Emocjom nie mówimy dosyć. Przed nami numer jeden wpisany w program tegorocznego wyjazdu na Słowacki Raj. Można powiedzieć, że Kyseľ wpisał się do programu prawie rok temu, dnia 20 sierpnia 2016 roku, kiedy zatrzymaliśmy się u jego wylotu na odpoczynek przed dalszą drogą na najwyższe drabiny Słowackiego Raju. Zatrzymaliśmy się i zobaczyliśmy stojącą pośród drzew tablicę informacyjną - Kyseľ po 40 latach znów jest otwarty. Zamknięto go po wielkim pożarze, który hulał w nim 16 i 17 lipca 1976 roku trawiąc las rosnący na stokach góry Pirť. Spaleniu uległo 30 ha lasu. Wąwóz stał się bardzo niebezpieczny ze względu na spadające skały i opalone konary. Wcześniej prowadził przez niego szlak z drabinkami na progach wodospadów. Obecnie nie ma tutaj drabin, ale coś bardziej ekscytującego – via ferrata.
piątek, 7 lipca 2017
Bo przecież trzy razy to za mało
Wydawało się, że trzykrotny wyjazd przez ostatnie trzy lata do Słowackiego Raju nasyci nas i wystarczy na pewien czas. W pamięci mamy ostatni pobyt, jakby ledwie był kilka dni temu. Ostatniego dnia spoglądaliśmy z Hawraniej Skały na krasowe eldorado Słowackiego Raju i przepełnieni żalem pożegnania myśleliśmy: jakże to? Żeby znów za rok tutaj nie przyjechać? Nie może być roku bez wizyty w Raju, choć zupełnie inaczej myśleliśmy w tamtym czasie. Poza tym sądziliśmy, że podczas zeszłorocznej trzeciej wizyty zobaczymy już wszystko i odwiedzimy ostatnie miejsca, w których dotąd nie byliśmy. Wędrując Tomaszowską Belą nie spodziewaliśmy się jednak, iż napotkamy coś o czym nawet nie marzyliśmy…