Prognozy pogody na weekend nie nastrajały zbyt optymistycznie, ale wędrowaliśmy można by rzec od wczesnej wiosny do bielutkiej zimy (choć lato umknęło naszej uwadze). Cieszymy się, bo było wspaniale - wywieźliśmy z Lubonia Wielkiego mnóstwo wspaniałego nastroju. Było słońce, był wiatr, był śnieg i burza śnieżna, i widoki też były. Cudownie było spotkać i pobyć w górach pośród ludzi, którzy rozumieją się tak dobrze wzajemnie i tak bardzo góry kochają.
TRASA:
Lubień
Klimas (805 m n.p.m.)
Zembalowa (859 m n.p.m.)
Krzeczów - [gościniec cesarski] - Naprawa, Gościniec „Pod Sosnami”
Luboń Mały (869 m n.p.m.)
Luboń Wielki (1022 m n.p.m.)/Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim
OPIS:
|
Kościół pw. św. Jana Chrzciciela w Lubieniu. |
Prognozy pogody nie nastrajały zbyt optymistycznie, ale grupa była dobrej myśli: przecież prognozy nie zawsze się sprawdzają. To dobrze pomyśleliśmy, bo zaplanowane trasy były dość długie. Poranek zaprezentował się dość ładnie. Grupy ruszyły na Luboń Wielki z dwóch stron, pierwsza pod wodzą Jacka, z Kilkuszowej przez Stare Wierchy i Maciejową, zaś my postanowiliśmy zrobić mniej więcej to co było zaplanowane na niedzielę, ale w przeciwnymi kierunku.
Nie jest to zachęcający czas na wędrówkę po górach, ale w tych w których dzisiaj się znaleźliśmy życie toczy się jak co dzień. Jest sobota, mieszkańcy Beskidu Wyspowego zajęci są tym samym co w zeszłym tygodniu, bo życie toczy się tu spokojniej. W sobotę jest więcej czasu, by zrobić coś koło domu i odpocząć po pracowitym tygodniu. W Beskidzie Wyspowym ludzie mieszkają wśród gór, uprawiają pola na ich stokach, pasą zwierzęta na łąkach - życie biegnie i pogodę bierze się taką jaka jest.
Wyruszamy na podbój wzniesień Beskidu Wyspowego zaczynając o godzinie 7.40 we wsi Lubień, leżącej w dolinie Lubieńki oraz dolinie Raby. Lubieńka powstająca z połączenia potoków spływających z okolicznych wzniesień uchodzi tu do Raby. Przez Lubień przechodzi „Zakopianka” (droga krajowa nr 7), a zatem łatwo dojechać tu z Krakowa. Przy przystanku odnajdujemy żółte znaki szlaku przechodzącego przez wieś. Obieramy kierunek na Zembalową.
Idziemy chwilkę wzdłuż szosy wiejskiej. Mijając murowany kościół parafialny pw. św. Jana Chrzciciela, za którym skręcamy w prawo, a następnie w lewo przed cmentarzem, za którym znów skręcamy w prawo w stronę mostku na Lubieńce. Przechodzimy przez rzekę. Po drugiej stronie rzeki przechodzimy obok ostatnich domów wsi, wspinając się lekko w górę na grzbiet z przekaźnikiem telewizyjnym.
|
Lekko w górę na grzbiet. |
|
Pośród pól uprawnych i łąk nad Lubieniem. |
W krótkim czasie osiągamy szczytowe partie wzniesienia, pokrytego pasami pól uprawnych i łąk. Mamy z nich świetną panoramę wsi, a także masywu Szczebla (977 m n.p.m.) górującego nad nią po drugiej stronie doliny Lubieńki. Na prawo od Szczebla ciągnie się grzbiet masywu Lubonia Wielkiego z widocznym głównym szczytem, rozpoznawalnym dzięki potężnej wieży przekaźnika. Obok tej wieży widoczne jest też schronisko, w którym planujemy ukończyć dzisiejszą wędrówkę.
|
Widok w kierunku masywu Lubonia Wielkiego. |
|
Szczyt Lubonia Wielkiego ze wzniesień ponad wsią Lubień. |
Schodzimy ze wzniesienia na niewielkie siodełko, po czym
znów nieco leniwie podchodzimy delikatnie górę, patrząc na rolnika
który z pomocą konia bronuje poletko, na traktor podjeżdżający po
ścięte drzewa. Po za tym za nami, aż do krawędzi lasu uwagę przykuwają wciąż ładne
widoki. Po lewej stronie Szczebla, na przedłużeniu doliny Raby widoczny jest
masyw Lubogoszcza. Za nim po lewej pokazuje się wierzchołek Śnieżnicy, zaś po
prawej w dali Mogielica. Takich widoków nie będzie dzisiaj zbyt wiele, bo
znaczna część dzisiejszej trasy wiedzie przez las, ale nic by to nie zmieniło
gdyby było inaczej, bowiem prawdopodobnie za niedługo okolicę spowije większe zachmurzenie
i doczekamy się deszczu. Analiza prognoz pogody wskazuje najprawdopodobniejszą
możliwość opadu w godzinach 10.00-13.00.
|
Schodzimy na niewielkie siodełko. W tle po prawej widać wzniesienie Szczebla.
Po lewej rysują się wzniesienia Beskidu Makowskiego masywu Lubomira i Łysiny. |
|
Kapliczka za wzniesieniem. |
|
Życie toczy się tu spokojniej. |
|
W Beskidzie Wyspowym ludzie mieszkają wśród gór, uprawiają pola na ich stokach. |
|
Życie biegnie i pogodę bierze się taką jaka jest. |
|
Wiosna idzie. |
|
Leniwie podchodzimy górę. |
|
Za nami traktor podjeżdża po ścięte drzewa. |
|
Stoki masywu Zembalowej nieopodal granicy lasu. |
|
Fragment panoramy ze skraju lasu. |
|
Zbliżenie na kościół |
|
Ostatnie widoki przed wejściem do lasu. |
Wspinamy się leśną drogą. Mijamy skrzyżowanie na zarastającej leśnej polance utrzymując dotychczasowy kierunek marszu. Na szlaku mamy co raz więcej kamieni piaskowca, a na zboczu pojawiają się wychodnie. Wkrótce jednak podejście łagodnieje i wchodzimy ponad pas zarastających brzeziną pól. Znów pojawiają się widoki, choć nieco mniej odległe niż wcześniej, bo w dali chmury wyraźnie zgęstniały. Na wschodzie widać stoki Szczebla, po jego prawej za doliną Tenczynki wznosi się grzbiet Lubonia Wielkiego, gdzie dotrzeć dzisiaj musimy na nocleg. Na tej ślicznej polance zatrzymujemy się urządzając sobie mały piknik.
|
Na podejściu. |
|
Odpoczynek na polance. W dali widać Szczebel. |
|
Wychodnie przy szlaku. |
|
Leśny szlak przez Zembalową. |
Po przerwie wędrujemy jeszcze chwilkę zagajnikami. Wiatr
wzmógł się chwiejąc wierzchołkami drzew. Szum lasu tłumi śpiew nawołujących się
zalotnie ptaków. Przechodzimy przez kolejne skrzyżowanie dróg utrzymując
kierunek marszu. Wspinamy się na niewybitny wierzchołek masywu Zembalowej. Z
mapy odczytujemy jego nazwę: Klimas (805 m n.p.m.). Mieszkańcy Lubnia często
tak nazywają cały masyw, być może od popularnego w tej wsi nazwiska Klimas.
Podobnie górę nazywają mieszkańcy Krzczonowa, Krzeczowa i Tenczyna. Góra na
której się znajdujemy w nazewnictwie ma wiele innych nazw np. mieszkańcy
Łętowni mówią na nią Zębolowa, a Tokarni - Golec, od tego, że kiedyś stoki góry
były gołe. Gdy górę zaczęli eksplorować austriaccy kartografowie jej główny
wierzchołek nazwali Zębalową, zaś funkcjonujące inne nazwy poprzenosili na
odchodzące boczne grzbiety góry, a nadto jeszcze jeden z bocznych grzbietów
nazwali Cymbałową. Ależ się namieszało.
Podobno w pobliżu kulminacji Klimasa i jego wyrazistego grzbietu znaleźć można głazy z wykutymi tajemniczymi znakami: krzyżykami, cyframi i literami. Na przełomie XIX i XX wieku przypuszczano, że są to znaki do ukrytych w górze skarbów. Przyciągała ona wtedy rzesze nie tylko turystów, ale też poszukiwaczy skarbów. Nic jednak nie znaleźli, bo okazało się, że tajemnicze znaki są jedynie znakami granicznymi wsi oraz właścicieli gruntów. A my? – Nie znaleźliśmy ani tajemniczych głazów, ani skarbów mimo usilnych starań.
|
Klimas (805 m n.p.m.). |
Za szczytem Klimasa droga zakręca na południe. Dochodzimy do zwornika bocznych grzbietów i o godzinie 10.35 przecinamy niewielką polankę z węzłem szlaków, na który dochodzi od północnego zachodu czarny szlak z Tokarni, znanej z plenerowych rzeźb Kalwarii Tokarskiej na zboczach Urbaniej Góry (674 m n.p.m.) znajdującej się w masywie Zembalowej. Mijamy też z prawej zalesiony niższy wierzchołek Zembalowej (854 m n.p.m.).
Za niższym wierzchołkiem Szlak zakręca łukiem na południe. Idąc niemal płasko po kilku minutach jesteśmy pod głównym, zarośniętym wierzchołkiem Zembalowej (859 m n.p.m.).
|
Pod wierzchołkiem Zembalowej (859 m n.p.m.). |
Schodząc ze szczytu generalnie utrzymujemy kierunek południowy. Niedaleko od szczytu pojawia się przed nami rozwidlenie dróg - szlak nakazuje nam tu iść na prawo. Wkrótce wchodzimy w kamienisty parów wydrążony wodami ulewnych deszczów, przede wszystkim tych z 2001 roku. Jest stromo, szybko obniżamy wysokość. Dopiero za jakiś czas droga łagodnieje i schodzimy co raz spokojniej świerkowym lasem. O godzinie 11.10 wychodzimy z lasu, na skraj pól ponad wsią Krzeczów, gdzie stoi kapliczka, krzyż, a obok ławeczka,
|
Droga za rozwidleniem. |
|
Kamienisty parów wydrążony wodami ulewnych deszczów. |
|
Na skraju pól ponad wsią Krzeczów. |
|
Kapliczka na skraju lasu. |
Dalsze zejście prowadzi łagodnie pośród pól. Pada. Znajdujący się przed nami grzbiet Lubonia Wielkiego i płaskowyż Naprawy tonie we mgle. O godzinie 11.30 wchodzimy na asfaltową szosę, pomiędzy zabudowania wsi. Tu opuszczamy żółte znaki, które skręcają w prawo na szosę, prowadząc do Jordanowa. My zaś skręcamy w przeciwnym kierunku i idziemy w dół do centrum wsi Krzeczów.
W centrum wsi stoi piękny, drewniany kościółek św. Wojciecha z przełomu XVI i XVII wieku. Był on zbudowany w Łętowni, lecz w roku 1760 został zakupiony przez dwie mieszkanki Krzeczowa -podobno szwaczki o imionach Jadwiga i Małgorzata. W kronice parafialnej tego kościoła zapisano, że przeniesiono go z odległej o 4 km Łętowni w ciągu półtora dnia, zaś jego montaż ukończony został 5 lat później.
|
Kościół św. Wojciecha w Krzeczowie i rzeźba górala. |
|
Ołtarz główny w kościele św. Wojciecha w Krzeczowie. |
Wchodzimy do wnętrza tego kościółka, a zdobią go rzeźby, obrazy i rzemiosło artystyczne wpisane, tak jak sam kościółek, do rejestru zabytków. Wokół kościoła stoją pomniki przyrody. Niestety jeden z nich został dzisiaj powalony przez mocny podmuch wiatru – na szczęście nie w stronę świątyni, a na pustą drogę. Nic się nie stało najstarszemu z dębów, liczącemu sobie aż 500 lat. Teren przykościelny zdobią współczesne kapliczki. W jednej z nich, autorstwa Józefa Wrony z Tokarni, znajduje się rzeźba Chrystusa Frasobliwego, a w drugiej, wykonanej przez Jana Ziębę z Krzczonowa - postać górala.
|
Rzeźby przy kościele. |
|
500-letni dąb. |
Po zwiedzeniu kościoła schodzimy do „Zakopianki”. Mijamy kolejne domy, a także budynek szkoły i pomnik upamiętniający ofiary pacyfikacji wsi z 20 czerwca 1944 roku. O godzinie 12.10 osiągamy ruchliwą „Zakopiankę”. Przeprawiamy się na drugą stronę, na drogę odchodzącą po drugiej stronie. Po wejściu na tą drogę nie zagłębiamy się pomiędzy stojące przy niej dalsze zabudowania wsi, a od razu odbijamy na prawo, a następnie w lewo wchodząc na dawny gościniec cesarski.
|
Widok w kierunku Zembalowej z cesarskiego gościńca. |
|
Zbliżenie na centrum Krzeczowa. |
Wkrótce „gościniec cesarski” wiedzie nas przez pola i łąki. Stopniowo odzyskujemy wysokość wspinając się już na masyw Lubonia Wielkiego. Zaniosło się i ciągle moczy nas gęsta mżawka. Bryza niesie nieprzyjemny chłód. Za nami rosną widoki, aż wchodzimy do niedużego lasku. Gdy wychodzimy z niego leśna droga przechodzi na asfaltowaną Aleję Luboń. Ta prowadzi nas obok domów Lubonia Małego, będącego przysiółkiem wsi Naprawa.
|
Cesarski gościniec. |
|
Dom przy Alei Luboń w przysiółku Naprawy. |
Po prawej wypatrujemy budynku baru „Pod Sosnami”, popularnego
gościńca przy „Zakopiance”, ale od tej strony jeszcze do niego nie
podchodziliśmy. W końcu znajdujemy ścieżkę wydeptaną pomiędzy świerkami
prowadzącą pod znajomy dach. O godzinie 13.00 docieramy pod drzwi gościńca,
wchodzimy i zasiadamy przy ogniu kominka. Momentalnie
zostajemy otoczeni serdecznością miłej obsługi. Jakież pyszne placki po
zbójnicku tam podają, to sobie nawet nie wyobrażacie, a porcje takie wielkie, że
trudno je zmieścić. Dwie godziny tam siedzimy. Siedząc z zaciszu gościńca nawet
nie zauważyliśmy jakim zmianom uległ krajobraz na zewnątrz.
|
„Zakopianka” z tarasu przed barem „Pod Sosnami”. |
Sypnęło śniegiem. O godzinie 15.00 kończymy przerwę w barze „Pod Sosnami” i wracamy na Aleję Luboń. Skręcamy na niej w prawo i po chwili spotykamy na niej niebieski szlak z Jordanowa wiodący na Luboń Wielki. Skręcamy za jego znakami na grzbiet masywu. Mijamy kilka domów przysiółka Naprawy i zagłębiamy się w lesie. Idziemy lekko pod górę, bo przecież właściwe podejście mamy już za sobą. Po długiej przerwie w barze „Pod Sosnami” czujemy się wypoczęci. Pierwszą kulminacją na szlaku jest Luboń Mały (869 m n.p.m.). Przechodzimy przez nią o godzinie 15.50. Jego północne stoki opadają do doliny Smugawki. Z tamtej strony powstałe wiatrołomy odsłaniają zwykle ładne widoki, na których w pełnej okazałości prezentuje się nasza znajoma Zembalowa, lecz w tejże chwili zasłoniła je mgła i śnieżyca.
|
Zagłębiamy się w lesie. |
|
Podejście na Luboń Mały. |
|
Luboń Mały (869 m n.p.m.). |
Po około 10 minutach od triangula na Luboniu Małym przechodzimy obok ciekawego głazu z napisami, wyrytym krzyżem i wtopionym obrazkiem Matki Boskiej. Znaleźliśmy informację, iż autorem tych znaków jest pasterz ze Skomielnej Białej - Ludwik Bal, a wykonał je w roku 1954.
|
Ciekawy głaz z napisami, wyrytym krzyżem i wtopionym obrazkiem Matki Boskiej. |
Wędrujemy dalej jednostajnie do przodu na wschód. Temperatura
powietrza tak spadła, że pod butami zaczyna skrzypieć. Zrobiło się tak
biało, jak jeszcze nie było tej zimy. Jesteśmy oczywiście na to przygotowani. Z
niewielkich zarastających polanek czasem pojawiają się ograniczone widoki w
prześwitach drzew na północną stronę.
|
Cały czas szlak wiedzie niemal płasko grzbietem masywu. |
|
Wędrujemy dalej jednostajnie do przodu na wschód. |
Mija jedna godzina i dwadzieścia minut marszu od przysiółka Naprawy kiedy wychodzimy na większą polanę o nazwie Surówki. Wtedy spostrzegamy, jak aura wypiękniała. Nad głowami odsłonił się błękit nieba. Znów słyszymy wiosenne nawoływanie się ptaków. Na wprost pokazała się nam charakterystyczna, monumentalna sylwetka szczytu Lubonia Wielkiego. Luboń Wielki przez okolicznych mieszkańców zwany jest Biernatką. Zaś polana opadająca po północnym zboczu masywu zniewoliła nas, że aż przystanęliśmy: Gorce i Pasmo Orawsko-Podhalańskie prezentują się wspaniałe. Gdyby nie chmury w dali widzielibyśmy również Babią Górę i Tatry. U stóp w dolinie mamy Rabkę-Zdrój. Na polanie Surówki usytuowane są domostwa przysiółka o tej samej nazwie.
|
Polana Surówki. W tle prezentuje się Luboń Wielki. |
|
Luboń Wielki. |
|
Panorama na Gorce. |
|
Na polanie Surówki. |
|
Dolina z Rabką-Zdrojem. |
|
Rabka-Zdrój. |
|
Stacje drogi krzyżowej na polanie Surówki. |
|
Polana Surówki. Widok w kierunku Babiej Góry i Pasma Orawsko-Podhalańskiego. |
|
Widok na północ na Szczebel. |
Z polany Surówki ścieżka znów zagłębia się w las. Po chwili
mijamy niewielki kopiec z resztkami czechosłowackiego śmigłowca, który rozbił
się tu 26 sierpnia 1985 roku. Idziemy dalej. Przed samym szczytem szlak podrywa
się ostro do góry. Wspinamy się z wolna wiedząc, że do schroniska mamy jakiś 5 -10 minut drogi. Niespodziewanie las zapadł w półmrok, nagle dmuchnęło wiatrem, że
aż nas wygięło. W tej samej chwili rozbłysło
się jaskrawym fioletem na niebie i głośno huknęło. Serca zaczęły nam bić
szybciej i mocniej. Co to jest, chyba jakaś anomalia. Znów błysnęło niczym z
tysiąca fleszy, a jak huknęło to świerki się zatrzęsły. Zaczęła się śnieżna
zawierucha. Przystanęliśmy minutę lub dwie, może trzy. Ruszyliśmy powoli do
przodu napierając na wiatr. I wtedy w przecince naszej ścieżki zobaczyliśmy
żółtawe światełka płynące z okien schroniska. O godzinie 17.23 wchodzimy na
szczyt, a moment później pokonując napór wiatru z otwieramy drzwi i chronimy
się w przytulnym schronisku.
|
Zrobiło się tak biało, jak jeszcze nie było tej zimy. |
Schronisko PTTK na Luboniu Wielki nosi imię Stanisława Dunin-Borkowskiego - żyjącego w latach 1901-39 pedagoga, przyrodnika i znawcy Gorców oraz Beskidu Wyspowego. Powstało w 1931 roku za staraniem rabczańskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego, w szeregach którego znajdowali się wówczas Stanisław Borkowski, ks. Jan Surowiak, Władysław Grochal, ks. Justyn Bulanda, Władysław Klempka oraz Waldemar Babinicz. Jego uroczystego otwarcia dokonał 9 sierpnia 1931 roku Mieczysław Orłowicz. Budynek schroniska szczyci się bardzo oryginalnym wyglądem. To za jego przyczyną często nazywany jest domkiem „Baby Jagi”. W jego wnętrzu na parterze działa bufet turystyczny i prysznic. W sali na piętrze znajduje się 10 miejsc noclegowych.
Przy schronisku funkcjonuje również bacówka letnia, ale w razie czego uruchamiana jest również zimą, tak jak dzisiaj, kiedy na Lubaniu Wielkim zgromadziła się spora liczba wędrowców. Posiada ona 15 dodatkowych miejsc noclegowych. Ani w bacówce, ani w schronisku nie ma toalet, ale na zewnątrz są tzw. „sławojki” (jak dawniej u babci).
Obok schroniska stoi maszt przekaźnika telewizyjnego umieszczony na wysokim budynku, którego sylwetka pozwala na bezbłędne rozpoznanie góry. Wieżę przekaźnika wybudowano na początku lat 60-tych. Inwestycja ta wymagała doprowadzenia na szczyt góry linii energetycznej, na czym schronisko skorzystało, gdyż dzięki temu kabel zasilający otrzymało również schronisko.
Na polanie szczytowej rozproszone są drewniane posągi, przypominające słowiańskie posągi, które niczym strażnicy strzegą tego miejsca. Rzeźby te powstały z inicjatywy ludzi, którzy chcieli poprzez nie odnieść się do kultury duchowej naszych przodków Słowian, żyjących w harmonii z otaczającą naturą i zjawiskami. Nieco poniżej szczytu przy ścieżce niebieskiego i zielonego szlaku jest drewniana kaplica, wybudowana 26 lipca 2009 roku.
|
Śnieżna zawierucha na szczycie Lubonia Wielkiego. |
Szczyt Lubonia Wielkiego (1022 m n.p.m.) przy dobrych warunkach pogodowych oferuje panoramę na północ i zachód, gdzie widać Śnieżnicę, Ćwilin, Lubogoszcz i Szczebel w Beskidzie Wyspowym, a także Lubomira i Łysinę w Beskidzie Makowskim. Jednak zimowa zawierucha tak się rozpętała, że nie widać nic powyżej kilkunastu metrów. Jednak schronisko na Luboniu Wielkim, nie tylko zapewnia dach nad głową, czy ciepłą strawę, ale cudowną atmosferę gór. Niczego nam dziś nie trzeba.
|
Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim nocą. |
|
Wędrowcy (fot. Jacek Wiechecki). |
Za niedługo cała grupa Klubu Górskiego „Wędrowcy” zameldowała
się w schronisku. Maleńkie wnętrze schroniska wypełniło się atmosferą wspomnień
oraz dyskusji o tym i o owym. Nastąpiła pełna integracja wszystkich obecnych i gdyby
ktoś wtedy jeszcze pojawił się w schronisku nie wiedziałby kto należy do
„Wędrowców”, kto jest gospodarzem, a kto innym turystą przybyłym tego
popołudnia na nocleg. A że w schronisku była gitara, a Paweł akurat posiadał w
swoim plecaku brakującą w niej strunę, niespodziewanie schroniskowy gwar utonął
w pieśniach turystycznych i innych, znanych wszystkim doskonale. Wydawać by się
mogło że wszyscy znają się tu od zarania dziejów, a przecież wielu tego
wieczora widziało się po raz pierwszy.
|
Noc okryła szczyt Lubonia Wielkiego. |
|
Dobranoc (fot. Jacek Wiechecki). |
Kładąc się już późnym wieczorem do snu z okien schroniska zobaczyliśmy migające światełka z dolin. Wiatr zamilkł, chmury rozpłynęły się w przestrzeni, przestało prószyć - na niebie ukazał się księżyc w pełni, zaś góry pokazały swe obrysy na tle gwieździstego nieba. Wtedy uzmysłowiliśmy sobie, jak wspaniale przemyślaną jest konstrukcja Schroniska na Luboniu Wielkim. Gdziekolwiek by nie spojrzeć, w którąkolwiek stronę świata, mamy szerokie okna a przez nie widoki. Jakże cudnie musi tu być w piękny dzień. Tymczasem niech wyśni się nam jeszcze ten niezapomniany dzień przeżyć, cała dzisiejsza wędrówka niespodziewanie dziwna, prowadząca nas jakby od wczesnej wiosny do pełni zimy, choć raczej z pominięciem lata.
Powiedzenie "w marcu jak w garncu jak najbardziej się widać sprawdza"... :) Mieliście za to wycieczkę z atrakcjami :) Zazdroszczę noclegu w tym wyjątkowym schronisku, klimat musiał być niepowtarzalny:)
OdpowiedzUsuńWspaniała relacja;) a to zdjęcie z zacinającym deszczem świetne;) Nie próżnujecie!
OdpowiedzUsuńPiękna wycieczka:) Widzę że pogoda była...każda:) Super!!! Gratuluję udanej wycieczki i fajnych fotek:)
OdpowiedzUsuńMieliście niezły mix pogodowy! Ale jak widać, żadne warunki Wam niestraszna :) Gratulacje dla niestrudzonej Eli!
OdpowiedzUsuńWspaniały blog...Wczytuję się w niego z wielką uwagą...
OdpowiedzUsuńWycieczka na Luboń Wielki pierwszej klasy,a relacja przepiękna..:)
Zainspirowaliście mnie do wejścia na Luboń od innej strony niż Rabka czy Mszana :) Czasem warto złamać własne przyzwyczajenia.
OdpowiedzUsuń