OPIS:
|
Poranek w Zubrzycy Górnej
(nasz pensjonat) |
Jemy szybkie śniadanie i o 7.00 wsiadamy do autokaru, który podwozi nas dokładnie w to samo miejsce co wczoraj, do najdalej położonego parkingu w głębi Doliny Rohackiej. Przez całą drogę wyglądaliśmy przez okna autokaru w nadziei dostrzeżenia najsłabszych promyków słonecznych przebijających się przez chmury, które mogłyby być symptomem poprawy pogody. Jednak nic z tego. Aura nie chce nam sprzyjać.
O godzinie 8.20 jesteśmy już na trasie. Maszerujemy czerwonym szlakiem do Bufetu Rohackiego. Ponad nami szczyty przysłonięte gęstymi chmurami. Planujemy podejść na Zabratową Przełęcz, a potem się zobaczy, może pójdziemy wyżej na Rakoń i dalej na Wołowiec, a gdyby pogada uległa poprawie to może na upragnione Rohacze.
|
Widać już Bufet Rohacki. |
Rozstaj szlaków Adamcula mijamy o 8.40. Pod Bufet Rohacki przybywamy o godzinie 9.05. Nie marnujemy czasu i od razu zaczynamy podejście na Zabratową Przełęcz, skręcając w lewo na zielony szlak. Wchodzimy w malowniczy las. Szlak wiedzie zakosami. Często przechodzimy przez polany porośnięte bujnymi paprociami, mchem i krzaczkami jagodowymi.
|
Często przechodzimy przez polany porośnięte bujnymi paprociami. |
Przy ścieżce napotykamy znajdujące się pod ścisłą ochroną kwiaty Goryczki trojeściowej (
Gentiana asclepiadea L.), pospolitej Wierzbówki kiprzycy (
Chamerion angustifolium). Pojawia się również jarzębina ze swoimi charakterystycznymi kiściami czerwonych korali.
|
Wierzbówka kiprzyca (Chamerion angustifolium). |
|
Wierzbówka kiprzyca (Chamerion angustifolium). |
W wyższych partiach drzewa ustępują i pojawia się kosodrzewina, wrzosy. Wędrówka jest bardzo przyjemna, choć mamy do czynienia z forsowną wspinaczką po stromym zboczu. Najbliższa przyroda rekompensuje nam brak jakichkolwiek widoków.
|
W wyższych partiach drzewa ustępują. |
|
Do Zabratowej Przełęczy jeszcze tylko 10 minut drogi. |
|
Chwilka dla złapania oddechu. |
O godzinie 9.50 osiągamy Zabratową Przełęcz (słow.
sedlo Zábrať) położoną na wysokości 1656 m n.p.m., pomiędzy Zadnim Zabratem (1693 m n.p.m.) a Rakoniem (1879 m n.p.m.). Na Zabratowej Przełęczy ogarnia nas gęsta mgła, ale nie aż tak gęsta, aby nie można było iść na Rakoń, na który wyprowadza szeroka ścieżka. Zgodnie z drogowskazem w siodle przełęczy skręcamy w prawo na żółty szlak. Wytrawni grzybiarze zaskoczeni są ilością grzybów jadalnych jakie tu występują. Podczas podejścia chwilami odsłaniają się nam widoki na Dolinę Rohacką. Wtedy też dostrzegamy, że trawiaste zbocza górskie zaczynają już przybierać jesienne barwy. Miejscami widać na nich plamy rudawo-brązowych odcieni. Nie jest to w tym roku bardzo zaskakujące, bo druga połowa sierpnia miała raczej aurę jesienną, niż letnią.
|
Na Rakoń podchodzimy we mgle. |
|
Podczas podejścia chwilami odsłaniają się nam widoki na Dolinę Rohacką. |
O godzinie 10.30 stajemy na szczycie Rakonia (1876 m n.p.m.). Dopada nas tutaj nie za mocny, ale bardzo chłodny wiatr. W kierunku Wołowca, po lewej stronie ścieżki dostrzegamy wgłębienie, w którym chowają sie skuleni turyści.
|
Na szczycie Rakonia (1876 m n.p.m.). |
Przez szczyt Rakonia biegnie granica polsko-słowacka. Stawiając tylko jeden krok stajemy na terytorium Polski, co nas bardzo rozbawia. Dostrzega to lider prowadzący dwóch słowackich turystów. Podchodzi pod słupek graniczny i pyta się nas:
- Kde to som? (Gdzie ja jestem?)
Odpowiedź dla nas jest oczywista, patrzymy na człowieka ze zdziwieniem, który po chwili sam sobie odpowiada:
- Slovensko! (Na Słowacji!)
Po czym stawia krok przed siebie przechodząc na drugą stronę granicy, do naszej ojczyzny oczywiście i ku naszemu zdumieniu ponownie się pyta:
- A teraz, kde som? (A teraz gdzie jestem?)
Nie czekając na naszą reakcję, odpowiada znowu sam sobie:
- V Poľsku! (W Polsce!)
Teraz sięga do plecaka i wyjmuje z niego szklaną płaska butelczynę z turystyczną zawartością rozgrzewającą, którą stawia na słupku granicznym. Spogląda na nas z uśmiechem i rzuca pytanie:
- Čí je to? (To czyje to?)
Ha, ha, ha... kto to wie?
- Naše! Nasze! - wykrzykują zgodnie wszyscy zgromadzeni przy słupku.
O tym czyja jest buteleczka i jej zawartość przekonujemy się bardzo szybko - Słowak chowa ją do plecaka.
Żart mu się udał.
Po krótkiej przerwie na Rakoniu musimy podjąć decyzję co dalej. Możemy iść wyżej na Wołowiec i wrócić z niego tą samą drogą z powrotem, gdyż dalsza droga przez Rohacze raczej nie wchodzi w grę ze względu na niepewną pogodę. W drugim wariancie wędrówki celem jest Grześ, z którego można wrócić do punktu zbornego innym szlakiem przez Dolinę Łataną. Znaczna część wędrowców z naszej grupy decyduje się na Wołowiec, jednak nam bardziej atrakcyjny wydaje się drugi wariant. O 10.40 zaczynamy schodzić z Rakonia do niżej położonego Grzesia. Szlak prowadzi szeroką i bardzo wygodną ścieżką, po rozłożystym grzbiecie w znacznej części porośniętym trawą. Robi się jeszcze bardziej zimno, niż na szczycie Rakonia - jak na sierpień wyjątkowo zimno. Ubieramy rękawiczki, które zabraliśmy z myślą o łańcuchach ubezpieczających przejście przez Rohacze, a nie dla ochrony przed zimnem. Około godziny 11.00 pojawiają się w chmurach nieliczne prześwity odsłaniające skrawki błękitu, w kilku miejscach zaczynają błyszczeć doliny. Chłód utrzymuje się jednak dalej.
|
W drodze na Grzesia robi się jeszcze bardziej zimno... |
|
...ale pojawiają się w chmurach nieliczne prześwity odsłaniające skrawki błękitu. |
Niespodziewanie spotykamy gołębia stąpającego po ścieżce przed nami. Wyglądał na przestraszonego, ale bardziej chłodem niż nagłym pojawieniem się ludzi. Pewnie chciałby zerwać się do lotu, ale widać nie jest w stanie rozłożyć swoich zziębniętych skrzydeł.
Na naszych oczach mgła z dolin ulatnia się, pozostają po niej malownicze obłoczki. Na niebie pojawia się coraz więcej błękitu, a po górach i dolinach przepychają się cienie. Widowisko to niesamowite - najprawdziwsza gra światła i cienia. O 11.25 za nami ukazuje się pełny przegląd na przebytą przez nas trasę od Zabratowej Przełęczy, przez Rakoń do miejsca w którym znajdujemy się aktualnie. Niebawem promienie słoneczne dochodzą również do nas. Zaczynają odsłaniać się widoczne stąd wierzchołki Tatr Słowackich. Mamy też świetny podgląd na Dolinę Chochołowską, Bobrowiec i jakże sugestywny obraz Kominiarskiego Wierchu, z którego wnętrza wydobywa się obłok, niczym z komina.
|
Dolina Chochołowska. |
|
Dolina Łatana. |
|
Zadni Zabrat (z lewej), Przedni Zabrat (z prawej). |
|
Kominiarski Wierch. |
Szkoda, że nie poszliśmy w kierunku Rohaczy. Trudno - taki był nasz wybór. Pozostaje nam widok na wierzchołki Rochaczy, które musimy zostawić za naszymi plecami. Idziemy przed siebie.
|
Trzy Kopy (z lewej), Hruba Kopa (wierzchołek za chmurą z prawej). |
|
Rochacze zostawiamy za naszymi plecami. |
O godzinie 11.45 wchodzimy na Grzesia (1653 m n.p.m.). Grześ jest górą łagodnie zaokrągloną o dwóch słabo wyodrębnionych wierzchołkach. Pokryty jest trawą i kosodrzewiną. Z każdej strony mamy piękny widok na okalające doliny i szczyty Tatr Zachodnich, a także Orawice. Rozświetlone światłem słonecznym zbocza i szczyty lśnią mieszanką barw letnich i jesiennych. Zieleń barwi się rudziejącymi i żółtymi trawami oraz czerwieniejącymi kępami borowiny.
|
Grześ (1653 m n.p.m.). |
|
Panorama z północnego zbocza Grzesia. |
Na szczycie, przez który przebiega granica polsko-słowacką, znajdują dwa słupki wysokościowe z jego nazwą. Polska nazwa szczytu - Grześ, pochodzi prawdopodobnie od gwarowego, góralskiego słowa grześ oznaczającego grzbiet lub grzędę o stokach stromo opadających na dwie strony. Nazwa słowacka pochodzi od niedużej równiny o nazwie Łucznia lub Luczna (słow.
Lúčna), położonej po zachodniej stronie, w Doline Łatanej. Na szczycie znajduje się drewniany krzyż, ustawiony w roku 1992 na pamiątkę konspiracyjnych spotkań działaczy opozycyjnych z Polski i Słowacji.
|
Bobrowiec (widok z Grzesia). |
Z Grzesia można zejść na stronę polską do Doliny Chochołowskiej żółtym szlakiem. Schodzą z niego również dwa zielone szlaki na stronę słowacką; jeden do Doliny Łatanej, a drugi na Przełęcz pod Osobitą.
O 12.30 nagle przerywany uroczą sielankę, bo od strony Osobitej płynie w naszym kierunku bardzo ciemna chmura. Nie jest duża, ale wygląda groźnie, a na dodatek znajduje się ona na naszym aktualnym pułapie. Zwiewamy stąd do Doliny Łatanej. Po drodze mijamy odważniejszych turystów, którzy mimo naszych ostrzeżeń wspinają się na Grzesia. Później okazało się, że przegonił ich grad sypiący się tej niewielkiej chmurki.
|
Od strony Osobitej płynie w naszym kierunku bardzo ciemna chmura. |
W kilka minut dochodzimy na znajdującą się na wysokości 1602 m n.p.m. Łuczniańską Przełęcz (słow.
Lučne sedlo,
Lúčianské sedlo). Po kilku minutach przechodzimy wśród swobodnych, dorodnych świerków, borowin, kosodrzewin i kęp trującej Goryczki trojeściowej (
Gentiana asclepiadea L.) z pięknymi błękitnymi kwiatami.
Chwilę potem las przerzedza się i wkraczamy na sporą polanę, a za nią wchodzimy w gęsty las. Idziemy wzdłuż zbocza. Nad naszą ścieżką gęsto zwisają zroszone kroplami deszczu duże paprocie, kępy wyższych traw. Można się tu poczuć jak w baśni, albo nieznanym miejscu, którego do tej pory stopa ludzka nie dotknęła. Raczej nie spotykamy innych wędrowców na tej trasie, co zadziwia, że jest ona tak bezludny pomimo piękna jakie prezentuje nam Dolina Łatana. Zachwycamy się już, a przecież to dopiero początek tej doliny.
|
Wkraczamy na sporą polanę... |
|
...a za nią wchodzimy w gęsty las. |
O godzinie 13.00 przekraczamy Łatany Potok, niepozornie przelewający się pośród kamyków. Od tego miejsca ścieżka prowadzi nas w bezpośrednim sąsiedztwie tego potoku. Idziemy mając go po prawej stronie, a ścieżka początkowo nieco wznosi się ponad jego tok.
|
W bezpośrednim sąsiedztwie Łatanego Potoku (po prawej u dołu). |
Nieco dalej, na lewej skarpie opadającej na naszą ścieżkę pojawia się zachwycająca galeria mchów. Nie spotyka sie tylu jego form w jednym miejscu. Ta porośnięta mchami skarpa przypomina delikatny dywanik w różnych odcieniach zieleni, ale też przenikających rudawych brązów. Dalej, wśród drzew dostrzec można „stada” różnych grzybów, w tym niezwykle okazałych i kolorowych muchomorów. Niektóre są olbrzymie, o kapeluszach szerszych od dłoni dorosłego człowieka. W miarę schodzenia Łatany Potok poszerza swoje koryto, staje się bardziej wartki. Nasz szlak przeprawia się kilka razy przez jego bieg malowniczymi, drewnianymi mostkami. Piękna to kraina z mchu i paproci.
|
Dywany z mchów |
|
„Stada” grzybów. |
|
Kolorowe muchomory. |
|
Kapelusze szersze od dłoni dorosłego człowieka (fot. A.Sieja). |
O godzinie 13.25 nasz zielony szlak dochodzi do żółtego i kończy swój bieg, w miejscu zwanym Pod Parszywe. Na tej małej polance mamy drewnianą ławkę ze stolikiem i nie odmawiamy sobie kilku minut oddechu. Pojawiający się tu żółty szlak zbiega z Zabratowej Przełęczy i prowadzi do wylotu Doliny Łatanej.
|
Potok Łatany. |
Skręcamy w prawo na żółty szlak kontynuując wędrówkę Doliną Łataną. Wchodzimy z powrotem w las, ale po kilku minutach niespodziewanie z powrotem wychodzimy na tereny otwarte, objęte intensywnym wyrębem drzewa. Wyrąb ten prowadzony jest w związku z plagą szkodników drzew, które są zwalczane pułapkami feromonowymi.
|
Wyrąb drzew w związku z plagą szkodników. |
Tuż przed godzinią 14.00 docieramy do kolejnego mostku, przy którym stoi wiata turystyczna. Znowu urządzamy sobie krótką przerwę na kubek herbaty i sesję zdjęciową nad Łatanym Potokiem, ale też na kamieniach w jego nurcie.
|
Nad Łatanym Potokiem. |
Parę metrów dalej szlak wchodzi na wąską drogę asfaltową. Wędrówka trwa nadal, choć asfalt nie daje poczucia natury nieskalanej działalnością człowieka. W bardzo zielonym otoczeniu ta łagodna trasa jest jednak bardzo przyjemna. W dalszym ciągu towarzyszy nam Łatany Potok.
|
Szlak wchodzi na wąską drogę asfaltową. |
|
Potok Łatany. |
|
Partyzancki cmentarzyk. |
O godzinie 14.50 po naszej prawej pojawia niewielki, ogrodzony cmentarzyk 20 partyzantów słowackich i radzieckich, którzy 8 grudnia 1944 r. polegli w bitwie stoczonej z Niemcami w Dolinie Zuberskiej. W listopadzie 2001 r. na tym cmentarzyku złożono również prochy Polaka - Stanisława Majewskiego (zgodnie z jego ostatnią wolą), który jako 16 letni chłopak brał czynny udział w bitwie. Polskim akcentem jest również akcja ratunkowa dla rannych w bitwie partyzantów przeprowadzona przez polski oddział TOPR. 8 stycznia 1945 roku w czasie śnieżnej wichury wyprawa ratunkowa polskiego oddziału TOPR przetransportowała rannych wraz z personelem ze szpitalika partyzanckiego na stokach Skrajnego Salatyna, przez Łuczniańską Przełęcz i Dolinę Chochołowską do Zakopanego.
Po chwilach zadumy historycznej i kontemplacji idziemy dalej. O 15.00 na wysokości 1050 m n.p.m. mijamy po lewej leśniczówkę i dochodzimy do znanej nam z wczorajszej wędrówki szosy, którą skręcamy w prawo do Schroniska na Zwierówce (słow.
Chata Zverovka).
|
Polana i Chata Zverovka. |
|
Pietne miesto (fot. A.Sieja). |
Dziś Polana i Chata Zverovka w blasku słońca wygląda znacznie lepiej. Jest jeszcze bardzo wczesna godzina 15.15, a pogoda dopisuje. Po drugiej stronie drogi od schroniska znajduje się „
Pietne miesto”, upamiętniające ofiary Rohaczy. Trzeba pamiętać, że Rohacze choć są piękne, to są też niebezpieczne. Ginęli na nich ludzie z różnych przyczyn - w lawinach, w wyniku upadków ze stromych stoków, porażenia piorunem, wychłodzenia, wyczerpania, zamarznięcia, czy też z powodu zawałów serca. Imiona i nazwiska ofiar Rohaczy oraz daty, miejsca oraz przyczyny tragedii umieszczane są na tablicy wmurowanej na kamiennym filarze bramy wejściowej. „
Pietne miesto” powstało z inicjatywy rodzin ofiar, przy okazji jubileuszu
55 lat Horskej služby w Rohaczach.
|
Pietne miesto - brama wejściowa. |
Spod Schroniska na Zwierówce spoglądamy z żalem na grań Rohaczy. Taka piękna pogoda, tylko czemu dopiero teraz, kiedy musimy stąd wyjeżdżać. Co prawda część osób z naszej grupy turystycznej idąca na Wołowiec, przy poprawiających się warunkach atmosferycznych postanowili zaatakować Rohacza Ostrego i Rohacza Płaczliwego. Wrócili zadowoleni, bo im się to udało, przy bardzo zmiennej pogodzie, którą sami określili jako „cztery pory roku”. Podczas ich wędrówki przez grań Rohaczy było słońce, były piękne widoki, ale też były mgła, zimno, a nawet przez chwilę śnieg.
Dla nas dzisiejsza wędrówka górska, podobnie jak wczorajsza, miała wyglądać inaczej, gdyby tylko pogoda... Jednak z dużym zadowoleniem postrzegamy ostatnie dwa dni spędzone w tej części Tatr Słowackich. Dzisiejsza trasa dała nam bezwzględnie niezapomniane przeżycia i w pewnym stopniu zrekompensowała niemożność osiągnięcia zakładanych wcześniej, bardziej ambitnych celów. Trzeba oczywiście uczciwie powiedzieć, że czujemy pewien niedosyt. Chyba zawsze tak jest, jak człowiek coś sobie umyśli i tego nie zrealizuje. Ale tak jak wczoraj, tak i dziś, można powiedzieć, że co się odwlecze to nie uciecze; a góry były tu wczoraj, są dziś i będą jutro, pojutrze i długo, długo jeszcze – i będą na nas czekać, kiedy znów tu przyjedziemy.
|
Ostatnie spojrzenie na grań Rohaczy. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz