Rosła tu kiedyś gęsta, dzika puszcza, w której skrywali się liczni zbójcy. Okolica nie mała tylu mieszkańców, wzniesienia nie były pokryte polami uprawnymi tak jak dziś, nie było tej ruchliwej szosy, ale wiódł tędy uczęszczany trakt handlowy łączący Polskę i Węgry. Swego czasu traktem tym przejeżdżał bogaty kupiec, a w miejscu w którym stoimy napadli go zbójcy. Otoczony ze wszystkich stron nie miał szans na ucieczkę. Bezsilny wzniósł oczy i ręce ku niebu, i zawołał „Krzyżu Święty ratuj mnie!”. I wówczas na niebie pośród chmur pojawił się świetlisty krzyż. Powiew wiatru zakołysał lasem. Przerażeni tym zjawiskiem zbójnicy uciekli, zaś na miejscu tego zdarzenia wytrysnęło źródełko zwane dziś „Pocieszną Wodą”. Kupiec z wdzięczności za ocalenie ponoć miał ufundować w tym miejscu świątynię. To jedna z najbardziej znanych legend związana z pięknym, drewnianym kościółkiem na Piątkowej Górze.
|
Kościółek na Piątkowej Górze. |
Kościół Świętego Krzyża na Piątkowej Górze usytuowany jest w wyjątkowo krajobrazowym miejscu, cieszącym oczy i serce. Kościół administracyjnie należy do Chabówki. Położony jest tuż przy granicy z Rdzawką, której obszar zaczyna się za drogą krajową nr 47, powszechnie zwaną „zakopianką”. Musimy przejść na drugą stronę tej drogi. Idziemy na północ. Po lewej w polach stoi samotny krzyż - nagrobek Julii Stolarczyk urodzonej w 1800, a zmarłej w 1830 roku. Tajemnicą jest dla nas kim była ta osoba, i dlaczego jej nagrobek stoi właśnie tutaj.
|
Tatry. |
|
Babia Góra i pasmo Policy (na lewo od Babiej Góry). |
|
Babia Góra. |
|
Zaśnieżone pola na południu. |
|
Nagrobek Julii Stolarczyk (ur. 1800, zm. 1830). |
Według przekazów około 1690 roku w okolicach dzisiejszego kościółka niewidomy, dziewięćdziesięcioletni mieszkaniec Chabówki Tomasz Mucharski przy niewielkiej kapliczce Męki Pańskiej odzyskał wzrok, po czym ujrzał jakoby promieniowała ona nieziemską jasnością. Miejscowi dowiedziawszy się o tym cudownym uzdrowieniu wybudowali drewnianą kapliczkę. Było to około roku 1700. W 1728 roku niszczejąca kapliczka została zastąpiona drugą, ufundowaną przez bogatego magnata, z pięknym drewnianym krzyżem, który zasłynął cudownymi łaskami.
Na Piątkową Górę przybywały już wówczas rzesze pielgrzymów. W 1757 roku w miejscu drewnianej kaplicy wybudowano dzisiejszy kościół Świętego Krzyża, zwany też kościołem „na Obidowej”, czy też „na Piątkowej”. Jej fundatorem był wojewoda sandomierski Jan Wielkopolski. Jednak podczas rozbiorów, położony na uboczu popadł w zapomnienie - niszczał o czym wspominał ks. Eugeniusz Janota, autor pierwszego przewodnika w Tatry. Dopiero w roku 1901 gruntownie odremontowano polichromię kościoła.
Od 1965 roku kościołem opiekuje się Zgromadzenie Księży Marianów w Rdzawce. W ostatniej dekadzie XX wieku kościół nawiedziły dwa tragiczne wydarzenia. W 1991 roku skradziono z niego bezcenne rzeźby z ołtarza głównego przedstawiające Świętego Jana i Matkę Bożą, a ponadto osiemnastowieczne stacje drogi krzyżowej. Kolejna tragedia w historii kościółka miała miejsce w niedzielne popołudnie, 2 października 1994 roku, kiedy został podpalony przez nieznanych sprawców. Przed zupełnym spaleniem uratował go zbieg okoliczności, gdyż ogień w wyniku użycia substancji łatwopalnych rozprzestrzeniał się błyskawicznie. W chwili gdy płonął „Zakopianką” wracała z ćwiczeń ze Szczawnicy specjalistyczna jednostka straży pożarnej z Krakowa. Miała specjalny wysięgnik, dzięki któremu można było szybko ugasić zarzewie ognia, zanim do akcji dołączyły inne jednostki strażaków. Mimo dużych zniszczeń kościółek został odbudowany, a 8 lat po pożarze konsekrowany przez kardynała Franciszka Macharskiego. Dzisiaj o ogromie zniszczeń przypominają jedynie fotografie rozwieszone w przedsionku. Trudno uwierzyć w jakiekolwiek motywy tego podpalenia, które pozostają niewyjaśnione.
|
Kościół Świętego Krzyża na Piątkowej Górze. |
Z przedsionka możemy zaglądnąć do wnętrza kościółka Świętego Krzyża, odrestaurowanego po pożarze. Zrekonstruowano w nim piękne, barwne polichromia. Na suficie znajduje się namalowany promieniujący krzyż, nawiązujący do legendy związanej z powstaniem kościółka. W głębi widać ołtarz główny, z lewej ambonę, a bliżej dwa ołtarza boczne wykonane w stylu późnobarokowym.
|
Wnętrze kościoła. |
|
Wnętrze kościoła. |
|
Figura Chrystusa Frasobliwego. |
Od zewnątrz po części kościółek otaczają soboty, dające dawniej schronienie pielgrzymom, którzy przybywali z dalekich stron na niedzielne nabożeństwo. W przypadku tego kościółka soboty przydatne były podczas odpustów. Wokół kościółka rośnie kilka starych drzew, wśród których miejsce swe znalazły kapliczki oraz obelisk nawiązujący do papieskiego szlaku, do spotkań kardynała Karola Wojtyły z młodzieżą oazową w kościółku Świętego Krzyża.
|
Kapliczka zespolona z przechylonym drzewem na terenie przykościelnym. |
Szosę „zakopianki” nie jest łatwo przejść. Nie raz było się nam o tym przekonać. Rozpędzeni kierowcy, ani myślą zwolnić. Ledwie przejedzie jedno auto, za nim zbliżają się następne. Ruch panuje w obu kierunkach, lecz czemu się dziwić – przecież to jedyna droga do Zakopanego, w Tatry. Przez Piątkową podróżowano od początku turystycznej ekspansji na Tatry. Miejsce to było częstym miejscem odpoczynku w podróży, która od Krakowa trwała wówczas dłużej niż dzień, a dokładnie półtorej doby. Stała tutaj karczma, w której zatrzymywali się podróżni, czasem tylko odpocząć, ale nierzadko na nocleg. Było to i jest niezwykle atrakcyjne miejsce, by popatrzeć na wyniosłą grań Tatr, do których lgnęli. Dzisiaj w dobie motoryzacji i „zakopianki” czas podróży („podróż” to może już zbyt wielkie słowo) zmalał do dwóch godzin. W kontekście dawnej turystyki w Tatry można by powiedzieć, że zmniejszył się do tylko dwóch godzin, ale współcześni wielbiciele Tatr i tak powiedzą, że przejazd z Krakowa do Zakopanego trwa aż dwie godziny. Z czasem wszystko ulega zmianie, już na pewno spojrzenie na te same sprawy z różnych punktów czasu. Ciekawe co by powiedział dawny turysta, gdyby ktoś w jego czasach powiedział mu, że za 100, czy 150 lat podróżujący z Krakowa do Zakopanego będzie miał czas jedynie na drzemkę, a kufer podróżny, zastąpi tobołek na dwóch szelkach.
|
Szosę „zakopianki” nie jest łatwo przejść. |
|
Kościół Świętego Krzyża. |
No. udało się przejść na drugą stronę „zakopianki”. Musimy teraz zejść 250 metrów w stronę doliny Raby, a więc na północ. Idziemy równym, wygodnym chodnikiem ułożonym kilka metrów od ruchliwej zakopiańskiej drogi. Z lekkością schodzimy w dół stoku Piątkowej. Wracając z powrotem góra każe nam odpracować tą lekkość. Z prawej rozciąga się na niej niewielka polanka, ograniczona niżej lasem. W górnej części polanki znajduje się niewielka bacówka, z wydłużonym dachem nad wejściem tworzącym swego rodzaju podcień, chroniący gospodarzy, czy też nabywców owczarskich specjałów przed ewentualnym deszczem lub skwarem słonecznym. Aura zimowa raczej deszczu (a szczególnie w tym górskim regionie) skąpi, a żar słońca niweluje mroźne powietrze, ale przecież zima to nie sezon bacówki. Zbliża się jednak dzień świętego Wojciech, kiedy na hali pojawią się owce, a od bacówki unosić będzie się dym z zapachem wędzonego sera. Tak będzie aż do dnia świętego Michała, kiedy tradycyjny redyk jesienny kończy sezon wypasowy.
|
Bacówka. Niżej po lewej widać źródło położone wśród grupy drzew. |
|
Kościół Świętego Krzyża. |
Za lasem widać grzbiet masywu Lubonia Wielkiego. Na jego środku widać dość sporą Polanę Surówki, zwana też Krzysiami. Powstała tak jak wiele innych beskidzkich polan. Wyrwano ją z lasu w wyniku wycięcia drzew. Tymczasem docieramy do grupki drzew. Kasztanowce, klon jawor, lipa drobnolistna i jesiony zacieniają początek potoku i jego źródełko. Teren źródełka jest ogrodzony. Za furtką wejściową stoi na marmurowym cokole przeszklona kapliczka. Jej głównym elementem jest krzyż z Chrystusem. Na cokole kapliczki widnieje napis „Krzyżu Święty ratuj mnie”. Ogrodzenie kapliczka została ufundowana w 2004 roku przez Rabczan, Bogusławę i Zenona Świder.
Źródełko jest obudowane na wzór niedużej studzienki. Leży na niej betonowe wieko, nieco przesunięte, tak aby odsłonić dostęp do wody. Normalnie wieko przykrywa szczelnie całą studzienkę, a pobór wody umożliwia zainstalowana w niej ręczna pompa tzw. abisynka. Wygląda jednak na to, iż na okres zimy pompa jest usuwana. Zabraliśmy ze sobą pustą butelkę na Pocieszną Wodę, ale źródełko pokrywa lód. Trzeba by poczekać do wiosny, aż odtaje. Dzisiaj nie zaopatrzymy się w Pocieszną Wodę, a ponoć ma moc uzdrawiającą oczy i nogi, ale też uleczającą strapienia serca i duszy. Pili ją pielgrzymi wędrujący na Piątkową Górę, zaś dworzanie doprowadzili ją sobie rurami do dworu w Rabce, by korzystać z jej dobrodziejstw bez potrzeby ruszania się z miejsca. Trochę to niepojęte mając na względzie cudowność nie samej wody, ale również otaczającego krajobrazu. No ale dworzanie być może nie chcieli się przemęczać.
|
Za lasem widać masyw Lubonia Wielkiego. |
|
Kapliczka nad Źródłem Pociesznej Wody. |
|
Źródło Pociesznej Wody. |
Wracamy w górę Piątkowej, w pobliże kościółka Świętego Krzyża. Postanawiamy odszukać pewien wybryk przyrody, zjawiskową sosenkę, czy też może raczej dwie sosenki rosnące przy żółtym szlaku do Rabki-Zdroju. Żółty szlak przechodzi trawersem północny stok Piątkowej. Na odkrytym szczycie góry widać betonowy trójnóg. Nasza droga idzie przeważnie na granicy lasu i łąk, czy pól. Krajobraz jest bardzo zimowy, choć leżąca warstwa śniegu nie jest gruba, co najwyżej 20 centymetrów. Długo nie wytrzyma, bo słońce szaleńczo dogrzewa, choć jest nisko na horyzoncie. Śnieg jest już lepki i za lada moment może intensywnie topnieć, jeśli tylko słońce utrzyma władzę na sklepieniu niebieskim. Śnieg pochodzi ze świeżego opadu, bo ma konsystencję puchu. Nie jest ani trochę zleżały.
|
Wracamy w górę Piątkowej, w pobliże kościółka. |
|
Piątkowa Góra. |
Jeszcze na stoku Piątkowej droga wchodzi między drzewa wiodąc dalej skrajem lasu. To właśnie w tym miejscu, po prawej od naszej drogi rośnie dziwo natury oświetlone słońcem. Rzuca się w oczy, wystarczy spojrzeć na bok. Drzewo lub dwa zlepione przy ziemi, niczym z jednego korzenia wyrastające (tak to przynajmniej widać nad ziemią). Kilkadziesiąt centymetrów nad ziemią rozszczepia się, czy tez raczej próbuje rozdzielić na dwa, lecz nieco wyżej skleja z powrotem wrośniętymi konarami. Dopiero na wysokości powyżej dwóch metrów odłączają się na dobre dwie sosny, pną się wysoko w górę. Pną się, lecz wciąż obłapiają wzajemnie gałęziami broniąc się w ten sposób przed rozstaniem, trwając w symbiotycznej przyjaźni.
|
Zżyte sosny - razem na całe życie. |
|
Wyrastają z jednego korzenia. |
|
Wyżej obejmują się gałązkami. |
|
Skrajem lasu. |
|
Po zmrożonej drodze. |
|
Jak daleko oddaliliśmy się od wierzchołka Piątkowej Góry. |
Żółty szlak wiedzie dalej nasłonecznionym skrajem łąk i pól, przylegających do lasu. Przejdziemy się jeszcze kawałek korzystając ze wspaniałej pogody, bo przed nami znakomity dzień na ucieczkę od codziennego pośpiechu. Droga nie zdążyła się jeszcze nagrzać na tyle, aby puścił lód pokrywający kałuże. Ziemia jest zmrożona, ale jest tak ciepło, że chyba za niedługo zrobi się spore błotko.
|
Na skraju łąk i pól. |
|
Słońce oszalało. |
|
Zawracamy? |
|
Promienie słońca wpadają do lasu. |
|
Może trzeba już zawrócić? |
W końcu droga wchodzi do lasu i zaczyna ostrzej schodzić w dół. Zaraz potem wychodzi na skraj pola, skąd kątem oka na grzbiecie za doliną dostrzegamy polanę z Bacówką na Maciejowej. Z pola obserwuje nas sarna nieruchomo stojąca. Zastygła w zupełnym bezruchu, aż zrywa się i skokami, jak zając biegnie w kierunku ściany lasu. Nie zaufała nam, przybyszom. Dolinę Rdzawki mamy już za plecami. Trzeba już zawrócić.
|
Kolejna polanka. Na grzbiecie z prawej widać polanę z bacówką. |
|
...zrywa się i skokami, jak zając biegnie w kierunku ściany lasu. |
|
Szlak zaczyna ostro schodzić w dół. Trzeba już zawrócić... |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz