To już dwunasty dzień od naszego wyjazdu z kraju. Dobiega końca nasza bałkańska wyprawa. Wspaniały czas dobiega końca, a przeleciał nam on jak strzała wystrzelona z łuku. Przeleciało, choć tak wiele mieliśmy niezwykłych przystanków. Za nami zdobyte góry, za nami starożytne miasta, rajski kanion Kalipso i uroki Riwiery Olimpijskiej. O oto nadszedł ostatni dzień słonecznej Grecji, stricte wypoczynkowy. Nasz cel to archipelag Sporad.
Elisabet w porcie Amaliapoli (Αμαλιάπολη).
Wyjeżdżamy z bazy wcześnie, jeszcze w nocy, bo dojechać musimy do portu Amaliapoli (Αμαλιάπολη) na archipelagu Sporady, a to około 2 godziny jazdy. Dojeżdżamy na kwadrans przed siódmą. W porcie jest tłumnie. Przyjechało kilka autokarów. Flota kapitana Kostasa liczy cztery statki. Bez obaw - wszyscy się zmieszczą i każdy znajdzie bez problemu swoje miejsce. Przypada nam statek „Elisabet 2”, na którym kapitanem jest syn kapitana Kostasa. Tłum rozmywa się wkrótce, pasażerowie rozpraszają się po pokładach. Na pokładzie mamy już wszystkich pasażerów i chyba wcześniej niż zwykle, kilka minut po ósmej cumy zostają wciągnięte na pokład. Odbijamy od lądu.
Ciepła bryza zaczyna muskać nasze policzki, rozwiewać włosy. Ociera się o powierzchnię wody, która powinna schładzać, ale wody greckich mórz są dzisiaj tak samo rozgrzane jak powietrze. Słoneczna Grecja, dokładnie taka jak na folderach turystycznych zachęcających do przyjazdu tutaj. Morze jest spokojne, ma ledwie sfalowaną powierzchnię. Zatoczka portowa, z której wypłynęliśmy znika nam niebawem z oczu. Widzimy jeszcze za miasteczkiem majaczące się w rozgrzanym powietrzu wzniesienia Mount Othrys, ale i te powoli nikną z horyzontu. Płyniemy na wschód, ku otwartemu morzu. Z lewej i prawej otaczają nas górzyste lądy. Z lewej tajemniczego Półwyspu Pelion, który tak naprawdę tworzą góry wyniosłe z morza, od których półwysep wziął nazwę. Posiada rzadką zabudowę, która połączona jest krętą drogą poprowadzona po stokach ponad lustrem morza. Podczas okupacji tureckiej ten niebyt dostępny region był swego rodzaju przechowalnią greckiej kultury. Według mitologii greckiej półwysep Pelion ten był siedzibą centaurów, a bogowie chętnie przybywali na niego, aby oddawać się ku swej uciesze przeróżnym zabawom. Z prawej strony mamy nabrzeże dużej wyspy Evia. W całej Grecji jest niezliczona ilość wysp. Nikt chyba nie wie ile dokładnie. Mówi się, że jest ich około 2500, z czego większość jest niezamieszkałych. Rozbieżność źródeł w tym względzie jest duża, ale przyjąć można, że około 200 tych wysp jest zamieszkałych. Górzystą wyspę Evia w większości pokrywa masyw Dhirfis. Wyspa znaną jest również pod nazwę Eubea. Utworzyć miała się podczas kłótni Posejdona z Zeusem, kiedy to wściekły Posejdon uderzył swoim trójzębem tak mocno, że od Tesalii i Attyki oderwała się ta wyspa. Od lądu wyspa ta oddzielona jest cieśniną Ewripos, która w najwęższym miejscu ma zaledwie 40 m szerokości. Ten wąski przesmyk oddzielający wyspę od lądu słynie z fenomenu. Głowił się nad nim już Arystoteles, próbując znaleźć wyjaśnienie, dlaczego woda przepływająca przez ten przesmyk zmieniają kierunek przepływu nawet kilka razy dziennie.
Flota Kostasa sunie do przodu rozcinając spokojne morskie wody. Kapitan zezwala nam zejść do maszynowni. Tam ogromny warkot silników wprawia w drżenie nasz kości. Czuć moc, dosłownie. W tym hałasie nie da się rozmawiać, nawet krzykiem. Wracamy na pokład, gdzie panuje spokój i rozkoszna błogość, muzyka, tańce, metaxa, a w powietrzu stado mew. Mewy z orlim wdziękiem szybują w tempie statków, wiedząc, że czeka ich poczęstunek z rąk turystów.
Widać już cel naszego rejsu – wyspę Skiathos. Prawdziwy raj na ziemi wypełniony sosnowymi lasami i inną bujną roślinnością. Jest jedną z najbardziej zielonych wysp greckich. Wpływamy do urokliwego portu, cumujemy o godzinie 11.50. To miejsce niezwykle różnorodne, wypełnione ciasną zabudową uroczych białych domów z czerwonymi dachówkami, wśród której ciasne uliczki prowadzą do urokliwych i zacisznych zakątków, kolorowych ogrodów, do pachnących lasów sosnowych, ale też licznych barów, tawern i kafejek. Stolicą wyspy jest osada Skiathos sięgająca wybrzeża i dwóch wzgórz. Na każdym z nich stoi kościółek, a na jednym dodatkowo wieża zegarowa, który jest znakomitym punktem widokowym. Główna arteria ulica Skiathos to deptak Papadiamanti, obstawiony sklepami, kawiarniami i restauracjami. Jej nazwa wzięła się od Aleksandrosa Papadiamantisa – wielkiej postaci greckiej literatury, który za życia mieszkał i tworzył na Skiathos.
Na wyspę Skiathos można dostać się statkiem, tak jak my, ale oprócz portu morskiego jest też tutaj niesamowicie położony port lotniczy. Pas startowy jest tu wyjątkowo krótki i wąski, z obu stron sięga morza. Samoloty lądują dosłownie kilka metrów nad głowami plażowiczów i gapiów. To właśnie też jest niecodzienną atrakcją wyspy. Na drodze tuż przy lotnisku można codziennie zobaczyć wielu turystów z aparatami fotograficznymi, chcących uwiecznić lądowania samolotów z niebywałej perspektywy.
Skiathos imponuje urozmaicona linią brzegowa. Dociera to do nas niedługo po tym, jak opuszczamy port Skiathos. Odpływamy o godzinie 14.00. Wyspa Skiathos posiada ponad 60 plaż, które powodują podziw ze swoim biało złotym piaskiem i krystalicznie czystą wodą. Piękna sceneria tych plaż, zarówno tych popularnych i bardziej zatłoczonych, jak też tych mniej znanych, ukrytych wśród poszarpanej linii brzegowej, mieni się jak największy klejnot Morza Egejskiego. Naszym drugim celem jest Koukounaries Beach, gdzie zatrzymamy się na plażowanie. Należy ona do najpiękniejszych plaż na Morzu Śródziemnym, a słynie z niezwykłego piasku, nazywanego złotym piaskiem, który skrzy w słońcu na skutek drobinek miki. Plaża graniczy z terenem pięknej laguny Strofyliás, który upodobały sobie łabędzie i kaczki. Do przystani plaży Koukounaries dobijamy o godzinie 14.40. To już popołudnie, ale greckie słońce wciąż przypieka. Trzeba uważać. Woda jest nadzwyczaj cieplutka, jakby ktoś ją podgrzewał. Jej silniejsze zasolenie sprawia, że można swobodnie położyć się na jej powierzchni i dać się ponieść wodzie. I ten oszałamiający jej kryształ – trudno uwierzyć w istnienie tak bajecznego zakątka.
Koukounaries.
Gdy zbliża się siedemnasta wzywają nas z powrotem na pokład. Czas wracać do macierzystego portu, z którego o poranku wypłynęliśmy na ta fenomenalny rejs. Czym byłaby dla nas Grecja, gdybyśmy nie zobaczyli jej wyspiarskiego charakteru. Zaczyna nas żal ogarniać ze zbliżającego się końca tej przygody. Spoglądamy na rufie w oddalającą się wyspę, a gdy widzimy już tylko jej zarys na morskim horyzoncie, dopada nas wątpliwość, czy istnieje ona naprawdę, czy naprawdę byliśmy na niej.
Kapitan wraz z załogą pilnuje, aby tak jak podczas całego dotąd rejsu nie zamilkła zabawa przy dźwiękach syrtaki, aby greckim tańcom nie było końca, aby ogromne butelki tradycyjnego greckiego napoju ouzo, czy metaxy nie miały dna. Stwarzają wspaniałą atmosferę, obdarzając typową grecką gościnnością, czy wręcz rodzinnością. Rytmy Zorby, nauka greckich tańców, mewy ponad nami i delfiny pluskające obok burty, i ta pachnąca morska bryza – jakże nam będzie pożegnać się z tym. Jak to się jednak mówi – wszystko co piękne kończy się szybko. A na pokładzie świetna zabawa trwa do ostatnich chwil rejsu, serwują nam taką zapewne byśmy jeszcze bardziej zatęsknili, gdy odjedziemy stąd. Nie musieli jednak tego robić.
O godzinie 19.20 podróż dobiega końca. Zostawia nam ona niezapomniane wspomnienia. Na pokładzie robi się pusto i trochę smutno. Opuszczamy pokład jako ostatni pasażerowie. Słońce i czyste, błękitne niebo wciąż zniewalają. Nie ma jednak wyjścia trzeba odjeżdżać do bazy w Panteleimonas. Niestety, ostatnia nocka tam nas czeka.
Elisabet Cruises.
Latarnia morska Faros (gr. Φάρος Γεροπλίνας).
Αgia Κyriaki (gr. Αγίας Κυριακής).
W maszynowni.
Góry Pelion i grzbiet Evzonos (gr. Εύζωνος; 644 m n.p.m.)
Zabawa na pokładzie.
Degustacja Metaxy.
Nadlatują.
Mewy.
Przed nami wyspa Skiathos.
Wiatr we włosach.
Achladies beach (gr. Αχλαδιές παραλία).
Miasto Skiathos.
Skiathos, a powyżej Mitikas (433 m n.p.m.)
Cumujemy.
Na końcu pasa startowego portu lotniczego Skiathos - czekamy na samolot.
Pas startowy portu lotniczego Skiathos.
Na falochronie.
Uliczki Skiathos.
Wieża zegarowa.
Kościół Zgromadzenia Agios Nikolaos (gr. Άγιος Νικόλαος).
Panorama miasta i portu.
Punt widokowy.
Kościół Panagía Limniá (gr. Παναγία Λιμνιά) zbudowany w 1837 roku.
Wieża zegarowa.
Zejście z punktu widokowego.
Uliczki Skiathos.
Odpoczynek w cieniu drzewa.
Przystań portowa.
Port Skiathos.
Kościół Panagía Limniá (gr. Παναγία Λιμνιά) zbudowany w 1837 roku.
Skiathos - punkt widokowy z wieżą zegarową widoczny z morza.
Odpływamy od miasteczka Skiathos.
Prom.
Wybrzeże Skiathos.
Przez iluminator widok na wysepkę Maragos Skiathou.
Przystań Koukounaries.
Łabędzie.
Plaża Koukounaries.
Woda kryształ.
Koukounaries.
Sjesta.
Kończymy plażowanie.
Statki Kostasa zacumowane przy przystani Koukounaries.
Widok z morza na plażę Koukounaries.
Flota Kostasa na morzu.
W sterówce z kapitanem.
Przed nami zatoczka.
Wpływamy do lazurowej zatoki.
Lazurowa woda nad rafami.
Statki Kostasa.
Żaglówka i wodolot.
Łódź.
U góry wioska Trikeri (gr. Τρίκερι) na półwyspie Pelion.
Świetna fotorelacja. Zachęciliście mnie do rejsu na Skiathos. Już na https://skiathos.pl/ sporo czytałem o tej wyspie, ale przez Was zdecydowałem, że muszę tam zabrać swoją rodzinę.
Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.
Świetna fotorelacja. Zachęciliście mnie do rejsu na Skiathos. Już na https://skiathos.pl/ sporo czytałem o tej wyspie, ale przez Was zdecydowałem, że muszę tam zabrać swoją rodzinę.
OdpowiedzUsuń