Przyroda tatrzańska tego roku nieco dłużej zimuje. Ostatnie lata przyzwyczaiły nas do tego, że pierwsze zwiastuny wiosny w Tatrach pojawiały się na przełomie marca i kwietnia. Inaczej jest w tym roku i ostatnie dnie uczą większej cierpliwości i wytrwałości w tym względzie. Przyroda jednakże potrafi odwdzięczyć się pięknem każdemu, kto potrafi dobrze ją obserwować, również wówczas gdy tkwi jeszcze w zimowym letargu. Tym cierpliwym i wytrwałym może ukazać moment rzeczywistego wiosennego przebudzenia, który znacznie trudniej przeoczyć od czasu, kiedy rozkwita już pełnią fioletowego szaleństwa na pasterskich polanach. To pierwsze mgnienie wiosny jest bowiem jak mrugnięcie oka, przed którym dolina jest jeszcze biała, a po którym śnieżną pierzynę nagle przebijają jak pociski pierwsze krokusy. Parę dni temu niektóre z nich odważnie próbowały już to zrobić, ale halne polany niespodziewanie znów nakrył śnieg. To jednak silne i odporne roślinki, i mają swoje sposoby, aby przetrwać w takich sytuacjach. Stuliły się ponownie pod białą otuliną, ale już nie przysypiały tak mocno jak wcześniej, wiedząc, że ciepłe promyki słońca szybko powrócą. Te niezwykłe rośliny są do tego przystosowane, aby przetrwać nawroty zimy. Wiosna zrobiła już pierwszy oddech i jest tuż, tuż.
TRASA:
Siwa Polana (912 m n.p.m.)
Polana Huciska
Polana Trzydniówka
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148 m n.p.m.)
Grześ (słow.
Lúčna, 1653 m n.p.m.)
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej (1148 m n.p.m.)
Polana Trzydniówka
Polana Huciska
Siwa Polana (912 m n.p.m.)
Pojawiły się już na Podhalu i w Gorcach, i w innych miejscach. Widzieliśmy wiele razy ich dywany uśmiechające się do słońca, a nawet soczyście lśniącą w kroplach wiosennego deszczu. Dzisiaj idziemy w poszukiwaniu pierwszych symptomów totalnego przebudzenia, przemierzając dolinę ogarniętą jeszcze poranną sennością. O godzinie 7.20 wchodzimy na Siwą Polanę. Zdaje się, że kolejny góralski domek stanął na niej i nowy góralski kramik stanął przy szlaku, lecz mimo tego dolina ta niezmiennie cieszy nas jak co roku, choć nie będziemy ukrywać, że jest nieco nużąca ze względu na długość. Cóż się jednak dziwić, wszak ma aż 9 kilometrów długości, z których pokonać musimy ponad 7 kilometrów, aby dotrzeć do schroniska, z czego przez wiele czasu szlak wiedzie lasem. Wspólnota Ośmiu Uprawnionych Wsi, do których należy ta dolina, pod nadzorem Tatrzańskiego Parku Narodowego prowadzi w niej kontrolowaną wycinkę drzew. I nawet, gdy od czasu do czasu niepokorne wichry potrafią powalić tutejsze połacie lasu, ten wciąż towarzyszy nam przez większą część drogi.
Jednak nim wejdziemy do niego, jak już wspomnieliśmy, najpierw przecinamy Siwą Polanę. To tutaj zawsze witały nas pierwsze krokusy, stulone w chłodzie poranka. Słońce jeszcze jest nisko nad horyzontem, a unieść się musi ponad główną grań Tatr, aby dotrzeć promieniami tutaj, na północną stronę.
|
|
Pierwsze napotkane gromady krokusów na Siwej Polanie.
|
Podążamy zatem na południe. Dolina zacieśnia się i z prawej zbliża się do nas Chochołowski Potok, a z lewej ściana lasu, przy której biegnie zielony szlak od wylotu Doliny Lejowej. Po niedługim czasie z prawej ponad potokiem pokazują się nam wystrzeliwujące 100 metrów ponad dno doliny iglice Siwiańskich Turni. Wielbiciele wspinaczki znają je z trudnych dróg wspinaczkowych prowadzących przez widoczne przewieszenia skał, ale obecnie uprawianie wspinaczki nie jest na nich dozwolone ze względu na ochronę przyrody. Co ciekawe, choć w okolicy dominują lasy świerkowe, tam przy tych skałach rośnie największe w polskich Tatrach skupisko sosny zwyczajnej. Ponadto występuje rzadki w Polsce gatunek sosny drzewokosej. Grzbietem od Siwiańskich Turni biegnie granica polsko-słowacka. Stanowi one też Wielki Europejski Dział Wodny między zlewniami Morza Czarnego i Bałtyku.
|
Siwiańskie Turnie. |
|
Dolina Chochołowska.
|
Podążamy dalej w górę doliny. Dobiega do nas odgłos przelewającego się Chochołowskiego Potoku. Obecnie jego poziom i rwistość jest większa niż zazwyczaj, gdyż przejmuje wody topniejącego w górach śniegu. Z pewnością uspokoi się, gdy tylko górskie hale zazielenią się. Nasz szlak prowadzi drogą asfaltową, aż do Polany Huciska, na którą docieramy o godzinie 8.20. Dalej mamy drogę szutrową. Myśl jednak przechodzi taka, aby na chwilkę zatrzymać się tutaj. To tradycyjne miejsce odpoczynku turystów zmierzających na Polanę Chochołowską i w wyższe partie gór. Do 1997 roku można było dojechać tutaj samochodem. Na Polanie Huciska znajdował się wówczas parking dla samochodów osobowych. Obecnie dojeżdża tutaj jedynie kolejka turystyczna „Rakoń”. Samochodem zaś można dojechać najdalej do Siwej Polany, skąd maszerujemy. Nazwa polany pochodzi od działającej dawniej niedużej huty rud żelaza, które wydobywano w Huciańskich Baniach (tak nazywano kopalnię w stokach wznoszącej się na polaną Klinowej Czuby). Głównym odbiorcą rud żelaza pozyskiwanych z Tatr były jednak Kuźnice, do którego urobek wożono Drogą pod Reglami. Droga ta stanowiła wówczas połączenie ośrodków hutniczych i zwana była Żelazną Drogą. Dzisiaj wiedzie nią szlak turystyczny łączący wyloty dolin tatrzańskich.
|
Resztki po Schronisku Bukowskich. W tle Klinowa Czuba.
|
Na Polanie Huciska stoi bacówka, w której podczas sezonu wypasowego można skosztować owczych produktów. W Dolinie Chochołowskiej wypas owiec podtrzymywany jest w postaci wypasu kulturowego, który powstrzymuje zarastanie polan, a zarazem utrzymuje typową dla nich florę przed wyginięciem. Wcześniej, gdy gospodarka pasterska była w Tatrach powszechna stały tutaj szałasy pasterskie. Przed wojną stało tu również schronisko prowadzone przez gazdę z Ratułowa zwane Schroniskiem Bukowskich, gdyż gazda ów nazywał się Kostuś Bukowski. W styczniu 1945 roku spalone zostało przez oddziały niemieckie, które zrobiły to mordując jednocześnie jego nadzorcę. Spalone zostały przez nich inne schroniska działające wyżej w dolinie: Schronisko Blaszyńskich oraz Schronisko na Polanie Chochołowskiej. W ten sposób chcieli zniszczyć możliwość schronienia się oddziałom partyzanckim. Po Schronisku Bukowskich zostały jedynie resztki fundamentów, które czasami mylnie brane są jako resztki dawnej huty.
|
Bacówka na Polanie Huciska.
|
Po przerwie czas iść dalej. Zwalniamy ławeczki i wnet wchodzimy w jedno z dwóch przewężeń doliny, mających charakter skalnych bram. Niżnia Brama Chochołowska to dolomitowe skalne wrota, która wprowadzają nas bardziej urozmaicony odcinek doliny. Od lewej bramę tą tworzy tzw. Skała Kmietowicza, nazwana tak na cześć księdza Józefa Leopolda Kmietowicza, jednego z głównych organizatorów Powstania Chochołowskiego z 1846 roku przeciwko uciskowi dworskiemu i władzom austriackim. Powstanie to trwało bardzo krótko, od 21 lutego do 23 lutego, stłumione przez Austriaków przy wsparciu górali z Czarnego Dunajca. Stąd też w Chochołowie przy głównej szosie można zobaczyć figurę św. Nepomucena wzniesioną ku pamięci Powstania Chochołowego ustawioną tyłem do wsi Czarny Dunajec. Uważnym wzrokiem śledząc powierzchnię Skały Kmietowicza znajdziemy nie tylko tablicę upamiętniającą księdza Kmietowicza, ale również wmurowany medalion upamiętniający pierwszą papieską wizytę w dolinie papieża Jana Pawła II w czerwcu 1983 roku. I nie jest to pierwsza i ostatnia papieska pamiątka w dolinie. Gdy zaczynaliśmy tą wędrówkę na Siwej Polanie mijaliśmy krzyż upamiętniający miejsce lądowania papieskiego śmigłowca (szerzej o tym pisaliśmy
MSP TW-07, etap 1: Kiry - Dolina Jarząbcza). W skale widoczne są też dwa łatwo dostępne schrony - dwie niewielkie jaskinie: Schron w Skale Kmietowicza I mający 4,7 m długości i Schron w Skale Kmietowicza II mający 7,2 m długości.
|
Niżnia Chochołowska Brama.
|
Zaraz za Skałą Kmietowicza mamy niezwykłe wywierzysko, zwane Wywierzyskiem Chochołowskim. Jest wyjątkowo duże i wypływa z niego Chochołowski Potok. Nie jest jednakże jego źródłem, choć niekiedy zwanej jest też Źródłem Chochołowskim. Co prawda przez około 1,5 kilometra dalszej drogi Chochołowski Potok wyraźnie traci część swoich wód powierzchniowych, które przy Wyżniej Bramie Chochołowskiej zanikają w ponorach. Przepływają stamtąd skrycie podziemnymi szczelinami, lawirując przez podziemny system krasowych jaskiń. Na podstawie barwienia wód stwierdzono, że podziemna ich droga musi być bardzo długa i kręta, gdyż potrzebują one aż 40 godzin, aby z powrotem pojawić się na powierzchni w Wywierzysku Chochołowskim. Dawniej wywierzysko to było głębsze, lecz góral spłycili je wrzucają do niego kamienie i kłody drzew, aby w ten sposób zapobiec topieniu się w nim bydła. Obecnie ma głębokość dochodzącą do około 1,5 metra.
|
|
Wywierzysko Chochołowskie.
|
|
Wypływ z Wywierzyska Chochołowskiego.
|
Za Niżnią Bramą Chochołowską mamy niedużą Polanę pod Jaworki, a na niej po prawej przy potoku stoją dwa szałasy pasterskie. Jeden większy, drugi mniejszy. Są to budynki uznane za zabytkowe, podobnie jak kilka innych w dolinie - ślady z pasterskiej przeszłości Tatr, która stworzyła ich wspaniały krajobraz, lecz później w wyniku zbytniej intensyfikacji miała też skutek niszczący na ich przyrodę. Przypominają się tutaj słowa „Est modus in rebus”, czyli „We wszystkim zachowaj umiar“ — jakie powiedział rzymski poeta Horacy. Krajobraz gór bez owiec i pasterstwa nie jest dzisiaj naturalny, gdyż zbyt silne związki długo łączyły góry i pasterstwo.
|
Szałasy pasterskie na Polanie pod Jaworki.
|
Droga nasza wciąż z niewielkim nachyleniem zagłębia się w dolinie. Znajdujemy się na wysokości nieco ponad 1000 m n.p.m. Przechodząc Polanę pod Jaworki mijamy charakterystyczne wapienie sterczące przy drodze. Podążamy blisko koryta Chochołowskiego Potoku. Dolina jest ciaśniejsza niż na samym początku i po pewnym czasie zacieśnia się jeszcze bardziej, gdy dochodzimy do Wyżniej Bramy Chochołowskiej. Wyżnią Bramę Chochołowską zwaną „pod Zawiesistą” budują dolomitowe skały ścieśniających się masywów Bobrowca z prawej i Kominiarskiego Wierchu z lewej. Całkiem możliwe, że kiedyś te masywy tworzyły jeden, który z czasem został rozcięty przez wartki potok, nazwany dzisiaj Chochołowskim Potokiem. Ta część doliny, którą mamy za sobą tworzyły zjawiska krasowe, które rzeźbiły skały osadowe powstałe na dnie płytkiego morza, które niegdyś zalewały te tereny. Inne pochodzenie geologiczne maja wyższa część doliny, zbudowana ze skał krystalicznych. Tutaj w okolicy Wyżniej Chochołowskiej Bramy wody wciąż rzeźbią, odnajdując różne drogi swojego spływu .Tryskają z tych skał trzy źródła krasowe zasilające Chochołowski Potok, który jednocześnie traci też tutaj część swych powierzchniowych wód w ponorach. Znaczna część jego wód ginie w Jaskini Rybiej i płyną dalej podziemnymi korytarzami. Z tego względu w lecie powierzchniowe wody potoku ubożeją tutaj nawet o 60%. Dzisiaj potok ma dużą moc, bo zasilają go wody topniejącego w górach śniegu. Wiosna rozgrzewa, aby wkrótce ukazać zieleń hal i kosówek, które są jeszcze nakryte śniegiem.
|
Przed Wyżnią Chochołowską Bramą.
|
|
Wyżnia Chochołowska Brama.
|
Za Wyżnią Chochołowska Bramą po prawej stoi drewniany dom, utrzymany w stylu typowym dla zakopiańszczyzny. Jest to niegdysiejsze Schronisko Blaszyńskich pod Zawiesistą. Powstało w 1937 roku zbudowane przez Jana Blaszyńskiego Dudka i jego żonę Karolinę. Pierwszy budynek był niedużym bufetem dla turystów wędrujących w stronę grani Tatr lub wracających stamtąd. Spalone zostało przez oddziały niemieckie 4 stycznia 1945 roku wraz ze Schroniskiem Bukowskich na Polanie Huciska i Schronisko na Polanie Chochołowskiej. Rodzina Blaszyńskich odbudowała schronisko jeszcze tego samego roku, stawiając je w pobliżu zgliszczy poprzedniego, lecz długo nie przetrwało. Znów zostało spalone, tym razem podczas akcji oddziałów partyzanckich Józefa Kurasia „Ognia. Niezłomni Blaszyńscy ponownie odbudowali schronisko w marcu 1946 roku, budując je w miejscu, w którym stoi do dzisiaj. Oferowało ono noclegi i kuchnię dla turystów. Funkcjonowało do 1974 roku. Po jego zamknięciu władze wykupiły go od właścicieli na rzecz parku narodowego. Obecnie mieszka w nim pracownik leśny TPN.
|
Leśniczówka TPN (dawne Schronisko Blaszyńskich).
|
Tymczasem przed nami dolina rozwidla się. Na lewo odchodzi odnoga Doliny Starorobociańskiej. Już na jej początku widać, że przez ostatnie lata odmieniła swój wygląd za sprawą kornika drukarza. widać to na zboczach otwierających wejście do doliny ogołoconej z lasu. Nas jednak interesuje dzisiaj dalsza część Doliny Chochołowskiej, która od Wyżniej Chochołowskiej Bramy niewiele rozszerza się. Droga nasza nieco podrywa się w górę i wspina się ponad łożysko Chochołowskiego Potoku, który niebawem zostawiamy nisko pod nami. To najtrudniejszy moment dla maszerujących na Polanę Chochołowską, podobnie jak fragment dalej, podczas którego droga obniża się do przecięcia z Chochołowskim Potokiem. Na szczęście jest tutaj zbudowany mostek, ale często o tej porze roku z rana zmagać trzeba się ze ślizgawicą, a po południu z miazgami mokrego śniegu.
Zaraz za przecięciem szlaku z Chochołowskim Potokiem dolina znacznie rozszerza się. Las ustępuje odsłaniają rozległą polanę, na której stoją dość liczne stare szałasy pasterskie. Jest godzina 9.05. Ktoś, kto pierwszy raz wstępuje tutaj, zwykle pokonuje tą część drogi najwolniej zauroczony pejzażem Polany Chochołowskiej otoczonej zewsząd urozmaiconymi formami wzniesień. W głębi przed nami widoczne są silnie jeszcze ośnieżone grzbiety grani głównej Tatr z Jarząbczym Wierchem i Łopatą, które sterczą nad boczną odnogą Doliny Chochołowską - Doliną Jarząbczą. To właśnie w Dolinie Jarząbczej znajdują się słynne Jarząbcze Szałasiska, do których powędrował w czerwcu 1983 roku papież Jan Paweł II, zwany tutaj Białym Pielgrzymem. Na prawo od wymienionych szczytów wznoszą się bardziej kopulaste wierzchołki Wołowca i Rakonia. Od Rakonia odchodzi boczna grań, która wpierw podnosi się Długim Upłazem (1632 m n.p.m.), a następnie wznosi jeszcze wyżej tworząc szczyt Grzesia (1653 m n.p.m.). Idąc dalej za nami pokazują się nam niezwykle okazałe masywy Kominiarskiego Wierchu i Bobrowca z niezwykłymi Chochołowskimi Mnichami stojącymi na podwierzchołkowych zboczach.
|
Chochołowski Potok w pobliżu Polany Chochołowskiej.
|
Mijamy kolejne szałasy i odejście ścieżki prowadzącej w górne partie polany, gdzie stoi niewielka drewniana Kaplica św. Jana Chrzciciela. Postawili ją sobie pasterze, bodajże w latach 50-tych XX wieku, którzy do najbliższej wsi znajdującej się u wylotu doliny mieli stąd ponad 7 km (tyle właśnie przeszliśmy). Kapliczka zastępowała im odległy kościół. Zasłynęła ona później w filmie Jerzego Passendorfera „Janosik” realizowanego w latach 1973-74. Pamiętamy z tego serialu (jak również z jego kinowej ekranizacji) sceny ślubu Maryny i Janosika. Otóż ujęcia w wewnątrz świątyni były kręcone w kościółku stojącym w Dębnie, lecz ujęcia na zewnątrz kręcono właśnie tutaj, przy tej wyraźnie mniejszej kaplicy, ale w otoczeniu wspaniale prezentujących się tatrzańskich grzbietów. To niezwykłe jak na filmie trudno jest dostrzec, że są to zupełnie odmienne obiekty, zarówno w odniesieniu do bryły i wielkości, ale jest to magia kina.
|
Wchodzimy na Polanę Chochołowską.
|
|
Ścieżka do Kaplicy Jana Chrzciciela na Polanie Chochołowskiej.
|
|
Kaplica Jana Chrzciciela na Polanie Chochołowskiej.
|
|
Jeden z szałasów pasterskich na Polanie Chochołowskiej.
|
Po minięciu ścieżki do Kaplicy Jana Chrzciciela przechodzimy obok kolejnych zabytkowych szałasów pasterskich, ale jednym z nich ktoś jest. Wspaniały zapach wędzonych serów płynie do nas z jego wnętrza, uwodzi i zaciąga nas w jego progi. Gospodyni zaprasza – Przysiadnijcie sobie na tych pnioczkach jak chcecie. Zrzucamy plecaki, stawiamy w rogu na skraju werandy szałasu. Wyciągamy herbatę, bo żętycy jeszcze nie ma mają. Sezon wypasowy jeszcze się nie zaczął, ale mają gołki i redy kołki. Krowy wspierają owieczki swoim mlekiem na produkcję tych specjałów. Gospodyni częstuje nas redykołkami. To pyszności, ale nie najadamy się zbytnio, aby brzuchy nie stały się zbyt ciężkie. Czeka nas jeszcze wyzwanie, a wędrówka nasza tutaj się nie kończy. Opuszczamy szałas, który zasłynął 23 czerwca 1983 roku. Tak, już pewnie każdy domyślą się, iż przed chwilą byliśmy w szałasie Galów, w którego progach gościł tamtego dnia Biały Pielgrzym. Z pewnością jeszcze dzisiaj zagościmy w jakiejś bacówce, a tymczasem podążamy dalej.
|
|
W Bacówce Galów (fot. Monika Blatkiewicz).
|
Prawie cała Polana Chochołowska nakryta jest jeszcze śniegiem. Jego warstwa nie jest już duża, kilka, co najwyżej kilkanaście centymetrów. Pierwsze tatrzańskie zwiastuny wiosny czujnie drzemią pod nim oczekując jednoznacznego sygnału. Pod niektórymi świerkam zjawili się już zwiadowcy. Rozglądają się wokół i zastanawiają, czy to już ten moment, czy to właśnie teraz dać sygnał do wiosennej pobudki. Może sobie myślą, że to może jeszcze nie ta chwila, bo dlaczegóż tak mało ludzi dzisiaj. Przecież, gdy nadchodzi ten moment jest ich tutaj cała chmara. Jednak to nie ludzie są wyznacznikiem początku wiosny. Od zarania dziejów ludzkości, to ludzie dostosowywali się do rytmu przyrody, i mimo, że niektórzy współcześni myślą, że można inaczej, to przyroda wie sama najlepiej, kiedy jest najlepsza pora, aby rozkwitnąć.
|
|
Krokusy przebijają się przez śnieg.
|
|
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej.
|
Przechodzimy obok Schroniska PTTK na Polanie Chochołowskiej zostawiając na nim jedynie spojrzenie, nie dając się skusić małą ilością turystów przy nim i niedużą kolejką do „okienka życia”, gdzie można zakupić przysmak chochołowski, czyli jedną z najlepszych tatrzańskich szarlotek. Obchodzimy się smakiem i zaczynamy kierować się na zachód do leśnej ścieżki. Ta wkrótce wiedzie nas żlebem, dzieląc swój bieg ze strumieniem podcinającym od spodu śnieg. W ten sposób drąży pod nim kanał i próbuje znieść go niżej, bądź od razu zniszczyć, aby dać przestrzeń dla rozwinięcia się roślinności. Zapewne w pierwszym wiosennym natarciu pojawią się tutaj lepiężniki, uwielbiające takie wilgotne i zacienione miejsca. Jednak o dziwo niebawem plener ten zmienia się. Wchodzimy na zbocze pozbawione lasu (a pamiętamy, że kilka lat temu rósł tutaj). Czyżby i tutaj zadomowił się kornik drukarz? Leśne przerzedzenia odsłaniają nam widoki na pobliskie grzbiety i szczyty. Zachwyty nimi spowalniają męczący marsz w górę. To i dobrze dla złapania oddechu, bo po zimie człowiek jakiś słabszy jest i bardziej zmęczony. Po niespełna 30 minutach podchodzenia mamy pierwszy zakos w lewo. Wkrótce wchodzimy z powrotem na zalesione zbocze, a ścieżka prowadzi nas zdecydowane mniej forsownie, przechodząc w zdecydowany trawers stromego stoku. Być może w połowie tego trawersu z mijamy ładną drewnianą kapliczkę umieszczoną po lewej na konarze drzewa. Po jakimś niedługim czasie dochodzimy do drugiego zakosu, gdzie ścieżka skręca ostro w prawo. Stąd już niedaleko mamy do otwartych przestrzeni, las niebawem kończy się. Po około godzinie marszu od Schroniska na Polanie Chochołowskiej wychodzimy z lasu. Paręnaście metrów dzieli nas od grzbietu, na którym skręcamy w lewo i kontynuujemy podejście na szczyt, który jest na wyciągniecie ręki, choć w dalszym ciągu nie jest dla nas widoczny. Poprzedza go wybrzuszenie, które zasłania nam szczyt. W miarę pokonywania zbocza rozszerza się nam wokół panorama.
|
Widok na Kominiarski Wierch.
|
|
Kominiarski Wierch z leśnych prześwitów.
|
|
Szlak na Grzesia. |
|
|
Zbocze pozbawione lasu.
|
|
Za nami widoczny Bobrowiec.
|
|
Kapliczka przy szlaku.
|
Godzina 11.40. Grześ (słow. Lúčna; 1653 m) zmęczył nas dzisiaj trochę, być może za sprawą wysokiej temperatury, ale generalnie jest to łatwy szczyt do zdobycia. To szczyt niezwykle widokowy, obejmujący Tatry Zachodnie, ale częściowo również Tatry Wysokie. Widoczne są stąd w dużej rozpiętości Beskidy. Zajmujemy miejsca z widokiem na szczyty otaczające jedną z najpiękniejszych dolin – Dolinę Rohacką. Od tej fenomenalnie uformowanej grani zawsze trudno jest nam oderwać wzrok. Dołem biegnie do niej nisko grzbiet Długiego Upłazu z rozchodzoną arterią prowadzącą na Rakoń. Grześ, Długi Upłaz, Rakoń, czy znajdujące się dalej na wschodzie szczyty Wołowca, Łopaty, Jarząbczego Wierchu, Kończystego Wierchu, Starorobociańskiego Wierchu itd. dzielimy ze Słowacją. Przebiega przez nie granica polsko-słowacka . Na wschodzie sterczy pociągający, ale niedostępny dla ruchu turystycznego masyw Osobitej. Bardziej na północ wznosi się grzbiet Babiej Góry, ośnieżony niczym wulkan oblany lawą. Przed nim faluje Beskid Orawsko-Podhalański. Przerzucamy wzrokiem zupełnie na północ, gdzie za pobliskim Bobrowcem chowa się grzbiet Gorców z widocznym rozłożystym Turbaczem. Na wschodzie kolejne mnóstwo tatrzańskich szczytów: Kominiarski Wierch, kawałek Czerwonych Wierchów, Świnica i Miedziane, Krywań, i niedaleki grzbiet Ornaku okryty wyjątkowo lśniącym w blasku słońca śniegiem. Cudownie.
|
Na szczycie Grzesia (fot. Alicja Gilewska).
|
|
Romantycznie. Przed nami szczyty z otoczenia Doliny Rohackiej (fot. Monika Blatkiewicz).
|
|
Panorama z Grzesia.
|
|
Panorama w stronę Babiej Góry i Pasma Policy
|
|
Widok na Bobrowiec. W dali za Bobrowce widoczne jest Pilsko.
|
O godzinie 12.30 zaczynamy schodzić ze szczytu, choć idzie nam z tym trochę ospale, ociężale, po prosty niechętnie. Tak wspaniale nas Grześ dzisiaj gościł, że trudno się z nim rozstać. Stał się ona klasykiem i tradycją naszych wczesnowiosennych tatrzańskich wędrówek. Niejako otwierają nam wejście ku wiosennym Tatrom. Leży w nich jeszcze mnóstwo śniegu, ale wiosnę czuć już soczyście w powietrzu grzanym intensywnymi promieniami słońca. Wchłaniamy jak najwięcej tego powietrza w siebie, a być może i przez to czujemy się teraz jakby uskrzydleni. Lekko, lecz nie dlatego, że z plecaka zniknęły zjedzone na szczycie kanapki, ani nie dlatego, że odpoczywaliśmy na nim długi czas. Lekkość ta płynie z naszej nieznanej głębi i witalności pobudzonej nieskazitelnym pięknem. Obielone Tatry wyglądają tak wspaniale, niewinnie i błogo. Za niedługo jednak zupełnie i ubarwią je granity i dolomity, kosówki i hale pełne górskich kwiatów. Zjawi się wówczas nad nimi owadzia arystokracja - trzmiele, pszczoły i barwne uskrzydlone motyle, która zadba o ich przetrwanie. A my wtedy będziemy brać kolejne orzeźwiające oddechy.
Śnieg jest zdecydowanie bardziej grząski niż przed południem. Zakosami opuszczamy Grzesia. Żleb wyraziście pozbył się części śniegu i jest w nim mokro. Minęło tak niewiele czasu, a taka duża zmiana. Wpadamy na Polanę Chochołowską i widzimy na niej również zmiany. Barwa śniegu wciąż na niej przeważa, ale pojawiło się na nim wiele trawiasty dziur, a w górnej części odsłonięte są większe połacie. Podchodzimy tam bliżej i cóż tam widzimy. Są! Przebijają się jeden po drugim, przez śnieg, przez mokre trawy pierwsze zwiastuny wiosny. W niektórych miejscach tworzą silniejsze zgrupowania – już nie dadzą za wygraną zimie. Gdzieniegdzie widoczne są ich pierwsze mrowia, niektóre z uśmiechem otwierające się ku słońcu, inne jeszcze zbite w ostry pąk, ale z pewnością już tylko na chwilę. One też za moment rozchylą swoje fioletowe płatki i odsłonią to co skrywają w środku.
|
|
W górnej części Polany Chochołowskiej.
|
Och, a tu już nam wracać trzeba, niestety. Jak ten dzień szybko mija, i szkoda, że w schronisku nie można zostać, aby przedłużyć ten spektakl przyrody. Zobaczyliśmy tylko pierwsze tchnienie wiosny w Tatrach, tylko jej pierwszy oddech, pierwsze łany chochołowskich krokusów, a już wracać musimy. Wiosna! Wiosna! Wiosna! I choć z pewnością śnieg jeszcze będzie chciał zagłuszyć jej nadejście, z pełnym przekonaniem obwieszczamy, że wiosna w Tatrach już zagościła.
|
Mnichy Chochołowskie.
|
|
|
Pożegnanie z Polaną Chochołowską
|
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz