Wioski istniejące tylko na mapie, miejsca niegdyś tętniące życiem, dziś opustoszałe, jakby wymarłe. Połacie łąk i pól, nieokiełznanych lasów, skrywających dramaty ludzkie z czasów wojny i przesiedleń. Wszechogarniający spokój nad gwarnymi jeszcze kilkadziesiąt lat temu dolinami. Po dawnych osadach znaleźć tu można jeszcze resztki podmurówek, ocalałe cerkwie, kapliczki i przydrożne krzyże. Pytacie gdzie? Wiedzcie, że wiele jest ich w Polsce, również tu gdzie właśnie jesteśmy, w okolicy Zdyni. Wszędzie tam, gdzie niegdyś kwitło życie Łemków, w Beskidzie Niskim, a także w części Beskidu Sądeckiego oraz na zachodnim skrawku Bieszczadów.
Konieczna (łemkow. Конечна) Radocyna OSW „Radocyna” Lipna - teren festiwalu „Łemkowska Watra” - Zdynia (łemkow. Ждиня)
OPIS:
Masowe osadnictwo długo omijało tutejsze ziemie. Pierwsi nieliczni osadnicy zaczęli pojawiać się tu w X wieku, ale dopiero cztery wieki później osadnictwo staje się bardziej masowe. Pojawiają się osadnicy polscy, żydowscy, węgierscy, a także nieliczni niemieccy. Jednak zagospodarowywanie tych terenów było wciąż bardzo powolne, bo mało urodzajne, kamieniste gleby karpackie nie zachęcały do osiedlania się. Od połowy XV wieku zaczęła tu napływać w poszukiwaniu nowych ziem ludność ruska, a wraz z Rusinami na terenie Beskidu Niskiego pojawiać się zaczęli wołoscy pasterze, wędrujący wzdłuż Karpat z Bałkan, z terenów dzisiejszej Rumunii. Zatrzymywali się na terenach, gdzie mogli korzystać z rozległych pastwisk górskich, przechodząc na osiadły tryb życia i gospodarkę rolną w sąsiedztwie polskiej i rusińskiej ludności. Asymilacja językowa i kulturowa Wołochów z tutejszą ludnością była nieunikniona, szczególnie z Rusinami, którzy podobnie jak Wołosi byli prawosławnego wyznania. To właśnie wspólna gospodarka i religia Rusinów i Wołochów mogła dać podwaliny dla wykształtowania się i rozwoju nowej grupy etnicznej, zwanej obecnie Łemkami. Czy tak faktycznie było - nie wiadomo, bowiem żadne badania nie były w stanie stuprocentowo tego potwierdzić. To tylko jedna z wielu teorii na temat genezy kultury Łemków, choć ta jest najpowszechniej przytaczaną. Sami Łemkowie twierdzą, że mieszkali na tych ziemiach od lat i pochodzą od słowiańskiego plemienia Białych Chorwatów.
Jednak bez względu na przytoczoną teorię nie można podważyć faktu, iż spośród wszystkich współistniejących tu grup ludnościowych, wyznawców greckiego i rzymskiego katolicyzmu, prawosławia i judaizmu, w rzeczywistości tylko jedna zadecydowała o odrębności tego regionu – wielowiekowo zajmująca tutejsze tereny, oryginalna etnicznie, specyficzna pod względem kultury i tradycji. To dzięki nim obszary te zwane są do dziś Łemkowszczyzną, choć samych Łemków jest tu już niewielu.
Okupacja niemiecka podczas II Wojny Światowej przyniosła całkowitą zagładę Żydów z terenu Beskidu Niskiego, a później przyszedł też czas wysiedleń Łemków. Pierwsze niewielkie przesiedlenia następowały na skutek umowy radziecko-niemieckiej. Skalę masową przybrały zaraz po zakończeniu wojny na skutek umowy pomiędzy PKWN a rządem radzieckim. Wtedy to na tereny dzisiejszej Ukrainy wyemigrowało stąd 70% łemkowskiej ludności. Tych co zdecydowali się tu pozostać czekało niebawem przymusowe przesiedlenie w ramach przeprowadzanej w 1947 roku akcji „Wisła”. Miejscem przesiedleń stały się ziemie odzyskane: okolice Legnicy, Zielonej Góry, Koszalina, Wrocławia. I tak Beskid Niski, tak jak kilka wieków temu zaświecił bezkresnymi pustkami. Po latach wrócili tu tylko nieliczni rdzenni mieszkańcy.
Jednak kultura łemków nie umarła. Wczoraj na „Łemkowskiej Watrze” mogliśmy się przekonać na własne oczy, że wciąż żyje, a ziemie Beskidu Niskiego chłoną z utęsknieniem dźwięki łemkowskiej muzyki i śpiewu. Na krótkiej trasie dzisiejszej wędrówki spróbujemy wypatrzeć to, co zostało zabrane tej ziemi. Nie wiemy czy nam się to uda, ale mamy nadzieję, że tak.
Na trasie stajemy nieco poniżej przełęczy Dujawa, w Koniecznej, tam gdzie biegnący żółty szlak turystyczny przecina wojewódzką drogę nr 977. Jest już godzina 10.15, ale czas płynie tu podobno wolniej. Kierujemy się żółtymi znakami na wschód, maszerując spokojnym krokiem polną drogą. Przez chwilkę towarzyszą nam niebieskie znaki, które niebawem skręcają na zarośniętą ścieżkę prowadząca na polsko-słowacki grzbiet graniczny. Oddalamy się od wojewódzkiej drogi nr 977.
Mijamy pasącego się konia, który na nasz widok przerywa ucztę i spogląda na nas z zadziwieniem, bo widok turystów na tych dzikich terenach, czy w ogóle widok kilkunastu osób naraz nie jest tu codziennością. W oddali widać stado pasących się krów. Wkrótce jednak dochodzimy do lasu. Spoglądamy ostatni raz za siebie na piękną panoramę doliny, za którą wznoszą się Beskidek i Jaworzyna Konieczniańska.
Idziemy dalej tą samą szeroką drogą, ale już przez las. Lekko wznosi się po grzbiecie Łysej Góry. Po dwudziestu paru minutach zaczynamy schodzić w dół do doliny Wisłoki. Nie mija dużo czasu, gdy z naszej drogi odsłaniają się szersze plenery. Pojawiają drzewa liściaste. Wtem przed nami pojawia się dolina, gdzie jeszcze 64 lata temu żyła Radocyna, posiadająca prawie 500 mieszkańców. Widać w niej tylko jeden budynek, w którym kiedyś mieściła się szkoła. Utrzymał się on dzięki dwóm rodzinom łemkowskim, które w latach 50-tych powróciły do Radocyny i zamieszkały w nim do roku 1973.
Dolina wsi Radocyna. |
Schodzimy do doliny przez którą przechodzi droga. Nasz żółty skręca na nią w lewo. Jednak kierujemy się na prawo w górę, gdzie można znaleźć ślady po cerkwi, cmentarzu parafialnym, resztki zabudowań wiejskich, a także cmentarz wojenny nr 43. Chwile zadumy przychodzą same. Nie pozwalają z tego miejsca odejść ot tak sobie. Patrząc na stare fotografie i rysunki przedstawiające dawną Radocynę trudno uwierzyć, że to wszystko wymarło. Pozostała po niej opustoszała, choć w dalszym ciągu piękna, malownicza dolina, z zarastającymi pozostałościami po dawnej wsi i dziczejącymi ogrodami.
Cmentarz wojenny nr 43 w Radocynie. |
Krzyż przy cmentarzach w Radocynie. |
Wracamy do skrzyżowania dróg i na żółty szlak. |
Drzwi do wsi Radocyna. |
Wracamy do skrzyżowania dróg i na żółty szlak. Idziemy drogą, przy której stały kiedyś radocyńskie chyże. Po chwili po prawej stronie drogi, wśród gęstej wysokiej trawy dostrzegamy drzwi. Podchodzimy do nich, czytamy co na nich zostało napisane:
Wsłuchaj się. Śpiewnie tu, mimo że nikogo nie ma.
Pozornie. (?)
Przekrocz próg Domu, spełniony pieśnią będziesz.
Tak to drzwi, które oczyma wyobraźni prowadzą do dawnego świata. Uchylamy je i spoglądamy: droga, mijają się ludzie... pozdrawiają się... po chwili słychać pieśń, a w powietrzu daje się wyczuć woń dymu niesionego znad płonącego ogniska. Stajemy na progu, a dzięki temu dostrzegamy ciąg łemkowskich chyży po jednej i drugiej stronie drogi, która jeszcze przed chwilą wydawała się nam pusta. Ponad strzechami chyży błyszczą w słońcu kopuły cerkwi. Na wzgórzach zaorane pola i sady z dojrzałymi owocami. To obraz zwyczajnego życia ludności łemkowskiej.
Radocyna 1945 r. (Dmytro Solynko). |
Radocyna - Dom 1935 r. (fot. S.Leszczycki, fotografia ilustrująca informację zamieszczoną na drzwiach do Radocyny). |
Po chwili zamykamy tajemnicze drzwi i wracamy na szlak. Idziemy dalej w dół doliny, mijając kilka samotnych krzyży i kapliczkę. O godzinie 12.15 docieramy do rozwidlenia dróg. Bez względu którą drogę teraz wybierzemy, każda z nich doprowadzi nas do kolejnej nieistniejącej wsi. Idąc w dalszym ciągu na północ żółtym szlakiem dotrzemy do Nieznajowej, a skręcając na drogę w lewo czarne znaki ścieżki spacerowej doprowadzą nas do wsi Lipna. I dokąd mamy iść? Nie zaprzątajmy sobie teraz tym głowy. Siądźmy na chwilę, odpocznijmy przy bufecie znajdującego się tu Ośrodka Szkoleniowo-Wypoczynkowego „Radocyna”. Tak nam mija 40 minut.
Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy „Radocyna”. |
Zakładamy plecaki i wędrujemy dalej. Zmieniamy kierunek wędrówki i idziemy na zachód do wsi Lipna, do której prowadzi bita droga. Unikamy tym samym błotnistych ścieżek, bo pogodę mamy dziś dżdżystą.
O godzinie 13.25 docieramy do drewnianego znaku wskazującego na miejsce pamięci odległe od drogi o 300 metrów. Idziemy tam, przedzierając się przez chaszcze, podmokłą ścieżką. To kolejne dzieło Dušana Jurkoviča – cmentarz wojenny z okresu I wojny światowej nr 45. Poniżej niego drugi cmentarz łemkowskiej wsi Lipna wysiedlonej stąd w roku 1945. Widok ten wprowadza nas w smutną zadumę. Szkoda, że miejsce to sprawia wrażenie zapomnianego.
Cmentarz wojenny nr 45 w Lipnej. |
Cmentarz łemkowskiej wsi Lipna |
Na ścieżce dojściowej do cmentarza w Lipnej. |
Na drogę wracamy o godzinie 13.40. Niecałe 5 minut później stajemy przed drzwiami do wsi Lipna. Pisze na nich:
To co istotne ukryte gdzieś. Przekrocz próg Domu. Koło pieca szukaj.
Tam życiodajne źródło jest.
Cóż tym razem zobaczymy przez nie - otwieramy je...
Drzwi do Lipnej. |
Czerwieniejące słońce chyli się za wzgórze. Przy drodze stoi kobieta ubrana w lnianą koszulę i kwiecisty gorset oraz zmarszczoną w pasie spódnicę. Jej upięta fryzura przykryta jest płytką czapeczką z wzorzystego perkalu. Spogląda na drugą stronę drogi, gdzie nad wsią góruje drewniana cerkiew. To stamtąd dobiega gwar bawiących się dzieci... Ech, żal ściska serce... chyba lepiej już przymknąć te drzwi. Chodźmy dalej.
Drzwi do Lipnej. |
Ślady po Lipnej jeszcze nas nie opuszczają. Mijamy drzewa owocowe, znów przydrożne krzyże i odremontowana murowana kapliczka. To tu znajdował się kiedyś górny kraniec wsi Lipna.
Kapliczka stojąca w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się górny kraniec wsi Lipna. |
Czas powrócić do Zdyni. Maszerujemy dalej już bez oznaczeń szlaku, utwardzoną asfaltem i kamieniami drogą. Po godzinie przechodzimy obok miejsca „Watry Łemkowskiej”. Festiwal ten jeszcze trwa, ale to już jego ostatni dzień. Żegnamy się ze Zdynią i łemkowskim światem; ze stronami które milczeniem opowiadają swoją nie tak zamierzchłą historię. Czy tu powrócimy?... Zapewne tak.
Do zobaczenia!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz