Smutno żegnać się z cudownym zakątkiem w tak piękny, słoneczny dzień. Koniaków oczarował nas, a czas bardzo szybko nam tu zleciał - zbyt szybko. Jeszcze nie wyjechaliśmy stąd, a już odzywa się z głębi głos tęsknoty. Natura musiała upodobać sobie szczególnie tą okolice, bo niebiańsko ją ukształtowała. Osiedli tu ludzie szczególni, potrafiący żyć w harmonii z przyrodą i z niespotykanym poszanowaniem tradycji. Niestety czas już wracać.
Zaglądamy jeszcze do bacówki, by pożegnać się i zrobić ostatnie zakupy do domu, po czym mieliśmy po prostu wsiąść w autobus i odjechać, ale nie zrobiliśmy tego. Dzień jest zbyt piękny, by tak szybko opuścić tą malowniczą okolicę, dlatego zrobimy to pieszo. Na własnych nogach podążymy do Istebnej, z której wywodzą się rdzenni mieszkańcy Koniakowa. To właśnie stamtąd pochodzą pierwsi osadnicy którzy wybudowali swoje domy na stokach Ochodzitej, wkomponowując gospodarkę pasterską w tutejszą przyrodę.
TRASA:
Koniaków - Istebna
OPIS:
O godzinie 10.45 zaczynamy schodzić w dół grzbietu odchodzącego od Ochodzitej korzystając z pobocza drogi wojewódzkiej drogi nr 943. Mieszamy się z mieszkańcami podążającym właśnie na sumę. Wielu z nich występuje w tradycyjnych strojach góralskich. Kilka minut później przechodzimy obok kościoła św. Bartłomieja Apostoła. Przygrywa pod nim orkiestra koniakowskich strażaków uświetniając rozpoczynające się nabożeństwo.
Przy kościele droga skręca na lewo, a nieco dalej zmniejsza swoje nachylenie. Spoglądamy przez lewe ramię na kopułę Ochodzitej, która sprawiła nam tyle satysfakcji i radości wspaniałą beskidzką panoramą. Od dziś nazywać ją będziemy najpiękniejszą beskidzką księżniczką.
|
Ochodzita (895 m n.p.m.). |
Idąc dalej powoli zmieniamy kierunek marszu na północno-zachodni. O godzinie 11.05, tuż przed silniejszym obniżeniem terenu, droga dwoma zakosami gwałtowniej obniża się, po czym lekko pnie się przechodząc w trawers Złotego Gronia (710 m n.p.m.). Koniaków jest najwyżej położoną wsią w całym Beskidzie Śląskim i dopiero tutaj, przed zakrętem w lewo wprowadzającym na pierwszy wspomniany zakos schodzimy na wysokość poniżej 700 m n.p.m.
|
Wojewódzka droga nr 943 w Koniakowie. Ostatnie chwile na wysokości powyżej 700 m n.p.m. |
Mimo wytracania wysokości widoki mamy wciąż przednie. Fascynująco wyglądają stąd tereny Jaworzynki na południu, jak też dolina Olzy i zamykający ją od północy grzbiet odchodzący od Baraniej Góry. Na grzbiecie tym widzimy znane polany z przysiółkami Istebnej: Stecówka i Pietraszonka. Otaczająca panorama jest niezrównanie śliczna, warta spaceru nawet wzdłuż ruchliwej szosy.
Jaworzynka to miłe wspomnienie naszej wędrówki na Trójstyk granic polskiej, czeskiej i słowackiej. Było to już 2 lata temu, a wydaje się wciąż takie bliskie, szczególnie jak teraz patrzymy w tamtym kierunku. Widać tam bezleśny Wawrzaczów Groń (687 m n.p.m.), a bardziej na prawo masyw Girowej (czes. Gírová, 840 m n.p.m.), gdzie gościny udzielają dwa sympatyczne schroniska: Chata Gírová i Chata Studeničné. Za Girową widać znacznie wyższy masyw Wielkiego Połomu (czes. Velký Polom, słow. Veľký Polom, 1067 m n.p.m.). Zaś na prawo dolinę Łomnej (czes. Lomná) otoczonej wzniesieniami naszej niedawnej, majowej wędrówki. Dalej za nią piętrzy się najwyższa w Beskidzie Śląsko-Morawskim - Łysa Góra (czes. Lysá hora; 1324 m n.p.m.), z którą również łączymy miłe wspomnienia.
O godzinie 11.20 docieramy pod Zajazd „Beskid”, gdzie znajduje się również przystanek autobusowy. Z drogi krajowej odbija tutaj na prawo szosa na którą skręcamy. Po dwóch minutach marszu, po lewej mijamy kościół ewangelicko-augsburski wybudowany w latach 1927-30. Zaraz dalej szosa zaczyna trawersować północne zbocza Złotego Gronia (710 m n.p.m.).
|
Z drogi krajowej odbija tutaj na prawo szosa na którą skręcamy. |
W Istebnej napotykamy wiele starych góralskich domów. Jednak najlepiej zachowanym przykładem starodawnego budownictwa góralskiego domu mieszkalnego jest Kurna Chata „U Kawuloka”. Docieramy pod nią o 11.25. Wybudowana została w 1863 roku i należy obecnie do najcenniejszych obiektów w Beskidzie Śląskim. Jest to tzw. „kurlawa” chata (zwana też kurną chatą), charakteryzująca się tym, iż nie posiadała kominów, a dym wydobywał się na izbę w której stał „piec kurlawy”. Była to oszczędność, gdyż za komin obowiązywała wówczas roczna opłata równa wartości jednej krowy. Zachowała ona oryginalny układ wnętrza - dwie izby po bokach i sień pomiędzy nimi. Z sieni drewniane schody prowadzą na strych.
|
Przed Chatą „U Kawuloka” (to ta druga z lewej). |
Podłogi izb są „delowane”, czyli wyłożone deskami. Starsze i biedniejsze chałupy miały podłogi z ubitej gliny. We wnętrzach mamy tradycyjne meble i sprzęty, takie jak ławy, zydle, drewniany stół z kamiennym blatem, łóżka, półki, skrzynie, kredens, łyżki, naczynia domowe i pasterskie, narzędzia i sprzęt gospodarczy, a nawet stare narty. Ściany zdobią szeregi obrazów. W Chacie Kawuloka zgromadzono również kolekcję dawnych instrumentów muzycznych: gajdy, rogi pasterskie, piszczołki, trombity, fujarki, okaryny.
|
Kurna Chata „U Kawuloka”. |
Zwiedzanie Kurnej Chaty „U Kawuloka” kończymy o godzinie 11.45. Zwykle trwa ono dłużej i okraszone jest barwnymi opowieściami o dawnych czasach i prezentacją gry na starych instrumentach przez kustosza. Wystarczy tylko wcześniej zapowiedzieć się telefonicznie.
No to idziemy dalej w kierunku centrum Istebnej. Znów pośród nowych domów odnajdujemy kilka starszych drewnianych góralskich chat. Po kilkunastu minutach jesteśmy już pod znaną Karczmą „Leśniczówka”, za którą stoi budynek urzędu gminy i pawilon handlowy „U Gazdy”. Gdzieś tutaj schodzimy na wysokość mniejszą niż 600 m n.p.m. Mijamy duży obelisk upamiętniający bohaterów walk o wolność poległych w latach 1939-1945, ufundowany przez mieszkańców Istebnej, Jaworzynki i Koniakowa. Kilkadziesiąt metrów dalej mamy już skrzyżowanie z drogą wojewódzką nr 941, która poprzez Przełęcz Kubalonka biegnie z Istebnej do Wisły i dalej do Ustronia i Skoczowa. Przechodzimy na drugą stronę tej drogi, gdzie stoi kościół pw. Dobrego Pasterza.
|
W drodze do centrum Istebnej. |
|
W drodze do centrum Istebnej. |
|
W drodze do centrum Istebnej. |
|
Karczma „Leśniczówka”. |
Przed kościołem po prawej stronie znajduje się zabytkowy budynek dawnej szkoły z 1819 roku. Mieści się w nim obecnie m.in. Gminny Ośrodek Kultury, gdzie obejrzeć można ekspozycję twórczości regionalnej, w tym również mnóstwo przepięknych koronek. Jest co oglądać, lecz najbardziej dziś interesuje nas jeden eksponat dla którego należało opróżnić całe jedno pomieszczenie. Jest to rekordowa koniakowska koronka - największa na świecie. Powstawała ona od kwietnia tego roku, a pracowało nad nią 5 koronczarek zużywając 50 km nici. Składa się z 5 tysięcy elementów, waży 5 kilogramów, a rozciągnięta liczy 5 metrów średnicy. Po raz pierwszy zaprezentowaną ją publicznie tydzień temu, w niedzielę 18 sierpnia, na zakończenie XI Dni Koronki Koniakowskiej. Nie mogliśmy przyjechać na jej premierę, ale udało się ją dopaść w Istebnej, gdzie jest prezentowana dopóki nie wyjedzie w świat, który takiego cuda jeszcze nie widział. Niezwykła drobiazgowość motywów roślinnych, misterność i kunszt wykonania połączona z tak ogromną powierzchnią koronkowej serwety robi wrażenie, a nawet wykracza poza ludzką wyobraźnię. Dlatego warto ją zobaczyć na własne oczy.
|
Ekspozycja koniakowskich koronek w Gminnym Ośrodku Kultury w Istebnej. |
|
Gminny Ośrodek Kultury w Istebnej. Największa koniakowska koronka (5 metrów średnicy). |
Pozostała nam jeszcze wizyta w obiekcie silnie związanym z największymi lokalnymi artystami, a jest to oczywiście kościół pw. Dobrego Pasterza. Wybudowany został w latach 1792-94. Jego wnętrze emanuje niespotykanym artyzmem i magnetyzującą estetyką. Prawie wszystkie jego elementy wykonane zostały przez wybitnych lokalnych artystów: Jana Wałacha i Ludwika Konarzewskiego (seniora).
|
Kościół pw. Dobrego Pasterza w Istebnej. Widok na ołtarz główny. |
|
Ołtarz główny. |
Ołtarz główny wykonany przez Konarzewskiego otoczony jest rzeźbami 12 apostołów. Wieńczy go sylwetka orła z koroną na głowie i adorujący aniołowie pod figurą Matki Boskiej Częstochowskiej. W centrum ołtarza znajduje się obraz przedstawiający Dobrego Pasterza na tle istebniańskiego krajobrazu, namalowany przez Wałacha. Dziełem Konarzewskiego są również stalle stojące przy bocznych ścianach prezbiterium - jedną przyozdobił insygniami papieskimi, a druga godłem państwowym. Artysta ten wykonał również balustradę, ambonę przypominającą kształtem łódź Piotrową, chrzcielnicę o kształcie muszli wynoszonej przez ryby na powierzchnię wody, nad którą znajduje się efektowna rzeźba obrazująca chrzest Jezusa w Jordanie. Wszystkie wymienione elementy zostały wykonane w drewnie.
|
Ambona przypominającą kształtem łódź Piotrową.
Z prawej widać stallę przyozdobioną insygniami papieskimi. |
|
Chrzcielnica o kształcie muszli wynoszonej przez ryby na powierzchnię wody.
Z lewej widać stallę przyozdobioną godłem państwowym. |
|
Rzeźba obrazująca chrzest Jezusa w Jordanie nad chrzcielnicą. |
Po bokach znajdują się mniejsze dwa ołtarzyki. Jeden z obrazem Maksymiliana M. Kolbe w pasiaku autorstwa Jana Wałacha i rzeźbą św. Józefa wykonaną przez Ludwika Konarzewskiego (juniora). Drugi z obrazem przedstawiającym Dobrego Łotra na krzyżu autorstwa Ludwika Konarzewskiego (juniora).
|
Ołtarz boczny z obrazem przedstawiającym Dobrego Łotra na krzyżu. |
|
Nawa. |
We wnętrzu kościoła znajdują się jeszcze XIX wieczne obrazy Drogi Krzyżowej, figura Serca Jezusowego, Matki Boskiej Niepokalanej oraz obrazy św. Teresy od Dzieciątka Jezus i Jana Sarkandra (oba autorstwa Jana Wałacha), i wiele innych drobiazgów. Sklepienie i ściany tej pięknej świątyni zdobią barwne polichromia.
|
Krzyż w nawie. |
|
Polichromia na sklepieniu kościoła. |
Zostało nam już niewiele czasu do odjazdu. Zdążamy Jeszcze tylko zjeść posiłek w klimatycznej Karczmie „Leśniczówka” i wyjeżdżamy z tej bajecznej krainy. Dopóki nie zobaczyliśmy że istnieje naprawdę - mogła się nam tylko śnić. Teraz będzie naszym najcudowniejszym wspomnieniem, zaś słowa „Istebna”, „Koniaków”, czy „Jaworzynka” będą jak magiczne zaklęcie. Gdy ktoś wypowie przy nas choćby jedno z nich - świat wokół nas zamieni się w słoneczne hale na malowniczych wzniesieniach, rozkwiecone koronkami, z których popłyną dźwięki pasterskich dzwoneczków i donośna melodia trombity, przypominająca o złożonej sobie obietnicy powrotu w te wspaniałe strony.
Nie mogło zabraknąć koniakowskich koronek :) Okolice niezwykle malownicze i w gruncie rzeczy całkiem mi bliskie, więc trzeba będzie się tam kiedyś wybrać. Bardzo do tego zachęciliście. Pozdrawiam serdecznie :)
OdpowiedzUsuńAch, wróciły wspomnienia... Dla mnie serwetki, które robi moja Babcia są niesamowite, jeśli chodzi o wzory, ale ta największa koronka jest po prostu wspaniała. Ile to pracy i wyliczeń oczek, ile godzin wytężania wzroku...Piękna!
OdpowiedzUsuń