Chmury zawisły nad bieszczadzkimi dolinami, skryły leśne szczyty. Wyglądają jakby miało z nich zaraz popadać. Północne stoki pasma granicznego pokrywa nieduża warstewka śniegu mokrego, bo temperatura jest dodatnia. Nieszczelna biel pokrywa tylko runo leśne, bo buki są wolne od liści i od śniegu. Przyroda czeka już na zimę w stu procentach przygotowana na jej bezwzględną surowość. Nie boi się już chłodów, mrozów i wiatrów.
TRASA:
Roztoki Górne (685 m n.p.m.)
Przełęcz nad Roztokami Górnymi (słow.
Ruské Sedlo; 801 m n.p.m.)
+
Rypi Wierch (słow.
Rypy; 1003 m n.p.m.)
+
Sinkowa (słow.
Šipková; 995 m n.p.m.)
+
Stryb (1011 m n.p.m.) - Przełęcz Pryslipce (831 m n.p.m.) - Roztoki Górne (685 m n.p.m.)
OPIS:
W listopadową aurę jeszcze nie dane nam było wędrować bieszczadzkimi ścieżkami, zupełnie opustoszałymi. Na szlaku łatwiej jest teraz spotkać niedźwiedzia niż innego człowieka. W przeszłości niedźwiedź zasiedlał obszar całego kraju, konkurując z człowiekiem o tereny siedlisk. Polowania unicestwiały go jednak stopniowo, a przed końcem XIX wieku niedźwiedź został wytępiony niemal na całym obszarze Polski. Jedyną jego ostoją pozostały Karpaty. Dzisiaj nie wiadomo ile ich jest. Podawane liczby bieszczadzkiej populacji w Polsce są bardzo rozbieżne... 20, 60, a może nawet 80 sztuk. Kalkulacje jednak skłaniają się ku tych najniższych liczbach, ale też pewne jest, że największą ostoją niedźwiedzia nadal są Bieszczady i to te rzadziej uczęszczane przez człowieka, do których zaliczyć należy pasmo graniczne na które dzisiaj podążamy. O tej porze roku, jesienią, niedźwiedzie preferują starodrzewia bukowe, gdzie mają jeszcze duże ilości pożywienia i mogą się najeść przed zimą.
|
Roztoki Górne. |
O godzinie 9.20 ruszamy z Roztok Górnych asfaltową drogą w kierunku granicy. Roztoki Górne to obecnie niewielka osada, składająca się zaledwie z kilku domów. Była lokowana w 1559 roku na prawie wołoskim jako wieś królewska. Leżała na ważnym szlaku handlowym przechodzącym przez pobliską Przełęcz nad Roztokami Górnymi, zwaną dawniej Bramą Ruską (Porta rusica). Roztoki Górne były wsią bojkowską leżącą na pograniczu z łemkowszczyzną. Za taką ją uważano, choć w znacznym stopniu obie kultury silnie przenikały się tutaj wzajemnie.
Kilkakrotnie w swojej historii wieś wyludniała się. W 1665 roku opustoszała najprawdopodobniej w wyniku najazdu wojsk Rakoczego. W 1686 roku na wieś napadła banda węgierskich tołhajów, która spaliła jej zabudowania i wymordowała mieszkańców. Od tamtego czasu aż do końca XVIII wieku miejsce to było bezludne. Nowi osadnicy pojawili się tu dopiero w czasach zaboru austriackiego. Zdecydowano wówczas, że Roztoki będą przysiółkiem Solinki. Po drugiej wojnie światowej wieś znów została wyludniona. Zniknęła jej zabudowa. Te kilka obecnych zabudowań wsi powstało w latach 60-tych XX wieku.
Idziemy wzdłuż potoku Roztoczki, który swe źródła ma pod przełęczą. O godzinie 9.45 docieramy na Przełęcz nad Roztokami Górnymi (słow. Ruské Sedlo; 801 m n.p.m.). Kończy się tutaj asfaltowa droga. Jej przedłużeniem jest droga gruntowa schodząca na stronę słowacką do nieistniejącej wsi Ruské.
|
Droga z Roztok Górnych na Przełęcz nad Roztokami. |
|
Przełęcz nad Roztokami Górnymi (słow. Ruské Sedlo; 801 m n.p.m.). |
Krótka przerwa na przełęczy przed zmianą szlaku i po kilku minutach idziemy dalej granicznym szlakiem. Przez pas graniczny wiodą czerwone znaki słowackiego szlaku i niebieskie polskiego. Od Przełęcz nad Roztokami Górnymi kierujemy się na zachód. Dróżka pokryta mokrymi liśćmi zrywa się w górę stoku. Ścieżkę otaczają skrawki śniegu. W miarę nabierania wysokości co raz bardziej wnikamy w chmurę ogarniającą wzniesienie. Robi się chłodniej. Widoczność jest ograniczona, ale idąc pasem granicznym trudno zgubić szlak. Mijamy kolejne słupki graniczne. Nabieramy wysokości. Drzewa zasłaniają się mglistością. O godzinie 10.30 osiągamy pierwszy wierzchołek na naszym szlaku - Rypi Wierch (1003 m n.p.m.).
|
Podejście na Rypi Wierch. |
|
Mgły. |
|
Graniczny szlak. |
|
Rypi Wierch (słow. Rypy; 1003 m n.p.m.). |
Nieco stromo, ale krótko schodzimy z Rypiego Wierchu. Grzbiet ciągnie się dalej w miarę płasko. Na płaskim kamieniu po prawej zauważamy garść zardzewiałych łusek. Ktoś żartem mówi, że to robota niedźwiedzia, który ułożył je po to by nas odstraszyć od jego rewirów. Idziemy dalej. Od południa stok jest teraz bardzo stromy. Kolejne wypiętrzenie na grzbiecie to Sinkowa (995 m n.p.m.), które przechodzimy o godzinie 11.05. Grzbiet staje się szerszy. Kilka minut marszu od szczytu Sinkowa rozkłada się widokowa polana z widokami na południe. Choć nieco przejaśnia się, a może nawet słońce zdaje się trochę przenikać do nas, to widać z tego miejsca jedynie kontury najbliższych wzniesień. Za polaną mamy zalesiony wierzchołek o nazwie Manewa (1020 m n.p.m.), który nie na każdej mapie jest zaznaczany.
|
Łuski. |
|
Odcinek ze stromym południowym stokiem. |
|
Sinkowa (słow. Šipková; 995 m n.p.m.). |
|
Sinkowa (słow. Šipková; 995 m n.p.m.). |
|
Widokowa polana przed Manewą. |
|
Manewa (1020 m n.p.m.) ze szlaku. |
Dalej podążamy dość szerokim traktem, jakby aleją pośród drzew lasu zmierzamy prosto na Stryb. Mgły snują się przez las, tworząc niesamowity klimat. Około 11.45 wychodzimy na polanę rozciągającą się od wierzchołka Stryba. Łatwo można zauważyć, że polanę tą czeka niechybnie zatracenie. Zarośnięta jest już silnie borówczyskami, pokrywa się samosiejkami. Dokładnie w południe zdobywamy najwyższą kulminację dzisiejszego dnia - Stryb (1011 m n.p.m.). Zrzucamy plecaki.
|
Aleja pośród drzew lasu. |
|
Polana szczytowa na Strybie. |
|
Stryb (1011 m n.p.m.). |
Ryszard z grupą daje sygnał, że minął już Czerenin, czyli szczyt znajdujący się blisko 5 km dalej. Idą w sześcioosobowym składzie wydłużonym wariantem do Maniowa. Muszą mieć większe tempo od naszego. W przeciwieństwie do nich mamy więcej czasu na posiedzenie sobie na szczycie. Po przerwie postanawiamy zejść ze Stryba nie tym samym szlakiem co przy wejściu, lecz starym szlakiem schodzącym na Przełęcz Pryslipce, znajdującą się pod masywem Hyrlatej.
Wpierw musimy wycofać do z powrotem na wschód do lasu, skąd niegdyś niebieski szlak schodził po północnym stoku. Dzisiaj znaków tamtego szlaku oczywiście już nie ma, ani widocznej ścieżki. Poruszamy się na azymut, aż do napotkania drogi leśnej. Dalej tą drogą dochodzimy na samą przełęcz. Na przełęczy teren jest nieco podmokły, ale da się ominąć grząskości. O godzinie 12.55 Przełęcz Pryslipce (831 m n.p.m.), mamy już za sobą i stoimy na znajdującej się kilkadziesiąt metrów dalej gruntowej drodze, która łączy Solinkę i Roztoki Górne. Skręcamy na tej drodze w prawo. Idziemy na wschód, wygodnie zmierzając prosto do Roztok Górnych.
|
Wycofujemy się na wschód do lasu. |
|
Zejście na Przełęcz Pryslipce. |
|
Szczęśliwi, nie zjedzeni przez niedźwiedzia na drodze przed Roztokami Gónymi. |
Droga spokojnie schodzi w dół. Z lewej mamy wzniesienie Kiczerki (911 m n.p.m.) wchodzące w skład masywu Hyrlatej. Z prawej zaś możemy popatrzeć sobie na graniczny grzbiet, po którym podążaliśmy przed południem. Na wprost nas w chmurach jawią się stoki masywu Jasła. Wkrótce wychodzimy na otwarty obszar Roztok Górnych. Mijamy rozlewiska z bobrzymi tamami. Przechodzimy mostem nad potokiem Ksenia i o godzinie 13.35 docieramy na węzeł dróg w Roztokach Górnych.
|
Droga do Roztok Górnych. |
|
Bobrza tama w Roztokach Górnych. |
|
Rozlewiska w Roztokach Górnych. |
|
Roztoki Górne. |
Część osób jest już autokarze. Czekamy jeszcze na osoby, które wracały ze Stryba przez Przełęcz nad Roztokami. Ostatnia osoba dociera pół godziny po nas. Wiemy już, że Rysiek z grupą będzie 5 minut później w Maniowie. Idealna synchronizacja. Jedziemy po nich, a potem już w komplecie udajemy się do Cisnej.
W Cisnej wstępujemy na kawę do „Siekierezady”. Pośród miejscowych zakapiorów, wśród mnóstwa biesów i czadów poszukujemy legendarnych bieszczadzkich Dusiołków. Ponoć spełniają marzenia. Znane są ze słowiańskiej mitologii jako istoty złośliwe, wysysające szczęście z ludzi, ale te bieszczadzkie są zupełnie inne. Niewielkie, kanciaste, długonose i brodate, w drewnie rzeźbione zaczepione na rzemyku pełnią rolę talizmanu. Wystarczy o północy ścisnąć takiego Dusiołka w lewej dłoni, uklęknąć na lewe kolano i pomyśleć sobie życzenie. Spełni, ale pod warunkiem, że Dusiołka nie będziemy trzymać zbyt długo przy sobie. Przed upływem roku trzeba go podarować komuś innemu, aby wymarzone życzenie nie odwróciło się przeciwko nam.
Żegnamy kolejny dzień i Bieszczady dzikie, momentami tajemnicze i chyba jeszcze nie do końca odkryte. Powrócimy do nich jutro, w poszukiwaniu spokoju, harmonii, zjednoczenia się z naturą, czyli tego wszystkiego co odnaleźli ludzie żyjący tu od pokoleń.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz