Kościelec należy do popularnych dwutysięczników. Dojście do podnóża tej góry jest stosunkowo nieodległe od bram wejściowych do Tatrzańskiego Parku Narodowego, a więc właściwą wspinaczkę na niego można rozpocząć dość wcześnie. Z Krakowa wyjechaliśmy jeszcze w nocy, do Kuźnic busy dowiozły nas na godzinę 6.30. Wrześniowy, wczesny poranek nie jest chłodny. Może tylko troszeczkę, ale podejście na Boczań rozgrzewa nawet chłód wilgotnego, gęstego lasu, który tutaj rośnie. To taki przeszywająco dziki las, mimo bliskości do Zakopanego i masowo uczęszczanego szlaku do Doliny Gąsienicowej. Las taki lubią niedźwiedzie. Zawsze o nich myślimy, gdy tuż przed zmierzchem schodzimy tędy z gór.
TRASA:
Kuźnice (1010 m n.p.m.)
-
Boczań (1208 m n.p.m.)
Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.)
Mały Kościelec (1866 m n.p.m.)
Przełęcz Karb (1853 m n.p.m.)
Kościelec (2155 m n.p.m.)
Przełęcz Karb (1853 m n.p.m.)
-
Zielony Staw Gąsienicowy (1672 m n.p.m.)
Schronisko PTTK „Murowaniec” (1500 m n.p.m.)
-
Dolina Jaworzynka
Kuźnice (1010 m n.p.m.).
OPIS:
O godzinie 7.25 opuszczamy ten wielokroć przechodzony przez nas las i wchodzimy na unoszący się grzbiet Skupniów Upłazu. Jeszcze chwilkę podążamy nim w górę, by tradycyjnie zatrzymać się i wyrównać oddech, spoglądając z podziwem na znany już na pamięć widok, który tyle razy skłaniał nas do wyboru tego, a nie innego wariantu drogi do Doliny Gąsienicowej. W Dolinę Olczyską pada jeszcze cień reglowych wzniesień, Wielkiego i Małego Kopieńca. Dalej mamy wał Gorców, za którym widoczne jest morze chmur, które pokrywa dalsze beskidzkie wzniesienia. Za nami Nosal, a za Rowem Zakopiańskim wał Gubałówki. Gdy przemieszczamy się jeszcze wyżej po Skupniów Upłazie pokaże się nam Babia Góra i Pilsko na północnym zachodzie, a z tatrzańskich uroków wyłoni się śpiący jeszcze Giewont, na którym nie widać jeszcze nikogo, ale z pewnością stan taki nie potrwa długo, bo aura jest zbyt piękna, aby ją zmarnować. Również zacisznie jeszcze wygląda wierzchołek Kasprowego Wierchu, ale za parę chwil kolejka wwiezie na niego pierwszą turę turystów. Jedni ruszą ostro na Świnicę, mniej zaawansowani zejdą może do Schroniska PTTK na Hali Gąsienicowej, albo podażą granią przez Goryczkowe Czuby w kierunku Kopy Kondrackiej, a wielu pozostanie na Kasprowym Wierchu, oczekując swojego zjazdu z powrotem do Kuźnic. Jest pięknie, a ma być jeszcze piękniej.
|
Giewont widziany z Boczania. |
|
Skupniów Upłaz. |
|
Widok na Nosal. |
|
Wierzchołek Kasprowego Wierchu. |
|
Skupniów Upłaz. |
Na Diabełku zawiewa wiatrem. Diabełkiem zwą siodełko przed Wielką Kopą Królową, przez które przechodzimy. Ponoć czasami siodełko to przy wietrznej pogodzie musiano pokonywać na czworakach lub nawet na brzuchu, o czym pisał polski taternik Władysław Cywiński. Trawersem zbocza Wielkiej Kopy Królowej zbliżamy się do Przełęczy między Kopami, czyli przełęczy oddzielającej Wielką Kopę Królową od Małej Kopy Królowej. Za przełęczą rozpościera się przed nami niemal niebiański widok, bo nie ma takiego w żadnym miejscu, które zostawiliśmy za sobą. Poszarpana, ostra grań wzbudza zachwyt, ale przez jej olśniewające piękno przenika jednocześnie granitowa surowość i niedostępność. Kościelec mamy na prawej. Sterczy ostrzem nieco na lewo od wyniosłej Świnicy. Od Świnicy widoczna grań ciągnąca się na zachód leży od stóp do szczytów na obszarze Polski. To też zapewne przyczyniło się do tego, iż przeszło 100 lat temu zdecydowano się właśnie tą, a nie inną granią wytyczyć jeden z najpiękniejszych, ale zarazem jeden najbardziej ekstremalnych szlaków w Tatrach – szlak Orlej Perci.
|
Diabełek. |
Schodzimy na pełną zieleni Halę Gąsienicową. Widoczne są jednak pierwsze symptomy jesieni - porastające halę trawy zaczynają już żółknąć. Stąd widok całej hali jest nader fascynujący. Te kilka drewnianych chat, jest świadectwem intensywnego niegdyś pasterstwa. Dzisiaj jest ich niewiele, ale wtedy, kiedy na hali słychać było pasterskie dzwoneczki było ich tu znacznie więcej, wówczas też hala nie była tak bardzo zarośnięta kosodrzewiną. Cienie grani spadają jeszcze do doliny. Słońce nie weszło jeszcze wysoko – wszak jest wczesna godzina, dopiero 8.25. Z lewej w lesie skrywa się kamienny budynek schroniska „Murowaniec”. Omijamy go, staramy się zbagatelizować jego obecność, bo zwykle przystajemy w nim na chwilę, choćby na kubek herbaty. Może wstąpimy do niego po południu, jak zejdziemy z góry.
|
|
Hala Gąsienicowa. |
Kierujemy się do Doliny Czarnej Gąsienicowej. Dolina Gąsienicowa rozgałęzia się w górnych partiach na dwie, zupełnie do siebie niepodobne doliny: Czarną Gąsienicową i Zieloną Gąsienicową. Dolina Czarna Gąsienicowa jest bardziej hermetyczna, wąska i ogrodzona graniami. Jest w niej jednak rozległy i piękny staw, który wziął nazwę od doliny - Czarny Staw Gąsienicowy. Jest on tematem zachwytu i inspiracją, zarówno dla turystów, jak też wielkich artystów malarzy: Alfreda Schouppégo, Wojciecha Gersona, Leona Wyczółkowskiego i wielu innych. Wyżej w tej dolinie jest jeszcze znacznie mniejszych rozmiarów Zmarzły Staw Gąsienicowy. Zupełnie inaczej wygląda Dolina Zielona Gąsienicowa, która pokryta jest zielonościami traw i kosówek. Jest też w niej mnóstwo oczek wodnych, stawków, które trudno zliczyć, jako że niektóre z nich tracą okresowo wodę, a niektóre z nich uważane są za zupełnie wyschnięte. Zobaczymy ją później.
|
Przed stokiem Małego Kościelca. W centrum widoczny Kościelec. |
Tymczasem z lewej nieco poniżej szlaku mijamy Kamień Karłowicza. Został ustawiony w miejscu, w którym odkopano spod śnieżnej lawiny Mieczysława Karłowicza, wybitnego kompozytora, uznanego fotografa Tatr, narciarza i taternika. Zdarzyło się to 8
lutego 1909, kiedy Karłowicz przemierzał na nartach zbocza Małego Kościelca. Była
to śmierć, która przyspieszyła powołania Tatrzańskiego Ochotniczego Pogotowia
Ratunkowego, o co usilnie zabiegali on sam i Mariusz Zaruski. Byli to ludzie,
którzy bodaj jako pierwsi dostrzegali taką potrzebę w dobie upowszechnienia się
tatrzańskiej turystyki i taternictwa. W 1909 roku Mariusz Zaruski przygotował
w tym celu specjalną odezwę, która ukazała się na łamach „Taternika”:
Liczne w ostatnich latach przygody i wypadki w Tatrach niejednokrotnie
kończące się śmiercią zmuszają wszystkich szczerych zwolenników Tatr i
taternictwa do zastanowienia się nad środkami, jeżeli już niezapobieżenia
złemu, to przynajmniej szybkiej, a skutecznej pomocy poszkodowanym. Nie
podejmujemy się tutaj oceny samego faktu: taternictwo w ciągu trzydziestu kilku
lat swego istnienia dojrzało o tyle, o tyle ogółowi stało się przystępne, że
nieszczęśliwe wypadki w Tatrach zaliczone być mogą dzisiaj do normalnych
zjawisk społecznych. Dlatego właśnie musimy stworzyć instytucję – na wzór
ochotniczych straży ogniowych, pogotowia ratunkowego w miastach itp., która by
każdej chwili gotowa była nieść pomoc potrzebującym jej w Tatrach. Doświadczonych
taterników i przewodników sumiennych, którzy stanowić będą kadry ochotnicze i
zobowiążą się na każde wezwanie czynną nieść pomoc w górach, nie zabraknie.
Przechodzi wszakże siły jednostek zaopatrzyć instytucje w niezbędne, a drogie
stosunkowo ratunkowo przybory, jak: nosze, lornety, liny, apteczki itp. i
zorganizować stałą straż bezpieczeństwa. Zwracamy się tedy za pośrednictwem
Taternika do szerokiego ogółu przyjaciół Tatr i Zakopanego z gorącą prośbą o
poparcie sprawy i składanie datków pieniężnych na rzecz stałego Tatrzańskiego
Pogotowia Ratunkowego z siedzibą w Zakopanem.
Treść tej odezwy podpisali również członkowie Towarzystwa Tatrzańskiego,
zaś Mieczysław Karłowicz miał ją podpisać zaraz po powrocie z wycieczki
narciarskiej do Czarnego Stawu Gąsienicowego, z której nie powrócił ginąc pod
lawiną, która zsunęła się ze stoków Małego Kościelca. Był to wstrząs dla
środowiska tatrzańskiego, który zmusił wszystkich do głębokich przemyśleń w
aspekcie ratownictwa górskiego w Tatrach. TOPR zostało zarejestrowane 29
października 1909 roku we Lwowie, a za godło organizacji przyjęto błękitny
krzyż na białym polu. Pierwszym prezesem TOPR został dr Kazimierz Dłuski, zaś naczelnikiem
Straży Ratunkowej Mariusz Zaruski, a jego zastępcą Klimek Bachleda.
|
Kamień Karłowicza. |
|
Zbocza Małego Kościeleca. |
Odpoczywamy chwilkę nad Czarnym Stawem Gąsienicowym. Zwykle jego lustro odbija wizerunek wyrastającego z niego Kościelca. Dzisiaj jednakże lustro stawu jest lekko sfalowane. Czarny Staw Gąsienicowy jest największym jeziorem w całej Dolinie Gąsienicowej i jednym z największych w całych Tatrach. Liczy sobie blisko 18 ha powierzchni oraz 51 m głębokości. W najszerszym miejscu ma 665 m szerokości. Nazwa tego stawu wywodzi się od ciemnogranatowego, czy też ciemnoszafirowego odcienia jego wody. Takie ciemne barwy jeziora powoduje cień otaczających go szczytów, jak też żyjące w nim sinice (Pleurocapsa polonica), które można zobaczyć na głazach leżący przy brzegu jeziora. Czarny Staw Gąsienicowy w 1881 roku został zarybiony pstrągami potokowymi i źródlanymi. Blisko północno-wschodniego brzegu, tam gdzie znajduje się wypływ Czarnego Potoku Gąsienicowego, mamy niewielką wyspę porośniętą kosodrzewiną, która powstała na dawnym mutonie. W 1909 roku planowanie na niej budowę mauzoleum Juliusza Słowackiego, jednakże pomysł ten spotkał się z protestem działaczy ochrony przyrody i realizacji tego pomysłu zaniechano.
|
Kościelec wznoszący się ponad Czarnym Stawem Gąsienicowym. |
|
Czarny Staw Gąsienicowy. |
Na brzegu stawu robimy dwudziestominutową przerwę. To wskazana przerwa, gdyż dalej czeka nas bardzo forsowne podejście na Małego Kościelca. Podejście to zaczynamy wpierw łagodnie, krótko przez niskie kosówki. Szybko staje się ostrzejsze. Przechodzimy przez skalne bloki, a potem trawersem trawiastego zbocza ponad nimi. Po mimo forsowności podejścia i szybko pojawiającego się zmęczenia, błyskawicznie nabieramy wysokości. Niebawem całe lustro Gąsienicowego Stawu możemy ogarnąć z góry jednym spojrzeniem. Jest to oszałamiający i piękny widok. Jakże nie przysiąść na chwilę na wąskim kamiennym chodniku, tym bardziej, że w tym momencie jeszcze jesteśmy na nim tylko my. Nikomu nie będziemy wadzić, jeśli właśnie tutaj odpoczniemy, zachwycając się cudownym pejzażem. Pejzaż ten niebawem zasłania nam grzęda, za którą zachodzi nasza ścieżka, lecz wkrótce, z jej szczytów widok potęguje oddziaływanie na percepcje człowieka. Przed nami ostatnia prosta przed granią - lekko skosem przecinamy trawiastą stromiznę i o godzinie 10.30 osiągamy wąską grań Małego Kościelca.
|
Trawers stoku Małego Kościelca. |
|
Spojrzenie na Czarny Staw Gąsienicowy. |
|
Za skalną grzędą. |
|
Wysokość rośnie w mgnieniu oka. |
|
Ostatnie prosta na grań Małego Kościelca. |
|
Dolina Zielona Gąsienicowa. |
Z drugiej strony grani mamy teraz ogląd na Dolinę Zieloną Gąsienicową, silnie kontrastującą z tą, z której wyszliśmy. Grań obniża się do siodła przełęczy Karb, za którą unosi się i przechodzi w szerszą płytę w kierunku piku Kościelca. Nie ma drugiej takiej góry, choć czasami porównuje się jej wygląd do Matterhornu, używając wobec niej określenia „polski Matterhorn”.
Za przełęczą Karb kamiennym chodnikiem obchodzimy kilka skał na grani, po czym przechodzimy na prawo do rynienki w uskoku skalnym, dzięki której możemy wejść wyżej na płytę Kościelca, bez pomocy specjalistycznego sprzętu. Potrzebujemy tylko trochę pomocy rąk i jesteśmy na płycie. Idziemy dalej ścieżką zygzakującą po płycie. Kije trekkingowe przydają się do chwili, ale we fragmentach prowadzących po wygładzonej litej skale trudniej znaleźć dla nich stabilny punkt oparcia. Szlak kilkakrotnie podprowadza pod urwiste zbocza opadające wprost do Czarnego Stawu Gąsienicowego. To najbardziej emocjonujące momenty na naszej drodze, ale nie najtrudniejsze, przynajmniej technicznie.
|
Szczyt Małego Kościelca. |
|
Płochacz halny (Prunella collaris). |
|
Zejście na przełęcz Karb. |
|
Mały Kościelec. |
|
|
Obejście kilku głazów powyżej Karbu. |
|
|
Kominek. |
|
Wyjście z kominka. |
|
W zakosy. |
|
Po pokonaniu wygładzone skalnej płyty. |
|
Przejście pod wantą. |
|
Zacieniony Czarny Staw Gąsienicowy (właśnie zachodzi czernią). |
|
Widok w stronę Tatr Zachodnich. |
|
Niewielki rumosz. |
|
|
Płyta pod wierzchołkiem. |
O godzinie 11.25 dochodzimy pod wierzchołek Kościelca. Płyta, po której podchodziliśmy ma tutaj znacznie mniejszą szerokość i kończy się. Jesteśmy tuż przed szczytem, ale aby go zdobyć trzeba się teraz trochę powspinać. Przed nami spiętrzenie, które fragmentami zbliża się nachyleniem do pionu. Próg ten liczy sobie około 7 m wysokości. Chwytne ręce są przy nim nieodzowne oraz umiejętność stosowania prostych technik wspinaczkowych. Niektórym ta końcówka może przysporzyć trochę kłopotu, ale nie jest to trudność, której nie można pokonać. Gorzej jednak będzie przy schodzeniu, bo trudniej będzie wyjrzeć za punktami podparcia dla stóp. Tymczasem jednak myślimy jak wspiąć się wyżej. Ot wystarczyło parę chwytów, jedno, drugie podciągnięcie jesteśmy. O godzinie 11.30 stajemy na szczycie Kościelca.
|
Kościelec zdobyty! |
|
Widok na Granaty. |
Nie ma na nim dużo miejsca, ale też nie ma jeszcze wielu ludzi i bez problemu znajdujemy miejsce dla siebie. Widoki są niebotycznie, choć od południa napływa trochę obłoków. Są one jednak dopełnieniem tatrzańskiego majestatu, który z Kościelca jest wyjątkowy, choć ograniczony przez przechodząca w pobliżu grań główną Tatr. Jednak ze szczytu Kościelca rozciąga się najlepszy bodaj widok na całą Dolinę Gąsienicową. Mieczysław Karłowicz mówił, że „tylko z Kościelca widoczne są wszystkie bez wyjątku Stawy Gąsienicowe”.
O godzinie 12.20 opuszczamy wierzchołek dwutysięcznika. Schodzimy dokładnie tą samą drogą, bo nie ma innej możliwości. Na Kościelec wiedzie tylko jeden znakowany szlak. Mijanki z wychodzącymi nie sprawiają jednak żadnych problemów. Jedynie może w rynnie przed przełęczą Karb trzeba wyczekać krótką chwilkę, bo jest ona zbyt wąska dla jednoczesnego ruchu w górę i w dół. O godzinie 13.00 osiągamy przełęcz Karb.
|
Dolina Czarna Gąsienicowa. |
|
Ponad Doliną Zieloną Gąsienicową. |
|
|
W zakosy na zejściu. |
|
Z lewej Żółta Turnia, z prawej Granaty. |
Z przełęczy Karb schodzimy na stronę Doliny Zielonej Gąsienicowej. Takie przejście tj. wyjście od strony Doliny Czarnej Gąsienicowej i zejście do Doliny Zielnej Gąsienicowej jest klasykiem, stosowanym przez większość turystów. Jest bezpieczniejsze i wygodniejsze, ponieważ zbocze od strony Doliny Czarnej Gąsienicowej, po którym prowadzi szlak jest przepaściście strome, zatem jest wygodniejsze do podchodzenia niż schodzenia. Zejście z Karbu do Doliny Zielonej Gąsienicowej jest o wiele łagodniejsze i prowadzi przez urokliwe pojezierze (tak niektórzy nazywają Dolinę Zieloną Gąsienicową ze względu na wielość znajdujących się w niej oczek wodnych). Uroku dodaje zielone otoczenie stawków - kosówki i halne trawy. Szlak turystyczny nie przeprowadza obok wszystkich tych stawków.
|
Karb z zejścia do Doliny Zielonej Gąsienicowej. |
Pierwszymi przy naszym szlaku jest grupa trzech stawów. Po prawej mijamy Kurtkowiec, a po lewej dwa Czerwone Stawki: najpierw Niżni Czerwony Stawek, następnie Wyżni Czerwony Stawek. Kurtkowiec to jezioro o nieregularnym kształcie z niewielką wysepką porośniętą kosodrzewiną. Witold Henryk Paryski w swoim przewodniku podaje, że jego powierzchnia razem z wyspą wynosi 1,56 ha (długość 212 m, szerokość 139 m), zaś głębokość 4,8 m. Leżące po drugiej stronie ścieżki Czerwone Stawki są mniejsze i obecnie raczej nie przekraczają 0,2 ha. Wyżni Czerwony Stawek jest większy i ma nieco ponad metr głębokości (wg przewodnika Paryskiego 1,4 m, ale obecnie zapewne mniej, ze względu na zmniejszającą się powierzchnię stawku). Niżni Czerwony Stawek posiada głębokość nie przekraczającą 1 m.
|
Kurtkowiec. |
|
|
Niżni Czerwony Stawek. | Wyżni Czerwony Stawek. |
Minąwszy powyższe jeziorka nasz szlak doprowadza nas do szlaku schodzącego ze Świnickiej Przełęczy. Za węzłem szlaków mamy kolejne jezioro, znajdujące się po lewej od naszej ścieżki. Jest to Zielony Staw Gąsienicowy położony na wysokości 1672 m n.p.m. będący największym stawem w Dolinie Zielonej Gąsienicowej. Jego powierzchnia wynosi 3,8 ha, zaś głębokość 15,1 m. Jasnozielone zabarwienie jego przeźroczystych wód wywołane jest niewielką ilością planktonu. Zbiornik ten próbowano zarybiać pstrągiem źródlanym, ale ze względu na niewystarczającą ilość planktonu, większość z ryb wymarła. Z Zielonego Stawu Gąsienicowego wypływa potok Sucha Woda, którego łożysko tworzy naturalną granicę pomiędzy Tatrami Zachodnimi i Tatrami Wysokimi. Nazwa tego potoku pochodzi od tego, że w całym górnym biegu aż do Wawrzeczkowej Cyrhli jego koryto jest w większości suche, gdyż płynie on podziemnymi przepływami.
|
Zielony Staw Gąsienicowy. |
Schodzimy niżej przez wała moreny. Szlak tonie w urokach żółknących traw zarastających zieloną kosówką. Z tej doliny, obracając się za siebie dostrzec można osobliwe kształty Kościelca, które sprawiły mu taką a nie inną nazwę. Ten kształt wielu kojarzy się z ogromną świątynią nakryta płaskim dachem opadającym ku północy. Tenże dach to ta sama płyta, po której przechodziliśmy w górę i w dół, zdobywając szczyt góry. A przed nami kolejny stawek, leżący w niewielkim obniżeniu terenu po prawej stronie od naszej ścieżki – Litworowy Staw Gąsienicowy znajdujący się na wysokości 1618 m n.p.m. Według pomiarów z 2004 roku jego powierzchnia wynosi 0,4 ha. Jest to staw o bagnistym dnie, zarastający turzycą dzióbkowatą (Carex rostrata). W stawie tym gody odbywa żaba trawna, a czasami spotkać można traszkę górska. Jego nazwa związana jest z rosnącym w jego pobliżu arcydzięglem litworem.
|
Litworowy Staw Gąsienicowy. |
|
|
Kościelec. |
Przy naszym szlaku mamy jeszcze Troiśniaki, Dwoiśniaki i Jedniak, nazwane niczym liczebniki, i choć dzisiaj trudno doszukać się trzech Troiśniaków, to kiedyś naprawdę było ich trzy, to samo z dwoma Dwoiśniakami, z których jeden już prawie wysechł, zaś Jedyniak ukryty za kosówką jeszcze dobrze się trzyma. Przed schroniskiem mamy jeszcze Mokrą Jamę, stawek, który nie zawsze znajduje miejsce w tatrzańskich opracowaniach. Jednak wcale nie jest najmniejszy w dolinie. Pomiary z 2004 roku określają jego powierzchnię na 0,048 ha, co plasuje go pod tym względem na 12 miejscu w Dolinie Gąsienicowej, w której doliczyć się można ponad 20 stawów. Od Mokrej Jamy mamy już tylko nieco ponad 300 metrów do schroniska.
|
Mokra Jama. |
Podążając przez Dolinę Zieloną Gąsienicową nie odmawialiśmy sobie postojów nad licznymi, urokliwymi stawkami, znajdującymi się przy naszym szlaku. Stąd też do Schroniska PTTK „Murowaniec” docieramy na godzinę 14.30. Nie ograniczamy się jednak z czasem i gościmy w nim półtorej godzinki. Murowaniec jest dosłowną cząstką góry, którą dzisiaj zdobyliśmy, gdyż kamienny budulec schroniska pozyskiwany był m.in. pod stokami Kościelca. Hala Gąsienicowa od początków turystyki tatrzańskiej była jednym z głównych punktów wypadowych na szczyty. Powstanie schroniska w tym miejscu było więc istotną sprawą. W 1890 roku Polskie Towarzystwo Tatrzańskie wykupiło część hali wraz z dwoma szałasami. W jednym z nich urządzono prowizoryczne schronisko. W tym samym czasie nad brzegiem Czarnego Stawu Gąsienicowego własną, prywatną noclegownię prowadził Józef Sieczka. Jednak liczba turystów rosła i oba schronienia szybko przestały być wystarczające. Dlatego na początku XX wieku, Towarzystwo Tatrzańskie zaczęło podejmować starania, aby w Hali Gąsienicowej powstało duże, nowoczesne schronisko, które mogłoby być miejscem odpoczynku dla wędrujących po górach. Założono przy tym, że zewnętrzny wygląd takiego schroniska powinien integrować się z otoczeniem. Dlatego też za budulec posłużył tutejszy nieociosany granit i drewno. Schronisko to zostało uroczyście otwarte w 1925 roku przez prezydenta Rzeczpospolitej Stanisława Wojciechowskiego.
|
Przed Schroniskiem PTTK na Hali Gąsienicowej. |
|
Kościelec i Mały Kościelec. |
|
Opuszczamy Halę Gąsienicową. |
Po godzinie szesnastej wyruszamy w stronę Kuźnic. Na Przełęczy między Kopami wybieramy wariant szlaku przez Dolinę Jaworzynka. Z Zakopanego startuje śmigłowiec TOPR. Leci w stronę tatrzańskich wierchów, gdzie być może ktoś potrzebuje pomocy. Na tych ludzi można zawsze liczyć. Spieszą z pomocą "na każde wezwanie Naczelnika", zawsze kiedy ktoś potrzebuje pomocy, bez względu, czy jest to turysta, czy taternik. Tak już od ponad 100 lat.
Szlak wprowadza nas w trawers Stoków Małej Kopy Królowej, porośniętej w górnej części kosówką, niżej lasem. Trawersy przeplatają się ze stromszymi zejściami wprost w dół doliny. Po osiągnięciu łożyska doliny, podążamy dalej do jej wylotu, wygodną, łagodną dróżką, aż do Kuźnic. O godzinie 17.20 wchodzimy do Kuźnic, gdzie pozostaje nam złapać busa, który podwiezie nas na dworzec autobusowy.
|
|
Helikopter TOPR |
Wracamy do domu, zadowoleni z dnia i urzeczeni całkiem fajnym przejściem. Łączyło ono wspaniały wierch tatrzański z urokliwymi jeziorami. Bez tych, czy innych jezior Tatry byłyby suchą pustynią. Tatrzańskie jeziora same w sobie mogą być atrakcyjnym celem górskich wędrówek. Z kolei Kościelec ma w sobie coś wielce pociągającego, emanującego mistyką. Przez swoją osobliwość mógłby być symbolem Tatr, jak Mnich, ale Kościelec stoi nieco w cieniu wyższych grani. Na brak fanów Kościelec jednak nie może narzekać, gdyż ma w sobie magię oczarowywania miłośników Tatr.
Witam... wspaniała wyprawa... chociaż już nie... może jeszcze kilka jezior bym chciała podziwiać z góry.. podejść do schronisk...
OdpowiedzUsuńA ja życzę wiele wspaniałych dreptań😊