Twoja przystań przed kolejną wędrówką i dziennik turystycznych przedsięwzięć.

niedziela, 16 listopada 2014

„Spacerkiem” na Luboń Wielki (Waldemar Ciszewski)

Inaczej niż zwykle. Ruszamy z eMDeA,
I do Lubnia podróż sześć kwadransów potrwa.

    Tutaj każdy „Wędrowiec” z wypchanym plecakiem,
    Wyrusza na trasę nowym czarnym szlakiem.

Celem naszym będzie – i tutaj zabłysnę,
Poprzez górę Szczebel, znana Przełęcz Glisne!

    Były takie myśli: „Sprostamy zadaniu?
    Przez Szczebel i Glisne stanąć na Lubaniu?”

Lubań leży w Gorcach, a to Luboń Wielki…
Usłyszałem przyganę koleżanki Elki!

    Czy to Luboń czy Lubań? Lecz go trzeba zdobyć,
    Więc nie ma co „afery” z tej przyczyny robić!

Na wybranej trasie mamy niezły „mebel”
- bardzo strome podejście na szczyt góry Szczebel.

     Potem dużo łatwiej, nawet dla gamonia,
     Zejść na Przełęcz Glisne w kierunku Lubonia.

Pogoda nam sprzyja, deszcz nie pokrapuje!
„Spacer” w tych warunkach lepiej nam smakuje.

     Postój przy kapliczce, na pierwsze śniadanie,
     W plecaku bagażu nieco mniej zostanie.

A potem pod górę, bez przerwy pod górę,
By po drodze minąć gdzieś „lodową” Dziurę,

     Ostatnim wysiłkiem (tracąc prawie życie)!
      Całą grupą w komplecie stajemy na szczycie.

(Pewien gość powiedział, że będzie „lajtowo”,
On za to „lajtowo” to oberwie zdrowo!)

      Chwila odpoczynku, no a potem z górki,
      Na następną górę zaostrzyć pazurki.

Bo podejście na Luboń znowu strome będzie,
I wody z organizmu dużo nam ubędzie!

      Było bardzo ciężko, straszna była męka!
      Bo czy ktoś uwierzy, że i Prezes kwękał?

Lecz szczyt coraz bliżej, powiem całkiem blisko,
Widać wieżę TV i piękne schronisko.

      Nie wiem czy słów starczy? Chyba będzie mało!
      By zdać Wam relację, co się potem działo!

Bo po odpoczynku naszła nas pokusa,
By śpiewać i tańczyć w boskim rytmie bluesa!

      Ale występ dała?! Gwiazdą była Ona!
      Chociaż Babka wnukom – młodzieńcza Iwona!

Ale reszta grupy też nie odstawała!
Występ na miarę Sopotu w tym schronisku dała!

       Widzicie z opisu, więc Was nie zaskoczy,
       Że zakończyliśmy, gdzieś, o drugiej w nocy…

Potem nocleg grupowy. (Kąpieli nie było!)
Lecz chociaż bez wody, ale było miło !

       Przebudzenie w niedzielę (chyba) ciężkie było?
       Ale wspólne śniadanie „imprę” zakończyło.

Potem zejście do Rabki. To było „lajtowe”…
Więc Jacek Wiechecki uratował głowę!

Luboń Wielki - 15/16 listopad 2014 r .
Aktywny uczestnik wycieczki - Waldemar Ciszewski.

GALERIE FOTOGRAFICZNE:
O poranku na Luboniu Wielkim

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Cieszymy się, że tu jesteś! Mamy nadzieję, że wpis ten był ciekawy i podobał Ci się. Jeśli tak, to będzie nam miło, gdy podzielisz się nim ze znajomymi albo dasz nam o tym znać komenterzem. Dzięki temu będziemy wiedzieć, że warto dalej pisać.