W tym miejscu zaczynaliśmy bądź kończyliśmy niejedną wędrówkę, najczęściej
właśnie w lipcu. Dzisiaj o godzinie 9.45 kolejny raz stajemy na Przełęczy Beskidek (słow. Priesmyk Dujava; 547 m n.p.m.). Spoglądamy
z niej na malowniczą dolinę Zdynianki z samotnie stojącą w niej cerkwią św. Bazylego
Wielkiego w Koniecznej. Za każdym razem, kiedy tu jesteśmy zostajemy olśnieni
pięknem tego krajobrazu i kolejny raz uwieczniamy go na fotografiach.
TRASA:
Przełęcz Dujawa (557 m n.p.m.)

Pod Małym Beskidem (598 m n.p.m.)

Mały Beskid (631 m n.p.m.)

Radocyna, baza namiotowa (481 m n.p.m.)

Radocyna, cmentarz (545 m n.p.m.)

Przełęcz pod Dębim Wierchem (566 m n.p.m.)


Beskid (692 m n.p.m.)


Za Przełęczą Beskidek (575 m n.p.m.)

Przełęcz Dujawa (557 m n.p.m.)
Przełęcz Beskidek jest łato dostępna dla zmotoryzowanych, bo przecina ją szosa
(po polskiej stronie ma nr 977, a po słowackiej nr 545). Już od czasów
średniowiecza, przechodził tędy uczęszczany
szlak handlowy, wiodący z Biecza przez Gorlice, Bielankę, Łosie, Uście i dalej
doliną Zdyni, który po osiągnięciu siodła przełęczy schodził doliną Kamieńca
przez Becherov i Zborov do Bardejowa. W latach 1787–1788 Austriacy wybudowali
na nim nową drogę bitą z Gorlic przez Przełęcz Małastowską, Konieczną,
Przełęcz Dujawę do Bardejowa. Jej śladem biegnie dzisiejsza szosa. Na
przełęczy do 2007 roku działało drogowe przejście graniczne
Konieczna-Becherov, a pozostałością po nim jest parking oraz opuszczony
budynek.
|
Cerkiew Świętego Bazylego Wielkiego w Koniecznej. Widok z Przełęczy
Dujawa.
|
O godzinie 9.50 schodzimy stąd wzdłuż szosy nr 977 do jej zakrętu w lewo. Tuż
za zakrętem szosy schodzimy na polną drogę, która odchodzi od niej w prawo. Są
to tereny łąk, z których licznie spływają potoczki tworząc Zdyniankę, rzeczkę
mającą 20 km długości, która w Uściu Gorlickim zasila Ropę. Jej źródła
znajduję się około 600-610 m n.p.m., na północno-zachodnich stokach Beskidu,
tuż pod głównym wododziałem karpackim, pod polsko-słowacką granicą.
Polna droga niesie nas niezwykle delikatnie w górę dolinki zlewiskowej i
wprowadza w cudowny plener Beskidu Niskiego. W panoramie dominuje Stebnícka
Magura (słow. Stebnícka Magura; 900 m n.p.m.) z charakterystycznym
masztem antenowym, Jaworzyna Konieczniańska (słow. Javorina, 881 m
n.p.m.) z której spojrzeć można na Klimkówkę czy tereny Łemkowskiej Watry, a
najbliżej nas jest Beskidek (685 m n.p.m.) z
cmentarzem wojskowym nr 46 (widać stąd kamienną wieżę tego cmentarza).
|
|
Punkt widokowy ponad doliną Zdynianki.
|
|
Kamienna wieża cmentarza wojennego nr 46 – Konieczna-Beskidek.
|
|
Widok na Stebnicką Magurę.
|
|
Punkt widokowy ponad doliną Zdynianki.
|
Trochę dalej wchodzimy do lasu, porozcinanego ciekami wodnymi, na których
bobry uczyniły sobie rozlewiska. Maszerujemy utwardzoną drogą leśną, omijając
wszelakie możliwe przeszkody schodzimy do dolinki. Droga skręca tu łukiem w lewo przechodząc nad ciekiem, a następnie zakręca łukiem w prawo. Ten leśny ciek nie współtworzy jednak
Zdynianki, ale Wisłokę, która płynie pod drugiej stronie wzniesienia, na które
zmierzamy.
O godzinie 10.35 schodzimy z utwardzonej leśnej drogi i jednocześnie
opuszczamy żółty szlak. Skręcamy w lewo za drogowskazem kierującym na ścieżkę
do bazy namiotowej „Radocyna”. Znakowana jest ona czarnymi znakami i prowadzi
przez Mały Beskid (631 m n.p.m.), szczyt mniej znany, choć przeprowadza przez
niego ów szlak.
|
Odejście czarnego szlaku na Mały Beskid do bazy namiotowej w Radocynie.
|
|
Początek ściezki szlaku do bazy namiotowej w Radocynie.
|
Wpierw ścieżką przechodzimy pośród wyniosłych świerków, ale potem okazuje się,
że las tu rosnący jest bardzo urozmaicony. Drzewa iglaste mieszają się z
liściastymi. Wkrótce również nasza ścieżka zmienia się w trawiastą miedzę,
która prowadzi przez zagajniki i skrajem polany. Na jej skraju w cieniu
drzew ktoś ułożył żerdki na wzór indiańskiego wigwamu. Być może to ukrycie dla
fotografa, który przychodzi tu przed świtem na bezkrwawe polowania.
Maszerującym porośniętą trawami dróżką wdawać się może, że nikt z niej nie
korzysta. Dalej obrastają ją rozłożyste paprocie i gęste krzewy. Potem zwęża
się, a w kilku miejscach trzeba obejść kałuże wody. Na szczęście w porę kończy
się busz krzewów i łatwo jest znaleźć obejście bokiem.
|
Polana przed szczytem Małego Beskidu.
|
|
Przy polanie. |
 |
Ścieżka przeprowadza zaroślami. |
|
|
Ciąg paproci pod zagajnikami.
|
|
Pod wierzchołkiem Małego Beskidu (631 m n.p.m.).
|
Na rozleglej wierzchowinie Małego Beskidu rosną przeważnie buki w dość luźnym
rozstawieniu. W pobliże wierzchołka Małego Beskidu docieramy na godzinę 10.50. Według mapy
znajduje się on około 100 metrów od naszego szlaku na północnym zachodzie.
Zatrzymujemy się tu chwilkę.
Idziemy potem dalej wypłaszczoną wierzchowiną. Mijamy rozejście dróżek. Ta w
prawo schodzi do doliny Wisłoki, a nasza szlakowa ścieżka prowadzi dalej prosto w zagęszczający się las. Wkrótce czujemy, że zbocze obniża się.
Różnorodność lasu niezmiennie nas urzeka, również jego zmieniające się runo, w
pewnych momentach gęste, a w innych wypełnione opadłymi liśćmi. Rozglądamy się
za grzybami. Jednak jakaś posucha jest tego roku. Nie ma grzybów, a jak są to
tylko przegniłe.
|
Rozejście dróg. Szlak prowadzi dalej prosto (nie w prawo).
|
|
Przed nami gęściejszy las.
|
 |
 |
Utrwalamy przyrodę. |
 |
Niewielka polanka. |
O godzinie 11.10 wychodzimy z lasu na skoszoną łąkę. Poniżej widzimy już drogę
biegnącą przez dolinę Wisłoki. Schodzimy do niej pomiędzy pasami świeżo
skoszonej, pachnącej trawy. Jakie to przyjemne i ekscytujące uczucie, że znów
tu jesteśmy.
Znów stajemy na drodze, która w ostatnim czasie zmieniła się trochę.
Tutaj mamy odejście do bazy namiotowej, przez drewnianą kładkę nad Wisłoką. Nie zmieniło się tu nic od ostatniego razu. Wszystko pięknie jak dawniej. Rozmawiamy chwilę z bazowym. Jest tak ja my z Krakowa,
mieszka na co dzień niedaleko naszego osiedla. Potem zaglądamy do
Ośrodka Wypoczynkowo-Szkoleniowego „Radocyna”, który przeszedł niedawno
prawdziwą transformację. Z niepozornego, aczkolwiek lubianego przez nas
obiektu, zamienił się w spory kompleks z dużym parkingiem, otoczony alejkami
spacerowymi, ścieżkami edukacyjnymi, miejscami do wypoczynku. Ładnie to
wszystko wygląda. Tutaj zrobimy sobie przerwę. Przechodzimy na drugą stronę
Wisłoki, gdzie wyznaczono miejsce na ognisko. Gospodarze obiektu mówią nam,
żebyśmy wykorzystali sobie drewno, które mają przygotowane. Dużo nam jednak
nie trzeba, aby upiec kiełbaski, czy zaparzyć „fusiankę”, która na
turystycznych szlakach smakuje o niebo lepiej niż w domu, choć to przecież ta
sama kawa. To chyba jakiś cud natury.
|
|
Skoszone łąki przed doliną Wisłoki.
|
|
Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy „Radocyna” - tu robimy przerwę.
|
|
Ośrodek Szkoleniowo-Wypoczynkowy „Radocyna”.
|
|
|
Krzyże i kapliczka Świętej Rodziny w północnej części Radocyny.
|
Do godziny 12.35 spędzamy sielsko czas przy ośrodku „Radocyna”. Wracamy na
drogę, która jak wspomnieliśmy zmieniła się trochę w ostatnim czasie. Jest
wyrównana i utwardzona kamieniem. Stała się drogą jezdną dla samochodów.
Jednak do Zdyni można stąd dojechać inną drogą dopuszczoną przez lasy
państwowe dla ruchu publicznego, a drogowskaz przy niej informuje o odległości
8 km. Droga ta przechodzi przez przełęcz Zajęczą (673 m n.p.m.), przez którą
wczoraj przechodziliśmy. Wróćmy jednak do drogi, którą kontynuujemy naszą
wędrówkę.
Wiedzie ona w górę doliny Wisłoki. Mamy w głębokiej pamięci ta dolinę. To
chyba tutaj po raz pierwszy historyczne dzieje Beskidu Niskiego zapadły nam
głęboko w sercu. Podążając tędy wówczas w naszych głowach i sercach kotłowało
się wiele kontrastowych uczuć. Zachwyt pięknem przyrody rządzącej się
wyłącznie swoimi prawami, przytłaczała świadomość pustki powstałej po
wysiedleniu. W dolinie była kiedyś wioska Radocyna.
 |
Ruszamy odwiedzić dolinę łemkowskiej wsi Radocyna. |
Centrum dawnej Radocyny znajdowało się kiedyś przed nami, czyli tam, gdzie
zmierzamy. Schodzimy z rozstaju dróg, za którym wita nas Święta Rodzina
otoczona kamiennymi łemkowskimi krzyżami. Wciąż stoją tu od ponad 100 lat,
pomimo upływu czasu. Droga zdaje się być bardziej obrośnięta drzewami niż
kiedyś, ale za zakrętem są już tylko łąki i pojedyncze, bądź nieduże grupki
drzew. Wśród nich zdziczałe drzewa owocowe, które rosną tu same, bez
gospodarzy. Opiekuje się nimi dzika zwierzyna. Dolina jednak zmienia się z
roku na rok. Z lewej, gdzie płynie potok Wisłoki ktoś przerzuca skoszoną
trawę, która suszy się w promieniach słońca. Grzeje bezlitośnie dzisiaj, ale
lubimy wędrować również w takim cieple. Idziemy powolutku, spokojnie oglądając
okolicę, podziwiając malowniczość pofałdowanej doliny.
 |
Kierujemy się w górę doliny Wisłoki. |
|
Przy skoszonej łące.
|
|
|
Krzyż ze Świetą Rodziną na cokole.
|
Z prawej mijamy kolejny kamienny krzyż. W jego cokole wstawiona jest
płaskorzeźba ze Świętą Rodziną misternie wyrzeźbiona w jasnym kamieniu. Z
lewej drzewka orzechów laskowych, które przypominają nam ostatnią podróż przez
Lacjum we Włoszech, gdzie spotykaliśmy rozległe połacie plantacji orzechowych.
Z prawej coś nowego – żółta tabliczka „zwolnij – nie kurz”, to jakby ktoś
przejeżdżał tędy samochodem, bo teraz już można, bo droga lepsza, choć
tęsknimy trochę za tą starą, nierówną drogą, jaka pozostała po tej
dawnej wsi. Za tabliczką stoi nowy dom, a właściwie są to dwa domy stojące
blisko siebie. Już go widzieliśmy parę lat temu. Po
prawej krzyż łemkowski, ale wnęka jego cokołu jest pusta. Tylko lampion
ktoś do niej wstawił z płomieniem pamięci. Krzyż ogrodzony jest niewysokim
betonowym płotkiem.
|
Krzyż łemkowski. |
|
Za dwoma bliźniaczymi domami.
|
|
Konar utopiony w trawie.
|
 |
Droga w górę doliny Wisłoki. |
|
Przed nami kolejny dom, a po prawej na wzgórzu budynki „Siedliska
Radocyna”.
|
Droga dalej prowadzi nas w górę doliny, łagodnie zakręca w lewo. Na
wyniesieniu stoją drzwi, samotne drzwi do nieistniejącej wsi, do Radocyny.
Chcemy je otworzyć, tak jak zawsze, kiedy tędy przechodziliśmy, choć nie ma w
nich klamki. Ukazuje się za nimi wieś, widziana oczami naszej
wyobraźni. Dom za domem, w typowej szeregowej zabudowie nad potokiem Wisłoki.
Każdy gospodarz ma do niej dostęp, bo rzeka to woda, a woda to życie.
|
Drzwi do nieistniejącej wsi Radocyna.
|
O wsi po raz pierwszy można było się dowiedzieć w 1603 roku, kiedy to jej
nazwa pojawiła się w dokumentach potwierdzających ją jako własność Stadnickich
ze Żmigrodu. Nie była zapewne duża, o czym wspominają późniejsze źródła.
Jednak pod koniec wieku XVIII była już samodzielną parafią, którą
zamieszkiwało około 400 osób. W 1888 liczyła 87 domostw i 486 mieszkańców: 479
Łemków i 7 Żydów. W 1898 roku w miejscu starszej świątyni wybudowano nową
cerkiew greckokatolicką pw. św. Kosmy i św. Damiana, ale we wsi żyli nie tylko
grekokatolicy. Spis ludności z 1921 roku mówi o 4 rzymskich katolikach i 13
żydach. W 1928 roku wybudowano we wsi drugą cerkiew – prawosławną, bowiem
większość łemkowskich mieszkańców powróciła do swojej pierwotnej religii –
kościoła prawosławnego. Przy grekokatolickim kościele pozostały tylko dwie
rodziny. Poza świątyniami stało wówczas we wsi 85 domów, był również wiatrak,
szkoła, czytelnia im. Kaczkowskiego, dwa sklepy (jeden łemkowski drugi
żydowski), działał również wiejski teatr. Mieszkająca tu rodzina cygańska
prowadziła warsztat kowalski. Mieszkali też żołnierze straży granicznej wraz z
rodzinami, gdyż we wsi znajdował się także posterunek straży granicznej. Po
wojnie w 1945 roku na skutek sowieckiej agitacji i obietnic, większość
mieszkańców wyjechała do ZSRR, w okolice Krzywego Rogu. Była to fala
przesiedleń jeszcze przed powszechnie przytaczaną Akcją „Wisła”, druga z
kolei, która dotknęła nawet 60% ówczesnej ludności łemkowskiej żyjącej na
Łemkowszczyźnie. W Krzywym Rogu czekało ich rozczarowanie, ale tylko jednej
rodzinie udało się tu wrócić, lecz długo nie pozwolono im tu mieszkać.
Ostatnie mieszkające tu rodziny łemkowskie wysiedlono w 1947 roku w ramach
Akcji „Wisła”. Kilka lat później budynki obu cerkwi rozebrano.
|
Drzwi do nieistniejącej wsi Radocyna.
|
W latach 50-tych XX wieku powróciły do Radocyny dwie rodziny łemkowskie,
zajęły i remontowały budynek szkoły. W 1973 roku zmuszone
zostały przez ówczesne władze do opuszczenia tych terenów. Budynek tej szkoły
stoi do dzisiaj, ale popadł w ruinę. Stoi przy rozstaju dróg. Jedna
droga prowadzi do Koniecznej, do miejsca skąd rozpoczęliśmy dzisiaj wędrówkę.
Na tym samym wzgórzu, na które prowadzi ta droga stoją budynki „Siedliska
Radocyna”, pensjonatu dla turystów poszukujących ciszy i
spokoju. Po drugiej stronie tej drogi jest dom, który postawiono
tu trochę później. Stoi ponad cmentarzem.
 |
Z prawej kapliczka, dalej w cieniu drzew będą dwa cmentarze. |
|
|
Ruina budynku dawnej szkoły w Radocynie.
|
|
Oddalamy się od dawnej szkoły.
|
Tak naprawdę znajdują się tutaj dwa cmentarze. Ten stary, odnowiony w 2002
roku. Jeszcze kilka lat temu teren łemkowskiego cmentarza był uporządkowany,
trawa wykoszona i chaszcze usunięte. Dało się dotrzeć do każdego nagrobka
ocalałego od upływu czasu. Dzisiaj nie da się przejść za tablice
informacyjną stojącą przy wejściu na cmentarz. Udaje się zbliżyć tylko do
nagrobków od północnej strony, czyli od drugiego cmentarza, tego z czasów I wojny
światowej. Ten jest zadbany i uporządkowany. Zaprojektowany został przez
Dušana Jurkoviča. W części centralnej znajduje się kamienny obelisk z
inskrypcją:
Nie znaliśmy życia drugiego człowieka
Teraz śmierć nas połączyła
|
|
|
Cmentarz wojenny nr 43 – Radocyna, zaprojektowany przez Dušana
Jurkoviča.
|
Na słowa „Beskid Niski” nasze myśli skupiają się w wokół
trzech pejzaży. Pierwszy przedstawia niczym niezakłóconą przyrodę na wzgórzach
i w dolinach, rosnącą w spokoju i zupełnym milczeniu. Z tego pejzażu ukazują
się jednak obrazy bardziej tragiczne. Pierwsze to liczne cmentarze z I wojny
światowej, drugie to wysiedlenia ludności łemkowskiej, które nastąpiły po
kolejnej wojnie. Ciezy nas piękno ziemi i jej
przyrody, lecz jednocześnie pojawia się smutek, na który składają
się fakty nie łatwe do zrozumienia.
Człowiek w ostatnich latach pojawia się tu z powrotem, choć nieśmiało, jak się
zdaje. Myślimy w tym przypadku nie o turystach, którzy tu się zapuszczają od
lat, ale o tych, którzy chcieliby tu osiąść na stałe, bądź choćby tylko na
sezon lata. Jeśli już ktoś podejmuje taką decyzję, to wie, że nie będzie to
łatwe, a z pewnością trudniejsze niż w wielu innych zakątkach. Dzisiaj przez
dużą część doliny wiedzie droga utwardzona kamieniem. Niedawno taką tu
zbudowano, bo pamiętamy jeszcze sprzed kilku lat wijącą się w lewo i w prawo, w
górę i w dół, zwyczajną drogę gruntową. Można nią łatwiej dojechać do miejsc,
gdzie można zaopatrzyć się w to co potrzebne do życia. Nikt tu
już pól nie uprawia, bo wzgórza pokrywają wyłącznie łąki i lasy. A gdy
przyjdzie tu sroga zima... W rzeczywistości to ludzie wznoszą się tu ponad
przeciętność. Uwalniają swoje myśli i mogą usłyszeć głos swego serca, a nawet
odnaleźć prawdziwe ego, gdy otoczeni zostają spokojem i potrzebą jedności z
otaczającą naturą. Tu czujesz swoją integralność z przyrodą i to, że jesteś
jej cząstką.
|
|
|
|
|
|
Cmentarz łemkowskiej wsi Radocyna.
|
Dalej jeszcze nigdy nie szliśmy…
Tuż za starym cmentarzem po drugiej stronie drogi stoi nowy dom, malowany jak
łemkowska chyża. Jednak nieco wyższy niż tradycyjna łemkowska chata i krótszy,
ograniczony wyłącznie do funkcji mieszkalnej. Nad drzwiami cyrylicą pisany
„Радоцина 7”, czyli „Radocyna 7”. To ostatni z nielicznych domów w dzisiejszej
dolinie.
Podążamy w górę doliny drogą, która przypomina dokładnie taką samą, jaka
biegła przez całą dolinę. Nieznacznie zakręca na lewo na zbocza Dębiego
Wierchu (664 m n.p.m.) wchodzącego w skład Beskidu Dukielskiego, który
rozpoczyna się tutaj od doliny Wisłoka i ciągnie się na wschód aż do
szerokiego obniżenia przed Wzgórzami Rymanowskimi, gdzie ulokowały się
m.in. Jasionka i Lubatowa. Wisłoka ma tutaj swoje źródliskowe zlewisko z
licznych potoków i cieków spływających po zboczach łąkowych wzgórz, spod
lasów, które porastają partie wierzchołkowe wzniesień. Samo źródło znajduje
się w leśnym skryciu na południowo-zachodnich zboczach Dębiego Wierchu. Od
średniowiecza Wisłoka i jej dorzecze skupiały osadnictwo. Okolica dolnej
części Wisłoki, wypływjącej na północ z Beskidu Niskiego, czyli od Dołów
Sanockich aż po Pilzno była niegdyś kolonizowana przez ludność pochodzenia
niemieckiego, nazywaną Głuchoniemcami. Tam też wzdłuż Wisłoki biegł wtedy
szlak handlowy łączący Polskę z Węgrami, co skutkowało wzrostem znaczenia
znajdujących się przy nim osad, takich jak Kołaczyce, Pilzno i Brzostek,
szczycące się wówczas prawami miejskimi, otrzymanymi w XIV wieku.
Rzeka przepływa przez obszary chronionego krajobrazu z dużymi walorami
przyrodniczymi, ale też wyróżniającymi się historycznie i kulturowo. Szukając
ujścia z Beskidu Niskiego przecina dolinami tereny Magurskiego Parku
Narodowego. W wielu miejscach daje możliwości zaspokajania potrzeb związanych
z turystyką i wypoczynkiem. Znajdujemy się blisko źródeł rzeki popularnej
w Beskidzie Niskim również obecnie.
|
Wzgórze po drugiej stronie Wisłoki.
|
|
Радоцина 7. |
 |
 |
 |
Malownicza droga przez dolinę. |
 |
Zbocze Dębiego Wierchu. |
|
Widok na wierzchowinę Dębiego Wierchu.
|
Zachwyca malowniczy krajobraz tego miejsca niezwykle rzadko odwiedzanego
przez turystów. Dzisiejszy dzień jest wyjątkiem ze względu na odbywającą się
nieopodal Łemkowską Watrę, więc mijamy kilkunastu odwiedzających te strony,
być może tereny, na których mieszkali ich przodkowie. Jednak mimo wszystko
nawet dzisiaj nie spodziewaliśmy się tu kogokolwiek. O godzinie 13.40
wchodzimy do niedużego lasu, gdzie stoi nieduża, zadaszona wiata. Jednak o
wiele przyjemniej było zatrzymać się jeszcze przed lasem, nie tylko ze
względu na napotkanych sympatycznych wędrowców z Łemkowskiej Watry, ale dla
krajobrazu kojącego duszę.
Kilka minut później wychodzimy na łąki porośnięte wysoką trawą. To na nich
przekraczamy niewielki ciek wodny Wisłoki, który w swoim dalszym biegu
przeistacza się w piękną rzekę. Tutaj na łąkach jego wody wątle ciurczą się
w środek doliny. Znajdujemy się właściwie powyżej doliny, zbliżamy się do
granicy państwowej ze Słowacją. Przed samą granicą przechodzimy skrajem
skoszonej łąki i w ten sposób o godzinie 14.00 docieramy do granicy, a
dokładnie na Przełęcz pod Dębim Wierchem (566 m n.p.m.), która znajduje się
pomiędzy Dębim Wierchem i Pańskim Wierchem. Przełęcz ta znana jest również
jako Przełęcz pod Zajęczym Wierchem, jako że grzbiet opadający od Pańskiego
Wierchu na południowy wschód nazywany jest Zajači vrch. Granicą
międzypaństwową wyznaczone są dwa szlaki: polski koloru niebieskiego oraz
słowacki koloru czerwonego. Będziemy teraz za ich wskazaniami przemieszczać
się w kierunku zachodnim.
|
Wiata na skraju niedużego lasu.
|
|
W trawach przecinamy strumień Wisłoki.
|
 |
W ziołoroślach. |
|
Widok na Dębi Wierch.
|
 |
Przełęcz pod Dębim Wierchem (566 m n.p.m.). |
 |
Drogowskaz do Radocyny na Przełęczy pod Dębim Wierchem. |
Najpierw czeka nas podejście na Pański Wierch (słow. Panský vrch; 617
m n.p.m.). Wzniesienie to, jak niemal wszystkie przed nami porośnięte jest lasem. Zaraz na samym początku musimy ominąć powalonego buka, lecz nie ma z
tym większego problemu, bowiem po stronie słowackiej widzimy wydeptane
ślady. Wzdłuż granicznej ścieżki mijamy szereg
kolejnych buków, bardzo niezwykłych trzeba dodać, bo są silnie skupione ze
sobą, że zdaje się wyrastają z jednych korzeni. Rośnie tu ciąg takich
leśnych okazów.
Wierzchołek Pańskiego Wierchu znajduje się po stronie słowackiej, około 150
m od pasa granicy. Piękny bukowy las towarzyszy nam dalej utkany dołem
krzewiastymi zagajnikami. Gdy już jesteśmy w pobliżu szczytu Vysoký
vrch (642 m n.p.m.) z prawej mijamy zarastającą polanę w przeszłości zapewne
wykorzystywaną pod wypas, gdyż w odniesieniu do tutejszej okolicy
funkcjonuje nazwa Košariská, pochodząca z języka wołoskiego, a oznaczającego
miejsce, na którym stoją (lub stały) zagrody ustawiane na pastwiskach. Tu
widzimy stary słupek graniczny z 1923 roku, który wykorzystywany jest
współcześnie do oznakowania granicy. Bardzo niedawno wszystkie słupki
graniczne na tym odcinku musiały być odnawiane, bo wokół nich widoczne są
drobiny zdartej z nich starej farby.
 |
Zagajniki na Przełęczy pod Dębim Wierchem. |
 |
Szereg skupionych buków. |
 |
Początek zbocza Pańskiego Wierchu. |
|
Košariská. |
|
Bukowy las. |
Parę minut później poprzez inną zarastającą polanę od południa pokazuje się
nam Stebnicka Magura (słow. Stebnícka Magura, 900 m n.p.m.) - najwyższy
szczyt Pogórza Ondawskiego, a według słowackiej geografii szczyt w górach Busov,
czyli w części Beskidu Niskiego. Nie tak dawno odwiedzaliśmy tą górę wraz z
Henrykiem podczas pobytu na Łemkowskiej Watrze w roku 2022. Jakże ten czas
szybko biegnie, wydaje się to jeszcze świeżym wspomnieniem, jakby to
nie było cały rok, a tym bardziej dwa lata temu. Stebnicka Magura nie raz
jeszcze nam się pokaże, w tej okolicy jest z wielu miejsc widoczna i
rozpoznawalna poprzez stojący na niej charakterystyczny maszt antenowy
radiowo-telewizyjnego przekaźnika.
Idziemy dalej płaskim grzbietem zostawiając za sobą zarastającą polanę. Z
prawej na jednym z buków ktoś umieścił niewielką drewnianą kapliczkę z figurką Chrystusa. Od pewnego czasu nasza
ścieżka jest wyraźnie szersza. Zmieściłby się na niej pojazd dwukołowy. Rosną
przy niej krzewy owocujących ostrężyn. Wtem mamy zaskakujące drzewo z wyrwanym
u dołu konarem, ale w jakiś cudowny sposób drzewo to stoi i u góry zieleni się
koroną. To jeszcze nie jest kres jego życia, choć stać mu jest zapewne
niełatwo. Z drugiej strony naszej ścieżki oddalają się w poprzek rowy, które
być może są pozostałością wojennych okopów.
|
Polanka, a na jednym z drzew malutka kapliczka.
|
|
Kapliczka. |
|
Sędziwe drzewo. |
|
Pozostałości wojennych okopów.
|
Trzy minuty później (godzina 15.05) docieramy na Beskid (691 m n.p.m.), zwany
dawniej też Koczerha lub Pasika. Na mapach jego wierzchołek zaznaczany jest
około 50 metrów od szlaku po stronie polskiej. W rzeczywistości najwyższy jego
punkt wydaje się być tuż przy samej granicy po stronie słowackiej, gdzie
znajduje się betonowy znak wkopany w ziemię, a obok niego stalowa rurka z
niewielką tabliczką i nieczytelnym napisem na niej.
Grzbiet Beskidu jest wydłużony. Ciągnie się jeszcze chwilkę na zachód, po czym
wyraźnie opada. Jednocześnie las zwęża się do wąskiego pasu wzdłuż granicy.
Szlak wiedzie wzdłuż niego skrajem rozległych łąk zieleniących malowniczo
łagodne wzniesienia po stronie słowackiej. Krajobraz ten jest zachwycający i nic nie traci, gdy schodzimy niżej. W pewnej chwili rozchodzimy
się ze znakami naszego szlaku. Idziemy skrajem wspaniałych łąk po słowackiej
stronie wzdłuż pasa granicznego, którego właściwie nie widać, bo obrośnięty
jest młodnikami i krzewami. Tam też przez te gąszcze przebiega właściwa
ścieżka naszego szlaku. Zbyt pięknie jest obok niej, aby na nią wracać.
|
Beskid (691 m n.p.m.).
|
Widzimy przed sobą budynek służb granicznych i celnych, który tu niegdyś
funkcjonował. Powyżej zaś wznosi się grzbiet Beskidka (685 m n.p.m.), a na
prawo od niego masywna Jaworzyna Konieczniańska (słow. Javorina, 881 m
n.p.m.). Na Beskidku znów wypatrujemy wystającej ponad lasem kamiennej wieży
cmentarza wojskowego nr 46.
Słowackie łąki są starannie wykoszone. Tworzą jednolite połacie, rozciągnięte
pomiędzy lasami. Pod lasami i zagajnikami słychać bogaty świat owadów,
dzielących się kolorowymi kwiatami ziołorośli. Niebo zabieliło się trochę
lekkimi pierzynami chmur. Pod przełęczą teren łąk jest lekko podmokły,
wilgotny. Słowacki czerwony szlak wprowadza nas do lasu (polski niebieski
odchodzi w tym momencie od granicy w kierunku wsi Konieczna.
Po lewej stronie leśne zbocze zapada się nieco w nieduży wąwóz jednego ze
źródliskowych dopływów potoku Kamenec, przecinającego słowackie Pogórze
Ondawskie. Przepływa tam przez wsie Becherov, Chmeľová, Zborov, Dlhá Lúka, a
potem po 21 kilometrach swojego biegu wpada do rzeki Topľa w uroczym
Bardejowie (słow. Bardejov).
|
Widok na Przełęcz Dujawa. Budynek Straży Granicznej (nieużytkowany).
|
|
Widok na grzbiet Jaworzyny Konieczniańskiej.
|
|
Widok na Smilniansky vrch.
|
 |
Słowackie łąki ponad Przełeczą Dujawa. |
 |
Kałuża. |
I zbliża się już godzina 16.00, wcale przecież nie późna jeszcze i dlatego
tak smutno trochę, że kończy się ta przyjemna, czarująca wędrówka.
Wychodzimy na Przełęcz Beskidek (słow. Priesmyk Dujava; 547 m n.p.m.), zwaną
też Przełęczą Dujawa. Oddziela ona dwa masywy: Beskidka (685 m n.p.m.) na
zachodzie i Beskidu (689 m n.p.m.) na wschodzie. Przez Beskidek wielokroć
już wędrowaliśmy, na Beskidzie dzisiaj byliśmy po raz pierwszy.
|
Przełęcz Dujawa (557 m n.p.m.).
|
Niezwykle przyjemnie było tędy dzisiaj wędrować. Sprawiliśmy sobie wiele
satysfakcji wybierając taką trasę. Nasza refleksyjna i nostalgiczna wycieczka
kończy się tutaj wcześnie, ale program dnia nie kończy się jeszcze. Po
obiedzie u Zosi idziemy na kolejne spotkanie z łemkowską kulturą, a także z
pisarzem z Beskidu Niskiego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.