Rabka-Zdrój sięga swą historią do XIII wieku. Jej nazwa po raz pierwszy wymieniona była w dokumencie Bolesława Wstydliwego z 1254 roku, potwierdzającym posiadanie tych terenów przez Cystersów. Zdaje się, że już w tamtych czasach rabczańskie solanki były znane, ale większe zainteresowanie nimi pojawiło się w drugiej połowie XVI wieku, kiedy pojawiło się przypuszczenie, że na tych terenach mogą występować także bogate pokłady soli. Próby górniczego pozyskiwania soli nie udały się, ale Eugeniusz Janota w 1860 roku w swym „Przewodniku w wycieczkach na Babią Górę, do Tatr i Pienin” pisał „Na wschód od téj wsi ku wiosce Słoném zwanéj, leżącéj nad potokiem Słonką jest sześć źródeł wody słonéj, jodowobromowéj żelezistéj, od niepamiętnych czasów od górali Beskidowych na gubienie woli używanéj, lecz za doniesieniem jakiegoś lekarza 1813 roku z rozkazu rządu kamieniami zawalonych i strzeżonych, by wody nie brano. Z nazwy jednego z tych źródeł (na polu dworskiém) na szybisku wnosić wypada, że tu kiedyś były kopalnie, niezawodnie soli.” Otóż po rozbiorach austriacki zaborca przeszła zabronił w 1818 roku wydobywania soli oraz czerpania wód solankowych. Nakazał ich zasypanie w obawie zachwiania w tym zakresie monopolu dotychczasowych miejsc pozyskiwania soli i wód solankowych. Okazuje się, że nie bez podstawnie, bo badania przeprowadzone w 1858 roku wykazały, że rabczańskie solanki są jednymi z najsilniejszych solanek jodowo-bromowych. To też skłoniło do wystąpienia o zgodę do władz austriackich na przekształcenie Rabki w uzdrowisko. Zgodę taką otrzymał w 1860 roku dziedzic Rabki, Julian Zubrzycki i rok później oczyszczono zasypane źródła: „Maria”, „Rafaela”, „Krakus”, „Kazimierz” i „Helena” oraz rozpoczęto budowę łazienek kąpielowych. W 1864 roku oficjalnie otwarto uzdrowisko. Specyficzny mikroklimat sprzyjał rozwojowi Rabki jako uzdrowisko, zwłaszcza dziecięce.
|
Sosna zwyczajna (Pinus silvestris) - pomnik przyrody. |
O godzinie 8.40 ruszamy spod dworca kolejowego w górę ulicy Orkana. Mijamy słynną rabczańską sosnę (
Pinus silvestris) - pomnik przyrody prawem chroniony, o pokroju nietypowym dla sosny: parasolowatej koronie i wyraźnie rozwidlonych konarach. Jej wiek oceniany jest na około 550 lat. Zaraz potem wchodzimy do serca miasta. Wkraczamy na główną arterię Parku Zdrojowego, którego powstanie sięga lat uruchomienia uzdrowiska w Rabce. Przyroda w nim jest teraz uśpiona jak cała Rabka, śniegiem zasypana. Park Zdrojowy zajmuje imponującą powierzchnię około 30 ha.
Parkowa alejka doprowadza nas do pomnika Jana Pawła II, gdzie rozpoczynają się Szlaki Papieskie po Beskidzie Wyspowym i Gorcach. Wracamy na ulicę Orkana - przecinamy ją i wchodzimy na ulicę Chopina, którą schodzimy nad Słonkę, rzekę o której pisał w 1860 roku Eugeniusz Janota oraz sześciu źródłach wody solankowej znajdujących się przy niej. Przechodzimy mostkiem na drugą stronę rzeki. Tam spotykamy niebieski szlak, w miejscu, w którym opuściliśmy go ostatnim razem. Podejmujemy jego znaki i o godzinie 9.05 zaczynamy ulicą Kościuszki podchodzić zbocze Bani (612 m n.p.m.).
|
Park Zdrojowy. |
|
Grupa w Parku Zdrojowym. |
|
Pomnik Jana Pawła II w Parku Zdrojowym. |
Podchodząc zbocze Bani mijamy wille z czasów przedwojennego budownictwa uzdrowiskowego - najpierw willę „Wawel” wybudowaną w 1870 roku, i stojącą z lewej willę „Matejko” z 1893 roku, w której mieści się obecnie restauracja „Retro”. Wyżej stoją willa „”Racławice z 1877 roku i willa „Kościuszko” pochodząca również z drugiej połowy XIX wieku. Nad tymi willami stoi ogromny budynek byłego sanatorium kolejowego „Lotos” im. Aleksandry Piłsudskiej wybudowany w 1937 roku, a w 2005 roku postawiony w stan likwidacji. Przed budynkiem II LO im. Tischnera skręcamy w prawo na zaśnieżoną polną drogę.
|
Willa „Matejko” z 1893 roku. |
|
Dawne sanatorium „Lotos” im. Aleksandry Piłsudskiej. |
Idziemy dalej niczym bezdrożem. Trawersujemy południowy stok Bani, wchodząc chwilami między zagajniki rosnące na skraju lasu porastającego szczyt wzniesienia, ale głównie szlak wiedzie odkrytymi polami. Widoki jednak skracają nisko wiszące, śnieżne chmury. Wkrótce widzimy przed sobą wierzchołek Grzebienia (677 m n.p.m.), również zarośnięty lasem. Od Grzebienia oddziela nas płytka przełęcz, na której skręcamy w lewo, a więc na północ. Idziemy teraz na wprost wierzchołka kolejnego wzniesienia o nazwie Królewska Góra (588 m n.p.m.), zwanego też Polaczkówką, tak samo jak ośrodek narciarski „Polaczkówka” znajdujący się na jej północno-zachodnim stoku. Koło tego ośrodka, około 50 metrów na lewo od szlaku stoi wieża widokowa wzniesiona w 2011 roku. Docieramy do niej o godzinie 9.40. Zatrzymujemy się.
|
Stoki Bani. |
|
Na Bani. |
|
Przed nami Grzebień (677 m n.p.m.). |
|
Wieża widokowa na Polczakówce (zwanej też Królewską Górą). |
|
Widok z wieży widokowej w kierunku stacji narciarskiej. |
|
Stok narciarski na Polczakówce. |
|
Kaplica Matki Bożej Płaczącej (z prawej stoi krzyż saletyński). |
|
Matka Boża Płacząca. |
W pobliżu wieży widokowej, koło górnej stacji wyciągu narciarskiego stoi nieduża, drewniana kaplica mająca formę pasterskiego szałasu. W jej ołtarzu znajduje się obraz Matki Bożej Płaczącej. Nie widać jej twarzy, bo skrywa ją w dłoniach. Płacze. To Matka Boża jaka objawiła się dwójce dzieci na płaskowzgórzu Sous-les-Baisses leżącego na wysokości 1800 m n.p.m. w alpejskim masywie Pelvoux, który należał do francuskiej wioski La Salette. Dnia 19 września 1846 roku przekazała orędzie dwojgu biednym dzieciom: 15-letniej Melanii Calvat i 11-letniemu Maksyminowi Giraud. Tamtego dnia dzieci ujrzały najpierw piękne światło, jaśniejsze aniżeli słońce. Miały wrażenie, że światło to przyciągało je do siebie. Początkowo światło było nieruchome, ale wkrótce jakby rozwarło się odsłaniając inne światło, o wiele jaśniejsze i ruchome, zaś w tym świetle przepiękną Panią siedzącą z twarzą ukrytą w dłoniach. Była to Matka Boża, która wezwała dzieci by zbliżyły się do niej i wysłuchały nowiny, którą miała do przekazania: „Jeżeli mój lud nie zechce się poddać, będę zmuszona puścić ramię Mojego Syna. Jest ono tak ciężkie i tak przygniatające, że już dłużej nie będę mogła go podtrzymywać. Od jak dawna już cierpię z waszego powodu! Chcąc, aby Mój Syn was nie opuścił, jestem zmuszona nieustannie wstawiać się za wami. Ale wy sobie nic z tego nie robicie. Choćbyście wiele się modlili i czynili, nigdy nie zdołacie wynagrodzić mi trudu, którego się dla was podjęłam. Dałam wam sześć dni do pracy, siódmy zastrzegłam sobie, i nie chcą mi go przyznać. To właśnie czyni ramię Mego Syna tak ciężkim. Woźnice przeklinają, wymawiając Imię Mojego Syna. Te dwie rzeczy czynią ramię Mego Syna tak ciężkim...”
Czytamy dalej treść przekazu, bo całe orędzie Matki Bożej z La Salette jest umieszczone na tablicy stojącej przy kaplicy. Obok stoi też metalowy krzyż saletyński. Taki sam, tylko oczywiście wiele mniejszy miała na sobie objawiająca się Matka Boża z La Salette. Z takiego właśnie krzyża promieniowała niezwykła jasność otaczająca Maryję. Krzyż przedstawia ukrzyżowanego Chrystusa. Na poziomej belce krzyża po prawej ręce Chrystusa widnieją obcęgi zaś po lewej młotek. Przedmioty te mają swoją symbolikę. Młotek służy do przybijania, a zatem śmierć, obcęgi zaś służą do wyciągania gwoździ, a symbolizują więc uwolnienie. W bardziej głębokim pojmowaniu młotek oznacza grzech, strach, nienawiść, brak miłości, z kolei obcęgi - zmartwychwstanie, pokój serca i miłość.
|
Wieża widokowa na Polczakówce (zwanej też Królewską Górą). |
|
Och! Ktoś jest na wieży... |
|
O! To tylko Dorota. |
Po przerwie na Królewskiej Górze o godzinie 10.15 wracamy na szlak, który zaczyna sprowadzać nas w dół do Zarytego, dzielnicy miasta Rabka-Zdrój położonej w dolinie rzeki Raby. Szlak prowadzi leśnymi ścieżkami, a po niedługim czasie przechodzi na jego skraj, po czym wchodzi na drogę osiedla Królówka. Przed nami widoczne jest już koryto Raby, a po drugiej stronie kościół o unikatowej bryle wzniesiony potajemnie (bez zezwolenia) w 1982 roku, w ciągu trzech dni i jednej nocy. Widzieliśmy go ostatnio, ponieważ schodzimy niemal do tego samego miejsca, w którym byliśmy poprzednim razem, gdy pokonywaliśmy poprzedni etap Głównego Szlaku Beskidu Wyspowego. O godzinie 10.40 przechodzimy przez most nad Rabą.
Z prawej widzimy kościół. Wkrótce skręcamy w prawo i idziemy w jego kierunku. niebawem możemy go obejrzeć z bliska. Szlak przy kościele skręca w lewo i przechodzi przez tory kolejowe, obok budynku stacji kolejowej. Po przecięciu torów kolejowych szlak znów skręca w prawo. Idziemy chwilkę równolegle do torów kolejowych. Stację kolejową „Zaryte” (obecnie „Rabka-Zaryte”) otwarto w 16 grudnia 1884 roku, a więc kiedy Zaryte było samodzielną wsią. Do Rabki zostałao przyłączone dopiero w 1927 roku. W okresie międzywojennym na stacji „Zaryte” zatrzymywały się pociągi ekspresowe z Warszawy. Miejsce to było wtedy ważnym ośrodkiem wypoczynkowym.
|
Raba. |
|
Rabka-Zaryte. |
|
Kościół Matki Bożej Częstochowskiej w Rabce-Zaryte. |
|
Stacja kolejowa „Rabka-Zaryte”. |
Idziemy chwilkę równolegle do torów kolejowych, po czym szlak skręca w prawo. Dochodzimy do drogi krajowej nr 28. Po lewej podziwiamy misternie wykonaną kapliczkę umieszczoną w drewnianym domku zawieszonym na drzewie. Na szosie skręcamy w prawo. Idziemy 150 metrów w kierunku Raby Niżnej, po czym opuszczamy sąsiedztwo ruchliwej szosy. Rozpoczynamy podejście na Luboń Wielki.
Oddalamy się od drogi wojewódzkiej idąc dróżką ciągnącą się wzdłuż jednego z licznych dopływów Raby spływających z południowych stoków Lubonia Wielkiego. Parów potoku obrośnięty jest gęstym ciągiem zagajnika. Droga jest wygodna, choć moknący śnieg pod butami czyni na niej roztopy, jakby wiosna miała już nastąpić. Pola jednak pokrywa szczelnie biała pokrywa śniegu, tylko dróżka pokryta jestpo części chlapiącym błotem zmieszanym ze śniegiem. Po 20 minutach marszu od szosy dochodzimy do ściany lasu. Dróżka idzie nadal prosto, ale szlak niebieski skręca tutaj w lewo i trzeba być uważnym, aby nie przejść tego skrętu.
|
Kapliczka przy szosie w Rabce-Zaryte. |
|
Początkowe podejście Lubonia Wielkiego. |
Szlak wiedzie przez niedługi czas przez zagajniki rosnące na skraju lasu, aż kieruje nas na stok góry porośnięty lasem. Znikamy w leśnej głuszy, obielonej świeżym śniegiem. Niedawno, pewnie w nocy musiało trochę padać. Pod puchem jest jednak lodowa skorupa, twarda i śliska, nawet bardzo. Od momentu wejścia do lasu nie mamy ani skrawka pluchy na szlaku. Jest bardzo zimowo, bardzo biało. Gałązki świerków uginają się ku dołowi pod płatami puchu. Czasem da się słyszeć jakiś ptak przelatujący między drzewami, czasem być może to on poruszy gałązkę strącając z niej biały pył, który opada tak jak ten wróżkowy w krainie Nibylandii... wystarczyłaby jeszcze tylko Cudowna Myśl, aby unieść się w górę, ale leśne stoki Lubonia Wielkiego są jak Kraina Wiecznego Dzieciństwa, Marzeń i Wyobraźni. Sieć ścieżek znajdująca się na jej stokach prowadzi do miejsca zaczarowanego.
|
Zagłębiamy się w lesie. |
|
Jest bardzo zimowo, bardzo biało. |
Wyniosły masyw Lubonia Wielkiego emanuje swoistą osobowością. Jego leśne zakamarki dawały schronienie włóczęgom, wagabundom, konfederatom i partyzantom, jak też zbójnikom. Z górą łączone są różne losy i wydarzenia, niekiedy dotykające mistycyzmu legend, czarów i zaświatów. o czym wspominał m.in. Seweryn Goszczyński w „Dzienniku Podróży do Tatrów”: „Między górskim ludem przechowuje się mnóstwo podań, legend i przeróżnych skazek; z wielu skałami, drzewami, grotami lub innemi miejscowościami łączą się zajmujące zdarzenia, a w każdem tkwi nauka moralna. – Pod tym lub owym kamieniem, albo pod drzewem znaleziono zbójeckie pieniądze lub przed ludźmi ukrywa skarby jakaś moc lub zły duch tego strzeże.”
Na prawo od nas, na południowo-wschodnich stokach są takie miejsca pełne głazów i skał, zwane „Dziurawymi Turniami” wśród których znajduje się nie jedna jaskinia. Niejedna z nich była kiedyś schronieniem, nie jedna z nich zapewne czeka na odkrycie ze skarbami, które w nich zostały ukryte. Luboń Wielki leży bowiem nieopodal traktu, którym gęsto podążały karawany kupieckie. Wrócimy do tego tematu, kiedy wybierzemy się do tych miejsc.
|
Gałązki świerków uginają się pod płatami puchu. |
|
Wygląda to jak zaczarowane. |
Jest ciepło, a na podejściu jeszcze bardziej. Nie da się iść dalej w zapiętej kurtce, rękawiczkach, czy grubej czapce. O godzinie 12.30 dochodzimy do niedużej polanki, gdzie nasz niebieski szlak łączy się z zielonym, który prowadzi na szczyt bezpośrednio z centrum Rabki-Zdroju. Na drzewie widzimy niewielką rzeźbę Chrystusa Frasobliwego skrytą pod zadaszeniem niewielkiej kapliczki. Odtąd idziemy drogą dojazdową do schroniska stojącego na szczycie góry. Od miejsca, w którym szlaki zielony i niebieski połączyły się nachylenie stoku wyraźnie łagodnieje. Do szczytu jest już niedaleko - jeszcze tylko 700 metrów.
|
Wychodzimy na polankę, gdzie szlaki niebieski i zielony łączą się. |
|
Niewielka kapliczka... |
|
...z Chrystusem Frasobliwym. |
|
To już połączenie szlaku zielonego i niebieskiego. Stąd zostało nam ok. 20 minut do szczytu. |
Przy drodze rośnie mieszanka drzew. Droga szeroko rozcina las i nad głowami mamy wolną przestrzeń. W górze wiszą chmury. Wcale byśmy się nie zdziwili, gdyby z chmur sypnęło gęstym śniegiem. Szukamy patyków na ognisko. Trudno znaleźć takie, które można wyrwać ze zmrożonego śniegu. Ricardo ze swoją ekipą otwierającą grupę z pewnością już rozpalił ogień, ale trzeba go będzie jeszcze podtrzymać. O godzinie 12.45 wchodzimy na szczytową polanę. Pod zadaszoną wiatą widzimy Ricardo z całą grupą. Dołączyła też drużyna Obrony Terytorialnej. Razem odpoczywamy przy płomieniu ogniska, nad którym na ruszcie pieką się już kiełbaski.
|
Droga rozcina las. |
|
Przy szlaku rośnie mieszanka drzew. |
|
Tuż przed szczytem. |
|
Polana szczytowa na Luboniu Wielkim. |
|
Przy ognisku. |
Szczytowej polany pilnują starosłowiańskie drewniane figury. Kiedyś zakątki leśne Lubonia wielkiego upodobali sobie rodzimowiercy słowiańscy z Krakowa. W okolicy szczytu powstał ołtarz w kształcie kamiennego kręgu na kształt odwzorowujący słońce. W kręgu tym stały trzy drewniane figury nawiązujące do wierzeń naszych praprzodków na ziemiach polskich. Był tam brodaty wojownik uosabiający siłę, był starzec symbolizujący mądrość i rozwagę, i była też ciężarna kobieta dająca wyobrażenie macierzyństwa i płodności. Tą leśną neosłowiańską świątynię uzupełniały figury Światowida i Dobrego Ducha postawiona na polanie przy schronisku. Krąg jednak został zlikwidowany przez leśników ze względu na znajdujący się obszar rezerwatu przyrody, zaś figury przeniesiono na polanę wokół schroniska.
Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim stanęło w 1931 roku, w dość nietypowym kształcie, o którym niektórzy mówią, że jest to domek Baby Jagi, postaci występującej w słowiańskich wierzeniach i folklorze, która porywała błąkających się po lesie ludzi (zwłaszcza dzieci), zabijała i zjadała. Baba Jaga była odrażającą wiedźmą, w chatce podobnej do tej na Luboniu Wielkim, tyle, że stojącej na kurzej stopce.
|
Schronisko PTTK na Luboniu Wielkim. |
Kultura słowiańska na Luboniu Wielkim splata się z chrześcijaństwem. W sąsiedztwie słowiańskich bóstw stanęła kilka lat temu kaplica zbudowana przez parafian z Rabki-Zarytego. W jej ołtarzu stoi figura Matki Bożej Lubońskiej, którą poświęcił kardynał Stanisław Dziwisz w dniu 26 lipca 2009 roku. Wcześniej stała tu kamienna kapliczka z gipsową figurą Matki Bożej Niepokalanej. Pracownicy stacji przekaźnikowej wybudowali nad nią zadaszenie z gontów. Przed tą kapliczką istniała inna, mała drewniana, zawieszona na jednym z drzew rosnących w sąsiedztwie schroniska w roku 1931, a więc w tym samym, kiedy schronisko na Luboniu Wielkim rozpoczęło swoje funkcjonowanie.
Inicjatorem budowy schroniska na Luboniu Wielkim był Stanisław Dunin-Borkowski, działacz rabczańskiego Oddziału Polskiego Towarzystwa Tatrzańskiego. Budowa schroniska trwała dwa lata, a jego uroczystego otwarcia dokonał 9 sierpnia 1931 roku Mieczysław Orłowicz. Szczęśliwie przetrwało II wojnę światową. Wpisane jest obecnie do rejestru zabytków województwa małopolskiego. Niewielki budyneczek schroniska mieści na parterze bufet turystyczny, a na piętrze wieloosobową salę sypialną z unikalnym układem okien wychodzących na cztery strony świata. Obok schroniska stoi również tzw. bacówka, gdzie znajdują się dodatkowe miejsca noclegowe oraz kuchnia turystyczna.
|
Kaplica Matki Bożej Lubońskiej. |
|
Wieża RTON na Luboniu Wielkim. |
Luboń Wielki jest z daleko łatwo rozpoznawalny nie tylko dzięki charakterystycznej sylwetce, ale poprzez stojącą na szczycie, potężną, 51-metrowa wieżę przekaźnika radiowo-telewizyjnego. Wzniesiono ją w 1961 roku. Podobno kiedyś ze szczytu Lubonia Wielkiego roztaczała się jedna z najpiękniejszych panoram na Gorce, Tatry i Beskid Wyspowy. Dzisiaj wierzchołek obrósł lasem, który przesłania część dawnej panoramy. Oko możemy jednak nacieszyć widokiem na wzniesienia Beskidu Wyspowego znajdujące się po stronie wschodniej i północno-wschodniej. W tej pięknej scenerii widokowej przybyła z nami istota szczególna, 10-letnia Julia. To jej pierwszy tysięczny szczyt, który nominuje ją do „Złotych Butów”. Stosowny medal zawisł tego dnia na jej szyi. Gratulujemy młodej turystce, jak też rodzicom. Jest tutaj co prawda jedynie Mariola – mama Juli, a tacie też niniejszym przesyłamy gratulacje ze szczytu.
|
Grupa na Luboniu Wielkim (gdzie się podziało kilka osób?) |
Mija godzina czternasta. To czas powrotu. Wpólna fotografia pod schroniskiem będzie dla nas pamiątką miłych chwil spędzonych na szczycie Lubonia Wielkiego. Schodzimy szlakiem koloru czerwonego. Jest to dalekobieżny szlak prowadzący z Bielska-Białej przez wzniesienia Beskidu Małego, Beskidu Makowskiego i Beskidu Wyspowego, znany jako Mały Szlak Beskidzki. Ten szlak właśnie na Luboniu Wielkim kończy swój bieg. Mamy świadomość, że wiedzie po bardzo stromym zboczu Lubonia Wielkiego. Nie będzie łatwo, tym bardziej, że występuje oblodzenie. Raki i raczki stają się bardzo pomocne. Ruszamy.
|
Widok z Lubonia Wielkiego w stronę doliny Tenczynki. |
Początkowo nic nie zapowiada trudności. Szlak wiedzie dość płasko wzdłuż rezerwatu przyrody nieożywionej „Luboń Wielki”, chroniący wspomniany wcześniej największy w Beskidzie Wyspowym jęzor osuwiska fliszowego z gołoborzem. Niebawem jednak szlak odchodzi na lewo i zaczyna coraz bardziej ostro obniżać się. Jest bardzo stromo i bardzo ślisko. Od drzewa do drzewa, krok po kroku jakość zsuwamy się w dół. Niektórzy na swych „czterech literach”, mówiąc: „szkoda, że nie mam jabłuszka pod tyłek”. Jest ciężko, ale jakoś udaje się wszystkim zejść bez poważnych kontuzji. Ostrożność i ciągłe skupienie pozwoliły bezpiecznie opuścić wielką górę. Nie obeszło się oczywiście bez siniaków nabitych podczas upadków, ale te pamiątki są pamiątkami nietrwałymi i znikną bardzo szybko, na pewno przed kolejną wędrówką.
|
Tu jeszcze nie jest zbyt stromo... |
|
...lecz wkrótce zaczynamy prawdziwe zmagania z oblodzeniem. |
|
Krótki fragment wypłaszczenia. |
|
Zejście północnym stokiem z Lubonia Wielkiego. |
O godzinie 15.05 wchodzimy z lasu na otwartą przestrzeń. Przed nami Przełęcz Glisne (634 m n.p.m.) oddzielającą masyw Lubonia Wielkiego od masywu Szczebla (976 m n.p.m.), celu następnej wędrówki Głównym Szlakiem Beskidu Wyspowego. Rozległe siodło przełęczy pokryte jest polami wsi Glisne. Centrum wsi znajduje się po lewej od przełęczy. Kierujemy się w stronę wioski Glisne. W malowniczej dolince skupia się zabudowa tej niewielkiej wsi, najmniejszej w gminie Mszana Dolna. Stoi w niej ładnie komponujący się w malowniczą scenerię okolicy kościółek Najświętszego Serca Jezusowego, w którym posługę sprawują Księża Sercanie. Bryła tego kościoła nawiązuje do stylu regionalnego budownictwa.
|
Przełęcz Glisne i Szczebel. |
|
U podnóża Lubonia Wielkiego. Grupa w drodze do pasieki pana Jana Lupy. |
W Glisnem wyczuwa się więź mieszkańców z tradycją i folklorem. Odnajdujemy we wsi gospodarza wyjątkowego, który od wielu, wielu lat para się zajęciem wywodzącym się z dawnego bartnictwa. Jest to oczywiście pszczelarstwo - profesja niby zwyczajna, o której każdy słyszał. W tym przypadku jest to jednak coś nieprawdopodobnie wyjątkowego, bo pasieka pana Jana Lupy to nie tylko zwyczajne ule, ale niezwykłe wytwory sztuki, perełki i dzieła sztuki. Jego pasieka przypomina oryginalny skansen sztuki ludowej. Niestety trzeba powiedzieć, że pasieka niszczy upływ czasu, a pan Jan Lupa jest już człowiekiem dostojnego wieku, urodzonym 9.01.1932 roku.
Jednak mimo sędziwego wieku stojące w pasiece ule wciąż urzekają barwnością i pomysłowością wykonania. W pasiece stoją ule wykonane na kształt miniaturowych domów góralskich, czy na kształt postaci zwierząt i ludzi. Są tu ule figuralne przedstawiające Janosika, górala, góralkę, św. Ambrożego i wielu innych. Wykonane są z drewna i słomy, z wykorzystaniem szyszek, czy gliny. Niektóre z nich wydrążone są w pniach drzew. Nie wszystkie ule są dziełem Jana Lupy. Niektóre z nich wyszły spod dłuta Zdzisława Kościelniaka z Raby Niżnej.
|
Pasieka Jana Lupy. |
W drewnianym domku stojącym na terenie ogrodzonej pasieki znajduje się również wystawa starych sprzętów gospodarskich i przedmiotów codziennego użytku. Pasieka pana Jana Lupy to piękne miejsce, z ładnym widokiem na okolicę. Szkoda tylko, że w ostatnich latach pszczoły nie mają się najlepiej. Albert Einstein twierdził, że „kiedy pszczoła zniknie z powierzchni Ziemi, człowiekowi pozostaną tylko cztery lata życia.” Dziś obserwujemy masowe ginięcia pszczół, z powodu chemicznych środków chemicznych jakie stosowane są na obszarach upraw rolniczych. Ekolodzy ostrzegają, że pszczoły są zagrożone, a wszystkiemu winien jest człowiek. Stwierdzenie Einsteina jest jak najbardziej prawdopodobne, gdyż tak jak powiedział Karol Darwin: „Skoro nie będzie pszczół, nie będzie też zapylania. Zabraknie więc roślin, potem zwierząt, wreszcie przyjdzie kolej na człowieka...” Dlatego pszczoły są tak ważne dla Ziemi? Bez owadów zapylających nie będzie roślin, a jeśli nie będzie przyrody wytwarzającej tlen, to i los człowieka będzie policzony. Szacuje się też, że pszczoły zapylają minimum 1/3 upraw żywności, a więc po unicestwieniu całej populacji pszczół nie będzie jabłek, gruszek, truskawek, pomidorów i wiele innych produktów sadowniczych i warzywniczych.
|
Kapliczka w Glisnem. |
W Glisnem kończy się nasza zimowa eskapada do Beskidu Wyspowego. Już zastanawiamy się jaka będzie następna. Czy zima ustąpi, czy góra będzie łatwiejsza, czy aura będzie równie łagodna i sprzyjająca?.. i czy znów będzie tak wspaniale? Lecz to nie od aury, nie od góry i trudności trasy przecież zależy - wiemy to wszyscy, że to zależy od nas samych, czy będziemy mówić o udanej wycieczce. Dzisiaj kolejny raz mieliśmy ogromną przyjemność wędrowania z ludźmi wyśmienitymi, którzy nie szczędzili sobie pomocy i wzajemnej życzliwości w górskich zmaganiach. Tacy ludzie są gwarantem, że nie tylko ta wędrówka, ale każda następna będzie udana.
Dziękujemy wszystkim uczestnikom wędrówki za cudnie spędzoną sobotę. Wspaniale mieć takich wyśmienitych przyjaciół na szlaku. Jesteście wyjątkową zbiorowością. Jesteśmy ludźmi różnych profesji i o różnorodnym usposobieniu. To często stanowi podłoże rozwarstwienia, ale w naszym przypadku w ogóle nie jest to dostrzegalne. Na trasie słyszeliśmy, jak ktoś odniósł się w pewnej kwestii do nas wszystkich określeniem „nasz klub”... i być może faktycznie tworzymy coś takiego jak nieformalny klub, który łączy nas we wspólnej pasji, ale chyba nie tylko. Zastanawialiście się na tym? Wydaje się nam, że najważniejsze w tym wszystkim jest zdaje się to co do siebie czujemy i to jakim zaufaniem, szacunkiem darzymy się wzajemnie. Żadne ramy organizacyjne tego nie sprawią, że będziemy się czuć razem dobrze, lecz wyłącznie my sami, dlatego dziękujemy Wam za to jacy jesteście.
Jesteście gotowi do następnej wędrówki? Tak?
No to niebawem wyruszymy. Następny cel to Szczebel.
Przepiękne zdjęcia :)
OdpowiedzUsuń