Gwiazdy już wygasły. Jaskrawy księżyc jedynie jeszcze pozostał – ostatni atrybut przechodzącej nocy. Wyszedł już z truskawkowej pełni. Częściowo niewidoczna jest już jego tarcza. Morze Egejskie wlewające się do Zatoki Termajskiej jest spokojne. Delikatnie kołysze się jego powierzchnia, słabo uderza falami o brzeg plaży. Plaża w Panteleimonas jest pusta, ale za godzinę lub dwie zaludni się jak co dzień. Zamek w Platamonas rozświetla nocna iluminacja. Nad nim błękit nieba wychodzi z szarówki. W porannej szarówce morski horyzont wydaje się być zakryty chmurami. Zatoka jest nie aż tak bardzo szeroka, ażeby z drugiej strony nie było widać górzystego lądu. Nad nim jeden pionowo uniesiony kosmyk chmury zaczyna przebarwiać się czerwienią. Słońce jest już blisko pod horyzontem. Może zostało już nie więcej niż dziesięć minut do jego wyjścia.
Kilka rybackich łódek widocznych jest na wodzie na tle czerwieniejącego horyzontu. Rybacy zajęci są pracą – wyciągają zarzucone sieci. Dla nich nie jest żadną nowiną tutejszy cudowny wschód słońca. Nie mniej dzioby ich łodzi skierowane są tam gdzie ma ukazać się Słońce. Czyżby to wyraz niejakiej czci lub hołdu dla naszej gwiazdy? Dzięki niej mówić możemy o cudowności naszej planety, bo obdarza ją światłem i ciepłem, pobudzając na niej wszelakie życie do rozkwitu. Godzina 5:50 – w końcu pojawia się. Wyczekiwana chwila nadeszła. To potrwa zaledwie kilka minut, ale dla tych kilku minut warto przełamać się i otworzyć zaspane oczy.
Słońce ukazuje wpierw swój rąbek, po czym jakby na moment zastyga, ale tylko pozornie. Potęguje, sklepienia chmur przyjmują jego blask – barwy czerwieni zmieszane z żółciami eksplodują. Nad wschodnim rozlewa się mariaż barw, zaś po wodnej tafli spada ku nam smuga słonecznych promieni. W trzy, a może cztery minuty wyłania się cała tarcza słoneczna. Nowy dzień się zaczął. Jednakże po niedługiej chwili słońce znów chowa swe oblicze za rozciągnięte pasemka chmur. Skrywa się za nimi, a te zaczynają na nowo emanować ze swego wnętrza czerwienią. Niezwykłe zjawisko przedłuża się. Wkrótce tego samego poranka widzimy powtórny wschód słońca. Słońce wychodzi ponad górną warstwę chmur.
Mamy początek kolejnego dnia... do końca pozostało nam już tylko trzy dni, za trzy dni zakończymy bałkańską podróż - ależ to nam zleciało. Dzień za dniem czas szybko biegnie zostawiając nam cudowne chwile. Nie nadążamy ich chłonąć, bo pojawiają się jedne po drugich. Nie nadążamy się nimi dzielić, lecz kiedyś do nich wrócimy, by je dla Was spróbować opisać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz