Duchowe wnętrze człowieka usłane jest nadzwyczaj różnorodnymi marzeniami. Nader często to właśnie one kształtują nasze aspiracje. Niektóre z nich jesteśmy w stanie realizować od razu, ale zapewne nie wszystkie. Są takie, które z powodu różnorakich przeszkód tkwią w nas zakorzenione, na płaszczyźnie jeszcze niespełnionych. Czy uda się je podjąć? Tego nie jesteśmy pewni, bo zwykle uwarunkowane jest to różnymi czynnikami. Oczywiście życie bywa zaskakujące i przewrotne. Pojawiają się nowe aspiracje, a stare odchodzą w niepamięć i nie są już dla nas tak ważne jak kiedyś. Sympatycy wędrówek górskich z pewnością tego kiedyś doświadczyli. Każdy z nich pamięta swoje pierwsze spotkanie z górami, pierwszą górską wędrówkę, po której nie potrafił już o niczym innym myśleć. Dokonała się wtedy w nas swego rodzaju rewolucja aspiracji życiowych. Zaraz potem pojawiły się przed nami nowe cele: kolejna zdobyta góra, przebyte pasmo. U większości z nas myśli skłoniły się też ku najwyższym punktom na mapie. Gdy weszliśmy już na najwyższe szczyty, przeszliśmy najbardziej eksponowane granie górskie, mogłoby się wydawać, że osiągnęliśmy już najtrudniejsze. Ale jest jeszcze coś...
Jego trudność wcale nie wiąże się z wysokościami, ale z długością. Jest to najdłuższy szlak górski w Polsce, liczący łącznie 519 km. Rozciąga się on pomiędzy Ustroniem w Beskidzie Śląski a Wołosatym w Bieszczadach. Jego przejście zajmuje przeciętnemu wędrowcy 167 godzin, a czas ten rozkładany jest zwykle na 21 dni. To właśnie te elementy stanowią o skali jego trudności. Nawet dla zaprawionego turysty górskiego jest to prawdziwe wyzwanie. Podczas tej wielodniowej wędrówki skazani jesteśmy praktycznie na siebie. Musimy wykazać się wytrwałością i zdolnością przetrwania bez względu na występujące warunki pogodowe. Ponadto musimy pomyśleć o wielu innych problemach, które pojawiają się podczas tej wielodniowej wędrówki, związanych np. z zaopatrzeniem w żywność, noclegami, itp. Dlatego pokonanie Głównego Szlaku Beskidzkiego uważa się za znaczące osiągnięcie dla każdego turysty.
No i pozostaje jeszcze wygospodarowanie czasu wolnego na przejście całej trasy. W dzisiejszych czasach może to być bardzo trudne.
Dlatego podejmujemy próbę przebycia całego Głównego Szlaku Beskidzkiego, ale nie jednym cięgiem, lecz etapami. Nie jest to oczywiście wyczyn tak spektakularny, jak przebycie całego szlaku w systemie ciągłym, ale tak samo pozwala poznać w pełni jego piękno. Daje też doskonałe rozpoznanie przed podjęciem się (być może w niedalekiej przyszłości) przejścia całego Głównego Szlaku Beskidzkiego w trybie ciągłym.
TRASA:
Ustroń (330 m n.p.m.) Schronisko PTTK na Równicy (785 m n.p.m.) Ustroń Polana (380 m n.p.m.) Wielka Czantoria, czes. Velká Čantoryje (995 m n.p.m.) Przełęcz Beskidek, czes. Beskydek (684 m n.p.m.) Jawornik.
OPIS:
Już od samego początku Główny Szlak Beskidzki daje niezapomniane wrażenia, które sprawiają, że pragnie się na niego wrócić. Po zejściu z trasy pozostaje nieodparta chęć podzielenia się nimi, opisania napotkanego piękna i towarzyszących mu emocji. Chcemy to zrobić choć wiemy, że proste słowa z pewnością nie są w stanie wyrazić w pełni oczarowania naturą górską. Ciągle poszukujemy środków wyrazu naszych emocji, by mógł nas zrozumieć nawet ktoś, kto nigdy dotąd nie miał okazji pooddychać górskim powietrzem i poczuć jego powiewu na karku. Z tego też względu relację z wędrówki inaugurującej przejście Głównego Szlaku Beskidzkiego przedstawimy w formie wyjątkowej, wersetami nie-trzynastozgłoskowymi:
Nie ma z nami dzisiaj Zbysia, a trzeba by coś napisać.
Myślę, że przykrości Mu nie sprawię,
gdy w poetę się zabawię.
Kwiecień, sobota. Wiatr mocno wieje,
Wędrowna grupa z PTTK-a szaleje.
Wczesnym rankiem wyruszają;
GSB do przejścia mają.
Ruszają z Ustronia jak wskazują mapy
i kiedyś dojdą tam gdzie Wołosaty.
Rusza duża grupa zgrana:
Edzio, Krysia, Zdzichu, Janek,
Dwie Alicje i Agata,
mała Ela i jej tata.
Monika i duża Ela,
Mateusz i Gabriela,
Jacek, Andrzej i Beata,
Bronisław i Małgorzata,
Bogusia, Artur, Iwona.
Wszyscy zgodnie, w jedną stronę.
Idzie Ania i Lucyna,
Łukasz, Ewa i Grażyna,
Anna i Jan - tym się przyjrzyjcie.
Razem idą w góry i razem przez życie.
Filip, Ola, Piotr i Paweł,
Adaś, Wiesław drepczą żwawo.
Idą... na Równicy chata.
To schronisko PTTK-a
w środku kawka, zupka czeka.
Zjedli, wypili - dalej ruszyli.
Idą szybciutko szlakiem czerwonym...
Zeszli. Ustroń Polana.
Niektórych pewnie bolą kolana.
Teraz pod górę idą z mozołem
wszak to Czantoria...
Widać wierzchołek!
Z wyciągu nikt tu dziś nie korzysta,
zbierają punkty - rzecz oczywista.
I znów na szczycie. Tu odpoczynek.
Piękne widoki patrzą przez chwilę.
Ruszają, idą w dół do przełęczy...
A na niej? Co Janek trzyma w ręce?
Jakaś karteczka? Co? Pozdrowienia?
Tak pozdrowienia przesyła Renia!
Reni bardzo wszyscy dziękują
i gorąco Renatkę całują.
Przełęcz Beskidek - tu na dziś koniec.
Trzeba zejść jeszcze do Jawornika.
O! Jest autokar! Tu na nas czeka.
Czy ktoś się zmęczył?
Przeszli po szlaku spory kawałek,
wszak 20 km to nie jest tak mało;
jeszcze tylko jakieś 500 pozostało.
Wracają do domów szczęśliwi piechurzy;
w maju przygoda z GSB się powtórzy.
Jeżeli ktoś poczuł się dotknięty,
bo w relacji został pominięty.
Niech prędko reklamację zgłasza
Wpiszę go do wersów wiersza.
~~~Dorota
I to by było na tyle... chyba, że ktoś ma chęć przeżyć tą historię jeszcze raz, onegdaj prostą prozą spisaną. Jeśli tak, to niech czyta dalej.
Główny Szlak Beskidzki
|
etap 1
| |
UstrońPrzełęcz Beskidek
|
18,5 km
|
W pobliże stacji PKP Ustroń Zdrój, skąd początek bierze kilka szlaków turystycznych, w tym nasz czerwony dojeżdżamy na godzinę 9.40. Tablice na budynku stacyjnym oraz obok drogowskazu turystycznego podają podstawowe informacje o przebiegu Głównego Szlaku Beskidzkiego. Zanim jednak wyruszymy na górską wędrówkę idziemy do centrum miasta, do punktu PTTK po pamiątkowe pieczątki, ale jak to zwykle bywa przy okazji nabywamy też bardziej lub mniej potrzebne publikacje turystyczne. Podczas pośpiesznego marszu trudno nie zauważyć, jak bardzo urokliwym i zadbanym miastem jest Ustroń. Położone na wysokości około 450 m n.p.m. w malowniczej dolinie Wisły, otoczonej zboczami Równicy i Czantorii przyciąga licznie turystów, a zimą również narciarzy. Ustroń rozwija się już od ponad siedmiu wieków. Kiedyś była to mała rolniczo-pasterska osada. Obecnie słynie jako miejscowość uzdrowiskowa i wczasowa.
Wspomnienie dawnych lat.
|
Na punkcie początkowym Głównego Szlaku Beskidzkiego stajemy ponownie o godzinie 10.10 i nareszcie ruszamy! Chciałoby się mieć w pamięci ten moment, by wspomnieć go kiedyś na końcu szlaku w Wołosatym. Z optymizmem spoglądamy na niebo, gdyż jeszcze dwa dni temu prognozy pogody nie były nam przychylne, ale na szczęście nie sprawdziły się, i choć jest pochmurno to raczej deszczu nie spodziewamy się. Jedyne czego się obawiamy to bardzo silnego północnego wiatru.
Przechodzimy wzdłuż ulicy przez tory kolejowe, a następnie przez most na przeciwległy brzeg Wisły. Droga asfaltowa skręca za mostem w lewo, a my odbijamy w prawo na drogę brukowaną kostką. Wznosi się ona do góry ponad wijącym się potokiem o nazwie Gościradowiec, spływającym w pobliżu nas wieloma sztucznymi kaskadami. Potem znowu wchodzimy na uliczki Ustronia. Przez most przechodzimy na drugi brzeg towarzyszącego nam potoku i idziemy wśród zabudowań Ustronia. Mijamy węzeł szlaków spacerowych „źródlanych” prowadzących m.in. do Źródła Żelazistego i Źródła Karola. Kilka minut później, około godziny 10.35, wchodzimy na szeroką i niezbyt stromą drogę gruntową. Droga ta wprowadza nas w las. Po tym lekkim spacerku przyszła pora by odczuć to, że jesteśmy w górach. Droga staje się bardziej kamienista, nierówna i stroma. Skończyła się sielanka, zaczyna się mozolna wspinaczka po stromym leśnym zboczu, ponad głębokim i dzikim jarem z płynącym w nim potokiem. Po niespełna 20 minutach wspinaczki napotykamy siedemnastowieczne miejsce odprawiania nabożeństw. Przysiadamy chwilkę na drewnianych ławkach ustawionych przed kamiennym ołtarzem i krzyżem.
Wspinaczka po leśnym zboczu, wzdłuż dzikiego jaru.
|
W czasach kontrreformacji prowadzonej przez kościół rzymskokatolicki (w okresie XVI-XVII wieku) ludność wyznania ewangelickiego chroniła się w okolicznych górach przed prześladowaniami. Pozostałością z tamtych lat jest ten kamienny ołtarz, ukryty w lesie na stoku Równicy.
Do Schroniska PTTK na Równicy mamy już stąd niedaleko. Spoglądamy w górę zbocza, gdzie widać już większy prześwit wśród drzew. Jeszcze chwila wspinaczki i za nami, ponad koroną drzew pojawiają się pierwsze panoramy na okolicę. Ścieżka nasza zaczyna biec płasko i o godzinie 11.15 wyprowadza nas na rozległą polanę na grzbiecie Równicy. Po naszej lewej w najwyższym punkcie tej polany, pod kulminacją Równicy, góruje klimatyczna Zbójnicka Chata. Natomiast po prawej, na wysokości 767 m n.p.m. mamy Schronisko PTTK na Równicy, nawiązujące swoim stylem do architektury regionalnej.
Zbójnicka Chata, a za nią powyżej kulminacja Równicy sięgająca 885 m n.p.m. |
Schronisko na Równicy położone na wysokości 767 m n.p.m.
|
Wewnątrz schroniska. |
Kilku wędrowców z naszej grupy wyprawowej decyduje się na zdobycie szczytu Równicy o wysokości 885 m n.p.m., na który prowadzi stąd żółty szlak. My postanawiamy pozostać na czerwonym szlaku i udać się do schroniska na małą kawę i firmowy serniczek. Wnętrze schroniska na Równicy urzeka. Znajdujemy w nim wiele elementów nawiązujących do regionalnych tradycji oraz historii turystyki w Beskidzie Śląskim. Swojskiej klimatyczności dodaje blask i ciepło płynące z kominka rozpalonego w sali jadalnej.
Przed schroniskiem na Równicy. |
Z Równicy zaczynamy schodzić asfaltową drogą. |
Widok z Równicy na kolejny cel wyprawy - Wielką Czantorię. |
Na trasie zejścia z Równicy. |
W miarę obniżania wysokości rozległość widoków stopniowo jednak maleje. Ścieżka doprowadza nas do przystanku PKS Jaszowiec Skalica i rozpoczynamy marsz drogą pokrytą kostką brukową, aczkolwiek szlak posiada nieliczne skróty przez las. Na ostatnim takim skrócie zostajemy przez chwilę stajemy w osłupieniu, gdyż niespodziewanie trasę naszą przecina stado saren wybiegających z zarośli leśnych. My jesteśmy w zupełnym centrum tego wszystkiego, ale na szczęście biegnące zwierzęta omijają nas, podobnie jak liczne w tym miejscu drzewa.
Ponownie wracamy na drogę brukowaną. Pojawiają się zabudowania Ustronia. O godzinie 13.00 przechodzimy mostkiem nad potokiem, dalej droga przechodzi w asfaltową, a my skręcamy w prawo na bardzo wąski most nad rzeką Wisłą. Trochę kluczymy pomiędzy zabudowaniami, ale bez obaw zgubienia szlaku, gdyż jego oznaczenia są dobrze widoczne. Docieramy do stacji PKP, a następnie przystanku PKS Ustroń Polana. Przechodzimy przejściem podziemnym pod drogą wojewódzką nr 941 i o 13.10 zaczynamy drugie zaplanowane na dziś podejście, tym razem na szczyt Wielkiej Czantorii.
Ustroń Polana - stacja PKP. |
Wielka Czantoria jest popularna nie tylko wśród turystów. Od czasu wybudowania na niej w 1967 roku krzesełkowej kolei linowej jest nie lada gratką dla narciarzy. Od górnej stacji wyciągu krzesełkowego z Polany Stokłosica wytyczone są dwie atrakcyjne trasy narciarskie. Jedna o prawie 2 km długości dla dobrze jeżdżących narciarzy posiadająca homologację FIS i druga łatwiejsza o długości 2600 m.
Nasz czerwony szlak prowadzi nas wzdłuż czerwonej trasy FIS. Już na poziomie dolnej stacji wyciągu krzesełkowego, położonej na wysokości 389 m n.p.m. daje się odczuć w nogach stromość zbocza Wielkiej Czantorii. Tempo wędrowne grupy spowolniło się, przybierając formę mozolnej wspinaczki. Uff! Kolej linowa jest obecnie nieczynna ze względu na przegląd konserwacyjny, lecz na twarzach wędrowców z naszej grupy nie widać zmartwienia z tego powodu. Zapewne nikt z nas nie odmówiłby sobie trudu wspinaczki nawet gdyby kolejka działała. Tacy z nas są twardziele i nasze cztery litery będziemy wnosić na górę na własnych nogach!
Wspinaczka na Wielką Czantorię - lekko nie jest. |
Podejście jest wyczerpujące, ale zawsze można przystanąć, a nawet trzeba, by popatrzyć na wspaniałą panoramę Ustronia. W miarę nabierania wysokości jest ona oczywiście coraz piękniejsza.
Podejście jest wyczerpujące, ale zawsze można przystanąć i popatrzeć na panoramę Ustronia. |
Czerwony szlak prowadzi nas wzdłuż czerwonej trasy FIS. |
Na bardziej stromym odcinku wspinaczkę ułatwiają usypane stopnie zaparte drewnianymi balami. Chłodny wiatr jest naprawdę chłodny. Nadchodzą gęstsze chmury, a z jednej ciemniejszej sypnęło nawet krupami śnieżnymi (śnieg w postaci kulistych bryłek o średnicy od 1 do 15 mm). Idziemy cały czas wzdłuż imponującej nartostrady, w wielu miejscach pokrytej jeszcze płatami śniegu. Przed górną stacją wyciągu krzesełkowego mamy kolejne bardzo strome podejście, usypane obsuwającymi się kamieniami i pełne wystających korzeni. Tutaj znów pojawiają się usypane stopnie, wzmocnione balami i drewniane poręcze ułatwiające wspinaczkę.
Na bardziej stromym odcinku. |
Tak wchodzimy na Polanę Stokłosica. Od razu daje sie we znaki porywisty wiatr, przynoszący nieprzyjemny chłód. Ręce marzną, ale od czego są rękawiczki, albo kieszenie. Do górnej stacji wyciągu krzesełkowego położonej na wysokości 851 m n.p.m. pozostało tylko kilkadziesiąt metrów po ścieżce. Pokonujemy je już bez większych trudności, bo i nachylenie jest już zdecydowanie mniejsze, a perspektywa odpoczynku dodaje nowej energii. O godzinie 14.25 docieramy pod punkty gastronomiczne, zlokalizowane przy wyciągu, ale niestety są nieczynne. Rozsiadamy się zatem na wolnym powietrzu przy stolikach postawionych wzdłuż nieczynnych lokali. Kilka osób z naszej grupy postanawia zwiedzić znajdującą się tu Sokolarnię z żywymi okazami ptactwa. Wychodzą stamtąd zachwyceni.
Porywy lodowatego wiatru sprawiają jednak niechęć do siedzenia na Stokłosicy, aczkolwiek trzeba przyznać, że jest to atrakcyjne miejsce pod względem widokowym. O 14.40 ruszamy zatem dalej na sam szczyt Wielkiej Czantorii, kamienistą ścieżką przez las. To podszczytowe podejście jest dużo łagodniejsze od wcześniejszego.
Podejście podszczytowe na Wielką Czantorię. |
O godzinie 15.00 wchodzimy na polanę z potężną wieżą widokową - przed nami kulminacja Wielkiej Czantorii dochodząca do wysokości 995 m n.p.m. Wielka Czantoria (czes. Velká Čantoryje) jest szczytem granicznym między Polską a Czechami i najwyższym szczytem Beskidu Śląskiego po stronie czeskiej. Przez szczyt Wielkiej Czantorii przebiega jeszcze inna granica, tzw. wododział Polski, oddzielający dorzecza dwóch rzek Wisły i Odry. Wody spływające po zboczach Czantorii z jednej strony wpadają do Wisły, a z drugiej do Odry.
Kulminacja Wielkiej Czantorii z potężną wieżą widokową (995 m n.p.m.). |
Wieża widokowa zbudowana tu przez Czechów ma wysokość 29 metrów i może nas wznieść powyżej czubków otaczającego nas lasu, 21,420 m wyżej od najwyższego punktu Wielkiej Czantorii. Niewiele osób decyduje się jednak na to, chyba ze względu na silny wiatr. Za wejście trzeba oczywiście zapłacić (można to zrobić w polskiej walucie). Szybko wchodzimy po metalowych stopniach na najwyższe piętro wieży. Faktycznie wieje niesamowicie, ale widoki... Rewelacja! Daleki horyzont jest słabo widoczny przez zachmurzenie, ale mimo to słowo „rewelacja” jest tu jak najbardziej trafne. Aż nie chce się wierzyć ile z tej wieży widać przestrzeni przy przejrzystej aurze.
Na wieży widokowej. |
Panorama z wieży widokowej na Wielkiej Czantorii: Ustroń,
z prawej wznosi się Liptowski Groń,
a dalej na prawo Równica.
|
Panorama z wieży widokowej na Wielkiej Czantorii: Wisła Centrum, z prawej Wisła Jawornik, u dołu widoczna droga czerwonego szlaku na Przełęcz Beskidek. |
Panorama z wieży widokowej na Wielkiej Czantorii: Wisła Centrum. |
Na Wielkiej Czantorii gościmy jeszcze kilka minut pod wiatą turystyczną z ławkami i stolikami, gdzie zjadamy szybki posiłek i zagrzewamy się ciepłą herbatą z termosu. Gdy dochodzi 15.40 ruszamy w dalsza drogę w kierunku Przełęczy Beskidek. Zejście prowadzi szeroką kamienistą ścieżką. Miejscami jest ona dość stroma. Ścieżka ta biegnie wzdłuż granicy polsko-czeskiej, ale nie może się ona zdecydować po której stronie ma wieść wędrowców. Dlatego na przemian idziemy po stronie naszej, albo po stronie czeskiej.
Na pewnych odcinkach kamieniste zejście z Czantorii jest dość strome. |
Po 20 minutach schodzenia z lewej strony odsłania się otwarta przestrzeń i nasza ścieżka zamienia się w iście widokową, na osiedla Wisły i otaczające ją góry. Przez pewien czas biegnie łagodnie, ale później znowu mamy do czynienia ze stromymi fragmentami, z wystającymi korzeniami i zsuwającymi się kamykami. Powraca las i chwilę potem o 16.40 osiągamy siodło Przełęczy Beskidek (czes. Beskydské sedlo) o wysokości 680 m n.p.m. Tutaj znajdujemy kartkę z pozdrowieniami od naszej sympatycznej koleżanki Reni M. która miała przyjemność przechodzić tędy niecałe 4 godziny temu. Dziękujemy i również pozdrawiamy w niniejszej treści.
Nasza ścieżka zamienia się w iście widokową. |
Przełęcz Beskidek (680 m n.p.m.). |
Na Przełęczy Beskidek kończymy nasze spotkanie z Głównym Szlakiem Beskidzkim. Zmieniamy kolor szlaku na czarny, który sprowadza nas do Jawornika - jednego z osiedli miasta Wisła. Szlak prowadzi nas szeroka drogą gruntową przez las. Po 10 minutach las kończy się (wykorzystujemy ostatnią szansę na siku pod drzewkiem). Droga nasza biegnie wśród łąk i pastwisk, by po kilkunastu minutach zmienić się w jedną z ulic Jawornika. Po kilkuminutowym postoju w jednym z tutejszych lokali gastronomicznych wracamy do oczkującego autokaru.
Zejście do Jawornika. |
Na przedmieściach Jawronika. |
Krokusy w Jaworniku (ogrodowe, ale też ładne). |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz