Z dala od ruchliwych miejsc wypoczęliśmy po wczorajszym długim dniu, wypełnionym atrakcjami górskimi oraz wrażeniami ze starego Cieszyna. Niedaleko Czeskiego Cieszyna znaleźliśmy niebywałą placówkę noclegową. W pobliskim Kocobędzu (czes. Chotěbuz) stoi budynek niecodzienny, zwany Rybim Domem (czes. Rybí Dům). Warto mu poświęcić trochę czasu, a dlaczego - zaprezentujemy w odrębnej relacji.
Kocobędz to jedna z najstarszych miejscowości na Śląsku Cieszyńskim. Nazwa wsi pochodzi od staropolskiego imienia Chociebąd („chocie” - „chcieć”, „bąd - „być, istnieć, żyć”). Jego historia związana jest z podkrakowskimi benedyktynami. Pierwszy raz wzmiankowana była w 1229 roku, w bulli papieża Grzegorza IX skierowanej do benedyktynów tynieckich spod Krakowa, którzy otrzymali tutejsze obszary ziemskie pod posiadłość, w tym również Kocobędz. W roku 1268 tynieccy benedyktyni wybudowali w nieodległym Orłowie (czes. Orlová, niem. Orlau) nowy klasztor, a Kocobędz stał się odtąd jego uposażeniem. W samym Kocobędzu benedyktyni wybudowali drewniany dwór wraz z obwarowaniem.
Osadnictwo na tutejszych ziemiach jest jednak o wiele starsze. Na terenie katastralnej gminy Kocobędza o nazwie Podobora (pol. Zwierzyniec, niem. Theirgarten) odkryto pozostałości osadnictwa z późnej epoki brązu i okresu halsztackiego (wczesna epoka żelaza), a także ślady Słowian z drugiej połowy VIII wieku. Nie ma pewności skąd się wzięli Słowianie. Najstarsze źródła pisane, które mówią o ludach mogących mieć z nimi związek pochodzą z I wieku n.e. Mówią o nich starożytni historycy i geografowie, którzy wspominają na terenach dzisiejszej Polski ludy Wenedów (Venedi) lub Wenetów (Venethi). Być może to właśnie oni są protoplastami przyszłych Słowian. Bezsprzeczne wzmianki o Słowianach powstają dopiero w VI wieku n.e. Niektóre z nich mówią, że ludy słowiańskie były wcześniej Wentami. Plemiona słowiańskie zaczęły łączyć się w państwa w VII wieku. Pierwsza silna organizacja państwowa Słowian powstała w IX wieku - było to Państwo Wielkomorawskie, które początkowo zjednoczyło plemiona Morawskie, a później swoim zasięgiem dzisiejsze Czechy, zachodnie Węgry, Łużyce, Śląsk a być może również jedną z dwóch krain, z których w przyszłości powstała Polska - państwo Wiślan. Państwo wielkomorawskie przetrwało do początków X wieku, kiedy osłabione walkami wewnętrznymi, pomiędzy następcami jednego z ostatnich jego władców - Świętopełka, upadło w 906 roku w wyniku najazdu Madzirów. Zajęci dalszymi podbojami Madziarowie nie zauważyli, jak podbite przez nich księstwa czeskie zespalały się na gruzach Państwa Wielkomorawskiego w jednolity, odrębny słowiański organizm państwowy pod przywództwem Bożywoja pochodzącego z rodu Przemyslidów. Był to początek nowego państwa o nazwie Czechy (czes. Česko).
Wróćmy jednak do Kocobędza. W czasach ówczesnych Słowian stał tu gród zwany Cieszyniskiem lub Starym Cieszynem, który był praosadą dzisiejszego Cieszyna. Górował na niewysokim wzgórzu, ponad lewym brzegiem Olzy. Rzeka Olza płynęła wtedy w pobliżu grodu i dopiero po powodzi w 1710 roku zmieniła swoje koryto, odsuwając się około 0,5 km za wschód. Gród ten powstał prawdopodobnie jeszcze w VII wieku, po przybyciu na teren dzisiejszego Śląska Cieszyńskiego słowiańskiego plemienia Gołęszyców. W IX wieku został on jednak poważnie zniszczony wskutek wojen - przypuszczalnie przez wojska księcia wielkomorawskiego Świętopełka.
Wówczas osadnicy słowiańscy zbudowali na obecnej Górze Zamkowej nowe grodzisko obronne, które stało się zapleczem dla odbudowywanego starego grodu. Okazało się jednak, że nowy gród ma lepsze usytuowanie, a przez to wzrastało też jego znaczenie i wkrótce wspólnie z odbudowanym Starym Cieszynem pełnił ważne funkcje administracyjne, religijne, jak i gospodarcze. Z czasem zaczął przejmować funkcje Starego Cieszyna, którego mieszkańcy przenosili się do nowszego grodu na drugim brzegu Olzy. Dalszy rozwój grodu na Górze Zamkowej spowodował, że na przełomie XI i XII wieku Stary Cieszyn przestał istnieć.
U stóp wzniesienia nie płynie już Olza, ale niewielki potok. Rosną przy nim kępki kwitnącej purpurowymi kwiatami jasnoty plamistej (Lamium maculatum L.). Gdy przekwitnie przypominać będzie pokrzywę, odstraszając zwierzęta, które jej nie zjadają, a także ludzi, którzy nadali jej zwyczajową nazwę „głucha pokrzywa”, gdyż jasnota nie parzy jak prawdziwa pokrzywa.
Przechodzimy nad potokiem drewnianym mostkiem. Dochodzi już 9.30, zwiedzanie grodziska pod opieką przewodnika ma rozpocząć się o 10.00. Musimy jeszcze poczekać. Gród udostępniany jest do zwiedzania w okresie od maja do października, a więc dzisiaj nastąpi inauguracja tegorocznego sezonu. Chwile oczekiwania dłużą się. W końcu jednak mija godzina 10.00, a na wzgórzu pojawiają się...
dwaj wojowie z włóczniami, schodzą ze wzgórza w naszym kierunku po drewnianych stopniach. Zaraz potem pojawia się dwóch kolejnych, a z nimi białogłowa, a po chwili kolejni, a wszyscy ubrani są w tradycyjne stroje Słowian, wyrabiane z lnu lub konopi. Mężczyźni ubrani są w tuniki, giezła (koszula) oraz gacie (czyli coś co aktualnie nazywamy spodniami). Niektórzy z nich zarzucony mają dodatkowo kożuch, zdaje się, że z koziej skóry. Stopy chronią buty ze skóry oraz onuce zawinięte prawie do kolan, przewiązane krajką lub rzemieniem. Kobiety ubrane są w długie suknie, ozdobione krajkami lub haftami i przepasane nad biodrami. Ich szyje zdobią piękne ozdoby z wisiorkami i paciorkami. Podobne ozdoby noszą też mężczyźni. Słowianie są przyjaźnie nastawieni do nas - witają nas serdecznie i zapraszają do grodu, bo tak jak pisał w XI wieku kronikarz niemiecki Adam Bremeński:
Przechodzimy pod drewnianym mostem położonym nad fosą. Z fosy wychodzimy na teren przed grodem otoczony ziemnym wałem. Z tej strony do grodu biegła droga dojazdowa. Przypuszczalnie istniało tu też podgrodzie, zajmowane przez ludność wykonująca prace na rzecz grodu. W razie niebezpieczeństwa mieszkańcy podgrodzia mogli oczywiście schronić się wewnątrz grodu.
Kierujemy się na most wprowadzający pod bramę grodu. Wejście zabezpiecza wieża bramna. Umocowana jest w niej czaszka konia, która ma odstraszać złe moce i zapewnić mieszkańcom grodu trwałość i szczęście. Widać lekkie poruszenie słowiańskich strażników stojących na moście. Musimy zatrzymać się, bo strażnicy chcą przyjrzeć się nam i spojrzeć w oczy. Chcą się upewnić, że nie wniesiemy na teren grodu złych mocy. Zdaje się, że jest wszystko w porządku... nie... a jednak dopatrzyli się czegoś w oczach jednej z białogłów. Mają wątpliwości. Trwa jakaś krótka dyskusja, a potem pętają jej dłonie sznurem. Pozwolą jej wejść do grodu, ale w asyście dwóch wojów.
Wtem drewniane wrota grodu zaczynają skrzypieć...
uchylają się, brama otwiera się...
wreszcie wchodzimy...
W słowiańskim grodzisku toczy się normalne życie, jak dawnymi laty. Stojąc pośrodku zastanawiamy się czy wciąż jesteśmy w XXI wieku, czy może wysiedliśmy z niewidzialnej kapsuły czasu? W grodzisku stoi kilka zabudowań, a wśród nich ziemianka i półziemianka. Od wewnątrz po obu stronach bramy wzdłuż fortyfikacji zbudowane są pomosty umożliwiające obronę grodziska. Teraz dopiero spostrzegamy, że wszystko jest zbudowane jak przed wiekami, wyłącznie z drewna bez użycia gwoździ, czy metalowych klamer.
Pod wschodnią palisadą grodu dwie białogłowy prezentują nam wyroby rzemieślnicze. Z lewej inna pokazuje to co ziemia im rodziła, a więc różnego rodzaju nasiona zbóż, lnu, orzechów, roślin strączkowych, a także suszone rośliny zielne i ich kwiaty, itd. Z ich opowieści dowiadujemy się, że Słowianie wszystko to czego potrzebowali do życia wytwarzali sami.
Pewien żydowski kupiec, kronikarz i podróżnik Ibrahim ibn Jakub (Ibrāhīm ibn Yacqūb, arab. إبراهيم بن يعقوب الإسرائيلي الطرطوشي, hebr. אברהם בן יעקב) napisał o Słowianach, że:
Nieco w głębi grodziska kobieta prezentuje nam rękodzielnictwo związane z produkcją odzieży, którego tajniki znała każda słowiańska kobieta; każda z nich przędła, tkała i szyła.
Każda słowiańska rodzina była samowystarczalna, a we wspólnotach grodowych działali również rzemieślnicy poświęcający się wybranej działalności m.in. w zakresie hutnictwa i kowalstwa. W grodzie znajdują się prehistoryczne urządzenia metalurgiczne - dymarki, w których przetapiano rudy żelaza. Z tych zaś produkowano narzędzia codziennego użytku, elementy uzbrojenia, ozdoby i inne przedmioty. Produkowano również wyroby z miedzi i brązu, przeważnie ozdoby.
Umiejętnością Słowian było również ciesielstwo, dzięki któremu budowali grody i domy. Na terenie grodziska stoi kilka budynków mieszkalnych możemy je zobaczyć. Najprostszym z nich jest ziemianka. Jest to chata, której podłoga jest wgłębiona 40-50 cm do gruntu, przykryta dwuspadowym zadaszeniem sięgającym ziemi. Nad wejściem dach jest nieco wysunięty i tworzy okap chroniący przed deszczem, pod którym schronienie znalazła sobie kura wysiadująca jajka. Wewnątrz ziemianki zastajemy słowiańską niewiastę. Wyposażenie ziemianki jest bardzo proste: kilka naczyń ceramicznych do przygotowywania pokarmów, półek i haków na przedmioty codziennego użytku, a pod ścianami wyściełane trzciną siedziska i miejsca do spania. Systemem ogrzewającym chaty było rozpalane palenisko, z którego dym wydostawał się przez szczeliny w dachu.
Rybi Dom (czes. Rybí Dům). |
Kocobędz to jedna z najstarszych miejscowości na Śląsku Cieszyńskim. Nazwa wsi pochodzi od staropolskiego imienia Chociebąd („chocie” - „chcieć”, „bąd - „być, istnieć, żyć”). Jego historia związana jest z podkrakowskimi benedyktynami. Pierwszy raz wzmiankowana była w 1229 roku, w bulli papieża Grzegorza IX skierowanej do benedyktynów tynieckich spod Krakowa, którzy otrzymali tutejsze obszary ziemskie pod posiadłość, w tym również Kocobędz. W roku 1268 tynieccy benedyktyni wybudowali w nieodległym Orłowie (czes. Orlová, niem. Orlau) nowy klasztor, a Kocobędz stał się odtąd jego uposażeniem. W samym Kocobędzu benedyktyni wybudowali drewniany dwór wraz z obwarowaniem.
Osadnictwo na tutejszych ziemiach jest jednak o wiele starsze. Na terenie katastralnej gminy Kocobędza o nazwie Podobora (pol. Zwierzyniec, niem. Theirgarten) odkryto pozostałości osadnictwa z późnej epoki brązu i okresu halsztackiego (wczesna epoka żelaza), a także ślady Słowian z drugiej połowy VIII wieku. Nie ma pewności skąd się wzięli Słowianie. Najstarsze źródła pisane, które mówią o ludach mogących mieć z nimi związek pochodzą z I wieku n.e. Mówią o nich starożytni historycy i geografowie, którzy wspominają na terenach dzisiejszej Polski ludy Wenedów (Venedi) lub Wenetów (Venethi). Być może to właśnie oni są protoplastami przyszłych Słowian. Bezsprzeczne wzmianki o Słowianach powstają dopiero w VI wieku n.e. Niektóre z nich mówią, że ludy słowiańskie były wcześniej Wentami. Plemiona słowiańskie zaczęły łączyć się w państwa w VII wieku. Pierwsza silna organizacja państwowa Słowian powstała w IX wieku - było to Państwo Wielkomorawskie, które początkowo zjednoczyło plemiona Morawskie, a później swoim zasięgiem dzisiejsze Czechy, zachodnie Węgry, Łużyce, Śląsk a być może również jedną z dwóch krain, z których w przyszłości powstała Polska - państwo Wiślan. Państwo wielkomorawskie przetrwało do początków X wieku, kiedy osłabione walkami wewnętrznymi, pomiędzy następcami jednego z ostatnich jego władców - Świętopełka, upadło w 906 roku w wyniku najazdu Madzirów. Zajęci dalszymi podbojami Madziarowie nie zauważyli, jak podbite przez nich księstwa czeskie zespalały się na gruzach Państwa Wielkomorawskiego w jednolity, odrębny słowiański organizm państwowy pod przywództwem Bożywoja pochodzącego z rodu Przemyslidów. Był to początek nowego państwa o nazwie Czechy (czes. Česko).
Wróćmy jednak do Kocobędza. W czasach ówczesnych Słowian stał tu gród zwany Cieszyniskiem lub Starym Cieszynem, który był praosadą dzisiejszego Cieszyna. Górował na niewysokim wzgórzu, ponad lewym brzegiem Olzy. Rzeka Olza płynęła wtedy w pobliżu grodu i dopiero po powodzi w 1710 roku zmieniła swoje koryto, odsuwając się około 0,5 km za wschód. Gród ten powstał prawdopodobnie jeszcze w VII wieku, po przybyciu na teren dzisiejszego Śląska Cieszyńskiego słowiańskiego plemienia Gołęszyców. W IX wieku został on jednak poważnie zniszczony wskutek wojen - przypuszczalnie przez wojska księcia wielkomorawskiego Świętopełka.
Jasnota plamista (Lamium maculatum L.). |
U stóp wzniesienia nie płynie już Olza, ale niewielki potok. Rosną przy nim kępki kwitnącej purpurowymi kwiatami jasnoty plamistej (Lamium maculatum L.). Gdy przekwitnie przypominać będzie pokrzywę, odstraszając zwierzęta, które jej nie zjadają, a także ludzi, którzy nadali jej zwyczajową nazwę „głucha pokrzywa”, gdyż jasnota nie parzy jak prawdziwa pokrzywa.
Przechodzimy nad potokiem drewnianym mostkiem. Dochodzi już 9.30, zwiedzanie grodziska pod opieką przewodnika ma rozpocząć się o 10.00. Musimy jeszcze poczekać. Gród udostępniany jest do zwiedzania w okresie od maja do października, a więc dzisiaj nastąpi inauguracja tegorocznego sezonu. Chwile oczekiwania dłużą się. W końcu jednak mija godzina 10.00, a na wzgórzu pojawiają się...
dwaj wojowie z włóczniami, schodzą ze wzgórza w naszym kierunku po drewnianych stopniach. Zaraz potem pojawia się dwóch kolejnych, a z nimi białogłowa, a po chwili kolejni, a wszyscy ubrani są w tradycyjne stroje Słowian, wyrabiane z lnu lub konopi. Mężczyźni ubrani są w tuniki, giezła (koszula) oraz gacie (czyli coś co aktualnie nazywamy spodniami). Niektórzy z nich zarzucony mają dodatkowo kożuch, zdaje się, że z koziej skóry. Stopy chronią buty ze skóry oraz onuce zawinięte prawie do kolan, przewiązane krajką lub rzemieniem. Kobiety ubrane są w długie suknie, ozdobione krajkami lub haftami i przepasane nad biodrami. Ich szyje zdobią piękne ozdoby z wisiorkami i paciorkami. Podobne ozdoby noszą też mężczyźni. Słowianie są przyjaźnie nastawieni do nas - witają nas serdecznie i zapraszają do grodu, bo tak jak pisał w XI wieku kronikarz niemiecki Adam Bremeński:
To cechy najprawdziwszych Słowian, a więc może faktycznie tacy stoją przed nami. Wkrótce wracają na wzgórze i nikną za palisadą grodu. Wtedy sami wspinamy się na wzgórze po tych samych stopniach i wychodzimy w rowie dawnej fosy oddzielającej gród od podgrodzia. Przechodzimy pod mostem prowadzącym do bramy grodu, którego pilnuje dwóch strażników. Widać też wojów za palisadą, obserwujących nas bacznie.„Cała ta ludność błądzi w obrzędach pogańskich, ale poza tym nie znaleźć ludu,
który by był zacniejszy i łagodniejszy obyczajem i gościnnością.”
Przechodzimy pod drewnianym mostem położonym nad fosą. Z fosy wychodzimy na teren przed grodem otoczony ziemnym wałem. Z tej strony do grodu biegła droga dojazdowa. Przypuszczalnie istniało tu też podgrodzie, zajmowane przez ludność wykonująca prace na rzecz grodu. W razie niebezpieczeństwa mieszkańcy podgrodzia mogli oczywiście schronić się wewnątrz grodu.
Kierujemy się na most wprowadzający pod bramę grodu. Wejście zabezpiecza wieża bramna. Umocowana jest w niej czaszka konia, która ma odstraszać złe moce i zapewnić mieszkańcom grodu trwałość i szczęście. Widać lekkie poruszenie słowiańskich strażników stojących na moście. Musimy zatrzymać się, bo strażnicy chcą przyjrzeć się nam i spojrzeć w oczy. Chcą się upewnić, że nie wniesiemy na teren grodu złych mocy. Zdaje się, że jest wszystko w porządku... nie... a jednak dopatrzyli się czegoś w oczach jednej z białogłów. Mają wątpliwości. Trwa jakaś krótka dyskusja, a potem pętają jej dłonie sznurem. Pozwolą jej wejść do grodu, ale w asyście dwóch wojów.
Wtem drewniane wrota grodu zaczynają skrzypieć...
uchylają się, brama otwiera się...
wreszcie wchodzimy...
Pod wschodnią palisadą grodu dwie białogłowy prezentują nam wyroby rzemieślnicze. Z lewej inna pokazuje to co ziemia im rodziła, a więc różnego rodzaju nasiona zbóż, lnu, orzechów, roślin strączkowych, a także suszone rośliny zielne i ich kwiaty, itd. Z ich opowieści dowiadujemy się, że Słowianie wszystko to czego potrzebowali do życia wytwarzali sami.
Pewien żydowski kupiec, kronikarz i podróżnik Ibrahim ibn Jakub (Ibrāhīm ibn Yacqūb, arab. إبراهيم بن يعقوب الإسرائيلي الطرطوشي, hebr. אברהם בן יעקב) napisał o Słowianach, że:
Słowianie uprawiali proso, żyto i pszenicę, a także owies, jęczmień, groch, bób, soczewicę, len i konopie. Oddawali się sadownictwu i ogrodnictwu. Hodowali kury, gęsi, kaczki, a także bydło, a w późniejszym okresie również trzodę chlewną. Znali arkana pszczelarstwa, które dawało im miód, a z niego mogli przyrządzać napój alkoholowy o nazwie miodowina. Zajmowali się również łowiectwem, rybołówstwem i zbieractwem.„Oddają się ze szczególną gorliwością rolnictwu [...], w czym przewyższają wszystkie ludy północy”.
Nieco w głębi grodziska kobieta prezentuje nam rękodzielnictwo związane z produkcją odzieży, którego tajniki znała każda słowiańska kobieta; każda z nich przędła, tkała i szyła.
W towarzystwie Petry i Kláry. |
Każda słowiańska rodzina była samowystarczalna, a we wspólnotach grodowych działali również rzemieślnicy poświęcający się wybranej działalności m.in. w zakresie hutnictwa i kowalstwa. W grodzie znajdują się prehistoryczne urządzenia metalurgiczne - dymarki, w których przetapiano rudy żelaza. Z tych zaś produkowano narzędzia codziennego użytku, elementy uzbrojenia, ozdoby i inne przedmioty. Produkowano również wyroby z miedzi i brązu, przeważnie ozdoby.
Umiejętnością Słowian było również ciesielstwo, dzięki któremu budowali grody i domy. Na terenie grodziska stoi kilka budynków mieszkalnych możemy je zobaczyć. Najprostszym z nich jest ziemianka. Jest to chata, której podłoga jest wgłębiona 40-50 cm do gruntu, przykryta dwuspadowym zadaszeniem sięgającym ziemi. Nad wejściem dach jest nieco wysunięty i tworzy okap chroniący przed deszczem, pod którym schronienie znalazła sobie kura wysiadująca jajka. Wewnątrz ziemianki zastajemy słowiańską niewiastę. Wyposażenie ziemianki jest bardzo proste: kilka naczyń ceramicznych do przygotowywania pokarmów, półek i haków na przedmioty codziennego użytku, a pod ścianami wyściełane trzciną siedziska i miejsca do spania. Systemem ogrzewającym chaty było rozpalane palenisko, z którego dym wydostawał się przez szczeliny w dachu.
Ziemianka. |
Wnętrze ziemianki. |
Półziemianka ma nieznacznie wgłębioną podłogę. Jej drewniana konstrukcja podparta została środkiem drewnianym słupem, który wspiera dwuspadowy dach wykonany z trzciny, której nie brakowało przy płynącej rzece pod grodziskiem. Spleciona trzcina wysmarowana gliną stanowiła również budulec ścian budynku. Mieszkanie to jest nieco przestronniejsze od ziemianki. Jego wnętrze ogrzewane było również otwartym paleniskiem, albo kamiennym lub glinianym piecykiem bez komina. Dym z niego unosił się pod dach skąd przez otwory wydostawał się na zewnątrz. Podczas zimnych nocy system taki gwarantował temperaturę 13°C, o ile na zewnątrz temperatura nie spadła poniżej 0°C. Wyposażenie półziemianki jest bardzo podobne do tego, które widzieliśmy w ziemiance.
W grodzisku mamy jeszcze trzeci typ budynku mieszkalnego o konstrukcji zrębowej. Powstał on z drewnianych belek kładzionych jedna na drugiej i łączonych w narożach na tzw. zamki, czyli odpowiednio dopasowane nacięcia na końcach belek. Chata posiada czterospadowych dach pokryty słomą, umocowany za pomocą drewnianych kołków. Siedząca we wnętrzu kobieta zajęta jest przygotowywaniem strawy. Obok niej na skórach leży baraszkujące dzieciątko. Nie przeszkadzamy zatem. Wychodzimy.
Na terenie grodu jest też większa budowla halowa, w której najprawdopodobniej odbywały się zgromadzenia, uroczystości oraz obrzędy i modły. Dziś prezentowane są w nim wyroby Słowian. Budynek ten został zrekonstruowany na podstawie podobnego odnalezionego w Polsce, w niedalekiej Lubomi.
Za grodowymi budynkami stoi drewniany posąg uosabiający Światowida (jest to replika posągu wydobytego z rzeki Zbrucz, a przechowywanego obecnie w Muzeum Archeologicznym w Krakowie). Wierzenia dawnych Słowian są jednak owiane tajemnicą czasu. Wiadomo, że czcili różnych bogów i byli przesądni. Prokop z Cezarei (stgr. Προκόπιος Καισαρεύς Prokopios Kaisareus) napisał o wyobrażeniu religii Słowian, iż:
Jednym z naczelnych bóstw słowiańskich był Perun, który uosabiał gromowładcę, czyli boga grzmotów i piorunów. Wszyscy Słowianie czcili też bogów ognia i słońca, oddając pokłon ogniu ziemskiemu, jak też temu niebieskiemu pod postacią rozpalonej tarczy słonecznej. Bóstwo ognia zwali Swarogiem, a słońca Swarożycem. W wierzeniach wielu Słowian występował też Światowid rozporządzający nadprzyrodzoną mocą. Postacie te są najważniejszymi obiektami kultu dawnych Słowian. Oprócz nich istniało mnóstwo innych, w tym też lokalnie występujących, które uosabiały różne zjawiska przyrodnicze, jak i składniki natury. Oddawali im cześć bezpośrednio lub za pośrednictwem wyobrażenia w postaci posągów i figurek.
Chcąc uniknąć konfliktów i zależności od innych państw, wobec dominacji religii chrześcijańskiej w Europie oraz wciąż trwającej jej ekspansji, Słowianie poddali się dobrowolnej chrystianizacji. Proces ten trwał wiele lat, a niektóre słowiańskie zwyczaje i wierzenia przetrwały do dziś w obyczajowości ludowej takie jak np. sobótki palone w Noc Kupały, topienie lub spalenie słomianej kukły (Marzanny), śmigus-dyngus. Niektóre ze zwyczajów słowiańskich zostały asymilowane przez katolicyzm jak np. zdobienie jaj, czyli robienie popularnych wielkanocnych pisanek.
Poza inscenizacją chrystianizacji słowiańskich Czech, zaprezentowano nam miecze, włócznie i oszczepy, łuki, noże bojowe, będące elementem uzbrojenia Słowian. Prokopiusz z Cezarei (stgr. Προκόπιος Καισαρεύς Prokopios Kaisareus) tak opisywał wczesnosłowiańskich wojowników:
Półziemianka. |
Wnętrze półziemianki. |
W grodzisku mamy jeszcze trzeci typ budynku mieszkalnego o konstrukcji zrębowej. Powstał on z drewnianych belek kładzionych jedna na drugiej i łączonych w narożach na tzw. zamki, czyli odpowiednio dopasowane nacięcia na końcach belek. Chata posiada czterospadowych dach pokryty słomą, umocowany za pomocą drewnianych kołków. Siedząca we wnętrzu kobieta zajęta jest przygotowywaniem strawy. Obok niej na skórach leży baraszkujące dzieciątko. Nie przeszkadzamy zatem. Wychodzimy.
Budynek mieszkalny o konstrukcji zrębowej. |
Wnętrze budynku mieszkalnego o konstrukcji zrębowej. |
Na terenie grodu jest też większa budowla halowa, w której najprawdopodobniej odbywały się zgromadzenia, uroczystości oraz obrzędy i modły. Dziś prezentowane są w nim wyroby Słowian. Budynek ten został zrekonstruowany na podstawie podobnego odnalezionego w Polsce, w niedalekiej Lubomi.
Budynek halowy. |
Wnętrze budynku halowego. |
Za grodowymi budynkami stoi drewniany posąg uosabiający Światowida (jest to replika posągu wydobytego z rzeki Zbrucz, a przechowywanego obecnie w Muzeum Archeologicznym w Krakowie). Wierzenia dawnych Słowian są jednak owiane tajemnicą czasu. Wiadomo, że czcili różnych bogów i byli przesądni. Prokop z Cezarei (stgr. Προκόπιος Καισαρεύς Prokopios Kaisareus) napisał o wyobrażeniu religii Słowian, iż:
„Jeden tylko bóg, twórca błyskawicy, jest panem całego świata i składają mu w ofierze woły i wszystkie inne zwierzęta ofiarne. [...] Oddają ponadto także cześć rzekom, nimfom i innym jakimś duchom i składają im wszystkim ofiary, a w czasie tych ofiar czynią wróżby.”
Posąg Światowida. |
Jednym z naczelnych bóstw słowiańskich był Perun, który uosabiał gromowładcę, czyli boga grzmotów i piorunów. Wszyscy Słowianie czcili też bogów ognia i słońca, oddając pokłon ogniu ziemskiemu, jak też temu niebieskiemu pod postacią rozpalonej tarczy słonecznej. Bóstwo ognia zwali Swarogiem, a słońca Swarożycem. W wierzeniach wielu Słowian występował też Światowid rozporządzający nadprzyrodzoną mocą. Postacie te są najważniejszymi obiektami kultu dawnych Słowian. Oprócz nich istniało mnóstwo innych, w tym też lokalnie występujących, które uosabiały różne zjawiska przyrodnicze, jak i składniki natury. Oddawali im cześć bezpośrednio lub za pośrednictwem wyobrażenia w postaci posągów i figurek.
Chcąc uniknąć konfliktów i zależności od innych państw, wobec dominacji religii chrześcijańskiej w Europie oraz wciąż trwającej jej ekspansji, Słowianie poddali się dobrowolnej chrystianizacji. Proces ten trwał wiele lat, a niektóre słowiańskie zwyczaje i wierzenia przetrwały do dziś w obyczajowości ludowej takie jak np. sobótki palone w Noc Kupały, topienie lub spalenie słomianej kukły (Marzanny), śmigus-dyngus. Niektóre ze zwyczajów słowiańskich zostały asymilowane przez katolicyzm jak np. zdobienie jaj, czyli robienie popularnych wielkanocnych pisanek.
Chrystianizacja Moraw i Czech
O poddaniu się chrystianizacji myśleli już władcy pierwszego dużego i silnego państwa słowiańskiego, wspomnianego już wcześniej Państwa Wielkomorawskiego. Pierwszy historycznie znany władca Państwa Wielkomorawskiego w 831 roku przyjął chrzest ze strony państwa niemieckiego (ówczesnego frankijskiego), przez co Państwo Wielkomorawskie stało się terenem działalności misjonarzy niemieckich. Wpajanie przez nich nowej wiary ze względu na barierę językową napotkało jednak duże trudności.
Problem ten dostrzegł kolejny władca Wielkich Moraw - Rościsław, który pragnął też uniezależnić się od państwa niemieckiego. Wysłał poselstwo do papieża z prośbą o zorganizowanie nowej misji, która zastąpiłaby działalność niemieckich misjonarzy. Jednak papież nie udzielił posłom żadnej odpowiedzi. Wówczas Rościsław zwrócił się z tą samą prośbą do bizantyjskiego cesarza Michała III, a ten spełnił jego prośbę i w 863 roku przysłał na Wielkie Morawy dwóch greckich misjonarzy: Konstantyna i Michała, dziś znanych bardziej z zakonnych imion jako św. Cyryl i św. Metody. Cyryl i Metody znali wiele języków, w tym również słowiański. W swojej misji, w tym również sprawowanej na ziemiach słowiańskich w liturgii używają języka Słowian. Św. Cyryl tłumaczy ewangelie i psalmy na język starocerkiewno-słowiański, zapisując je w stworzonym przez siebie alfabecie zwanym głagolicą, który później przerodziła się w bardziej uproszczoną cyrylicę. Popularność i sukcesy Cyryla i Metodego na Morawach spotkała się jednak z dużym niezadowoleniem u hierarchów kościoła niemieckiego i tym samym zaczęli oni stwarzać wiele trudności działalności greckich misjonarzy. Cyryl i Metody udali się więc do Rzymu, gdzie zjednali sobie papieża Hadriana II oraz uzyskali poparcie papieża dla swej działalności i uznanie słowiańskiej liturgii. Św. Cyryl nie zniósł jednak trudów dalekiej podróży, pozostał w Rzymie, gdzie zmarł w roku 869 w jednym z klasztorów. Metody kontynuował dzieło chrystianizacji Słowian, a kler niemiecki znów zaczął obawiać się utraty swych wpływów. Wykorzystując fakt, iż misja chrystianizacyjna nie była prowadzona w jednym z trzech uznawanych wówczas języków liturgicznych: hebrajskim, greckim lub łacińskim, biskupi niemieccy w roku 870 oskarżają Metodego o herezję, co wiąże się oczywiście z prześladowaniami jego i jego uczniów. Metody zostaje wtedy uwięziony przez arcybiskupa Salzburga. Dopiero interwencja papieża Jana VII przyniosła mu wolność. Teraz dzieło prowadzone przez Metodego objęło także tereny zamieszkane przez plemiona czeskie. Tuż przed swoją śmiercią udziela chrztu w obrządku słowiańskim księciu praskiemu Borzywojowi, uznawanemu za pierwszego historycznego władcę Czech. Niedługo po tym wydarzeniu, w 885 roku Metody umiera. Dziesięć lat później Czechy odrywają się od Wielkich Moraw przyjmując zwierzchnictwo niemieckie. Wtedy też uczniowie Cyryla i Metodego zostają usunięci z tych terenów, a język słowiański w liturgii zostaje zakazany. Jednakże dzieło św. Cyryla i św. Metodego nie upadło. Jego językiem w liturgii posługuje się do dziś wiele milionów wyznawców: prawosławnych i grekokatolików. Ich misja miała zasadniczy wpływ na rozwój kulturalny nie tylko państwa wielkomorawskiego, ale i całej Europy Wschodniej. |
Poza inscenizacją chrystianizacji słowiańskich Czech, zaprezentowano nam miecze, włócznie i oszczepy, łuki, noże bojowe, będące elementem uzbrojenia Słowian. Prokopiusz z Cezarei (stgr. Προκόπιος Καισαρεύς Prokopios Kaisareus) tak opisywał wczesnosłowiańskich wojowników:
„Stając do walki, na ogół pieszo idą na nieprzyjaciela, mając w ręku tarcze i oszczepy, pancerza natomiast nigdy nie wdziewają. Niektórzy nie mają ani koszuli ani płaszcza, lecz jedynie długie spodnie podkasane aż do kroku i tak stają do walki z wrogiem.”
W towarzystwie Davida, Lukáša i Tomáša. |
Włócznie, łuki, drewniane tarcze były podstawowym uzbrojeniem wojów słowiańskich. W VII wieku uzupełniły je topory, a od IX wieku również miecze, na które jednak nie wszyscy mogli sobie pozwolić ze względu na ich koszt. Wszystkiego mogliśmy oczywiście dotknąć i obejrzeć z bliska, a nawet wypróbować np. postrzelać z łuku do tarcz. Natomiast zobaczyć to jak naprawdę wyglądały zbrojne starcia można było dzięki inscenizacji średniowiecznej szermierki i walki z użyciem różnorodnego uzbrojenia.
Wszystko to, co tutaj napisaliśmy przekazali nam napotkani w grodzisku Słowianie... Tak naprawdę w opowieści o życiu dawnych Słowian wcieliła się Grupa „Tizon” z Hawierzowa (czes. Havířov), która z niezwykłym kunsztem i wyśmienitą teatralnością przedstawiła nam historyczne fakty, urozmaicając je szczyptą humoru. Podobało się nam bardzo. Po za tym po Archeoparku Chotěbuz oprowadzali nas znakomici czescy przewodnicy, przed którymi chylimy czoła za profesjonalizm. Wśród nich w pogotowiu był również polskojęzyczny, ale czeski okazał się być dla nas tak zrozumiały, jak nasz ojczysty język. Kończąc wspaniałe spotkanie z kulturą Słowian dziękujemy im za fantastycznie spędzony czas.
Wszystko to, co tutaj napisaliśmy przekazali nam napotkani w grodzisku Słowianie... Tak naprawdę w opowieści o życiu dawnych Słowian wcieliła się Grupa „Tizon” z Hawierzowa (czes. Havířov), która z niezwykłym kunsztem i wyśmienitą teatralnością przedstawiła nam historyczne fakty, urozmaicając je szczyptą humoru. Podobało się nam bardzo. Po za tym po Archeoparku Chotěbuz oprowadzali nas znakomici czescy przewodnicy, przed którymi chylimy czoła za profesjonalizm. Wśród nich w pogotowiu był również polskojęzyczny, ale czeski okazał się być dla nas tak zrozumiały, jak nasz ojczysty język. Kończąc wspaniałe spotkanie z kulturą Słowian dziękujemy im za fantastycznie spędzony czas.
Fantastyczne miejsce :)) A te figurki... hihi też mamy takie :)) Świetne miejsce ... oj chyba wybierzemy się tam z naszymi chłopakami :))
OdpowiedzUsuńSuper miejsce i fantastycznie przedstawiony kawał historii. Jak to dobrze, że już jest ciepło, będę miała u Was dużo do czytania. :)
OdpowiedzUsuń