Czy tego dnia mogło wydarzyć się coś niespodziewanego? Skąd ktoś mógłby to wiedzieć, przecież niespodziewanych wydarzeń nikt nie jest w stanie przewidzieć, przecież wtedy nie mogłoby zaistnieć coś niespodziewanego. Niespodziewane bywa też często zaskakujące. Tego dnia po południu coś jednak wisiało w powietrzu. Aura była cudowna, ciepła, słoneczna, niebo zdobiły białe obłoczki. Prawdziwa sielanka. Kto by myślał o jakimkolwiek pośpiechu w taką pogodę, tym bardziej, że spływ zakończył się dość wcześnie, bo około godziny piętnastej. Wydawać by się mogło, że był czas na wszystko – na poleżenie na brzegu jeziora, na szklaneczkę schłodzonego piwa, przekąskę w tawernie, na cokolwiek innego. Do bazy przecież jest tak niedaleko, a obiadokolacja dopiero o godzinie dziewiętnastej (też wyjątkowo bardzo późno, w każdy inny dzień naszej wodniackiej wyprawy posiłek ten był planowany albo o osiemnastej, albo nawet o siedemnastej i to w dni kiedy odcinki spływu były dłuższe niż dzisiaj). Mogło to wydawać się dziwne, ale chyba nikt nie zwrócił na to uwagi, a jedynie może tylko w kontekście sporej ilości czasu wolnego.