Do dzisiejszego wypadu w Tatry natchnęły nas wyśmienite prognozy pogody. Jeszcze przed świtem, gdy zmierzałem na dworzec autobusowy uwagę moją zwróciło bezchmurne niebo ze srebrzącym Księżycem w pełni. Pierwotnie zakładaliśmy wyjazd dwudniowy i przejście całej Orlej Perci, ale skończyło się na jednym dniu. Za cel wyprawy obraliśmy sobie najdłuższy odcinek Orlej Perci pomiędzy szlakami zejściowymi, a mianowicie Buczynowe Turnie. Miało być też więcej osób w ekipie, ale z różnych przyczyn (choroba, brak urlopu) pozostało nas dwóch: wujek i ja.
Kuźnice Dolina Jaworzynki Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.) Hala Gąsienicowa Schronisko PTTK na Hali Gąsienicowej Czerwony Staw w Dolinie Pańszczycy (1654 m n.p.m.) Przełęcz Krzyżne (2112 m n.p.m.) Skrajny Granat (2226 m n.p.m.) Czarny Staw Gąsienicowy (1624 m n.p.m.) Hala Gąsienicowa Przełęcz między Kopami (1499 m n.p.m.) Dolina Jaworzynki Kuźnice.
Zastanawialiśmy się od której strony podejść na Buczynowe Turnie. Piękna pogoda zachęca do wydłużenia trasy - myślimy o Granatach, tyle, że po ostatnich opadach śniegu w Tatrach nie znamy panujących warunków na Orlej Perci. Nie wiemy, czy w ogóle da się tamtędy bezpiecznie przejść.
Obawy budzi bardzo stromy Żleb Kulczyńskiego, który w razie zaśnieżenia lub oblodzenia może nie pozwolić wyjść na Granaty i zmusić nas do powrotu tą sama trasą. Postanawiamy więc zaatakować grań Orlej Perci od drugiej strony, łagodniejszym podejściem z Doliny Pańszczycy prowadzącym na Przełęcz Krzyżne.
O godzinie 8.20 wychodzimy z Kuźnic na szlak żółty kierujący nas do Doliny Gąsienicowej przez Dolinę Jaworzynki. Samo wejście jest zacienione, ale zapowiada się słoneczna pogoda. Na niebie nie widać żadnych chmur, tak jak podawały to prognozy. Rozpoczynamy szybkim tempem. Przełęcz między Kopami osiągamy w godzinę. Potem niebieskim szlakiem i dwadzieścia minut później jesteśmy przy Schronisku PTTK „Murowaniec”. Nie tracimy czasu i idziemy dalej, znowu żółtym szlakiem do Doliny Pańszczycy. Przystanki robimy tylko na łyk mineralnej lub na zrobienie fotografii otaczających plenerów, ale znacznie częściej fotografie wykonujemy w marszu. Tak znakomitą pogodę trzeba maksymalnie wykorzystać, by pobyć dłużej wyżej, na graniach, gdzie widoki są znacznie bardziej emocjonujące.
Czerwony Staw Pańszczycki (1654 m n.p.m.). |
Mijają dwie godziny intensywnej wędrówki. O godzinie 10.30 mijamy Czerwony Staw Pańszczycki. Nad jego brzegiem poprawiamy makijaż chroniący przed promieniowaniem słonecznym. Kilka łyków wody mineralnej i maszerujemy dalej w głąb Doliny Pańszczycy. Wpatrujemy się cały czas w rozciągającą się przed nami wspaniałą grań Buczynowych Turni. Jeszcze trochę wysiłku i właśnie tam będziemy. Na dotychczas przebytej trasie nie spotkaliśmy zbyt wielu piechurów. W przeciwieństwie do dni weekendowych dziś na szlaku panuje relaksacyjna samotnia. Spokój i cisza, zaburzona jedynie delikatnym stukotem naszych kijków trekkingowych o skalne podłoże.
W Dolinie Pańszczycy (z tyłu grań Buczynowych Turni). |
O godzinie 11.00 omijamy przylepioną do Waksumdzkiego Wierchu - Małą Kopkę, za którą podejście staje się wyraźnie bardziej strome. Wspinamy się w kotlinie otoczonej skalistymi szczytami. Po około 10 minutach wspinaczki musimy się zatrzymać by założyć polar, bowiem w strefie cienia do której właśnie weszliśmy jest bardzo chłodno. Niektóre fragmenty są pokryte zlodowaciałym śniegiem, ale nie sprawiającym większych trudności. Zbliżamy się do Przełęczy Krzyżne, kamienne stopnie prowadzą coraz szybszymi zakosami, bo również samo wejście na przełęcz bardzo szybko zwęża się. Pod koniec podchodzimy po skruszonym materiale skalnym.
Przed skałą przyklejoną do zbocza Waksmundzkiego Wierchu (fot. H.Małocha). |
I tak o godzinie 11.40 wchodzimy na Przełęcz Krzyżne i od razu olśniewa nas widok rozpościerający się przed nami. Jakże inny od tego surowego, otaczającego nas w Dolinie Pańszczycy. W dole uwagę zwraca szumiąca Siklawa, a ponad nią połyskujące tafle Przedniego i Wielkiego Stawu Polskiego. Nie mogę dostrzec znajdującego sie pomiędzy nimi Małego Stawu Polskiego, bo chyba jest przysłonięty wzniesieniem, ale bez problemu dostrzec można znaczny fragment Czarnego Stawu Polskiego. Widać stąd bardzo wiele szczytów Tatr Wysokich. Nie dane mi było tego doświadczyć 39 dni temu, kiedy to z przełęczy musieliśmy umykać w obawie przed deszczem, gradem i piorunami. Dziś rozpościera się przede mną ten sam krajobraz co wtedy, ale zupełnie odmieniony. Niebo w niebiańskim błękicie, słoneczko, delikatne powiewy wiatru. Nie jest gorąco, ale znacznie cieplej niż podczas podejścia. Czas na odpoczynek, przed dalszą wędrówką po nieznanej dla mnie trasie.
Widok z Krzyżnego (2112 m n.p.m.) na Dolinę Pięciu Stawów Polskich. |
Mamy świetny czas. Wyjście na Krzyżne od Kuźnic zajęło nam 3 godziny i 20 minut, a więc względem mapowych czasów pozyskaliśmy półtorej godziny czasu. Rozmawiamy o ostatnich opadach śniegu i warunkach występujących na szlaku. Napotkany do tej pory śnieg był bardzo zleżały i zmrożony. Mamy obawy, że podobny możemy napotkać na dalszej trasie, szczególnie na północnych odcinkach szlaku. Dlatego liczymy się z możliwością odwrotu. Trochę zasiedzieliśmy się tu, czas kończyć te rozważania i sprawdzić osobiście warunki na szlaku.
O godzinie 12.20 wyruszamy czerwonym szlakiem na grań Orlej Perci w kierunku Skrajnego Granatu. Pierwszy odcinek wiedzie lekko wznoszącą się ścieżką po południowej strony grani. Omijamy bokiem Kopę nad Krzyżnem oraz turnię Ptak. Potem zaczynamy się piąć ostrzej w górę na grań Małej Buczynowej Turni.
Na początku idziemy ścieżką po południowej strony grani (fot. H.Małocha). |
Potem ostrzej w górę wśród skał. |
Szlak na grani Małej Buczynowej Turni prowadzi w pobliżu jej północno-wschodniej kulminacji sięgającej 2172 m n.p.m. Na południowo-zachodniej stronie, za niewielkim siodełkiem znajduje się jej drugi wierzchołek na wysokości 2168 m n.p.m. W wielu jej miejscach na ma tu litej skały i idzie się jak po rumowisku skalnym. Trzeba uważnie stawiać stopy, by nie wpadła pomiędzy głazy skalne. Dookoła roztacza się przestrzeń: zarówno w górę, jak i na boki, a nawet w dół - to miejsce gdzie nogi mogą zmięknąć ze strachu.
Przejście przez Małą Buczynową Turnię (fot. H.Małocha). |
Panorama z Małej Buczynowej Turni w kierunku Tatr Bielskich. |
Przejście przez Małą Buczynową Turnię. |
Z Małej Buczynowej Turni schodzimy z powrotem na południową stronę grani. Trawersujemy je najpierw stosunkowo dość łagodną ścieżką wyłożoną kamiennymi stopniami, a potem schodzimy dalej po stromych skałach korzystając z łańcuchowych ubezpieczeń. Łańcuchy najpierw zygzakują po przepaścistej skale, a potem suną niemal w dół, wprowadzając do żlebu opadającego z Buczynowej Przełęczy, która oddziela Wielką od Małej Buczynowej Turni. Tu niespodziewanie napotykamy to czego się obawialiśmy.
Schodzimy z powrotem na południową stronę grani (fot. H.Małocha). |
Dość łagodną ścieżką wyłożoną kamiennymi stopniami... |
...a potem zygzakując po stromych skałach (fot. H.Małocha). |
Dzwonek drobny (Campanula cochleariifolia). |
Zejście do żlebu opadającego z Buczynowej Przełęczy. |
Zaskakuje nas gruba warstwa zlodowaciałego śniegu, choć jest to przecież południowa, nasłoneczniona strona grani. Na dodatek przykrywa ona część łańcuchów. Próbujemy powoli schodzić na czworakach, wbijając czubki butów w zagłębienia po innych wędrowcach. Powoli, ze spokojem udaje się nam pokonać tą przeszkodę. Tak o godzinie 13.10 schodzimy do najniższej położonego punktu całej Orlej Perci, na wysokości nieco ponad 2050 m n.p.m.
Pod Buczynową Przełęczą zaskakuje nas gruba warstwa zlodowaciałego śniegu (fot. H.Małocha). |
Najniższy punkt całej Orlej Perci położony na wysokości nieco ponad 2050 m n.p.m. |
Dalej wspinamy się z ponownie ostro na górę po łańcuchach. Cały czas trawersujemy południowym użebrowanym zboczem Wielką Buczynową Turnię, co chwilę zmieniając swoją wysokość. Dochodzimy do pionowej szczeliny ubezpieczonej trochę niewygodnym łańcuchem. Potem ścieżką na trawiastym w tym miejscu zboczu Wielkiej Buczynowej Turni.
Ponownie wspinamy się ostro w górę po łańcuchach (fot. H.Małocha). |
Na południowych zboczach Wielkiej Buczynowej Turni (fot. H.Małocha). |
Jeden ze skalnych kominków (fot. H.Małocha). |
Trawiasty fragment na zboczu Wielkiej Buczynowej Turni (fot. H.Małocha). |
Zbliżamy się do jednego z decydujących punktów naszej wędrówki. Zmrożony śnieg na południowej stronie bardzo nas zaskoczył. Cały czas myślimy co będzie na północnej. Zasięgaliśmy języka u mijanych wędrowców, którzy twierdzili, że da się przejść, ale miejscami jest ślisko, a w niektórych miejscach śnieg zalega na szlaku.
Omijamy Budzową Igłę - niewielką, ale wyrazistą turniczkę znajdującą się za Budzową Przełęczą.
Wznosimy się ku przełączce, która przenosi nas na chwilę na północną stronę grani. Śniegu tutaj nie widać, ale właściwie obawiamy się dwóch dłuższych północnych odcinków, które są jeszcze przed nami. O godzinie 13.55 podciągając się na łańcuchach wracamy na południową stronę przez Przełęcz Nowickiego - najniższe wcięcie na pokonywanej przez nas grani mająca wysokość 2105 m n.p.m.
Przed nami grzebień ostrych turniczek i zębów skalnych - to Buczynowe Czuby wchodzące w skład Buczynowej Grani. Najwyższa z nich ma wysokość 2126 m n.p.m. i położona jest na końcu, tuż przed Pościelą Jasińskiego. Buczynowe Czuby pokonujemy trawersem wzdłuż grani. Idziemy najpierw południową stroną grani, po ścieżce omijającej niewybitne turniczki. W dwóch miejscach wspinamy się po skałach ubezpieczonych łańcuchem. Potem musimy przejść na znacznie trudniejszy odcinek (wiele osób uważa go za najtrudniejszy), czyli na północną część trawersu Buczynowych Czub.
O godzinie 14.05 stajemy na przełączce przenoszącej nas na północne ściany Buczynowych Czub. W dole widać płat śniegu, ale jest chyba znacznie poniżej przejścia ubezpieczonego łańcuchem zwisającym wzdłuż ściany. Widać kilku turystów przemieszczających bokiem z twarzą zwróconą do ściany skalnej. Czekamy, aby spokojnie mogli przejść obok nas, mijając nas na przełączce.
Na przełączce przenoszącej nas na północne ściany Buczynowych Czub. |
Schodzimy, a jest naprawdę stromo. Szlak wiedzie przez gładkie płyty skalne ostro opadające urwiskiem do Doliny Pańszczycy. Na szczęście nie jest mokro, bo byłoby bardzo ślisko i bardzo niebezpiecznie. Śniegu też nie ma, ale pewnie dlatego, że jest to prawie pionowa ściana, na której śnieg nie ma za bardzo gdzie zalegać. Ekspozycja faktycznie ogromna, jednak udaje się nam bez trudności pokonać ten wymagający odcinek Buczynowych Turni. Do góry wciągamy się po kruchych skałach w dalszym ciągu ubezpieczając sie łańcuchem. Uważamy przy tym, aby ich nie strącać w dół.
Północny trawers Buczynowych Czub. |
Po tej wspinaczce przekraczamy grań na południową stronę i wchodzimy na trawiastą, dość szeroką przełęcz zwaną Pościelą Jasińskiego (2125 m n.p.m.). Mamy godzinę 14.15. Pościel Jasińskiego to świetne miejsce na odpoczynek - jest gdzie usiąść i jest co podziwiać przed sobą. Miejsce to, zgodnie z ludowym podaniem, zawdzięcza swoją nazwę kłusownikowi Jasińskiemu z Poronina, który podczas polowania na kozice dostał się tu i szukając nadaremnie drogi zejścia z tego trudnego terenu spędził tu kilka dni i nocy (stąd „pościel”), aż zginął spadając w przepaść do Buczynowej Dolinki.
Wejście na Pościel Jasińskiego, 2125 m n.p.m. (fot. H.Małocha). |
Nie czując potrzeby odpoczynku decydujemy nie zatrzymywać się tu i kontynuujemy wędrówkę, a właściwie dalszą wspinaczkę. Tym razem po 12-metrowym kominku na zboczu Orlej Baszty (2177 m n.p.m.)., ubezpieczonym klamrami i łańcuchem. Tak wchodzimy na ścieżkę, która jednak nie wyprowadza nas na wierzchołek Orlej Baszty, a omija go tuż niżej.
12-metrowy kominek na zboczu Orlej Baszty - widok z góry(fot. H.Małocha). |
12-metrowy kominek na zboczu Orlej Baszty - widok z dołu. |
Ścieżka omija Orlą Basztę (fot. H.Małocha). |
Ścieżka z Orlej Baszty sprowadza nas do skalno-trawiastej Niżnej Orlej Przełączki. Jest godzina 14.25. Stąd rozpoczynamy kolejny emocjonujący fragment wiodący po północnej stronie grani, trawersujący ciemne i urwiste ściany Wielkiej Orlej Turniczki (2162 m n.p.m.) i Małej Orlej Turniczki. Rozdzielone są one Wyżnią Orlą Przełączką. Widać tu niewielkie płaty śniegu, ale nie powinien on stanowić problemu. Jest wiele miejsca, aby pewnie zeprzeć nogę o twardą skałę. Najpierw schodzimy kilka metrów w dół po drabince. Dalej łapiemy się łańcucha i przesuwamy się ostrożnie po skalnym gzymsie ubezpieczając się łańcuchami. Podobnie jak wcześniej, przy Buczynowych Czubach, również i tu jest zaskakująco mało śniegu. Mamy dużo szczęścia. Trzymamy się cały czas łańcuchów zataczając łuk po skalnym gzymsie na drugi kraniec ściany Orlich Turniczek. Potem w dalszym ciągu ubezpieczając się łańcuchami wspinamy się w górę po kruchych skałach na wysokość ok. 2145 m n.p.m. do Granackiej Przełęczy.
Zejście z Orlej Baszty (fot. H.Małocha). |
Niżnia Orla Przełączka. |
Trawers Wielkiej Orlej Turniczki i Małej Orlej Turniczki. |
Drabinka przy ścianie Wielkiej Orlej Turniczki (fot. H.Małocha). |
O godzinie 14.35 z Granackiej Przełęczy zaczynamy wspinać się dalej, tym razem po stromej i piarżystej, obsypującej się ścieżce. Do pomocy mamy tutaj również łańcuch. Niektóre jego ogniwa umocowane są na trochę dłuższych kotwach. Trasa pnie się zakosami na najwyższy cel naszej wędrówki - Skrajny Granat (2225 m n.p.m.). W jednym miejscu napotykamy utrudnienie. Jest to fragment trawersu stromego zbocza pokryty zmrożonym śniegiem. Na szczęście łańcuch jest tu umocowany na tyle wysoko, że pozostał na wierzchu.
Wspinaczka z Granackiej Przełęczy (fot. H.Małocha). |
Droga na Skrajny Granat (fot. H.Małocha). |
Ponad szczytami Buczynowych Turni (fot. H.Małocha). |
Po kilku minutach wspinaczki, zaczynamy coraz bardziej spoglądać z góry na szczyty Buczynowych Turni. Zakosy przesuwają nas nieco na południowe zbocze Skrajnego Granatu i z pomocą ciągu łańcuchów, o godzinie 14.50 wyprowadzają nas na wierzchołek Skrajnego Granatu.
Zastajemy na nim kilku turystów. Nie ma tłoku, podobnie jak na całej pokonanej trasie. Z kolei dzięki bezchmurnej pogodzie (prawdę mówiąc widać kilka maleńkich obłoczków, ale właściwie wyglądają jak sieroty na nieboskłonie) panoramy górskie są dziś nieprzeciętnie wyjątkowe. Nawet starzy wędrowcy podkreślają, że taka aura w Tatrach to rzadkość. Miejsca na szczycie jest wiele, by zająć wygodną pozycję - a mamy tu dziś prawdziwą ucztę i rozkosz dla każdego górskiego wędrowcy. Granie Tatr Wysokich wstrzeliwują się w sklepienie niebieskie nie stłumione jakimkolwiek zachmurzeniem.
Zastajemy na nim kilku turystów. Nie ma tłoku, podobnie jak na całej pokonanej trasie. Z kolei dzięki bezchmurnej pogodzie (prawdę mówiąc widać kilka maleńkich obłoczków, ale właściwie wyglądają jak sieroty na nieboskłonie) panoramy górskie są dziś nieprzeciętnie wyjątkowe. Nawet starzy wędrowcy podkreślają, że taka aura w Tatrach to rzadkość. Miejsca na szczycie jest wiele, by zająć wygodną pozycję - a mamy tu dziś prawdziwą ucztę i rozkosz dla każdego górskiego wędrowcy. Granie Tatr Wysokich wstrzeliwują się w sklepienie niebieskie nie stłumione jakimkolwiek zachmurzeniem.
Ponad szczytami Buczynowych Turni (fot. H.Małocha). |
Na Skrajnym Granacie, 2226 m n.p.m. (fot. H.Małocha). |
Nie czujemy się zmęczeni, ale niestety musimy zrezygnować z dalszej wędrówki po granackich graniach. Nadchodzący stamtąd wędrowcy ostrzegają o zalegającym śniegu na zejściowych szlakach. Nie będziemy ryzykować.
Zbliżenie na Pośredni Granat (w tle widać Kozi Wierch). |
Przebyta do tej pory trasa już nam daje wiele zadowolenia, szczególnie dla mnie, gdyż było to moje pierwsze przejście Buczynowych Turni. Trasa ta okazała się dużo łatwiejsza niż się spodziewałem, ale pamiętać trzeba, że pojęcie łatwości w górach jest bardzo względne. Zależy ono od natury i wytrenowania konkretnego człowieka, ale też w ogromnym stopniu od panujących na szlaku warunków, jak również pogody (a ta dziś jest przecież bardzo sprzyjająca).
Jednak trzeba wstrzymać się z ocenami, bo to nie koniec wędrówki. Trwa ona nadal, jak wszyscy wiemy sukcesem nie jest wejście na sam szczyt góry, ale bezpieczne z niej zejście.
Jednak zanim wyruszymy w dół, przyszła mi taka myśli, natchniona dzisiejszym doświadczeniem górskim. Buczynowe Turnie są uznawane za trudniejszy odcinek Orlej Perci, a nawet często mówi się o nim w kategorii najtrudniejszego. Generalnie tak jest, ale nie przez cały czas. Trudności są tu bardzo zróżnicowane, a w kierunku naszego marszu stopniowane; począwszy od łatwej ścieżki od Krzyżnego, przez pierwsze skałki, przejście graniowe Małej Buczynowej Turni, pierwsze łańcuchy po stromym żlebie pod Buczynową Przełęczą, krótkie obejście północną stroną Budzowej Igły, aż do bardzo trudnych i mocno eksponowanych trawersów Orlich Turniczek. Tak sobie myślę, że osoba poznająca dopiero swoje możliwości w wędrówce wysokogórskiej ma na takiej trasie możliwość (w razie czego) dogodnego dla siebie odwrotu.
Zbliża się godzina 15.30 i jednocześnie nadeszła niestety ta chwila, najmniej chciana dzisiaj, ale nieunikniona - zejście. Kości trochę się zasiedziały na Skrajnym Granacie, ale plecaki są już lżejsze. Schodzimy trzymając się znaków żółtych na północny zachód do Doliny Gąsienicowej. Zejście jest bardzo strome. Szybko natrafiamy na zalegające płaty zleżałego śniegu. Jest tak twardy, że trudno do niego wbić protektor buta. Pozostały jednak w nim zagłębienia wydeptane wcześniej przez turystów, które staramy się wykorzystać. Staramy się ich nie zniszczyć z uwagi na turystów, którzy będą schodzić za nami. Idziemy w pełnym nasłonecznieniu, ale raczej jest chłodno. Jednakże na dnie Doliny Gąsienicowej zaczyna zataczać się cień otaczających ją gór. Wujek jest świetnym przewodnikiem - ja wiem o tym, ale dostrzega to również turysta z Wrocławia, który trzyma się nas aż do dna doliny.
Zejście ze Skrajnego Granatu (fot. H.Małocha). |
Czarny Staw Gąsienicowy zaczyna zakrywać cień. |
O 16.10 dochodzimy do ostatniego eksponowanego miejsca. Skręcamy ostro w prawo i przechodzimy po eksponowanych płytach skalnych, ubezpieczając się zainstalowanym tu łańcuchem. Przekraczamy w poprzek piarżysty żleb opadający od Pańszczyckiej Przełęczy i dalej oddalając się na prawo po kamiennych stopniach w dół. Kilka minut później osiągamy pas kosodrzewiny, a stromość zejścia znacznie maleje. Trochę później wchodzimy w strefę cienia. Pojawia się wrażenie, jakby zbocza górskie ścieliły się do snu, ale jeszcze czekają przeglądając się w tafli Czarnego Stawu Gąsienicowego, aż opuścimy ich dolinę.
Ostatnie eksponowane miejsce na dziś. |
Nad brzegiem Czarnego Stawu Gąsienicowego stajemy o 16.40; zeszliśmy na wysokość 1624 m n.p.m. Pośpiesznym krokiem obchodzimy jego brzeg szlakiem niebieskim. W miejscu gdzie wypływa potok robimy krótką przerwę. Przemywamy twarz i dajemy wytchnienie nogom. Najchętniej chciałoby się zostać, przenocować w „Murowańcu” i znów wyruszyć w górską wędrówkę, tym bardziej, że jutro zanosi się na równie wspaniałą pogodę. Niestety musimy iść dalej, bo urlop był tylko na dziś, a jutro, i ja, i wujek musimy zasuwać do pracy.
Zbocza górskie ścielś się do snu... |
...ale jeszcze czekają przeglądając się w tafli Czarnego Stawu Gąsienicowego, aż opuścimy dolinę. |
O godzinie 17.00 odchodzimy od brzegu Czarnego Stawu Gąsienicowego szlakiem niebieskim. O 17.20 mijamy szybko Schronisko „Murowaniec”, a zatrzymujemy się chwilowo nieco wyżej, przed Przełęczą między Kopami by spojrzeć ostatni raz na skaliste granie. O godzinie 17.40 zmieniamy szlak na żółty i zaczynamy schodzić do Doliny Jaworzynki.
Ostatnie spojrzenia na granie z Przełeczy między Kopami. |
Zbliżenie na Przełęcz Krzyżne (nieco przysłonięta z lewej Waksmundzkim Wierchem; w centralnej części Kopa nad Krzyżnem, a dalej na prawo Ptak i fragment Małej Buczynowej Turni). |
Przed nami Zakopane. Zarówno one, jak i wszystko dalej aż po horyzont, w przeciwieństwie do dolin pozostawionych za plecami jest jeszcze rozświetlone promieniami słonecznymi. W Kuźnicach jesteśmy o 18.30, a kilkanaście minut później w siedzimy wygodnie w autobusie.
Przez okna autobusu spoglądamy na księżycową pełnię. Księżyc prezentuje się tu tak samo jak widziałem o poranku, gdy zmierzałem na dworzec autobusowy w Krakowie. Ten księżycowy blask z pewnością pięknie srebrzy szarości zboczy górskich i połyskuje w Czarnym Stawie Gąsienicowym. To musi być czarujący widok. Szkoda, że nie mogłem zostać tam w schronisku, by doznać takich zniewalających widoków, ale może kiedyś nadarzy się jeszcze taki splot warunków – wspaniała bezchmurna pogoda, pełnia Księżyca i zarezerwowany nocleg w schronisku górskim.
Przed nami Zakopane jeszcze rozświetlone promieniami słonecznymi (na pierwszym planie Skupniów Upłaz). |
Przez okna autobusu spoglądamy na księżycową pełnię. Księżyc prezentuje się tu tak samo jak widziałem o poranku, gdy zmierzałem na dworzec autobusowy w Krakowie. Ten księżycowy blask z pewnością pięknie srebrzy szarości zboczy górskich i połyskuje w Czarnym Stawie Gąsienicowym. To musi być czarujący widok. Szkoda, że nie mogłem zostać tam w schronisku, by doznać takich zniewalających widoków, ale może kiedyś nadarzy się jeszcze taki splot warunków – wspaniała bezchmurna pogoda, pełnia Księżyca i zarezerwowany nocleg w schronisku górskim.
świetna robota:-) fajny opis piękne zdjęcia mam już swoje małe sukcesy w Tatrach Wysokich kocham góry i tam właśnie powoli przełamuję swoje lęki- powodzenia na różnych szlakach beata
OdpowiedzUsuń