Pogoda jakaś paskudna się zrobiła, mży i zaciąga chłodem. Cóż nas zatem ciągnie w Bieszczady. Najpewniej zniechęcenie do stagnacji, wszak czas biegnie do przodu, bez względu na to czy stoimy, czy idziemy. Nie ma co odkładać tej wędrówki na czas późniejszy, bo dzięki temu w czasie późniejszym odbędziemy kolejną. Nie jest jednak tak źle, jakby się zdawało. Tam trochę wyżej będzie ciekawiej, bo to jeden z najdzikszych bieszczadzkich masywów.
TRASA:
Żubracze (633 m n.p.m.)
Szymowa Hyrlata (1103 m n.p.m.)
Rosocha (1085 m n.p.m.)
Pilnik (943 m n.p.m.)
Roztoki Górne (685 m n.p.m.)
OPIS:
Zaczynamy o godzinie 9.40 przy szutrowej drodze odchodzącej ku źródłom Solinki, znanej bieszczadzkiej rzeczki. Są to tereny wsi Żubracze, lokowanej przed rokiem 1552 na prawie wołoskim w dobrach Balów...
„...Jest ostatnią wsią pod samym Beskidem. Leży w tak nieprzystępnym wertepie i pomiędzy tak ogromnymi borami, że jeszcze dziś można by tego nazwać odważnym, kto by sobie ją obrał na stałe zamieszkanie” - pisał o Żubraczem znany XIX-wieczny powieściopisarz Zygmunt Kaczkowski, z którym zetknęliśmy się dwa dni temu podczas wędrówki na Łopiennik.
Po wojnie wieś Żubracze została wysiedlona, a potem w 1946 roku kompletnie spalona przez UPA. Obecnie wieś nie ma nawet połowy mieszkańców z liczby przedwojennych. Nie leży też na nieprzystępnym wertepie, dzięki wybudowanej drodze wojewódzkiej nr 897, czyli tzw. bieszczadzkiej obwodnicy.
|
Widok na Matragonę. |
Idziemy utwardzoną drogą w dolinę rozdzielającą masyw Hyrlatej od masywu Matragony, w górę Solinki. Jej źródła znajdują się na południowych stokach Rosochy leżącej w masywie Hyrlatej, na wysokości ok. 1000 m n.p.m. Oba masywy, Hyrlatej i Matragony przywdziane są czapami chmur. Nie dość że same w sobie są tajemnicze, to jeszcze próbują skryć się przed naszymi oczyma. Przed dziesiątą dochodzimy do miejsca, gdzie znakowany szlak schodzi z gruntowej drogi na lewo na stok Hyrlatej. Pnie się ostro, wspinamy się intensywnie, aczkolwiek bez pośpiechu, ale i tak robi się cieplej. Mżawka zanika wraz ze wzrostem wysokości, przechodzi w śnieżynki zabielające las. Pada śnieg.
|
Droga do Solinki z widokiem na masyw Hyrlatej. |
|
Podejście na masyw Hyrlatej |
|
Pierwsze śnieżynki zabielające las. |
|
Chwilka postoju i radość z bliskości piękna przyrody. |
Mija może ze czterdzieści minut od podejścia zbocza góry, gdy wyczuwalnie osiągamy grzbiet masywu. Grzbietowa droga łagodnie prowadzi w kierunku pierwszego wierzchołka. Biały opad choć rzadki, zakrywa dość szybko brunatne liście pokrywające leśne runo. Kto by pomyślał, że tak szybko zmianie ulegnie sceneria tej wycieczki. Pierwszy śnieg w Bieszczadach odmienia wizualną estetykę lasu.
O godzinie 11.05 mamy pierwszy wierzchołek Berdo (1042 m n.p.m.). Za nim jest też pierwsza polana, z pewnością widokowa, gdyby nie śnieżne chmury. Potem las bukowy, wyglądający na dość młody, bo buki jakieś nieduże, ale tak naprawdę to dorosłe osobniki, tylko karłowate. Takie są lasy na grzbiecie masywu, niskie drzewa, poskręcane i powyginane, walczące z surowymi warunkami tutaj panującymi. Za Berdem grzbiet góry pokryty jest w całości warstwą śniegu. Jest bielutko, trochę mgliście. Wiatr powiewa delikatny, momentami chłodny, może nawet mroźny. Jakaś dziecięca radość ogarnia nas z tej zimowej aury.
|
To już grzbiet masywu. |
|
Berdo (1042 m n.p.m.). |
|
Młodniki pośród karłowatych buczków. |
|
Przedziwny bukowy las. |
|
Niezwykły las. |
|
Wejście na polanę. |
|
Polana przed Zwornikiem (1083 m n.p.m.). |
|
Dzisiaj są na polanie tylko takie widoki, cudownie zimowe. |
Kolejny punkt wierzchołkowy Zwornik (1083 m n.p.m.) osiągamy o godzinie 11.40, nieznany na mapach, bo nie jest zaznaczany. Gdyby nie lokalny szlak GPS, to pewnie byśmy przeszli nie dowiadując się o jego istnieniu. Przy znakach szlaku pojawia się wykrzyknik. To znak, żeby zachować baczniejszą uwagę. Wchodzimy na rozległą polanę pokrywającą siodło przełęczy. Tu można łatwo szlak zgubić w taką mglistą pogodę. Ścieżka jest jednak wyraźna, obrośnięta gęstym borówczyskiem. Gdy napada więcej śniegu zniknie pod nim zarówno ścieżka i borówczysko, ale dzisiaj można iść bez obaw zagubienia drogi do lasu znajdującego się po drugiej stronie polany, a tak grzbiet podnosi się już ku najwyższej kulminacji masywu.
|
Zwornik (1083 m n.p.m.). |
|
Karłowate buki przed Wielką Polaną. |
|
Wielka Polana. |
|
Szlak przez Wielką Polanę. |
|
Przed wierzchołkiem Szymowej Hyrlatej. |
|
Ciąg polan przed Szymową Hyrlatą. |
Podejście wiedzie skrajem polan. Sam szczyt Szymowa Hyrlata (tak jest zwany w odróżnieniu od nazwy całego masywu) leży na granicy lasu i polany z widokami na pasmo graniczne ze Strybem, na którym byliśmy wczoraj. Nieopodal wierzchołka stoi metalowy krzyż z tabliczką, na której wyryto napis:
Chodźcie
dopóki macie światłość
aby was ciemność
nie ogarnęła
J 12,35
kwiecień-maj 2011 r.
|
Ostatnia polana przed szczytem |
|
Krzyż pod wierzchołkiem. |
|
Szczyt. |
|
Szymowa Hyrlata (1103 m n.p.m.). |
Godzina 12.00. Na szczycie Szymowej Hyrlatej (1103 m n.p.m.) skupia się 14 osób z końca grupy. Odpoczywamy kilka chwil. Kilkanaście minut po dwunastej zaczynamy schodzić na południowo-wschodnią stronę. Szlak prowadzi przez gęstą, karłowatą buczynę. Klimaty zimowe wzmagają się. Krajobraz, w szczególności na śródleśnych polanach przywodzi myśli o śnieżnobiałej zimie, jaka kiedyś nawiedzała nas rokrocznie i nie koniecznie trzeba było być w górach, aby jej doświadczyć. Śnieg skrzypi pod butami, choć temperatura oscyluje na granicy topnienia. Wysokie trawy przywdziały białe pióropusze. Mgły silniej ogarnęły okolicę i znów pada śnieg.
|
Na szczycie Hyrlatej. |
|
Opuszczamy szczyt. |
|
Mgły wzmagają się. |
|
Trawy przywdziały pióropusze. |
|
Podejście na Rosochę. |
|
Wychodzimy na polanę Rosochy. |
O godzinie 12.40 przecinamy polanę wierzchołkową Rosochy (1085 m n.p.m.). Schodzimy utrzymując kierunek marszu. Znów karłowaty las buków, jeszcze bardziej dziwacznie powykręcanych, powyginanych z fantazyjnym chaosem. Na zejściu z Rosochy trafia się też niezwykłe skupisko jaworów. W niektórych miejscach w zasięgu wzroku mamy nawet po kilkanaście okazów jednocześnie.
Szlak schodzi po dość stromym stoku. Około godziny 13.05 tuż pod wierzchołkiem Pilnik (943 m n.p.m.) szlak skręca 90 stopni w prawo. Dalej schodzimy ostro w dół. Na szlaku i w jego otoczeniu stopniowo ubywa bieli. Zanika śnieg i wyczuwamy co raz bardziej występującą grząskość na ścieżce, aby nie powiedzieć błoto. To zapewne wynika z wysokości na jakiej się znajdujemy, a jesteśmy już zdecydowanie niżej niż jeszcze niecałą godzinę temu.
|
Rosocha, polana wierzchołkowa. |
|
Rosocha (1085 m n.p.m.). |
|
Jawor. |
|
Jawory. |
|
Jawor z konarem pozbawionym wnętrzności pod szczytem Pilnika. |
Gdy nachylenie stoku zmniejsza się z boku przychodzi do nas leśna droga. Wydawać by się mogło, że będzie odtąd wygodniej, ale nad drodze zapanowała błotno-listna ślizgawica. Liście taplają się w błocie pod naciskiem naszych butów. O godzinie 13.35 wychodzimy z lasu na brzeg rzeki. Nie ma mostka, a poziom wody jest wyraźnie podniesiony, jak przy roztopach. To jeden z dopływów Roztoczki mający swoje źródła na stokach Rosochy. Wyszukujemy w nurcie najpłycej zanurzonych kamyczków. Udaje się, ale czeka nas jeszcze jedna przeprawa, tym razem przez Roztoczkę. Roztoczka sprawia jednak mniej trudności, bo w jej korycie leżą cztery betonowe słupy, z których korzystamy. I zostaje nam kilkadziesiąt metrów do rozdroża w Roztokach Górnych, gdzie kończy się nasze przejście. O godzinie 14.00 kończy się nasza wycieczka.
|
Przychodzi do nas leśna droga. |
|
Leśna droga do Roztok Górnych. |
|
Brzeg rzeki. |
|
Jest to dopływ Roztoczki. |
|
Przeprawa przez Roztoczkę. |
Listopadowa wyprawa w Bieszczady, połączona z okresem katarzynkowo-andrzejkowych zabaw kończy się. Zaliczyliśmy wszystko co zostało zaplanowane, choć obawy były o aurę: czy pozwoli ona nam na to? Tak pozwoliła, a nawet można powiedziecie, że sprzyjała. Listopad to przede wszystkim deszcze, które właściwie ominęły nas. Pokonaliśmy najdziksze tereny Bieszczadów praktycznie na sucho. Trafiliśmy na czas, kiedy góry te zaczyna pokrywać śnieg, by zalśniły świetlistą białą aurą, lśniącą oślepiająco w promieniach słońca. I już nie będą tak tajemnicze, jak teraz, ale z pewnością błysną niezwykłą urodą. Już wkrótce je zobaczymy właśnie takie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz