Po północnej stronie Tatr pierwsi przewodnicy pojawili się z początkiem XIX wieku, dużo później niż po drugiej stronie Tatr. Nieujarzmiona natura i niedostępność północnej strony Tatr długo odstraszała badaczy i turystów przed napływem. Z tej strony Tatr, trudne i surowe warunki sprawiały, że długo trzeba było czekać, by rozwijająca się tu osada mogła stanowić zaplecze i bazę dla górskich wypraw.
Trasa naszego spaceru zaprowadzi nas teraz do miejsc, gdzie wykrystalizowali się jedni z pierwszych przewodników, gdzie tradycja przewodnictwa tatrzańskiego zaczynała zapuszczać swoje korzenie. Zobaczymy obejścia dawnych kłusowników, którzy stali się najznamienitszymi, wysoce cenionymi przewodnikami, idolami dla kolejnych pokoleń przewodnickich. Bez nich górska turystyka tatrzańska nie miałaby szansy zaistnieć. W tych pionierskich czasach nie było przecież znakowanych szlaków, schronisk górskich i map turystycznych. Dziś czasy są zupełnie inne, a przewodnictwo tatrzańskie ma nieco inny wymiar, ale wtedy bez przewodnika w Tatry nikt nie wybierał się.
W tatrzańskiej historii wybitnych przewodników było wielu. Niestety nie będziemy w stanie ich wszystkich wymienić na łamach naszego skromnego bloga. Spróbujemy jednak dotrzeć do tych, po których pozostały w Zakopanem ślady bytności - chaty i obejścia, które dzięki swojej solidności przetrwały do dziś.
Z ulicy Kościeliskiej, skręcamy w prawo na Drogę do Rojów, która za chwilę gwałtownie skręca na lewo. W tym miejscu na wprost odchodzi ulica Sobczakówka, którą kontynuujemy spacer schodząc nieco niżej, do niepozornej chaty stojącej po lewej stronie drogi. Jest to...
Dom Maciej Sieczki
ul. Sobczakówka 5
Przy ulicy Sobczakówka 5 stoi niepozorny dom jednego z najwybitniejszych przewodników tatrzańskich - Macieja Sieczki, urodzonego 3 kwietnia 1824 roku w Zakopanem. Istniejący do dzisiaj dom Maciej Sieczki został oczywiście przebudowany i rozbudowany. Na jego wschodniej ścianie od ulicy umieszczono tablicę z napisem: „W tym domu u sławnego przewodnika Macieja Sieczki mieszkali poeci Seweryn Goszczyński i Adam Asnyk w latach 1873 i 1897”. Mieszkali u niego też inni wybitni ludzie jak np. Walery Eljasz-Radzikowski w 1868 roku. Wielu, których prowadził w Tatrach wspomina, jak Sieczka zadziwiał ich rzeczową wiedzą o Tatrach i regionie, choć nie umiał czytać i pisać. Pracą i oszczędzaniem dorobił się godnego obejścia, jak na ówczesne czasy. Jego dom mieszkalny składał się z sieni , wielkiej „czarnej” izby (przeniesionej z Polanki położonej u wylotu Małej Łąki), „białej” izby oraz „wyżki”, którą wynajmował gościom.
Dom Macieja Sieczki. |
Maciej Sieczka, był jednym z pierwszych, który prowadził turystów w góry. Był przewodnikiem wybitnych badaczy Tatr i taterników, m.in. Eugeniusza Janoty, Maksymiliana Nowickiego, ks. Józefa Stolarczyka, Walerego Eljasza-Radzikowskiego, Adama Asnyka, Mieczysława i Jana Gwalberta Pawlikowskich, Tytusa i Ludwika Chałubińskich czy Leopolda Świerza. Gdy po utworzeniu Towarzystwa Tatrzańskiego podzielono przewodników na trzy klasy, Maciej Sieczka został przydzielony od razu do pierwszej, dzięki czemu mógł turystów prowadzić na najtrudniejsze szczyty.
Po Tatrach prowadzał też wiele innych znanych osób. Był przewodnikiem Marii Konopnickiej, z którą był w Pięciu Stawach, nad Morskim Okiem i przy Stawie Smereczyńskim. „Wodził” też inne sławne kobiety, jak aktorkę Helenę Modrzejewską, czy też uznawaną za jedną z pierwszych polskich taterniczek, pianistkę Natalię Janothównę. W dniu 22.08.1883 roku pod przewodnictwem Sieczki, Janothówna jako pierwsza Polka zdobyła Gerlach, co w tamtych czasach stanowiło nie lada sensację. Jan Gwalbert Pawlikowski („Kilka wspomnień o tych, co dawniej po Tatrach chodzili”, „Taternik” 1925 rocznik X) wspominał później z humorem: „Sieczka opowiadał dyskretnie przyciszonym głosem, że nosiła skórzane hajdawery pod spódnicą, a nawet przy wejściach na szczyty, gdzie nie spodziewała się nikogo spotkać zabłóczyła spódnicę za siebie”. Trzeba wiedzieć, że Janothówna była jedną z pierwszych kobiet, które chodziły po górach w spodniach.
Prowadząc turystów, dokonał wielu wybitnych przejść:
- I. wejście na Świnicę (1867, z Eugeniuszem Janotą),
- jedno z wcześniejszych wejść na Lodowy Szczyt (1870),
- II. wejście na Wysoką (1876, z Mieczysławem Pawlikowskim),
- I. wejście na Mięguszowiecki Szczyt Wielki (1877, z Janem Gwalbertem Pawlikowskim),
- wejście nową drogą od północy na Łomnicę (1878, z J. G. Pawlikowskim),
- I. wejście na Mnicha (1880, z J. G. Pawlikowskim),
- I. wejście na Jastrzębią Turnię (ok. 1880),
- II. wejście na Durny Szczyt (1881, z J. G. Pawlikowskim),
- I. wejście na Szatana (ok. 1880, z J. G. Pawlikowskim).
Sieczka oprócz przewodnictwa parał się również innymi zajęciami. Zakładał klamry wykonane w kuźnickiej hucie na wynalezionej przez siebie drodze na Wysoką, a także na Rysach i na Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem. Budował też ścieżkę na Świnicę, brał udział w budowie szlaków w Tatrach, m.in. na Wrota Chałubińskiego (Zawracik) i z Liliowego na Zawory. Remontował schroniska w Roztoce i nad Morskim Okiem oraz prowadzące do nich drogi. Wmurował tablice upamiętniające Józefa Ignacego Kraszewskiego (Brama Kraszewskiego) i Kazimierza Kantaka (Brama Kantaka) w Dolinie Kościeliskiej.
Niezwykła postać Macieja Sieczki na trwałe wpisała się w pamięci miłośników tatrzańskiej przyrody, aczkolwiek góry poznał dzięki kłusownictwu. Polował na kozice, jak też razem z Sabałą na niedźwiedzie. Jednak, gdy uchwalono ustawę o ochronie kozic i świstaków, od razu stanął w szeregach ich strażników. Funkcję strażnika pełnił przez wiele lat, najpierw z Jędrzejem Bachledą Walą starszym, potem ze Stanisławem Sobczakiem, a następnie z Bartkiem Obrochtą. Kłusownicza przeszłość Sieczki z pewnością miała wpływ na jego przewodnickie umiejętności, o czym wspomina Władysław Ludwik Anczyc: "Sieczka spędziwszy młodość na kłusownictwie, tyle na tem zyskał, że poznał najniedostępniejsze zakątki Tatr i wyszedł na najlepszego przewodnika".
Maciej Sieczka ciekawie tłumaczył chęć chodzenia po górach. Prowadząc na szczyt Granatów Ks. Eugeniusza Janota tak rzekł: „Co też to w tym jest, że gdy człek na dole, to go coś ciągnie na te wirchy, a gdy tu stanie, na tych wirchach, to mu jakosi tęskno i znowu rad by być dołu...”, a po chwili odrzekł sam sobie „Może i to, że człek ma duszę, która nie jest z tej ziemi, i tu nie jej ojczyzna, ale hań w niebie... więc to nas ciągnie na te wirchy, ale ciało należy do ziemi, to już tu zostać musi, więc ono znów z wirchów ciągnie dołu”.
Pamięci Macieja Sieczki Adam Asnyk poświęcił utwór „Maciejowi Sieczce, przewodnikowi w Zakopanem”, w którym opisywał jego szlachetny charakter. Czynił to także Eugeniusz Janota, podkreślając jego słowność, trzeźwość, religijność i dążenie do poszerzania wiedzy. Klimek Bachleda uważał Sieczkę za swojego mistrza. Od 1961 roku przełęcze leżące w głównej grani Granatów noszą nazwę: Skrajna, Pośrednia i Zadnia Sieczkowa Przełączka. Jego imię nosi także Krakowskie Koło Przewodników Tatrzańskich.
Maciej Sieczka zmarł w Zakopanem w dniu 25 września 1897 roku na skutek ciężkiej choroby. Mogiła przewodnika znajduje się na Cmentarzu Zasłużonych na Pęksowym Brzyzku w Zakopanem.
"Maciej Sieczka, przewodnik po Tatrach" – ilustracja Walerego Eljasza-Radzikowskiego |
Wracamy z powrotem w kierunku Drogi do Rojów, do miejsca gdzie skręca ona nagle na zachód. My też skręcamy w tym kierunku i za chwilkę po lewej stronie widzimy...
Dom Rojów
ul. Droga do Rojów 13
Stoimy przed domem gospodarza ze starego zakopiańskiego rodu - Jana Gąsienicy-Roja. Był on leśnikiem. Jego żona Agnieszka z Obrochtów była siostrzenicą skrzypka i znanego przewodnika tatrzańskiego Bartłomieja Obrochty. Jednym z ośmiorga ich dzieci była Helena, od wczesnych lat zafascynowana kulturą podhalańską i tradycjami góralskimi. W wieku 18 lat napisała pierwszą własną sztukę „Jak czarownice pasowały Janosika na zbójnika”. Szybko stała się cenioną artystką ludową i popularyzatorką kultury góralskiej, jedną z najbardziej twórczych osobowości pierwszej połowy XX wieku w Zakopanem.
Dom Rojów. |
W tymże domu w dniu 24 kwietnia 1923 roku odbyło się huczne wesele Heleny Rojówny z warszawskim literatem Mieczysławem Kozłowskim znanym pod pseudonimem „Rytard”. W skali Podhala było to wesele na miarę tego w Bronowicach. Do historii przeszli drużbowie, a byli nimi Wojciech Wawrytko i Karol Szymanowski. Wśród gości zobaczyć można było: Annę i Jarosława Iwaszkiewiczów, Witkacego, Zofię i Karola Stryjeńskich, Augusta Zamoyskiego, Mieczysława Grydzewskiego, Juliusza Zborowskiego i Jana Gwalberta Henryka Pawlikowskiego. Obok nich siedzieli sąsiedzi i przyjaciele - przedstawiciele starych góralskich rodów. Gościom weselnym przygrywał „sam Bartuś Obrochta ze swą kapelą, miotając najprawdziwszą orgią melodii i harmonii, zawsze tych samych, a ciągle zmiennych, jak powierzchnia potoku, którego szum dochodził przez otwarte okna do izby”, jak pisał jeden z gości - prof. Adolf Chybiński.
Dla zainteresowanych:
|
Pociągająca historia i przewodnickie tradycje rodziny Gąsieniców Rojów splatają się w rodowej genealogii ze słynnym przewodnikiem tatrzańskim Wojciechem Rojem, urodzonym 3 stycznia 1839 w Zakopanem. Zanim Wojciech zasłynął jako przewodnik, wyrastał pomagając rodzicom na gospodarce. Szybko zaczęto mówić o nim, że jest urodzonym gospodarzem. Ale gdy gospodarka nie dawała zbyt wiele „postawił przy domu kuźnię i dorabiał kowalką te dutki, których chudy owiesek nie dawał” – jak opisywał Jan Gwalbert Pawlikowski – „Był człowiekiem zgoła niepospolitym. Nie lubiał mitrężyć ani chwili, żadnej pracy się nie hańbił i nie była takiej, którejby - kiedy się jej przypatrzył - nie umiał zrobić doskonale. Kosa - to kosa, siekiera ciesielska - to siekiera, młot kowalski - to młot, nawet ślusarka i kilof górniczy nie były mu obce; przewodnictwo - to przewodnictwo, służba - to służba”.
Nim jednak zaczął chodzić jako przewodnik, praktykował u starszych, doświadczonych przewodników, Macieja Sieczki i Szymona Tatara starszego. Natomiast prawdziwa era przewodnicka rozpoczęła się dla Wojtka w 1873 roku, gdy do Zakopanego przyjechał dr Tytus Chałubiński. Ten szybko przekonał się do jego niezwykłej osobowości oraz umiejętności. Razem stali się nierozłącznymi towarzyszami wędrówek górskich. Wojciech lśnił kunsztem przewodnickim i organizatorskim. Potrafił oprowadzać po górach, a też umiał o nich ciekawie opowiadać. Ceniony był za talent organizatorski, kulinarny, a także za życzliwość i troskę o towarzyszy wędrówki. Ciekawa osobowość, umiejętności gawędziarskie i inteligencja Wojciecha Roja sprawiły, że jako przewodnik znalazł uznanie wśród wielu innych wybitnych osobistości, m.in. Władysława Ludwika Anczyca, Henryka Sienkiewicza, Bronisława Dembińskiego, Jana Kasprowicza.
Przewodnicy tatrzańscy, ok. 1877 r.,
od lewej: Wojciech Roj, Jędrzej Wala młodszy, Jędrzej Wala, Szymon Tatar i Maciej Sieczka
(fot. Awit Szubert) [Public Domain].
|
Do jego największych osiągnięć wspinaczkowych Wojciech Roja zaliczyć należy:
- wejście nową drogą na Gerlach (1874, z Tatarem i ks. Stolarczykiem),
- I. wejście na Mięguszowiecki Szczyt Wielki (1877, z Sieczką i Chałubińskim),
- II. wejście na Baranie Rogi (1884, z Karolem Potkańskim i Ludwikiem Chałubińskim, synem Tytusa).
Wojciech Roj (Stanisław Witkiewicz, 1900) |
Niestety, chorował na reumatyzm. Musiał zaprzestać zupełnie przewodnictwa górskiego. Los nie był litościwy i wkrótce oprócz choroby musiał znieść śmierć syna, córki i zięcia, a potem żony. Zmarł w wieku 85 lat. Pochowany został na Nowym Cmentarzu w Zakopanem.
Wracamy teraz na ulicę Kościeliską. Pogoda zmienia się. Wokół gęsto spadają duże płaty śniegu. Maszerujemy z powrotem mijając znane już nam chaty góralskie, szkołę Kenara. Dochodzimy do miejsca, gdzie od południa dochodzi ulica Ks. Stolarczyka. Skręcamy nią. Przechodzimy pod rozległym, niewysokim wzgórzem „Lipki” z wyciągami narciarskimi i łatwymi trasami, idealnymi do nauki jazdy na nartach. Ponad Lipkami zwykle wyniośle piętrzy się Giewont, lecz dziś zakrywają go nisko wiszące śnieżne chmury.
Lipki. |
Idąc dalej ulicą Ks. Stolarczyka, po niespełna 5 minutach docieramy do ulicy Kasprusie, jednej z głównych arterii Zakopanego, powstałej już w XIX wieku, jako droga do Doliny Strążyskiej. Skręcamy w lewo na ulicę Kasprusie i po chwili dochodzimy do prostej, trochę oddalonej od drogi góralskiej chaty z numerem 16...
Dom Klimka Bachledy
ul. Kasprusie 16
Mieszkał tu Klemens Bachleda, jedna z najważniejszych postaci związanych z historią przewodnictwa, taternictwa i ratownictwa w Tatrach. Kto o nim nie słyszał - niech się wstydzi. Nazywano go „królem przewodników tatrzańskich”. Klemens Bachleda, zwany powszechnie po prostu Klimkiem współtworzył to, co dziś nazywamy legendą Tatr.
Dom Klimka Bachledy. |
Księga parafialna „Liber natorum et baptisatorum” pod pozycją nr 91 i datą 13 listopada 1851 głosi: Klemens Bachleda, syn Zofii Bachledy Galian, ojciec nieznany, urodził się 13 listopada 1951 roku. Ochrzczony został przez księdza Józefa Stolarczyka trzy dni później 16 listopada, a rodzicami chrzestnymi byli Bartłomiej Gąsienica i Zofia Gąsienica.
Los nie szczędził go w dzieciństwie. Nie znał ojca, a matka zmarła mu, gdy miał 12 lat. Chował się u dziadków, pasł owce na halach i pracując na budowach uczył się stolarstwa. Na jakiś czas w poszukiwaniu pracy powędrował na Słowację, gdzie pracował m.in. jako górnik. Po odbyciu służby w armii austriackiej wrócił w 1873 roku do Zakopanego. Był to, jak wiemy przełomowy rok dla rozwoju Zakopanego, gdyż wtedy zagościł w nim jego pierwszy wielki popularyzator - dr Tytus Chałubiński. Ale był to też rok tragiczny w historii osady, gdyż jesienią tego roku zapanowała tu epidemia cholery. Klemens Bachleda, nie bacząc na to, iż sam może paść ofiarą zarazy ofiarnie pomagał Tytusowi Chałubińskiemu w jej opanowaniu - pielęgnował chorych i grzebał zmarłych.
Później dał się poznać jako znakomity cieśla, uczestnicząc w budowie willi „Koliba”, a także kilku innych projektów w stylu zakopiańskim. W tym samym czasie w Zakopanem rozwijał się ruch turystyczny, a wtedy w dzikie ostępy górskie nikt nie chodził bez przewodnika. Klimek zanim został przewodnikiem chodził na wyprawy najpierw jako tragarz i pomocnik. Był tzw. „chłopem pod torbę” -jak wówczas o takich mówiono. Uczył się od starszych przewodników, którzy otaczali Chałubińskiego, a więc Macieja Sieczki, Jędrzeja Wali starszego i młodszego i Wojciecha Roja. W 1886 roku został przewodnikiem I klasy.
Posiadał niezwykły dar orientacji w trudnym skalistym terenie górskim. Niezależnie od walorów przewodnickich, ceniony był również za zalety charakteru, takie jak takt i kultura, odwaga połączona z rozwagą, a także ofiarność, uczynność, pracowitość i uczciwość. Nierzadko chodził po górach samotnie, poszukując nowych dróg i poznając szczegóły przejść skalnych, którymi później prowadził swoich klientów lub wspinał się z wybitnymi taternikami. Wszystko to sprawiało, że był wziętym przewodnikiem wśród wybitnych turystów i taterników: Karola Potkańskiego, Edmunda Cięglewicza, Jana Fischera, Kazimierza Przerwa-Tetmajera, Ferdynanda Hoesick, Stanisława Eljasz-Radzikowskiego, Franciszka Henryka Nowickiego, Janusza Chmielowskiego, Mieczysława Karłowicza, ks. Walentego Gadowskiego, Tadeusza Boy-Żeleńskiego, Henryka Sienkiewicza.
Klimek Bachleda |
Długa jest też lista jego taternickich osiągnięć:
- I. wejście na Staroleśny Szczyt (1892, m.in. z Janem Bachledą Tajberem, Kazimierzem Przerwą-Tetmajerem, Tadeuszem Żeleńskim-Boyem),
- I. wejście na Durny przez Klimkową Przełęcz (1893, z Janem Fischerem, Michałem Siedleckim, Józefem Gąsienicą Gładczanem),
- I. wejście na Ganek (1895, z Władysławem Kleczyńskim, Józefem Gąsienicą),
- I. wejście na Zadni Gierlach (1895, z Januszem Chmielowskim),
- I. wejście na Rumanowy Szczyt (1902, z Jakubem Bachledą i Januszem Chmielowskim),
- I. wejście na Wschodnią Batyżowiecką Przełęcz (1903, z Januszem Chmielowskim, Adamem Kroeblem i Jakubem Bachledą),
- I. wejście na Zadniego Mnicha (1904, z Januszem Chmielowskim),
- I. wejście na Kaczy Szczyt (1904, z Januszem Chmielowskim),
- I. wejście na Kozie Czuby (1904, z Walentym Gadowskim oraz Jakubem Wawrytko st.),
- I. wejście na zachodni szczyt Żelaznych Wrót (1905, z Jakubem Bachledą).
Dokonał także pierwszych zimowych wejść na:
- Gierlach (15.01.1905 z Januszem Chmielowskim, Karoly Jordanem, Janem Franzem i Paulem Spitzkopfem)
- Bystrą (przez Przełęcz Pyszniańską i Błyszcz, w lutym 1905, z Adą Świderską i towarzyszami).
Klemens Bachleda był pierwszym z górali, który nauczył się jazdy na nartach, a był już wtedy po pięćdziesiątce. Jako stolarz sam sobie zrobił narty. Nestor polskiego narciarstwa Stanisław Barabasz, który w 1894 roku pojawił się w Zakopanem z nartami, dając początek zakopiańskiemu narciarstwu, wspomina:
„Z górali pierwszy Klimek Bachleda zrozumiał wartość nart, zrobił je sobie sam, uprościwszy więźbę lilienfeldzką i nauczył się jeździć. On też odbywał wycieczki z obcymi turystami, gdy który tu w zimie zabłądził. Przybyła tu znana turystka, zdaje mi się z Pesztu. Klimek, jako umiejący po niemiecku, służył jej za przewodnika na Przełęcz Goryczkową. Pytaliśmy się później Klimka o tę wycieczkę, a wiedzieliśmy, że słabo jeździł. "Eh, co tu opowiadać, gdy stanęła na Goryczkowej, rozglądnęła się po Luptowie, założyła kij za kark i fukła dołu nazad ku szałasom, a ja stary musiałem się dopiero za nią poniewierać po śniegu”.
(Stanisław Barabasz, Wspomnienia narciarza)
Klimek jako pierwszy spośród polskich przewodników tatrzańskich, już ok. 1900 roku używał podczas wspinaczek liny (jak podają źródła o długości 12 m i przekroju 8 mm). Gdy inni przewodnicy raczej unikali śniegów, jako pierwszy z góralskich przewodników odegrał poważną rolę w zimowej eksploracji Tatr. Od 1904 roku zaczął używać jako pierwszy raków.
Gdy w październiku 1909 roku Mariusz Zaruski tworzył Tatrzańskie Ochotnicze Pogotowie Ratunkowe, kunszt taternicki Klimka sprawił, iż zaproponowano mu stanowisko naczelnika. Ten jednak odrzekł, że duszy ludzkiej nie może wziąć na swoje sumienie. Został zastępcą i jednym z najbardziej ofiarnych ratowników. Jak się jednak okazało - nie na długo.
W życiu osobistym los nie był pomyślny dla Klimka. Wcześnie odumarła go żona, do której był bardzo przywiązany. Od tego czasu sam wychowywał trójkę dzieci, syna Józefa i córki Karolinę i Bronisławę. Innym przykrym wydarzeniem w życiu Klimka było oszustwo ze strony właścicielki pensjonatu w Zakopanem baronowej Izabelli Kronhelmowej, która skłoniła go do żyrowania jej weksla na sumę 6000 koron. I niestety stracił wtedy dorobek swego pracowitego życia, gromadzony z myślą o zapewnieniu przyszłości dzieciom.
Nadzwyczajna ofiarność i poczucie obowiązku Klimka Bachledy względem drugiego człowieka zabrały mu życie - ale taki już był Klimek Bachleda. Zginął w Tatrach 6 sierpnia 1910 roku w urwiskach Małego Jaworowego Szczytu, idąc na ratunek innemu taternikowi, mimo fatalnych warunków atmosferycznych, mimo nawoływań swojego naczelnika „Klimku, wracajcie!... Klimku, wracajcie!” Klimek znajdujący się 40 metrów dalej, obejrzał się tylko i machnął ręką wskazując żleb, którym chciał podejść jak najbliżej konającego Stanisława Szulakiewicza... i zniknął Zaruskiemu za żebrem. Wokół wciąż szalała przenikliwie lodowata ulewa, deszcz zmieszany ze śniegiem i lodem. Po chwili w żlebie rozległ się straszliwy łoskot kamiennej lawiny. W lawinie przyszła śmierć człowieka, śmierć, której nikt nie się nie spodziewał i nikt nie widział.
Na mogile Klimka Bachledy ustawiono duży granitowy głaz z wyrytym napisem:17 sierpnia 1910 roku odbył się na nowym cmentarzu pogrzeb Klemensa Bachledy. Zgromadził on wielotysięczny tłum mieszkańców Zakopanego i turystów, którzy przyszli pożegnać wybitnego przewodnika i ofiarnego ratownika górskiego. Obecni byli m.in. Henryk Sienkiewicz, hr. Władysław Zamoyski.
Wielki plac przed świątynią i ulice wypełniło ludzkie mrowie. Wszystko, co żyło w Zakopanem, przyszło oddać ostatnią przysługę bohaterskiemu Klimkowi.
Stary Michał Gąsienica-Szostak słusznie powiedział: - Tak chować nie bedom nigdy zodnego górala, bo na taki pogrzeb nikt se nie zasłuży.
Kiedy kondukt pogrzebowy przechodził ulicą Nowotarską w kierunku nowego cmentarza, czarna trumna w dymiących światłach pochodni jak żałobna arka unosiła się nad głowami niezliczonego tłumu.
relacja spod pióra Adama Pacha
„Poświęcił się i zginął”.
O KlimkuHej! Zahucaly góry, scyty jaworowe,
Kie Klimek położył przewodnickom glowe.
Na trzy dni sie hole żałobom okryły...
Sumiała kosówka, smrecki sie zrosiły
Hej! Smrecki sie zrosiyly i zamilkły granie,
Bo orel spod Tater log na wicne spanie...
I głowe do twardy) skrzyzale przytulił.
Małe, wielkie turnie do łez az ozculil.
Ozculil turnice, by za nim płakały,
Z turnicami razem świat tatrzański cały...
Bylo za cym płakać, bo orła takiego
Nie zrodzom już pilno dlo świata nasego.
Choćby nie zrodziły, pamięć nie zaginie
O Klimku Bachledzie w tatrzańskiej dziedzinie!
(S. Gasienica-Byrcyn, zbiór „Myśli juhasa”)
Wracamy w górę ulicy Kasprusie...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz