Twoja przystań przed kolejną wędrówką i dziennik turystycznych przedsięwzięć.

sobota, 28 listopada 2020

Wołoszyński Stawek i Gęsia Szyja w pierwszy śnieg

Niedźwiedzie śpią już w gawrach utulone białym puchem. Chociaż to dopiero pierwsze śniegi pokryły Tatry, to wyglądają one już iście zimowo. Zima jeszcze ma wiele do zrobienia i z pewnością niebawem utopi pod śniegiem wszystkie tatrzańskie ścieżki. Zawiesiste chmury już stoją nad nimi, jak też i całą okolica, czekając na rozkaz, czy może na przyzwolenie natury, aby sypnąć kolejne warstwy śniegu. Póki jednak jeszcze tego nie zrobią, może uda się nam odszukać pewne jeziorko, koło którego przechodziliśmy dotąd bez większego zainteresowania.

TRASA:
Wierch Poroniec (1101 m n.p.m.) Rusinowa Polana (1210 m n.p.m.) Czerwone Brzeżki (1215 m n.p.m.) Wołoszyński Stawek (1245 m n.p.m.) Polana Pod Wołoszynem (1250 m n.p.m.) Rówień Waksmundzka (1405 m n.p.m.) Gęsia Szyja (1489 m n.p.m.) Rusinowa Polana (1210 m n.p.m.) Wierch Poroniec (1101 m n.p.m.)

OPIS:
Przyjeżdżamy na Wierch Poroniec o godzinie 9.30 z niedużą, aczkolwiek bardzo wesołą grupką wielbicieli tatrzańskich wędrówek. Niewielki parking jest pusty, mimo późnej pory, mimo przyjemnej aury, mimo soboty. Dróżka wiedzie stąd szeroka, przez zagajniki i las, na połaci którego chyba przeważają wiatrołomy. Idziemy powoli, nie musimy się spieszyć, bo choć dzień krótki to i też plan naszej wycieczki nie jest długi, aczkolwiek daleko mu do banalności. Obejmuje kilka pięknych miejsc znajdujących się na przedpolach granitowych grani, a ścieżka nasza jest nader urozmaicona zarówno pod względem krajobrazowym, jak też względem urzeźbienia terenu przez który przechodzi.

parking
Wierch Poroniec, początek szlaku.

Droga przez Goły Wierch.

I tak też po niespełna godzinie z łagodnego podejścia przechodzimy do krótkiego zejścia z Gołego Wierchu (1206 m n.p.m.). I wtedy też las się kończy, i pokazuje się nam grań Wołoszyna wznosząca się ku ciężkim chmurom. Z ich ciemnej zawiesistości jaśnieją rąbki rozjaśnione przez izolowane słońce, znajdujące się w przestrzeni powyżej nich. Kto wie, może skalista grań Wołoszyna przebija się przez chmury do tej krainy. Nam stąpającym po ośnieżonej ziemi ze wszystkich turni i szczytów na tej grani ledwie pokazuje się Turnia nad Dziadem (1901 m n.p.m.), skrajna jej kulminacja. Znacznie bliżej po prawej wznosi się zalesiony garb i choć niewysoki, to również jego wierzchołek topi się z chmurach. Opadający ku nam stok tego garbu od pewnego miejsca pozbawiony jest lasu. Rozszerza się rozległą Rusinową Polaną, o której pisano w królewskich dokumentach już bardzo dawno temu, bo w 1698 roku, kiedy polana ta została wytworzona dla osady pasterskiej. Polana ta była na tyle nisko położona, że stanowiła zimowisko dla owiec, które żywiły się przez zimę sianem zmagazynowanym w stojących tutaj szopach. W połowie XX wieku stało na niej około 20 obiektów pasterskich, szop i szałasów, zamieszkiwanych zimą również przez ludzi. Po utworzeniu Tatrzańskiego Parku Narodowego zaprzestano na niej wypasu, ale powrócono do niego w 1981 roku. W sezonie wypasowym funkcjonuje tutaj bacówka.

rusinowa
Przed nami Rusinowa Polana.

Dolina Białej Wody w chmurach.

Polana Rusinowa to dogodne miejsce do odpoczynku, czy dłuższego relaksu, jak też do podziwiania ładnych widoków na Tatry. Mnóstwo na niej ławek z ławami, ustawionych tak, aby podczas odpoczynku móc napawać się górskim widokiem. Kilka minut drogi stąd znajduje się ciekawy obiekt – Sanktuarium Maryjne na Wiktorówkach, nazywane również jako Sanktuarium Matki Bożej Królowej Tatr lub Matki Bożej Jaworzyńskiej, którego powstanie owiane jest legendą pasterki z Rusinowej Polany Marysi Murzańskiej. Jej historię opisujemy, gdy szliśmy Lasem Wiktorówki na Gęsią Szyję.

rusinowa
Rusinowa Polana.

szalas
Szałas na Rusinowej Polanie.

zimowo
Na Rusinowej Polanie.

Tymczasem dochodzi u nas godzina jedenasta. Schodzimy z polany w stronę Doliny Waksmundzkiej, wpierw niebieskim szlakiem, lecz po krótce tuż przed lasem rozstajemy się z nim, gdy odchodzi na węźle szlaków do Palenicy Białczańskiej, a my przecież nie chcemy jeszcze kończyć naszej wycieczki. Wszak nie jesteśmy nawet w połowie zaplanowanej trasy. Na węźle tym podejmujemy czarny szlak, który prowadzi przez moment po wyboistej, kamiennej dróżce, poprzez rosły las świerkowy. Ten las niespodziewanie znika, gdy schodzimy ku dolince usłanej wiatrołomami. Przez wartki Waksmundzki Potok przerzucono w niej drewniany mostek. Bez niego z pewnością nie przeszlibyśmy dalej.

dolina
dolina
Mostek nad Waksmundzkim Potokiem.

Za mostkiem ścieżka podrywa się na moment w górę. Potem przez chwilkę znów idziemy lasem. Za lasem zostajemy olśnieni blaskiem lśniących chmur, gdyż słońce zdaje się odnalazło w nich szczeliny, przez które ukazują się nam błękity. Z bezleśnego zbocza po lewej wypatrzeć można Drogę do Morskiego Oka, jakże zaskakująco pustą dzisiaj. Niebawem wciąż trawersując zbocze obniżamy się. Znów wchodzimy w strefę wiatrołomów, za nim wąski pas lasu, za którym mamy niewielką polankę. To Polana pod Wołoszynem zajmująca miejsce na północno-wschodnim zboczu schodzącym z grani Wołoszyna. Kiedyś, gdy wchodziła w skład Hali Wołoszyńskiej, była znacznie większa i stanowiła główną polanę tej hali. Później funkcjonowała jako samodzielna polana pasterska. W latach 50-tych XX wieku liczyła około 4 ha powierzchni. W tamtych latach stała się jednakże bezużyteczna, gdyż w wyniku oberwania chmury zsunęły się na nią kamienie i żwir. Nieużytkowaną polanę wchłaniał potem las i dzisiaj z dawnej polany niewiele już pozostało.

trawers
Trawers odkrytego zbocza.

polana
polana
Polana pod Wołoszynem.

szlak
Dróżka szlaku wchodząca na Polanę pod Wołoszynem.
Wołoszyński Stawek znajduje się kilkadziesiąt metrów po prawej od widocznych osób.

Polana pod Wołoszynem zapisała się również trwale w historii tatrzańskiej turystyki. Otóż w pierwotnym przebiegu Orlej Perci, szlak ten prowadził na grań Wołoszynów właśnie z tej polany. Stąd wspinano się na grań ku podniebnej wędrówce, której pomysł zrodził się w marzeniach poety Franciszka Henryka Nowickiego. Wytyczanie tego najoryginalniejszego szlaku turystycznego w Tatrach rozpoczęło się 16 lipca 1903 roku pod Wodogrzmotami Mickiewicza, gdzie główny budowniczy tego szlaku, ksiądz Walenty Gadowski, nakazał przybić do świerka tabliczkę z napisem „Na Orlą Perć”. Było to w miejscu, gdzie obecnie z Drogi do Morskiego Oka odchodzi czerwony szlak do Toporowej Cyrhli (na marginesie przypominamy, że jest to najstarszy polski szlak tatrzański, wyznakowany w 1887 roku osobiście przez Walerego Eljasza-Radzikowskiego, krakowskiego malarza i znawcę gór). Ten czerwony szlak przebiega obecnie nieopodal polany, a dawniej wprost na Polanę pod Wołoszynem (polana od tamtego czasu znacznie zmniejszyła swe rozmiary).

No ale na Polanie pod Wołoszynem mamy jeszcze coś do zrobienia. Chcielibyśmy odszukać niewielkie okresowe jeziorko morenowe zwane Wołoszyńskim Stawkiem. Znajduje się ono bardzo blisko Polany pod Wołoszynem i leży na tym samym wypłaszczeniu terenu. Przeszukujemy zatem okolicę. Kluczymy trochę po wiatrołomach i przedzieramy się przez zwarty las i udaje się. Stawek znajduje się zaledwie kilkadziesiąt metrów na północ od Polany pod Wołoszynem, ale w zimowych warunkach trudniej go znaleźć. Pokryty jest niedużą warstwą śniegu. W środku zimy o wiele trudniej byłoby go zidentyfikować. Obecnie przez śnieg przebija się jeszcze roślinność charakterystyczna dla tego typu akwenów, czy podmokłych terenów. O rozlewisku przekonuje nas pękający cienki lód, a jednoznacznie potwierdza to Krysia rozpoznawszy konar leżący w błotnistej toni jeziorka, bo ona jedyna z naszej grupki wędrownego bractwa była tu niegdyś.

woloszynski
Wołoszyński Stawek.

O godzinie dwunastej wracamy na Polanę pod Wołoszynem, a następnie wchodzimy na czerwony szlak turystyczny, przebiegający powyżej polany. Kierujemy się nim na Rówień Waksmundzką. Czeka nas ponowne przejście przez Waksmundzki Potok, wpierw jednak wspinamy się w górę grzbietu stanowiącego jedno z obramowań doliny tego potoku. Za plecami z górnych położeń pokazuje się nam ekscytujący, mimo, że ograniczony chmurami widok grzbietu wznoszącego się po drugiej stronie Doliny Białej Wody, stanowiący północno-zachodnie ramię odchodzące od Szerokiej Jaworzyńskiej. Wyróżnia się w nim Zadnia Kopa (1674 m n.p.m.), która jest jedynym widocznym dzisiaj w całości szczytem.

Ścieżka wkrótce zaczyna dość ostro obniżać się. Zwalniamy, stawiając ostrożnie kroki po uskokach i stopniach. O godzinie 12.30 osiągamy po raz drugi łożysko Waksmundzkiego Potoku, pokryte potężnymi głazami. Znów ratuje nas mostek, bo bez niego raczej nie byłoby łatwo przenieść się na drugą stronę potoku. Zaczynamy miarowe podejście, które w niecałe półgodzinki wyprowadza nas na Rówień Waksmundzką. Robimy sobie tutaj przerwę na przekąskę.

zadnia
Zadnia Kopa widoczna po sam wierzchołek. 

zejscie
waksmundzka
Schodzimy po raz drugi do łożyska Waksmundzkiego Potoku.

nurt
Waksmundzki Potok.

waksmundzka
Most nad Waksmundzkim Potokiem.

Rówień Waksmundzka zajmuje wysokość od 1400 do 1440 m n.p.m. Jest szeroka i pokrywa niemal całą Waksmundzką Przełęcz oddzielającą Małą Koszystą i Gęsią Szyję. Jest kolejną polaną, która należała do terenów pasterskich Hali Waksmundzkiej. Obecnie nie jest wypasana, ani nie stoi na niej żaden szałas. Od czasów zaprzestania wypasu jej powierzchnia zmniejszyła się już o połowę.

rownia
Rówień Waksmundzka.

Po przerwie ruszamy z Równi Waksmundzkiej na Gęsią Szyję. Podejście od tej strony nie jest strome w przeciwieństwie do ścieżki znajdującej się po drugiej stronie tego wzniesienia. Wierzchołkowa część Gęsiej Szyi zdominowana jest dolomitowymi skałkami (tzw. Waksmundzkie Skałki). Pierwsze z nich mijamy o godzinie 13.30. Szlak nie wiedzie ich grzebieniem, bo raczej bez specjalistycznego sprzętu taternickiego przejście ich grzebieniem jest niemożliwe. Ścieżka kieruje nas na północną stronę, gdzie dalsze podejście ułatwia ciąg drewnianych stopni. Dopiero po obejściu tych skałek, możemy cofnąć się na jedną z nich, ale właściwy wierzchołek znajduje się jeszcze kilkadziesiąt metrów dalej, na kolejnej grupce skałek. Zatrzymujemy się jednak na tych wcześniejszych, oczarowani panoramą. Tak niewiele potrzeba do szczęścia i do tego, aby popaść w zachwyt. Chyba mamy szczęście, bo na szczyt trafiliśmy w samą porę, tj. wtedy, gdy doznać można z niego krajobrazowego piękna, bowiem już po kwadransie do Doliny Białej Wody ktoś wdmuchuje mgły. Wkrótce wpadają one również w boczną Dolinę Waksmundzką, a gdy mgły już nie mieszczą się w niej, zaczynają unosić się zasłaniając przed nami pejzaż. Koniec przedstawienia. Niecodzienny spektakl zakończony, czas opuścić loże i udać się do domu.

gesia
gesia
Pierwsze od strony zachodniej skałki szczytowe Gęsiej Szyi.

my
W tle widoczna Grań Koszystej.

gesia
Zachodnie skałki szczytowe na Gęsiej Szyi.

widok
Spojrzenie w Dolinę Waksmundzką.

skala
Na jednej ze skałek.

szlak
Szlak wiedzie północną stroną tuż pod skalistym grzbietem.

waksmundzka
Widok w stronę Doliny Waksmundzkiej.

wierzchołek
Wierzchołek Gęsiej Szyi (1489 m n.p.m.).

Zejście na wschodnią stronę Gęsiej Szyi jest bardzo strome. Ułożone są tam długie ciągi stopni. Gdy nasypie więcej śniegu znikną one pod jego warstwą. Wówczas łatwiej i szybciej będzie stąd zjechać na pupie, bądź na plecaku, niż schodzić. Z wyhamowaniem nie będzie problemów, bo rozszerzająca się dołem Polana Rusinowa daje na to wystarczającą ilość miejsca. O godzinie 14.20 pod szałasami na Rusinowej Polanie zamykamy wspaniałą pętlę. Została nam stąd niecała godzinka wędrówki w spacerowym tempie na Wierch Poroniec do zaparkowanych pojazdów.

wierch
Rusinowa Polana, a dalej na wprost Goły Wierch.

bialka
Widok na Dolinę Białki.

rusinowa
Rusinowa Polana po raz drugi dzisiaj.

goly
Młodnik na Gołym Wierchu.

Wędrówka ta była dobrym rozruchem przed wesołym wieczorem andrzejkowym, choć znacznie mniej gromadnym, że tak to określimy w porównaniu do lat poprzednich. Jakie to jednak szczęście nas ogarnia, że w takich dziwnych czasach doznaliśmy ogromnej przyjemności wędrowania z wyborną gromadką wesołych ludzi. Z wdzięcznością dziękujemy Wam za wspólnie spędzony czas, podczas tego tatrzańskiego wypadu, jak i radosnego, długiego wieczoru.

Gęsia Szyja emanowała dzisiaj prawdziwą magią (fot. Ula Gącik).



1 komentarz:

Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.