Nastały krótkie dnie listopadowe. Przyroda zwolniła. Nie ma kwitnących kwiatów, a łąka nie zieleni się soczyście. Drzewa rozbierają się z liści w zaskakującym tempie. Sprawiają wrażenie bezradnych na to co czyni z nimi aura. Tak to widać oczyma człowieka, popadającego tak łatwo w takim czasie w stan przygnębienia. To jednak nie do końca tak jest z tą przyrodą, bo w ten sposób wykazuje się ona nadzwyczajnym sprytem, który pozwala jej przetrwać najbardziej surową porę roku. Ona nie umiera, lecz przechodzi w stan hibernacji. To nie jest koniec, lecz gwarancja dobrego początku na wiosnę, kiedy nastąpi jej przebudzenie i rozkwit. Lecz wcześniej musi być dobry sen, bez którego również człowiek nie mógłby funkcjonować. To właśnie sen pozwala znów ruszyć z siłą do przodu. Obecne zachowania przyrody należałoby zatem traktować jak lekcję sztuki przetrwania w dobrej kondycji.
TRASA:
Brzozowa
Polichty
Sucha Góra (378 m n.p.m.)
Sucha Góra Zachodnia (406 m n.p.m.)
Brzozowa
Jesień jest na początku bardzo barwna, potem staje się szara. Zdaje się, że ta barwna jesień jest obecnie już w końcówce. Na Pogórzach jest taka naturalna, mało zmącona czynnikami zewnętrznymi, taka jak za dawnych czasów. Prace polowe dobiegły końca. Ozime siewy są już dawno zakończone, pola zostały nawożone, zaorane. Jesień dla rolników jest porą nie dającą zbyt wiele czasu na zamknięcie prac polowych, bo muszą zdążyć przed mrozami. Jesienna pogoda jest trudna do przewidzenia. Jednak chyba wszystko udało się zrobić jak należy. Rolnicy mogą nieco odsapnąć, ale nie zupełnie przysiąść. Coś jeszcze trzeba zrobić koło domu, wciąż opiekować się chowem. To coraz rzadsze, ale są jeszcze gospodarze, którzy hodują krówkę lub świnkę.
Czas jesiennej kontemplacji nastał w tej wsi leżącej pośród wzgórz Pogórza Rożnowskiego. To bardzo stara wieś. Któż by przypuszczał, że ma już 800 lat! Gdyby nam ktoś tego nie powiedział, nigdy byśmy nie uwierzyli. A ten ktoś opowiedział nam jeszcze więcej, gdy zabrał nas na wycieczkę po tej krainie żyjącej własnym rytmem. Zabudowania wsi ciągną się doliną wzdłuż potoku Brzozowianki, a jej centrum wyznacza drewniany kościółek, otoczony zakolem rzeki i murem.
|
Ogród. |
W Brzozowej widać już jesień daleko zaawansowaną. Jest to wioska leżąca pośród wałów wzniesień pokrytych pasami pól i łąk, które ciągną się w nieskończoność po horyzont. Można by powiedzieć za słowami Reymonta, że „cisza była na polach opustoszałych i upajająca słodkość w powietrzu”. Na jednym z tych wzgórz, powyżej innych zabudowań wsi, gdzie zaczynają się bezgraniczne ciągi pól uprawnych stała Wiejska Chata – niewielki domek, a właściwie cała zagroda składająca się z części mieszkalnej, spichlerza i stodoły. Gospodarze mówią, że oprowadzą nas po niej jak przybędą wszyscy, a tymczasem zapraszają na herbatę do wnętrza chaty. Z zachowania gospodarzy można wywnioskować, iż szykujące się tutaj spotkanie ma dla nich doniosłe znaczenie, tak jakby było sfinalizowaniem całego roku. Mówią o nim „zakończenie sezonu na Wiejskiej Chacie”. Czujemy się nieco onieśmieleni tym co nas czeka. Niewiedza jest trochę krępującą, choć zewsząd zostajemy otoczeni promienną życzliwością, przeogromną otwartością. Witają nas, jak prominentnych gości hasłem rozwieszonym na banerze pod rzędem okien werandy: „Witojcie na Wiejskiej Chacie”. Powitanie następuje zanim próg domu gość przestąpi - to może świadczyć o wadze spotkania i wyjątkowej serdeczności gospodarzy.
|
Pod Wiejską Chatą. |
Do domu wchodzimy przez wspomnianą przeszkloną werandę, która pełni funkcję sieni. Pierwsze oszklone drzwi znajdujące się po prawej prowadzą do pomieszczenia jadalniano-kuchennego. Kolejne drzwi prowadzą do małego pokoiku. To w nim będziemy spali, dzieląc go z kimś, bo są tam dwa rozsuwane tapczaniki. Składamy w tym pokoiku swoje bagaże.
Oprowadzani po domu przechodzimy teraz do części jadalniano-kuchennej, gdzie uderza nas ciepło najprawdziwszego pieca ceglanego. Wykonany jak dawniej z czerwonej gliny, przykryty blachą. Od frontu ma metalowe drzwiczki, przez które można karmić piec drewnem, a poniżej są drugie umożliwiające wygarnianie popiołu. Pod drzwiczkami pieca stoi węglarka z drwami, obok pogrzebacz i szufelka. Z wnętrza pieca wydobywa się trzaskanie płomieni. Ciepło płynące od niego niesie smakowity zapach znad garów stojących na blasze. To serce tego domu pompujące do niego ciepło, dzięki któremu domownicy mają ciepłą strawę.
Przy ścianie stoi stary kredens „kalwaryjski”. Nie od razu kojarzy się jednak z tymże meblem, bo nie błyszczy politurą charakterystyczną dla tradycyjnych mebli kalwaryjskich. Kredens ten został zmatowiony podczas odrestaurowywania. Przy tej samej ścianie obok kredensu jest stoliczek dalej umywalka. Przy umywalce jest też misa na wodę. W niej też myje się gary i talerze, szczególnie przy brakach wody. Pod oknem ustawiono dwa stoliki złączone w szereg, nakryte odświętnie jasnym obrusem. Wokół naliczyć można osiem miejsc siedzących (a więc wiemy już ilu nas będzie).
W bezpośrednim styku do pomieszczenia jadalniano-kuchennego, znajduje się drugi nieduży pokoik oddzielony przesuwną ścianką działową. Jest w nim kominek, który ścianą przylega do ceglanego pieca stojącego w sąsiednim pomieszczeniu. Kominek i piec korzystają z tego samego przewodu kominowego. W kącie pokoiku wiszą półeczki z biblioteczką, zaś po przekątnej stoi komódka, nad którą znajduje się galeria pamiątkowych fotografii oprawionych w stylowe ramy. Obok komódki pod oknem postawiono mały stoliczek, a przy nim dwa foteliki pałacowe, dosłownie takie jakie można zobaczyć w dawnych salonach królewskich. Po lewej i po prawej, w przeciwległych końcach znajdują się dwa miejsca do spania.
Cały dom wypełniony jest starociami, różnymi przedmiotami dawnego użytku. Przechodzą one drugą młodość. W każdym innym domu byłyby wyrzucone na śmietnik, a tutaj każde z nich ma dla siebie miejsce. W zamyśle ten dom ma mieć charakter rupieciarni – opowiada gospodarz. Siedzimy i popijamy kawę, rozglądamy się i nie możemy się nadziwić, bo jakoś trudno w tym domu dostrzec charakterystyczny dla rupieciarni nieporządek. Jest w tym zamysł, a każdy gdzieś leżący przedmiot o ile nie spełnia funkcji ozdobnej znajduje się tam gdzie może być potrzebny. Dopiero, gdy tak rozglądamy się po wnętrzu dostrzegamy pozostawiony w kącie odsłonięty fragment oryginalnej ściany wykonanej z bali. Taka jest cała konstrukcja tego domu, co widać z zewnątrz – zrębowa konstrukcja, a tylko dobudowana weranda jest inaczej skonstruowana. Dom ma swoją duszę, którą wyczuwa się po przekroczeniu jego progu. Jest w nim coś ponadczasowego, jak ciepło z dzieciństwa - ponadczasowy duch, który pozostaje na całe życie w człowieku jako najpiękniejsze wspomnienie.
O Brzozowej jeszcze pogadamy – mówi gospodarz – czas na jesienny spacer po okolicy. Czesław uwielbia samotnie przemierzać pogórzańskie szlaki, a dzisiaj postanowił pokazać nam niektóre z tych ulubionych ścieżek. Wiele o nich już pisał, zarówno w przewodnikach, jak w wierszach tworzonych pod wpływem pogórzańskich klimatów. Często łączy w swoich pracach opis krajoznawczy z obrazem poetyckim. Jego przewodniki są kompendium wiedzy o regionie, pogłębione emocjami i duchowymi przeżyciami autora, uzewnętrznionymi przepięknymi lirykami jego autorstwa. Czesław ma oczywiście swoje ulubione tematy, ale nie ogranicza się do nich i patrzy na świat szerokim horyzontem. Czyta się to pierwszorzędnie i jest bezcennym źródłem wiedzy i inspiracji m.in. dla niniejszej relacji.
|
W drodze na Polichty i Suchą Górę. |
Ruszamy w trasę. Znajdujemy się w dolince potoku wypływającego spod grzbietu jednego z pasm Pogórza Rożnowskiego, ciągnącego się równoleżnikowo pomiędzy Czchowem i Gromnikiem. Nazywane jest ono pasmem Mogiły, Styru i Suchej Góry. Gruntowa dróżka wprowadza nas pomiędzy ciągi młodnika. Wchodzimy na obszar wsi Polichty, której zabudowania położone są na wschód od nas. Mijamy ścieżkę odchodzącą na lewo do dziwnego mostku nad potokiem. Ma bardzo nietypową konstrukcję, bo jest to podwozie wagonu kolejowego z przymocowaną z boku drewnianą poręczą. Ścieżka za mostkiem odchodzi na wschodnią stronę wzniesienia Suchej Góry, tam gdzie bije źródło „Jacek”. Nie jest to jedyne źródło w okolicy. Z Suchej Góry biją trzy źródła – opowiada Czesław – do „Jacka” pójdziemy może innym razem, a dzisiaj pójdziemy z drugiej strony góry, gdzie są dwa inne źródła.
|
Jesienne liście. |
Droga staje się tym bardziej błotnista im bardziej zagłębia się w dolinie. Wciska się pomiędzy Suchą Górę a Suchą Górę Zachodnią. Między tymi wzniesieniami potok silnie meandruje podcinając stoki w zakolach. Od czasu do czasu przelewa się przez drogę przechodząc od jednego zakola do drugiego. Przechodzimy takie miejsca górą ponad urwistymi odsłonięciami. Potok odbijając się o stoki wzniesień sukcesywnie wypłukuje z nich materiał skalno-ziemny. Czyni to cały czas, podcinając urwiste skarpy, które ulegają obrywaniu i obsypywaniu się do koryta potoku. Tenże przenosi wpadający do niego materiał niżej, a potem wprowadza do innych rzek i zbiorników wodnych. Za niedługo zapewne wpadną do potoku również drzewa rosnące na urwistych brzegach. Jest to nieuniknione.
Istniejące tutaj odsłonięcia skalne są swoistą lekcją geologii fliszu karpackiego. Ukazują jego warstwową budowę oraz naprzemienne ułożenie zlepieńców, piaskowców i łupków ilastych, nachylonych w kierunku południowo-wschodnim. Warstwy te stanowi zespół skał osadowych, które miliony lat temu wytworzyły się na dnie morza.
|
Od czasu do czasu potok przelewa się przez drogę przechodząc od jednego zakola do drugiego. |
|
Potok silnie meandruje podcinając stoki w zakolach. |
Zbliżamy się do źródła „Paweł”, a zdradza to coraz silniej wyczuwalny zapach siarkowodoru. Przy źródle „Paweł” zbudowane są drewniane pomosty, bo teren lubi być przy nich grząski. To właśnie za sprawą zapachu wody źródeł takich jak „Paweł” zwie się „śmierdzącymi wodami” albo „jajcanymi wodami”. Wody wypływające z tutejszych źródeł siarczkowych zawierają w jednym litrze wody więcej niż 1mg siarki oznaczonej jodometrycznie. Źródło „Paweł” jest pomnikiem przyrody nieożywionej. Jest ewenementem ze względu na zawartość siarczków, podobnie jak pozostałe źródła ulokowane w obrębie Suchej Góry. Ze związków siarki zawartych w wodzie korzystają bakterie, bo wody siarczkowe są dla nich pożywką. Bakterie te widoczne są pod postacią białego osadu, który ciągnie się kilka metrów od misy źródła płożąc się na wodzie niczym welon. Na dnie widoczny jest fioletowy osad – to również są bakterie siarkowe. Nie są to jednak bakterie chorobotwórcze, jak można sobie początkowo pomyśleć. Wody siarczkowe mają właściwości lecznicze, stąd też przylgnęła do nich jeszcze jedna nazwa: „cudowne wody”. Wspomagają one leczenie reumatoidalnego zapalenia stawów, chorób zwyrodnieniowych, pourazowych chorób narządów ruchu, schorzeń skóry, chorób przewodu pokarmowego, schorzeń systemu nerwowego, czy też zatruć przemysłowych.
|
Źródło „Paweł”. |
|
Meandry potoku. |
|
Leśna dolina. |
|
Błotnista droga. |
|
Drogowskaz do Ośrodka Edukacji Ekologicznej na Polichtach. |
O tym, że wody te są naprawdę wykorzystywane w lecznictwie (również tutejsze) potwierdza źródło „Geologów” do którego docieramy po krótkim podejściu stoku Suchej Góry. Źródło „Geologów” znajduje się nieco powyżej źródła „Paweł”. Wśród leśnych drzew na niewielkiej polance ulokowana jest przy nim mała uzdrowiskowa infrastruktura. Źródło znajduje się pod zadaszeniem i ujęte jest kręgiem betonowym o głębokości 80 cm, który wystaje ponad ziemię. Dzięki temu można z niego łatwo zaczerpnąć wodę i podgrzać w stojącym obok kotle, by następnie przelać ją do wanny stojącej w drewnianej szopie, w której zażywać można kąpieli leczniczych.
|
Przy źródle „Geologów”. |
|
Uzdrowiskowa łazienka. |
|
Tak tutaj zażywa się leczniczych kąpieli. |
Jest koło południa. Opuszczamy uzdrowiskowy zakątek Pogórza Rożnowskiego. Schodzimy z powrotem do drogi wiodącej w głąb doliny. Omijamy płytki stawek, wypełniony butwiejącymi liśćmi. Krótkim marszem docieramy pod budynek Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Polichtach. Profilem jego działalności jest edukacja w zakresie ochrony przyrody, ochrony środowiska i ekologii, a także propagowanie walorów przyrodniczych użytku ekologicznego „Polichty”. Ośrodek ten to pociągające miejsce na wypoczynek i bazę rekreacyjną. Wchodzimy do środka. Dzisiaj kwateruje w nim grupka młodzieży. Ośrodek dysponuje 24 miejscami noclegowymi, salą dydaktyczną, kuchnią turystyczną, zapleczem sanitarnym i zadaszonym stanowiskiem grillowym.
|
Wracamy na drogę. |
|
Ośrodek Edukacji Ekologicznej w Polichtach. |
|
Witojcie. |
|
Ośrodek Edukacji Ekologicznej w Polichtach. |
Po opuszczeniu Ośrodka Edukacji Ekologicznej w Polichtach w dalszym ciągu kierujemy się w górę doliny. Przechadzamy się kolejno przez trzy ekosystemy. Zaczynamy od łąki otaczającej Ośrodek Edukacji Ekologicznej. Wygląda ona ubogo, szczególnie teraz gdy jesienny czas nastał. Przeważa na niej roślinność trawiasta, lecz na wiosnę na pewno zamieni się bogactwem różnorodności. Wyjdzie wówczas z uśpienia i pokryje rozmaitą roślinnością. Pojawią się na niej stali bywalcy: motyle, chrząszcze, pająki i błonkówki. Zagoszczą też ptaki, płazy, gady i ssaki. Łąka często jest zaliczana do środowisk półnaturalnych, gdyż jej samej trudno jest utrzymać się, szczególnie w tak zwartym otoczeniu leśnym jak tutaj. Musi być co jakiś czas koszona przez człowieka, by nie zarosła siewkami drzew i krzewami i w konsekwencji zamieniła się w las.
|
Łąka otaczająca Ośrodek Edukacji Ekologicznej na Polichtach. |
|
Gromadzenie materiału zdjęciowego na bloga. |
Idziemy dalej przechodząc systemem drewnianych pomostów, które doprowadzają nas do ekosystemu wodnego. Jest to staw, będący środowiskiem dla specyficznej roślinności, a także wodnych stworzeń i owadów. Biosferę tego ekosystemu można oglądać z bliska, z drewnianego pomostu wychodzącego od brzegu. Jest jak molo prowadzące nad toń wodną. Jak przejdzie zima nad stawem pojawią się żaby, ropuchy, kumaki, traszki, a także owady - ważki, nartniki i pływaki żółtobrzeżki. Staw stwarza im idealne warunki bytowania.
|
Staw. |
|
Na molo. |
|
Las na tafli stawu. |
|
Potok. |
Za stawkiem rozstajemy się z potokiem. Opuszczamy dno doliny i odchodzimy z niej na zachód na zalesiony stok. Wkraczamy do lasu, ekosystemu, który wymusza swoistą wspólnotę roślin i zwierząt, powiązanych ze sobą łańcuchem życia. Głównym składnikiem tego ekosystemu są drzewa, nie mniej w strukturze wyróżnić można trzy warstwy: warstwa korony drzew, podszyt (krzewy i niższe drzewa), runo leśne (trawy, byliny, mchy, porosty, grzyby). Każda z tych warstw ma swoich mieszkańców. Wszystko musi tu mieć swoje proporcje, by życie trwało. Naruszenie tych proporcji może zniszczyć istniejący ekosystem. W dobie przemysłu, czy innej działalności wpływającej negatywnie na środowisko naturalnej polskie lasy wiele razy doświadczały destrukcji. Za tym wszystkim stoi oczywiście człowiek, dlatego na nim spoczywa odpowiedzialność za lasy, które są „płucami ziemi”, a więc są niezbędne dla wszelkiego życia. Z tego względu ochrona ekosystemów lasów jest sprawą niebagatelną. Chronić je można zarówno poprzez edukację, tak jak robi się to w odwiedzonym Ośrodku Edukacji Ekologicznej w Polichtach, czy poprzez bezpośrednie działania ingerencyjne prowadzone dla utrzymania równowagi biologicznej. Mamy tego przykład przy naszym szlaku, gdzie stoi pułapka feromonowa wychwytująca nadmiar owadzich szkodników lasu.
|
Rozstajemy się z potokiem. |
Wchodzimy na wierzchowinę wzniesienia, która w znacznej części jest odkryta. Zza chmur wyjrzało słońce. Kierujemy się na zachód. Schodzimy w dół mijając gospodarstwo. Wchodzimy z powrotem do lasu, gdzie „brodzimy” po liściach pokrywających dróżkę. Mija godzina trzynasta. Po niedługim czasie znów wychodzimy na otwartą przestrzeń. Z lewej i prawej towarzyszą nam ciągi brzóz. Stoi tu kilka domów. Jednym z nich jest agroturystyczna „Teofilówka”. Malowniczość pogłębiają widoki na wzniesienia leżące w centralnej części Pogórza Rożnowskiego.
|
Wychodzimy na wierzchowinę wzniesienia. |
|
Zza chmur wyjrzało słońce. |
|
Brzozowy gaj. |
|
Pogórzański widok. |
|
Zagubiony w lesie potok. |
|
Szlak przez las. |
|
Odkryta wierzchowina. |
|
Teofilówka. |
|
Droga przez wierzchowinę wzniesienia. |
Dróżka prowadzi nas prosto pod niewielką młakę zabezpieczoną od strony dróżki drewnianą barierką. Głębokość tego niewielkiego oczka wodnego waha się o 35 do 150 cm w zależności od warunków atmosferycznych wpływających na poziom wód gruntowych. Zbiornik tego rodzaju powstaje w wyniku powierzchniowego wypływu wód gruntowych. Często bywa zabagniony, zatorfiony w związku z utrudnionym odpływem wody. Mimo niewielkich rozmiarów młaka stanowi oazę życia dla wielu gatunków roślin wodno-błotnych, takich jak żabieniec babka wodna i rzęsa wodna. Żyją w nim różne gatunki bezkręgowców, a latem można tutaj spotkać różne gatunki ważek, a także żabę wodną, kumaka górskiego, traszkę grzebieniastą i traszkę zwyczajną.
W tle młaki na polanie w otoczeniu drzew stoją kolorowe ule. Dla pszczół rozpoczął się już okres zimowli, czyli okres zimowania. Pszczelarz zadbał o to, aby pszczele rodziny miały odpowiednią ilość pokarmu wewnątrz uli, niezbędną na przetrwanie trudnego okresu. Pszczoły zwinęły się w zimowy kłąb o kształcie kuli. Zwykle taki kłąb zawiązuje się w październiku, gdy temperatura spada do kilku stopni powyżej zera. Kłąb umożliwia utrzymywać im stałą temperaturę niezbędną do przeżycia chłodów. Rodzina pszczela skupia się w kłębek tym ciaśniej im bardziej spada temperatura na zewnątrz. Nie wszystkie pszczoły w takim kłębku śpią, ale cały czas współpracują będąc w nieustannym ruchu. Te które znajdują się w wewnątrz kłębu czuwają, by nie obumarły te które znalazły się na brzegach kłębu, czyli tam gdzie jest chłodniej. Te z zewnątrz szybciej popadają w odrętwienie, które po pewnym czasie może grozić im obumarciem. Pamiętają o tym osobniki znajdujące się głębiej, które wciągają do środka kłębu odrętwiałe osobniki, by „zagrzały się”. W ten sposób kłąb jest w ciągłym ruchu i następuje w nim ciągał zamiana miejsc z zewnętrznych na wewnętrzne i odwrotnie. W ten sposób w środku kłębu utrzymywana jest temperaturę około 25 °C, a w cieplejszej aurze nawet wyższa, osiągająca niekiedy poziom 35 °C.
|
Młaka. |
|
Kolorowe ule. |
|
Brzozowy zagajnik. |
Mijamy piękny brzozowy zagajnik i wkrótce rozpoczynamy zejście na północną stronę do doliny Brzozowianki. Podążamy leśnym duktem jakieś dwadzieścia parę minut i opuszczamy las. Przed nami rozciągają się malowniczo pofałdowane wzniesienia Pogórza, pokryte pasami pól i łąk. Na stokach najbliższego widać czerwony dach Wiejskiej Chaty. Dalej za nią wznosi się potężny rozróg Wału (523 m n.p.m.), którego ramiona i grzbiety opadają aż na 14 okolicznych wsi. Podczas I wojny światowej rozrogi Wału był miejscem krwawych walk. Pod szczytem Wału znajduje się wiele zachodniogalicyjskich cmentarzy z okresu I wojny światowej.
|
Zejście na północną stronę do doliny Brzozowianki. |
|
Wychodzimy z lasu. |
|
Przed nami rozciągają się malownicze wzniesienia Pogórza. |
|
Gdzieś tam jest Wiejska Chata. |
Wchodzimy na wąską szosę, stanowiącą drogę dojazdową do kilku położonych tutaj domostw. Schodzimy w dół. Przy naszej trasie, niedaleko centrum wsi Brzozowa jest też jeden z zachodniogalicyjskich cmentarzy z okresu I wojny światowej o nr 184. Docieramy do niego o godzinie 14.20. Cmentarz zlokalizowany został przy kapliczce stojącej od 1903 roku z figurką Matki Boskiej (niedawno została odrestaurowana). Kapliczka ta zastępuje pomnik centralny, jaki zwykle stawiano na tego rodzaju cmentarzach. Nagrobki otoczone są płotkiem sztachetkowym. Na teren cmentarza wprowadza jednoskrzydłowa furtka przylegająca do kapliczki. Znajdują się na nim groby zbiorowe i pojedyncze. Nagrobki wieńczą dwa rodzaje krzyży: jednoramienne krzyże maltańskie na nagrobkach żołnierzy austrowęgierskich i dwuramienne lotaryńskie na nagrobkach żołnierzy rosyjskich. Pochowano tutaj 78 żołnierzy austrowęgierskich i 25 rosyjskich, poległych w październiku 1914 roku. Cmentarz projektował Henrich Scholz.
W okresie I wojny światowej śmierć poniosło około 10 milionów ludzi, czyli średnio na każdy dzień konfliktu przypadało średnio po 5 tysięcy zabitych. Zdarzały się bardziej krwawe dni, kiedy ginęło 10 razy więcej osób. Pochówek tak ogromnej liczby ofiar wojny nie był sprawą prostą. Mogiły takie jak ta, przy której zatrzymaliśmy się były pewnym rozwiązaniem sytuacji. Paradoksalnie skutki wojny były korzystne dla Polski, bowiem przegrali ją wszyscy trzej zaborcy. Polska po 123 latach zaborów odzyskała wtedy własną niepodległość. W dniu 11 listopada 1918 roku Cesarstwo Niemieckie podpisało rozejm z Ententą, co zostało uznane jako oficjalny koniec I wojny światowej. Tego samego dnia Rada Regencyjna, która w Królestwie Polskim zastępowała króla lub regenta, oddała swoją władzę w ręce Józefa Piłsudskiego. Stąd ten dzień stał się w Polsce świętem narodowym i jest obchodzone pod nazwą Narodowe Święto Niepodległości. To właśnie dzisiaj jest ten dzień, 98. kolejny rok jaki minął od odzyskania przez Polskę niepodległości po 123 latach zaborów.
|
Kapliczka z 1903 roku przy cmentarzu z I wojny światowej o nr 184. |
|
Cmentarz z okresu I wojny światowej nr 184. |
|
Cmentarz z okresu I wojny światowej nr 184. |
|
Plebania w Brzozowej. |
|
Kościół św. Mikołaja Biskupa w Brzozowej z 1. połowy XVI stulecia. |
|
Stok Działu. |
Powoli zbliża się zmrok. Około piętnastej docieramy do Wiejskiej Chaty. Rada i uśmiechnięta Elżbieta wita nas na progu, to już po raz drugie dzisiejszego dnia. Przybili już pozostali goście - Alicja, Lech, Agata, Marian. Znad pieca, a właściwie z garów na nim stojących wydobywa się zapach smakowitości. W duszy gra radość spotkania. Jedenasty listopada to ważna data dla każdego Polaka. Tak bardzo ważna w historii naszej ojczyzny, że Episkopat Polski podjął decyzję o wprowadzeniu dyspensy od obowiązku zachowania wstrzemięźliwości, bo w tym roku jedenasty listopada wypadł w piątek, który normalnie jest dniem pokutnym w kościele katolickim. Dlatego obiad jest w pełni świąteczny. Potem zmieniamy nakrycie stołu - kawa, deser, ciasta i przekąski.
Lech zaczyna intonować „Kadrówkę”, piosenkę powstałą podczas kilkudniowego marszu I Kompanii Kadrowej, w dniach 6-12 sierpnia 1914. Pierwsza Kompania Kadrowa była pierwszym od 1863 roku oddziałem Wojska Polskiego, sformowanym do bezpośredniej walki z zaborcami w wyniku mobilizacji ogłoszonej przez Józefa Piłsudskiego. Odśpiewujemy następnie niezwykle popularną, ale wciąż anonimową „Wojenka”. Nie wiadomo kto ją napisał. Bogusław Szul, podpułkownik Sztabu Generalnego Wojska Polskiego, a jednocześnie poeta i kolekcjoner pieśni żołnierskich pisał o niej: „W sierpniu 1917 roku na ćwiczeniach zasłyszałem nową melodię nieznaną mi w swojej kompanii, mocno tym zdziwiony (jako że taki piosenkarz jak ja, wszystkie znać powinien) przysłuchałem się, przyłączyłem do śpiewu, a potem pytam: Skądeście wzięli tę piosenkę? Nie wiadomo, panie poruczniku... (...) W trzy tygodnie potem już znały tę piosenkę całe legiony. Dziś to jedna z najwięcej śpiewanych i najpiękniejszych, a bezimiennych piosenek”.
Chwila przerwy na przekartkowanie śpiewnika… ktoś proponuje - może teraz zaśpiewamy Rozmaryna. Do tej pieśni tekstu przed oczyma nie potrzeba – to jedna z najbardziej popularnych piosenek żołnierskich, ale tak jak poprzednia nieznanego autorstwa. Podobno ktoś przerobił ją na użytek Legionów z piosenki ludowej. Michał Sokolnicki napisał we wspomnieniach: „Nie wiem, skąd ją przyniósł, z jakiej tradycji wydostał młodzieniec, który maszerował wówczas w naszej pierwszej czwórce. Swoim młodym, trochę jeszcze dziecinnym głosem zanucił ją nam z początku sam; monotonnie w takt ociężałego, nieskładnego marszu pochwyciły ją to i ówdzie żołnierskie głosy. (...) Należałem do tych, co prosili wciąż o jej powtarzanie, od innych więc śpiewów wracaliśmy do niej i w końcu jeszcze przed Krakowem umiała ją cała nasza kompania na pamięć i wybijała ciągle jej takt swym marszem. Tak przeszła ona potem do innych oddziałów, weszła do skarbu wojska, zaczęła swoją długą wędrówkę po szeregach chodzących po Polsce”.
Inną bardzo znaną jest piosenka o rozpaczy samotnej dziewczyny po utracie swego ukochanego Jasieńka, który poszedł na wojnę i nigdy nie wrócił do domu. To oczywiście „Białe róże”, znane również pod tytułem „Rozkwitały pąki białych róż”. Ponoć napisana została w 1918 roku, ale jej dzieje są znacznie wcześniejsze, bowiem powstała na kanwie starej piosenki ludowej. Po tej smutnej, niezwykle wzruszającej piosence przyszedł moment na humorystyczną nutę „Hej! Hej ułani!” - popularną i starą piosenkę, której początków należy szukać w czasach Księstwa Warszawskiego (1807-15).
Migocą płomyki świec stojących na stole. Pokój wypełnia się kolejną patriotyczną pieśnią „My pierwsza brygada…” – śpiewamy. Wśród żołnierskich pieśni nie mogło braknąć „Pierwszej brygady”, nobilitowanej przez Marszałka Piłsudskiego do miana hymnu legionowego. Działo się to podczas Zjazdu Legionistów w Lublinie dni 10 sierpnia 1924 roku. Gdy Legioniści zakończyli jej odśpiewanie Piłsudski rzekł: „Dziękuję Panom za najdumniejszą pieśń, jaką kiedykolwiek Polska stworzyła”.
Tak mijały godziny wieczoru. Był tort i napitek, ujmujące rozmowy: czymże jest współczesny patriotyzm i jaki ma być w czasach kiedy chcielibyśmy żyć bez granic. Patriotyzm to Ojczyzna, a czymże jest Ojczyzna… niegdyś pisała o niej Maria Konopnicka:
Ojczyzna moja – to ta ziemia droga,
Gdziem ujrzał słońce i gdziem poznał Boga,
Gdzie ojciec, bracia i gdzie matka miła
W polskiej mnie mowie pacierza uczyła.
Ojczyzna moja – to wioski i miasta,
Wśród pól lechickich sadzone od Piasta;
To rzeki, lasy, kwietne niwy, łąki,
Gdzie pieśń nadziei śpiewają skowronki.
Ojczyzna moja – to praojców sława,
Szczerbiec Chrobrego, cecorska buława,
To duch rycerski, szlachetny a męski,
To nasze wielkie zwycięstwa i klęski.
Ojczyzna moja – to te ciche pola,
Które od wieków zdeptała niewola,
To te kurhany, te smętne mogiły -
Co jej swobody obrońców przykryły.
Ojczyzna moja – to ten duch narodu,
Co żyje cudem wśród głodu i chłodu,
To ta nadzieja, co się w sercach kwieci,
Pracą u ojców, a piosnką u dzieci!
W międzyczasie z wyciszonego radia dobiegały odgłosy transmitowanego meczu piłkarskiego. Nasłuchiwaliśmy go jednym uchem i trzy krotnie opanowywała nas euforia radości: Polska wygrała z Rumunią trzy do zera! Potem były wspominki przy fotografiach z dawnych i nie tak całkiem dawnych lat. Trudno było komukolwiek zakończyć ten wieczór, bo z każdego z nas promieniowała radość ze spotkania, o jakie w dobie technologii telekomunikacyjnych co raz trudniej. Wydawało się, że jest już dawno po północy, ale to tylko było złudzenie bo jeszcze nie przestawiliśmy się do tak długich wieczorów (niedawno przechodziliśmy na czas zimowy). Przed nami kolejny dzień na Pogórzu. W planie mamy trasę wcale nie krótką, ale jakże frapującą. Powędrujemy do miejsca niebagatelnego, gdzie ocierają się dramaty wojny, silnie uduchowiona religia i wyjątkowa turystyka.
Piękny opis, gratulacje :) A jaki pomocny dla amatorów wędrówek po okolicach Brzozowej, dziękuję :)
OdpowiedzUsuń