Cztery kilometry na wschód od Jordanowa i osiem kilometrów na północ od Rabki-Zdroju, przy najwyższym punkcie zakopiańskiej szosy we wsi Naprawa zatrzymał się autokar, ale tym razem nie na krótki postój w drodze do naszej górskiej stolicy. Ludzie, którzy pośpiesznie wyszli z autokaru wcale nie zaczęli rozglądać się w poszukiwaniu ustronia do którego prowadzą drzwi oznaczone kółeczkiem lub trójkącikiem, czyli znakami, których symboliki nie trzeba chyba nikomu wyjaśniać. Grupa nie myślała szukać też schronienia w pobliskim zajeździe „Pod Sosnami”, przynajmniej nie dziś. Jak się niebawem okazało, nie byli to zwykli ludzie. Każdy z nich zrobił coś, co było dla niego w tym momencie typowe, choć jednocześnie nietypowe dla większości zatrzymujących się w tym miejscu ludzi. Członkowie tej kolorowej grupy zręcznie zarzucili plecaki na ramiona, po czym obrzucili po sobie spojrzeniami, sprawdzając wzajemnie gotowość do drogi. Znalazłszy niebieskie znaki biegnące na wschód, każdy z wędrowców wziął głęboki oddech i ruszył na zalesione zbocze górskie. W tym momencie minęła godzina 8.40.
TRASA:
Naprawa / Przystanek „Luboń Mały” (566 m n.p.m.) Luboń Mały (869 m n.p.m.) Luboń Wielki (1022 m n.p.m.) Przełęcz Glisne (634 m n.p.m.) Mszana Dolna
Chwilę potem grupa wychodzi na szerszą drogę, mijając kilka domów należących do górnych przysiółków Naprawy. Potem jednak znów wraca w gęstwinę leśną, brnąc w niezbyt wysokim śniegu. Jednak na twarzach wędrowców wcale nie widać przerażenia, ani grymasu zmęczenia. Z ich twarzy można odczytać zupełnie coś innego. Dostrzec można na nich pełną koncentrację nad stawianymi krokami, ale nie da się nie zauważyć płynącego zadowolenia z tego co tam robią. Zresztą droga nie jest zbyt męcząca - jednostajnie do góry prowadzi do celu.
Widoki na okolice są dość ograniczone i tylko przez nieliczne prześwity. Powietrze jest przymglone i pada śnieg. Jest godzina 9.45, gdy grupa wędrowców napotyka triangul - punkt geodezyjny umieszczony na szczycie Lubonia Małego (869 m n.p.m.). Jednak nie jest on ostatecznym celem tej wędrówki, jak również geocaching nie jest tą pasją, dla której grupa poświęciła dzisiaj czas i siły. Nie mniej pamiątkowe zdjęcie przy odnalezionym metalowym punkcie geodezyjnym będzie stanowić znakomite potwierdzenie przebytej trasy.
Triangul na Luboniu Małym (869 m n.p.m.). |
Grupa maszeruje dalej na wschód. I tak, jak mapy wskazują szlak będzie prowadził znów prawie cały czas przez las, niemal pod sam szczyt Lubonia Wielkiego - najwyższej kulminacji dzisiejszej wędrówki. Droga sprawia wrażenie węższej niż wcześniej, bardziej zasypanej śniegiem. Mimo, iż zbocze górskie, po którym prowadzi niebieski szlak jest bardzo łagodne, grupa rozciąga się nieco maszerując gęsiego, jeden za drugim wydeptując białą ścieżynę w śniegowym puchu. Coraz częściej przy szlaku wędrowcy mijają przedziwne kształty śnieżne, pobudzające wyobraźnię ludzką.
Wkrótce te nieprawdopodobne twory zaczęły oddziaływać na wędrowców niezwykłą, hipnotyczną mocą, której niespodziewanie poddały się dwie niewiasty z końca grupy. To ona nie pozwalała im dalej maszerować zwyczajnym tempem. Nim się spostrzegły, zostały w tyle. Niedługo potem pochłonięte otaczającym pięknem pozostały zupełnie same, ona i ona, sam na sam z otaczającymi śnieżnymi dziwadłami, o kształtach niezwyczajnie pociągających i pasjonujących. Trudno powiedzieć, czy Alicja poczuła się Alicją w krainie czarów, czy też Dorota, Dorotką w krainie Oz, ale w ich głowach wkrótce zaczęła się w krzątać tylko jedna myśl - zachować to co widzą w pamięci na zawsze. Każdy jednak wie, że pamięć ludzka bywa ulotna. Ulotność ta bynajmniej nie jest etykietką każdego człowieka, niemniej owe niewiasty dobrze wiedziały, że w wieku najpiękniejszej swojej kwiecistości, o którym młode kobiety mogą jeszcze tylko marzyć, a starsze już tylko westchnąć z nostalgią: z ulotnością pamięci nie ma żartów. I dotyczy to w takim samym stopniu obu płci. Nie było się nad czym dłużej zastanawiać i w ruch poszła przenośna aparatura utrwalająca obrazy światłem malowane.
Wędrowcy mijają przedziwne kształty śnieżne, pobudzające wyobraźnię ludzką. |
Nieco później niż zakładały, kobiety dotarły na tzw. Krzysie, czyli rozległą Polanę Surówki. Ich zegarki wskazywały godzinę 10.30. Spojrzały przed siebie, gdzie powinno być widać grupę współtowarzyszy, ale już jej tam widać nie było. Idąc przez polanę czuło się ciszę i samotność. Kilka wolnostojących na polanie domów nie były w stanie odmienić takich odczuć. Zwyczajny człek może tego nie zrozumieć, ale doświadczenie to było właśnie tym, czego osamotnione wędrowczynie tutaj poszukiwały. Tylko tak umysł mógł odpocząć od szumu miasta, w którym na co dzień mieszkały.
Polana Surówki. |
Od czasu do czasu kobiety nachodziła myśl, czy aby nie za bardzo zostały w tyle. Nie wiadomo jak daleko grupa była w przedzie, a może już w tym momencie jej członkowie raczyli się ciepłem schroniska, zaspokajając głód i kojąc pragnienie. Kobiety nie martwiły się tym zbytnio, bo wiedziały, że prędzej, czy później też dotrą do schroniska, bezpiecznie po niebieskich znakach szlaku, po przetartej przez współtowarzyszy ścieżce.
Ujęte otaczającą przyrodą nie od razu zauważyły, jak rozpływające się ponad głowami chmury otwierają cudowny nieboskłon. Przedostające się promienie słoneczne rozświetlają widoki, na doliny znajdujące się po obu stronach grzbietu górskiego. Szkoda, że tak bardzo przysłaniają je drzewa. Kuszą, by zboczyć nieco ze szlaku i zejść pomiędzy widoczne szczeliny otaczającego drzewostanu by zobaczyć więcej.
Na Polanie Surówki. |
Powyżej polany, tuż przed lasem odnajdują wystający ze śniegu niewielki kopczyk z wystającym krzyżem i kilkoma szczątkami helikoptera czechosłowackiego. Rozbił się on tutaj w 1985 roku lecąc na przegląd do Świdnika.
Wydeptana ścieżka coraz bardziej tonie w przybierającej na grubości pokrywie śnieżnej. Ciągnie się pośród pięknych świerków i jodeł, urozmaiconych z rzadka innymi gatunkami drzew. Wszystkie utulone bielą, która nadaje im jakże odmienne urzekające piękno niż o innej porze roku. Wkrótce rozpoczyna się bardziej strome, ale niezbyt długie podejście świerkowym lasem. Jeszcze tylko kilka chwil i przed oczami pojawia się polana szczytowa Lubonia Wielkiego. Nieco pod szczytem Lubonia Wielkiego sięgającego 1022 m n.p.m. znajduje się budynek schroniska PTTK o charakterystycznym, oryginalnym kształcie. To jedyne górskie schronisko w całym Beskidzie Wyspowym, wybudowane tutaj w 1931 roku. Na jego piętrze znajduje się duży 10-osobowy pokój z oknami na cztery strony świata, z których rozpościera się bardzo rozległa panorama. Stojący w okolicy schroniska maszt przekaźnika TV jest widoczny z daleka, a jego sylwetka pozwala na bezbłędne rozpoznanie góry.
Pod szczytem Lubonia Wielkiego (1022 m n.p.m.). |
Na szczycie Lubonia Wielkiego. |
Kilka minut po dwunastej mury schroniska izolują od baśniowego świata ostatnie osoby grupy turystycznej. Stagnacja ruchowa oraz pyszna strawa i napitek daje wędrowcom odpoczynek. Przebyta droga nie wymagała wielkiego wysiłku, bo pokonane z Naprawy przewyższenie 460 m rozciągało się po łagodnym zboczu praktycznie na całej długości pokonanego odcinka o długości 7,6 km. Po każdej wędrówce przyjemnie jest zasiąść i chwilę pomyśleć o tym co się przed chwilą przeżyło, czy też podzielić się wrażeniami z innymi, czy też uraczyć podniebienie i zapchać brzuszek pyszną kaszanką.
Pod schroniskiem PTTK na Luboniu Wielkim. |
Maszt przekaźnika TV. |
Miejsce na ognisko. |
Widok w kierunku północnym z Lubonia Wielkiego. |
O godzinie 13.00 nadszedł czas powrotu. Zejście wskazuje czerwony szlak wytyczający tzw. Mały Szlak Beskidzki, który tu na Luboniu Wielkim ma swój koniec. Sprowadza on wędrowców do wsi Glisne, na położoną na wysokości 634 m n.p.m. przełęcz o takiej samej nazwie jak leżąca na niej wioska Glisne. Zejście wymaga od wędrowców dużej uwagi ze względu na stromość. Najtrudniej mają oczywiście prowadzący, którzy w dziewiczym śniegu przecierają szlak, uważnie wypatrując znaków szlaku, zamaskowanych pod warstewką śniegu przylepionego do konarów drzew. Doświadczenie nie popadające w zbytnią rutynę pozwala grupie bezbłędnie i bezpiecznie obniżać wysokość względną. Tym samym znajdująca się naprzeciwko góra Szczebel (976 m n.p.m.) staje się potężniejsza. Jeszcze przed chwilą wydawała się znacznie mniejsza, ale z coraz niższej perspektywy zmienia swoje oblicze.
Widok w kierunku kotliny, w której położona jest Mszana Dolna. W głębi widać Śnieżnicę (1007 m n.p.m.), po jej prawej Ćwilin (1072 m n.p.m.), a po lewej Lubogoszcz (968 m n.p.m.). |
Luboń Wielki (z tyłu po prawej) z przełęczy Glisne. |
Mogielica (1171 m n.p.m.) - najwyższy szczyt Beskidu Wyspowego. |
Po około 40 minutach szlak łagodnieje. Otaczają go połacie pól i łąk pokrytych śniegiem. Za nami widać jeszcze wystający ponad lasem dach schroniska na Luboniu Wielkim i ośnieżony maszt przekaźnika TV. O godzinie 14.00 grupa osiąga Przełęcz Glisne. Prowadzi przez nią droga łącząca Tenczyn z Mszaną Dolną. Czerwony szlak skręca na niej w prawo w kierunku Mszany Dolnej.
Przed nami widać Ćwilin (1072 m n.p.m.). |
Szlak prowadzi początkowo wspomnianą asfaltową drogę, przechodząc wśród zabudowań wsi, a także znajdującego się w niej murowanego Kościoła Najświętszego Serca Jezusowego. Potem szlak schodzi z drogi na lewo zataczając łuk wokół wzniesienia Okrągła (626 m n.p.m.). Po około 20 minutach grupa wraca z powrotem na asfaltowa drogę. Jeszcze kilka minut wędrówki i pozostaje już tylko chwila oczekiwania na autokar nad brzegiem rzeki Raba przepływającej przez Mszanę Dolną. To była wyprawa a raczej spacer zimowy, który pozwala odpocząć po ciężkim tygodniu pracy. Dziękuję Alicji O. za to, że idąc razem ze mną pozwoliła mi usłyszeć ciszę, a Gienkowi za wsparcie i doping na trasie.
Bardzo przyjemne czytało mi się wspomnienia Waszej wycieczki. Dawno już nie zaliczyłem takiej typowej zimowej wycieczki w góry. Samemu troszkę niebezpiecznie, a nie mam za bardzo z kim wyruszyć na szlak. Za to uraczyłem oczy wspaniałymi widokami za sprawa Twoich zdjęć. Dziękuję i pozdrawiam
OdpowiedzUsuńpięknie i zdrowo zazdroszczę ekipy i realizacji marzeń
OdpowiedzUsuńwer z opolskiego
Piękna wyprawa, piękny opis i piękne zdjęcia...
OdpowiedzUsuńGratuluję... :-)
Ja ogólnie to nie przepadam za zimą, ale od niedawna coraz bardziej lubię zimę w górach. :-)
Pozdrawiam serdecznie.