Twoja przystań przed kolejną wędrówką i dziennik turystycznych przedsięwzięć.

sobota, 7 września 2024

Madriu-Perafita-Claror - synonim harmonii człowieka z górskim krajobrazem

Są takie miejsca na Ziemi, gdzie przyroda zaskakuje nienaruszalnością pomimo prowadzonej gospodarki przez człowieka. Stanowią wzorzec życia człowieka w symbiozie z naturą. I wcale nie myślimy tutaj o miejscach głęboko ukrytych gdzieś w niedostępnej dżungli, daleko od zurbanizowanych osad ludzkich, gdzie przyroda dzika może żyć spokojnie według własnych praw. Ot blisko w Europie jest takie miejsce, które może uczyć i zawstydzać tych, którzy nie wiedzą, że właśnie tak można korzystać z przyrody, pozostawiając ją piękną dla kolejnych pokoleń. Ta przechadzka uświadamia, że możliwe jest współistnienie człowieka w harmonii z przyrodą, bo przecież tak naprawdę to my zależymy od niej, bo ona stwarza nam dogodne warunki do życia, a nie odwrotnie. Przyroda bez nas poradzi sobie, a my bez niej raczej nie.

Andora, to niezwykłe państewko zanurzone głęboko w Pirenejach. Przed nami dolina Madriu-Perafita-Claror, która pozwoli nam zatopić się jeszcze głębiej w nich, zespolić z ich naturą, nacieszyć ostatnimi godzinami pobytu w tym zakątku Europy. To nasz ostatni dzień w Andorze, gdyż w nocy wyjeżdżamy już stąd do innego zakątka Europy.

O poranku w Arinsal (Andora). Gotowi na ostatnią drogę w Pirenejach.

To przechadzka nieco improwizowana. Nie wiemy, dokąd nas zaprowadzi, a więc kiedy osiągniemy jej końcowy punkt, w którym będziemy musieli zawrócić. Brzmi to trochę niekonwencjonalnie, ale dzisiaj naprawdę nie mamy skonkretyzowanego punktu na mapie, który chcielibyśmy osiągnąć. Pragniemy tylko rozkoszować się niezwykłą doliną i choć na jej końcu znajduje się efektowny szczyt góry, dzisiaj nie będzie on dominował naszej wędrówki. Dzisiaj nastawiamy się na totalny spokój bez pośpiechu. Oddajemy się zupełnie w objęcia doliny, która emanuje właśnie takim spokojem, życiem bez pośpiechu. Niechaj cieszy nas to co wokół otacza nas na każdym kroku.


Mówi się, że Dolina Madriu-Perafita-Claror to doskonały kierunek turystyczny na romantyczny wypad we dwoje, bądź rodzinną wycieczkę z dziećmi. Dolina Madriu-Perafita-Claror emanuje spektakularnym krajobrazem polodowcowym z wysokimi malowniczymi pastwiskami, skalistymi klifami i jeziorami. Znajduje się w wysokich partiach Pirenejów, w południowo-zachodniej części Andory. Kiedyś miała stałych mieszkańców, którzy pojawili się w niej około 750 lat temu. Powstały tu dwie niewielkie osady liczące łącznie 12 domów zbudowanych z granitu. Na skalnych tarasach wokół osiedli istniały pola, na których uprawiano pszenicę i żyto. W średniowieczu na wyższych położeniach także winorośl. Latem wypasano owce, krowy i konie. Wytapiano również żelazo. Dopiero około 50 lat temu obie osady straciły swój całoroczny charakter – obecnie zamieszkane są jedynie w sezonie letnim.

Zaczynamy w Les Escaldes, drugim co do wielkości miastem w Andorze, sąsiadującym z Andorra la Vella, czyli stolicą Księstwa Andory. Nieopodal ujścia rzeki Riu Madriu do Valira d’Orient odnajdujemy niewielką stację benzynową, wciśniętą w strome zbocze przy jednej z głównych dróg Andory CG-2. Przechodzi tędy końcowa część długodystansowego szlaku turystycznego GR 7, rozpoczynającego się w Tarify w pobliżu Gibraltaru. Ma on aż 1900 km długości i prowadzi przez Hiszpanię, Francję i Andorę. W przypadku Hiszpanii jest pierwszym szlakiem turystycznym wytyczonym w historii tego kraju. Pojawił się on na mapach turystycznych w 1974 roku. Nasza droga jest też częścią Ruta Coronallacs, okrężnego szlaku turystycznego w Księstwie Andory, jednej z najbardziej wymagających tras górskich w Pirenejach, która łączy na swoim przebiegu cztery górskie schroniska i pozwala poznać całe bogactwo naturalnego środowiska Andory. Coronallacs rozpoczyna się właśnie tu, w miasteczku Les Escaldes i przebiega dalej przez Encamp, Canillo, Ordino i La Massana, by powrócić do punktu początkowego w Les Escaldes. Czyż to nie rozbrzmiewa pewną zachętą? Kto wie? Ledwie kilka lat temu w ogóle nie myśleliśmy o wizycie w Andorze, a więc wszystko jest możliwe.

Wędrówkę rozpoczynamy o godzinie 9.15, dość ostrym podejściem. Zaraz za stacją benzynową w Les Escaldes, szlak kieruje w prawo na stromy kamienny chodnik, który po kilkunastu metrach skręca ostrym zakosem w lewo i kieruje nas w stronę łożyska doliny. Koryto rzeki Riu Madriu pozostaje jednak dość nisko, bo ścieżka biegnie coraz wyżej i nie pozwala zbliżyć się nam do niej. Jest bardzo ślisko, ale tak naprawdę nie wiemy, co jest tego przyczyną. Jest wilgotno i parno, a więc może to dlatego, że kamienie tworzące chodnik są mokre. Kamienie są takie jakby ktoś je posmarował jakąś śliską mazią. Wierzymy jednak, że podczas powrotu kamienny chodnik będzie zupełnie suchy.

Droga jest niezwykła od samego początku.
Na tej kamiennej drodze jest ślisko, jak na lodzie.

Mchy i paprocie.

Chodnik prowadzi wzdłuż kamiennego muru oporowego, porośniętego mchami i miniaturowymi zanokcicami skalnymi. Zbocze jest gęsto zadrzewione, a korona drzew nakrywa chodnik nad naszymi głowami. Po uciążliwym początkowym odcinku przekraczamy szosę Carretra de la Comella. Za szosą zaczyna się obszar, który w 2004 roku został wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturowego UNESCO, a zatem został uznany za wyjątkowo wartościowy dla ludzkości pod względem dziedzictwa kulturowego i dziedzictwa naturalnego. Granice tego obszaru obejmują całą dolinę Madriu-Perafita-Claror, aż po szczyty otaczających ją grzbietów górskich.

Po przekroczeniu szosy idziemy kamiennym chodnikiem Camí de la Muntanya. Chodnik ten jest suchy, nieco mniej obrośnięty roślinnością niż ten wcześniejszy przed asfaltową szosą. Po drugiej stronie doliny pojawia się widok przeciwległego grzbietu ograniczającego dolinę od północnej strony. Jest równie zielony, co i skalisty. Pół na pół można by rzec, zbocza porastają drzewa i krzewy, a pozostała część zdominowana jest skałami, wśród które poprowadzona jest jedna z via ferrat - bardzo popularna jak wszystkie drogi żelazne w Andorze, Via Ferrata Roc d’Esquers. To droga niezbyt lotna o umiarkowanym stopniu trudności, kończąca się krótkim mostem tybetańskim skonstruowanym z łańcuchów.

Wodospad na Riu Madriu.

Na Pont Sassant.

O godzinie 10.00 docieramy do kamiennego mostu Pont Sassant zbudowanego z granitu w latach 1942-44. Ulepszenie dróg w dolinie w pierwszej połowie lat 40-tych XX wieku związane było z poborem wody z Riu Madriu. Jest to most łukowy z kamienną balustradą. To pierwszy na szlaku przykład konstrukcji zaadaptowanej przez człowieka do warunków wysokogórskich. Przechodzimy na drugą stronę mostu. Za mostem odchodzi alternatywna ścieżka do Les Escaldes, przy której znajduje się również początek via ferraty Roc d’Esquers.

Szlak kieruje nas dalej w górę doliny. Mijamy stary, opuszczony dom stojący pod skalnym rumowiskiem. Rumosz skał towarzyszy nam jeszcze przez pewien czas. Wnet jednak kamienna ścieżka zapuszcza się w zarośla krzewów i brzóz. Wije się wzdłuż omszałych kamiennych murków, przeprowadza przez tereny, w których dominują łąki, jak te ułożone krótkim kaskadami, należące do osady Entremesaigües (1470 m n.p.m.). To pierwsza osada, z którą spotykamy się w dolinie. Dzisiaj już nie jest zamieszkała, jak kiedyś.

Droga przed Entremesaigües.

Omszałe głazy.

Entremesaigües (1470 m n.p.m.).

Mija godzina 10.30, gdy mijamy opuszczone zabudowania Entremesaigües. Niecały kilometr dalej otwierają się nam z prawej strony kolejne rozleglejsze łąki. W ich centrum skupionych jest kilka kamiennych budynków. Są przy nich sławojki, również kamienne, choć z pewnością zbudowane współcześnie, to idealnie wkomponowują się w dawny charakter wioski. Na pastwiskach wokół tego obejścia pasą się osły, konie i kucyki. Tereny pastwisk są podzielone na mniejsze zagrody otoczone kamiennymi murkami. Obecnie miejsce to spełnia funkcje istotne również dla turysty, który może znaleźć tu miejsce na nocleg, biwak, czy nawet zjeść posiłek, bo w jednym z budynków funkcjonuje bufet turystyczny. Ten zakątek to Ràmio, osada położona na wysokości 1639 m n.p.m. Dolina jest długa, a więc nie zatrzymujemy się w Ràmio, może zrobimy to w drodze powrotnej.

Droga przed Ràmio.

Ràmio (1639 m n.p.m.).

Zanużamy się w lesie, rosnącym powyżej polan Ràmio.

Przecinamy rumosz skał oberwany ze stromego zbocza, tuż ponad budynkami Ràmio. Droga zagłębia się znów w zarośla krzewów i lasu, który zajmuje tereny powyżej łąk i pastwisk. Wciąż sukcesywnie nabieramy wysokości, ale od Ràmio odbywa się to o wiele spokojniej, bez wysiłku. Powolutku podążamy przez zieloną dolinę. Wędrówka przeistacza się w sielską przechadzkę. O godzinie 12.00 po lewej mijamy samotny dom Borda de I’Estall. Przed kamiennym ogrodzeniem widzimy tabliczkę z informację, że jest to teren prywatny – „propietat privada”. To informacja dla turystów, aby nie szukali w tym domu miejsca na nocleg, tak jak to można uczynić w innych budynkach znajdujących się w dolinie. Zaraz dalej dróżka nieco odbija na lewo, tuż przed rzeką, która spływa spieniając się po wygładzonych płytach. Można podejść bliżej, byle by nie za blisko mokrych skał, które z pewnością są bardzo śliskie. Bystrymi strumieniami rzeka żywiołowo stacza się po wygładzonych skałach, a w jej pieniące się wody przenikliwie wdzierają się promienie słońca. Woda bawi się z blaskiem słońca, skrząc i odbijając je jak od powierzchni lustra. To urokliwe miejsce, które zatrzymuje nas na chwilkę. Powyżej na skały zdają się wdzierać młode drzewka, którym udało się ukorzenić w skalnych pęknięciach i szczelinach. Tak szukają sobie tu miejsca dla swojego wzrostu, gdyż po drugiej stronie rzeki raczej szanse są nikłe, bo tam teren jest już zajęty przez bujny, puszczański las.

Droga w Estall.

Malownicze miejsce w Estall nad kaskadami Madriu. Przyjemnie było tu odpocząć.

Borda de I’Estall.

Idąc wyżej przechodzimy po rozleglejszych połaciach skał wygładzonych przez uchodzący lodowiec. Kształt całym Pirenejom został nadany przez rzeki i lodowce, które zobaczyć można do dziś, choć w większości lodowce te mają już raczej postać pola firnowego. Największym i najbardziej znanym z nich jest lodowiec Aneto w masywie najwyższego szczytu Pirenejów Pico de Aneto (3404 m n.p.m.), mający długość 2 km, szerokość 1,6 km i grubość około 50 m. Jednak lodowce w Pirenejach mają już najpewniej niedługi czas. Podczas minionych stu lat pirenejskie lodowce straciły około 90 procent lodu. Na przełomie XIX i XX wieku zajmowały około 3.300 hektarów, a dziś zajmują powierzchnię tylko 390 hektarów. Globalne ocieplenie sprawia, że szybko zanikają i już za kilkadziesiąt lat prawdopodobnie nie będzie w Pirenejach ani jednego lodowca.

Połacie skał wygładzonych przez lodowiec.

Po przejściu przez skalne płyty, ścieżka wnika w las, w którym skrywa się niewysoki, lecz uroczy wodospad. Wchodzimy teraz w węższy odcinek doliny, w którym droga musiała być wycięta i nadbudowana w skałach ponad wartkim potokiem Riu Madriu. Od koryta potoku wyłożonego głazami oddzielają nas drewniane barierki. Przy drodze skrawki gleby wykorzystują śliczne drobniutkie goździki, zupełnie takie same jak w naszych Karpatach. Dolina rozszerza się nieco, ale my wciąż wędrujemy blisko wód potoku. Na tym odcinku są one spokojniejsze niż w węższym skalnym gardle, które zostawiamy za sobą. Tu w kępach traw mamy kolejną fioletowo kwitnącą roślinę. Spróbujemy je oznaczyć, jak wrócimy do domu.

Wodospad Madriu skryty w roślinności.

Wąskie gardło doliny, gdzie musiano wybrać trochę skał, aby zmieścić w niej drogę.  


Niebawem dochodzimy do drogowskazów u zbiegu ścieżek, z których jedna prowadzi na Coll de Jovell (1780 m n.p.m.). Nasz kierunek to Refugi de Fontverd, oddalony stąd zaledwie dziesięć minut marszu. Idąc dalej podziwiamy kolejne okazy kwiatów, a wśród nich popularne dzwonki. O tej porze roku to nieliczne okazy flory kwiatowej, bo tu w wysokich górach jesień przychodzi wcześniej, lecz miododajne pszczoły wciąż jeszcze bzykają na kwiatach. Wkrótce dolina nagle rozszerza się.

Świerzbnica leśna (Knautia dipsacifolia Kreutzer).

Okrzyn (Laserpitium L.)

Mikołajek białokolcowy Silver eryngo (Eryngium spinalbum).



Zapracowany trzmiel.

Przechodzimy przez drewnianą furtę w kamiennym ogrodzeniu. I wtedy ukazuje się nam niezwykle sielski pejzaż, jakiego byśmy nie spodziewali się tu zobaczyć. Wchodzimy na rozległą łąkę, rozciągającą się od lewego zbocza po koryto potoku znajdujące się po drugiej stronie. Łąka ciagnie się jeszcze po jego drugiej stronie potoku, aż pod las. Trawy obsypane są luźno kamieniami i większymi głazami. Jasne wapienie i dolomity dopełniają urokliwości tego zakątka.

Furta do Fontverd.

Fontverd.

Na łące pasą się konie. Od razu jak tylko nas zobaczyły podchodzą do nas, traktując jak stare przyjacielskie dusze. Tablica przy furcie informowała, aby nie dokarmiać zwierząt, nie podchodzić i nie dotykać. Nie karmimy ich, ale one same podchodzą do nas i dotykają nas. Proszą o głaskanie. Chyba chciałby zajrzeć do naszych plecaków, nie pytając o pozwolenie. Na szczęście nie potrafią otworzyć klapy plecaka. Cóż za wspaniałe mamy powitanie, które przeciąga się, miast zwierzyna prosić nas głębiej w dolinę na gościnę, zatrzymuje nas długo. Jest wśród tego stadka pewien młody źrebaczek, który zbytnio oddalił się od matki. Zaniepokojony szuka teraz drogi do niej przez rzekę, lecz skutecznie utrudnia to mu kamienny murek po drugiej stronie rzeki. Wyżej jest kładka, ale po niej przecież źrebak nie przejdzie, jenak przed kładką murek się kończy.


Konie na Fontverd.

Fontverd.

Przed nami osada Fontverd (1930 m n.p.m.). A pod naszymi nogami rośnie w trawie grzyb ciekawy, blado pomarańczowy, przypominający pewien nasz rodzimy gatunek objęty ochroną. O mały włos, a rozpłaszczyłby się pod butem, ale udało się. W porę go zobaczyliśmy. Niech rośnie dalej szczęśliwie i tak jak cała dolina cieszy się życiem. Jakież spokojne życie musiał mieć tu człowiek, choć zapewne nie było ono łatwe na tych wysokogórskich obszarach. W rejonie Ràmio, Entremesaigües i tutaj na Fontverd możemy sobie wyobrazić jakie ono było. Mieszkańcy z ubiegłego stulecia pozostawili nam infrastrukturę po ówczesnej działalności rolniczej i hodowlanej, takie jak chaty, kamienne zagrody, mleczarnie oraz tarasy. Wyżej napotkamy zapewne jeszcze inne ślady dawnych mieszkańców związane z gospodarką przemysłowo-wydobywczą, takie jak kuźnie i kopalnie żelaza. Działalność człowieka w dolinie Madriu-Perafita-Claror opierała się na symbiozie interesów rolniczych, hodowlanych oraz hutniczych, które musiały dostosować się do niekorzystnej rzeźby terenu i klimatu, nie powodując jednak degradacji środowiska, w którym człowiek trwał i wiódł swoje życie. Jednak zasadniczo obszar doliny był objęty gospodarką rolniczą. Dno doliny nawadniane rzeką wykorzystywane było pod uprawy w celu uzyskania różnych produktów rolnych, zarówno do spożycia przez ludzi, jak też niezbędnych do utrzymania stad. Początkowo hodowano w dolinie owce, później pojawiły się konie, następnie bydło. W rzeczywistości hodowla zwierząt była drugą podstawową działalnością tego obszaru. Obie odegrały decydującą rolę w kształtowaniu krajobrazu, jaki można zobaczyć dzisiaj, czego efektem było zwiększenie różnorodności środowiska. Inaczej to ujmując, można powiedzieć, że w wyniku działalność rolniczej i hodowlanej dolina wzbogaciła się nabierając nowych, charakterystycznych do dzisiaj cech. Dzisiaj stanowią one o wartości przyrodniczej doliny, a są to napotkane przez nas pozornie przypadkowe mozaiki pól uprawnych, łąk, zagród, na których w przeszłości uprawiano zboża, winorośle i tytoń. Wykorzystywano je oczywiście także pod wypas zwierząt, o czym mówią pozostałości szałasów pasterskich, zagród, które służyły jako schronienie stad. Ta interakcja pomiędzy człowiekiem, a przyrodą może nie jest wyjątkowa, bo na wielu górskich terenach prowadzona była podobna gospodarka, ale tutaj nie widać żadnej biodegradacji, a tylko znaczne wzbogacenie różnorodności biologicznej, przekładającej się również na szczególny krajobraz doliny.

Riu Madriu przecinające pastwiska Fontverd.

Refugi de Fontverd (1930 m n.p.m.).

Riu Madriu powyżej Fontverd.

O godzinie 13.00 opuszczamy łąki Fontverd. Madriu przelewa się jeszcze dość szerokim korytem między sporymi głazami. Idziemy w bliskości do potoku przez las sędziwych świerków, omszałego runa, pełnego grzybów, dziewięciosiłów i różnorodnych traw. Mimo poszarzałych konarów las lśni zielenią. Pojawiają się widoki na szczyty wznoszące się nad górnymi partiami doliny. Przecinamy śródleśną polankę i wtedy krajobraz nagle zmienia się.

Świerki.

Tajemniczy grzyb.

Riu Madriu.

Polana, gdzie oddalamy się nieco od potoku,
ale przecinamy tu kilka nitek drobnych cieków, które stanowią jego dopływy.

Skalny wąwóz.

Widok szczytów wznoszacych się nad górnymi partiami doliny.


Przed nami Farga del Madriu.

 Szlak trawersuje piarg rumoszu, potem przechodzi między dwoma niewysokimi ściankami, niczym przez skalną bramę. Wznosi się wyżej na kolejne piętro doliny, przecinając kolejny piarg. W końcu ścieżka zatacza delikatny łuk w prawo po zboczu i wtedy dostrzegamy, że poniżej ścieżki na łące stoją pozostałości kamiennych budynków. Kilka kroków dalej widzimy inne pozostałości budynków rozmieszczonych jakby nieco w chaosie blisko potoku. Kto by uwierzył, że są one pozostałością po gospodarce wydobywczo-przemysłowej.

Farga del Madriu, gdzie znów spotykamy się z Riu Madriu.

Skąd my ją znamy, toż to poczciwa wierzbówka kiprzyca.

Pireneje to region bogaty w żelazo z długą historią jego wydobycia. Jednym z takich miejsc jest Madriu-Perafita-Claror. Szacuje się, że w XVIII i XIX wieku w Andorze działało 16 kuźnic, a jedną z nich była Farga d'Escaldes, która powstała w dolinie Madriu, w miejscu, które dziś nazywa się Solà de la Farga. Nic nie wiadomo o rozmiarze produkcji tej kuźnicy, bo nie zachowały się żadne księgi rachunkowe dotyczące jej eksploatacji. Zbudowano ją w 1732 roku, a umowy związane z ją budową określały między innymi, lasy, z których mógł być pozyskiwany materiał na węgiel drzewny, cesję praw górniczych, na konserwację obiektów i materiałów kuźnicy oraz cesję zezwalającą na wypas zwierząt używanych do transportu. Ważnym aspektem dla funkcjonowania kuźnicy była bliskość nie tylko zasobów naturalnych, ale lokalizacja przy rzece. Początkowo eksploatacja przemysłowa w dolinie miała wpływ na las, ale szybko wprowadzono przepisy, które zapobiegły wyniszczeniu lasów poprzez jednoczesny wymóg ich regeneracji. Dzierżawcy kuźnicy mogli ścinać drzewa tylko do zapewnienia działania funkcjonowania kuźnicy, nie można było odsprzedawać drzewa, ani wytworzonego z niego węgla drzewnego.

Kuźnica składała się z pieca, w którym wytapiano rudę żelaza oraz z jednego lub dwóch młotów, które kuły sztabki żelaza. Ruda żelaza i węgiel drzewny były wprowadzane naprzemiennie warstwowo piecu. Do podtrzymania spalania niezbędny było powietrze z tlenem. Doprowadzono go przez specjalną dyszę, przez którą przepuszczano również wodę z rzeki. Przepływ wody w swoim spadku wciągał powietrze, które zasilało piec. W wyniku stopnienia rudy powstawała masa żelaza i żużla, którą obrabiano młotem, również napędzanym siłą hydrauliczną. Uderzenia młota odprowadzały jednocześnie żużel. Żelazo było następnie formowane w sztabki o wymiarach i wadze odpowiednich do eksportu.

Kuźnica Farga del Madriu (Farga d'Escaldes, Solà de la Farga).

Metal pozyskiwany w kuźnicach Andory miał reputację bardzo dobrej jakości, tak też jego cena była stosunkowo wysoka. Część produkcji była wykorzystywana w kraju, ale większość eksportowano do Katalonii. Pozostałości kuźnicy w Farga stanowią jeden z unikalnych śladów wykorzystania doliny do celów przemysłowo-wydobywczych. Przemysł ten istniał tu jeszcze w pierwszej połowie XIX wieku. Ostatnia kuźnica przestała pracować w 1836 roku.

Odpoczęliśmy sobie trochę w Solà de la Farga, zwiedziliśmy hutnicze obiekty. Zajęło nam to pół godziny. Ruszamy dalej w górę doliny o godzinie 13.55. Las powyżej Farga jest rzadszy. Sosny, świerki i inne gatunki drzew pozwalają rozwijać się górskiej łące porozcinanej wąskimi nitkami potoków, które zdają się plątać między drzewami. Cudnie to wygląda. Wyżej jest więcej skał. Dolina znów zwęża się tworząc coś na wzór skalnej bramy. Droga, potok wciąż dość szeroki ledwie przeciskają się przez nią. Skalna brama otwiera przed nami kolejne urocze miejsca, pełne zieleni drzew, traw i kwiatów. Krystaliczne wody potoku spadają niewielką kaskadą przelewając się przez głazy. To ostatnie jego odgłosy jaki słyszymy, bo wkrótce zwiększamy dystans od jego koryta. Dolina pnie się nieco stromiej niż wcześniej, a ponad drzewami dostrzec można więcej surowo skalistych, postrzępionych szczytów ograniczających naszą dolinę.

Byliny płożące się po skalnej ścianie.

Stary pień.


Riu Mardiu w leśnych zakątkach.

Kolejny przełom potoku przez węższe gardło doliny.


Pszczoła na kwiecie.

Muchomorek.

Niebawem nasza ścieżka wraca w sąsiedztwo Riu Madriu, ale potok jest już znacznie cichszy, choć wciąż obfituje w wodę. Płynie spokojniej, bo dolina wypłaszacza się i znacznie rozszerza. Bardziej niż w jakimkolwiek innym miejscu za nami. Stoi furta na naszym szlaku, przez którą przechodzimy o godzinie 14.40. Wchodzimy na szeroką połać pastwisk. Pasie się na niej stado krów, choć tak naprawdę to aktualnie krowy wylegują się w popołudniowej sjeście. Jest bardzo ciepło i słońce szczytuje na niebie. Sjesta dobrze zrobi i nam. Zatrzymujemy się tu.

Spojrzenie poprzez Madriu w górę doliny.

Kładka nad Riu Madriu.

Po drugiej stronie potoku znajduje się pasterska Cabana del Serrat de la Barracota (2191 m n.p.m.). Głębiej w dolinie na wysokości 2230 m n.p.m. stoi schronisko Refugi Riu dels Orris. Jest to schronisko zbudowane z kamienia, otwarte przez cały rok, ale bez obsługi. Zostało otwarte w 1981 roku. Znajdują się w nim łóżka piętrowe i kominek, drewno i apteczka. Obok wiaty jest dostęp do wody. Takich chat napotkaliśmy już kilka w dolinie i nie jest to ostatnia możliwość schronienia dla turystów podążających dalej w górę doliny.

Cabana del Serrat de la Barracota (2191 m n.p.m.).

Polana przy Cabana del Serrat de la Barracota.

Tam głębiej w dolinie stoi schronisko Refugi Riu dels Orris, a wyżej kolejne.

Krowy podczas sjesty.

W najwyższych partiach doliny stoi schronisko Refuge de l'Illa (2480 m n.p.m.) z obsługą, czynne przez cały rok i mogące pomieścić 50 osób. Pierwotnie budynek zbudowany dla pracowników pracujących przy budowie tamy Estany de l'Illa, która znajduje się powyżej schroniska. Do Refuge de l'Illa dzisiaj już nie dotrzemy. Zatrzymujemy się tu nad Riu Madriu przed drogą powrotną. Malowniczością dolina wciąż urzeka. Napotykaliśmy w niej na każdym kroku miejsca niezwykłej urody. Wiele z nich zmieniło się w wyniku interakcji z działalnością człowieka, lecz wciąż pozostaje w harmonii z górskim krajobrazem. Żal będzie opuszczać te rajskie miejsca. 

Sjesta nad Riu Madriu.

Żal wracać. 

Musimy wracać, bo dzisiaj w nocy rozpoczniemy podróż do innego miejsca, które czeka na nasz przejazd. O godzinie 15.20 kończymy przerwę. Idziemy tym samym szlakiem z powrotem utrwalając sobie pamięci piękne krajobrazy doliny Madriu-Perafita-Claror. Wydają się być jeszcze piękniejsze niż wcześniej. Może sprawiają to nisko padające promienie słońca, a może to nasz wzrok dostrzega nowe szczegóły doliny, choć zaczęliśmy poruszać się dość szybko, bo przed nami 8.5 km drogi do miasta Escaldes.

Znów ten cudownie pachnący las. Tworzą go głównie sosna zwyczajna (Pinus sylvestris) i sosna górska (Pinus uncinata). W jego podszyt tworzy różna flora, ale przeważa borówka europejska (Vaccinum myrtillus) i różanecznik alpejski (Rhododendron ferrugineum). Lasy upodobały sobie ptaki – może usłyszymy w nim stukanie dzięcioła czarnego (Dryocopus martius), albo śpiew sikorki bogatki (Parus Major), czy pełzacza drzewnego (Certhia sp.).

Rajski Riu Madriu.

Plenery zmieniają się za każdym zakrętem ścieżki.

Przecinamy piargi.

Mrowisko.

Kaskada.

Na skalnych progach.

Prawdziwek.

Przekwitnięta sasanka.

Przez bród bocznych cieków rozcinających zbocza sosnowych lasów.

Cały czas zbieramy materiały do relacji z wizyty pięknej doliny Madriu-Perafita-Claror.

Pszczoły i motyle.

Puszysty grzybek.

Bród strumienia leśnego.


Kolejny strumień przecina naszą dróżkę. 

O godzinie 16.10 przechodzimy Farga, a o godzinie 16.30 docieramy do Fontverd, gdzie zatrzymujemy się na kilkanaście minut w Refugi de Fontverd (1830 m n.p.m.). Marzymy o zupie z soczewicy w Ràmio, więc nie rozsiadujemy się tu na dłużej. O godzinie 17.00 przechodzimy obok samotnej chaty w Estall, a potem stromszym uskokiem doliny schodzimy do Ràmio (1639 m n.p.m.). Tam już nie ma nikogo tylko osioł, muł i kucyk, które wychodzą nam na powitanie (kucyk trochę płochliwy). Cóż musimy przełknąć ślinkę dla zmniejszenia apetytów na zupkę. Opuszczamy sielską osadę i podążamy dalej w dół doliny, ścieżką, która często przyrównywana jest do kręgosłupa doliny.

Ścieżka prowadząca przez dolinę Madriu-Perafita-Claror, zwana ścieżka Muntanya jest jedyną trasą komunikacyjną w dolinie. Stanowi jedną z wartości kulturowych doliny, wokół której skupiała się działalność gospodarcza, która miała miejsce w dolinie. Dziś stara ścieżka Muntanya jest częścią szlaku turystycznego GR7, który z kolei jest częścią europejskiego szlaku E4, prowadzącego z Grecji do Gibraltaru. Można powiedzieć, że jest namacalnym świadkiem dziejów Andory i sposobu życia wiejskiego w górach, takich jak Pireneje.

Refugi de Fontverd (1930 m n.p.m.).

Poniżej Refugi de Fontverd.

Fontverd.

Pireneje (hiszp. Pirineos, fr. Pyrénées, kat. Pirineus) są potężnym łańcuchem górskim, który w środkowej części osiąga szerokość do 140 kilometrów. Góry te nie mają jednolitego, ciągłego grzbietu głównego. Mówiąc o łańcuchu górskim chodzi raczej o skupienie masywów górskich, które często układają się prostopadle do zasadniczego ciągu Pirenejów. Doliny między tymi pasmami są zazwyczaj bardzo wąskie i dlatego brak w nich jest większych osad miejskich. Najwyższym szczytem Pirenejów jest góra Pico de Aneto w hiszpańskiej prowincji Huesca na północy Aragonii o wysokości 3404 m n.p.m.

Pireneje oddzielają Półwysep Iberyjski od reszty Europy, tworzą naturalną granicę pomiędzy Francją i Hiszpanią. W jednej z górskich kotlin znajduje się niezwykłe państwo – Księstwo Andora, jedno z najmniejszych państw w Europie, które dziś w nocy opuścimy. Nie zdołamy wszystkiego stąd zabrać, bo trzy dni to zbyt mało, aby tego dokonać. Zabierzemy stąd tylko część obrazów i wrażeń, a kiedyś przyjedziemy po resztę.

Na skałach wygładzonych przez lodowiec.

Las.

Powitanie w Ràmio, ale ludzi to już tu nie ma.

Ràmio.

Osiołek z Ràmio

Ràmio.

Jaszczurka.
Schodzimy w najniższe, najbardziej zalesione części szlaku, gdzie w sosny górskie, wplatają się śmielej drzewa liściaste. Ten końcowy odcinek doliny jest najbardziej stromy na naszej trasie. Dolina opada wyrazistym progiem ku dolinie rzeki Valira d’Orient. W końcu o godzinie 18.25 docieramy do stacji benzynowej Les Escaldes przy szosie CG02, jednej z ważniejszych arterii Andory. W tym miejscu był początek naszej wędrówki, a teraz jest jej koniec.


Zabudowania Escaldes-Engordany.

Dolina Madriu-Perafita-Claror okazała się być niezmiernie przyjemnym i ekscytującym miejscem na ostatnią przechadzkę po górach Andory. Dolina urzeka urodą, która zachowana przez dawnych jej mieszkańców, którzy potrafili czerpać z niej korzyści w taki sposób, aby nie uszczuplić jej piękna. Dzięki temu kolejne pokolenia, w tym nasze, może w pełni delektować się nią i podziwiać. Dzieje doliny są lekcją dla każdego człowieka, który pojawia się tu na Ziemi jedynie z krótką wizytą, bo to co każdy z nas pozostawi po sobie, zostawi dla szczęścia i radości kolejnych ludzi.
Dziwna jest nasza sytuacja tu, na Ziemi. Każdy z nas pojawia się z krótką wizytą, nie wiedząc po co, choć czasem może nam się zdawać, że potrafimy odgadnąć jej cel. Z perspektywy codziennego życia, jednakże pewnej rzeczy możemy być pewni: człowiek jest tu dla dobra innych ludzi, przede wszystkim tych, od których uśmiechu i dobrostanu zależy nasze własne szczęście.
Albert Einstein 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.