TRASA:
Smerek, wieś (602 m n.p.m.)
Smerek (1222 m n.p.m.)
Przełęcz Orłowicza (1099 m n.p.m.)
Połonina Wetlińska, Osadzki Wierch (1253 m n.p.m.)
Schronisko „Chatka Puchatka” PTTK na Połoninie Wetlińskiej (1228 m n.p.m.)
Brzegi Górne (738 m n.p.m.)
OPIS:
Nocny deszczyk zmoczył ścieżki,
o poranku przywdział na nas kurtki,
ale szybko ustał gdy ruszyliśmy w drogę,
- może będziemy mieli ładną pogodę?
Idziemy przez Smerek szosą,
lekko w dół - nogi same nas niosą;
dawną linię bieszczadzkiej kolejki przecinamy,
i wkrótce w boczną drogę na prawo odbijamy,
przekraczamy mostem Wetlinkę i małą dolinkę
i dalej już z mozołem podchodzimy górkę.
Po jakimś czasie mijamy drewnianą wiatę
i liściem przysypane źródełko wyschnięte.
Wychodzimy z lasu, a tu... biała zawiesina;
w chmurach skryła się cała połonina:
- oj, panorama z niej dziś będzie żadna,
ale raczej grzbiet pokonamy,
bo go doskonale znamy.
Nie zgubimy górskiej dróżki -
przebierają dalej nasze nóżki.
Metalowy krzyż na Smereku,
tonie dzisiaj w mgielnym mleku,
silnie wietrzyk wieje, zatem nie siadamy
czym prędzej na Przełęcz Orłowicza podążamy.
Za przełęczą przez Szare Berdo już spokojnie
spacerkiem, bo jest tam nie wietrznie.
Niebawem osaczają nas buki karle,
szlak wiedzie po wąskiej skale;
wkrótce jednak znów się wspinamy
i Osadzki Wierch zdobywamy.
Z Osadzkiego na Przełęcz Srebrzystą
gdzie pogodę wciąż mamy mglistą;
ale w końcu z mgły wyłania się Chatka Puchatka.
Wchodzimy do środka i zjadamy żurek przepyszny
- wykwintny specjał kuchni „kowboja z połoniny”.
Po przerwie u Lutka schodzimy do doliny i wówczas...
teraz, gdy już kończymy, poprawy pogody nadszedł czas!
Słońce na niebie się pojawia, widoczność się poprawia,
teraz dopiero widać jak cudownie jesień drzewa zabarwia.
Szkoda, że za chwilę skończy się to wędrowanie jesienne,
ale niestety przed nami już Brzegi Górne.
~~Dorota
Główny Szlak Beskidzki
| |
etap 26
|
Smerek, wieśBrzegi Górne
| |
15,0 km
|
Dzień zapowiada się niezbyt dobrze, choć prognozy były bardziej sprzyjające. Przez noc długo padało, i jeszcze o poranku; aż się nie chce nigdzie dzisiaj iść. Skoro jednak już tu jesteśmy...
O dziewiątej godzinie wychodzimy z ośrodka „Smerek Dolny”. Na zewnątrz ciska z nieba drobnym, ale intensywnym deszczem. Wiatru prawie wcale nie ma, chmury stoją w miejscu - zaniosło się chyba na dłużej - myślimy. Na zachodzie widać ciemne chmury, a po kościach czuje się jesienny chłód. Może się jeszcze wypogodzi. Nie raz już tak przecież bywało. Główny Szlak Beskidzki biegnie przy naszym ośrodku. Schodzi z Fereczatej pomiędzy ośrodkiem wypoczynkowym „Smerek Dolny” i zajazdem „Niedźwiadek” i wchodzi na drogę wojewódzką nr 897, gdzie skręca w lewo. Na północnym wschodzie wznosi się nasz pierwszy cel, który nazywa się taka samo jak wioska w której spaliśmy: Smerek. Kłębią się dzisiaj ponad nim chmury, ale może za godzinę lub dwie rozstąpią się one i górę opromieni słonce. Właśnie przestało padać... czy na chwilę, czy na dłużej - nie wiemy tego.
|
Droga wojewódzka nr 897 w stronę Kalnicy. |
Maszerujemy szosą w stronę Kalnicy. Wzdłuż niej po prawej stronie płynie w tą samą stronę Wetlina, zwana na swym początkowym odcinku Wetlinką. Ma źródła nie tak daleko stąd, powyżej wsi Wetlina pod Przełęczą Wyżną (ok. 840 m n.p.m.). W Wetlinie, w części zwanej Stare Sioło tworzy kilkumetrowy wodospad. W Smereku ma już całkiem szerokie koryto. Przepływa dalej przez Kalnicę i nieistniejące wsie Jaworzec, Łuh, Zawój i Polanki, gdzie w rezerwacie „Sine Wiry” przebija się przez liczne progi skalne. W pobliżu Polanek uchodzi do Solinki i choć w miejscu tym przynosi więcej wody niż Solinka, to ze względu na charakter koryta przyjmuje się tutaj Solinkę za ciek główny.
W Smereku szosa przecina tory dawnej Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej, o której pisaliśmy szerzej niedawno podczas pobytu w Cisnej, a zaraz potem za zakrętem drogi w lewo przechodzimy nad potokiem Bystry, który zasila tu wody Wetlinki.
Idziemy pomiędzy korytem Wetlinki, a ukrytą za drzewami linią Bieszczadzkiej Kolejki Leśnej. Wkrótce szosa robi łuk w prawo i zaraz potem dochodzimy do skrzyżowania dróg. Schodzimy z drogi wojewódzkiej odbijając w prawo na podrzędną drogę. Widać przy tej drodze nieodległą drewnianą budkę Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Zaraz za nią mamy most nad Wetlinką, który przechodzimy o godzinie 9.15. Szutrowa droga nieco podrywa się ku górze. Po chwili jednak schodzimy z niej na prawo, w dolinkę potoku Kindrat. Przechodzimy nad nim drewnianą kładką i rozpoczynamy regularne, momentami intensywne podejście na grzbiet Smereka.
|
Wetlinka. |
|
Schodzimy w prawo do dolinki potoku Kindrat. |
|
Kładka nad potokiem Kindrat. |
Las, w który zagłębia się nasza błotnista miejscami ścieżka, wita nas barwami jesieni. Zrobiło się cieplutko zapewne od intensywnego podejścia i ślizgawicy na stromej ścieżce. Po kilku minutach ścieżka skręca ostro w lewo i wiedzie początkowo przez gęsty młodnik. Ścieżka robi się suchsza a podejście łagodniejsze. Strzałka na zakręcie podaje czas podejścia do szczytu Smereka: 1h50’, a na przełęcz Orłowicza: 2h50’.
|
Intensywne podejście na Smereka. |
|
Łagodniejszy fragment podejścia. |
|
Głazy przed granicą Bieszczadzkiego Parku Narodowego. |
O godzinie 10.05 mijamy kilka głazów na naszej ścieżce, po czym ścieżka zakręca w prawo na wschód. Trzy minutki dalej mijamy czerwoną tablicę z napisem „Bieszczadzki Park Narodowy”. Trochę dalej stoi duża wiata turystyczna.
Nabieramy dalej wysokości maszerując nieco poniżej leśnego grzbietu. Spod leżących liści na zboczach góry i na naszej ścieżce wystają kamienie i skały fliszu karpackiego. W partiach szczytowych widoczne są też nieduże wychodnie.
|
Spod leżących liści wystają kamienie i skały fliszu karpackiego. |
|
Łagodniejsze stoki Szczawnika. |
|
W głębi widać już miejsce, gdzie szlak skręca w prawo na grzbiet Szczawnika. |
O godzinie 10.40 mijamy oznakowane przy szlaku źródło wody, jednak bez wody. Mieszkańcy mówili nam o trapiącej ich suszy. Widać to było po niskim poziomie wody Wetlinki. Ten rok charakteryzuje się stosunkowo małą sumą opadów i nawet kilkugodzinny deszcz, jaki mieliśmy kilka godzin temu nie jest w stanie odmienić sytuacji.
|
Wyschnięte źródełko. |
Po trzech minutach marszu od wyschniętego źródełka szlak ostro zakręca na prawo, wchodząc na grzbiet o nazwie Szczawnik osiągający w swojej kulminacji 1101 m n.p.m. Niebawem, o godzinie 10.50, szlak wyprowadza nas z lasu na trawiaste połacie z rzadka porośnięte pojedynczymi karłowatymi drzewkami lub ich małym grupkami.
Nad naszymi głowami wisi mgła, a raczej chmura. Wznoszący się grzbiet niknie w niej, wkrótce czeka nas to samo. Na około 1000 m n.p.m. widoczność znacznie spada. Po wyjściu ponad górną koronę lasu nasila się również wiatr. Po dziesięciu minutach od wyjścia z lasu widzimy tylko najbliższe łany wysokich traw i wszechogarniającą biel. Dobrze, że chociaż ścieżkę widać. Znaków szlaku nawet nie usiłujemy szukać, ale mamy to szczęście, że szlak znamy.
|
Po wyjściu z lasu na trawiaste połacie. |
O godzinie 11.00 docieramy pod znaczną stromiznę, na którą ścieżka wspina się zakosami. Zbocze to pokryte jest poletkami gołoborza, które zwane są tutaj grechotami. Ścieżka miejscami jest głęboko wyżłobiona nie tyle przez piechurów, co przede wszystkim przez wodę spływającą strumieniem podczas opadów deszczu. Stromizna zbocza jest imponująca, ale niezbyt długa. Około godziny 11.15 idziemy już wąskim grzbietem wprost na szczyt Smereka, który w dogodnych warunkach pogodowych zapewne byłby już widoczny przed nami.
Porywisty wiatr próbuje rozerwać nasze peleryny. Nie jest jednak tak silny by nas zwiać z grzbietu - idziemy więc dalej. Wieje od południa, dzięki czemu nie jest zbyt chłodno. Ścieżkę pokrywają wystające skały fliszu. O godzinie 11.20 pojawia się przed nami zarys krzyża wieńczącego szczyt Smereka (1222 m n.p.m.).
|
Smerek (1222 m n.p.m.). |
Smerek składa się z dwóch szczytów znajdujących na równoległych grzędach skalnych oddzielonych rowem grzbietowym. My znajdujemy się na niższym. Stojący na nim krzyż upamiętnia turystę porażonego tutaj śmiertelnie przez piorun w 1978 roku. Smerek znany jest z pięknych, szerokich widoków. Pisaliśmy o nich już dwukrotnie i właśnie do tamtych zapisków odsyłamy, bo dziś o widokach nic nie napiszemy.
|
Smerek (1222 m n.p.m.). |
Schodzimy ze szczytu na przełęcz idąc grzbietową ścieżką, którą przebijają krawędzie skał. Widzimy właściwie tylko siebie. Tylko co jakiś czas z mgły wyłoni się rosnący przy szlaku krzew lub turysta, po czym momentalnie niknie za nami. Siła wiatru wzmaga się. Najciekawsze widoki mamy tylko pod nogami. Tam po skale przesuwa się powoli do przodu, płynnym ruchem krocionóg. Ich walcowate, wydłużone ciało tworzy ruchy falowe przesuwające się od tyłu ku przodowi. Porusza się za pomocą setek nóg. Każdy segment odwłoka tego „robala” posiada po dwie pary nóg, a ten którego mamy przed sobą ma zdaje się około 60 takich segmentów.
Krocionogi są zwierzętami odpornymi na suszę, charakteryzującymi się zdolnością do masowego występowania i wędrówek. Odżywiają się martwymi tkankami roślinnymi i z tego względu odgrywają istotną rolę w ekosystemach. Przyczyniają się do rozkładu obumierającej substancji roślinnej oraz powstawania warstwy próchniczej.
|
Krocionóg. |
Wiatr wzmaga się w miarę zbliżania się na przełęcz. Docieramy na nią o godzinie 11.45. Przełęcz nosi imię znanego krajoznawcy i popularyzatora turystyki - Mieczysława Orłowicza (1881-1959). Było on autorem wielu przewodników, w tym pierwszego po wojnie przewodnika po Bieszczadach. Był projektodawcą przebiegu wschodniej części Głównego Szlaku Beskidzkiego po terenach II RP, kiedy sięgał on Czarnohory, która znajdowała się wówczas w granicach Polski. W uznaniu zasług jego imieniem nazwano również Główny Szlak Sudecki.
|
Grzbiet Smereka schodzący na Przełęcz Orłowicza. |
Miejsce w którym się znajdujemy nie jest najniższym punktem przełęczy. Przełęcz Orłowicza składa się bowiem z dwóch obniżeń (czy może raczej dwóch przełęczy) oddzielonych łagodnym garbem, przez który przeprowadza nas czerwony szlak. Za nim jest niższe obniżenie osiągające 1075 m n.p.m. wyznaczające właściwe siodło przełęczy, zwane kiedyś Żołobyną. Jednak ze względu na popularny węzeł szlaku opisywane jest przeważnie wyższe siodło przełęczy.
|
Przełęcz Orłowicza (1099 m n.p.m.). |
Z Przełęczy Orłowicza podchodzimy zbocze Szarego Berda. Szare Berdo jest najniższym wzniesieniem na Połoninie Wetlińskiej sięgającym 1108 m n.p.m. Część wierzchołkowa szczytu wzniesienia porośnięta jest karłowatym lasem, w którym rosną buki i jarzębiny. Na bukach widzimy mnóstwo rozwartych okrywów, które jeszcze nie tak dawno zakrywały trójgraniaste orzeszki zwane bukwiami. Rozwarte okrywy bukowych orzeszków sprawiają ułudę: buki wyglądają jakby obsiadło je ogromne stado małych motyli. Bukowe orzeszki są jadalne i są przysmakiem leśnych zwierząt. Mają słodkawy smak, są bogate w tłuszcze i białka, zawierają również kwas jabłkowy, cytrynowy i cenny błonnik. Występuje w nich także alkaloid - fagina, który rozkłada się pod wpływem wysokiej temperatury, dlatego też przed jedzeniem powinno się je poddać prażeniu. Z bukwi wytwarza się olej.
Ścieżka w pewnym momencie przeciska się ciasno pomiędzy krzaczastą roślinnością. Szlak prowadzi chwilami po sterczących skalnych płytach, nieco poniżej grzbietu porośniętego lasem, opadającego stromo na południowy zachód do doliny Pańskiego Zwiru. Pański Zwir jest dopływem Wetlinki. To dość ekscytujący moment wędrówki zważywszy na gęstą mglistość powietrza, którą przeszywa tajemniczość i szczypta grozy.
|
Po zejściu z Szarego Berda. |
|
Stok opadający do doliny Pańskiego Zwiru. |
|
Trawers stoku Stok opadającego do doliny Pańskiego Zwiru. |
|
Trawers stoku Stok opadającego do doliny Pańskiego Zwiru. |
Po wyjściu z lasu schodzimy wzdłuż wąskiej połoniny, pokrytej łanami przekwitniętej wierzbówki kiprzycy (Chamerion angustifolium). Przekwitnięte wierzbówki nie są już tak dekoracyjne, ale przykuwają uwagę równie mocno, jak wtedy, gdy pokryte są setkami kwiatów. Teraz okrywa je biała otulina wspomagająca rozsiew nasion.
|
Przekwitnięte Wierzbówki kiprzyce (Chamerion angustifolium). |
|
Wierzbówka kiprzyca (Chamerion angustifolium). |
|
Pas połoniny. |
|
Pod krzaczastymi bukami. |
|
Rozwarte okrywy, które jeszcze nie tak dawno zakrywały trójgraniaste orzeszki zwane bukwiami. |
|
Bukwa w rozwartym okrywie. |
O godzinie 12.30 osiągamy siodło przełęczy z której wspinamy się na
kolejne wzniesienie. Przez moment dość ostro. Wkrótce szlak zakręca na
południe, zbliżając się na przełęcz oddzielającą Hnatowe Berdo (1185 m
n.p.m.) i Osadzki Wierch (1253 m n.p.m.). Witamy się z grupą Ślązaków,
wędrujących z przeciwnym kierunku. Mimo mało atrakcyjnej aury na
Połoninie Wetlińskiej mijamy wielu turystów.
|
Przed siodłem przełęczy. |
W którymś momencie docieramy na przełęcz, gdzie szlak skręca w lewo na grzbiet Osadzkiego Wierchu. Hnatowe Berdo zostawiamy za plecami - nie prowadzi na niego żaden szlak, choć jest tam wydeptana ścieżka. Nasza dróżka robi się kamienista. Wkrótce szlak zaczyna wypłaszczać się, ale na naszej drodze pojawiają się grupki sterczących skałek. Bez problemy pokonujemy je.
O godzinie 13.20 zdobywamy Osadzki Wierch - najwyższą kulminację dzisiejszej wędrówki i całej Połoniny Wetlińskiej dostępny szlakiem turystycznym. Ustępuje tylko sąsiadującemu Rohowi (1255 m n.p.m.), na który szlaki turystyczne nie prowadzą. Dzisiejsze widoki ze szczytu są oczywiście „zerowe”, ale normalnie szczyt jest bardzo dobrym punktem widokowym na okoliczne pasma Bieszczadów oraz Góry Sanocko-Turczańskie.
|
Grzbiet Osadzkiego Wierchu. |
|
Osadzki Wierch (1253 m n.p.m.). |
Z Osadzkiego Wierchu schodzimy nieco po skałkach, a potem stromym zboczem, na którym poukładane kamienne głazy improwizują stopnie. Po niecałych 5 minutach jesteśmy na Srebrzystej Przełęczy, gdzie zakręcamy na południowy wschód i idziemy trawersując zbocze Roha. Kamienista dróżka łagodnie obniża swoją wysokość. Po około 20 minutach marszu ze szczytu Osadzkiego Wierchu powietrze robi się bardziej przejrzyste, ale tylko na 2-3 minuty, niestety. Zaraz potem ścieżka lekko podrywa się i wspina grzbietem na Hasiakową Skałę.
|
Zejście ze szczytu Osadzkiego Wierchu. |
|
Strome zejście na Srebrzystą Przełęcz. |
|
Między Rohem i Hasiakową Skałą. |
O godzinie 14.00 z chmury okrywającej połoninę wyłania
się zarys legendy Bieszczadów - schroniska na Połoninie Wetlińskiej, to słynna
„Chatka Puchatka”. Niegdyś zwana byao Tawerną na Hasiakowej Skale. Pierwotnie
zaś obiekt ten wybudowany przez wojsko w 1952 roku, służył jako posterunek
obserwacyjny dla celów obrony przeciwlotniczej. Po czterech latach wojsko
opuściło budynek. Stopniowo niszczał, aż w 1964 roku niejaki Ludwik Pińczuk z
Berehów Górnych, znany powszechnie jako „Lutek” urządził w nim
schronisko dla turystów. Ten jeden z najsłynniejszych Bieszczadników sprawił,
iż „Chatka Puchatka” ożyła. W 1966 roku ówczesna gazeta harcerska „Świat
Młodych” tak go opisywała: „Ma dwadzieścia kilka lat i ładny uśmiech. Jego
charakterystyczną sylwetkę na koniu można często spotkać na zboczu Połoniny
Wetlińskiej. Nosi stary kapelusz, wypłowiały od słońca, farmerki, kolorową
koszulę i mały serdaczek. Jest świetnym jeźdźcem i miłym chłopakiem.
Jugosłowianin [z dzisiejszej Bośni i Hercegowiny] z pochodzenia, sześć lat temu
przyjechał w Bieszczady. Urzekły go swą dziką przyrodą - został.” (Więcej o
chatce można dowiedzieć się z artykułu
Schronisko na Połoninie Wetlińskiej).
|
Schronisko „Chatka Puchatka” PTTK na Połoninie Wetlińskiej (1228 m n.p.m.). |
|
„Chatka Puchatka”. |
|
Kowboj z Połoniny Wetlińskiej - tak Świat Młodych nazwał Lutka. |
Schronisko PTTK „Chatka Puchatka” na Połonine Wetlińskiej stało się duszą tych gór - nic się chyba w nim nie zmieniło od lat. Wciąż pociąga spartańskością standardów - nie ma w nim elektryczności, ani bieżącej wody, a toaletą jest wychodek na Hasiakowej Skale. Najbliższe źródło wody znajduje się w odległości ok. 0,5 km i ponad 100 metrów niżej. W zamian „Chatka Puchatka” oferuje niesamowite widoki o poranku, czy zachodzie słońca. Zimą, kiedy trafi się na inwersję temperatury popatrzeć można stąd nawet na Tatry. Schronisko leży na wysokości 1228 m n.p.m. - najwyżej ze wszystkich bieszczadzkich schronisk i tak naprawdę jako jedyne w Bieszczadach na wysokościach prawdziwie górskich.
Schronisko nie jest duże - tylko 20 miejsc noclegowych w dwóch zbiorowych salach. Niewiele miejsca jest w salach jadalni i przed bufetem, ale w jakiś nieprawdopodobny sposób zawsze znajdzie się tu miejsce dla strudzonego wędrowcy, nawet w tak duży ruch jak dzisiejszej niedzieli. Mają tu dziś tylko żurek, ale taki, że palce lizać. Ela powiada, że będzie tu przyjeżdżać zawsze na ten żurek.
|
Przed wejściem do „Chatka Puchatka”. |
Kiedyś koniecznie musimy tak ułożyć plan wędrówki, by pozostać tu na noc, wieczorem zjeść coś pysznego i pogawędzić z Lutkiem o tym i owym. Tymczasem dzisiaj żegnamy się z klimatycznym schroniskiem. O godzinie 14.35 rozpoczynamy zejście z Połoniny Wetlińskiej do Brzegów Górnych.
Schodzimy szeroką dróżką, kierującą się za grzbietem na południowy wschód. Wkrótce, podobnie jak wcześniej, przebijają ją sterczące płyty skalne - idziemy po nich, albo obok nich, jak komu wygodniej. W pewnej chwili zaczynamy wychodzić z chmury okrywającej grzbiet. Z lewej strony grzbietu pokazuje się dolina potoku Rewanyn, zaś z prawej Przełęcz Wyżna (872 m n.p.m.) z mnóstwem samochodów stojących na parkingu. Stamtąd do Chatki Puchatka prowadzi najkrótsza droga oznakowana żółtymi znakami.
|
Zejście z Połoniny Wetlińskiej do Brzegów Górnych. |
|
Dolina potoku Rewanyn. |
|
Przełęcz Wyżna. |
O godzinie 14.50 czerwone znaki schodzą stromo, zeskakując po skałkach na prawą stronę zbocza. Zaraz potem wchodzimy do lasu, gdzie po wysokich stopniach szybko obniżamy swoją wysokość. Wychodzimy zupełnie z chmury, robi się przejrzyście. Otumanione białością oczy podczas kilkugodzinnej wędrówki muszą przyzwyczaić się do barw jesieni. Gdzieniegdzie w dolinę pada wiązka promieni słonecznych. Może się dzisiaj jeszcze rozsłoneczni - szkoda, że nas wtedy tu nie będzie. Nad nami wciąż wisi wyraźna czapa chmur, przez które jeszcze niedawno wędrowaliśmy.
|
Zeskok z grzbietu na prawą stronę zbocza. |
|
Zeskok z grzbietu na prawą stronę zbocza. |
|
Pod grzbietem. |
|
Słynne stopnie na Połoninę Wetlińską. |
|
Stopnie na Połoninę Wetlińską. |
Wkrótce wchodzimy na łagodnie opadającą rówień, gdzie przecinamy polany obsadzone grupkami niezwykle kolorowych drzew. Przed nami otwiera się dolina rozdzielająca Połoninę Caryńską od granicznego masywu Wielkiej Rawki. Niebawem pokazuje się również cała Połonina Caryńska - od stóp aż po sam szczyt. Nad nią jaśnieje skrawek błękitnego nieba. A więc pogoda poprawia się. Czy naprawdę musimy kończyć tą wędrówkę?
|
Łagodnie opadająca równień. |
|
Barwy jesieni. |
|
Przed nami otwiera się dolina rozdzielająca Połoninę Caryńską od granicznego masywu Wielkiej Rawki. |
|
Jesteśmy już prawie na dnie doliny. |
|
Widać już parking w Brzegach Górnych. |
|
Przed ciekiem wodnym zasilającym potok Dwernik. |
|
Brzegi Górne. Czy naprawdę musimy kończyć tą wędrówkę? |
O godzinie 15.35 jesteśmy już prawie na dnie doliny. Widać już parking przy drewnianych budkach kas Bieszczadzkiego Parku Narodowego. Przecinamy ciek wodny, zasilający nieco dalej potok Dwernik wypływający z północnych stoków Małej Rawki. Wkrótce przechodzimy kładką również przez Dwernik, który na tym odcinku nazwany jest Prowcza lub Prowsija. Dalej na środkowym odcinku, za Brzegami Górnymi nazywany jest Nasiczniańskim Potokiem.
Na drugim brzegu Prowczy o godzinie 15.40 kończymy wędrówkę.
|
Kładka nad potokiem Dwernik. |
Piękne te zdjęcia na koniec - jesień ma chyba najpiękniejsze barwy. Jak byście wrócili pod Chatkę, byłyby widoki :) Cudnie, jak zawsze u Was...Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńBrzegi Górne - mam miłe wspomnienia z pobytu w namiotowej bazie studenckiej na tej przełęczy. Bieszczady jesienią pięknieją, szkoda tylko, że pogoda nie była bardziej łaskawa. Relacja zachęca do wędrówki.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam.