Wpadające przez okna światło słoneczne muska delikatnie nasze policzki wybudzając ze snu. Nasz ogromny pokój wypełnia się ciepłem. Z zewnątrz przez otwarte szeroko okna wpada ćwierkanie ptaków, zwiastujące piękny dzionek. Rozpoczyna się kolejny, piąty już dzień naszej wyprawy.
TRASA:
Ostravice Frýdlant nad Ostravicí Raškovice, Hotel Ondráš
OPIS:
Leci nam dzień za dniem. Dopiero co przyjechaliśmy w jedno miejsce, a już go opuszczamy wędrując w inne, równie urocze. To chyba najgorsze w tym wszystkim. Nie trudy ciągłej wędrówki, ciężki plecak, czy kiepska aura, ale rozstanie z kolejnym czarującym miejscem, ledwo poznanym, którego jeszcze tak naprawdę do końca nie zgłębiliśmy. To jakby fascynacja od pierwszego wejrzenia, wzbudzająca niezwykłe wewnętrzne emocje, które pozostawiają w nas dozę goryczy rozstania. Tak to już jest - wczoraj byliśmy tam, dziś jesteśmy tu, jutro będziemy już gdzie indziej. Czyż to nie jest pociągające? Weszliśmy już w trans ciągłej wędrówki wzorem dawnego ludu Wołochów. Parę dni temu sądziliśmy, że przyjęcie takiego trybu życia nie będzie proste. Myliliśmy się. Występujące niedogodności i trudy trzeba oczywiście pokonać, ale właściwie nie są one nadto uciążliwe. Wszystko rekompensuje nam bieżąca chwila. Co dzień spotykamy się z nieznanymi miejscami, nowymi ludźmi, urzekającą harmonią natury. Daliśmy się już ponieść tej niezwykłej, przyjemnej i pasjonującej włóczędze - chcielibyśmy, aby w ogóle się ona nie kończyła.
Zjadamy niewielkie śniadanie z zamysłem, że podjemy w drodze. O godzinie 8.50 jesteśmy gotowi do drogi - wychodzimy z pensjonatu Florián. W centrum Ostrawicy robimy zakupy - kupujemy pieczywo, wsad do kanapek, picie, coś na słodko i kilka innych artykułów spożywczych. Chcielibyśmy zobaczyć co i ile kosztuje, z ciekawości porównać z naszymi krajowymi cenami, ale niestety... na wystawionym paragonie z kasy fiskalnej wszystkie pozycje figurują jako potraviny, od góry do dołu.
|
Ostravice - centrum. |
Wsiadamy do pociągu i jedziemy do Frýdlant nad Ostravicí, skąd powinniśmy złapać autobus do Raškovic. Niestety na najbliższy kurs musimy poczekać ponad godzinę. Do Raškovic dojeżdżamy o godzinie 12.05 - wysiadamy pod hotelem Ondráš (422 m n.p.m.). Stąd musimy jeszcze przejść 2,6 km, do przysiółka Vyšní Lhoty, w którym zaczyna się żółty szlak na Małą Praszywą (czes. Malá Prašivá). Zaczynamy nieco pechowo, bo zmyleni przystankiem autobusowym „Vyšní Lhoty” skręcamy za wcześnie w przekonaniu dojścia na żółty szlak. Jednak miejscowi informują nas, że podjęta droga również prowadzi do naszego celu. Trochę wydłużoną trasą trafiamy w końcu na asfaltową drogę, którą biegnie nasz żółty szlak.
|
Przystanek kolejowy Ostravice. |
|
Dworzec kolejowy Frýdlant nad Ostravicí. |
|
Raškovice. Z prawej przed kościołem stoi hotel Ondráš (422 m n.p.m.). |
Droga na Małą Praszywą pnie się szybko w górę. Trawersuje bardzo strome zbocze leśne, wznosząc się ponad głębokim jarem z potokiem Hlísník. Jest bardzo wąska, tak bardzo, że prawie na całej długości nie pozwala na wyminięcie się przejeżdżających z naprzeciwka aut. Wędrujemy tą drogą skryci w gęstym lesie, ale płynący z niego spokój zakłóca hałaśliwa maszyna. Wkrótce dowiadujemy się co to jest. Jak się okazuje na naszej drodze trwają prace drogowe i na środku drogi stoi rozściełacz asfaltu. Zapewnie dlatego nie ma tu żadnego przejeżdżającego pojazdu. Widząc nas jeden z robotników przerywa pracę pozostałych okrzykiem: turisty! Ledwo się przeciskamy pomiędzy maszyną, a stromym zboczem góry.
|
Droga na Małą Praszywą wznosi się ponad głębokim jarem z potokiem Hlísník. |
Trochę dalej nasz szlak zakręca ostrym łukiem w lewo i przyjmuje kierunek niemal przeciwny do tego jakim poruszaliśmy się do tej pory. Przechodzi w tym miejscu przez most nad potokiem Hlísník na przeciwległe zbocze wznoszące się ponad jarem. Hlísník dopływa do tego miejsca dość wartkim strumieniem, tworząc ładne kaskady na stromym zboczu. Z drugiej strony jego koryto jest wyraźniej wykształcone, a nurt mniej rwący. Przez to miejsce przechodzimy o godzinie 14.00.
|
Kaskady potoku Hlísník. |
Wychodzimy z zasłony wysokich drzew leśnych i spada na nas więcej słonecznego ciepła. Droga w dalszym ciągu szybko nabiera wysokości i jednostajnie pnie się do góry, ale nie wymaga od nas większego wysiłku. Asfaltowa droga jest poprowadzona prawe do samego szczytu. Dopiero w końcowym, przywierzchołkowym, leśnym fragmencie, zamienia się w drogę gruntową. Wkrótce cieszymy się z wejścia na wierzchołkową polanę Małej Praszywej (czes. Malá Prašivá), na której zastajemy wielu innych odpoczywających turystów.
|
Spada na nas więcej słonecznego ciepła |
|
Przed schroniskiem na Małej Praszywej (706 m n.p.m.). |
|
Z niedźwiedziem wewnątrz schroniska. |
Mija już godzina 14.20. Na Małej Praszywej jesteśmy nieco później niż planowaliśmy, ale spokojnie zasiadamy na zewnątrz pod wiatą, bo czasu mamy jeszcze wiele. Pierwotny plan naszej wędrówki zakładał w tym miejscu nocleg, w stojącej tu chacie turystycznej z 1921 roku, osobliwej dzięki znajdującej się na niej wieży widokowej. Jednak miał to być nocleg na noc minioną, a więc kilka godzin temu, o poranku mieliśmy właśnie stąd wyruszyć na dalszą wędrówkę. W obecnej sytuacji tylko posiedzimy tu chwilę i wyruszymy dalej.
Polana na Małej Praszywej słynie też ze stojącego na niej drewnianego kościoła Św. Antoniego z Padwy z 1640 roku. Trochę szkoda, że nie udało się nam przyjść tu wczoraj, bo byśmy mieli możliwość zaglądnięcia do wnętrza tego kościółka. Nie często odprawiane są w nim nabożeństwa - co środę (była właśnie wczoraj) o godzinie 17.45 w okresie lipiec-sierpień, a poza tym tylko w kilka innych wybranych dni z całego roku. Związana jest z nim pewna legenda mówiąca, że dziewczyna, która w dniu święta patrona tego kościółka dojdzie do niego pieszo na bosaka, do roku wyjdzie za mąż.
Za Kościołem Św. Antoniego z Padwy, przecinka leśna daje ładny punkt widokowy w kierunku zachodnim. Widać z niego pobliskie wioski Vyšní Lhoty (pol. Ligota Górna) i Nižní Lhoty (pol. Ligota Dolna), przepływającą za nimi rzekę Morávka, a za nią dwa wzgórza Vrchy (433 m n.p.m.) i Skalická strážnice (438 m n.p.m.). Pomiędzy tymi wzgórzami wypatrzeć można Kościół Św. Marcina, za którym rozciąga się miasto Frýdek-Místek. Nieco na lewo panoramę zamykają Palkovické Hůrky z najwyższym szczytem Kubánkov (661 m n.p.m.).
|
Punkt widokowy przez przecinkę leśną w kierunku zachodnim. |
Wracamy do Górskiej Chaty na Praszywie (czes. Horská chata na Prašivé) by zjeść ciepły posiłek: wspaniały wywar z kury (u nas zwany rosołem) z makaronem i dodatkowym wsadem w postaci drobnych pulpecików z wątróbki i placki ziemniaczane. Dojadamy specjałami grillowymi, przepijamy złocistym (dzieci oczywiście napojem bezalkoholowym) i ruszamy w dalszą drogę.
|
Horská chata na Prašivé. |
|
Malá Prašivá z lotu ptaka (źródło: foto z kartki pocztowej). |
O godzinie 15.35 żegnamy się z urokliwą polaną i czerwonym szlakiem rozpoczynamy wędrówkę grzbietem górskim Ropicy w kierunku schroniska Kotař, gdzie znów odpoczniemy. Od razu wchodzimy w gęsty, mieszany las. Idziemy szeroką drogą utwardzoną wysypanym kamieniem. Droga niedużym nachyleniem wznosi się w górę. Po niedługim czasie mijamy stojący po lewej stronie maszt antenowy. Jesteśmy tuż pod wierzchołkiem Praszywej, wznoszącym się na wysokość 843 m n.p.m. Czerwony szlak przeprowadza nas w jego pobliżu, po czym spokojnie sprowadza nas w dół i z powrotem do góry omijając wierzchołek Čupel (872 m n.p.m.). Schodząc z jego zbocza przechodzimy obok źródełka wody o nazwie Žulová studánka, a 10 minut później, o godzinie 16.25 osiągamy przełęcz Pod Čupelem (800 m n.p.m.).
|
Przecinka leśna przy szlaku na Praszywą. |
|
Przed wierzchołkiem Praszywej (843 m n.p.m.). |
|
Žulová studánka. |
Grzbiet, którym maszerujemy jest prawie na całej długości zalesiony, ale dociera do nas sporo słońca, bo droga nasza jest dość szeroka. Ponadto drzewa po obu jej stronach rosną w pewnym oddaleniu od siebie, tworząc czasem polanki. O godzinie 16.45 docieramy do rozstaju szlaków Kotař, na którym dołącza do nas niebieski szlak z Komorní Lhotka. Po 10 minutach znaki te doprowadzają nas na malowniczą polanę i położonego na niej, na wysokości 795 m n.p.m. schroniska Kotař (chata Kotař).
|
Polanka z rozstajem szlaków Kotař. |
Chata Kotař świeci pustkami, podobnie zresztą jak przebyty do tej pory szlak. Ostatnim miejscem, gwarnym turystycznie była Malá Prašivá. Tutaj poza gospodarzem, jesteśmy tylko my i beztroski spokój. Przyjemnie jest tu zasiąść na szklaneczkę czegoś chłodnego i orzeźwiającego, bo upał trwa nadal. Gospodarz jak się okazuje dość dobrze rozumie po polsku i szybko nawiązuje się swobodna rozmowa - skąd jesteście, skąd idziecie, a ja bardzo lubię oglądać Silesia TV i stąd dobrze rozumiem polski język, itd. Gdy dowiaduje się, że idziemy z Łysej Góry, pokazuje nam, że stąd ją właśnie widać. Podaje lornetkę i zaprowadza za budynek, skąd faktycznie doskonale widać naszą górę, która minionego dnia pozostawiła w nas tyle miłych wspomnień. Z gospodarzem żegnamy się o godzinie 17.10 i ruszamy w dalszą drogę.
|
Chata Kotař (795 m n.p.m.). |
|
Widoki spod chaty Kotař - najwyższy szczyt to Łysa Góra, przed nim nieco niższy Smrk. |
Przed nami dość ostre, choć niedługie podejście na Lipí, wznoszący się na 901 m n.p.m. Góra kusi by wyjść na nią, ale rezygnujemy, gdy spostrzegamy, że szlak wcale nie prowadzi na niego, tylko obchodzi bokiem. Ah, co tam! Przecież napewno jeszcze tu przyjedziemy, a wtedy przejedziemy nieznakowanymi ścieżkami wszystkie wierzchołki grzbietu. Tak bardzo nas zauroczyły te góry i jak do żadnych innych będziemy do nich wracać nie tylko myślami. Szczyt Lipí obchodzimy od południowej strony, nabierając nieco wysokości. Wtem pojawiają się jeszcze fajniejsze niż wcześniej widoki na Łysą Górę, jak również znajdującą się wcześniej górę Travný (1203 m n.p.m.), czy bardziej odległy Smrk (1276 m n.p.m.). Jednak kawałek dalej ścieżka zawijając wokół stromego zbocza Lipí wchodzi w dość gęste zadrzewienie, które zamyka zupełnie wszelkie widoki, a nawet napływ światła słonecznego.
|
Jeszcze fajniejsze widoki na Łysą Górę i Smrk. Z lewej na pierwszym planie widać też górę Travný. |
|
Potem gęste zadrzewienie zamyka zupełnie wszelkie widoki,
a nawet napływ światła słonecznego. |
|
Jednak niebawem robi się jaśniej.
Znów idziemy wśród bardzo wysokich drzew, z wysoko wyniesioną koroną. |
|
Źródełko kpt. Blechy. |
Potem dla odmiany idziemy wśród bardzo wysokich drzew, z wysoko wyniesioną koroną. Robi się jaśniej. Mijamy źródełko kpt. Blechy, a las co jakiś czas zmienia swój wystrój, zmieniając swoją szatę roślinną. Ścieżka lekko faluje po grzbiecie górskim nie sprawiając żadnych trudności w wędrówce. Łagodnym podejściem przechodzimy przez szczyt góry Ropička wznoszący się na wysokość 918 m n.p.m., po czym równie łagodnym zejściem dochodzimy o godzinie 17.40 do kolejnego schroniska - chata Ropička, położona na wysokości 900 m n.p.m.
|
Las co jakiś czas zmienia swój wystrój, zmieniając swoją szatę roślinną. |
|
Chata Ropička (900 m n.p.m.). |
Długie cienie rzucane na polanę uświadamiają nam, że słońce zaczyna zachodzić. Uroczy dzień niebawem się skończy, dlatego w chacie Ropička nie zatrzymujemy się długo. Wędrujemy dalej czerwonym szlakiem. Po lewej widać już odchodzący na północ grzbiet Jaworowego, na który cały czas zmierzamy. Około godziny 18.20 przechodzimy przez Příslop (945 m n.p.m.) i zaraz potem schodzimy na przełęcz pod Velkým Lipovým (925 m n.p.m.). Tu zatrzymujemy się chwilkę przed tabliczką znaków turystycznych. Czerwony szlak będzie teraz wspinał się na zbocze Wielkiego Lipowego, a my musimy iść teraz żółtym szlakiem, który będzie odbijał na północ. W ten sposób zaczynamy oddalać się od Wielkiego Lipowego, zataczając szeroki łuk trawiastą drogą. Łapiemy chyba już ostatnie promienie słoneczne, które jeszcze są w stanie dotrzeć na grzbiet górski, bo słońce za chwilę zejdzie już poniżej niego. O godzinie 19.05 przemieszczamy się na przełęcz Šindelná (961 m n.p.m.). Wskakujemy tu na niebieski szlak i wspinamy się spokojnym zboczem na wierzchołek góry Šindelná.
|
Po lewej widać już odchodzący na północ grzbiet Jaworowego. |
|
Na szlaku. |
|
Przełęcz pod Velkým Lipovým (925 m n.p.m.), za którą wznosi się Velký Lipový (999 m n.p.m.). |
|
Widok z przełęczy pod Velkým Lipovým na grzbiet Jaworowego. |
|
Łapiemy ostatnie docierające do nas promienie słoneczne. |
Nieco rozjeżdżona droga robi się miejscami dość błotnista - a to niemiła niespodzianka, bo już myśleliśmy, że dzisiejszą wędrówkę zakończymy na sucho i nie będzie nas czekało czyszczenie butów. No cóż, widać myliliśmy się. Wierzchołek Šindelná sięgający 1000 m n.p.m. nie jest wyraźnego zwieńczenia. Rozkłada się na długości grzbietu górskiego - trudno wyczuć kiedy go minęliśmy.
Przyspieszamy trochę, bo słońce z naszej perspektywy jest już bardzo nisko, a celu naszej wędrówki wciąż nie widać. W końcu droga zaczyna wyraźnie obniżać się. O godzinie 19.35 przechodzimy przez przełęcz pod Jaworowym (975 m n.p.m.) i zaczynamy ostrzej wspinać się przez mroczny las. Podejście okazuje się niezbyt długie i godzinie 19.45 stajemy na wierzchołku Jaworowego (czes. Javorový) mającym 1032 m n.p.m. wysokości. Jaworowy zwany jest również Wielkim Jaworowym, jako, że jest wyższy od sąsiadującego z nim brata, który wciąż jest przed nami.
|
Słońce coraz niżej, a celu naszej wędrówki wciąż nie widać. |
|
Przechodzimy przez przełęcz pod Jaworowym i zaczynamy ostrzej wspinać się przez mroczny las. |
|
Ostatnie metry podejścia na Jaworowy. |
|
Pod tabliczką szczytową na Jaworowym (czes. Javorový) 1032 m n.p.m. |
Jest jasno, ale tarcza słońca zeszła już poniżej nas i zaczyna chować się za górski horyzont. I choć wędrówka wciąż sprawia wiele przyjemności, to zaczynamy tęsknić za łóżeczkiem, no i głodu raczej nie oszukamy.
|
Tarcza słońca zeszła już poniżej nas - zaczynamy tęsknić za łóżeczkiem. |
Poddajemy się stromości zejścia z Jaworowego i swobodnym, luźnym krokiem schodzimy sobie z Wielkiego Jaworowego. Niebawem dostrzegamy czerwony dach schroniska. Parę minut później szlak wchodzi na asfaltową drogę dojazdową do schroniska, biegnącą z osady Tyra. Droga ta dosłownie w minutę wyprowadza nas na wierzchołek Małego Jaworowego (czes. Malý Javorový), do okazałego schroniska Jaworowy (czes. Chata Javorový). Jego historia sięga do 1895 roku, kiedy to organizacja Beskidenverein wybudowała tu swój pierwszy obiekt tego typu (przypuszczalnie był on również pierwszy w całych Beskidach Zachodnich) pod nazwą Erzherzog - Friedrich - Schutzhaus, Schutzhaus am Jaworowy. Schronisko to istnieje do dnia dzisiejszego i mamy okazję w nim nocować. W jego pobliżu znajduje się kompleks narciarski, stacja pogotowia górskiego i coś co pozwala Mały Jaworowy łatwo zidentyfikować: potężny około 40 metrowy nadajnik telewizyjny.
|
W końcu pojawia się przed nami budynek schroniska. |
|
Pod Małym Jaworowym. |
O godzinie 20.10 stajemy na szczycie Małego Jaworowego, na wysokości 946 m n.p.m. Błękit nieba jeszcze jest zauważalny, ale szarówka wyraźnie już postępuje. Słońce promienieje na zachodzie, ale jego tarcza przysłonięta została skrawkiem chmur, który tuli go już do snu. Piękne widoki ze szczytu mimo lekkiej już szarówki stają się wspaniałym zwieńczeniem dnia.
|
Piękne widoki ze szczytu Małego Jaworowego (946 m n.p.m.) mimo lekkiej już szarówki
stają się wspaniałym zwieńczeniem dnia. |
|
Słońce promienieje na zachodzie, ale jego tarcza przysłonięta została skrawkiem chmur. |
Udajemy się do schroniska. Zjadamy pyszną kolację, a na śniadanie sympatyczna właścicielka obiecuje nam pyszną jajecznicę na słonince. Przed snem wyglądamy przez okno naszego pokoju. Mimo ciemności nocy mamy nieprawdopodobny widok na dolinę oddzielającą Beskid Śląsko-Morawski od Beskidu Śląskiego, mieniącą się setkami punkcików świetlnych z położonych w niej miast i wiosek. Tłoczą się i mienią szczególnie na terenie największych skupisk ludności, miasta Trzyniec (czes. Třinec), znajdującego się za nim Czeskiego Cieszyna (czes. Český Těšín) i naszego rodzimego Cieszyna (czes. Těšín). Miejmy nadzieję, że ta nocna panorama jest ostatnią atrakcją dnia, bo trzeba już iść spać. Wyśpimy się i zobaczymy się znów ze szlakiem i naszymi górami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz