To już schyłek lata. Deszczem i wiatrem zaczynają sycić się góry. Jest jednak jakoś inaczej niż kiedyś. Nie zdążyliśmy nasycić się w pełni latem w 2022 roku. Przeminęło szybko i choć było trochę dni gorących, a nawet bardzo gorących, to jednak zbyt mało, aby połazić w krótkich spodenkach, pomoczyć nogi w morzu, czy choćby jednolicie pokryć brązem ciało. To śmieszne, lecz zdarzyło się to nam naprawdę, że jechaliśmy już na wybrzeże, gdy w stolicy postanowiliśmy przesiąść się w pociąg powrotny. Dlaczego? Ot, taka dziwna i zmienna pogoda nawiedza nas w tym roku. Miało być ciepło i słonecznie, a jak już wyruszyliśmy, okazało się, że jest pochmurnie i deszczowo. I jak tu coś planować! A jakie plany mamy na dzisiaj?
TRASA:
Popradské Pleso, zast. (1268 m n.p.m.)
Rozdroże przy Popradzkim Stawie (słow.
Rázcestie pri Popradskóm plese, 1500 m n.p.m.)
Rozdroże nad Żabim Potokiem (słow.
Rázcestie nad Žabím potokom, 1580 m n.p.m.)
Schronisko pod Rysami (słow.
Chata pod Rysmi, 2250 m n.p.m.)
Rysy (słow.
Rysy, 2499 m n.p.m.)
Schronisko pod Rysami (słow.
Chata pod Rysmi, 2250 m n.p.m.)
Rozdroże nad Żabim Potokiem (słow.
Rázcestie nad Žabím potokom, 1580 m n.p.m.)
Rozdroże przy Popradzkim Stawie (słow.
Rázcestie pri Popradskóm plese, 1500 m n.p.m.)
Szczyrbskie Jezioro (słow.
Štrbské Pleso),
Odbočka pri Heliose, 1350 m n.p.m.
|
Popradzkie Pleso - początek szlaku. |
Taką sobie tatrzańską wędrówkę podjęliśmy. Na dziewiątą z minutami przejeżdżamy do osady Popradzkie Pleso. Jest wesoło, choć pod gęstymi, nisko zawieszonymi chmurami. Ma jednak nie padać, może dopiero wieczorem, gdy temperatura spadnie, a wiatr przyniesie śniegowe chmury. Nas już tutaj jednak nie będzie. Idziemy żwawo dobrze znaną asfaltówką nad Popradzkie pleso, miejsce przez nas lubiane, znane i urocze. Wiele ciepłych wspomnień z nim wiążemy, którymi dzielimy się z innymi. Do węzła szlaków nad Popradzkim Stawem docieramy w mig, w godzinkę, która mija niepostrzeżenie. Tak to jest, gdy czas mija na radosnych i ciekawych rozmowach.
Popradzki Staw ze swoją bogatą turystyczną infrastrukturą jest świetnym punktem wypadowym na Osterwę, Koprowy Wierch, czy Rysy. Tym razem wybieramy się stąd po raz kolejny na Rysy. Szlak na Rysy od strony słowackiej uchodzi za łatwiejszy od tego po polskiej stronie i bezdyskusyjnie taki jest.
Z pewnością jest dość komfortowy, a tym samym pozwalający w dobrą pogodę na dość swobodną, lekką i przyjemną wędrówkę. Bez wysiłku jednak się nie obędzie, ale ten tylko spotęguje satysfakcję, którą przyniesie zdobycie tak wysokiej góry. Nie musimy jej zdobywać, aby ten dzień przyniósł nam radość. Trzeba umieć czerpać przyjemność z obcowania z naturą i fajnymi ludźmi.
Ruszamy dalej po krótkim postoju. Opuszczamy węzeł szlaków, przy którym każdy może doładować sobie plecaki dodatkowym bagażem o wadze 5-10 kg i wynieść go do Schroniska pod Rysami, aby w zamian otrzymać bezpłatny kubek herbaty. Na początku dróżka wiedzie lasem pełnym paproci, które przez parę chwil połyskują jasnością światła słonecznego, które przenika znad zawiesiny chmur do lasu. Potem chmury znów gęstnieją i ten poblask światła blednie. Chmury są wyżej niż prognozowano. Z lewej pięknie widać Grań Baszt (słow. hrebeň Bášt) - Mała Baszta (słow. Malá bašta), Pośrednia Baszta (słow. Predná bašta), Szatan (słow. Satan), a dalej pokazuje się Wielka Capia Turnia (słow. Veľká Capia veža). Za nimi w głębi przez dziurę w chmurach pokazuje się wierzchołek Koprowego Wierchu. Jest dobrze – aura nam sprzyja. Wnet drewnianym mostkiem przecinamy Żabi Potok. Zatrzymujemy się chwilkę, jak zawsze, jak wszyscy, bo takie jest tu pięknie i miejsca przy nim jest więcej, aby przysiąść i odpocząć. Tym razem nie siadamy jednak i zaraz idziemy dalej. Potok bryzgający o kamienie niknie nam z oczu za kosówką, lecz wciąż słyszalny jest dobrze. Mamy węzeł szlaków, z którego czerwone znaki kierują nas na północ. Szlak za niedługo doprowadza nas do kolejnego mostku nad Żabim Potokiem. Widzimy jak wyżej Żabi Potok błyskotliwie rozlewa się szerokim warkoczem na skałach. Zaczyna się ostrzejsze podejście, ale jego trudy znacznie łagodzą zakosy. W miarę zwiększania wysokości otwierają się nam szersze widoki. Jesteśmy coraz wyżej. Wydawało się, że na górnym piętrze Doliny Mięguszowieckiej, Dolinie Żabiej Mięguszowieckiej dotkniemy chmur, lecz te umykają nam wyżej, coraz wyżej.
|
Żabi Potok. |
|
Ścieżka do Doliny Żabiej Mięguszowieckiej. |
|
Porośnięty kosówką i trawami próg pod Doliną Hińczową. |
Krajobraz tej części doliny jest zupełnie inny niż ten, który zostawiliśmy niżej. Przy naszym szlaku zaczyna dominować szarość granitu. Nastrój surowości łagodzą nieco oczka Żabich Stawów, szczególnie ten największy z wysepką, której pilnuje wielka, kamienna żaba. Uśmiecha się spoglądając życzliwie w kierunku Rysów. Obchodzimy od prawej Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki (słow. Veľké Žabie pleso Mengusovské). Spoglądamy w górę ponad uskok, którego dotykają chmury. Za uskokiem mamy kolejne piętro Doliny Mięguszowieckiej, boczną jej odnogę o nazwie Kotlinka pod Wagą (słow. Dolinka pod Váhou). Na krawędzi uskoku widzimy przemieszczających się turystów. Jest ich wielu, ale kolejka pod drabinkami składa się zaledwie z kilku osób. Po minięciu stawów wspinamy się zakosami pod Kotlinkę pod Wagą. Nie tak dawno na najtrudniejszym fragmencie na uskoku rozdzielono szlak na dwie jednokierunkowe nitki, z których jedna służy do zejścia, a druga do wejścia. Wspinamy się zatem właściwym dla siebie torem, czyli drabinką umocowaną do skały po prawej, a powyżej kolejną drabinką ułożoną bardziej płasko. Dalej wzdłuż ciągu łańcuchów przesuwamy się w kierunku długiej półki znajdującej się już na skraju progu. Przez półkę wiedzie już jedna ścieżka wspólna dla wychodzących i schodzących, ale jest na tyle szeroka, że mijanie się nie sprawia emocji i problemów. Po za tym jest tutaj łańcuch, którego w każdej chwili można przytrzymać się, choć raczej jest przydatny, gdy skały są śliskie, mokre, oblodzone, bądź pokryte śniegiem. Dzisiaj jednak jest suchutko.
|
Wielki Żabi Staw Mięguszowiecki (słow. Veľké Žabie pleso Mengusovské). |
|
Wyspa na Wielkim Żabim Stawie Mięguszowieckim... |
|
...a na wyspie siedzi żaba. |
|
Spojrzenie na próg Kotlinki pod Wagą. Na progu widać turystów. |
|
Początek wspinaczki do Kotlinki pod Wagą. |
|
Ułatwienia na progu przed Kotlinką pod Wagą. |
|
Na krawędzi progu. |
Niebawem oddalamy się od krawędzi progu na lewo i podążamy w głąb Kotlinki pod Wagą. Kamienna ścieżka wynosi nas wyżej. Wnet przed sobą widzimy bramę z chorągiewek zawieszonych na rozciągniętej linie, a na skale stylizowaną tablicę z powitalnym tekstem „Witajcie w Wolnym Królestwie Rysów”. Obchodzimy od prawej głaz z powitalną tablicą i wtedy ukazuje się nam Schronisko pod Rysami (słow. Chata pod Rysmi) położone na wysokości 2250 m n.p.m. czyli najwyżej w Tatrach. Powyżej nas z lewej widać słynną sławojkę, ustawioną na krawędzi przepaścistej skały, chyba również niemającą konkurencji, jeśli chodzi o bezwzględną wysokość. Można zatem śmiało powiedzieć, że to ubikacja na najwyższym poziomie.
|
Powyżej krawędzi progu. |
|
Tablica i brama powitalna przed Wolnym Królestwem Rysów. |
|
Schronisko pod Rysami (słow. Chata pod Rysmi). |
W schronisku i wokół niego nie ma tłumów, ale ludzi jest na tyle sporo, że środku nie ma wolnych miejsc. Zasiadamy pod jego ścianą, od strony kuchni, skąd roznosi się kuszący zapach Česnekovej. Zadowalamy się jednak swoją przekąską.
O godzinie 13.10 kończymy przerwę. Kierujemy się na widoczną przełęcz Waga (słow. Váha; 2336 m n.p.m.), która odsłoniła się spod chmur. Wnet też odsłania się nam masyw Wysokiej (słow. Vysoká, 2559 m n.p.m.) wznoszącej się na prawo ponad przełęczą, jak też zbocze po lewej wznoszące się ku szczytom Rysów. Walery Eljasz-Radzikowski pisał o tej przełęczy, że „właściwą jej dano nazwę, bo za pośrednictwem niej ważą się między sobą dwa szczyty, Rysy z Wysoką”. Ścieżka z przełęczy skręca już prosto na Rysy. Widoki robią się emocjonujące, bo na południu kurtyna chmur odsłania się ukazując nam Kotlinę Popradzką, a za nią fragment grzbietu Niżnych Tatr. Na północy zaś o granie odbijają się chmury pchane przeciwnym wiatrem. Dwa wiatry spotkają się dzisiaj na tatrzańskiej grani i zastygają w cichym pocałunku. Dobrze dla nas, że nie dmucha, że wiatry nie walczą ze sobą na grani. Niezwykła aura zapanowała dzisiaj w Wolnym Królestwie Rysów.
|
Kotlinka pod Wagą. |
|
Nasz „domek” z 2019 roku. |
|
Za nami masyw Wysokiej, a widoczny jest Ťažký štít (2520 m n.p.m.) leżący w tym masywie. |
Podążamy na płaską grzędę odchodzącą od najniższego wierzchołka Rysów, bo ma ich aż trzy. Po lewej widzimy nasz „domek” z 2019 roku. Zmienił się trochę, bo kamienny murek ktoś nieco podwyższył i zabudował wejście. Po osiągnięciu wspomnianej grzędy czeka nas zejście, podczas którego koniecznie trzeba sobie pomóc rękoma. Fragment ten wymaga pewnych, choć nieskomplikowanych umiejętności wspinaczkowych, zarówno podczas zejścia, jak też w drodze powrotnej podczas wejścia. Widzimy stąd już pozostałe wierzchołki Rysów. Ten najwyższy wznoszący się na wysokość 2503 m n.p.m. leżący podobnie jak ten najniższy całkowicie po stronie słowackiej. Dalej zaś mamy bardziej oblegany przez turystów szczyt graniczny, wznoszący się na wysokość 2499 m n.p.m. stanowiący najwyższy punkt Polski. Tam właśnie zmierzamy, po zejściu z grzędy i podążając dalej w poprzek stromego zbocza. Tak przechodzimy pod najwyższym wierzchołkiem, a następnie kierujemy się w górę ku północnozachodniemu wierzchołkowi. Nie ma tu jednolitej ścieżki. Trzeba wyszukać optymalną dla siebie na szerokości zbocza.
|
Zbocze pod szczytami Rysów. |
|
Ostateczne podejście na graniczny szczyt Rysów. |
Spoglądamy w dół na jesienią zabarwione już doliny. U naszych stóp pięknym granatem mienią się Żabie Stawy. Widać stąd pięknie wszystkie trzy. Na szczyt Rysów docieramy o godzinie 14.10. Jest na nim dość swobodnie, choć ludzi jest niemało. Często bywa tu znacznie ciaśniej. Spotykają się na tym szczycie dwa szlaki, z Polski i Słowacji. Ten z polskiej strony jest zdecydowanie trudniejszy. Ten od słowackiej strony łatwiejszy. Często wchodzący od strony polskiej decydują się na zejście ze szczytu słowackim szlakiem, unikając tym samym trudnych mijanek na przepaścistych stokach po polskiej stronie. Przyjemnie było pojawić się znowu tutaj. Każde wejście na Rysy przynosi nam odmienne wspomnienia. Nie ma lepszych i gorszych, bo każde z nich wiąże się różnymi epizodami w naszym życiu. Są one niepowtarzalne, choć góra jest ta sama.
|
Widać stąd wszystkie oczka wodne w Dolinie Żabiej Mięguszowieckiej. |
|
Rysy po raz kolejny. |
|
Dolina Żabia Mięguszowiecka. |
|
Widok na główny, środkowy wierzchołek Rysów. |
O godzinie 14.55 żegnamy się z fenomenalnym pejzażem i szczytem. Schodzimy tą samą drogą, aż do Popradzkiego Stawu. Pięknie się zrobiło wokół. Przyroda daje nam dzisiaj niezapomniany spektakl. Zrobiło się cieplej, bardziej malowniczo. Wspaniale! I znów w jasnościach przebijającego się słońca dostrzegamy na halnych zboczach nadchodzącą jesień. Intensywnie rudzieją już górskie trawy. Szkoda, że lato było takie krótkie, ale jesień też jest piękna w Tatrach. Przeczekać tylko trzeba zbliżające się ochłodzenie i prognozowane opady śniegu (może gdzieś w naszych ładnych Beskidach). Słyszeliśmy, że opady śniegu mają nadejść już dzisiejszego wieczoru.
|
Trawers zejściowy z Rysów. |
|
Z powrotem przed grzędą. |
|
Widok na Mięguszowiecką Grań. |
|
Pożegnalne spojrzenie na wierzchołki Rysów. |
|
A to znów Ciężki Szczyt i Wysoka. |
|
Po pomostach na niższy poziom Doliny Mięguszowieckiej. |
|
Kładka nad Hińczowym Potokiem (słow. Hincov potok). |
|
Widok w stronę Doliny Złomisk (słow. Zlomisková dolina). |
Wieczór zapada już wcześnie, ale mamy jeszcze sporo czasu. Schodzimy powolutku i spokojnie. Bawimy się swoim zejściem. Radość wydobywa się z nas sama z pięknie spędzonego dnia. Od Popradzkiego Stawu podejmujemy szlak prowadzący do Szczyrbskiego Jeziora, skąd od godzinie 20.00 mamy zaplanowany odjazd do domu.
Jesteśmy zmęczeni, ale trudno nie być zmęczonym po takiej górze. Jesteśmy szczęśliwi, ale jak tu nie być po tak udanym dniu. Pogoda, wspaniała góra, radośni i życzliwi ludzie ze szlaku – więcej już właściwie nam nie trzeba. I jesienią, która zaraz nadejdzie też coś zaraz znajdziemy, Tatry, czy Beskidy, wszystko jedno, byle tylko dobrze się bawić, bo życie mknie do przodu, a gdy się skończy wszystko zostawimy tutaj, może za wyjątkiem wspomnień wspaniałych chwil, których zdążymy doświadczyć. Nie rezygnuj z tego, co życie oferuje ci najpiękniejszego.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz