No i znów jesteśmy pod górą, u stóp której, w cichym ustroniu doliny potoku Kasinianka leży wioska niepozorna (wydawać by się mogło) - Kasina Wielka. To stara osada, o której pierwsze wzmianki pochodzą z czasów panowania króla Władysława Jagiełły, a początki jej powstania sięgają czasów Bolesława Wstydliwego, kiedy to zakon Cystersów ze Szczyrzyca otrzymał w tej okolicy duże darowizny ziemskie.
MAPA TRAS:
Trasa
|
Stopień trudności
|
Długość
trasy |
Różnica
poziomów |
1
|
1250 m
|
292 m
| |
2
|
1450 m
|
293 m
| |
3
|
120 m
|
11 m
|
OPIS:
Dziś jest jedną z większych wiosek gminy Mszana Dolna, a jej sława w ostatnich latach rozniosła się po Polsce i po całym świecie. Nie gdzie indziej, a tu właśnie rozwijała swój wielki talent nasza mistrzyni narciarstwa biegowego. Ten spokojny zakątek Beskidu Wyspowego, otoczony wzniesieniami Lubogoszcza, Ćwilina, Śnieżnicy i Wierzbanowskiej Góry, to rodzinne strony naszej Śnieżnej Królowej - Justyny Kowalczyk. Kiedy tylko może wraca do nich w przerwie między kolejnymi zawodami i treningami, dzieląc czas rodzinnego spotkania z ciężką pracą. Warunki ku temu okolica daje znakomite, a w zimie jest gdzie pobiegać na nartach. Sami mamy chrapkę tego spróbować, ale niestety mamy ze sobą tylko zjazdówki.
Przyjechaliśmy na stoki Śnieżnicy, na którą to Justyna w ramach porannego treningu wbiega sobie kilkakrotnie z rzędu. My też pokonujemy stok Śnieżnicy, tyle, że siedząc na krzesełku wyciągu;) Kibicujemy Justynie jak cała Śnieżnica i jej okolica, jak cała Polska, ale póki co darujemy sobie próbę choćby tylko jednorazowego wbiegnięcia na Śnieżnicę, bo mogłaby się ona zakończyć się dla nas fatalnie:).
Kibicujemy Justynie jak cała Śnieżnica i jej okolica, jak cała Polska. |
Wspominamy miło spotkania ze Śnieżnicą z ubiegłego roku. W tym roku wygląda ona jednak nieco inaczej. Z mapki tras zniknęła niebieska obwodnica, będąca alternatywą dla górnego fragmentu trasy zasadniczej, która wówczas oznaczona była czerwonym stopniem trudności. Teraz podstawowa trasa otrzymała oznaczenie niebieskie, choć nie wygląda, aby sama uległa jakimkolwiek zmianom. Pojawiła się natomiast nowa trasa, poprowadzona pod wyciągiem krzesełkowym, której stopień trudności oznaczono na czerwono.
Pierwsze zjazdy podstawową trasą utwierdziły nas w przekonaniu, że jej charakterystyka nie zmieniła się od ubiegłego roku. Naturalnie ukształtowany profil zbocza po którym biegnie trasa nie zaskakuje nagłymi zmianami kąta nachylenia, które delikatnie waha się w okolicy 21%. Sprawia to, że trasa ta nie jest bardzo trudna, ale też nie na tyle łatwa, by nudzili się na niej zaawansowani narciarze. Początkujący i uczący się mają oczywiście do dyspozycji 120 metrowy stok szkółki narciarskiej o różnicy poziomów 11 metrów, przygotowany u podnóża Śnieżnicy.
Niebieska trasa nr 1. |
Niebieska trasa nr 1 - ostatni odcinek, w dole widać już budynek karczmy i dolną stację wyciągu. |
Niebieska podstawowa trasa zapewnia niesamowitą frajdę, jednak nowa czerwona trasa kusi by ją wypróbować. Jest ona znacznie węższa. Na sporej długości jej szerokość wynosi „na oko” ze dwadzieścia metrów. Jeździ nią znacznie mniej osób. Przez kilkadziesiąt metrów jej początek jest dość stromy, aż do miejsca skrzyżowania z dawną niebieską obwodnicą. Potem łagodnieje, a wyśmienita pokrywa śnieżna i hermetyczne zadrzewienie sprawia, że czujemy się troszkę, jak na leśnym przełaju. Mniejsza szerokości trasy, nie jest znacznym utrudnieniem, bo miejsca jest wystarczająco dużo, by ze spokojem poslalomować. Dopiero pod koniec, gdy u naszych stóp pojawia się dolna stacja wyciągu krzesełkowego trasa zauważalnie przybiera na stromości. Na tym odcinku pojawiają się również plamy oblodzeń - trzeba uważać. Jednak ogólne wrażenie nowa trasa pozostawia bardzo pozytywne. Zapewne wrażenie to byłoby zgoła odmienne, gdyby była ona bardziej oblegana.Tłok utrudniałby znacznie bezpieczną jazdę.
Czerwona trasa nr 2. |
Czerwona trasa nr 2 nieco dalej - w dole widać już budynek karczmy i dolną stację wyciągu. |
Nowa czerwona trasą dostarcza zupełnie odmiennych emocji niż dłuższa niebieska. Trzeba też przyznać się również do tego, że wywołała w nas delikatną konfuzję. Mapa przy dolnej stacji wyciągu wszystko wyjaśniała, dlaczego na tej trasie nie było zbyt wielu narciarzy. Oficjalnie czerwona trasa była dziś nieczynna, co wieścił przylepiony na mapie napis. No i troszeczkę wstyd, że uwadze umknął stosowny znak zawieszony przy wjeździe na trasę. Zapewne trasa ta miała jeszcze jakieś drobne mankamenty, ale trudno powiedzieć jakie. Tak, czy owak dwa zjazdy po nowej trasie przyniosły wiele radości. Justynie zaś może ona pozwolić na jeszcze bardziej katorżnicze treningi.
Widok na Lubogoszcz (968 m n.p.m.) spod karczmy. Z jego lewej strony widać bardziej oddalony Luboń Wielki (1022 m n.p.m.). |
Zbliżenie na Luboń Wielki (1022 m n.p.m.). |
Dobra pogoda i wyśmienite warunki narciarskie skutecznie odciągają nas od zrobienia sobie przerwy w jeździe. Zresztą nie czujemy, aby zmęczenie dawało nam jakieś znaki, że czas odpocząć. Kusi oczywiście karczma na dole, kusi pawilon gastronomiczny na górze, ale wspaniała zabawa nie pozwala myśleć o jedzeniu. Gdyby około południa nie pojawił się nagły gęsty opad śnieżnego puchu, znacznie ograniczający widoczność, zapewne wciąż szusowalibyśmy po stokach Śnieżnicy. Jednak dobrze, że pojawiło się coś, co zmusiło nas do tego, byśmy zaglądnęli do karczmy przy dolnej stacji wyciągu, bo specjały jakie nam tam zaoferowano były tego warte. A o pajdzie chleba ze smalcem za jedyną złotówkę... można powiedzieć tylko jedno prawdziwa kwintesencja smaku - jak to mówią: „miód w gębie”.
Siedząc w karczmie nie zauważyliśmy, że na zewnątrz aura zmieniła swoje oblicze. Ociężałe śnieżne chmury podwieszone u nieba, zaczęły pośpiesznie rozpływać się, porażając nasze oczy jaskrawym błękitem nieba. Ślicznie odsłoniły się lesiste szczyty górskie Beskidu Wyspowego. Oczy skupiamy na południowym-zachodzie, gdzie widać Luboń Wielki. Na jego zboczach wypatrujemy Doroty z grupą turystyczną, ale oczywiście na nic się to zdaje, bo odległość jest zbyt duża. Gdyby jednak pomiędzy Śnieżnicą a Luboniem rozciągnąć jedwabny sznur... Wiemy, że próbował to już zrobić niejaki Pieniążek, chcąc zbudować most łączący Śnieżnicę z Ciecieniem. Pomysł ten spotkał się jednak z nieprzychylnością tutejszych pasterzy, którzy przecięli rozciągnięty przez Pieniążka sznur. Zawierzamy tej legendzie, by nie przeciwstawiać sobie spokojnych mieszkańców tego uroczego zakątka. Wracamy na stok.
Przy górnej stacji wyciągu krzesełkowego. Początek niebieskiej trasy nr 1. |
No to jedziemy w dół...
Czas bardzo szybko mija na stokach Śnieżnicy. To bardzo dziwne, ale siedmiogodzinny karnet (od 9.00 do 16.00) wydaje się dawać niewiele więcej czasu na białe szaleństwo od standardowo przez nas nabywanego karnetu czterogodzinnego. To chyba dowód, że czas jest zjawiskiem względnym i wcale nie musieliśmy się poruszać z prędkością zbliżoną do prędkości światła, aby się o tym przekonać panie Einstein.
Góry w zimę mają niesamowitą atmosferę.
OdpowiedzUsuń