
jakże zaskakująco pustą dzisiaj. Niebawem wciąż trawersując zbocze obniżamy
się. Znów wchodzimy w strefę wiatrołomów, za nim wąski pas lasu, za którym
mamy niewielką polankę. To Polana pod Wołoszynem zajmująca miejsce na
północno-wschodnim zboczu schodzącym z grani Wołoszyna. Kiedyś, gdy wchodziła
w skład Hali Wołoszyńskiej, była znacznie większa i stanowiła główną polanę
tej hali. Później funkcjonowała jako samodzielna polana pasterska. W latach
50-tych XX wieku liczyła około 4 ha powierzchni. W tamtych latach stała się jednakże bezużyteczna, gdyż w wyniku oberwania chmury zsunęły się na nią kamienie i
żwir. Nieużytkowaną polanę wchłaniał potem las i dzisiaj z dawnej polany niewiele
już pozostało.
|
Trawers odkrytego zbocza.
|
|
|
Polana pod Wołoszynem.
|
|
Dróżka szlaku wchodząca na Polanę pod Wołoszynem. Wołoszyński
Stawek znajduje się kilkadziesiąt metrów po prawej od widocznych osób.
|
Polana pod Wołoszynem zapisała się również trwale w historii tatrzańskiej turystyki.
Otóż w pierwotnym przebiegu Orlej Perci, szlak ten prowadził na grań
Wołoszynów właśnie z tej polany. Stąd wspinano się na grań ku podniebnej wędrówce, której
pomysł zrodził się w marzeniach poety Franciszka Henryka Nowickiego.
Wytyczanie tego najoryginalniejszego szlaku turystycznego w Tatrach rozpoczęło
się 16 lipca 1903 roku pod Wodogrzmotami Mickiewicza, gdzie główny budowniczy
tego szlaku, ksiądz Walenty Gadowski, nakazał przybić do świerka tabliczkę z
napisem „Na Orlą Perć”. Było to w miejscu, gdzie obecnie z Drogi do Morskiego
Oka odchodzi czerwony szlak do Toporowej Cyrhli (na marginesie przypominamy,
że jest to
najstarszy polski szlak tatrzański, wyznakowany w 1887 roku osobiście przez Walerego Eljasza-Radzikowskiego,
krakowskiego malarza i znawcę gór). Ten czerwony szlak przebiega obecnie nieopodal polany, a dawniej wprost na Polanę pod Wołoszynem (polana od tamtego czasu znacznie zmniejszyła swe rozmiary).
No ale na Polanie pod Wołoszynem mamy jeszcze coś do zrobienia. Chcielibyśmy
odszukać niewielkie okresowe jeziorko morenowe zwane Wołoszyńskim Stawkiem.
Znajduje się ono bardzo blisko Polany pod Wołoszynem i leży na tym samym
wypłaszczeniu terenu. Przeszukujemy zatem okolicę. Kluczymy trochę po
wiatrołomach i przedzieramy się przez zwarty las i udaje się. Stawek znajduje
się zaledwie kilkadziesiąt metrów na północ od Polany pod Wołoszynem, ale w zimowych warunkach trudniej go znaleźć. Pokryty
jest niedużą warstwą śniegu. W środku zimy o wiele trudniej byłoby go
zidentyfikować. Obecnie przez śnieg przebija się jeszcze roślinność
charakterystyczna dla tego typu akwenów, czy podmokłych terenów. O rozlewisku
przekonuje nas pękający cienki lód, a jednoznacznie potwierdza to Krysia
rozpoznawszy konar leżący w błotnistej toni jeziorka, bo ona jedyna z naszej
grupki wędrownego bractwa była tu niegdyś.
|
Wołoszyński Stawek.
|
O godzinie dwunastej wracamy na Polanę pod Wołoszynem, a następnie wchodzimy
na czerwony szlak turystyczny, przebiegający powyżej polany. Kierujemy się nim
na Rówień Waksmundzką. Czeka nas ponowne przejście przez Waksmundzki Potok,
wpierw jednak wspinamy się w górę grzbietu stanowiącego jedno z obramowań
doliny tego potoku. Za plecami z górnych położeń pokazuje się nam ekscytujący,
mimo, że ograniczony chmurami widok grzbietu wznoszącego się po drugiej
stronie Doliny Białej Wody, stanowiący północno-zachodnie ramię odchodzące od
Szerokiej Jaworzyńskiej. Wyróżnia się w nim Zadnia Kopa (1674 m n.p.m.), która jest jedynym widocznym dzisiaj w całości szczytem.
Ścieżka wkrótce zaczyna dość ostro obniżać się. Zwalniamy, stawiając ostrożnie
kroki po uskokach i stopniach. O godzinie 12.30 osiągamy po raz drugi łożysko
Waksmundzkiego Potoku, pokryte potężnymi głazami. Znów ratuje nas mostek, bo
bez niego raczej nie byłoby łatwo przenieść się na drugą stronę potoku.
Zaczynamy miarowe podejście, które w niecałe półgodzinki wyprowadza nas na
Rówień Waksmundzką. Robimy sobie tutaj przerwę na przekąskę.
|
Zadnia Kopa widoczna po sam wierzchołek.
|
|
|
Schodzimy po raz drugi do łożyska Waksmundzkiego Potoku.
|
|
Waksmundzki Potok. |
|
Most nad Waksmundzkim Potokiem.
|
Rówień Waksmundzka zajmuje wysokość od 1400 do 1440 m n.p.m. Jest szeroka i
pokrywa niemal całą Waksmundzką Przełęcz oddzielającą Małą Koszystą i Gęsią
Szyję. Jest kolejną polaną, która należała do terenów pasterskich Hali
Waksmundzkiej. Obecnie nie jest wypasana, ani nie stoi na niej żaden szałas.
Od czasów zaprzestania wypasu jej powierzchnia zmniejszyła się już o połowę.
|
Rówień Waksmundzka.
|
Po przerwie ruszamy z Równi Waksmundzkiej na Gęsią Szyję. Podejście od tej
strony nie jest strome w przeciwieństwie do ścieżki znajdującej się po drugiej
stronie tego wzniesienia. Wierzchołkowa część Gęsiej Szyi zdominowana jest
dolomitowymi skałkami (tzw. Waksmundzkie Skałki). Pierwsze z nich mijamy o godzinie
13.30. Szlak nie wiedzie ich grzebieniem, bo raczej bez specjalistycznego
sprzętu taternickiego przejście ich grzebieniem jest niemożliwe. Ścieżka
kieruje nas na północną stronę, gdzie dalsze podejście ułatwia ciąg
drewnianych stopni. Dopiero po obejściu tych skałek, możemy cofnąć się na
jedną z nich, ale właściwy wierzchołek znajduje się jeszcze kilkadziesiąt
metrów dalej, na kolejnej grupce skałek. Zatrzymujemy się jednak na tych
wcześniejszych, oczarowani panoramą. Tak niewiele potrzeba do szczęścia i do
tego, aby popaść w zachwyt. Chyba mamy szczęście, bo na szczyt trafiliśmy w
samą porę, tj. wtedy, gdy doznać można z niego krajobrazowego piękna, bowiem już po kwadransie do Doliny
Białej Wody ktoś wdmuchuje mgły. Wkrótce wpadają one również w boczną Dolinę
Waksmundzką, a gdy mgły już nie mieszczą się w niej, zaczynają unosić się
zasłaniając przed nami pejzaż. Koniec przedstawienia. Niecodzienny spektakl
zakończony, czas opuścić loże i udać się do domu.
|
|
Pierwsze od strony zachodniej skałki szczytowe Gęsiej Szyi.
|
|
W tle widoczna Grań Koszystej.
|
|
Zachodnie skałki szczytowe na Gęsiej Szyi.
|
|
Spojrzenie w Dolinę Waksmundzką.
|
|
Na jednej ze skałek.
|
|
Szlak wiedzie północną stroną tuż pod skalistym grzbietem.
|
|
Widok w stronę Doliny Waksmundzkiej.
|
|
Wierzchołek Gęsiej Szyi (1489 m n.p.m.).
|
Zejście na wschodnią stronę Gęsiej Szyi jest bardzo strome. Ułożone są tam
długie ciągi stopni. Gdy nasypie więcej śniegu znikną one pod jego warstwą.
Wówczas łatwiej i szybciej będzie stąd zjechać na pupie, bądź na plecaku,
niż schodzić. Z wyhamowaniem nie będzie problemów, bo rozszerzająca się dołem
Polana Rusinowa daje na to wystarczającą ilość miejsca. O godzinie 14.20 pod
szałasami na Rusinowej Polanie zamykamy wspaniałą pętlę. Została nam stąd
niecała godzinka wędrówki w spacerowym tempie na Wierch Poroniec do
zaparkowanych pojazdów.
|
Rusinowa Polana, a dalej na wprost Goły Wierch.
|
|
Widok na Dolinę Białki.
|
|
Rusinowa Polana po raz drugi dzisiaj.
|
|
Młodnik na Gołym Wierchu.
|
Wędrówka ta była dobrym rozruchem przed wesołym wieczorem andrzejkowym, choć
znacznie mniej gromadnym, że tak to określimy w porównaniu do lat poprzednich.
Jakie to jednak szczęście nas ogarnia, że w takich dziwnych czasach
doznaliśmy ogromnej przyjemności wędrowania z wyborną gromadką wesołych ludzi.
Z wdzięcznością dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas, podczas tego
tatrzańskiego wypadu, jak i radosnego, długiego wieczoru.
|
Gęsia Szyja emanowała dzisiaj prawdziwą magią (fot. Ula Gącik). |
Wspaniałe widoki. Jestem zachwycona!
OdpowiedzUsuń