TRASA:
Jawornik Przełęcz Beskidek, czes. Beskydek (684 m n.p.m.) Soszów Mały (763 m n.p.m.) Schronisko na Soszowie Wielkim (792 m n.p.m.) Soszów Wielki, czes. Velký Šošov (886 m n.p.m.) Cieślar (920 m n.p.m.) Stożek Mały (843 m n.p.m.) Stożek Wielki, czes. Velký Stožek (979 m n.p.m.) Schronisko PTTK na Stożku Kyrkawica (973 m n.p.m.) Kiczory (989 lub 990 m n.p.m.) Przełęcz Łączecko (774 m n.p.m.) Beskid (824 m n.p.m.) Przełęcz Kubalonka (758 m n.p.m.)
OPIS:
Jawornik Przełęcz Beskidek, czes. Beskydek (684 m n.p.m.) Soszów Mały (763 m n.p.m.) Schronisko na Soszowie Wielkim (792 m n.p.m.) Soszów Wielki, czes. Velký Šošov (886 m n.p.m.) Cieślar (920 m n.p.m.) Stożek Mały (843 m n.p.m.) Stożek Wielki, czes. Velký Stožek (979 m n.p.m.) Schronisko PTTK na Stożku Kyrkawica (973 m n.p.m.) Kiczory (989 lub 990 m n.p.m.) Przełęcz Łączecko (774 m n.p.m.) Beskid (824 m n.p.m.) Przełęcz Kubalonka (758 m n.p.m.)
Majowa sobota, słoneczko świeci,
idą w Beskidy starsi i dzieci.
Wisła Jawornik, tu wysiadamy
i na Beskidek podążamy.
Na Przełęczy Beskidek przygoda się zaczyna,
poprowadzi nas Krystyna.
W składzie nieco zmienionym
idziemy szlakiem czerwonym.
Edward dzisiaj nas opuscił ,
ale SMS-a puścił;
słał dla wszystkich pozdrowienia,
a my składaliśmy Iwonie życzenia.
Wiesław „bliźniakiem” jest Elusi
taką samą bandamę nosi.
Czasu dzisiaj dużo mamy,
Janek na tyłach czuwa nad nami.
Idzie żwawo orszak cały,
szybko mija Soszów Mały.
Jest schronisko pod Soszowem,
tu pięczątki – już gotowe.
Ale co to? Co tak huczy?
To co słyszą nasze uszy
to jest burza moi mili,
co przyjść może w każdej chwili.
Już ruszamy – Soszów Wielki zdobywamy,
Cieślar, Stożek Mały...
za...dysz...ka...
Stożek Wielki i znów schronisko.
W schronisku odpoczywamy i czekamy...
Co natura nam zgotuje?
Dokąd burzę pokieruje?
Po godzinie wypoczęci wyruszamy,
a przed nami Kyrkawica z wychodniami,
za nią Kiczory – powiedział Zbysio,
że to najwyższy szczyt zdobyty dzisiaj.
Przed nami burza szaleje,
chyba nam zaraz doleje.
Schodzimy powoli - burza w bok odchodzi,
dobry strateg dziś dowodzi.
Krysia wszystko przemyślała,
nawet burzę wykiwała.
Wszyscy suchą nogą zeszli do przełęczy
i tu się wycieczka kończy,
lecz niebardzo rozpaczamy,
na Przełęczy Kubalonka za dwa tygodnie się spotkamy.
~~~Dorota
Główny Szlak Beskidzki
|
etap 2
| |
Przełęcz BeskidekPrzełęcz Kubalonka
|
13,0 km
|
Z niecierpliwością czekaliśmy na kolejny etap Głównego Szlaku Beskidzkiego. Po pokonaniu pierwszego odcinaka ogarnięci zostaliśmy magnetyzmem przyciągającym nas z powrotem w te strony, by kontynuować rozpoczętą 42 dni temu wędrówkę. Prognozy pogody na dziś są jednak niepewne. W drodze do Wisły pogodę mamy znakomitą, po przyjeździe w dalszym ciągu jest pięknie. Słońce coraz wyżej na zupełnie bezchmurnym niebie, ale prognozowane są deszcze, a nawet możliwość wystąpienia nagłych burz. Na trasie wędrówki mamy jednak kilka miejsc, w których ewentualnie można się schronić. Czy uda się zrealizować założony plan i czy uda się dojść tam gdzie zamierzamy? To się okaże.
Na Główny Szlak Beskidzki wychodzimy z Jawornika czarnym szlakiem dojściowym, dokładnie z tego samego miejsca i tą samą drogą, którą wówczas kończyliśmy naszą przygodę z tym szlakiem. Ruszamy o godzinie 10.10. Najpierw asfaltową drogą wśród zabudowań dawnego góralskiego osiedla Jawornik, będącego obecnie intensywnie rozwijającą się dzielnicą miasta Wisła. Trasa wiedzie tu łagodnie, ale gdy asfalt kończy się zaczynamy strome podejście. Dzięki temu, że szybko zyskujemy na wysokości, równie szybko pojawiają się ładne widoki na Jawornik i okolice, ale tylko na chwilę, bo dalej droga znowu chowa się w lesie, przybierając na stromości. O godzinie 10.45 wyprowadza nas na Przełęcz Beskidek (czes. Beskydek), na wysokość 684 m n.p.m.
Tu kończy się czarny szlak. Przed nami czerwony szlak Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na prawo mamy Wielką Czantorię, ale tam już byliśmy. Kierujemy się na południe na Soszów Mały, Soszów Wielki i dalej na nieznane jeszcze szczyty i przełęcze.
Podejście na Soszów Mały nie jest męczące i prowadzi przez ładny bukowy las. Jego wierzchołek liczy 762 m n.p.m. wysokości, a więc niewiele wyżej o przełęczy. Trudno powiedzieć kiedy przeszliśmy koło niego, bo jest on rozległy i zarośnięty, a ponadto szlak omija go po wschodniej stronie. W każdym razie nie trwało to dłużej niż kilka minut. Zejście z niego jest łagodne i nie wiadomo, w którym momencie droga zaczyna się wznosić ku Soszowowi Wielkiemu.
Gdy wychodzimy z lasu po lewej odsłaniają się widoki na miasto Wisła i rozciągające się za nim Pasmo Równicy i Pasmo Baraniej Góry. Według mapy wynika, że takie widoki będą nam towarzyszyć przez całą wędrówkę, jeśli tylko znajdziemy się na odsłoniętych terenach. Z prawej strony drogi mamy gęsty drzewostan. Przed nami pojawiają się zabudowania górnej stacji wyciągu narciarskiego „Soszów-Wisła”, a za nim budynek schroniska turystycznego PTTK „Soszów” położony na wysokości 792 m n.p.m. Docieramy do niego o godzinie 11.20.
Pogoda jak narazie dopisuje, jest pięknie i słonecznie, a na sklepieniu pojawiają się z wolna majaczące malownicze białe chmurki. Ta nastraja nas do poleniuszkowania i pozwalamy sobie na małą sielankę, korzystając z gastronomicznej oferty schroniska. W końcu o pustym brzuchu moglibyśmy daleko nie zajść. Przerwę kończymy o 11.45.
Przed nami Soszów Wielki, ale droga od schroniska przybiera na stromości. Chwilkę prowadzi przez las, ale po kilku minutach po wschodniej stronie otwierają się widoki. Przechodzimy również obok zagrody „Lepiarzówka”, w której mieści się hotel, regionalna karczma oraz zadaszony grill. Co prawda niedawno gościliśmy w schronisku, ale klimatyczność „Lepiarzówki” przyciąga nas i nie możemy odmówić sobie wejścia do środka karczmy (przynajmniej na chwilkę). Jak się okazuje naprawdę warto to zrobić.
Spod „Lepiarzówki” od kulminacji Soszowa Wielkiego dzieli nas niewiele. A szeroka droga, którą na niego wchodzimy pnie się dalej, a widoki są coraz wspanialsze. Spod szczytu Soszowa Wielkiego (czes. Velký Šošov), sięgającego 886 m n.p.m. panorama otwiera się na 180 stopni. Na roztaczający się malowniczy górski krajobraz składają się pobliskie szczyty m.in. Wielka Czantoria z wystającą z lasu czeską wieżą widokową, a także Pasmo Równicy z Równicą, Orłową i Trzema Kopcami. Wierzchołek góry Szoszów Wielki znajduje się jednak paręnaście kroków od naszego czerwonego szlaku. Nie ma jednak problemu, by go zaliczyć, bo prowadzą przez niego żółte znaki czeskiego szlaku, odbijające w kierunku zachodnim.
Z Soszowa Wielkiego schodzimy szeroką drogą, wchodzącą niebawem w las. I nic to, bo drzewa w skwarze słonecznym dodają nam przyjemnego chłodu, a od czasu do czasu prześwity leśne nie pozwalają nam zapomnieć, że jesteśmy wysoko w górach. Nie trwa to jednak zbyt długo, bo około 12.20 znów wychodzimy na otwarte tereny, wschodząc łagodnie na wierzchołek Cieślara, wznoszący się na wysokość 918 m n.p.m.
I znów znaleźliśmy się na kolejnym, znakomitym punkcie krajobrazowym, i znów widoki zapierają dech w piersiach. Zastanawiająca nazwa tej góry bynajmniej nie jest dziwna w tych stronach, bowiem jest ona odzwierciedleniem jednego z najpopularniejszych nazwisk w Wiśle (w 1621 roku, tuż po osadzeniu wsi Wisła notowano w niej już 4 Cieślarów).
Schodzimy z Cieślara, ale to nie koniec pięknych widoków, gdyż cały czas towarzyszą nam podczas łagodnego zejścia. Tylko kawałek drogi otaczają drzewa, po czym wchodzi ona pomiędzy pastwiska, łąki i pola. Pojawia się kilka rozrzucanych na zboczach zabudowań polskiego przysiółka Stożek Mały po wschodniej stronie i czeskiego przysiółka Malý Stožek po zachodniej. Natomiast przed nami wznosi się okazały Stożek Wielki, którego kształt w stu procentach odzwierciedla jego nazwa. A gdzie się podziała góra Stożek Mały - gdzieś ginie w tym krajobrazie wyjątkowej urody. Idąc w tym kierunku co my, powinniśmy najpierw przejść przez Stożek Mały a potem wchodzić na Stożek Wielki. Jak się jednak okazuje Stożek Mały to żaden stożek, tylko słabo wyróżniające się przed nami wzniesienie, na którym znajdują się domy wspomnianych przysiółków.
Wierzchołek Stożka Małego, sięgający 843 m n.p.m. mijamy około godziny 12.45, po czym nasza droga opada gwałtownie w dół na przełęcz przed Stożkiem Wielkim. Podczas zejścia przechodzimy obok tabliczki wysokościowej 825 m n.p.m., ze znakami dochodzącego w tym miejscu żółtego szlaku.
U stóp Stożka Wielkiego droga wchodzi w las. Po chwili wiedzie po wystających korzeniach drzew, bardzo stromo w górę. Zaczyna się żmudne i trochę wyczerpujące podejście. Pojawia się też coś, co nas zaczyna martwić, bowiem docierają do nas pomruki z nieba. Burza chyba coraz bliżej.
Gdzieś w połowie podejścia wchodzimy na szeroką drogę leśną, wiodącą zakosami prawie na sam szczyt góry. Na wysokości 900 m n.p.m. od naszego szlaku odchodzi na stronę czeską żółty szlak. Końcowe podejście drogą leśną nie jest już tak wyczerpujące i pokonawszy kilkaset metrów dochodzimy nią prawie pod sam wierzchołek Stożka Wielkiego. Prawie, ponieważ nasz szlak biegnie nieco poniżej obok znajdującego się tu schroniska. Dlatego zanim zatrzymamy się w tym schronisku na przerwę, korzystamy z niebieskiego czeskiego szlaku i wchodzimy nim na sam wierzchołek Stożka Wielkiego (czes. Velký Stožek), na wysokość 978 m n.p.m. Jest godzina 13.15.
Nie ma co tu liczyć na jakiekolwiek panoramy, bowiem szczyt Stożka Wielkiego jest całkowicie zalesiony. Dlatego po zrobieniu kilku pamiątkowych fotografii, o godzinie 13.20 schodzimy z powrotem w dół tym samym niebieskim szlakiem do pobliskiego Schroniska PTTK na Stożku, znajdującego się na wysokości 957 m n.p.m.
Dużo tu odpoczywających wędrowców, bo i miejsce szczególne i piękne, a i prezencja schroniska jest nad wyraz wyjątkowa i niepowtarzalna. Ma ono bogatą, długoletnią historię i należy do grona najstarszych schronisk polskich. Funkcjonuje tutaj już o 1922 roku. Pogoda u nas znakomita, mimo wyraźnie słyszalnych grzmotów w oddali... oddali jednak już nie tak odległej, bo ciemne chmury wiszą już nad Pasmem Baraniej Góry. Zostajemy tu na dłuższy odpoczynek.
Kilkanaście metrów w dół za budynkiem schroniska roztacza się wspaniały widok na okoliczne szczyty i pasma górskie. Na północno-wschodnim zboczu Stożka widać wyciąg Ośrodka Narciarskiego „Stożek”. Czas mija tu bardzo sielankowo, a spędzona godzina upływa bardzo szybko. Zbieramy się do dalszej drogi.
Podążamy dalej czerwonym szlakiem (oraz biegnącymi z nim zielonym, żółtym i niebieskim). Droga zejściowa nie jest trudna ani męcząca, gdyż przez cały czas biegnie grzbietem górskim. Prowadzi głównie leśną drogą. Przyjemną wędrówkę zakłócają jedynie niepokojące grzmoty i widoczne na wschodzie błyskawice. Kurtki przeciwdeszczowe tylko czekają, aż je założymy.
Około godziny 14.40 mijamy niewybitne wypiętrzenie, Kyrkawicę (973 m n.p.m.). Ta intrygująca nazwa pochodzi prawdopodobnie z języka czeskiego, w którym krkavec oznacza kruka, co oznaczałoby miejsce występowania kruków. Może też pochodzić od słowa „kirkać” z miejscowej gwary, oznaczającego „mierzwić, czochrać, tarmosić”, co oddawałoby „rozczochrany” kształt góry.
Niedaleko od wierzchołka Kyrkawicy, szlak czerwony zmienia nagle kierunek na wschód i dochodzimy do ciekawych wychodni skalnych z gruboziarnistego piaskowca istebniańskiego, przyjmujących formę stopni, ambon, a nawet grzybów skalnych. Miejsce to jest zarazem znakomitym punktem widokowym na Wisłę i jej okolice.
Niedługo potem docieramy do kolejnego punktu widokowego, na szczyt Kiczory (990 m n.p.m.). Szczyt Kiczory jest porośnięty lasem, głównie bukowo-świerkowym, ale nie z każdej strony. Widać z niego wspaniale historię dzisiejszej wędrówki – Szoszów Wielki, Stożek Wielki, a także Wielką Czantorię z poprzedniej wędrówki po Głównym Szlaku Beskidzkim. Zejście z Kiczory jest równie bardzo widokowe, gdyż zbocze po którym schodzimy jest początkowo nie zalesione.
Widok przed sobą mamy zatem wspaniały, ale i mroczny, bo nad malowniczym krajobrazem unoszą się gęste, ciemne chmury burzowe. Na szczęście za nami już ostatni szczyt. Schodzimy dość stromą ścieżką, pełną luźnych kamieni. Wkrótce robi się ona mokra, miejscami grząska. Musiało tu nieźle polać. Omijamy wiele kałuż, zalegających całą szerokością na naszym szlaku. Czemu jeszcze na nas nie leje...
Wkrótce wychodzimy z lasu i przechodzimy przez niewielką polanę, za którą mamy trochę „pod górkę” przez las. W pewnym momencie droga biegnie obok łąki z bramkami piłkarskimi. Ponad nią znowu rozciąga się ładny widok na Stożek Wielki i Soszów Wielki. Nieco dalej skręcamy w lewo na kolejną polankę, tym razem porośniętą młodymi choinami. Za nią mamy do czynienia ze stromym zejściem po ścieżce usłanej kamieniami i gałęziami. Niedawny deszczu sprawił, że są one bardzo śliskie, a z pewnością był on bardzo intensywny, co widać po mijających nas turystach.
Po zejściu czerwony szlak skręca w prawo, w kierunku Przełęczy Kubalonka. Po krótkim podejściu przechodzimy przez pastwisko, przeskakując grząskie miejsca. Tutaj dopiero zauważamy, że opatrzność czuwa nad nami, gdyż chmury burzowe ominęły nas po wschodniej stronie i są teraz nieco z boku za nami.
Teraz idziemy cały czas przez las przeważnie łagodnie w dół, a tylko czasami lekko pod górkę i o godzinie 16.45 docieramy do położonej na wysokości 761 m n.p.m. Przełęczy Kubalonka.
Tutaj niestety kończy się nasza wędrówka; tu, gdzie kończy się Pasmo Czantorii, z którego właśnie zeszliśmy, a zaczyna Pasmo Wiślańskie, zwane Pasmem Baraniej Góry, na które wyruszymy już niebawem podczas następnej wędrówki po Głównym Szlaku Beskidzkim. Oby i wtedy było tak wspaniale jak dzisiaj... oby lało tak jak dzisiaj, trochę tu, trochę tam, ale nas ominęło.
Na Główny Szlak Beskidzki wychodzimy z Jawornika czarnym szlakiem dojściowym, dokładnie z tego samego miejsca i tą samą drogą, którą wówczas kończyliśmy naszą przygodę z tym szlakiem. Ruszamy o godzinie 10.10. Najpierw asfaltową drogą wśród zabudowań dawnego góralskiego osiedla Jawornik, będącego obecnie intensywnie rozwijającą się dzielnicą miasta Wisła. Trasa wiedzie tu łagodnie, ale gdy asfalt kończy się zaczynamy strome podejście. Dzięki temu, że szybko zyskujemy na wysokości, równie szybko pojawiają się ładne widoki na Jawornik i okolice, ale tylko na chwilę, bo dalej droga znowu chowa się w lesie, przybierając na stromości. O godzinie 10.45 wyprowadza nas na Przełęcz Beskidek (czes. Beskydek), na wysokość 684 m n.p.m.
Widoki na Jawornik z podejścia na przełęcz Beskidek. |
Tu kończy się czarny szlak. Przed nami czerwony szlak Głównego Szlaku Beskidzkiego. Na prawo mamy Wielką Czantorię, ale tam już byliśmy. Kierujemy się na południe na Soszów Mały, Soszów Wielki i dalej na nieznane jeszcze szczyty i przełęcze.
Soszów Mały porośnięty jest ładnym, bukowym lasem. |
Podejście na Soszów Mały nie jest męczące i prowadzi przez ładny bukowy las. Jego wierzchołek liczy 762 m n.p.m. wysokości, a więc niewiele wyżej o przełęczy. Trudno powiedzieć kiedy przeszliśmy koło niego, bo jest on rozległy i zarośnięty, a ponadto szlak omija go po wschodniej stronie. W każdym razie nie trwało to dłużej niż kilka minut. Zejście z niego jest łagodne i nie wiadomo, w którym momencie droga zaczyna się wznosić ku Soszowowi Wielkiemu.
Podejście na Soszów Wielki. |
Z lewej strony teren odsłania się i jak się okaże będzie tak często na trasie naszej wędrówki. |
Gdy wychodzimy z lasu po lewej odsłaniają się widoki na miasto Wisła i rozciągające się za nim Pasmo Równicy i Pasmo Baraniej Góry. Według mapy wynika, że takie widoki będą nam towarzyszyć przez całą wędrówkę, jeśli tylko znajdziemy się na odsłoniętych terenach. Z prawej strony drogi mamy gęsty drzewostan. Przed nami pojawiają się zabudowania górnej stacji wyciągu narciarskiego „Soszów-Wisła”, a za nim budynek schroniska turystycznego PTTK „Soszów” położony na wysokości 792 m n.p.m. Docieramy do niego o godzinie 11.20.
Schronisko turystyczne PTTK „Soszów”. |
Wieża widokowa na Wielkiej Czantorii (widok spod Schroniska PTTK „Soszów”). |
Pogoda jak narazie dopisuje, jest pięknie i słonecznie, a na sklepieniu pojawiają się z wolna majaczące malownicze białe chmurki. Ta nastraja nas do poleniuszkowania i pozwalamy sobie na małą sielankę, korzystając z gastronomicznej oferty schroniska. W końcu o pustym brzuchu moglibyśmy daleko nie zajść. Przerwę kończymy o 11.45.
Przed nami Soszów Wielki, ale droga od schroniska przybiera na stromości. Chwilkę prowadzi przez las, ale po kilku minutach po wschodniej stronie otwierają się widoki. Przechodzimy również obok zagrody „Lepiarzówka”, w której mieści się hotel, regionalna karczma oraz zadaszony grill. Co prawda niedawno gościliśmy w schronisku, ale klimatyczność „Lepiarzówki” przyciąga nas i nie możemy odmówić sobie wejścia do środka karczmy (przynajmniej na chwilkę). Jak się okazuje naprawdę warto to zrobić.
Wnętrze karczmy „Lepiarzówka”. |
Podejście na Soszów Wielki (widoczne budynki przy drodze to zagroda „Lepiarzówka”). |
Spod „Lepiarzówki” od kulminacji Soszowa Wielkiego dzieli nas niewiele. A szeroka droga, którą na niego wchodzimy pnie się dalej, a widoki są coraz wspanialsze. Spod szczytu Soszowa Wielkiego (czes. Velký Šošov), sięgającego 886 m n.p.m. panorama otwiera się na 180 stopni. Na roztaczający się malowniczy górski krajobraz składają się pobliskie szczyty m.in. Wielka Czantoria z wystającą z lasu czeską wieżą widokową, a także Pasmo Równicy z Równicą, Orłową i Trzema Kopcami. Wierzchołek góry Szoszów Wielki znajduje się jednak paręnaście kroków od naszego czerwonego szlaku. Nie ma jednak problemu, by go zaliczyć, bo prowadzą przez niego żółte znaki czeskiego szlaku, odbijające w kierunku zachodnim.
Na Soszowie Wielkim (886 m n.p.m.). |
Fragment panoramy z Soszowa Wielkiego. |
Z Soszowa Wielkiego schodzimy szeroką drogą, wchodzącą niebawem w las. I nic to, bo drzewa w skwarze słonecznym dodają nam przyjemnego chłodu, a od czasu do czasu prześwity leśne nie pozwalają nam zapomnieć, że jesteśmy wysoko w górach. Nie trwa to jednak zbyt długo, bo około 12.20 znów wychodzimy na otwarte tereny, wschodząc łagodnie na wierzchołek Cieślara, wznoszący się na wysokość 918 m n.p.m.
Stoimy na Cieślarze (918 m n.p.m.) i... |
...takie widoki mamy. |
Schodzimy z Cieślara, ale... |
Schodzimy z Cieślara, ale to nie koniec pięknych widoków, gdyż cały czas towarzyszą nam podczas łagodnego zejścia. Tylko kawałek drogi otaczają drzewa, po czym wchodzi ona pomiędzy pastwiska, łąki i pola. Pojawia się kilka rozrzucanych na zboczach zabudowań polskiego przysiółka Stożek Mały po wschodniej stronie i czeskiego przysiółka Malý Stožek po zachodniej. Natomiast przed nami wznosi się okazały Stożek Wielki, którego kształt w stu procentach odzwierciedla jego nazwa. A gdzie się podziała góra Stożek Mały - gdzieś ginie w tym krajobrazie wyjątkowej urody. Idąc w tym kierunku co my, powinniśmy najpierw przejść przez Stożek Mały a potem wchodzić na Stożek Wielki. Jak się jednak okazuje Stożek Mały to żaden stożek, tylko słabo wyróżniające się przed nami wzniesienie, na którym znajdują się domy wspomnianych przysiółków.
...to nie koniec pięknych widoków. Przed nami Stożek Wielki, a gdzie ten Mały? |
Wierzchołek Stożka Małego, sięgający 843 m n.p.m. mijamy około godziny 12.45, po czym nasza droga opada gwałtownie w dół na przełęcz przed Stożkiem Wielkim. Podczas zejścia przechodzimy obok tabliczki wysokościowej 825 m n.p.m., ze znakami dochodzącego w tym miejscu żółtego szlaku.
U stóp Stożka Wielkiego droga wchodzi w las. Po chwili wiedzie po wystających korzeniach drzew, bardzo stromo w górę. Zaczyna się żmudne i trochę wyczerpujące podejście. Pojawia się też coś, co nas zaczyna martwić, bowiem docierają do nas pomruki z nieba. Burza chyba coraz bliżej.
Leśne podejście na Stożek Wielki. |
Gdzieś w połowie podejścia wchodzimy na szeroką drogę leśną, wiodącą zakosami prawie na sam szczyt góry. Na wysokości 900 m n.p.m. od naszego szlaku odchodzi na stronę czeską żółty szlak. Końcowe podejście drogą leśną nie jest już tak wyczerpujące i pokonawszy kilkaset metrów dochodzimy nią prawie pod sam wierzchołek Stożka Wielkiego. Prawie, ponieważ nasz szlak biegnie nieco poniżej obok znajdującego się tu schroniska. Dlatego zanim zatrzymamy się w tym schronisku na przerwę, korzystamy z niebieskiego czeskiego szlaku i wchodzimy nim na sam wierzchołek Stożka Wielkiego (czes. Velký Stožek), na wysokość 978 m n.p.m. Jest godzina 13.15.
Stożek Wielki (978 m n.p.m.) zdobyty. |
Dużo tu odpoczywających wędrowców, bo i miejsce szczególne i piękne, a i prezencja schroniska jest nad wyraz wyjątkowa i niepowtarzalna. Ma ono bogatą, długoletnią historię i należy do grona najstarszych schronisk polskich. Funkcjonuje tutaj już o 1922 roku. Pogoda u nas znakomita, mimo wyraźnie słyszalnych grzmotów w oddali... oddali jednak już nie tak odległej, bo ciemne chmury wiszą już nad Pasmem Baraniej Góry. Zostajemy tu na dłuższy odpoczynek.
Kilkanaście metrów w dół za budynkiem schroniska roztacza się wspaniały widok na okoliczne szczyty i pasma górskie. Na północno-wschodnim zboczu Stożka widać wyciąg Ośrodka Narciarskiego „Stożek”. Czas mija tu bardzo sielankowo, a spędzona godzina upływa bardzo szybko. Zbieramy się do dalszej drogi.
Schronisko PTTK na Stożku Wielkim (957 m n.p.m.)... |
...i widoki poniżej. |
Podążamy dalej czerwonym szlakiem (oraz biegnącymi z nim zielonym, żółtym i niebieskim). Droga zejściowa nie jest trudna ani męcząca, gdyż przez cały czas biegnie grzbietem górskim. Prowadzi głównie leśną drogą. Przyjemną wędrówkę zakłócają jedynie niepokojące grzmoty i widoczne na wschodzie błyskawice. Kurtki przeciwdeszczowe tylko czekają, aż je założymy.
Około godziny 14.40 mijamy niewybitne wypiętrzenie, Kyrkawicę (973 m n.p.m.). Ta intrygująca nazwa pochodzi prawdopodobnie z języka czeskiego, w którym krkavec oznacza kruka, co oznaczałoby miejsce występowania kruków. Może też pochodzić od słowa „kirkać” z miejscowej gwary, oznaczającego „mierzwić, czochrać, tarmosić”, co oddawałoby „rozczochrany” kształt góry.
Niedaleko od wierzchołka Kyrkawicy, szlak czerwony zmienia nagle kierunek na wschód i dochodzimy do ciekawych wychodni skalnych z gruboziarnistego piaskowca istebniańskiego, przyjmujących formę stopni, ambon, a nawet grzybów skalnych. Miejsce to jest zarazem znakomitym punktem widokowym na Wisłę i jej okolice.
Wychodnie skalne na Kyrkawicy. |
Niedługo potem docieramy do kolejnego punktu widokowego, na szczyt Kiczory (990 m n.p.m.). Szczyt Kiczory jest porośnięty lasem, głównie bukowo-świerkowym, ale nie z każdej strony. Widać z niego wspaniale historię dzisiejszej wędrówki – Szoszów Wielki, Stożek Wielki, a także Wielką Czantorię z poprzedniej wędrówki po Głównym Szlaku Beskidzkim. Zejście z Kiczory jest równie bardzo widokowe, gdyż zbocze po którym schodzimy jest początkowo nie zalesione.
Marsz na wierzchołek Kiczory. |
Na wierzchołku Kiczory widok mamy wspaniały, ale też mroczny przez wiszące ciemne chmury. |
Zejście z Kiczory - nad malowniczym krajobrazem unoszą się gęste chmury burzowe. |
Widok przed sobą mamy zatem wspaniały, ale i mroczny, bo nad malowniczym krajobrazem unoszą się gęste, ciemne chmury burzowe. Na szczęście za nami już ostatni szczyt. Schodzimy dość stromą ścieżką, pełną luźnych kamieni. Wkrótce robi się ona mokra, miejscami grząska. Musiało tu nieźle polać. Omijamy wiele kałuż, zalegających całą szerokością na naszym szlaku. Czemu jeszcze na nas nie leje...
Oj, polało tu! |
Szlak w wielu miejscach pokryty jest kałużami. |
Udało się nam - ulewa ominęła nas. |
Teraz idziemy cały czas przez las przeważnie łagodnie w dół, a tylko czasami lekko pod górkę i o godzinie 16.45 docieramy do położonej na wysokości 761 m n.p.m. Przełęczy Kubalonka.
Pod regionalną karczmą na Przełęczy Kubalonka (761 m n.p.m.). |
Tutaj niestety kończy się nasza wędrówka; tu, gdzie kończy się Pasmo Czantorii, z którego właśnie zeszliśmy, a zaczyna Pasmo Wiślańskie, zwane Pasmem Baraniej Góry, na które wyruszymy już niebawem podczas następnej wędrówki po Głównym Szlaku Beskidzkim. Oby i wtedy było tak wspaniale jak dzisiaj... oby lało tak jak dzisiaj, trochę tu, trochę tam, ale nas ominęło.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz