Cieplutko, choć pochmurnie witają nas słowackie Orawice (słow. Oravice), znane i popularne wśród turystów, narciarzy i sympatyków wód termalnych. Założone niegdyś jako pasterska osada w XVII wieku, a od blisko 100 lat, kiedy wybudowano tu schronisko stała się zacisznym centrum turystycznym ukrytym pośród wzniesień Orawicko-Witowskich Wierchów, Skoruszyńskich Wierchów oraz Tatr Zachodnich, które sięgają tutaj swoimi najbardziej wysuniętymi na zachód grzbietami. Splatają sie tu liczne potoki dające życie wypływającej stąd Oravicy, która w niedalekim Twardoszynie (słow. Tvrdošín) zasila słynną słowacką Orawę wypływającą ze sztucznego Jeziora Orawskiego (Oravska priehrada). Wśród potoków, które współtworzą Oravicę jeden wyróżnia się szczególnie. O godzinie 9.10 wyruszamy w jego poszukiwaniu.
Idziemy wpierw wzdłuż prawego brzegu Oravicy wąską asfaltową szosą. Prowadzą nas znaki czerwonego szlaku turystycznego. Niebawem mijamy niewysoką, drewnianą wieżę widokową, która wspiera widoki na charakterystyczną Osobitą (słow. Osobitá), która uchodzi za najbardziej wysunięty na zachód szczyt Tatr. Jako że jest wyraźnie wyodrębniony od pozostałych tatrzańskich grzbietów, silnie odsunięty na północ od głównej grani Tatr, czasami jest postrzegana jako odrębny masyw lub góra. Stąd też jej nazwa wywodzi od góralskiego słowa „osobity”, które znaczy coś oddzielonego lub osobnego. Zawieszone nisko chmury kryją nieco dzisiaj wierzchołek Osobitej. Dość możliwe, że będzie dzisiaj padać.
|
Bacówka w dolinie Oravicy. |
Po obu stronach naszej drogi rozciągają się pastwiska, na których pasie się stado owieczek. Trochę dalej przy naszym szlaku stoi bacówka, gdzie można kupić owcze produkty. Podążamy dalej, gdy droga zaczyna zagłębiać się w lesie. Biegnie dalej do leśniczówki, lecz my wcześniej skręcamy w prawo zgodnie z drogowskazem szlaku. Przechodzimy kładką na drugi brzeg Orawicy, następnie przecinamy długą polanę, za którą ściana drzew zasłania wejście do doliny niezwykłej, powiedzieć by można unikatowej w Tatrach. O godzinie 10.05 wchodzimy do lasu.
|
Juraniowy Potok. |
W lesie zatrzymujemy się w zadaszonej wiacie, lecz nie na długo. Zniecierpliwieni tym, co można zobaczyć z dolinie ruszamy dalej. Zbliżamy się do koryta Juraniowego Potoku (słow. Juráňov potok), który dotąd skrycie płynął wśród drzew i opływał od tyłu wiatę, w której zatrzymaliśmy się na moment. Przechodzimy jedną kładką, zaraz później kolejną. Idziemy teraz laskiem wzdłuż prawego brzegu potoku, ale po niedługim czasie znów mamy kolejną, nieco dłuższą kładkę. Pokonujemy niewielki garb i omijamy wantę wklejoną do skał. Dolina silnie zwęża się i zaczyna przypominać kanion. Dróżka wydrążona u skał lekko wznosi się ponad potok, zaraz dalej mamy drewniany pomost uczepiony skał. Bez niego trudno byłoby iść dalej w górę doliny. Dalej widzimy już kolejne przejście wąskim pomostem. Coś niedobrego jednak dzieje się z pogodą. Zaczyna silnie padać i grzmi także. Niedaleko jeszcze odeszliśmy od wiaty, więc pośpiesznie wracamy do niej. Nasze bytu szybko napełniają się wodą, która wpada górą cholewki. Opad jest bardzo intensywny.
Pod wiatą spędzamy około pół godziny. Deszcz przechodzi, przejaśnia się. O godzinie 11.00 ruszamy ponownie w górę Juraniowej Doliny. Przechodzimy ponownie przez trzy kładki, po czym wkraczamy w kanion Juraniowego Potoku. Potok zrobił się bardziej wartki zbierając wody deszczu. Wartkie strużki wody wciąż spływają po skałach i wpadają do hasającego potoku. Jego wody lawirują w lewo i w prawo uderzając o skałki, co pewien czas napotykają spadek, na którym tworzą łomoczącą kaskadę.
|
Przez mostek nad Juraniowym Potokiem. |
|
Ściany skał zaczynają nas osaczać z obu stron. |
|
Pierwsza drewniana kładka uczepiona skały.
|
|
Wejście na kładkę. |
|
Ścieżka nasza trzyma się jednej strony ponad potokiem. |
|
Tam, gdzie nie ma gzymsu u skał, tam jest drewniana kładka. |
|
Schodzimy z kładki. |
Nasz chodnik wchodzi pod wykutą skalną niszę. Przejście wyżej nie byłoby możliwe, gdyby nie ona. Dawniej, kiedy dolinę wykorzystywany do zwózki drzewa, wybudowano tu nad nurtem potoku drewniany pomost o długości 903 metrów. Powstał on w latach 1885–1886, często musiał być naprawiany, zwłaszcza po wiosennych roztopach. Jeszcze w 1934 roku można było przejść po nim pieszo. Obecnie pozostały po nim pojedyncze belki wkute pomiędzy skały osaczające szczelnie dolinę.
Za skalnym okapem mamy przejście przez skalną grzędę. Jest przy niej łańcuch tworzący od lewej barierkę oddzielającą od urwiście opadającej skalnej ściany. Po prawej przy skale jest drugi łańcuch, który pomaga podciągnąć się na grzędę. Na zejściu z grzędy mamy również dwa łańcuchy do pomocy. Ścieżka obniża się ku łożysku doliny. Nieco poszerza się, co pozwoliło zakorzenić się tuta kilku drzewom. Tu też chyba występuje najbogatsza różnorodność florystyczna.
|
Pozostałości po dawnej platformie umożliwiającej zwózkę drewna. |
|
Przejście przez skalną grzędę (początek odcinka z łańcuchem). |
|
Wejście na skalną grzędę. |
|
Odcinek z łańcuchami.
|
|
Na skalnej grzędzie. |
|
Zejście ze skalnej grzędy. |
|
Dolina rozszerza się nieco. |
|
Zostawiamy najciaśniejszy odcinek doliny za sobą. |
|
Teraz idziemy blisko wartkich wód potoku. |
|
Potok spływa kaskadami. |
Mimo większej szerokości doliny, przejście ułatwiają kolejne drewniane kładki uczepione stromego zbocza Jeżowego Wierchu (słow. Ježov vrch; 1086 m n.p.m.). Jeżowy Wierch leży w grzbiecie oddzielającym Dolinę Juraniową (włow. Juráňova dolina) od Doliny Bobrowieckiej (słow. Bobrovecká dolina). Wkrótce zaczynamy wspinać się wyżej i wyżej zalesiony zboczem Jezowego Wierchu oddalając się od Juraniowego Potoku. Szum jego wód niebawem przestaje docierać do naszych uszu.
|
Kolejna kładka. |
O godzinie 11.45 osiągamy siodło Umarłej Przełęczy (słow. Umrlé sedlo; 983 m n.p.m.). W wiacie na przełeczy zasiadamy na około kwadrans. Dawniej na przełęczy znajdował się węzeł szlaków turystycznych, z którego zaczynał się szlak na Bobrowiecką Przełęcz. Jednak w 2008 roku szlak ten został zamknięty, a rejon, przez który prowadził uzyskał status obszaru ochrony ścisłej.
Po odpoczynku schodzimy do Doliny Bobrowieckiej. Wiedzie tam prosta, szeroka dróżka. Łożysko doliny osiągamy o godzinie 12.10, gdzie stoi słupek z drogowskazami węzła szlaków - Rázcestie pod Umrlou (910 m n.p.m.). Droga schodząca w dół Doliny Bobrowieckiej prowadzi z powrotem do Orawicy. Kiedyś tak właśnie zamknęliśmy pętlę wędrówki, wracając do tej osady. Dzisiaj ruszamy w przeciwną stronę.
|
Rázcestie pod Umrlou (910 m n.p.m.). |
Bobrowiecka Dolina pnie się spokojnie w górę ku Bobrowieckiej Przełęczy. Dla odróżnienia od Doliny Bobrowieckiej na Liptowie bywa nazywana Doliną Bobrowiecką Orawską. Niedaleko powyżej węzła szlaków przechodzimy polanę z niewielką drewnianą chatką, potem mijamy kolejną taką samą chatkę stojącą po drugiej stronie dróżki. Nieco wyżej mijamy ujęcie wody pitnej. Wtem dolina ścieśnia się, a na zboczach zaczynają dominować wapienno-dolomitowe skałki. W najwęższym tworzą one Skalną Bramę (słow. Skálna brana), porośnięta kwiatami, mchami i paprociami.
Jednostajnie idziemy nią w górę doliny, porośniętej lasem, w których można odnaleźć fragmenty pierwotnego lasu dolnoreglowego. Bogata jest w nim flora i fauna, a żyją w nim również duże zwierzęta, włącznie z niedźwiedziem brunatnym. O godzinie 12.50 przecinamy polanę z wiatą turystyczną. Za polaną szersza dróżka szlaku przechodzi w zwyczajną ścieżkę. Krótko idziemy przez zagajniki, potem starym, wyniosłym lasem. Przecinamy kładkami ciek Bobrowieckiego Potoku, przedzieramy się też przez zarośla liści. Dróżka wyraźnie zwiększa nachylenie, co oznacza, że jesteśmy już bardzo blisko początku doliny.
|
Chatka w Dolnie Bobrowieckiej. |
|
Przed nami Skalna Brama. |
|
Skalna Brama (słow. Skálna brana). |
|
Skalna Brama (słow. Skálna brana). |
|
Ciek przelewa się przez naszą dróżkę. |
|
Paproć. |
|
Bobrowiecki Potok. |
|
Bobrowiecki Potok. |
|
Polanka. |
|
Pośród młodników. |
|
Jedna z kładek w źródliskowej części Bobrowieckiego Potoku. |
O godzinie 13.20 znaki szlaku kierują nas strome zbocze po lewej. Kilkoma zakosami oddalamy się od łożyska Bobrowieckiego Potoku. Przechodzimy przez nieduży obszar wiatrołomów, a potem znowu przemierzamy stary las. Kryje zapewne niejedną tajemnicę. Wiemy, że niegdyś w Dolinie Bobrowieckiej kwitło pasterstwo. Wypasali w niej zarówno górale ze słowackich miejscowości, ale również wielu górali z Podhala (m.in. z Witowa i Chochołowa). Prowadzono tutaj wyrąb lasu, często polowano. Miała też dolina swoją przeszłość zbójnicką, a szczególnie jej bardziej niedostępne odgałęzienia, gdzie zbójnicy mieli swoje gniazda i skrytki, w których ukrywali skarby. Po przezimowaniu w okolicznych wioskach, wiosną rozpalając watrę na szczycie Osobitej zwoływali się w zbójnickie drużyny. Odnajdziemy w nich również polskie akcenty, przez wiele lat ukrywał się tu polski zbójnik Tatar Myśliwiec, jak też równie słynny Wojtek Mateja, który za pomocą sprytnego podstępu obrabował karczmę w Orawicach.
|
Bezleśny fragment. |
|
Ścieżka prowadzi nas teraz zakosami po bardzo stromych zboczu. |
|
Imponujący las. |
|
Kilkaset metrów do Bobrowieckiej Przełęczy. |
|
Za nami pokazuje się wierzchołek Osobitej. |
Powoli pokonujemy strome zbocze, a za nami coraz pełniej pokazuje się Osobita. Wtem ścieżka wyrównuje się nieco. Jeszcze chwilę i o godzinie 13.50 osiągamy najwyższy punkt naszej wędrówki – wchodzimy na Przełęcz Bobrowiecką (1356 m n.p.m.). W grani, w której znajduje się rozdziela Grzesia (słow. Lúčna, 1653 m n.p.m.) i Bobrowiec (słow. Bobrovec; 1665 m n.p.m.). Granią tą przebiega granica polsko-słowacka, a więc opuszczamy poprzez nią Słowację i wkraczamy do Polski. Jeszcze w dwudziestoleciu międzywojennym przechodzili tędy kłusownicy, bo przełęcz stanowiła przejście z Podhala w Tatry Orawskie. Niegdyś ładowano tu również rudę żelaza wydobywaną w kopalni „Bobrowiec” i zwożono furmankami na Polanę Chochołowską oraz do Doliny Bobrowieckiej. I jeszcze jedna ciekawostka. Spod przełęczy spływają dwa potoki, obydwa o takiej samej nazwie. Jeden dzisiaj już widzieliśmy: słowacki Bobrowiecki Potok spływający do Doliny Bobrowieckiej, a przed nami bieg rozpoczyna Bobrowiecki Potok będący dopływem Chochołowskiego Potoku. Potok po słowackiej stronie leży w zlewni Morza Czarnego, zaś polski w zlewni Bałtyku, bo przez Bobrowiecką Przełęcz biegnie dział wodny między tymi morzami.
|
Przełęcz Bobrowiecka (1356 m n.p.m.). |
|
Przełęcz Bobrowiecka. |
|
Widok w stronę Bobrowca. |
Deszcz nas trochę znów postraszył na przełęczy. Przez pewien czas wydawało się, że złapie nas bardziej obfity deszcz z ciemnych chmur, które widzieliśmy nad Kominiarskim Wierchem. Krótkim zejściem wchodzimy na ścieżkę szlaku na Grzesia. Mijamy kilku turystów podążających na jego szczyt. My jednak podążamy w dół. Wiatr znów się zrywa, ale tak jak szybko przychodzi, tak samo szybko cichnie. Dziwna ta pogoda. Rzadko bywaliśmy na tym szlaku, kiedy nie ma na nim śniegu. Przeważnie przemierzamy go w zimowych warunkach, szukając w Tatrach pierwszych oznak wiosny.
|
Zejście dolinką polskiego Bobowieckiego Potoku. |
O godzinie 14.20 docieramy na Polanę Chochołowską. Wchodzimy do Schroniska PTTK na odpoczynek i posiłek. Jeszcze chyba nigdy nie było w nim tak pusto. Żadnej kolejki przy zamawianiu jedzenia, wolne stoliki w jadalni, ani kolejki do toalet. Mamy sporo czasu, myśleliśmy, że będziemy tu później, a więc długo siedzimy w schronisku. W wesołym towarzystwie czas szybko mija. Opuszczamy schronisko o godzinie 16.10.
|
Schronisko PTTK na Polanie Chochołowskiej. |
|
Polana Chochołowska. |
|
Kaplica św. Jana Chrzciciela na Polanie Chochołowskiej. |
|
Kaplica św. Jana Chrzciciela na Polanie Chochołowskiej. |
Tak jak niedawno, ledwie pod koniec kwietnia, udajemy się pod Kaplicę św. Jana Chrzciciela, spod które najpiękniej prezentuje się Polana Chochołowska. Dzisiaj jest zupełnie zielona, porośnięta dość wysoką trawą. Słońce w końcu rozpromieniło się wokół. Wchodzimy w stan swoistej błogości i odprężenia. Pięknie tu. Niezwykle przyjemnie tak spędzać czas. Przysiadamy, tak jak wówczas na ławeczkach przed kaplicą. Nie hasają tu dzisiaj zięby i rudziki, ale jest kilka pliszek skaczących po łące i drewnianych barierkach rozstawionych wokół kaplicy. Chciałoby się powiedzieć prawdziwa wiosna, ale tak naprawdę to mamy pierwsze dni lata. Mylące są te płaty śniegu widoczne w wyższych partiach gór. Tak to naprawdę jest już lato, choć tu śnieg jest widoczny, a nawet niebezpiecznych dla górołazów.
|
Na ławkach pod Kaplicą św. Jana Chrzciciela. |
Z przyjemnego błogostanu wyrywamy się o godzinie 17.00. Schodzimy do głównej drogi, by podążać nią do ujścia Doliny Chochołowskiej. Gdy tak przemierza się tą dolinę kolejny, nie wiadomo który to już raz, nie zwraca się uwagi na jest szczegóły. Droga szybko zostaje w tyle, ale na Polanie Huciska musimy się zatrzymać, bo bacówka już działa i żętycę w niej podają, a w domu skończyły się nam góralskie sery. Spoczywamy chwilę przy kubku krzepiącego napoju, po czym pakujemy zakupy i ruszamy dalej.
|
Szałas na Polanie Chochołowskiej. |
|
Najwęższy fragment Doliny Chochołowskiej. |
|
Polana Huciska. |
Pozostałą nam drogę znamy już na pamięć. Możemy przewidzieć każdy jej zakręt i mostek nad Chochołowskim Potokiem. Promienie słońca złocą pięknie spienione wody tego potoku. Wtem widzimy już ostatni zakręt drogi przed Siwą Polaną. Chwilę później już ją przemierzamy rozglądając się sprawdzając wkoło, czy coś nowego powstało. W ostatnich latach przybyło trochę zabudowań na Siwej Polanie. Prawie wszystko jest zamknięte, tylko jedna bacówka jest otwarta, a góralka zachęca nas, aby do niej zajrzeć. Jesteśmy już po zakupach na Polanie Huciska – odpowiadamy. I tak o godzinie 18.50 docieramy na parking, gdzie niebawem podjeżdża nasz autokar.
Przyjemna to była wędrówka i wcale nie forsowna, jak się nam wcześniej wydawało. Zobaczyliśmy, jak pejzaże Orawy, zmieniają się w pejzaże Podhala. To przyjemna trasa dla osób czerpiących radość nie ze zdobywania, ale przede wszystkim z wędrowania. Świetna propozycja na całodzienny spacer przez Tatry, ze Słowacji do Polski, z uroczym akcentem Doliny Juraniowej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz