Twoja przystań przed kolejną wędrówką i dziennik turystycznych przedsięwzięć.

Nocne jastrzębie na Diablaku

Wierzę, że świadomość pięknych doznań
pozostanie z nami na zawsze.

~~~Dorota

Wierzę, że wspaniałych chwil życia
nic nie wymaże z naszej pamięci.

~~~Marek

Tę historię rozpoczynamy w znanym i urokliwym miejscu. Napisaliśmy jej dokładny plan, który mamy zamiar zrealizować i teraz ruszamy, aby to zrobić. Jednak tak naprawdę nigdy nie jesteśmy pewni tego, co przyniosą nam najbliższe godziny.

TRASA:
Zawoja-Markowa (718 m n.p.m.) zielony szlak Schronisko PTTK na Markowych Szczawinach (1180 m n.p.m.) żółty szlak Skręt Ratowników żółty szlak Perć Akademików żółty szlak Babia Góra, słow. Babia hora (1725 m n.p.m.) czerwony szlak Przełęcz Brona, słow. Brána (1408 m n.p.m.) czerwony szlak Schronisko PTTK na Markowych Szczawinach (1180 m n.p.m.) zielony szlak Zawoja-Markowa (718 m n.p.m.)

Zawoja Markowa to przysiółek wsi Zawoja, największej i najdłuższej wieś w Polsce, rozciągającej się na 18 km. Jest popularnym celem turystycznym, bo rozchodzą się z niej liczne szlaki w piękne rejony górskie, nie skąpiące pięknych krajobrazów, pomimo, iż w znacznej części są one porośnięte gęstymi lasami. Szczególnie ta jedna góra zadziwia i przyciąga. Jest wielka pośród Beskidów i słynie z rozległych panoram. Markowa leży u jej podnóża, a my ruszamy stąd dzisiaj po raz kolejny w swoim życiu na wycieczkę wyjątkową w swoim wymiarze.

Markowe Szczawiny.
Brama do Babiogórskiego Parku Narodowego.
Popołudniem o godzinie 15.00 wchodzimy na babiogórską drogę prowadzącą na Markowe Szczawiny. Podejmujemy ją po raz kolejny w swoim życiu. 
Jest to droga szeroka i łagodna pod względem nachylenia.  Na samym początku jest to jednocześnie droga dojazdowa do obejść przysiółka Markowe położonych tuż przy granicy z Babiogórskim Parkiem Narodowym. Wnet mijamy rozwidlenie, z którego droga do przysiółka odbija na prawo. My zaś idziemy dalej prosto w kierunku placyku, na którym składowane jest drewno. Od niedawna szlak tutaj został zmieniony i schodzi przez tym miejscem na lewo, gdzie kładką przeprowadza przez Marków Potok i po chwili wprowadza na bardziej strome leśne zbocza. Wiedzie wzdłuż dróg dolnego płaju, które podążają leśnymi stokami na Markowe Szczawiny, gdzie łączą się z Górnym Płajem.

Kładka nad Markowym Potokiem.

Wkrótce przecinamy w dość malowniczym leśnym zakątku jeden ze strumieni współtworzących Marków Potok. Stamtąd ostrzej po stopniach pokonujemy zbocze. Wchodzimy na grzbiet krótkiego, aczkolwiek stromego garbu, którym podążamy i wspinamy się dalej na południe, aż osiągamy Kolistą Polanę, skąd pokazuje się nam okazały, potężny masyw Babiej Góry z jej najwyższym szczyt, na który zmierzamy.

Droga na Markowe Szczawiny.

Polanka znajduje się na wysokości około 1160 m n.p.m. na wyraźnym, lokalnym wypłaszczeniu. W swojej przeszłości była ona częścią rozległej hali pasterskiej o nazwie Markowa Hala. Była nazywana również Polaną Niżne Markowe Szczawiny. Od dawna jednak nie jest prowadzony na niej wypas. Zaprzestano go być może pod koniec XIX wieku, a może na przełomie XIX i XX wieku. Trudno dzisiaj powiedzieć, kiedy to się stało. Kolista Polana była również wykorzystywana jako pole namiotowe, szczególnie w sezonie, kiedy pobliskie schronisko nie było w stanie obsłużyć wszystkich turystów. Było to pole namiotowe bez infrastruktury sanitarnej, a nocujący na niej turyści korzystali z umywalni i toalet w schronisku. Biwakowanie było możliwe tutaj do lat 80-tych XX wieku. Dzisiaj zauważyć można na polanie sukcesję lasu. Jest ogrodzona, a szlak prowadzi nas jej skrajem do węzła szlaków. Stąd mamy już zaledwie kilkanaście kroków na kolejną polanę o rodowodzie pasterskim - Markowe Szczawiny.
Babia Góra z Kolistej Polany.

Dawna hala pasterska Markowe Szczawiny to obecnie tylko niewielka polana znajdująca się na północnych stokach Babiej Góry na wysokości 1180 m n.p.m. Jej nazwa wywodzie się od nazwiska jej właściciela, bliżej nieznanego nam mieszkańca Zawoi. Z kolei drugi człon nazwy wywodzi się od szczawiu alpejskiego, rosnącego wciąż w miejscach, gdzie niegdyś ustawione były owcze koszary, gdyż roślinie tej sprzyja wysoka zawartość związków azotu, które wytworzyły się z odchodów owiec. Od dawna Markowe Szczawiny były miejscem krzyżowania się ścieżek i uczęszczanych szlaków turystycznych, a więc dlatego w 1906 roku Towarzystwo Tatrzańskie zbudowało tu pierwsze polskie schronisko turystyczne w tej części Beskidów, znane dziś jako schronisko PTTK Markowe Szczawiny. Na polanie stoi również nieduży drewniany budynek, w którym obecnie prezentowana jest ekspozycja na temat historii turystyki górskiej w tutejszym rejonie.

Na Markowe Szczawiny docieramy o godzinie 16.30. Zaglądamy do gospodarzy Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach. Zapracowani, bo ruch jest spory. Jednak na jadalni pusto, wszyscy siedzą na zewnątrz, gdzie panuje piękna, słoneczna pogoda. Zamawiamy coś do jedzenia w ramach obiadokolacji. Wspominamy wszystkie noclegi w schronisku, po kolei począwszy od pierwszego, każdy z nich wiązał się z jakąś wspaniałą wędrówką. Ostatnia z nich zeszłego roku finalizowana była właśnie tutaj, kiedy organizowany był Zlot Żywczaków. Nie chciało się nam opuszczać ciepłych wnętrz schroniska i naszego pokoiku nr 10. Oj, Babia Góra nie była wówczas przyjaźnie nastawiona. Ugościła nas zimnem i wiatrem. Odpoczywamy pod schroniskiem do godziny 17.30.

Górny Płaj.
Ruszamy dalej żółtym szlakiem, którego tabliczkę i drogowskaz mamy w górnej części polany. Maszerujemy drogą Górnego Płaju, wybudowaną w II połowie XIX wieku przez służbę leśną Habsburgów żywieckich, którzy w tamtym czasie byli właścicielami babiogórskich lasów. Utworzona została od Zawoi Czatoży, skąd przez Fickowe Rozstaje trawersowała północny stok masywu Babiej Góry przechodząc przez Markowe Szczawiny, dochodziła na Przełęcz Krowiarki, skąd sprowadzała w dół do Zawoi Policzne.

Skręt Partyzantów.

Mijamy Skręt Partyzantów, słabo już widoczną, zarastającą drogę odchodząc w dół od Górnego Płaju. Jej nazwa pochodzi z okresu okupacji, kiedy docierali tutaj partyzanci, by dalej bezpiecznie dostać się do schroniska na Markowych Szczawinach. Niedawno wiódł drogą odchodzącą od płaju zimowy szlak narciarski, ale obecnie jego znaki są zamalowane. Niedaleko stąd mamy Skręt Ratowników, gdzie żółty szlak odbija z Górnego Płaju w górę zbocza Babiej Góry. Stoi tu drogowskaz kierujący na Perć Akademików. Nazwa tego rozdroża pochodzi od wypraw ratowników GOPR-u, którzy przechodzą tędy zmierzając na Babią Górę.

Na Skręt Ratowników docieramy o godzinie 17.50. Opuszczamy Górny Płaj i pokonujemy ostrą skarpę, na której utworzono ciąg stopni. Dalej przez pewien czas mamy płasko, potem stromiej. Bardzo spokojnym tempem pokonujemy kolejne deniwelacje. Szlak na tym odcinku wiedzie przez stary dziki las, ponad strumieniem Szumiącego Potoku. Nieco wyżej przecinamy nitki jego bocznych dopływów. Wkrótce las ustępuje. Kamienna ścieżka przeprowadza pod drzewkami jarzębin, które wyznaczają granicę górnego lasu. Pojawiają się teraz krzewiaste kosówki, a ścieżka zadziera na zdecydowanie bardziej strome zbocze. Z prawej mamy widok na rumosz Kościółków, czyli potężny skalny obryw sprzed kilku tysięcy lat, wiązany z lokalną legendą o miasteczku, czy może wsi, która zapadła się w głąb ziemi z powodu grzechów jej mieszkańców. Ponoć od czasu do czasu słychać tu czasami dobywający się spod ziemi dźwięk dzwonów wież kościelnych, usiłujących wydostać się na powierzchnię, szczególnie podczas silnych wiatrów, które nie są tutaj rzadkością.

Szumiący Potok.

Chodnik pośród paproci.

Wspinamy się do kolejnego krótkiego wypłaszczenia. Tutaj znajduje się tabliczka informacyjna Perci Akademików. Perć Akademików to bez wątpienia najtrudniejszy szlak na Babią Górę, żółto znakowany i jednokierunkowy, przeznaczony wyłącznie do podejścia na najwyższy szczyt Babiej Góry. Najtrudniejszym fragmentem na jej przebiegu jest pionowa ścianka zwana Czarnym Dziobem, zabezpieczona łańcuchami i klamrami. W przeszłości szlak, zanim ustabilizowała się nazwa Perć Akademików nadana przez Władysława Midowicza, nosił inne nazwy: „Perć na Babią Górę”, później „Skalna Perć”, czy „Perć Taternicka” (ta nazwa użyta została w przewodniku Kazimierza Sosnowskiego). Rozpoczyna się na tzw. Skręcie Ratowników, węźle szlaków na płaju wiodącym ku Krowiarkom i stanowi przedłużenie żółtego szlaku rozpoczynającego się na Markowych Szczawinach.

Wchodzimy na szeroki trawers skalnej ścianki ubezpieczony dłuższym łańcuchem. Wiedzie on dość szeroką półką skalną, na skraj skały, za którym lekkim zakolem wchodzimy wyżej na opadający stromo stok porośnięty różnorodną roślinnością. Ktoś kto zna ten teren i przebieg Perci Akademików, z pewnością łatwo wskaże stąd Czarny Dziób. Jest on stąd dobrze widoczny. Podchodzimy pod kolejną skałkę, której spiętrzenie pokonujemy z pomocą kolejnych łańcuchów. Przechodzimy przez króciutką rynnę, a powyżej wspinamy się dalej ostro po skalnych stopniach. W międzyczasie rosną nam wspaniałe widoki na dolinę wsi Zawoja i otaczające ją góry. Słońce zmierza już ewidentnie ku zachodniemu horyzontowi, znajduje się co prawda za chmurami, ale lada moment powinno wyjrzeć zza nich. Zachodni skraj nieba pozbawiony jest chmur.

Pierwszy łańcuch na Perci Akademików.

Widok na Czarny Dziób.

Skręcamy za następną skałę w prawo i niemalże pionowo, po stopniach, wspinamy się w górę płytkiego żlebiku. Tam krótkim przejściem przemykamy przez osuwające się, miałkie łożysko żlebiku. Leży tam kilka kamieni, które współtworzą chodnik szlaku, a po obfitych deszczach lubią osuwać się wraz z miałkim gruntem. Jednak nigdy nie mieliśmy problemów z przejściem tego fragmentu. Po drugiej stronie mamy kolejna skałkę z łańcuchem, ponad nim, trawersem zbocza podchodzimy pod Czarny Dziób.

W krótkiej rynnie.

Stromy chodnik w górę.



Zielony żlebik.

Kolejne ostre podejście.

Na skałach Czarnego Dziobu widzimy dodatkową klamrę, która zdecydowanie ułatwia wejście na nią, szczególnie osobom niskim. Dalej mamy kilka klamer, którymi wychodzimy jak po drabinie na krótki skalny gzyms przechodzimy nim nieco na prawo pod kolejne klamry z łańcuchem. Tutaj jest może nieco trudniej, lecz bez wielkich problemów wspinamy się na tarasik skały. W ten sposób pokonujemy Czarny Dziób i kończymy wspinaczkę przez ubezpieczoną łańcuchami część Perci Akademików.

Pierwsze klamry na Czarnym Dziobie.

Droga przez Czarny Dziób widziana z góry.

Czekam tu na ciebie.

Już wspinam się do ciebie.

Znajdujemy się tuż pod wierzchołkiem Diablaka. Pokazuje się nam wkrótce powyżej. Zbocze pokonujemy wygodnymi zakosami. Końcowe podejście wydłuża się nam jednak znacznie, bowiem mamy tzw. złota godzinę. Widoki stają się oszałamiające, bo światło i cień zaczynają swoją uwodzicielką grę. Rośnie głębia panoramy, która roztacza się przed nami. Niezwykle prezentuje się również roślinność porastająca głazowiska Babiej Góry. Zachodząc słońce rozpoczyna cudowny spektakl. Pejzaże ożywiają się niezwykłą kolorystyką. Elementy krajobrazu uwypuklają się teraz. To najznamienitszy czas na fotografowanie.




Zbliżenie na Mosorny Groń.

Liczne przystanki powodują, że zbliżamy się bardzo powoli do szczytu. Nie da się szybciej, kiedy wszystko dookoła mieni się odcieniami złota. Nisko świecące słońce emituje cudowne nasycenie żółtego, pomarańczowego i czerwonego koloru. Być może to paleta barw szczęścia człowieka, bo takie uczucia nawarstwiają się w nas właśnie teraz, ale wiemy, że czas trwania takiej szczęśliwości nie jest zbyt długi. Pejzaż jaki widzimy teraz jest zupełnie inny niże ten jaki widzieliśmy 10 minut temu, a za następne 10 minut będzie jeszcze inny. Pragnieniem jest uchwycenie każdej zmiany jaka następuje. To nazywa się magią złotej godziny.

Widok na Policę.

Romantyczny widok na zachód.

Widok przez Pośredni Grzbiet na masyw Pilska.




Szczyt Diablaka.

O godzinie 19.50 osiągamy szczyt masywu. Tam czeka nas zaskoczenie i obawa. Pod drugiej stronie masywu nad Tatrami wiszą chmury. Pada tam deszcz, a promienie zachodzącego słońca tworzą cudowną, silnie wybarwioną tęczę, której ramie unosi się niemal pionowo w górę, gdzie niknie chmurach. Nie spodziewaliśmy się tak niesamowitego efektu wizualnego. Nikt nam nie powiedział, że będzie taka uczta dla oczu. Nadmiar, który tak trudno ogarnąć zmysłami. Chłoniemy to otaczające nas piękno i nie przerywa tego nawet przebłysk świadomości, że ten deszcz może przenieść się nad nas. Wszak nawet najmniej optymistyczne prognozy tego w ogólne nie przewidują. I rzeczywiście deszczowe chmury znad Tatr płyną w innym kierunku, a tęcza wtedy zaczyna powoli blaknąć.

Tęcza na południu...

i Słońce na zachodzie w tym samym momencie.


Słońce zaczyna dotykać Beskidu Małego, gdzie w okolicach Czupla. Przesuwa się za rozciągniętymi poziomo, wąskimi chmurkami. W tym miejscu rozbłyskuje czerwień, która rozchodzi się na boki. Słońce zanurza się w skraju widnokręgu, chowa tam, gdzie dawno temu kończył się świat. Obłoki nad nami chłoną ciepłe kolory, jeszcze przez pewien czas po zachodzie słońca. Jednakże dzień obecnej doby z pewnością jest już zakończony. Mamy niebieską godzinę, czyli pejzaż skąpany w ciemnoniebieskich barwach. To też wspaniały czas, aby zrobić kilka ciekawych zdjęć.

Słońce zaczyna chowac się za horyzontem.

Feeria barw na chmurach.

Słońce nad grzbietem Beskidu Małego.

Diablak tuż po zachodzie słońca.

Szybko jednak postępuje szarówka i następuje gwieździsta noc. Wyszukujemy dogodne miejsce na posłanie. Słodka przekąska z aromatyczną kawą, czyli dla receptorów smakowych też coś przyjemnego po tak wyjątkowym dniu.

Mijała 21.00, gdy mieliśmy wsunąć się do śpiwora. Na wschodzie zauważamy jakąś świetlistość odbijaną przez kłąbki resztek chmur, jakie pozostały na niebie. Po chwili wyłania się tam jaskrawy, foremny krąg Księżyca. Zdaje się wręcz oślepiać blaskiem. Znajduje się w opozycji do Słońca. Księżyc stopniowo ukazuje swoja powierzchnię pokrytą kraterami i kanałami, a także pasmami górskimi i tzw. morzami, najciemniejszymi obszarami widocznymi z Ziemi, zabarwionymi przez zestaloną magmę. Większość ludzi nie zdaje sobie sprawy z tego, że Księżyc jest zwykle widoczny tylko kilka godzin na niebie, a tylko w czasie pełni może być podziwiany przez całą noc. Będziemy mieli bardzo jasną noc.

Zapada zmrok nad doliną Skawicy.

Nocne jastrzębie na Diablaku.

Zza chmury wyłania się Księżyc.

Światła Podhala.

Srebrny glob na zblizeniu.

Diablak w blasku Księżyca.

Lektura przed snem.

Na Diablaku zostali już tylko nieliczni. Mniej niż pamiętamy z podobnych wcześniejszych wypadów. Wkrótce milkną ostatnie szepty i zapada zupełna cisza, której nie zakłóca już nic. Nawet wiatr, który jedynie z lekka kołysze trawy. Można od teraz poczuć bicie własnego serca, doznać subtelnej ciszy i odosobnienia od rzeczywistego świata, Rozświetlony księżycowym blaskiem szczyt i strome zbocza góry dają nam poczucie odizolowania od świata. Jesteśmy zupełnie jak nocne jastrzębie z obrazu Edwarda Hoppera. Nasz codzienny świat jest teraz jakby za szkłem, widziany w postaci świetlistych uliczek przy których skupiają się domostwa. Z nich również wydobywają się światełka, lecz niedługo wygasną. Mieszkający w nich domownicy oddadzą się władaniu snu, tak jak my powoli zagubimy swe zmysły w bezkresnej ciszy góry…

…...............................................................................................................................................


Sznur świateł od wschodu.

Spodziewaliśmy się ich. Działo się tak zawsze, odkąd sami wędrowaliśmy tą samą porą na szczyt Diablaka. Gdy sami tak wędrowaliśmy, na szczyty przybywaliśmy właśnie teraz, niespełna trzy godziny przed wschodem słońca, o ile nie był to zimowy czas, kiedy noc trwała o wiele dłużej. Około trzeciej zaczynają przybywać pierwsi turyści, którzy postanowili dotrzeć tu nocą, nie przed zmrokiem tak jak to my zrobiliśmy wczoraj. Wrażenia z nocnej wędrówki mają również swoisty walor przygody, choć wiąże się to zwykle z koniecznością odespania czasu nocnego tuptania na górę. Tłok rozmów wokół nasila się. Wiemy, że ludzi przybywa. Słyszymy rozmowy obok naszego śpiwora, w którym popadamy w ostatnią przyjemną drzemkę.


Po czwartej wynurzamy głowy ze śpiwora. Zaskakujące. Jeszcze tylu ludzi nie widzieliśmy nocą na Diablaku i wciąż napływają kolejni. Widzimy niezwykły sznureczek kołyszących się światełek z czołówek na głowach turystów zmierzających w naszym kierunku. Końca nie widać. Trudno zliczyć, ile razu byliśmy tutaj, ale jeszcze czegoś takiego nie widzieliśmy. Weekend i zapewne prognozy na dzisiejszy świt przyciągają rzesze na Diablaka. Jednak, gdy horyzont zaczyna wyłaniać się wyraźniej, widzimy poszarzały ciąg chmur rozciągniętych na wschodzie. Są bardzo daleko, nie mniej mają znaczący wpływ na sposób, w jaki zaprezentuje się nam wschodzące słońce.

Jest wyjątkowo ciepło. Taka temperatura na Diablaku nie należy do częstych. Podobnie jak wiatr, który całą nocą i teraz również muska delikatną bryzą. Z pogodą to tu różnie bywa, ale Babia Góra zazwyczaj sprzyjała nam. Gdyby była człowiekiem, powiedzielibyśmy, że nas lubi. Choć może tego nie wiemy, a ona jednak ma swoją duszę, która myśl i czuje, i uzewnętrznia swoje uczucia. To góra szczególna i wyjątkowa w polskich Beskidach. Niektórzy mówią, że zmienną jest jak kobieta. Jest miła i dobra, ale miewa chwile, kiedy wybucha bezwzględną surowością, niegościnnością w każdym wymiarze. Dzisiaj niezwykle przyjemnie mija nam czas w jej królestwie. Moglibyśmy tak leżeć do samego rana spoglądając z blaknące gwiazdy na nieboskłonie. Trwa niebieska godzina. Księżyc za naszymi głowami jeszcze wisi, ale widzimy też mgławice i baranki chmur szybko sunące stamtąd nad nasze głowy. Blask odbijanego światła przez księżyc jest teraz nieco przytłumiony i pożółkły. Jego tarcza niknie, to pokazuje się zza przesuwających się chmur.  Wydają się być nisko i są już nad nami.

Na wschodzie jedynie tylko Wenus lśni swoim blaskiem. Wnet jednak jej jasny punkt również zaniknie z nieba, którego szarość przybiera coraz wyraźniejszego błękitu. Nad horyzontem płoną już charakterystyczne czerwienie i żółcie, niczym nad płomieniem ogniska, aczkolwiek o wiele potężniejsze. Cały wschodni horyzont płonie. W którym miejscu pojawi się słońce? Długo musimy na nie czekać, bo pas chmur opóźnia jego wynurzenie się ze snu. Kwadrans po piątej zdradza swoja obecność przenikając przez chmury, zaraz potem wysuwa górny skraj swojej krągłości. Nieśmiało i sennie z początku, lecz z sekundy na sekundę zmienia się to. Czujemy napływ adrenaliny, nie wiedząc co stanie się za chwilę, jak będzie wyglądało to widowisko, które przecież nie trwa długo. Tylko kilka chwil, tak wspaniałych, że unoszą w niecodziennym zachwycie człowieczego ducha.

Niebieska godzina.

Morze mgieł.

Wiatr staje się nieco bardzie odczuwalny, lecz wciąż raczy nas delikatnością, niosąc zapach niezwykle przyjemnej świeżości oraz nieznanych nam sił odnowy, które pobudzają zmysły. Słońce wciąż wyłania się ze stoickim spokojem. Nie poraża blaskiem. Widać go już w całości, lecz jego moc wciąż nie oślepia oczu. Takie zjawisko to niecodzienność, co dostrzegamy z naszej rutyny wschodów słońca doświadczonych na Babiej Górze. Co się dzieje? Słońce ścieli się na wstążce chmur, być może znajduje się częściowo za chmurami. Trudno to powiedzieć. Wokół niego promieniuje mglista czerwień, niknąca w szarych chmurach. Podnosi się wyżej, aż górny rąbek jego tarczy zaczyna niknąć chowając się jak za teatralna kurtyną, która wisi na odległym horyzoncie. O godzinie 5.30 zanika za nią zupełnie.

Pojawia się rąbek Słońca.

Zjawiskowy moment.

Mglista czerwień opada ze Słońca.

A co dzieje się na zachodzie? Tam księżyc jeszcze wysoko i jaskrawy w swojej pełni. Chmury rozsunęły się otwierają przestrzeń dla srebrnego globu, który niebawem będzie żegnał się z nami. Z nocą pożegnał się już kilkanaście minut temu. Jedna góra, a z niej spoglądamy na przemian na dwie sceny: słońca i księżyca, i to jednocześnie. Trudno dzielić czas, ale to fantastyczne uczucie i natłok wrażeń trudny do ubrania w słowa. Dzieje się tak wiele wokół. Staramy się nie stracić niczego i zgłębić każde docierające do nas doznanie otaczającego nas piękna.

Na zachodzie Księżyc jeszcze wysoko wisi na niebie.

Panorama w kierunku Pilska.

Godzina 5.35. Coś nowego dzieje się na wschodzie. Rąbki chmur zapalają się jaskrawym lśnieniem, te nad horyzontem, za którymi kilka minut temu znalazło się słońce. Zjawisko to nasila się, a wypełniony żółtoczerwonymi kolorami szczelina w chmurach przechodzi w lekko pastelowe barwy. Może 3 minuty później, z pewnością nie więcej ukazuje się tam po raz drugi słońce. Wkracza ponownie i zupełnie identycznie jak podczas każdego swojego wschodu. Jednak   zadziwiające, że zdarza się to po raz drugi tego samego poranka. Z niedowierzaniem obserwujemy wschodnią stronę. Tam, wspominaliśmy o tym, płynęły obłoki z zachodu. Ich stado jest teraz tuż nad słońcem, którego tarcza ginie już w promieniach, tworzących wokół niego jasną, pomarańczową aureolę. Zjawiskowość widowiska natury powoduje, że tracimy niemal zupełne poczucie czasu. W ciąg kilku minut doświadczyliśmy mnóstwo spektakularnych wrażeń. Ledwie 5 minut minęło, a słońce znowu zanika pod obłokami sunącymi ku niemu wartko, jak żadne inne chmury, które można obecnie zobaczyć na niebie. Nad nami jest ich niedużo, ale Kotliną Nowotarską zalewa prawdziwe morze chmur. Padające na nie promienie słońca uwydatniają na nim każde zawirowanie i falę. Zastanawiacie jest to, że w nocy powietrze były niezwykle klarowne nad całą powierzchnią otaczającą nas i naszą górę, na której się znajdujemy. Żadnego morza chmur wówczas nie było. Na naszych oczach tu 1725 metrów nad poziomem morza dzieją się fascynujące i zaskakujące cuda natury. Będąc oderwanym od rzeczywistości można powątpiewać, czy jesteśmy naprawdę tam, gdzie myślimy. Myśli jednak nie mają czasu zagłębiać się w te filozoficzne rozważania. Ogarniają nas stany odmiennych świadomości niż te z którymi stykami się w codzienności. Może dlatego balansujemy obecnie między wschodem i zachodem, ponad morzami i trochę w obłokach. Nie wiemy, dlaczego przybywamy tutaj tak często; co nas tutaj przyciąga, że z pewnego rodzaju uzależnieniem ciągle chcemy tutaj przychodzić.

Coś znowu dzieje się na wschodzie!

Słońce wschodzi po raz drugi.

Znowu jest niezwykle zjawiskowo, ale...

...zupełnie inaczej niż kilka minut wcześniej.

Po chwili Słońce ponownie chowa się za chmurę.

W dolinach wybarwiają się chmury pofalowano niczym morskie fale.

Słońce zniknęło zupełnie, ale pozostawiło po sobie pomarańczową łunę pod chmurą.


Niebo jest już błękitne.

Obrębki chmury skrzą się srebrzyście na wschodzie. Jest już jasno, choć jeszcze nie najjaśniej. I mamy już szóstą rano, dzień nowy, a słońce, które go wyznacza, ponownie efektownie wyłania się unosząc się w górę, aby rozpocząć wędrówkę na zachód. Wschodzi nam dzisiaj po raz trzeci i już na stałe pozostaje widoczne na niebie. Wtedy pojawia się w nas pragnienie wdzięczności za to, co dzisiaj tutaj zobaczyliśmy i czego doznaliśmy. I czujemy również ogromne pragnienie, aby znowu tu wspiąć się, nawet jeszcze tego samego roku. Świat jest piękny i dostarcza nam cudownych chwil. Choć sens życia skupia się na codzienności, to te niecodzienne emocje, jakich tutaj doznajemy mówią, że trzeba cieszyć się każdą chwilą życia, szukać sił w pokonywaniu najtrudniejszych jego momentów, aby znowu kiedyś tutaj powrócić. Czas pożegnać się z Diablakiem. Spędziliśmy na nim dziesięć niesamowitych godzin.

Panorama olśniewa.

Między chmurami światło zaczyna skrzyć jaskrawościami. 

Słońce wschodzi nam po raz trzeci!

Diablak (1725 m n.p.m.).

Słońce świeci już na dobre.

Widok na Magurę Orawską.

Widok na Podhale.

Obelisk na Babiej Górze.

Najpierw schodzimy po rumoszu, który jest namiastką tego co charakterystyczne dla turniowego piętra. Skały współtworzą kopułę szczytowa Diablaka. To krótki fragment trasy, ale trzeba uważnie stawiać kroki po niekiedy chwiejnych głazach i skalnych płytach. Dalej mamy już łagodnie, bardzo wygodną ścieżką przemierzamy Pośredni Grzbiet. Następnie przechodzimy Przełęcz Lodową, zwaną też Zimną Przełęczą od zimnych wiatrów, które przewijają się tędy. Za przełęczą mamy Kościółki, które wczoraj oglądaliśmy w dolnej perspektywy. Zwykle świetnie widać z niej szlak Perci Akademików, ale intensywne i oślepiające słońce unoszące się ponad Diablakiem uniemożliwia nam spojrzenie w tamtą stronę. Nic nie szkodzi jednak. Przed sobą możemy podziwiać fenomenalną panoramę Beskidu Żywieckiego z masywem Pilska na wprost, a dalej po prawej pasmo Jałowieckie, a dalej mnóstwo innych pasm otaczających Kotlinę Żywiecką z połyskującym w słońcu jeziorem, a panoramę zamykają tam Beskid Śląski i Beskid Mały. Po lewej słowackiej stronie, bo idziemy teraz linią graniczną polsko-słowacką, widzimy Jezioro Orawskie, za którym ciągną się grzbiety Gór Skoruszyńskich i Kubińskiej Hali, a za nimi wyrasta stożek Wielkiego Chocza, o których snuć można kolejne wspaniałe opowieści o pasji wędrowania.

Diablak z Pośredniego Grzbietu.

Południowe zbocza.

Jeszcze będąc na Kościółkach docieramy do pierwszych kosówek, niskich, jakby niewyrośniętych. Wtem grzbiet zaczyna opadać szybciej, dzięki czemu pokazuje nam się przedłużenie masywu Babiej Góry z Cylem, czyli Małą Babią Górę, pokrytą obfitymi zielonościami traw i kosodrzewin. Też wspaniały szczyt, choć wznosi się w cieniu Diablaka. Wszak to z niego kiedyś oglądaliśmy cudowny i niezapomniany zachód słońca. Teraz nieco zwalniamy, bo przed nami bardzo stromy odcinek zejścia. Odnowiony kamienny chodnik pozwala łatwiej go przejść niż kiedykolwiek wcześniej. Poniżej mamy las, który zabiera widoki, ale tylko na kilka minut. Po 45 minutach schodzenia, a więc o godzinie 7.00 wchodzimy na Przełęcz Brona.

Wchodzimy w strefę kosówek.

Przełęcz Brona znajduje się na szerokim wypłaszczeniu z polaną i ławkami. Węzeł szlaków schodzących z Diablaka i Małej Babiej Góry. Przełęcz Brona dzieli masyw Babiej Góry na dwie części. Dawniej miejscowi nazywali przełęcz po Siodełkiem lub Siodłem, a obecnie używaną nazwę wprowadził w 1925 roku Kazimierz Sosnowski kojarząc ją ze swego rodzaju „bramą”, od staropolskiego słowa „brona”, które oznaczało właśnie bramę. Chwilkę odpoczywamy na przełęczy. Południowo-zachodnie (słowackie) stoki przełęczy Brona są mało strome i wypływa z nich potok Bystra, zaś północne, od polskiej strony są bardziej strome i z ich niższej części wypływa potok Marków. W stronę północną Przełęcz Brona oferuje malowniczy widok na otoczenie doliny Skawicy, w której ulokował się wieś Zawoja. Schodzimy w tamtym kierunku na polską stronę, tak jak zwykle, można powiedzieć. Mamy stąd 20 minut do Schroniska PTTK na Markowych Szczawinach.

Przełęcz Brona i widok w stronę Małej Babiej Góry.

Dolina Skawicy z wsią Zawoja.

Do schroniska docieramy na godzinę 7.30. To czas naszego śniadania. Mnóstwo osób pojawia się tutaj dzisiejszego ranka zamierzających zdobyć naszą beskidzką królową. Będzie na niej tłoczno w tą słoneczną, gorąca niedzielę. Żal opuszczać te strony w tak cudną aurę. Można by podążyć teraz na Pilsko, albo w drugą stronę przez Policę na Halę Krupową, albo jeszcze dalej, jak kiedyś w podobnie słoneczny dzień. Przyjdzie taki dzień, że powtórzymy to jeszcze, albo tamte dawne wędrówki, albo tą dzisiejszą.

Schronisko PTTK na Markowych Szczawinach.

Po godzinie posiadów pod schroniskiem ruszamy kontynuować zejście na Markowe Szczawiny. Ze wzruszeniem wspominamy, to co przeżyliśmy przez ostatnie godziny. Coś wspaniałego przytrafiło się nam przez ten czas. Był to piękny dar, zarówno cudowna aura i ludzie, z którymi wędrowaliśmy. Niestety, pora już kończyć tą przygodę, będącą jak dobry film, który mamy ochotę obejrzeć jeszcze raz. O godzinie 9.30 docieramy na Markowe Szczawiny. Tu kończy się ta wędrówka i opowieść o niej.

Czy siedzisz w domu, czy też nie, czas i tak biegnie do przodu. Ciepło domowego zacisza jest potrzebne każdemu człowiekowi, lecz przygoda czeka za drzwiami. Wystarczy tylko szczypta odwagi, aby wyruszyć po nią, bo sama do ciebie nie przyjdzie. 

Udostępnij:
Location: Diablak, Polska

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.


Życie jest zbyt krótkie, aby je przegapić.

Liczba wyświetleń

Popularne posty (ostatnie 30 dni)

Etykiety

Archiwum bloga

Z nimi w górach bezpieczniej

Zapamiętaj !
NUMER RATUNKOWY
W GÓRACH
601 100 300

Mapę miej zawsze ze sobą

Stali bywalcy

Odbiorcy


Wyrusz z nami na

Główny Szlak Beskidu Wyspowego


ETAP DATA, ODCINEK
1
19.11.2016
[RELACJA]
Szczawa - Jasień - Ostra - Ogorzała - Mszana Dolna
2
7.01.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Potaczkowa - Rabka-Zdrój
3
18.02.2017
[RELACJA]
Rabka-Zdrój - Luboń Wielki - Przełęcz Glisne
4
18.03.2017
[RELACJA]
Przełęcz Glisne - Szczebel - Kasinka Mała
5
27.05.2017
[RELACJA]
Kasinka Mała - Lubogoszcz - Mszana Dolna
6
4.11.2017
[RELACJA]
Mszana Dolna - Ćwilin - Jurków
7
9.12.2017
[RELACJA]
Jurków - Mogielica - Przełęcz Rydza-Śmigłego
8
20.01.2018
[RELACJA]
Przełęcz Rydza-Śmigłego - Łopień - Dobra
9
10.02.2018
[RELACJA]
Dobra - Śnieżnica - Kasina Wielka - Skrzydlna
10
17.03.2018
[RELACJA]
Skrzydlna - Ciecień - Szczyrzyc
11
10.11.2018
[RELACJA]
Szczyrzyc - Kostrza - Tymbark
12
24.03.2019
[RELACJA]
Tymbark - Kamionna - Żegocina
13
14.07.2019
[RELACJA]
Żegocina - Łopusze - Laskowa
14
22.09.2019
[RELACJA]
Laskowa - Sałasz - Męcina
15
17.11.2019
[RELACJA]
Męcina - Jaworz - Limanowa
16
26.09.2020
[RELACJA]
Limanowa - Łyżka - Pępówka - Łukowica
17
5.12.2020
[RELACJA]
Łukowica - Ostra - Ostra Skrzyż.
18
6.03.2021
[RELACJA]
Ostra Skrzyż. - Modyń - Szczawa

Smaki Karpat

Wołoskimi śladami

Główny Szlak Beskidzki

21-23.10.2016 - wyprawa 1
Zaczynamy gdzie Biesy i Czady,
czyli w legendarnych Bieszczadach

BAZA: Ustrzyki Górne ODCINEK: Wołosate - Brzegi Górne
Relacje:
13-15.01.2017 - Bieszczadzki suplement do GSB
Biała Triada z Biesami i Czadami
BAZA: Ustrzyki Górne
Relacje:
29.04.-2.05.2017 - wyprawa 2
Wielka Majówka w Bieszczadach
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Brzegi Górne - Komańcza
Relacje:
16-18.06.2017 - wyprawa 3
Najdziksze ostępy Beskidu Niskiego
BAZA: Rzepedź ODCINEK: Komańcza - Iwonicz-Zdrój
Relacje:
20-22.10.2017 - wyprawa 4
Złota jesień w Beskidzie Niskim
BAZA: Iwonicz ODCINEK: Iwonicz-Zdrój - Kąty
Relacje:
1-5.05.2018 - wyprawa 5
Magurskie opowieści
i pieśń o Łemkowyni

BAZA: Zdynia ODCINEK: Kąty - Mochnaczka Niżna
Relacje:
20-22.07.2018 - wyprawa 6
Ziemia Sądecka
BAZA: Krynica-Zdrój ODCINEK: Mochnaczka Niżna - Krościenko nad Dunajcem
Relacje:
7-9.09.2018 - wyprawa 7
Naprzeciw Tatr
BAZA: Studzionki, Turbacz ODCINEK: Krościenko nad Dunajcem - Rabka-Zdrój
Relacje:
18-20.01.2019 - wyprawa 8
Zimowe drogi do Babiogórskiego Królestwa
BAZA: Jordanów ODCINEK: Rabka-Zdrój - Krowiarki
Relacje:
17-19.05.2019 - wyprawa 9
Wyprawa po wschody i zachody słońca
przez najwyższe partie Beskidów

BAZA: Markowe Szczawiny, Hala Miziowa ODCINEK: Krowiarki - Węgierska Górka
Relacje:
22-24.11.2019 - wyprawa 10
Na śląskiej ziemi kończy się nasza przygoda
BAZA: Równica ODCINEK: Węgierska Górka - Ustroń
Relacje:

GŁÓWNY SZLAK WSCHODNIOBESKIDZKI

termin 1. wyprawy: 6-15 wrzesień 2019
odcinek: Bieszczady Wschodnie czyli...
od Przełęczy Użockiej do Przełęczy Wyszkowskiej


termin 2. wyprawy: wrzesień 2023
odcinek: Gorgany czyli...
od Przełęczy Wyszkowskiej do Przełęczy Tatarskiej


termin 3. wyprawy: wrzesień 2024
odcinek: Czarnohora czyli...
od Przełęczy Tatarskiej do Gór Czywczyńskich

Koszulka Beskidzka

Niepowtarzalna, z nadrukowanym Twoim imieniem na sercu - koszulka „Wyprawa na Główny Szlak Beskidzki”.
Wykonana z poliestrowej tkaniny o wysokim stopniu oddychalności. Nie chłonie wody, ale odprowadza ją na zewnątrz dając wysokie odczucie suchości. Nawet gdy pocisz się ubranie nie klei się do ciała. Wilgoć łatwo odparowuje z niej zachowując jednocześnie komfort cieplny.

Fascynujący świat krasu

25-27 lipca 2014 roku
Trzy dni w Raju... Słowackim Raju
Góry piękne są!
...można je przemierzać w wielkiej ciszy i samotności,
ale jakże piękniejsze stają się, gdy robimy to w tak wspaniałym towarzystwie – dziękujemy Wam
za trzy niezwykłe dni w Słowackim Raju,
pełne serdeczności, ciekawych pogawędek na szlaku
i za tyleż uśmiechu.
24-26 lipca 2015 roku
Powrót do Słowackiego Raju
Powróciliśmy tam, gdzie byliśmy roku zeszłego,
gdzie natura stworzyła coś niebywałego;
gdzie płaskowyże pocięły rokliny,
gdzie Spisza i Gemeru łączą się krainy;
by znów wędrować wąwozami dzikich potoków,
by poczuć na twarzy roszące krople wodospadów!
To czego jeszcze nie widzieliśmy – zobaczyliśmy,
gdy znów w otchłań Słowackiego Raju wkroczyliśmy!


19-21 sierpnia 2016 roku
Słowacki Raj 3
Tam gdzie dotąd nie byliśmy!
Przed nami kolejne trzy dni w raju… Słowackim Raju
W nieznane nam dotąd kaniony ruszymy do boju
Od wschodu i zachodu podążymy do źródeł potoków
rzeźbiących w wapieniach fantazję od wieków.
Na koniec pożegnalny wąwóz zostanie na południu,
Ostatnia droga do przebycia w ostatnim dniu.

           I na całe to krasowe eldorado
spojrzymy ze szczytu Havraniej Skały,
           A może też wtedy zobaczymy
to czego dotąd nasze oczy widziały:
           inne słowackie krasy,
próbujące klasą dorównać pięknu tejże krainy?
           Niech one na razie cierpliwie
czekają na nasze odwiedziny.

7-9 lipca 2017 roku
Słowacki Raj 4
bo przecież trzy razy to za mało!
Ostatniego lata miała to być wyprawa ostatnia,
lecz Raj to kraina pociągająca i w atrakcje dostatnia;
Piękna i unikatowa, w krasowe formy bogata,
a na dodatek zeszłego roku pojawiła się w niej ferrata -
przez dziki Kysel co po czterdziestu latach został otwarty
i nigdy dotąd przez nas jeszcze nie przebyty.
Wspomnień czar ożywi też bez większego trudu
fascynujący i zawsze urzekający kanion Hornadu.
Zaglądnąć też warto do miasta mistrza Pawła, uroczej Lewoczy,
gdzie w starej świątyni świętego Jakuba każdy zobaczy
najwyższy na świecie ołtarz, wyjątkowy, misternie rzeźbiony,
bo majster Paweł jak Wit Stwosz był bardzo uzdolniony.
Na koniec zaś tej wyprawy - wejdziemy na górę Velka Knola
Drogą niedługą, lecz widokową, co z góry zobaczyć Raj pozwala.
Słowacki Raj od ponad stu lat urodą zniewala człowieka
od czasu odkrycia jej przez taternika Martina Rótha urzeka.
Grupa od tygodni w komplecie jest już zwarta i gotowa,
Kaniony, dzikie potoki czekają - kolejna rajska wyprawa.


Cudowna wyprawa z cudownymi ludźmi!
Dziękujemy cudownym ludziom,
z którymi pokonywaliśmy dzikie i ekscytujące szlaki
Słowackiego Raju.
Byliście wspaniałymi kompanami.

Miało być naprawdę po raz ostatni...
Lecz mówicie: jakże to w czas letni
nie jechać znów do Słowackiego Raju -
pozwolić na zlekceważenie obyczaju.
Nawet gdy niemal wszystko już zwiedzone
te dzikie kaniony wciąż są dla nas atrakcyjne.
Powiadacie też, że trzy dni w raju to za krótko!
skoro tak, to czy na cztery nie będzie zbyt malutko?
No cóż, podoba nam się ten kras,
a więc znów do niego ruszać czas.
A co wrzucimy do programu wyjazdu kolejnego?
Może z każdego roku coś jednego?
Niech piąty epizod w swej rozciągłości
stanie się powrotem do przeszłości,
ruszajmy na stare ścieżki, niech emocje na nowo ożyją
gdy znów pojawimy się w Raju z kolejną misją!

15-18 sierpnia 2018 roku
Słowacki Raj 5
Retrospekcja
Suchá Belá - Veľký Sokol -
- Sokolia dolina - Kyseľ (via ferrata)

Koszulka wodniacka

Tatrzańska rodzinka

Wspomnienie


519 km i 18 dni nieustannej wędrówki
przez najwyższe i najpiękniejsze partie polskich Beskidów
– od kropki do kropki –
najdłuższym górskim szlakiem turystycznym w Polsce


Dorota i Marek Szala
Główny Szlak Beskidzki
- od kropki do kropki -

WYRÓŻNIENIE
prezentacji tego pasjonującego przedsięwzięcia na



za dostrzeżenie piękna wokół nas.

Dziękujemy i cieszymy się bardzo,
że nasza wędrówka Głównym Szlakiem Beskidzkim
nie skończyła się na czerwonej kropce w Ustroniu,
ale tak naprawdę doprowadziła nas aż na
Navigator Festival 2013.

Napisz do nas