W minionych lata robiliśmy różne projekty, które
stały się zwyczajnością (żeby nie powiedzieć rutyną), a które wcześniej były
nowymi wyzwaniem. Słowacki Raj i Spiska Nowa Wieś były cały ten czas w naszych
głowach, ale tęsknić do nich raczej nie mieliśmy kiedy. Myślenie o nowych
horyzontach przysłaniały przeszłość. Nieustanna ciekawość, chęć rozwijania się
i odkrywanie nowych dróg do nowych zakątków Europy przystopowały nasze powroty
do miejsc znanych już i lubianych. Czujemy progres osiągany w ostatnich
latach, zaś doświadczenie pozwala nam bez wahania iść jeszcze dalej. Jednak
chcemy wracać w miejsca takie jak te, pełne pięknych wspomnień,
wspaniałych przygód i cudnej atmosfery wędrownego bractwa, bo był czas na
pokonywanie szlaków, ale też na spacer i towarzyskie posiady w klimatycznej
Nowej Spiskiej Wsi. Były to cudne chwile. Gdyby zebrać je razem wyjdzie łącznie 17
fantastycznie spędzonych dni.
Słowacki Raj 6
PO LATACH... czyli POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
PO LATACH... czyli POWRÓT DO PRZESZŁOŚCI
Czy to możliwe, że za nami to już tyle czasu,
bo wciąż czujemy świeżo zapach tego lasu,
a w uszach szemrają wartkie potoków wody
i wszelakie zmysły pobudzają wspaniałe wodospady.
Wszak wydaje się, że to czas był zupełnie niedawny,
gdy odwiedzaliśmy ten region piękny i sławny;
Corocznym zwyczajem, jak to wówczas było,
Słowackim Rajem rok się odmierzało.
Za każdym razem zbieraliśmy w nim radosne chwile
i cieszyliśmy się czasem spędzonym zawsze mile;
Przemierzyliśmy tam każdą niemal ścieżkę
i wspięliśmy się chyba na każdą drabinkę.
Ciekawi jesteśmy, czy jest tam tak samo jak wtedy?
Wieczorne przechadzki i na „Letniej” posiady,
z balkonu „Hotelowej Akademii” cudowne słońca zachody
i jego czerwienie na niebie - zwiastuny dobrej pogody.
Jak w to uwierzyć, że minęło już 6 lat prawie
od ostatniego razu spędzonego na rajskiej wyprawie.
Licząc te lata minione coraz bardziej się nimi cieszymy,
jak również głębiej wzruszamy i silniej tęsknimy.
Jakże żal było wjeżdżać z Raju pamiętnego roku 2018
I któż by pomyślał, że nie będzie nas tam tak długo.
Słoneczne Čingov, zawsze tu tak było,
miło i przyjemnie, uroczo i wesoło;
Tu pani Anna z mężem czekają i ciepłe jej słowa:
– Do zobaczenia – dobrej drogi życząc do Krakowa.
Nie myślała zapewne wtedy ani również my,
że po latach, zanim znów tam wyruszymy,
nasza šéfka będzie już doznawać emeryckiej radości!
Niechaj to będzie wspaniały powrót do przeszłości!
Pierwszy raz, gdy przyjechaliśmy w to pasmo górskie stanęliśmy właśnie w tym samym miejscu, jak dzisiaj. Ruszyliśmy w stronę tej samej rokliny, o której mówi się, że skupia prawie wszystko to, co Słowacki Raj oferuje w pozostałych roklinach. Sucha Bela należy na najczęściej odwiedzanych miejsc a Parku Narodowym „Słowacki Raj”. Pierwsze znane wejście tej rokliny odnotowane zostało w czerwcu 1900 roku, grupę turystów prowadził prof. Martin Roth, pionier turystyki w Słowackim Raju. Udało się im dotrzeć tylko pod Misowe Wodospady. Bez odpowiedniego sprzętu nie mogli iść dalej. Uskok wodospadu był nie do pokonania wówczas, kiedy nie było jeszcze ułatwień, które mamy obecnie w postaci drabinek, podestów i łańcuchów.
Podlesok (545 m n.p.m.) Suchá Belá, záver (950 m n.p.m.) Pod Vtáčím hrbom (920 m n.p.m.) Nad Podleskom (705 m n.p.m.) Podlesok (545 m n.p.m.)
OPIS:
Ładny pierwszy dzień sierpnia, a turystów widzimy dzisiaj znacznie mniej niż kiedykolwiek wcześniej, kiedy pojawialiśmy się tu. To dziwna sprawa i dziwnie czuliśmy się, jak zobaczyliśmy tak dużo miejsc z możliwością zaparkowania samochodu, czy nawet autokaru. Jakbyśmy przyjechali poza sezonem do Słowackiego Raju. Nasze spotkanie po latach ze Słowackim Rajem rozpoczynamy o godzinie 11.00. Z malowniczo ulokowanego Podlesoka ruszamy od razu ku wrotom najczęściej odwiedzanej rokliny – Sucha Bela. Na począteku pojawia się mały problem. Trzeba wiedzieć, że wejście do Słowackiego Raju jest płatne i to jest jedyny park w Słowacji, gdzie tak jest. Do pozostałych słowackich parków narodowych, włącznie z tatrzańskim, wstęp jest bezpłatny. Pobierając opłaty park pozyskuje fundusze na corocznie remonty ułatwień zainstalowanych w wąwozach. W Podlesoku chcemy kupić bilety wstępu do parku, ale wszystko jest tu zamknięte, zaś automat biletowy nie przyjmuje karty płatniczej. No to klops! Ktoś nam mówi, że kupimy je budce przy wejściu do wąwozu, a więc ruszamy.
Spisz pokryty ziołoroślami w okolicach osady Podlesok. |
Na dróżkę do wąwozu kierują nas drogowskazy i zielone znaki szlaku turystycznego. Wkrótce wchodzimy do lasu i po paru krokach mamy budkę z biletami. Po zakupie wejściówek podążamy dalej. Wkraczamy w świat Słowackiego Raju i jego cudownych roklin. Najpierw właściwie brodzimy dnem potoku, które natura wyłożyła wapiennymi i dolomitowymi kamieniami. Roklina Suchej Beli lśniła jasnym, wręcz niemal idealnie białym, kamiennym korytem i tak też jest dzisiejszego dnia, ale wody są mniej klarowne. Nie takie jakie widzieliśmy dawniej. Myślimy sobie, że to pewnie efekt niedawnego deszczu, choć ostatnio panowała tu raczej słoneczna pogoda.
Pierwsze drewniane kładki ułatwiają nam przejścia z jednego brzegu potoku na drugi, na stronę, gdzie łatwiej podążać w górę. Są to często takie przejścia bez trzymanki. To kładki niewysoko wyniesione ponad potok, niekiedy ponad metr, ale brak poręczy robi swoje. Szczypta adrenaliny niejednemu się przyda. Czasami nieco chwiejne, a nierzadko mogą być również śliskie. W roklinie panuje duża wilgotność, nawet gdy powyżej niebo bezchmurne i słońce wysoko. Tutaj w większości miejsce panuje woda, która nawilża skały i wszystko to co znajduje się w łożysku potoku. Przy niektórych skałach rozciągnięto linkę stalową, jak przy via ferratach, której można się przytrzymać podczas przejścia. To nowe elementy w roklinie, których wcześniej nie widzieliśmy. Reszta ułatwień to chyba standard, jaki pamiętamy – łańcuch, klamry i liczne drabinki, które pojawią się na progach wodospadów. Wspomniane drewniane kładki umieszczone są między brzegami potoku albo przymocowane u boku skał, poruszamy się po nich ponad potokiem w górę wąwozu. Bez nich musielibyśmy brodzić w nurcie potoku, który raz rozlewa się w płyciznach, raz wypełnia zagłębienia.
W nurcie potoku leży mnóstwo drew. Te większe pocięte na mniejsza kawałki, aby nie przegradzały całej szerokości wąwozu. Niektóre z nich podpierają nawisy skał ograniczających wąwóz – te podpory są oczywiście objawem humoru przechodzących tędy turystów. Czasami jest to tylko niewielki patyczek napięty między dnem wąwozu a skałą, ale skoro ma spełniać taką ważną funkcję, to niech tam będzie, a nie na naszej drodze, bo szerokości jej nie mamy zbyt wiele.
Wąwóz jest silnie obrośnięty roślinnością, również na stromych zboczach jest bardzo zielono. Na tych stromiznach rosną nawet drzewa, które potrafią się ukorzenić na tym trudnym terenie, nawet jeśli pozostają im tylko skały, choć nie zawsze udaje się im to w pełni. Co jakiś czas omijamy konary leżące na dnie wąwozu, które musiały skapitulować. Pewnie przez aurę, może jakiś ulewny deszcz, a może wiatr, poddały się i runęły do łożyska potoku, czyniąc w nim dodatkowe przeszkody do pokonania. Las jest domeną płaskowyżów Słowackiego Raju, a więc obszarów znajdujących się ponad wąwozami. W roklinach występuje inwersja temperatur, ale też roślinności. U góry rosną te bardziej ciepłolubne, na dole w kanionach preferujące chłodniejsze uwarunkowania klimatyczne. Rokliny mają swój własny mikroklimat, do którego flora musiała się dostosować.
Podążamy w górę Suchej Beli już trochę zniecierpliwieni, nie mogąc doczekać się pierwszego wodospadu. Docieramy do niego o godzinie 12.30, a więc po półtoragodzinnej wędrówce przez roklinę. Zaskoczeniem dla nas jest kolejka stojąca przed systemem drabinek, bo panująca pustka na szlaku nie zapowiadała nam takiej niespodzianki. Metalowe drabinki jednak są bardzo śliskie, a niektóre z nich wykrzywione na bok, co utrudnia stabilną wspinaczkę. Nie można tutaj nikogo ponaglać, bo nawet łańcuch przy skale nie zapewni stuprocentowego bezpieczeństwa, a poślizgnięcie grozi upadkiem z wysokości i to nie małej.
Wodospady, które mamy przed sobą liczą sobie w sumie 29,5 metra wysokości. Nazwano je Misowymi Wodospadami (słow. Misové vodopády), gdyż potok opada tu wysokimi kaskadami, tworząc na skalnych progach zagłębienia przypominające szerokie misy. O godzinie 13.00 wchodzimy na pierwszą drabinkę Misowych Wodospadów. Przechodzimy ją w pozycji wyprostowanej trzymając się łańcucha. Drabinka umocowana jest pod niedużym kątem nachylenia, a więc trzymanie się szczebelków jest dość niewygodne. Następną drabinkę przechodzimy podobnie, bo ta ułożona jest też dość płasko. Na kolejną wchodzimy tak, jak zwykło się korzystać z drabinek, a więc przytrzymując się jej boków. I tak dalej, wspinamy się wyżej kolejnymi drabinami podziwiając kaskady wodospadu i wytworzone przez niego misy w skalnych progach.
Misowe Wodospady (słow. Misové vodopády). |
Jedna z mis Misowego Wodospadu. |
Tak wchodzimy w szczelinę pomiędzy skały, przez którą przeprowadzają nas stalowe ażurowe podesty, aż pod kolejne kaskady, bo wodospad jeszcze się nie skończył. W tej wąskiej szczelinie odnotowuje swoje gwałtowne spadki, bryzgając na boki kropelkami. Za ciągiem stalowych podestów wychodzimy wyżej niemal pionowo przytwierdzoną do skał drabiną, na lewą stronę, gdzie mamy dwie płaskie stalowe platformy, pierwsza ze sztywnymi poręczami po obu stronach, druga z poręczami improwizowanymi łańcuchem. Przechodzimy nimi pod ostatnią pionowa drabinę, która o godzinie 13.20 wynosi nas ponad ostatnią kaskadę Misowych Wodospadów. Jednak luzu jeszcze nie ma.
Powyżej Misowych Wodospadów czeka nas przejście wąskiego korytarze skalnego ponad potokiem Suchej Beli. Wpierw lewą stroną po stalowych półeczkach przytwierdzonych do skał, potem przechodzimy na druga stronę. Pewności poruszania się po półeczkach dodaje łańcuch uczepiony skały, z którego pomocy warto korzystać, choć te ażurowe półeczki dają pewność bezpoślizgowego poruszanie się. Jednak w razie potknięcia, choćby przy przechodzeniu z jednej półeczki na drugą umieszczoną zwykle na innej wysokości, mogą uchronić przed upadkiem w szczelinę wypełnioną rumoszem konarów.
W końcu wąwóz rozszerza się nieco i zeskakujemy z ostatniej półeczki na dno potoku, pokryte drobniejszym białym kamieniem. Potok ledwie ciurczy się tutaj płynąc bokami, a nawet niknąc pod kamykami. Z lewej widzimy dwie nieduże jaskinie wydrążone w skale. Dalej roklina wydaje się być idyllicznie spokojna. Chwile uspokojenia wrażeń i łapania oddechu przed kolejnymi atrakcjami nie trwają jednak zbyt długo. Po 10 minutach wchodzimy na kolejny ciąg stalowych półeczek, bo wąwóz znów zwęża się nie dając miejsca żadnej ścieżce, zostawiając miejsce tylko wodom potoku Suchej Beli. W niektórych miejscach znów możemy dotknąć rękoma przeciwległych ścian. Przy bardziej płaskich przejściach pojawiają się tu kładki drewniane, ale przeważają jednak stalowe. Wprowadzają nas one w kolejny wymiar rokliny, którego dotąd nie zaznawaliśmy. Ciasny wydrążony przez wodę korytarz, który zdaje się być pokręconym tunelem.
Jest tu nawet skalne okienko, do którego można podejść i spojrzeć przezeń, bo nitka potoku jest przy nim wątła. Dalej mamy wyjątkowo ciasną szczelinę, niezwykle hermetyczną, może nawet klaustrofobiczną. Można doznać tu wrażenia, że skały ją ograniczające, jakoby dopiero rozsunęły się. Oby nie zsunęły się z powrotem, kiedy tędy przechodzimy. To niezwykłe jak są uformowane te skalne ściany. Jedna i druga są swoją odwrotnością. Jeśli w jednaj mamy zagłębienie, naprzeciw w drugiej widzimy wybrzuszenie o tym samym kształcie. To świadczy, że wąwóz żyje i oddycha, a tworzące ją skały nie są stabilnym wytworem natury.
Szczelina, nawęższy odcinek Suchej Beli. |
Ekscytująca szczelina doprowadza nas do miejsca uroczego. Przed nami ujawnia się jakby nieduża polanka między skalna pokryta białym kamieniem. Z każdej strony osaczona jest ścianami skał. Nie ma z niej innego wyjścia jak pod drabinie, bo jest ona prawie cylindryczna jak studnia. Na pierwszy rzut oka nie widać wodospadu po prawej, który podobnie jak poprzedni wodospad spływa kilkoma kaskadami po podciętych skalnych prożkach. Nazywany jest Okienkowym Wodospadem (słow. Okienkový vodopád), a dlaczego taką ma nazwę dowiemy się u góry, po wspięciu się dość wysoką drabiną, i po krótkim, nieco eksponowanym przejściu po skale z łańcuchem do asukiracji. To taka namiastka Orlej Perci. Przemieszczając się wzdłuż łańcucha dotrzemy pod niezwykłe okno wydrążone w skale, przez które musimy przejść. W ten sposób dostajemy się na górny próg wodospadu, który liczy sobie 12,5 metra wysokości.
Okienkowy Wodospad (słow. Okienkový vodopád). |
Trawers do okienka. |
Przed wejściem do okienka. |
W okienku powyżej Wodospadu Okienkowego. |
Dalej czeka nas krótki ciąg platform do przejścia, najpierw niedługa drewniana kładka, potem seria stalowych. W ten sposób o godzinie 13.45 osiągamy nowy poziom i kolejne wcielenie rokliny Suchej Beli. Wąwóz znów rozszerza się, choć wciąż ograniczają go wysokie pionowe ściany skał, po których trudno byłoby się wspiąć i opuścić roklinę. Jednak jaki sens byłoby to robić, skoro tutaj jest tak pięknie. Jedyna droga prowadzi w górę potoku Sucha Bela, gdzie podążamy dalej. Powyżej Okienkowego Wodospadu najpierw przechodzimy po stalowych półkach nad potokiem. Dalej koryto potoku rozszerza się na tyle, że mieści ono zarówno strugę potoku, jak również zostawia miejsce na przejście obok „suchą stopą”.
Pokonujemy niewysoki prożek, do czego w tym przypadku nie są potrzebne jakiekolwiek dodatkowe instalacje ułatwień. Nagle wąwóz skręca na prawo, a za zakrętem ukazuje się nam trzeci z kolei wodospad – Wodospad Korytowy (słow. Korytový vodopád). Opada on dwoma kaskadami z wysokości 8,5 m. Ponad pierwszą niższą kaskadę przechodzimy po stalowych podestach wzdłuż spadzistego stoku po prawej stronie. Powyżej podestów zbocze to gęsto obrastają kępy zwisających traw. W tym trawiastym podłożu umocowano stalową linę, która pełni funkcję poręczy. Obok wyższej kaskady wodospadu mamy drabinkę, a powyżej niej znowu stalowe podesty. Z drabinki możemy zobaczyć efektowną misę w progu, którą utworzyła górna struga wodospadu.
Wodospad Korytowy (słow. Korytový vodopád). |
Na progu Wodospadu Korytowego. |
O godzinie 13.50 wchodzimy na próg Korytowego Wodospadu. Idziemy wciąż prawą stroną, wpierw po wspominanych kilku podestach, potem bezpośrednio pod dość dobrze urzeźbionym gzymsie w skale, przytrzymując się rozpiętej stalowej liny, aż powyżej jeszcze jednej niewielkiej kaskady, która dotąd nie była widoczna ze szlaku.
Doznajemy odprężenia idąc dalej, choć zaraz mamy jeszcze jeden wodospad. Jednak ten jest skryty za drzewami po lewej. Wąwóz wyraźnie jest tu szerszy, zbocza przylegające bezpośrednia do łożyska rokliny mają przystępniejsze nachylenie. Ów wodospad nie jest jednak na naszej drodze, tylko spływa z bocznej skały, stąd też wabi się jako Boczny Wodospad (słow. Bočný vodopád). Łatwo go przejść nie zauważając, a szkoda by było, bo jest równie piękny i dość wysoki ma aż 8 metrów. Woda spływa nim jedną strugą bocznego dopływu Suchej Beli.
Boczny Wodospad (słow. Bočný vodopád). |
Wąwóz uspokaja się, a wyniosłych skał ponad nami jest co raz mniej. Czujemy promieniujące nuty romantyzmu, choć dzikości na dalszym odcinku nie brakuje, być może jest ona tutaj bardziej uwydatniona przez powalone, omszałe konary i korzenie drzew. Również sam potok płynie tu znacznie bardziej leniwie niż za nami, choć jakieś nieduże skalne prożki mamy tu jeszcze do pokonania, niektóre asekurowane krótkim łańcuchem do przytrzymania się. Wydawać by się mogło, że to już koniec i że zaraz dotrzemy do źródła. Nic bardziej mylnego. Niespodziewanie wchodzimy w wąski korytarz skał, które jakby wyrosły z leśnej głuszy. Mija godzina czternasta, a przygoda nasza wciąż trwa. W końcu korytarz staje się tak wąski, że musielibyśmy brodzić w nurcie potoku, gdybyśmy nie mieli kolejnego ciągu stalowych półek ponad nim. Są one wręcz niezbędne, bez nich dalsza wędrówka dnem wąwozu byłaby niemożliwa. Przechodzimy ponad nurtem potoku, niewielkim progami i baniorami. Jest też wyższy próg, który mógłby również nosić miano wodospadu, ale może nie spełnia odpowiednich parametrów. Wspinamy się obok niego prawie pionowo, po stalowych półeczkach rozmieszczonych jedna nad drugą niczym po stopniach schodów. Powyżej nienazwanego wodospadu poruszamy się prawą stroną względem nurtu potoku, po skałach, bądź kolejnych stalowych półeczkach przechodząc nad niższymi kaskadami i baniorami zaskakująco głębokimi jak na niedużą wysokość opadających do nich strug wody.
Wkrótce znów cieszymy się leśnym, dzikim otoczeniem. Potok ma tu szersze koryto usłane butwiejącymi kawałkami drzew. Woda w nim sączy się przez drobne kamienie tworzące dno potoku. Wąwóz nagle zmienia swój wygląd, z każdym naszym krokiem przechodzi transformację. Zanika w nim charakter kanionu, przechodząc w szeroki leśny jar. Pojawia się jeszcze jedna drewniana kładka, może już ostatnia na naszej trasie, bo wody potoku już ledwie sączą się tutaj. Wody Suchej Beli stają się coraz bardziej niewidoczne, a koryto suche. Łożysko wąwozu unosi się powoli na płaskowyż; prawie go dosięga w miejscu, gdzie znajduje się obudowane drewnianą budką źródło potoku Sucha Bela. Docieramy do niej o godzinie 14.40. Pięć minut później wychodzimy na jedną z dróg wytyczonych na płaskowyżach Słowackiego Raju.
Źródło Suchej Beli. |
O godzinie 14.45 wchodzimy na przełęcz Žliabky (959 m n.p.m.), gdzie szlak przez roklinię Suchej Beli kończy bieg. Możemy tu odpocząć w drewnianej altanie, co czynimy. Na polance do dyspozycji turystów jest wiele miejsca oraz kilka ławek. To miejsce, gdzie kończy również bieg szlak z wąwozu Malý Kyseľ, a także przechodzą turyści podążający z innych roklin do schroniska na Klastorzysku. Jest to więc popularne miejsce na odpoczynek, gdzie zawsze kogoś spotkamy. Działa tu wypożyczalnia rowerów, który pozwala na szybsze przemieszczenie się do wybranych lokalizacji Słowackiego Raju.
O godzinie 15.15 kończymy przerwę. Kierujemy się za znakami szlaków z powrotem do Podlesoka.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz