Na zachodnim zboczu Wzgórza Wawelskiego (ang. Wawel Hill) znajduje się Smocza Jama (ang. Dragon’s Cave) - osobliwa jaskinia, znana od dawien dawna. W średniowieczu zamieszkiwana była przez włóczęgów i żebraków, aż do czasu, kiedy w roku 1565 król Zygmunt II August ze względów bezpieczeństwa polecił ją zamurować. Jednak niedługo później znów ją użytkowano - funkcjonować zaczęła w niej karczma, której sława szybko rozeszła się nawet poza granice Polski. Rozpisywali się o niej podróżnicy, dyplomaci i inni przyjezdni; opisywał ją również Jan Andrzej Morsztyn. Działał tu również dom publiczny.
Droga Królewska, cz.6 - Wawel
Pomiędzy wylotem ulicy Kanoniczej a Wawelem, wzdłuż dzisiejszej ulicy Podzamcze, płynęła niegdyś rzeka Rudawa. Na drugą stronę rzeki prowadził drewniany most. Za mostem wzdłuż ceglanych murów wznosiła się droga na Wzgórze Wawelskie o wysokości około 228 m n.p.m., zbudowane z wapiennej skały jurajskiej. Do połowy XIX wieku droga ta była jedynym wjazdem do zamku stojącego na wzgórzu.
Droga Królewska, cz.5 - Dawny Okół: Grodzka i Kanonicza
Z Krakowskiego Rynku wchodzimy na jedną z najstarszych ulic Krakowa - Grodzką. Jej nazwa występuje już w dokumentach miejskich z drugiej połowy XIII wieku. Przed lokacją miasta przy ulicy Grodzkiej skupiały się zabudowania osady zwanej Okołem, której centrum znajdowało się przy romańskim Kościele św. Andrzeja, gdzie funkcjonowało wówczas targowisko. Okół stanowił wtedy podgrodzie grodu wawelskiego i ciągnął się od murów zamkowych do dzisiejszego Placu Wszystkich Świętych. Po lokacji Krakowa w roku 1257 stał się początkowo pomostem łączącym miasto z Wawelem, do około połowy XIV wieku, kiedy włączony został do utworzonego miasta. Obecnie ulica Grodzka ma 650 m długości i jako jedyna spośród staromiejskich uliczek nie odchodzi od Rynku pod kątem prostym, lecz jest przedłużeniem jego przekątnej zachowując swój pierwotny przebieg.
Droga Królewska, cz.3 - Floriańska
Od Bramy Floriańskiej ciągnie się jedna z najważniejszych ulic starego miasta. Ma 335 metrów długości i 12 metrów szerokości. Na jej drugim końcu widać charakterystyczną sylwetkę Kościoła Mariackiego, stojącego przy płycie Rynku. Wytyczona została ona w XIII wieku, a jej nazwa nie zmieniła się przez ponad 700 lat i pochodzi od bramy, przez którą weszliśmy przed chwilą do miasta. Zmieniały się jedynie domy stojące przy niej, budowane i przebudowywane w stylu swojej epoki. Należały one głównie do zamożnych warstw mieszczaństwa, a także szlachty. Będąca reprezentacyjnym traktem Drogi Królewskiej ulica Floriańska otrzymała jako jedna z pierwszych w mieście solidne bruki, a pod koniec XV wieku większość domów przy Floriańskiej była już murowana.
Droga Królewska, cz.4 - Krakowski Rynek
Nad Krakowskim Rynkiem dominuje Kościół Mariacki (ang. St. Mary's Church). Droga Królewska wchodząc na Krakowski Rynek wiedzie obok tej okazałej budowli. Jan Długosz podaje, że kościół parafialny powstał w tym miejscu w latach 1221-1222. W tym samym czasie, obok niego, gdzie obecnie zlokalizowany jest Plac Mariacki z fontanną, założono cmentarz przykościelny. Funkcjonował on do 1796 roku, kiedy zlikwidowano go ze względu na biskupi zakaz grzebania zmarłych w obrębie murów z 1795 roku oraz ze względu na wprowadzenie w 1797 roku przez Austriaków nowych przepisów sanitarnych zakazujących pochówków w granicach miasta. Pozostałością po tym dawnym cmentarzu jest Kościół św. Barbary, ufundowany w 1338 roku przez Mikołaja Wierzynka, który w ówczesnym czasie pełnił funkcję kaplicy cmentarnej.
Droga Królewska, cz.2 - Bramy do dawnego miasta
Bramę do dawnego Krakowa chroni potężny Barbakan, otoczony głęboką fosą. By dotrzeć do właściwej bramy miasta należało najpierw wejść przez most zwodzony do Barbakanu, który połączony był z Bramą Floriańską długą szyją z kolejnym mostem zwodzonym. Barbakan był najbardziej wysuniętą na północ częścią fortyfikacji miejskich. Wybudowano go w latach 1498-99 na wycinku koła o średnicy wewnętrznej 24,40 m. Grubość jego murów sięga powyżej 3 m. Była to forteca, która skuteczenie chroniła północne mury miasta i sama również była doskonale chroniona z murów obwodowych miasta. Wejście do Barbakanu usytuowano niemal równolegle do tych murów, aby można było z nich ostrzeliwać ogniem flankowym napastników atakujących bramę.
Droga Królewska, cz.1 - Przed murami warowni
Pozostajemy dzisiaj u stóp polskich gór, w iście królewskim mieście Krakowie (łac. Cracovia), który do 1611 roku był siedzibą władców państwa polskiego, a do 1795 roku był formalnie stolicą Polski. To niezwykłe miasto o architekturze pamiętającej czasy królów, która potrafi urzec, a nawet przenieść człowieka wieki wstecz. Nigdzie tak łatwo, jak tu można sobie wyobrazić orszak królewski podążający na zamek, księżniczki szukające względów polskiego władcy, czy też posłów udających się na audiencję do króla. Wjeżdżali oni do miasta zawsze tą samą drogą (ang. The Royal Route), od strony dzisiejszego Placu Matejki przez Bramę Floriańską. Podążmy tą samą drogą dziś, po śladach poselstw i orszaków królewskich, oddając się magii dawnych epok.
poniedziałek, 20 sierpnia 2012
Podniebnym szlakiem (część 2)
Buczynowe Czuby, Buczynowe Turnie, Granaty, Mała Buczynowa Czuba, Orla Baszta, Orla Perć, Przełęcz Krzyżne, Skrajny Granat, Tatry Wysokie, Wielka Buczynowa Czuba, Wielka Orla Turniczka, Żleb Kulczyńskiego
13 komentarzy
W końcu doczekaliśmy się powrotu na czerwony, podniebny szlak, by kontynuować ekscytującą przygodę, chciałoby się powiedzieć wśród chmur, ale te raczej dziś nie pojawią się w strefie tatrzańskich szczytów. Prognozy zapowiadają bezchmurną i niemal bezwietrzną aurę. Mamy pewność, że pogoda nas nie zaskoczy i skała będzie sucha przez cały dzień. To ważne podczas wędrówki Orlą Percią. Jednak zupełny brak jakichkolwiek obłoczków na niebie wystawia nas na palące słońce.
sobota, 18 sierpnia 2012
Czerwona Ławka
Górskie szlaki prowadzić nas będą znów po Tatrach Wysokich. Mamy dziś zamiar dotrzeć na przełęcz, nazwaną w 1956 roku przez Jana Alfreda Szczepańskiego „słowackim Zawratem”. Znajduje się ona między Małym Lodowym Szczytem (słow. Široká veža, Červená veža, niem. Roter Turm, Breiter Turm, węg. Vörös-torony, Széles-torony) a Spągą (słow. Priečna veža, niem. Majunketurm, węg. Majunke-torony). Jej polska nazwa brzmi Czerwona Ławka i związana jest z kolorem skał poniżej przełęczy. Słowacy zaś zwą ją Poprzeczną Przełęczą (słow. Priečne sedlo).
sobota, 11 sierpnia 2012
Nieoczekiwane zwroty
Przed świtem obudziły nas uderzenia spadających za oknem kropel deszczu. Po cóż jechać dziś w góry i to w te najwyższe? – kołatało się w naszych głowach. Jeszcze kilkanaście dni temu planowaliśmy wejście na Rysy, ale już od tygodnia, kiedy pojawiły się niekorzystne prognozy pogody zapowiadające trochę deszczu, sporo śniegu i chłodu w najwyższych partiach Tatr Wysokich przestawaliśmy o tym myśleć. Żyliśmy trochę nadzieją, że w ciągu kolejnych dni ulegną one korzystnym zmianom. Już przecież nie raz tak bywało, ale tym razem niestety nie. Sobotni wyjazd zbliżał się, a my coraz częściej zastanawialiśmy się nad innymi jego celami. Wówczas to w naszych głowach pojawił się inny ekscytujący cel: Popradzki Staw (Popradské pleso) i znajdujący się ponad nim na stokach Osterwy (słow. Ostrva, 1984 m n.p.m.) Tatrzański Cmentarz Symboliczny (słow. Tatranský symbolický cintorín), zwany też Symbolicznym Cmentarzem Ofiar Tatr.
sobota, 4 sierpnia 2012
TRASA:
GSB na raty, etap 12: Krościenko nad Dunajcem - Rytro
Beskid Sądecki, Dzwonkówka, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Kordowiec, Krościenko nad Dunajcem, Kuba, Mała Radziejowa, Niemcowa, Przehyba, Radziejowa, Rytro, Skałka, Stajkowa, Wielki Rogacz, Złomisty Wierch
5 komentarzy
Krościenko nad Dunajcem (420 m n.p.m.) Stajkowa (730 m n.p.m.) Groń (803 m n.p.m.) Przełęcz Siodełko (782 m n.p.m.) Dzwonkówka (983 m n.p.m.) Przełęcz Przysłop (832 m n.p.m.) Kuba (888 m n.p.m.) Skałka (1163 m n.p.m.) Schronisko PTTK na Przehybie (1150 m n.p.m.) Wielka Przehyba (1191 m n.p.m.) Złomisty Wierch (1224 m n.p.m.) Przełęcz Długa (1161 m n.p.m.) Mała Radziejowa (1207 m n.p.m.) Radziejowa (1266 m n.p.m.) Przełęcz Żłobki (1106 m n.p.m.) Wielki Rogacz (1182 m n.p.m.) Międzyradziejówki (1037 m n.p.m.) Niemcowa (1001 m n.p.m.) Kordowiec (763 m n.p.m.) Rytro
wtorek, 31 lipca 2012
GALERIA PODRÓŻNIKÓW - Podróże, które inspirują
Zapraszam do FOTO GALERII NCK, do obejrzenia GALERII PODRÓŻNIKÓW, gdzie wśród innych ciekawych prac prezentowane są również fotografie z naszych rodzinych wycieczek i wypraw górskich. Wystawa otwarta będzie do 31 sierpnia 2012 roku. Wstęp wolny. Serdecznie zapraszam.
Dorota Szala
sobota, 28 lipca 2012
Najwyższy szczyt Tatr Zachodnich
Spodziewaliśmy się, że to co zobaczymy ze szczytu Bystrej zadowoli najbardziej wybrednych. Wszak to najwyższy szczyt Tatr Zachodnich. Nie mogło być inaczej, bo panorama z Bystrej jest bardzo rozległa. Pisał o niej w 1928 roku Jerzy Młodziejowski: „Wszystko chciałoby się zapamiętać... Bo też widok z Bystrej jest tak wspaniały, że nie tylko geografa, ale i zwykłego turystę zdoła poruszyć.”
środa, 25 lipca 2012
Od kropki do kropki: Główny Szlak Beskidzki
Mija kolejny dzień od zakończenia wędrówki Głównym Szlakiem Beskidzkim, a myśli nasze wciąż nie mogą ochłonąć od wrażeń. Chwile spędzone na czerwonym szlaku nie mogą nam zniknąć sprzed oczu. Nawet sny podczas pierwszych nocy po powrocie w domu kreowane były niedawnymi przeżyciami. W porannym sennym letargu wydawało się nam, że trzeba wstawać, by ruszać na podbój kolejnego odcinka czerwonego szlaku. Aż po upływie bliżej nie określonego czasu docierało do nas, że przecież jesteśmy w domu, we własnym łóżku… szkoda.
czwartek, 19 lipca 2012
GSB-21, dzień 18: Wielki Stożek - Ustroń
Beskid Śląski, Cieślar, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Soszów Mały, Soszów Wielki, Stożek Mały, Stożek Wielki, Ustroń, Wielka Czantoria
24 komentarze
za nami
|
pozostało
| |
519,0 km
|
0,0 km
|
Niestety skończyło się. Nasz czerwony szlak doprowadził nas do czerwonej kropki w Ustroniu. Jeszcze trudno nam uwierzyć, że tak to szybko się skończyło, przygoda na całe życie, jakie jeszcze nam pozostało. I co dalej? Radość przeplata się ze smutkiem. Jesteśmy szczęśliwi, że udało się dotrzeć pomyślnie do końca, pokonując ponad 500 km niezwykle ekscytującej trasy, ale co będzie jutro… bez plecaka i wędrówki, lasu, gór, dolin i polanki na której można usiąść, odpocząć, zetrzeć pot z czoła i popatrzeć na przepiękne górskie widoki.
Te kilkanaście dni spędzonych na szlaku było dla nas prawdziwą, najwspanialszą przygodą turystyczną. Szkoda tylko, że nie dłuższą. Wielodniowa, wytrwała wędrówka dała wiele ponad przeciętnych doznań, wypełnionych niezwyczajnymi walorami estetycznymi. Trudno powiedzieć, ile zdobyliśmy przez ten czas szczytów górskich, większych i mniejszych, ale nie tylko one stanowią o wspaniałości Głównego Szlaku Beskidzkiego. Dziś to wiemy, że to za czym się tęskni po pokonaniu tego szlaku to bezpośrednia bliskość z przyrodą, a także niezwykli mieszkańcy odwiedzanych regionów, którzy nie raz wsparli nas życzliwością i wskazówką na szlaku. Strumienie potu, zmęczenie i cały poniesiony trud wędrówki warte były tego wszystkiego. Teraz rozpiera nas chęć podzielenia się wszystkim wrażeniami z Głównego Szlaku Beskidzkiego. Gdy wrócimy do domu i trochę ochłoniemy, w ramach podsumowania naszej wyprawy na pewno coś jeszcze napiszemy. W sposób kompleksowy zaprezentujemy to co widziały nasze oczy i do czego teraz tęskni serce i dusza.
Tymczasem dziękujemy wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki byśmy dotrwali do końca, za każdy komentarz pod naszymi relacjami oraz zawarte w nich słowa otuchy i wsparcia. Dziękujemy również tym wszystkim, z którymi mieliśmy przyjemność wspólnego wędrowania, z którymi mogliśmy wspólnie pogawędzić podczas postoju w schronisku lub podczas spotkania na szlaku. Dziękujemy za każde pozdrowienie, każde dobre słowo, wskazówkę, czy radę. Kiedyś na pewno znów spotkamy się w trakcie wędrówki, czego bardzo pragniemy.
Te kilkanaście dni spędzonych na szlaku było dla nas prawdziwą, najwspanialszą przygodą turystyczną. Szkoda tylko, że nie dłuższą. Wielodniowa, wytrwała wędrówka dała wiele ponad przeciętnych doznań, wypełnionych niezwyczajnymi walorami estetycznymi. Trudno powiedzieć, ile zdobyliśmy przez ten czas szczytów górskich, większych i mniejszych, ale nie tylko one stanowią o wspaniałości Głównego Szlaku Beskidzkiego. Dziś to wiemy, że to za czym się tęskni po pokonaniu tego szlaku to bezpośrednia bliskość z przyrodą, a także niezwykli mieszkańcy odwiedzanych regionów, którzy nie raz wsparli nas życzliwością i wskazówką na szlaku. Strumienie potu, zmęczenie i cały poniesiony trud wędrówki warte były tego wszystkiego. Teraz rozpiera nas chęć podzielenia się wszystkim wrażeniami z Głównego Szlaku Beskidzkiego. Gdy wrócimy do domu i trochę ochłoniemy, w ramach podsumowania naszej wyprawy na pewno coś jeszcze napiszemy. W sposób kompleksowy zaprezentujemy to co widziały nasze oczy i do czego teraz tęskni serce i dusza.
Tymczasem dziękujemy wszystkim, którzy trzymali za nas kciuki byśmy dotrwali do końca, za każdy komentarz pod naszymi relacjami oraz zawarte w nich słowa otuchy i wsparcia. Dziękujemy również tym wszystkim, z którymi mieliśmy przyjemność wspólnego wędrowania, z którymi mogliśmy wspólnie pogawędzić podczas postoju w schronisku lub podczas spotkania na szlaku. Dziękujemy za każde pozdrowienie, każde dobre słowo, wskazówkę, czy radę. Kiedyś na pewno znów spotkamy się w trakcie wędrówki, czego bardzo pragniemy.
środa, 18 lipca 2012
GSB-21, dzień 17: Węgierska Górka - Wielki Stożek
Barania Góra, Beskid Śląski, Glinne, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Kiczory, Kubalonka, Kyrkawica, Magurka Radziechowska, Magurka Wiślańska, Stożek Wielki, Szarcula, Węgierska Górka
6 komentarzy
za nami
|
pozostało
| |
494,0 km
|
25,0 km
|
Nocując w Willi „u Broni i Waldka” w Węgierskiej Górce wypoczęliśmy jak nigdy. Obiekt ten miał dla nas bardzo dogodną lokalizację, gdyż położony jest bardzo blisko mostka nad Sołą, przez który czerwony szlak wchodzi wprost na stoki górskie Beskidu Śląskiego.
Prognozy pogody na dzisiejszy dzień nie były jednoznaczne, a pasmo Baraniej Góry dało się nam już poznać nie raz z gwałtownych zmian pogodowych. Tymczasem za oknem obudził nas ładny poranek, nie pozwalający na leniuchowanie w łóżku. Szybko zebraliśmy się w drogę i na szlaku stanęliśmy już o 6.30. Nad nami chmury szybko przesuwały się. Nadciągały one z północnego zachodu, wyłaniając się zza grzbietu górskiego na który wspinaliśmy się. Załamanie pogody mogło nas zaskoczyć, a obawy takie powodował fakt, iż co pewien czas jasne obłoczki ustępowały miejsca ciemnym, złowrogo wyglądającym chmurom. Na szczęście przynosiły one jedynie fale chłodu, izolując szczelnie dopływ promieni słonecznych. Na szczycie Baraniej Góry nie gościliśmy zbyt długo, bo akurat w tej samej chwili wisiała nad nim ciemna czapa. Zdążyliśmy jednak spojrzeć jeszcze raz na pożegnanie w kierunku Beskidu Żywieckiego. Potem Barania Góra utonęła we mgle. Na południe zdążyliśmy na obiadek do schroniska na Przysłopie i wtedy dopiero pokropiło trochę. Był to jedyny opad, który spotkał nas tego dnia. Im bliżej końca dnia, tym robiło się cieplej i jaśniej, a wieczorem pokazał się nawet błękit nieba.
Dzień minął pomyślnie mimo tylu obaw o pogodę. Pokonany odcinek, choć dość długi, okazał się lekki. Nogi same niosły i poniosły by nawet dalej, ale na Stożku musieliśmy się zatrzymać, bo mieliśmy zaklepany nocleg, a poza tym dzień chylił się już ku końcowi. To może się wydać nieprawdopodobne, ale fizyczne zmęczenie naszych nóg po tylu dniach wędrówki nie jest większe niż po jakimś niedzielnym spacerze.
Prognozy pogody na dzisiejszy dzień nie były jednoznaczne, a pasmo Baraniej Góry dało się nam już poznać nie raz z gwałtownych zmian pogodowych. Tymczasem za oknem obudził nas ładny poranek, nie pozwalający na leniuchowanie w łóżku. Szybko zebraliśmy się w drogę i na szlaku stanęliśmy już o 6.30. Nad nami chmury szybko przesuwały się. Nadciągały one z północnego zachodu, wyłaniając się zza grzbietu górskiego na który wspinaliśmy się. Załamanie pogody mogło nas zaskoczyć, a obawy takie powodował fakt, iż co pewien czas jasne obłoczki ustępowały miejsca ciemnym, złowrogo wyglądającym chmurom. Na szczęście przynosiły one jedynie fale chłodu, izolując szczelnie dopływ promieni słonecznych. Na szczycie Baraniej Góry nie gościliśmy zbyt długo, bo akurat w tej samej chwili wisiała nad nim ciemna czapa. Zdążyliśmy jednak spojrzeć jeszcze raz na pożegnanie w kierunku Beskidu Żywieckiego. Potem Barania Góra utonęła we mgle. Na południe zdążyliśmy na obiadek do schroniska na Przysłopie i wtedy dopiero pokropiło trochę. Był to jedyny opad, który spotkał nas tego dnia. Im bliżej końca dnia, tym robiło się cieplej i jaśniej, a wieczorem pokazał się nawet błękit nieba.
Dzień minął pomyślnie mimo tylu obaw o pogodę. Pokonany odcinek, choć dość długi, okazał się lekki. Nogi same niosły i poniosły by nawet dalej, ale na Stożku musieliśmy się zatrzymać, bo mieliśmy zaklepany nocleg, a poza tym dzień chylił się już ku końcowi. To może się wydać nieprawdopodobne, ale fizyczne zmęczenie naszych nóg po tylu dniach wędrówki nie jest większe niż po jakimś niedzielnym spacerze.
wtorek, 17 lipca 2012
GSB-21, dzień 16: Hala Miziowa - Węgierska Górka
Abrahamów, Beskid Żywiecki, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Hala Miziowa, Hala Rysianka, Palenica, Trzy Kopce, Węgierska Górka, Żabnica
3 komentarze
za nami
|
pozostało
| |
460,2 km
|
58,8 km
|
Zimno, wietrznie, pochmurnie i deszczowo. Jednak nie zrezygnowaliśmy. Zacisnęliśmy zęby i ruszyliśmy w drogę. Słońce momentami próbowało pokazać się przez chmury, ale bezskutecznie. Na Rysiance zagrzaliśmy się, zjedliśmy śniadanko. W między czasie na zewnątrz zaczęło wiać jeszcze silniej, a pojawiający się falami deszcz zacinał jeszcze mocniej. Mimo to poszliśmy dalej. Pokonaliśmy urwiste zbocza Romanki, ubezpieczone w jednym miejscu łańcuchem, odpoczęliśmy przy kubku herbaty z rumem w „Słowiance”. Potem udało się nam zejść do Węgierskiej Górki, z której pozdrawiamy naszego znajomego Grzegorza.
Na wieczór pogoda zaczęła się poprawiać (podobnie jak wczoraj). Mamy niezłe przedpole do ataku na Baranią Górę, żeby tylko pogoda na zepsuła się. Siedzimy sobie jeszcze w Beskidzie Żywieckim, ale już jutro powinniśmy przekroczyć rzekę Sołę i wejść w ostatni Beskid na trasie naszej wędrówki - Beskid Śląski. Trochę nas to smuci, że zbliżamy się ku końcowi naszej ekscytującej wędrówki. Szkoda, bo plecak od paru dni przestał już ciążyć na ramionach, a nogi jakby nie czuły przedreptanych 460 km.
Na wieczór pogoda zaczęła się poprawiać (podobnie jak wczoraj). Mamy niezłe przedpole do ataku na Baranią Górę, żeby tylko pogoda na zepsuła się. Siedzimy sobie jeszcze w Beskidzie Żywieckim, ale już jutro powinniśmy przekroczyć rzekę Sołę i wejść w ostatni Beskid na trasie naszej wędrówki - Beskid Śląski. Trochę nas to smuci, że zbliżamy się ku końcowi naszej ekscytującej wędrówki. Szkoda, bo plecak od paru dni przestał już ciążyć na ramionach, a nogi jakby nie czuły przedreptanych 460 km.
poniedziałek, 16 lipca 2012
GSB-21, dzień 15: Markowe Szczawiny - Hala Miziowa
Beskid Korbielowski, Beskid Krzyżowski, Beskid Żywiecki, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Hala Miziowa, Jaworzyna, Markowe Szczawiny, Mędralowa, Student
8 komentarzy
za nami
|
pozostało
| |
433,7 km
|
85,3 km
|
Deszczową mieliśmy dziś wędrówkę. Opady przychodziły falami, ale na szczęście nie ulewne. Otaczała nas gęsta mgła. Tylko chwilami w godzinach południowych pomiędzy chmurami odsłaniały się fragmenty błękitnego nieba, przez które przedostawały się do nas promienie słoneczne. Słońce w swojej krasie pokazało się nam dopiero o zachodzie, gdy wyglądaliśmy już przez okno z naszego schroniska. Czyżby była to zapowiedź pięknego dnia? Prognozy nie są aż tak optymistyczne.
Pokonaliśmy blisko 30 km trasy, na której znalazło się kilka wzniesień, a na końcu podejście zboczami Pilska na Halę Miziową. Ku naszemu zdziwieniu nogi przywykły do ciągłego marszu - stopy już nie kłują na koniec dnia, jak na początku. Kondycyjnie czujemy się wyśmienicie. Nawet myśleliśmy iść dzisiaj dalej na Rysiankę, ale powstał jeden feler. Niestety buty nie wytrzymały naporu wody i doszczętnie przemokły. Musimy mieć czas, aby je wysuszyć. Po za tym w niektórych miejscach wymagają również klejenia (dobrze, że przezornie zabraliśmy ze sobą „kropelkę”).
Przyzwyczailiśmy się już do niezwykłej atmosfery i gościnności na studenckich bazach namiotowych. Tym razem były to Głuchaczki, gdzie ogrzaliśmy się przy kubku gorącej kawy i przy turystycznej pogawędce przeczekaliśmy pod dachem największy deszcz. Wielkie dzięki. Pozdrawiamy „Bazowego” i „Turystę”.
Pokonaliśmy blisko 30 km trasy, na której znalazło się kilka wzniesień, a na końcu podejście zboczami Pilska na Halę Miziową. Ku naszemu zdziwieniu nogi przywykły do ciągłego marszu - stopy już nie kłują na koniec dnia, jak na początku. Kondycyjnie czujemy się wyśmienicie. Nawet myśleliśmy iść dzisiaj dalej na Rysiankę, ale powstał jeden feler. Niestety buty nie wytrzymały naporu wody i doszczętnie przemokły. Musimy mieć czas, aby je wysuszyć. Po za tym w niektórych miejscach wymagają również klejenia (dobrze, że przezornie zabraliśmy ze sobą „kropelkę”).
Przyzwyczailiśmy się już do niezwykłej atmosfery i gościnności na studenckich bazach namiotowych. Tym razem były to Głuchaczki, gdzie ogrzaliśmy się przy kubku gorącej kawy i przy turystycznej pogawędce przeczekaliśmy pod dachem największy deszcz. Wielkie dzięki. Pozdrawiamy „Bazowego” i „Turystę”.
niedziela, 15 lipca 2012
GSB-21, dzień 14: Kucałowa Przełęcz - Markowe Szczawiny
Babia Góra, Beskid Żywiecki, Cyl Hali Śmietanowej (Kiczorka), Główny Szlak Beskidzki, Gówniak, GSB, Hala Krupowa, Kępa, Markowe Szczawiny, Polica, Sokolica
4 komentarze
za nami
|
pozostało
| |
403,9 km
|
115,1 km
|
Wstaliśmy o czwartej rano. Wiedzieliśmy, że aby się wstrzelić w korzystne okienko pogodowe musimy wcześnie wyruszyć na trasę. W nocy lało, a popołudniu może znów padać. Ruszyliśmy zatem o świcie. Połknęliśmy szczyt Policy, potem Cyl Hali Śmietanowej i Shylec. Schodząc na Krowiarki zobaczyliśmy, że przez gęstą koronę świerkowego lasy zaczęły przedzierać się promienie słoneczne. Gdy tylko pokonaliśmy Zubrzyckie Stromizny weszliśmy w pas kosodrzewiny. Pojawiły się pierwsze spektakularne widoki, godne królowej polskich Beskidów. Widok kominów krakowskiego Łęgu, przywiódł nasze myśli ku domowi. Potem na Kępie niespodziewane spotkanie na szlaku z autorami bloga "Tramwaje, pociągi, rowery, wspinaczka i Miauczący Kot - czyli totalny MIXblog" ;)
Wkrótce zrównaliśmy się z płynącymi obłokami. Zrobiło się przepięknie, choć nisko płynące obłoki przysłaniały odleglejsze elementy panoramy. Na szczycie jak zwykle trochę wiało zimnym, zachodnim wiatrem, ale kamienny wiatrochron skutecznie nas od niego chronił. Spędziliśmy na szczycie sporo czasu zanim zdecydowaliśmy się schodzić do schroniska, ale bez pośpiechu bo i tak nie idziemy dalej jak na Markowe Szczawiny. W Schronisku na Markowych Szczawinach znów zostaliśmy ciepło przyjęci przez panią Kasię. To bardzo miłe, że wśród tylu gości schroniska pamięta nasze twarze.
Wkrótce zrównaliśmy się z płynącymi obłokami. Zrobiło się przepięknie, choć nisko płynące obłoki przysłaniały odleglejsze elementy panoramy. Na szczycie jak zwykle trochę wiało zimnym, zachodnim wiatrem, ale kamienny wiatrochron skutecznie nas od niego chronił. Spędziliśmy na szczycie sporo czasu zanim zdecydowaliśmy się schodzić do schroniska, ale bez pośpiechu bo i tak nie idziemy dalej jak na Markowe Szczawiny. W Schronisku na Markowych Szczawinach znów zostaliśmy ciepło przyjęci przez panią Kasię. To bardzo miłe, że wśród tylu gości schroniska pamięta nasze twarze.
sobota, 14 lipca 2012
GSB-21, dzień 13: Jordanów - Kucałowa Przełęcz
Beskid Makowski, Beskid Żywiecki, Bystra, Cupel, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Hala Krupowa, Jordanów, Naroże, Okrąglica, Soska, Urwanica
1 komentarz
za nami
|
pozostało
| |
385,7 km
|
133,3 km
|
Postanowiliśmy zrobić odpoczynkowy dzień i wyznaczyliśmy sobie do przejścia tylko 17,5 km. Przyda się nam taka chwila luzu, gdyż od początku wędrówki właściwie nie mieliśmy żadnej przerwy. Pogoda nawet dopisała i tym razem doszliśmy do schroniska w suchych butach. No i po raz pierwszy stopy nie pieką ze zmęczenia.
Oby jutro aura była tak sprzyjająca, bo przed nami Babia Góra - najwyższa kulminacja Głównego Szlaku Beskidzkiego. Bez sprzyjających warunków pogodowych może być ciężko, a prognozy nie są idealne. Czy Babia Góra nas przepuści… zobaczymy jutro. Tymczasem za oknem pada.
Od czasu, gdy weszliśmy na obszar Beskidów Zachodnich plecaki nasze stały się nieco lżejsze. Nie nosimy dużych zapasów wody, bo schronisk i sklepów mamy teraz więcej na szlaku, a też mniej pijemy, bo dni nie są tak upalne jak wcześniej. Z pewnością też organizmy nasze przestawiły się do funkcjonowania we wzmożonym wysiłku. Wysiłek ten można przyrównać do wytężonego, całodziennego treningu fizycznego, który w naszym przypadku trwa już trzynasty z kolei dzień. Jego skutki widzimy na sobie. Choć nie żałujemy sobie kalorii, to ciuchy stały się jakby większe. Spodnie trzymają się na swoim miejscu tylko dzięki paskowi.
Oby jutro aura była tak sprzyjająca, bo przed nami Babia Góra - najwyższa kulminacja Głównego Szlaku Beskidzkiego. Bez sprzyjających warunków pogodowych może być ciężko, a prognozy nie są idealne. Czy Babia Góra nas przepuści… zobaczymy jutro. Tymczasem za oknem pada.
Od czasu, gdy weszliśmy na obszar Beskidów Zachodnich plecaki nasze stały się nieco lżejsze. Nie nosimy dużych zapasów wody, bo schronisk i sklepów mamy teraz więcej na szlaku, a też mniej pijemy, bo dni nie są tak upalne jak wcześniej. Z pewnością też organizmy nasze przestawiły się do funkcjonowania we wzmożonym wysiłku. Wysiłek ten można przyrównać do wytężonego, całodziennego treningu fizycznego, który w naszym przypadku trwa już trzynasty z kolei dzień. Jego skutki widzimy na sobie. Choć nie żałujemy sobie kalorii, to ciuchy stały się jakby większe. Spodnie trzymają się na swoim miejscu tylko dzięki paskowi.
piątek, 13 lipca 2012
GSB-21, dzień 12: Turbacz - Jordanów
Bardo, Beskid Makowski, Główny Szlak Beskidzki, Gorce, Groniki, GSB, Jaworzyna Ponicka, Jordanów, Maciejowa, Obidowiec, Rabka-Zdrój, Rozdziele, Skawa, Stare Wierchy, Turbacz, Zbójecka Góra
Brak komentarzy
za nami
|
pozostało
| |
368,2 km
|
150,8 km
|
Nie pierwszy raz piękny poranek obudził nas na Turbaczu. Gorce po raz kolejny imponowały. Znakomita przejrzystość powietrza i blask wschodzącego słońca sprawiły, że Kotlina Nowotarska i piętrząca się za nią ściana Tatr nabrały wyjątkowego kontrastu. Chłód zmusił nas do ubrania kurtek.
Dzisiejszy odcinek jest spacerowy. Cały czas w dół do Rabki, dwa postoje na Starych Wierchach i Maciejowej, a w Rabce przerwa na obiad w pizzerii „Maleńka”. Potem wchodzimy do Beskidu Makowskiego i wtedy zaczyna się sączyć z nieba. Zakładamy pałatki. Szlak robi się błotnisty, a łąki stają się podmokłe. Buty szybko nasiąkają wodą, a wkrótce jej nabierają. Idziemy na pamięć, bo znamy tą trasę.
Główny Szlak Beskidzki przebiega chwilkę przez Beskid Makowski, aby dłużej w nim pobyć zatrzymujemy się tu na noc, w Jordanowie, w ośrodku „Strumyk”. Poza tym wspinaczka na Pasmo Polic w taką pogodę (barową) nie byłaby prosta, bo błoto zapewne sięga na tym podejściu po kostki. Już kiedyś mieliśmy przyjemność to sprawdzić. Po za tym trzeba się osuszyć, a tu do tego są znakomite warunki.
Dzisiejszy odcinek jest spacerowy. Cały czas w dół do Rabki, dwa postoje na Starych Wierchach i Maciejowej, a w Rabce przerwa na obiad w pizzerii „Maleńka”. Potem wchodzimy do Beskidu Makowskiego i wtedy zaczyna się sączyć z nieba. Zakładamy pałatki. Szlak robi się błotnisty, a łąki stają się podmokłe. Buty szybko nasiąkają wodą, a wkrótce jej nabierają. Idziemy na pamięć, bo znamy tą trasę.
Główny Szlak Beskidzki przebiega chwilkę przez Beskid Makowski, aby dłużej w nim pobyć zatrzymujemy się tu na noc, w Jordanowie, w ośrodku „Strumyk”. Poza tym wspinaczka na Pasmo Polic w taką pogodę (barową) nie byłaby prosta, bo błoto zapewne sięga na tym podejściu po kostki. Już kiedyś mieliśmy przyjemność to sprawdzić. Po za tym trzeba się osuszyć, a tu do tego są znakomite warunki.
czwartek, 12 lipca 2012
GSB-21, dzień 11: Krościenko nad Dunajcem - Turbacz
Główny Szlak Beskidzki, Gorce, GSB, Jaworzyna, Kiczora, Kotelnica, Krościenko nad Dunajcem, Lubań, Marszałek, Przełęcz Knurowska, Runek (Gorce), Studzionki, Średni Groń, Turbacz
1 komentarz
za nami
|
pozostało
| |
339,0 km
|
180,0 km
|
Dwa duże podejścia na Lubań i Turbacz oraz 32 km trasy wymusiły wczesną pobudkę. To niesamowite, jak organizm ludzki potrafi się zregenerować w ciągu jednej nocy. Na szlak ruszyliśmy o 6.00, we mgle i deszczu. Widoki jakie towarzyszą podczas podejścia nie są nam obce, dlatego nie przejmujemy się, że ich nie ma teraz. Przynajmniej zupełnie możemy skoncentrować się na podejściu. Im bliżej szczytu tym nękało nas mniej deszczu. Wkrótce też część chmur znalazła się na wysokości niższej od naszej. Na szczycie deszczu już nie było, ale były za to pyszne naleśniki, specjał tutejszej bazy namiotowej.
środa, 11 lipca 2012
GSB-21, dzień 10: Kordowiec - Krościenko nad Dunajcem
Beskid Sądecki, Dzwonkówka, Główny Szlak Beskidzki, GSB, Kordowiec, Krościenko nad Dunajcem, Kuba, Mała Radziejowa, Niemcowa, Przehyba, Radziejowa, Skałka, Stajkowa, Wielki Rogacz, Złomisty Wierch
Brak komentarzy
za nami
|
pozostało
| |
307,0 km
|
212,0 km
|
Otworzywszy oczy spojrzeliśmy na blask czerwieni wpadający przez okno naszego pokoiku w chacie „Kordowiec”. To co zobaczyliśmy za oknem było jakby nie z tego świata - olśniewający świt, taki jaki do tej pory widzieliśmy chyba w bajkach i pewnie dlatego po chwili zasnęliśmy ponownie. No cóż, ostatnimi dniami coraz trudniej nam się wstaje. Zmęczenie daje znać, a nie ma się co dziwić - to skutek bezustannej wędrówki. W ciągu dziesięciu kolejnych dni przeszliśmy już ponad 300 km.
Popołudniu zapowiadali burze i faktycznie, gdy schodziliśmy z Radziejowej zaczęło grzmieć. Przyśpieszyliśmy i zdążyliśmy na czas do schroniska na Przechybie. Jedząc obiad obserwowaliśmy jak dwa fronty burzowe ścierają się ze sobą. Dobrze, że dotarliśmy do schroniska na czas.
Do Krościenka nad Dunajcem schodziliśmy w znakomitych nastrojach. Byliśmy już przed ostatnim wzniesieniem, gdy ponownie tego samego dnia usłyszeliśmy pomruki burzy. Wkrótce zobaczyliśmy skąd płynie zagrożenie. Nad Lubaniem kotłowała się potężna burza. Zaczęliśmy gnać jak szaleni w dół góry. Niestety burza była szybsza i wraz z osiągnięciem granicy lasu musieliśmy przysiąść wśród przydrożnych zarośli. Nie mogliśmy wyjść na otwartą przestrzeń. Trudno powiedzieć ile tak siedzieliśmy w bezruchu… pół godziny, a może godzinę.
Gdy później zeszliśmy do Krościenka nad Dunajcem trafił nam się nocleg nieprawdopodobny: luksus jakiego się nie spodziewaliśmy i to za cenę niższą od przeciętnej schroniskowej. Jest to pensjonat „FaFik” prowadzony przez niezwykle sympatyczną Panią Jolę. Znajduje się on przy czerwonym szlaku, przy moście nad Dunajcem. Naprawdę warto go zapamiętać.
Popołudniu zapowiadali burze i faktycznie, gdy schodziliśmy z Radziejowej zaczęło grzmieć. Przyśpieszyliśmy i zdążyliśmy na czas do schroniska na Przechybie. Jedząc obiad obserwowaliśmy jak dwa fronty burzowe ścierają się ze sobą. Dobrze, że dotarliśmy do schroniska na czas.
Do Krościenka nad Dunajcem schodziliśmy w znakomitych nastrojach. Byliśmy już przed ostatnim wzniesieniem, gdy ponownie tego samego dnia usłyszeliśmy pomruki burzy. Wkrótce zobaczyliśmy skąd płynie zagrożenie. Nad Lubaniem kotłowała się potężna burza. Zaczęliśmy gnać jak szaleni w dół góry. Niestety burza była szybsza i wraz z osiągnięciem granicy lasu musieliśmy przysiąść wśród przydrożnych zarośli. Nie mogliśmy wyjść na otwartą przestrzeń. Trudno powiedzieć ile tak siedzieliśmy w bezruchu… pół godziny, a może godzinę.
Gdy później zeszliśmy do Krościenka nad Dunajcem trafił nam się nocleg nieprawdopodobny: luksus jakiego się nie spodziewaliśmy i to za cenę niższą od przeciętnej schroniskowej. Jest to pensjonat „FaFik” prowadzony przez niezwykle sympatyczną Panią Jolę. Znajduje się on przy czerwonym szlaku, przy moście nad Dunajcem. Naprawdę warto go zapamiętać.