| Gorce bardzo kochałem,
a na Lubaniu wiele razy byłem.
Jan Paweł II, 12.12.2003 r.
|
TRASA:
Studzionki (895 m n.p.m.)
Kotelnica (946 m n.p.m.)
Runek (1005 m n.p.m.)
Polana Morgi
Lubań (1211 m n.p.m.)
Przełęcz Snozka (653 m n.p.m.)
OPIS:
Karol Wojtyła w Gorcach bywał nader często. Zaglądał do nich, gdy pojawiła się tylko chwila wolnego czasu, bo były to góry idealne na krótkie eskapady z niedalekiego Krakowa, w którym przez wiele lat mieszkał. Pojawiał się tutaj z grupami młodzieży. Wędrował z nią zarażając pasją wędrowania i zgłębiając sens istnienia. Gorce są niczym źródło nieustannego spokoju. Urzekają przyrodą, wspaniałymi krajobrazami i łagodnością kontrastującą z ostrym grzebieniem tatrzańskich szczytów, które wyrosły naprzeciw nich. Można jeszcze dzisiaj zetknąć się z fascynującą tradycją i kulturą gorczańskich górali - trzeba tylko wiedzieć gdzie. Jest taki przysiółek położony na gorczańskim paśmie Lubania. Nazywa się Studzionki od gwarowego określenia bijących źródeł. Na Studzionkach można rozkoszować się bezmiarem spokoju. Kto choć raz zaglądnie do Studzionek – serce zostawi w nich na zawsze.
Podczas naszej wędrówki nie tylko zaglądnęliśmy do tej góralskiej osady, ale nawet zostaliśmy tam na noc. Zresztą nie po raz pierwszy. Mamy w pamięci taki magiczny wieczór, kiedy spoglądaliśmy poprzez płomień ogniska na grzebień Tatr. Ich widok jest stąd najpiękniejszy z całych Gorców.
|
Studzionki 2016 - na szlaku Małopolskiego Szlaku Papieskiego. |
Dzisiejszy poranek, piękny, rześki, słowem cudowny, choć bardzo mglisty. Zapowiadają na popołudnie jakiś deszcz. Lubimy deszcz taki, który zrasza leśne liście. Las jest wtedy lśniący i jest najpiękniejszy. Ruszamy w drogę dość wcześnie. Tym razem mamy zamiar uciec przed deszczem. Nie jest to łatwe, bo ze Studzionkami jak zwykle ciężko się rozstać. Chciałoby się obiecać szybki powrót, zapowiedzieć ponowną rychłą wizytę, może na dłużej. Będziemy tęsknić. Na pewno pojawimy się tu znów szybko, może jesienią, może zimą. Studzionki zimą byłoby wspaniale zobaczyć, tak jak całe Gorce.
Robimy tradycyjną, pamiątkową fotografię, na której właściwie widać tylko nas, bo scenografia w tle zaszła mgłą. A jeszcze przed momentem było widać domy i las otaczający Studzionki. Godzina 8.40 to godzina naszego wymarszu ze Studzionek. Ruszamy w kierunku Lubania.
Po 20 minutach przechodzimy pierwszy szczyt wznoszący się na wschód od Studzionek - Kotelnicę (946 m n.p.m). Za szczytem mamy krótkie zejście na niewielką polankę z rozejściem dróg. Stoi na niej odtworzony częściowo Kopiec Hubieński z około 1770 roku wyznaczający historyczną granicę. Odchodzi stąd niebieski szlak do wsi Huba położonej na południowych stokach Kotelnicy. Jest to niewielka wioska licząca około 100 mieszkańców, ulokowana wysoko w górach przez starostów czorsztyńskich na początku XVII wieku. Nie wiadomo dlaczego z dala od traktów, rzek, czy potoków, co dla ówczesnych mieszkańców była sporą uciążliwością. Dzisiaj z wioski można oglądać niepowtarzalną, rozległą panoramę, jaka rozciąga się ponad lśniącą w słońcu taflą Jeziora Czorsztyńskiego.
|
Kopiec Hubieński. |
|
Runek. |
Idziemy dalej bardzo wygodna dróżką grzbietową, idealną na niedzielny spacer. Las tonie we mgle oraz w ciszy i spokoju. Nawet ptaki nie udzielają się śpiewem. Jeszcze przed godziną dziesiątą przechodzimy zalesiony Runek Hubieński (997 m n.p.m.), a następnie Runek (1004 m n.p.m.). Na łagodnym zejściu z Runka daje się wyczuć intensywny zapach... padliny? Zapach uznawany przez człowieka za nieprzyjemny, a mówiąc wprost - smrodliwy. Nie jest to jednak zapach martwego zwierza, a grzyba bezwstydnie wyglądającego, czyli sromotnika smrodliwego (Phallus impudicus L.).
|
Sromotnik smrodliwy (Phallus impudicus L.). |
Ktoś wymyślił mu taką nazwę nawiązującą do jego kształtu. Jego nazwa rodzajowa wywodzi się od greckiej nazwy prącia (φαλλός, w zlatynizowanej formie Phallus). Nie inaczej go postrzegano na staropolszczyźnie, gdzie zwać go zaczęto sromotnikiem, czyli kimś siejącym zgorszenie, wstyd i hańbę. Grzyba tego łatwiej wywąchać niż wypatrzeć. Jego zapach niesie się przez kilkanaście metrów wabiąc muchy i inne owady, które przenoszą zarodniki sromotnika w okolicy.
Właściwości lecznicze sromotnika bezwstydnego nie mają sobie równych. W odróżnieniu do podobnie nazwanego muchomora sromotnikowego, lecz zupełnie inaczej wyglądającego sromotnik bezwstydny nie jest trujący. Nie jest jednak też uznany za grzyb jadalny ze względu na nieprzyjemny smak i cuchnący zapach, choć może nie wszędzie, bo podobno we Francji jest swego rodzaju przysmakiem spożywanym na surowo, czy też w postaci posiekanej jako dodatek do sałatek, czy też zalany śmietaną, lub smażony na patelni. Dania ze sromotnikiem podawane są w restauracjach, gdzie spożywane są przez mężczyzny dla zwiększenia potencji, ale też podobno ma właściwości pobudzające popęd płciowy i miłość u obu płci. Już w średniowieczu służył do sporządzania napojów miłości, choć być może sugerowano się jego kształtem. I jeszcze ciekawostka: sromotnik bezwstydny znajduje się w Księdze Rekordów Guinnessa, jako najszybciej rosnący grzyb na świecie (prędkość jego wzrostu może osiągnąć 5 mm na minutę).
|
Oddalamy się od Runka. |
Oddalamy się od Runka. Niegdyś jego wierzchołek zapewne pokrywała polana, bo przecież nazwa szczytu pochodzi od rumuńskiego ‘runc’, oznaczającego polanę wytworzoną przez wypalenie lasu. Nie ma już po niej śladu, ale lada chwila, gdy mija dziesiąta przechodzimy skrajem obszernej polany, pierwszej i nie ostatniej na naszej trasie. Stąd na południe roztacza się piękny widok na zbiornik czorsztyński z zaporą i z dwoma zamkami w Czorsztynie i Niedzicy. Za nimi zaś widoczne są pagóry i wapienie Pienin, zaś na południu Tatry zamykające horyzont. To coś wspaniałego, co przeżywaliśmy niejednokrotnie przemierzając ten szlak. Tutaj zwykle zatrzymywaliśmy się przysiadając przed tym cudownym krajobrazem. Dziś też jest przyjemnie zatrzymać się, a nawet usiąść na zroszonej trawie podkładając pelerynę, choć widoki zasłaniają chmury. Z dobrymi ludźmi wszędzie jest dobrze.
Po niedługim czasie idziemy dalej przez kolejne polany, a tych między Runkiem a kulminacją Lubania jest całkiem sporo. O godzinie 10.45 przechodzimy przez polanę Kudów, potem Morgi, na której ktoś niedawno biwakował przy ognisku. Za polaną rośnie trochę młodnika, kilka świerków, skrawek lasu przylega do dróżki i kolejna polana, jeszcze bardziej rozległa i chyba najbardziej rozciągła na grzbiecie pasma - Jaworzyny Ochotnickie. Nazwa polany tylko poświadcza o rosnącym tu lesie jaworowym, tak niegdyś pospolitym tutaj i w innych obszarach naszych gór. Dawał drewno cenione w meblarstwie, czy w lutnictwie za doskonałe właściwości akustyczne.
|
Jaworzyny Ochotnickie. |
Muzyka jest wiecznym atrybutem tradycji ludowej, która tutaj przekazywana była z pokolenia na pokolenie, bez nut i zapisów, po prostu ze słuchu. Tak zachowały się przez wieki oryginalny, niepowtarzalny śpiew i gra górali,które upodobał sobie m.in. Jan Paweł II. Przyjeżdżał w góry nie tylko by chadzać po nich, ale też by spotkać się góralami i ich kulturą, czy nacieszyć uszy ich muzyką. Dzisiaj niewiele jaworów już pozostało, a i śpiew ucichł nieco na góralskich halach. Gdzieś czasem napotkamy jednego sędziwego jawora, na który spoglądamy jak na rzadkie dziwactwo, lecz z podziwem moglibyśmy rzec te słowa, jak Roman Dzioboń:
Koroną
podpierasz strop nieba
Korzenie
wczepione mocno w skalistą ubocz
ciągną soki ziemi jak stare madziarskie wino
Pień
okryty pomarszczoną korą
jak twarz starego gazdy,
opowiada pradawne dzieje...
Liście
smagane wiatrem,
grają dawno zapomniane nucki
trza tylko
umieć słuchać tych „Gęśli z Jawora”
(Roman Dzioboń, „Śpiew Jaworowych gęśli”)
Jak się dobrze popatrzy, to takie jawory można jeszcze tutaj spotkać, takie wysokie, z omszałymi pniami i gałęziami. Dróżka delikatnie pnie się po stoku przecinając Jaworzyny Ochotnickie. Stąd na Lubań jest około 40 minut. Jeszcze tylko chwilkę płasko przez las i na wprost nas wyrasta Lubań. Czeka nas ostre, choć niedługie podejście na najwyższy szczyt Pasma Lubania.
|
Powyżej Jaworzyn Ochotnickich. |
Przed nami wierzchołek, a raczej widoczny jeden z dwóch wierzchołków Lubania, ten zachodni. Źródła różnie podają wysokości wierzchołków Lubania, lecz nie wnikamy w te kwestie. Dla nas bardziej atrakcyjnym jest ten pierwszy na naszej trasie, gdzie od 2015 roku stoi 22-metrowa wieża widokowa. Wierzchołek jednak dotyka dolnego pułapu chmur. Chyba nic z tej wieży nie będzie widać. Mieliśmy wrażenie, że chmury rozchodzą się, bo z podejścia na szczyt pod czapą chmur odsłania się widok na doliny po północnej stronie grzbietu. Dołem chnury zawisły niemal w bezruchu, bo ledwie wyczuwalny powiew wiatru jest zbyt słaby, aby je przegnać.
Podejście jest żmudne, ale krótkie. Na pewnym odcinku zniszczone siłą wody spływającej w czasie ulew, która wyryła w dróżce głęboki rów. Wyżej podejście usłane jest kamieniami. W końcówce przed wierzchołkiem dróżka chowa się w lasku, z którego wychodzimy już na samym szczycie, a dzieje się to go godzinie 11.40.
|
Podejście na Lubań. |
|
Widok w stronę doliny Ochotnicy. |
|
Dolina potoku Młynne. |
Taras widokowy wieży na Lubaniu znajduje się 20,7 metrów powyżej poziomu terenu na którym stoimy. Nie ma jednak sensu wychodzenie na wieżę, bo ta niknie w chmurze. Może tylko po to, aby pomachać znajomym ręką do kamery, z której obraz przekazywany jest w trybie online na stronę gminy Ochotnica Dolna. Wieża widokowa zmieniła nieco wygląd góry, do którego byliśmy przyzwyczajeni. Na swoim miejscu pozostało kamienne podwyższenie z krzyżem papieskim, który ma upamiętniać gorczańskie wędrówki Karola Wojtyły. Subtelny krzyż wtapia się w otoczenie, jakby był od zawsze jego częścią. Tablica umieszczona w kamiennym podwyższeniu głosi papieskie wyznanie:
Gorce bardzo kochałem,
a na Lubaniu wiele razy byłem.
Jan Paweł II.
|
Krzyż papieski na Lubaniu. |
|
Lubań (1211 m n.p.m.). |
We mgle (chmury naparły w między czasie na szczyt) schodzimy na płaską przełęcz między dwoma szczytami góry. Przełęcz pokrywa polana Wierch Lubania, która kiedyś była wypasana. Położona jest na wysokości około 1200 m n.p.m. Jeszcze w latach 70. XX wieku po większych ulewach tworzył się tutaj okresowy zbiornik wodny. Wcześniej ponoć był staw. W latach 60-tych XX wieku uruchomiono na polanie sezonową bazę namiotową. Działa ona do dziś. W miesiącach lipiec i sierpień w stojącej wiacie pojawiają się bazowi, którzy zamieniają ją na swoją kwaterę. Wokół niej stają rzędy namiotów. Działa kuchnia biwakowa, której specjałem są naleśniki. Wodę do bazy dostarcza źródełko znajdujące się niedaleko stąd na południowych stokach.
Dzisiejszego dnia pod wiatą ktoś rozpalił ognisko. Pieką kiełbaski. Sympatyczni ludzie wybrali się na niedzielny spacer na Lubań. Zatrzymali się tutaj i biwakują przy ognisku. Też tak mogliśmy, ale nie pomyśleliśmy o tym wcześniej. Szkoda.
|
Wierch Lubania. |
|
Baza namiotowa na Lubaniu. |
Wtem nad Wierchem Lubania przejaśnia się. Z mgły wyłania się wieża widokowa. Na północy pokazuje się nawet błękit nieba. Impuls podpowiada, że coś będzie z niej teraz widać. Zatem nie zastanawiajmy się. Szybkim krokiem udajemy się pod wieżę, a potem do góry po 138 drewnianych stopniach. Trochę to było męczące, ale warto było. Co prawda widoki nie odsłoniły się na każdą stronę, ale jest niezwykle pięknie. Szczególnie cieszą nas widoki na stronę północną, na którą do tej pory nie można było spojrzeć ze względu na las.
|
Wieża widokowa na Lubaniu. |
|
Wierch Lubania z wieży widokowej. |
|
Widok na południowy wschód. |
|
Widok na południowy wschód. |
Zalesione stoki północne Lubania opadają stromo do Ochotnicy Dolnej. Za doliną z Ochotnicą Dolną wznosi się główny grzbiet Gorców schodzący na prawo do doliny Dunajca. Z prawej widać też boczny grzbiet odchodzący nad Tylmanową. Dalej w dolinie Dunajca zabudowania Łącka. Dzięki wieży widokowej ze szczytu widać pasma i szczyty wcześniej niewidoczne: Mogielica i Modyń, Pasmo Łososińskie. Pod względem rozciągającej się panoramy Lubań może być teraz bardziej atrakcyjny od najwyższego w Gorcach Turbacza.
|
Widok na południowy wschód. |
|
Widok na południowy wschód. |
|
Widok na zachód. |
|
Ponad chmurami. |
|
Ponad chmurami. |
|
Polana Wierch Lubania a za nią drugi wierzchołek Lubania. |
|
Wieża widokowa na Lubaniu. |
Kiedyś na Lubaniu, na polanie Wyrobki stało również schronisko, a było to w czasach kiedy bywał tu Karol Wojtyła. Był to obiekt o standardzie dla mniej wymagających turystów tzw. bacówka z 16-toma miejscami noclegowymi, kuchnią turystyczną i bufetem. Oddany został do użytku w 1975 roku. Istniał niedługo, gdyż w styczniu 1978 strawił go pożar. Nie było to jednak pierwsze schronisko na Lubaniu. W 1937 roku wybudowane zostało schronisko pod szczytem Lubania na tzw. Samorodach. Był to spory budynek z setką miejsc noclegowych, a także z werandą widokową na Tatry. Schronisko to zostało spalone przez Niemców w 1944 roku. W ostatnim okresie czasu powraca jednak coraz częściej informacja o odbudowie schroniska na Lubaniu. Zatem czekamy na schronisko, ale Lubań dzisiaj musimy już opuścić.
|
Opuszczamy wierzchołek Lubania. |
|
Wierch Lubania. |
Pogoda poprawiła się, choć miało być odwrotnie. Pięć minut po trzynastej zaczynamy schodzić niebieskim szlakiem. Przechodzimy przez Samorody. Początkowo niebieski szlak prowadzi wspólnie z zielonym. Przechodzimy obok źródełka, które jest podstawowym źródeł wody obozujących w bazie namiotowej na Lubaniu. Niebawem na polanie Wyrobki, tuż przed pozostałościami dawnej bacówki szlaki rozchodzą się. Zielony szlak odchodzi na lewo do Grywałdu. Niebieski szlak, którym podążamy dalej, odchodzi na prawo prowadząc leśnymi dróżkami. Po około godzinie przechodzimy w sąsiedztwie polan, przechodzących wkrótce w rozległe hale. Za plecami wśród zalesionych wzniesień bez problemów rozpoznajemy Lubań. Jest teraz łatwo identyfikowalny dzięki stojącej na szczycie wieży widokowej.
|
Samorody. |
|
Ruiny schroniska na Samorodach. |
|
Ruiny bacówki na polanie Wyrobki. |
|
Szlak schodzi z leśnej drogi do źródła. |
|
Niebieski szlak. |
|
Na niebieskim szlaku. |
Przed nami z lewej i na wprost ciągną się Pieniny, góry piękne i wyjątkowe, inne niż te wszystkie które je otaczają. Tam jednak żaden wariant Małopolskiego Szlaku Papieskiego nie prowadzi. Nasza gorczańska wędrówka zbliża się do końca. Za szerokim siodłem przełęczy Drzyślawa (650 m n.p.m.) widzimy kopulaste wzniesienie - osobliwość geologiczną. Jest to góra Wdżar (767 m n.p.m.). Niebieski szlak obchodzi to wzniesienie od wschodu. Agata zachęca do wejścia na wierzchołek góry, a więc nie zastanawiamy się długo.
|
Pieniny Właściwe. |
|
Wdżar (767 m n.p.m.). |
|
Przez hale i łąki na przełęczy Drzyślawa (650 m n.p.m.). |
Podejście jest krótkie, zajmuje nam może z kwadrans. Z lewej mijamy pasące się kozy, z prawej spoglądamy na rowerzystów korzystających z tras Bike Parku. O godzinie 14.45 jesteśmy na wierzchołku. Ta niewielka góra stanowi wspaniały punkt widokowy na Jezioro Czorsztyńskie i okoliczne pasma górskie. Chmurzy się coraz bardziej, ale widok z góry pozostaje fenomenalny. Brakuje tylko Tatr skrytych za chmurami, ale i bez nich widok jest zachwycający.
|
Przełęcz Drzyślawa (650 m n.p.m.) ze stoku góry Wdżar. Na wprost widać szczyt Lubania. |
|
Widok na Jezioro Czorsztyńskie. |
|
Chata Wdzor na górze Wdżar. |
|
Jezioro Czorsztyńskie. W centrum widać Zamek Czorsztyński. |
Na południowych stokach góry mijamy Smoka Gorczańskiego, do którego zapewne jeszcze kiedyś wrócimy, ale podczas innej wędrówki. Nieopodal niego spotykamy się z niezwykłą osobliwością geologiczną – wychodnie andezytu, na których występuje nieprawdopodobna anomalia magnetyczna, gdzie kompas przestaje prawidłowo działać. Poniżej w stokach góry znajdują się nieczynne kamieniołomy andezytu. Podania i legendy mówią, iż góra jest pozostałością wygasłego wulkanu, ale nigdy tego nie potwierdzono naukowo.
|
Smok Gorczański. |
|
Dawny kamieniołom andezytu. |
U stóp góry przy szosie przebiegającej przez Przełęcz Snozka stoją Organy Hasiora wykonane według projektu Władysława Hasiora, wybitnego zakopiańskiego rzeźbiarza w 1966 roku. Pierwotnie był to pomnik poległych w walce o utrwalenie władzy ludowej ufundowany został przez Komendę Wojewódzką Milicji Obywatelskiej w Krakowie. Dzisiaj są atrakcją turystyczną, przy której zatrzymują się podróżni przejeżdżający przez przełęcz.
Na przełęczy Snozka czuć dym, niesie on woń tradycji ukrytej w bacówce. Góra Wdżar i tereny wokół niej od pokoleń służyły za pastwiska dla bydła i owiec. Wszyscy wiemy, że pasterstwo w polskich Beskidach zanikło, ale tutaj łatwo natknąć się na stadko pasących się owiec, a w bacówce spróbować słonawego oscypka, czy delikatnego bundza, albo żentycą ugasić pragnienie.
|
Organy Hasiora. |
|
Szałas przy bacówce na Przełęczy Snozka. |
Zbliża się godzina 15.30. Wczesna godzina, ale zaraz zacznie silnie padać. Chronimy się w autokarze, idealnie zsynchronizowani z aurą. Autokar rusza obierając kierunek na Nowy Targ. Kierowca włącza wycieraczki. Ulewa. Strużki wody wyczyniają harce na przedniej szybie. Cieszymy się, że jesteśmy w środku, pod dachem. W myślach przewijają się obrazy z naszej dwudniowej gorczańskiej wędrówki. Wśród nich cały czas pojawia się ta trzydziestka osób, w którymi będzie nas wiązać do samo echo wspomnień dwóch wspólnie świetnie spędzonych dni. To nie tylko gorczańska przyroda sprawiła, że czujemy się mocniejsi, zadowoleni z przeżycia niezwykłego weekendu, to ludzie, towarzysze wędrówki, z którymi dzieliliśmy swój czas, troski i zmagania. Dziękujemy Wam za to.
Kolekcjonerska Karta Etapu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz