Pochmurna pogoda nie zabiera atrakcyjności tej wycieczki, a wręcz przeciwnie – dzięki niej nie będziemy z żalem spoglądać na szczyty wznoszące się wokół nas, albowiem żaden z nich nie jest dzisiaj naszym celem. Postanowiliśmy zrobić sobie lekką wycieczkę w Tatry, ale bez zdobywania szczytów – mały trening poruszania się w symulowanych warunkach lodowcowych, ale z pewnym urozmaiceniem. Otóż chcemy spróbować się na terenie takim, gdzie jest śnieg i skała, a także większa stromizna.
Kuźnice (1025 m n.p.m.)
Boczań
Schronisko PTTK „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej (1500 m n.p.m.)
Czarny Staw Gąsienicowy – Nad Zmarzłym Stawem (1766 m n.p.m.) – Czarny Staw Gąsienicowy
Schronisko PTTK „Murowaniec” na Hali Gąsienicowej (1500 m n.p.m.)
Boczań
Kuźnice (1025 m n.p.m.)
Pokonujemy odwiecznie tą samą trasę z Kuźnic, ale tak jak zwykle bez jakiekolwiek znudzenia, wybierając drogę przez Boczań. Oblodzenie na początku szlaku jeszcze w Kuźnicach skłania nas do ubrania raków. Potem, gdy okazuje się, że są one zbędne nie chce nam się już ich ściągać. Marsz w rakach spowalnia oczywiście tempo wędrówki, lecz nic nas dzisiaj nie pogania, ani krótszy dzień, ani dystans do pokonania, ani aura, ani nic. Po niecałej godzinie marszu podziwiamy jak zwykle ładne, znane nam widoki ze Skupniów Upłazu. Chmury wiszą na tyle wysoko, że wzrokiem możemy sięgnąć Gorców, Pienin i Beskidu Sądeckiego. Okolica objęta panoramą jest niewiele pokryta śniegiem, podobnie też i tutaj na położonych wyżej zboczach Skupniów Upłazu jest go niebywale mało, jak na ten moment roku.
|
Skupniów Upłaz. |
|
Zbliżenie na Halę Długą. Z lewej Turbacz skryty w chmurach. |
|
Zbliżenie na dwuwierzchołkowy Lubań. |
|
Dolina Jaworzynka. |
O godzinie 10.00 przechodzimy przez Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.). Zwykle w tym miejscu zaczynamy czuć, że jesteśmy w Tatrach. Za nami Podhale jest nisko, tak jak całe widoczne Beskidy. Przed nami powinien ukazać się granitowy grzebień Tatr, ale nic z tego, gdyż wbił się on w gęste ławice chmur. Jedynie Kościelec jest stąd w całości widoczny po sam swój spiczasty wierzchołek. Nie zlewa się on dzisiaj z rozłożystą i wyższą od niego Zawratową Turnią, która zwykle stanowi tło dla Kościelca oglądanego z perspektywy Hali Gąsienicowej. Zawratowa Turnia podobnie jak cała wysoka grań Tatr jest schowana w chmurach. O godzinie 10.30 wchodzimy do nieco zapełnionej jadalni Schroniska PTTK „Murowaniec”, ale zupełnie nie mamy problemu ze znalezieniem miejsca przy stoliku. Zjadamy drugie śniadanie, a potem zakładamy uprzęże. Tutaj wygodniej jest to zrobić. Ruszamy dalej.
|
Hala Gąsienicowa koło Betlejemki. Z lewej widoczny Kościelec. |
Kierujemy się nad Czarny Staw Gąsienicowy. Wydeptana w śniegu ścieżka wprowadza nas wkrótce w trawers stromego stoku Małego Kościelca. Profil tego trawersu jest pewnie podobny do tego jaki podjął Mieczysław Karłowicz, dnia 8 lutego 1909 roku, w ostatniej swojej tatrzańskiej wycieczce na nartach. Poniżej z lewej widzimy głaz z wyrytym pamiątkowym napisem „Mieczysław Karłowicz tu zginął porwany śnieżną lawiną d. 8 lutego 1909 - Non omnis moriar” i góralską swastyką. Stoi dokładnie w tym w miejscu, gdzie zniosła go i zasypała lawina śnieżna. Dzisiaj śniegu jest o wiele mniej niż wówczas. Nie przysłania on nawet tego głazu, zwanego Kamieniem Karłowicza, postawionego tu latem 1909 roku.
Niebawem pokonujemy wał moreny lodowcowej i wchodzimy przed linię brzegową Czarnego Stawu Gąsienicowego. Przed wejściem na lodową taflę pokrywającą Czarny Staw Gąsienicowy wiążemy się liną w odstępach dla trójkowego szyku, po czym ruszamy przez jezioro na przeciwległy brzeg. W takiej wędrówce ważne jest, aby poprzez linę partnerzy wyczuwali się wzajemnie. Nie może być ona zbytnio napięta, nie może być też zbyt luźna, a tylko na tyle swobodna, aby pozwoliła ona zdążyć w razie wypadku z reakcją. Jeśli partner idący z przodu zwalnia, drugi i trzeci, i kolejny też muszą zwolnić, aby lina nie zaczęła plątać się im pod nogami. Kilkadziesiąt centymetrów nadmiaru liny przed nami można wciąć do ręki, ale nie można jej zawijać w pętli wokół dłoni. Takie są zasady prawidłowej wędrówki lodowcowej. Jej tempo musi regulować partner prowadzący, tak, aby żaden z członków jego zespołu nie odczuwał zmęczenia.
|
Stok Małego Kościelca. |
|
Przed Czarnym Stawem Gąsienicowym. Z lewej wschodnie skały Kościelców rozcięte Żlebem Zaruskiego. |
Wielu myśli, że lina jest gwarantem bezpieczeństwa podczas lodowcowej wędrówki. To błędne przekonanie, bo samo lina w niczym nie pomoże, gdy jeden z partnerów potknie się lub odpadnie. Lina przenosi tylko siły, które muszą zostać przezwyciężone przez pozostałych partnerów. To oni i ich umiejętności są jedynym gwarantem ratunku, gdy lina przeniesie obciążenie upadającego, bądź ześlizgującego się po stoku partnera. Oprócz umiejętności liczy się też wówczas szybkość reakcji. Skuteczność takiego działania zależy właśnie od prowadzenia liny pomiędzy poszczególnymi partnerami. Jeśli jest ona za bardzo napięta, upadek jednego partnera spowoduje, że przewrócą się wszyscy w jednym momencie. Z kolei jeśli lina jest za luźna siły działające na linę będą zwykle o wiele większe i jednocześnie trudniejsze do zaabsorbowania, gdyż partner osuwający się po stoku, czy spadający do szczeliny zdąży nabrać zbyt dużej prędkości, zanim lina napręży się.
Trzeba też mieć świadomość tego, że nawet przy idealnym prowadzeniu liny, prawidłowej i błyskawicznej reakcji całego zespołu zazwyczaj nie unikniemy tego, że nagłe szarpnięcie pod wpływem ciężaru upadającego na przedzie partnera zwali z nóg partnera znajdującego się za nim. Ten trzeci w zespole często też upada pod wpływem tego szarpnięcia, jednakże działające na niego siły mają już mniejszy impet (dzięki pochłonięciu działających sił przez partnerów przed nim) i dlatego też nie sunie już tak daleko ciągnięty liną. Dlatego też optymalnymi zespołami w takiej wędrówce są zespoły trójkowe, bądź czwórkowe. Zespoły o takiej liczebności mają największe szanse wyjścia z opresji, a bezwzględnie nie zaleca się wiązania we dwoje.
|
Na Czarnym Stawie Gąsienicowym (dosłownie). |
|
Przed nami Granaty wbite w chmury. |
Docieramy pod próg doliny. W lecie zgodnie ze znakami szlaku pokonujemy go zakosami po grzędzie opadającej z Zadniego Kościelca. W zimie turyści korzystają zazwyczaj z łożyska zamarzniętego potoku, który latem spływa ze Zmarzłego Stawu Gąsienicowego. Wiążąc się w zespół trójkowy spróbujemy wspiąć się nico trudniejszą drogą tj. po skałach grzędy odchodzącej od wschodnich ścian Zadniego Kościelca. Jest to droga o charakterze mikstowym, na której mamy mieszankę śniegu, skały i lodu. Pokrywa się ona z letnim szlakiem, ale tylko niedużym fragmentem. Podczas tego przejścia będziemy korzystać z przelotów, do których będziemy wpinać się poprzez ekspresy, czy też z punktów asekuracyjnych wykorzystujących naturalne ukształtowanie utworzonych poprzez heksy, bądź karabinki osadzone w pętlach taśm. W takiej formule potknięcie któregokolwiek z partnerów zespołu ubezpieczone jest niemal w stu procentach poprzez sztywne osadzenia liny w przelotach. W takiej sytuacji jeśli któryś z nich potknie się, pozostali zazwyczaj też zostaną zerwani z nóg, jednakże przed zupełnym osunięciem w dół wszystkich zabezpieczają utworzone punkty asekuracyjne, do których cały zespół wpięty jest liną.
|
Grzęda na wschodnich zboczach Zadniego Kościelca i plan naszej trasy. |
Zatem do dzieła. Od podnóża stromego spadu zamarzniętego i zasypanego śniegiem łożyska potoku, kierujemy się na prawo. Początkowo w miarę łagodnie pokonujemy pierwsze metry. W ten sposób przechodzimy pod pionową ścianką skały, za którą skręcamy w lewo i zaczynamy wspinać się o wiele ostrzej. Zaczepiamy się w stok wbijając czekan i atakujące przednie zęby raków. Jednocześnie w skałkach po lewej pierwszy z nas wpina linę w utworzone punkty asekuracyjne. Druga osoba specjalną techniką mija przelot punktu asekuracyjnego bez wypinania się z niego. Partner z końca zamykający zespół likwiduje punkty asekuracyjne, zabierając ze sobą wykorzystany szpej. Początkowy bardzo stromy fragment trasy jest nieco kłopotliwy. Wystające w nim skałki i cienka warstwa niezbyt zmrożonego śniegu nie dają pewności utrzymania się na wbitych zębach raków. Powyżej jest znacznie łatwiej, choć nachylenie stoku zmniejsza się tylko nieznacznie. Docieramy na szczyt skałki, którą wcześniej obchodziliśmy u podnóża, a potem wzdłuż niej pokonywaliśmy zbocze. Dalej idziemy już bez wbijania się w śnieg czekanem. Dalszy odcinek jest mniej spadzisty i wiedzie wzdłuż skałek po lewej, za którymi mamy urwisko opadające do łożyska wspomnianego wcześniej potoku. W końcu też i zbocze, którym wspinamy się w górę tez kończy się urwiskiem. Musimy teraz kilka metrów przetrawersować po śniegu na prawo do skał. Pod tymi skałami przechodzi letni szlak, który przechodzi na nieco przepaścistą rynnę, silnie pochyloną przy tych skałach. Rynną tą wspinamy się w górę. To chyba dzisiaj najbardziej uciążliwy fragment, bo jak wszyscy wiemy na wygładzonej skale raki wcale nie pomagają, lecz bardziej utrudniają poruszanie się. Rynnę tworzą właśnie takie wygładzone, płytowe skały. Jednakże jesteśmy tutaj również po to, aby takiej niespodzianki doświadczyć.
|
Najbardziej stromy fragment. |
|
Wypłaszczenie na wierzchowinie skałki. |
|
Idziemy dalej w górę. |
|
Znów na większej stromiźnie. Poruszamy się wzdłuż wystających skałek. |
|
Próg przed Kotłem Zmarzłego Stawu Gąsienicowego widoczny z naszej drogi. |
Po pokonaniu rynny idziemy po wygodnym, kamiennym chodniku letniego szlaku, pozbawionym pokrywy śnieżnej. Trwa to bardzo krótko, bowiem kilkanaście kroków dalej chodnik ten niknie w nawianym śniegu. Znowu nieodzowny jest czekan, gdyż nawiew ten jest dość stromy, a z lewej kończy się niewysoką, ale groźną przepaścią. Odbijamy na prawo od przebiegu letniego szlaku i pokonujemy śnieżną stromiznę nawiewu. Wchodzimy na jego krótką grańkę, za którą znajduje się żlebik schodzący w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego. Grańką przechodzimy na łagodniejsze nachylenie terenu i trawersem po głębszym śniegu dochodzimy do słupka rozstaju szlaków, gdzie rozwidla się letnia droga na Zawrat i do Koziej Dolinki. My kierujemy się w stronę Koziej Dolinki, lecz niemal od razu ścinamy drogę, bo nie Kozia Dolinka jest naszym celem. Wchodzimy do wąskiego, stromo opadającego korytarza, przez który latem spływa kaskadami potok w stronę Czarnego Stawu Gąsienicowego.
|
Nawiane, strome usypisko śniegu. |
|
Tędy przechodzi letni szlak. |
|
Ścinamy schodząc do skalnego korytarza, przez który latem spływa potok. |
Strome łożysko potoku jest zimą najdogodniejszym łącznikiem między Kotłem Zmarzłego Stawu Gąsienicowego i Czarnego Stawu Gąsienicowego. Korzystając z jego stromizny ćwiczymy zjazdy na linie w dół. Zjazdy takie są kwintesencją dzisiejszego dnia. Pozwalają szybciej i pewniej zejść bardzo stromym stokiem. Jednocześnie okazują się wciągającą i pyszną zabawą. Musimy to kiedyś koniecznie powtórzyć. W ten sposób zatoczyliśmy krąg po zboczach Zadniego Kościelca. Nawet nie wiemy, kiedy minęła godzina piętnasta. Na skałach pojawiły się inne zespoły ćwiczące to samo co my. Zrobiło się na nich trochę ciasno.
|
Zjazd. |
|
Przed skalistym uskokiem. |
|
U wylotu skalnego korytarza. |
|
Było fajnie, ale niestety musimy kończyć zajęcia. Wracamy. |
Wracamy z powrotem tą samą drogą. Przecinamy zamarznięty Czarny Staw Gąsienicowy, zaglądamy do schroniska. Tam układamy wszystko w plecakach. W domu jakoś łatwiej jest wszystko upchać. Zmierzch nadchodzi, gdy wychodzimy, ale czołówki już mamy przygotowane. Podążamy do Kuźnic tak samo jak rano do Doliny Gąsienicowej, przez Skupniów Upłaz, a następnie Boczań.
Wieczorową porą docieramy do Kuźnic, gdzie kończymy ten nietypowy, ale całkiem fajny i wcale niebanalny wypad w Tatry. Wzięły w nim udział trzy osoby, które być może za jakiś czas wyruszą gdzieś wyżej. A gdzie? W głowach już wcale nie od krótkiego czasu siedzi nam pomysł, lecz bądźmy cierpliwi, bo góry nam nie uciekną. Wszystkim życzymy spełnienia przynajmniej tych najważniejszych w życiu górskich marzeń, zanim będziemy naprawdę bardzo starzy, kiedy będziemy mieli już ten czas, którego tak nam w życiu brakuje, aby zatrzymać się i spojrzeć wstecz najpiękniejszymi wspomnieniami.
Niniejszego tekstu nie należy wykorzystywać i traktować w jakikolwiek sposób jako materiał szkoleniowy. Stosowane podczas naszych wędrówek techniki opisujemy jedynie dla pełnego zobrazowania podejmowanych przez nas przedsięwzięć. Natomiast kompletną wiedzę i przeszkolenie z zakresu poruszanej tematyki można uzyskać tylko na specjalistycznych kursach organizowanych przez wykwalifikowanych instruktorów.
Jak zawsze pełen uznania i podziwu.
OdpowiedzUsuń